-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2014-08-14
2014-08-25
Co byście powiedzieli na przeprowadzkę? Powiedzmy z deszczowej i chmurnej Anglii do pełnego słońca, ciepła i egzotyki Maroka? Brzmi całkiem nieźle … ale czy na pewno?
Pewnego dnia pisarz Tahir Shah postanowił, że dosyć ma angielskiej szarugi, fatalnego jedzenia i wiktoriańskich obyczajów. Czy to jest kraj, w którym chce wychowywać swe dzieci? W głębi duszy tęsknił też bardzo za kulturą swych przodków - Afgańczyków. Nie mógł jednak przeprowadzić się do Afganistanu, który cały czas szarpany jest przez nieustające walki. Wybór padł zatem na Maroko. Tam swe ostatnie dni życia spędził również dziadek Tahira. Ale znaleźć odpowiedni dom w Maroku nie jest sprawą łatwą. Po długotrwałych, bezowocnych poszukiwaniach, szczęśliwym zbiegiem okoliczności Tahir trafił na okazję zakupu domu w Casablance. Dom Kalifa, wprawdzie bardzo zniszczony i wymagający natychmiastowego remontu, miał odtąd stać się jego ijego rodziny domem. Przygotowano papiery, najbliżsi zostali wraz z dobytkiem spakowani i kiedy Tahir podpisywał dokumenty kupna swego nowego domu, w pobliżu biura notarialnego wybuchła bomba. I to był dopiero początek historii nowego życia Tahira, Rachany, Ariany i małego Timura w Domu Kalifa. Czy Tahir, mieszkaniec do tej pory Europy Zachodniej, przywyknie do nowego stylu życia jakie w całej swej okazałości proponuje mu Maroko, w którym na porządku dziennym są przesądy, czary i złowrogie dżiny, a ludzie całkowicie podporządkowują swe życie kulturze i wierzeniom swych przodków? Czy wytrwa i czy wybór jakiego dokona stanie się najlepszym z możliwych?
„Dom Kalifa. Rok w Casablance” to zapis przeżyć autora Tahir'a Shah'a po przeprowadzce wraz z rodziną do Domu Kalifa położonego Casablance, w Maroku. To książka, którą przepełnia po brzegi zarówno dobry humor, jak i spora dawka refleksji nad życiem. Mamy tu codzienne zmagania autora nie tylko z marokańską biurokracją, marokańskimi rzemieślnikami czy tzw. złotymi rączkami, ale też z całym oceanem wierzeń, przesądów i zabobonów. Tahir Shah trafił bowiem nie tylko do innego kraju, trafił wprost do zupełnie innego kulturowego tygla. Mimo, że z uwagi na swe pochodzenie a także pochodzenie swej żony, bliżej mu jednak do kultury marokańskiej niż np. przeciętnemu Brytyjczykowi z dziada pradziada, świat, w którym postanowił zbudować na nowo swój dom rodzinny całkowicie go oszałamia i niemal zwala z nóg. Staje się to przyczynkiem mnóstwa zabawnych sytuacji, w których konsternacja pisarza nad tym, na czym świat marokański stoi jest ogromna. A czytelnik tylko szerzej otwiera oczy ze zdziwienia a uśmiech nieustannie zdobi jego usta. Autor pisze zgrabnie i z polotem. Mnóstwo tu śmiechu, sporo, jak już wspomniałam, też refleksji nad tym co w życiu jest najważniejsze, co liczy się przede wszystkim. Mnóstwo tu rozważań o tym jak ważni w życiu są bliscy, rodzina.
„Dom Kalifa. Rok w Casablance” to przede wszystkim opowieść o zderzeniu Europejczyka z całkowicie odmienną kulturą Maroka. Ta odmienność kulturowa oszałamia zarówno w momencie wielkich świąt, jak i w życiu codziennym. Słowami autora poznajemy Maroko, jego mieszkańców, a także marokańską sztukę czy kuchnię. Tahir Shah pisze barwnie i wciąga czytelnika całkowicie w marokański świat pełen światła, barw i nieodłącznych dżinów. Sprawia to, że książkę, choć sporych rozmiarów, czyta się błyskawicznie i zdziwienie budzi fakt, że następuje tak szybko koniec. Tahir Shah całkowicie mnie oczarował. Zaczarowało mnie również Maroko, aczkolwiek chyba nie zdecydowałabym się zamieszkać w nim na stałe...
Co byście powiedzieli na przeprowadzkę? Powiedzmy z deszczowej i chmurnej Anglii do pełnego słońca, ciepła i egzotyki Maroka? Brzmi całkiem nieźle … ale czy na pewno?
Pewnego dnia pisarz Tahir Shah postanowił, że dosyć ma angielskiej szarugi, fatalnego jedzenia i wiktoriańskich obyczajów. Czy to jest kraj, w którym chce wychowywać swe dzieci? W głębi duszy tęsknił też...
