-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać8
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać5
Biblioteczka
2016-07-13
2016-01-11
2016-08-22
2016-06-12
„Cień pozostał”
"- Ale teraz jest inaczej. [...] Przynajmniej czasami. Tylko w nocy, na korytarzu, przez te ciemności, i w naszych snach, ale za dnia śmiejemy się, uczymy, chodzimy na lekcje. Wszystko jest zwyczajne, sympatyczne...
- Bo teraz i my jesteśmy tego częścią [...] Nie rozumiesz, Kit? Stałyśmy się częścią cienia. Żyjemy w nim od paru tygodni i przyzwyczaiłyśmy się do niego."
Kit Gordy zostaje wysłana do szkoły z internatem. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby testy wstępne do Blackwood zdała pomyślnie także jej najlepsza przyjaciółka, a dziewczęta mogłyby rozpocząć nowy rok szkolny razem.
Tak się jednak nie stało. Poznajemy więc bohaterkę w momencie, kiedy jest odwożona do szkoły madame Duret. Na widok okazałego (a la zamkowego) budynku na tle ognistego zachodu słońca, Kat ogarnia niesamowite i przerażające uczucie zimna - wewnętrznego chłodu. Mimo błagań, jej matka i ojczym postanawiają się wybrać w podróż poślubną po Europie, a córkę pozostawić w pięknie odremontowanym pałacyku elitarnej placówki. Jak bardzo elitarnej okazuje się już następnego dnia, kiedy łączą ilość uczennic na semestr zimowy ma wynosić tylko... cztery osoby. Z jakiego powodu madame Duret zebrała w szkole tak małą liczbę uczennic?
"Kit nie mogła oderwać wzroku od świecących okien, które tańczyły przed nią jak setki miniaturowych słońc. Zadrżała, bo poczuła w sercu lodowaty chłód."
Początek opowieści przebiega spokojnie. Choć bohaterkę nieustannie nawiedzają dziwne sny, wszyscy zsyłają to na stres wywołany nowymi doświadczeniami. Lekcje są indywidualne, nauczycieli zaledwie trzech, a program nauczania coraz bardziej wymagający. Mrocznego przeczucia słusznie nie powinno się lekceważyć.
Całość intrygi rozpoczyna moment, kiedy to w młodych uczennicach budzą się niespodziewanie talenty. Pierwsze uczucie to zachwyt, potem dopiero nadchodzi moment zastanowienia. Jakie jest źródło owej ukształtowanej już w pełni umiejętności, skoro nigdy wcześniej nie była ćwiczona?
Malarstwo, poezja, muzyka czy skomplikowane teorie matematyczne. Jak z rękawa pojawiają się nowe obrazy, wiersze, utworzy czy twierdzenia godne największych umysłów tego świata, których twórcy już dawno temu odeszli. Skąd przychodzi ta wiedza? Czy tylko z uśpionego umysłu w stanie snu? Może za całość odpowiada posiadłość Blackwood?
"Dokąd zmierzam? Czy osiągnę coś w życiu? Będę szczęśliwa? Czy zasługuję na miłość?"
Elektryk nigdy nie dojechał, znikome jest łącze telefoniczne czy internetowe, a brama wjazdowa na drogę do pobliskiego miasteczka stale zamknięta. Wszystkie listy wychodzące z Blackwood zadają się nie dochodzić do adresatów, a każdej nocy towarzyszą niezmiennie nowe koszmary. Konfrontacja z nauczycielami i potwierdzenie przerażających przypuszczeń udowadnia, że rozpoczyna się wyścig z czasem, w którym to stawka jest najwyższa z możliwych - to cena życia i zdrowia psychicznego.
Była też tu szansa na wątek romantyczny, ale to taka historia, gdzie na pierwszym planie jest gatunek powieści. Mamy mgliste wskazówki, czego może dotyczyć prawdziwa działalność szkoły. Teraz przypominam sobie, że wiele książek podejmuje podobny schemat dla historii... a zostały napisane i wydane wiele lat po tej (przykładowo będą to "Najciemniejsze Moce" od Kelly Armstrong (2008), w której po raz pierwszy natknęłam się na zbliżony wątek).
