-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2021-02-07
2020-08-12
2019-03-12
2019-02-14
Wyobraźcie sobie szpital, ponury i przerażający, gdzie zza ciemnych zasłon nigdy nie dociera światło słoneczne. Po korytarzach roznoszą się krzyki, niepochamowany śmiech, mamrotanie i inne bliżej niezidentyfikowane odgłosy. W powietrzu czuć odór środka uspokajającego. W salach chorych leżą kobiety. Całe mnóstwo kobiet, niektóre przykute do łóżek, inne dzwoniące kłódkami w pasach cnoty. Wszystkie zostały uznane za obłąkane i są leczone- odosobnieniem, hipnozą, elektrowstrząsami, lodowatymi kąpielami, prasą do ubijania jajników, a w ekstremalnych przypadkach sterylizacją. Te ładniejsze, bądź z ciekawszymi objawami histerii mają szansę zostać gwiazdami w spektaklu słynnego doktora Charcota, dyrektora owego szpitala psychiatrycznego.
W tym świecie pojawia się nieobliczalna dziewczynka z dziwnymi oczami, która nie reaguje na standardową terapię. Dziecko nie mówi, tylko porozumiewa się ze światem za pomocą runów, przez co zostaje nazwane Runą. Nieoczekiwanie dziewczynka staje się postrachem całego szpitala i zostaje wplątana w naukowy wyścig o to, kto pierwszy wytnie obłęd z mózgu pacjenta.
Czytałam tę książkę bardzo długo. Powodem nie była jej objętość, mój brak czasu, ani to, że nie była wciągająca. Musiałam jednak czytać ją fragmentami, by robić sobie przerwy na złapanie oddechu. Mroczna atmosfera szpitala psychiatrycznego, przerażające metody „leczenia”, przyszpitalne pokazy wariatek, straszne eksperymenty naukowe i bezwolność zamkniętych tam kobiet sprawiają, że książka momentami jest strasznie przytłaczająca. Zwłaszcza, gdy zdamy sobie sprawy, że kobiety, które uznawano za obłąkane i poddawano tym wszystkim torturom, tak naprawdę cierpiały na schizofrenię, depresję czy nerwicę. Dziś tacy ludzie przy odpowiedniej pomocy psychologicznej i farmakologicznej mogą normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Tylko, że te kobiety nie zawsze miały prawdziwe zaburzenia psychiczne. Często były zamykane w zakładach za chwiejne usposobienie, zmienne nastroje lub zbytnie zamiłowanie do łóżkowych igraszek, albo zwyczajnie rodzina chciała się ich pozbyć.
W „Runie” znajdziemy sporo faktów historycznych wymieszanych z fikcją literacką. Wiele rzeczy wydaje się zbyt strasznych, by mogło być prawdziwe, ale klinika Salpêtrière i doktor Charcot istnieli naprawdę. Ogólnie cała historia była dla mnie trochę niespójna. Równocześnie z akcją dziejącą się w klinice jest prowadzony wątek kryminalny, w którym postać detektywa, byłego policjanta uważającego się za przestępcę, jakoś zupełnie mi nie pasowała do całej tej mrocznej atmosfery. Okropny jest także główny bohater. Z jednej strony ma moralne dylematy, ale z drugiej nie cofa się przed radykalnymi środkami do osiągnięcia celu. Niby podjął się pracy w zakładzie dla psychicznie chorych, by pomóc wyzdrowieć ukochanej kobiecie, ale gdy się dowiaduje ma ona zaplanowany zabieg sterylizacji, to zamiast pędzić jej na ratunek, stwierdza, że może jej pomóc jedynie pisząc pracę doktorską. Nie do końca przemówiło do mnie także zakończenie, a właściwie epilog, w którym autorka poddaje w wątpliwość wiarygodność całej historii. W moim odczuciu nie było to potrzebne.
Polecam gorąco lekturę „Runy”, bo jest to bardzo mocna książka, trzymająca w napięciu, której nie da się szybko zapomnieć. Jest to jedna z tych historii, po których dziękuje się losowi za życie w XXI wieku.