Lois Duncan odpowiada za powieść, na podstawie której nakręcono znany wielu film - "Koszmar minionego lata". Z lekkim szokiem przeczytałam notkę biograficzną na odwrocie książki. Amerykańska autorka znana jest ze swoich thrillerów i horrorów. Jedną z jej powieści jest też "relacja z poszukiwań mordercy jej 18-letniej córki". Po dziś dzień nie został on odnaleziony ani ukarany. Do tragedii doszło w roku 1989, czyli na dużo wcześniej zanim powstało wiele jej powieści - w tym "Korytarzem w mrok."
"Mimo jego wad tak bardzo ukochałam ten świat,
Że choć nosi blizny, jest dla mnie cudem nad cudami,
I chociaż jego chwałę głosi chór aniołów w aureoli,
Odchodzę dziś w smutku i wbrew własnej woli."
Niesłuszne jest okładkowe porównanie do serii o Harrym Potterze. Poza szkołą z internatem i wątkami paranormalnymi nie ma między tymi opowieściami za wiele punktów wspólnych. Można do nich zaliczyć żółtą czcionkę dla tytułu w polskim wydaniu książki (niczym "Zakon Feniksa", prawda?).
Do tej powieści nie trzeba jednak w ten sposób przekonywać. Ten thriller młodzieżowy obroni się świetnie sam. Jest to historia aż z roku 1974 i widać w niej styl, którego mogłyby mu pozazdrościć obecnie wydawane powieści młodzieżowe: trafnie, zgrabnie i nie przedłużając, a cały czas na temat. Napięcie serwowane jest stopniowo, od początku zawiązania konfliktu poprzez jego eskalację aż do finału, który jak to w thrillerach musi pozostać mglisty. Kto przeżył? Kogo udało się uratować? Czy Blackwood wznowiło swoją mroczną działalność w innym miejscu? Była już szkoła we Francji, potem w Anglii, a następnie w Stanach Zjednoczonych? Gdzie pojawi się kolejna?
To książką, której lektura zajmuje zaledwie jeden dzień - nie tylko przez małą liczbę stron, ale i wciągającą fabułę, przekonujący styl i zwartość wydarzeń w akcji historii. Napisana wiele lat temu z łatwością konkuruje z powieściami wydawanymi obecnie. To dobra lektura dla wielbicieli opowieści z dreszczykiem - zarówno młodzieży jak i dorosłych. Warto przeczytać, jeśli zastanawialiście się choć przez chwilę, gdzie można dojść idąc "Korytarzem w mrok".
Źródło: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2016/06/korytarzem-w-mrok-cien-pozosta.html
„Cień pozostał”
"- Ale teraz jest inaczej. [...] Przynajmniej czasami. Tylko w nocy, na korytarzu, przez te ciemności, i w naszych snach, ale za dnia śmiejemy się, uczymy, chodzimy na lekcje. Wszystko jest zwyczajne, sympatyczne...
- Bo teraz i my jesteśmy tego częścią [...] Nie rozumiesz, Kit? Stałyśmy się częścią cienia. Żyjemy w nim od paru tygodni i przyzwyczaiłyśmy...
2016-08-28
2016-09-24
2016-11-27
2016-12-11
2016-12-25
2016-12-31
2016-12-29
2016-12-06
2016-11-13
2016-11-06
Spotkali się i zakochali w sobie dziewiątego dnia każdego listopada
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Dziewiątego dnia listopada Fallon O'Neil po raz kolejny próbowała uciec wspomnieniami od smutnej rocznicy. Umówiona na obiad z ojcem, spotkała się z nim by poinformować o zmianie w swoim życiu. Fallon zostawia przeszłość w Los Angeles i przenosi się na drugi koniec kraju by spróbować swojego szczęścia w Nowy Jorku. Jej ojciec nie pamiętał jednak o rocznicy pożaru, w którym miał swój udział. To nie jego ciało zdobiły od tego czasu blizny i to nie jego kariera aktorska zakończyła się tego dnia. Na bezsilność dziewczyny niespodziewanie reaguje nieznajomy, który przychodzi jej z pomocą. Benton James Kessler przedstawia się jako jej chłopak, choć dopiero przed chwilą się spotkali. Wybawia ją z kłopotliwej sytuacji, a w dodatku proponuje niecodzienny układ. Od tej pory Fallon i Ben spotykać się będą raz do roku - w szczególnym dla obojga dniu dziewiątego listopada. Czy smutną rocznicę można zastąpić pozytywnymi wspomnieniami, umacnianymi co rok?
Idea spotykania się pary raz na rok, po to by mogli opowiedzieć sobie o swoich sukcesach i realizacji marzeń, to pomysł znany przede wszystkim z powieści "Jeden dzień" Davida Nichollsa. Colleen Hoover wykorzystuje ten wątek i przyznaje się do tego na kartkach swojej książki. Gdy znajomi Fallon i Bena poznają reguły ich znajomości, odwołują się właśnie do "Jednego dnia" czy "Bezsenności w Seattle". Ben (który pragnie zostać pisarzem) śpieszy z wyjaśnieniami, dlatego ich pomysł to jednak inwencja. Fallon uważała, że w wieku lat osiemnastu nie można się poważnie zakochać na całe życie, nie żałując tego, co mogłoby się jeszcze przeżyć. Jej matka wychowała ją w poczuciu, że trwałe związki zawiązują się po dwudziestym trzecim roku życia. Czy uczucie Fallon i Bena, aktorki z przekreśloną karierą i pisarza niechętnego by publikować swoje książki, wytrzyma próbę czasu, jeśli tak słabo i krótko się znali, zanim układ wszedł w życie?
Colleen Hoover dotrzymuje danego na wstępie do powieści (oraz w tytule książki) słowa i konsekwentnie opisuje coroczne spotkania dwójki bohaterów, zaczynając od ich pierwszego dnia, kiedy mają po lat osiemnaście. Choć parę dzieli odległość kontynentu, przybywają na kolejne rocznice do wyznaczonego miejsca spotkania. W międzyczasie nie kontaktują się ze sobą w żaden inny sposób i starają się dotrzymać danego sobie słowa by zrobić wszystko na drodze do realizacji marzeń: pisarstwa czy aktorstwa. Dziewiąty listopada okazuje się nie być zawsze szczęśliwym dniem, przypadając w przeróżnych (także trudnych) momentach życia. Wracając do siebie i odchodząc, rozstając się w zgodzie czy gniewie, ostatecznie bohaterowie dochodzą do punktu zwrotnego, w którym to Fallon poznaje kulisy ich pierwszego spotkania. O tym właśnie ma być powieść Bena zatytułowana "Dziewiąty listopada".
"November 9" to powieść inna, ale i podobna pod pewnymi względami do poprzednich książek amerykańskiej autorki. Fallon to miłośniczka romansów, Ben to osoba studiująca kreatywne pisanie, z czasem więc mamy tutaj wiele elementów powieści wewnątrz powieści. Bohaterowie analizie poddają najbardziej znane z romantycznych scen, oceniają pocałunki czy sceny rozstania na podobnej skali. To niewątpliwe źródło humoru tej historii. Jest też głęboko skrywany sekret, który w przeciwieństwie do większości powieści New Adult, akurat tutaj zdołał mnie bardziej przekonać do tego tytułu. Był to wątek, którego nie przewidziałam, a który diametralnie zmienił oblicze tej historii. Wskazówki były widoczne wcześniej w scenach i słowach niedopowiedzianych.
Nie obyło się jednak i bez wad. Fallon i Ben tak po prawdzie wcale się nie znają, choć to romantyczny pomysł. Nie czekają na siebie przez ten rok, choć gdy jedno "zdradzi" drugie, czują się rozczarowani. Fallon może i zbyt łatwo łamie zasady, jakie sobie wyznacza, szczególnie już jeśli chodzi o Bena. Historia ich znajomości jest jednak niczym z romansów przez nią czytanych, nic więc dziwnego, że jej magii tak prędko ulega. Mamy też narrację perspektywy Bena, lecz całości jego losów nie znamy aż do finału.