Wyobraźcie sobie szpital, ponury i przerażający, gdzie zza ciemnych zasłon nigdy nie dociera światło słoneczne. Po korytarzach roznoszą się krzyki, niepochamowany śmiech, mamrotanie i inne bliżej niezidentyfikowane odgłosy. W powietrzu czuć odór środka uspokajającego. W salach chorych leżą kobiety. Całe mnóstwo kobiet, niektóre przykute do łóżek, inne dzwoniące kłódkami w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-08-23
2017-08-29
2017-12-03
Podeszłam do tej książki nieco sceptycznie. Okres II wojny światowej był czasem wielkich dramatów, wielkiego cierpienia i wielkiego bohaterstwa. Rozegrały się w nim miliony tragicznych historii, więc nic dziwnego, że pisarze tak często umiejscawiają akcję swoich powieści w tych niespokojnych czasach. Dlaczego więc, wśród wielu wspaniałych, a mniej rozreklamowanych powieści, akurat ta miała by być taka wyjątkowa? Dlaczego niedawno wszyscy tak zaczytywali się akurat tą historią?
Mamy 1940 rok, w którym Francja po bardzo krótkim oporze, skapitulowała i poddała się niemieckiej okupacji. Mamy też dwie bohaterki, zupełnie różne od siebie siostry, które muszą sprostać nowej rzeczywistości. Każda z nich inaczej reaguje na rozgrywające się wydarzenia i podejmuje zupełnie inne decyzje. Muszę przyznać, że początkowe obie strasznie mnie irytowały. Jedna z nich zachowywała się bardzo naiwnie, druga była zbyt śmiała, opryskliwa, nieskora do okazania pokory. Obie mogły tak łatwo przyczynić się do własnej zguby. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że to ja wykazałam się wyjątkową ignorancją. Przecież czytałam tę książkę ponad 70 lat po tamtych wydarzeniach, znam co nieco historię i wiem, jakie konsekwencje mogły grozić bohaterkom. One z perspektywy swoich czasów nie miały pojęcia, co może się wydarzyć. Od tego momentu historia ta całkowicie mnie pochłonęła. Znalazłam tu wszystko, co powinno się znaleźć w powieści o II wojnie światowej: strach, głód, przemoc, bestialskie traktowanie ludzi, ale i wewnętrzną przemianę, wielkie bohaterstwo i pokazanie, że nie każdy Niemiec był potworem. Jest to także historia o miłości, ale nie tej romantycznej. Jest tu ukazana głównie miłość rodzicielska i miłość do rodziny, a dopiero w tle miłość mężczyzny i kobiety, którzy mają świadomość, że mogą się już nigdy nie zobaczyć. Podczas lektury targały mną skrajne emocje, wiele razy ścisnęło mi się serce i wiele razy miałam łzy w oczach. Zrozumiałam fenomen tej powieści i mogę ją naprawdę szczerze polecić.
Podeszłam do tej książki nieco sceptycznie. Okres II wojny światowej był czasem wielkich dramatów, wielkiego cierpienia i wielkiego bohaterstwa. Rozegrały się w nim miliony tragicznych historii, więc nic dziwnego, że pisarze tak często umiejscawiają akcję swoich powieści w tych niespokojnych czasach. Dlaczego więc, wśród wielu wspaniałych, a mniej rozreklamowanych powieści,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-16
2017-10-12
2017-09-12
2017-09-06
Moja znajomość twórczości Charlesa Dickensa ograniczała się do tej pory jedynie do omawianej w szkole „Opowieści wigilijnej” oraz ekranizacji „Olivera Twista”. O „Wielkich nadziejach” usłyszałam po raz pierwszy na czyimś wideoblogu, później była to ulubiona książka bohaterów jakiejś czytanej przez mnie książki i tak ten tytuł przewinął się jeszcze kilkukrotnie i zawsze był bardzo zachwalany. Sama miałam ogromne trudności ze znalezieniem tej książki, nie było jej w moich bibliotekach, ani księgarniach, dlatego gdy wreszcie wpadła w moje ręce miałam wobec niej, no cóż… wielkie nadzieje.