"November 9" to już ósma powieść Colleen Hoover, jaką czytałam. U amerykańskiej autorki pełno jest młodych i utalentowanych ludzi: muzyka w "Maybe Someday", poezja w "Pułapce uczuć" czy pisarstwo / aktorstwo w najnowszym tytule. Skomplikowane relacje rodzinne, które stają na drodze do realizacji ich uczucia (pośrednio lub bezpośrednio), napędzają akcję, każąc bohaterom szukać innych rozwiązań by uratować wspólną przyszłość. Właśnie ze względu na zaskakujący zwrot akcji w okolicach finału, "November 9" zaliczyłabym do najlepszych powieści spod pióra Colleen Hoover. To historia, której ekranizację chętnie bym zobaczyła, nawet jeśli kilka typowych dla NA scen, można by w niej zastąpić czymś innym.
Całość recenzji na: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2016/11/november-9-dziewiatego-dnia-listopada.html
Spotkali się i zakochali w sobie dziewiątego dnia każdego listopada
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Dziewiątego dnia listopada Fallon O'Neil po raz kolejny próbowała uciec wspomnieniami od smutnej rocznicy. Umówiona na obiad z ojcem, spotkała się z nim by poinformować o zmianie w swoim życiu. Fallon zostawia przeszłość w Los Angeles i przenosi się na drugi koniec kraju by...
2016-10-31
2016-09-10
2016-08-07
2016-07-27
Never Never - Nigdy Przenigdy
Charlie Wynwood i Silas Nash to para, którą znają wszyscy. Patrząc na nich można by powiedzieć, że równie jest silna miłość jak następująca po niej zemsta. Lecz kto zemścił się na kim?
Charlie budzi się w szkole i nie pamięta nikogo, a tym bardziej tego, kim jest ona sama. Zapomniała swoje imię, swoją przeszłość, wygląd i głos osób, które najwyraźniej kochała. Klucz do odpowiedzi zdaje się mieć jej wieloletni chłopak - Silas. Konfrontacja pokazuje zadziwiającą prawdę - on także doświadczył zatarcia się wspomnień.
Pojawia się podstawowe pytanie: czy należy powiedzieć komuś o tym wszystkim - o tej nagłej i wspólnej amnezji? Automatycznie z drugiej strony jest ta pokusa, by spojrzeć na swoje życie z boku, której ulegają bohaterowie. Nie mówiąc nic nikomu, sami decydują się prowadzić śledztwo na własną rękę.
Są teraz uciekinierami od własnego życia, ale mają ku temu powód. Najwyraźniej dawni Charlie Wynwood i Silas Nash zamierzali ze sobą zerwać. Prawdopodobnie doszło też do zdrady... i to celowej. Dlaczego więc, nie mając żadnych wspomnień, tak dobrze i bezpiecznie czują się w swojej obecności? Dlaczego tylko sobie postanowili zaufać, zamiast przerzucać się oskarżeniami? Kluczem do przeszłości są wspomnienia - i nieważne jak bolesne - należy pamięć odzyskać.
Miejscem akcji jest Nowy Orlean. To tam dwójka najlepszych przyjaciół od czasów dzieciństwa zakochała się w sobie. To tam także spędzili razem wiele chwil, gdy ich rodziny żyły w przyjaźni, a jako wspomnienia zapisały się wspólne święta czy wyjazdy wakacyjne. Cudowny okres życia kończy wyrok więzienia dla ojca Charlie. Dziewczyna wierzy w jego niewinności i jednocześnie zdradę ojca Silas'a. To nieodwracalnie rzuca cień na jej uczucia do - zdawać by się mogło - miłości jej życia.
Nienawidzące się rodziny jak rody Romea i Julii, dwójka młodych raniących się nawzajem, brak szansy na wyrównanie rachunków i klątwa utraconych wspomnień... Lecz czy na pewno jest to przekleństwo losu, a może jego dar?
"Never Never" to seria trzech nowelek napisanych wspólnie przez dwie amerykańskie autorki powieści z nurtu New Adult: Colleen Hoover i Tarryn Fisher. Odstępy między częściami wynosiły sporo czasu: pierwsze opowiadanie ukazało się w styczniu 2015, drugie w maju tego samego roku, zaś na trzecie czytelnicy musieli czekać aż do stycznia 2016. W polskim wydaniu (już w sierpniu) wszystkie trzy ukażą się jako wydanie zbiorcze w jednej książce. Dzięki temu "Never Never" ocenić można zarówno jako całość historii jak i osobne części.
Miłość może być piękna, lecz w powieści z wątkiem utraconych wspomnień - w dodatku takiej zbiorowej amnezji - na pierwszym miejscu dla czytelnika będzie od początku droga do rozwiązania zagadki. Przez to właśnie można odnieść wrażenie, że czyta się swego rodzaju thriller młodzieżowy. Co jest przyczyną nagłej amnezji: zażyte narkotyki, przebyty wypadek, a może eksperyment rządowy? Czy może być to dalszy ciąg zemsty jednej z rodzin? Wszelkie spekulacje ucinają autorki sugerując działanie klątwy... Ostatecznie miejscem akcji jest Luizjana i Nowy Orlean. Nie będzie w tym wątku większej sensacji, a powieść pozostaje w kategorii New Adult bez udziału sił nadnaturalnych. Rozwiązanie jest bardziej... zwyczajne, związane ze znanym twierdzeniem, ale mimo wszystko mało wiarygodne dla czytelnika po tak uknutej intrydze dwóch pierwszych nowelek.
W "Never Never" kolejna para przyjaciół wychowujących się razem, potem decyduje się chodzić ze sobą mimo okropnego charakteru drugiej osoby. Taki obraz można mieć na początku tej historii zapomnianych wspomnień. Potem jednak w odnalezionych listach i dziennikach (sporządzanych zarówno przez Charlie jak i Silas'a) odkrywamy inny obraz. To przeszłość, do której chciałoby się powrócić. Jest to jednak przeszłość daleka, a ta najbliższa nie wyglądała za ciekawie.
Silas to romantyczna dusza. Łatwo przychodzi go polubić, co innego Charlie. Równie mocno uparta, co zagubiona. Wydawać by się mogło, że postać ta jest podobna do innej z stworzonych przez Tarryn Fisher (będą to wiedzieć czytelnicy "Mimo moich win"). Wątek amnezji wystąpił także w tamtym cyklu powieści. Za romantycznymi gestami (i całą oprawą) z całą pewnością stoi zaś z tego duetu Colleen Hoover (Hopeless - Maybe Someday - Ugly Love - Pułapka uczuć).
To losy współczesnej legendarnej pary - Romea i Julii - gdyby z dnia na dzień doznali zaniku pamięci. Uczyniłoby to ich szczęśliwszymi czy może wręcz odwrotnie? Colleen Hoover i Tarryn Fisher to zgrany debiut, który dobrze się uzupełnia. Historia przedstawionej pary wciąga, nieustannie interesuje czytelnika i zmusza do dalszej lektury w poszukiwaniu prawdy - rozwiązania całej intrygi kryjącej się za słowami "Nigdy, przenigdy". Może dlatego po poznaniu finału trzeciego opowiadania czuć lekki niedosyt przy tak nagromadzonym napięciu i hipotezach. Nie zmianie to jednak faktu, że do fragmentów "Never Never" miło będzie powracać wielokrotnie i nie sposób żałować czasu poświęconego na lekturę tej powieści.
Link: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2016/07/never-never-nigdy-przenigdy.html
Never Never - Nigdy Przenigdy
Charlie Wynwood i Silas Nash to para, którą znają wszyscy. Patrząc na nich można by powiedzieć, że równie jest silna miłość jak następująca po niej zemsta. Lecz kto zemścił się na kim?
Charlie budzi się w szkole i nie pamięta nikogo, a tym bardziej tego, kim jest ona sama. Zapomniała swoje imię, swoją przeszłość, wygląd i głos osób, które...