„Wielkie nadzieje” to historia pewnego chłopca o imieniu Pip-sieroty wychowywanego „własnoręcznie” przez apodyktyczną siostrę i jej dobrodusznego męża kowala. Pewnego dnia chłopiec spotyka zbiegłego galernika, któremu przynosi jedzenie. Mężczyzna szybo jednak zostaje schwytany. Wkrótce potem pewna bogata ekscentryczna dama zatrudnia Pipa jako chłopca do zabawy. Kobieta mieszka w ponurym domiszczu, gdzie czas został zatrzymany w dniu jej niedoszłego ślubu. W tym smutnym otoczeniu chłopiec poznaje przepiękną i wyniosłą Estellę, pod wpływem której zaczyna marzyć o lepszym życiu. Marzenia te nieoczekiwanie będą miały szansę się ziścić, gdy anonimowy dobroczyńca postanowi podarować Pipowi majątek i uczynić z niego wielkiego pana. Czy wielkie nadzieje Pipa się spełnią? Czy dzięki pieniądzom i wykształceniu zyska w oczach Estelli? Kim jest anonimowy dobroczyńca i dlaczego wybrał właśnie jego?
„Wielkie nadzieje” to historia o dorastaniu, o niespełnionej miłości, o ogromnej krzywdzie, zbrodni, zemście i pieniądzach, które wcale nie dają szczęścia w życiu. Obserwujemy tu historię Pipa i Estelli- dwojga dzieci, którym podarowano lepszą przyszłość. Ich drogi są wyboiste i choć krzyżują się w wielu miejscach, to nie mogą się ze sobą połączyć. Dickens opisał niezwykłą miłość, taką pierwszą, naiwną, płomienną, która miesza w głowie i zmusza do wielkich poświęceń, ale nie może się spełnić. To jest coś zupełnie innego niż wszystkie te historie kończące się happy endem. Tutaj wiemy, że nawet jeśli Pipowi i Estelli uda się w końcu połączyć, to nie będzie to lekkie, szczęśliwe zakończenie, a oni nigdy nie będą już tacy sami.
Charles Dickens doskonale wykreował swoich bohaterów. Postacie pierwszo i drugoplanowe, a nawet te trzecioplanowe, odznaczają się w sposób, dzięki któremu czytelnik je zapamiętuje. Weźmy na przykład takiego pana Pumblechooka, Mr Wopsla, czy nawet chłopca pracującego u krawca. Są to bohaterowie, którzy tak właściwe nie są niezbędni dla fabuły, spokojnie można by ich wyciąć, a historia nie zmieniłaby swojego biegu. Dicekns nadał im jednak takie cechy, które urozmaicają opowieść, a te postacie pozostają w naszych myślach.
Od tej pory Charles Dickens to dla mnie absolutny mistrz słowa. Jego styl pisania ma w sobie coś magicznego, mimo że nie ma tu żadnych elementów fantastycznych. Ta opowieść wciąga, porywa i pozostaje w umyśle dopóki nie poznamy zakończenia. Cała historia składa się z porozrzucanych elementów, które w pewnym momencie łączą się w jedną całość zaskakując czytelnika. Opisy miejsc nie są suchymi opisami, tylko czuje się, że autor widział to wszystko na własne oczy, przechadzał się po bagniskach, odwiedził londyńskie więzienie i pływał łódką po Tamizie. XIX wieczny Londyn staje przed naszymi oczami żywy, ponury i w pełnym rozkwicie. Dickens pisze tak prawdziwie, że wierzymy mu całkowicie w tę historię, choć po głębszym zastanowieniu brzmi ona bardzo nieprawdopodobnie. Dla mnie ta powieść to zupełne mistrzostwo fabuły, stylu i narracji.
Długo jeszcze mogłabym się tak zachwycać wszystkim walorami tej książki. Jak dla mnie jest to powieść doskonała, która właśnie znalazła się na zaszczytnym pierwszym miejscu wśród moich ulubionych powieści historycznych, spychając z piedestału „Przeminęło z wiatrem”, które tkwiło tam przez ponad 10 lat.
Bardzo, bardzo gorąco polecam.
Moja znajomość twórczości Charlesa Dickensa ograniczała się do tej pory jedynie do omawianej w szkole „Opowieści wigilijnej” oraz ekranizacji „Olivera Twista”. O „Wielkich nadziejach” usłyszałam po raz pierwszy na czyimś wideoblogu, później była to ulubiona książka bohaterów jakiejś czytanej przez mnie książki i tak ten tytuł przewinął się jeszcze kilkukrotnie i zawsze...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to