2016-06-11
Los mojej stuletniej klątwy
Ocean - piękna, potężna i niezbadana tak do końca siła. Niesie ze sobą życie, ale i je obiera. Czy może ponownie oferować dar życia - nawet jeśli tylko jako cień drugiej szansy?
Syreną się jest albo staje się nią w wyniku klątwy. Tym razem jest to drugi przypadek. Jednocześnie syreny to piękne, niebezpieczne i niezniszczalne kobiety. Ich ciało okrywają piękne suknie, odzwierciedlające obecny nastrój oceanu. Nie ma tutaj ogonów ze lśniącymi łuskami, jest za to śpiew - ten, który wabi na pewną zgubę.
Mitologia - taka w tradycyjnej formie czy też współczesnych jej reinterpretacji - zawsze przyciąga i warta jest uwagi. Kiedy ukazywały się kolejne tomy "Rywalek", było już wiadomo, że Kiera Cass napisała także opowieść w jednym tomie o... syrenach. I już w tamtym momencie zapadła decyzja, by książkę bezwzględnie przeczytać - jak tylko się pojawi. Oto i jest - podobnie jak wrażenia z jej lektury.
Start książki to bardzo dobre wprowadzenie dla całej historii jak i jej bohaterów. Poznajemy syrenie siostry w momencie, kiedy dołączyć ma do nich kolejna osoba. Jednocześnie syreny mogą być bowiem tylko cztery. Zaraz jednak akcja (fale oceanu) zabierając bohaterki na spotkanie kolejnej katastrofy morskiej... którą same mają spowodować swoimi głosami. Taka jest ich rola, cena uratowanego życia, a zarazem i forma spłacania długu.
Główna narratorka wydarzeń wcale nie zostaje syreną zaraz przed wspomnianym zatonięciem statku. Nie będzie to najmłodsza ani najstarsza z syren, tylko ta środkowa - niewyróżniająca się poprzez żaden szczególny talent - Kahlen. Co będzie ją wyróżniało i uczyni z niej bohaterkę tej morskiej opowieści?
Jeszcze jako człowiek urodziła się w zupełnie innych czasach niż powraca potem by żyć wśród ludzi. Znajduje sposób na pogodzenie się ze swoim losem... póki on trwa, lecz nie może też znieść utraty możliwości na znalezienie romantycznej miłości - nie tylko tej siostrzanej czy łączącej ją z siłami natury. Ostatecznie tym, co Kahlen wyróżnia, i zwróciło uwagę Matki Ocen by ją ocalić za pierwszym razem, okazała się być niesamowita uczuciowość i empatia. Gdzie zawiodą bohaterkę te cechy charakteru? Czy okażą się jedynie powodem dla przedłużenia stuletniego wyroku?
Syrena, której głos ludzi wiedzie na zgubę, ucząca jako wolontariuszka w szkole dla głuchoniemych dzieci? Idealne połączenie mitologii i współczesności. Wątek trwa dość krótko, ale to ciekawy pomysł. Kiedy Kahlen już zbliża się do końca swojego stuletniego wyroku na usługach Oceanu, natrafia na szansę na zyskanie odwzajemnionego uczucia prawdziwej miłości. Wkrótce jej serce zabije mocniej, ale czy warto buntować się tak blisko końca klątwy?
Gdy w fabule pojawia się ta wielka miłość, tak mocno oczekiwana przez bohaterkę, że aż i przez czytelnika, akcja jak na złość zwalnia. Akinli (imię młodzieńca) prowadzi prawdziwe monologi, Kahlen ma swoje przemyślenia, część z nich tylko komunikuje, zapisując na kartce. Szybko wpada to w powtarzalny schemat: on się domyśla (choć nie wie), lecz wyczuwa, wtedy ona się uśmiecha, on podsumowuje całość żartami. Docenia się szybko więc czas, jaki wcześniej miał miejsce w historii: trójka bohaterek poprzez stulecia umykała od wojny, by zachować sekret, ale i cieszyć się życiem... Nawet taką jego formą i każdym momentem, kiedy Matka Ocean nie wymagała, by syreny śpiewały ku zgubie innych. Kiera Cass zaskakuje przebiegiem tej opowieści. Tym razem na opowiedzenie historii jest tylko jeden tom, a nie serię, więc akcję trzeba przyśpieszyć. Pomyśleć już nawet przez moment można, że Kahlen powtórzy los baśniowej Małej Syrenki...
"Syrena" to historia w jednym tylko tomie, która potrafi obejmować bardzo rozległy okres czasu.
Klątwa syren trwa sto lat zanim zostaną one zwolnione ze swojego obowiązku, spłacą dług ocalonego życia i będą mogły powrócić do swojej drugiej szansy... tym samym zapominając sto lat służby dla Matki Ocean. Sekret takiej wagi musi pozostać sekretem. Kto tej tajemnicy grozi... tego pochłonie ocean: niezależnie czy będzie to syrena czy też człowiek.
Nadchodzi taki moment w tej opowieści, że książę o niczym nie wie, syrena wszystko zapomniała, a pamięta tylko czytelnik. Czy ta reinterpretacja baśni będzie miała swój szczęśliwy finał? Wiele można przewidzieć w tym względzie, jeśli zna się już (także lekko baśniowy) styl Kiery Cass. To zupełnie inna opowieści niż "Rywalki", choć znajdą się elementy wspólne w budowie charakteru bohaterek. Mimo iż Akinli mojego serca nie zdobył i w Kahlen przydałoby się więcej buntu, to ciepła opowieść z nagłymi zwrotami akcji. Idealna dla fanów "Rywalek" i ciekawa dla poszukiwaczy mitologicznych wątków we współczesności.
Źródło: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2016/06/syrena-los-mojej-stuletniej-klatwy.html
Los mojej stuletniej klątwy
Ocean - piękna, potężna i niezbadana tak do końca siła. Niesie ze sobą życie, ale i je obiera. Czy może ponownie oferować dar życia - nawet jeśli tylko jako cień drugiej szansy?
Syreną się jest albo staje się nią w wyniku klątwy. Tym razem jest to drugi przypadek. Jednocześnie syreny to piękne, niebezpieczne i niezniszczalne kobiety. Ich ciało...
"Myślałam, że wszystko skończy się na jednym niegroźnym kłamstewku na balu maturalnym. Że tylko zmieniam kolejność zdarzeń. Lecz nadal kłamałam."
Gia Montgomery nie chciała nikogo okłamywać. Pełni przecież funkcje przewodniczącej szkolnego samorządu i chce aby inni ludzie nie żałowali kiedyś tego, że to właśnie jej zaufali. Na moment przed rozpoczęciem balu maturalnego zostaje porzucona przez swojego chłopaka. Czy ma złamane serce? O wiele bardziej jest teraz w szoku, kiedy dociera do niej świadomość tego, co zaraz nastąpi. Bradley, czyli jej sympatia z Uniwersytetu Kalifornijskiego, to powód dla podważania jej wiarygodności przez nową w grupie przyjaciół dziewczynę. Jeśli zjawi się bez chłopaka na sali, szczera prawda zamieni się momentalnie w kłamstwo.
"Choćbyśmy mieli się rozstać pod koniec wieczoru."
Na opustoszałym parkingu nikogo nie ma. Jest tylko inny chłopak, który przed chwilą podrzucił na bal swoją młodszą siostrę. Gia nie ma zamiaru oddać zwycięstwa w sprawie, w której miała rację i nie kłamała. Porzucona została przecież praktycznie przed chwilą. By obronić prawdę postanawia więc na ryzykowny krok - posłużenie się kłamstwem. Znalazła właśnie "Chłopaka na zastępstwo" i choć nieznajomy zgodził wystąpić tego wieczoru w tej roli, bohaterka nie wie jeszcze, jak prędko przysługę będzie musiała zwrócić.
"[...] i wydawało mi się, że to nie będzie takie wielkie kłamstwo. Po prostu zamieniłam kolejność zdarzeń... podstawiając chłopaka na zastępstwo."
Pierwsza powieść Kasie West, z jaką się spotkałam, stanowi bardzo pozytywne zaskoczenie. Historia jest zabawna i wciąga już od pierwszej strony książki. Gia Montgomery to jedyna narratorka tej opowieści, rozpoczynającej się od jednego tylko kłamstwa. Jej opis rzeczywistości, zdystansowanie i refleksje na dziwnym losem to równocześnie źródło humoru tej powieści w jednym tomie. Nie zabraknie też innych bohaterów, którzy przysporzą dobrej zabawy: zastępczy Bradley (nie zdradzajmy jeszcze jego imienia), jego siostra Bec czy matka-artystka wspomnianego rodzeństwa.
" - Jeżeli podam ci swój numer, przekażesz mu go?
- A jeśli rzucę cię z tych schodów, zostawisz mnie w spokoju?"
Okładka jest wyjątkowo słoneczna, a przez to ciepła i przyjazna - dokładnie taka, jaką historię zwiastuje. Tego jednak nie wie się, zanim czytelnik nie przystąpi bezpośrednio do lektury. Po samym tylko opisie historii, który widziałam wcześniej w zapowiedziach, nie byłam przekonana do powieści Kasie West. Obcy chłopak - praktycznie wynajdywany znikąd - w ramach nagłego zastępstwa by uniknąć upokorzenia w oczach przyjaciół i znajomych? Ileż razy można było zobaczyć już film, serial czy też przeczytać książkę z takim właśnie zwrotem akcji? Jeśli autor ponownie wykorzystuje znany wątek, musi wykazać się oryginalnością. I Kasie West się to udało.
"- Jesteśmy prawie takie same - stwierdziła. - No, jeśli nie liczyć tego surfingu.
- Właśnie, weź i skończy z nim, to nic nie będzie nas dzielić."
Zgubne konsekwencje kłamstwa (nawet tego małego) i utrzymywania cudzych sekretów pokazuje wiele serii młodzieżowych, w tym Pretty Little Liars czy The Lying Game (Gra w Kłamstwa). "Chłopak na zastępstwo" nie jest jednak tylko opowieścią o kłamstwie. Z biegiem akcji okazuje się, że bezproblemowe i wolne od kłótni oraz sporów życie głównej bohaterki to tylko starannie chroniona iluzja. Jaką wartość ma utrzymywanie przyjaciół za wszelką cenę, jeśli są ludźmi, którym obawia się powiedzieć prawdę? Gia i zastępczy Bradley nie tylko jeden raz wystąpią w roli "zastępczego chłopaka / dziewczyny". Czy oddając sobie nawzajem tego rodzaju przysługi zachowają szansę na przyjaźń czy nawet miłość, jeśli faktycznie polubią przebywanie w swoim towarzystwie? I wreszcie, czy będą gotowi poświęcić grono przyjaciół i znajomych, by być ze sobą, kiedy cała prawda wyjdzie już na jaw?
"Bycie lepszym człowiekiem nie wymaga znoszenia zniewag."
Opowieść w jednym tomie autorstwa Kasie West to godna rekomendacji książka na wakacyjną lekturę. Pozwala poznać nie tylko historię jednego kłamstwa, ale także różnice w relacjach rodzinnych i to, jak mocno i trwale wpływają one potem na decyzje młodych ludzi. Kiedy bohaterowie zawrócą już z drogi sekretów i zdecydują się na wyjawienie prawdy, ciężko będzie czytelnikowi pożegnać się z tak dobrą opowieścią. Warto pamiętać o tym tytule, bo zdecydowanie "Chłopak na zastępstwo" jest wart lektury.
Źródło: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2016/08/tylko-zmieniam-kolejnosc-zdarzen.html
"Myślałam, że wszystko skończy się na jednym niegroźnym kłamstewku na balu maturalnym. Że tylko zmieniam kolejność zdarzeń. Lecz nadal kłamałam."
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGia Montgomery nie chciała nikogo okłamywać. Pełni przecież funkcje przewodniczącej szkolnego samorządu i chce aby inni ludzie nie żałowali kiedyś tego, że to właśnie jej zaufali. Na moment przed rozpoczęciem balu maturalnego...