2014-08-12
Anna Strzelec pięknie i malowniczo wyczarowuje świat ludzi dobrych, mądrych mądrością życiową, dających oparcie w trudnych chwilach i oczarowujących swą siłą spokoju. Autorka buduje świat, w którym chciałoby się żyć. Nie jest on idealny, tak jak i żyjący w nim bohaterowie do ideałów nie należą, są ze wszech miar ludzcy i prawdziwi, mają wady i zalety. Niemniej w świecie stworzonym przez pisarkę króluje ciepło, dobroć, troska o najbliższych i zapach kuchni, która roztacza dookoła aromat domowego ciasta.
Więcej na: http://www.skrawkimoichmysli.pl/2014/08/akwarele-i-lawendy-anna-strzelec.html
Anna Strzelec pięknie i malowniczo wyczarowuje świat ludzi dobrych, mądrych mądrością życiową, dających oparcie w trudnych chwilach i oczarowujących swą siłą spokoju. Autorka buduje świat, w którym chciałoby się żyć. Nie jest on idealny, tak jak i żyjący w nim bohaterowie do ideałów nie należą, są ze wszech miar ludzcy i prawdziwi, mają wady i zalety. Niemniej w świecie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-01
Julia właśnie rozwiodła się ze swym mężem. Właściwie wszystko było w ich związku dobrze ... no może z wyjątkiem sypiania męża z sekretarką. No może jednak nie był to jedyny powód rozpadu związku ... W sumie to niewiele było w nim tak, jak być powinno. Teraz w wieku niespełna trzydzieści lat Julia jest rozwódką i musi sobie życie układać na nowo.
Jadwiga, lat ponad pięćdziesiąt, zdawać by się mogło całkiem przyzwoicie poukładała sobie życie. Jest nauczycielką matematyki. Mąż pracuje, zarabia. Powodzi im się całkiem nieźle. Córka właśnie wyfrunęła z rodzinnego gniazdka. Teraz w końcu Jadwiga może z mężem poszaleć, lecz czy chce? Może i by chciała z nim poszaleć i przeżyć drugą młodość, jednak ten woli rozpieszczać i zaskakiwać inne kobiety, ot dla przykładu sąsiadkę z góry kolczykami z szafirami akurat w dniu urodzin Jadwigi. To zresztą nie pierwszy jego "skok w bok". Cóż chyba powinna się już do tego przyzwyczaić... Prawdziwa miłość i prawdziwy seks zdarzają się niestety tylko w książkach...
Miśka czyli Michalina ma zaledwie dziewiętnaście lat i w zasadzie nic nie wie o prawdziwym życiu. Nie zna siebie i o siebie nie dba... stop ... dba bardzo dobrze ... o paznokcie, włosy, usta, biust ... wszystko musi być takie, jak chce tego Misiek, Michał znaczy. Dla swego "chłopaka" zrobi Michalina dosłownie wszystko, a że nie jest w oczach Miśka doskonała, co rusz musi się bardziej starać i błędy oraz niedociągnięcia naprawiać. W końcu Misiek wymaga. Czego nie robi się z miłości?
Marta do zabiegana i niedbająca o siebie zupełnie żona i matka. Najważniejsze są dzieci i dom. Ona jest daleko, daleko w szeregu. Jej ogromnym problemem jest tusza, z którą nie może zupełnie dojść do ładu. Potrzebuje czasu dla siebie. Potrzebuje spojrzeć na siebie ponownie jak na kobietę i to taką, jaką była dawniej ... atrakcyjną.
W dniu uprawomocnienia się orzeczenia o rozwodzie Julii, niezwykłym zbiegiem okoliczności drogi Julii, Jadwigi i Michaliny krzyżują się. Będąc w tym samym klubie pierwszy raz stykają się ze Zmysłową Szkołą Żon. Julia wygrywa trzytygodniowy pobyt w SPA. Gdy odbiera wygraną, okazuje się, że SPA nosi w rzeczywistości nazwę Zmysłowa Szkoła Żon, co w obecnej sytuacji Julii zdaje się być co najmniej zabawne. Jadwiga trafia do tego samego lokalu śledząc niewiernego męża. Jej żywe zainteresowanie budzi ulotka obiecująca zrobić z każdej kobiety idealną żonę. Miśka jest kelnerką w tymże też klubie. I ona interesuje się niezwykłą szkołą. Może udział w "zajęciach" zrobiłby z niej w końcu idealną partnerkę dla Miśka?
Wszystkie kobiety postanawiają zaryzykować i po rozmowie kwalifikacyjno-zapoznawczej z samą właścicielką Zmysłowej Szkoły Żon - niezwykle elektryzującą i bezpruderyjną Eweliną trafiają na trzy tygodnie do raju dla kobiecego ducha i ciała. Za namową Eweliny na turnus decyduje się rónież Marta.
Zmysłowa Szkoła Żon to miejsce, gdzie spełniają się najskrytsze marzenia i zachcianki. Tu nawet szara myszka odnajdzie w sobie piękną, zmysłową, pewną siebie kobietę, która kryje się w jej wnętrzu i tylko czeka na delikatną zachętę, by w pełni zaprezentować się światu.
Życie potrafi zaskakiwać. Julia, Jadwiga, Michalina i Marta nie spodziewają się nawet jak bardzo, jak bardzo ich życie się zmieni.
"Szkoła żon" Magdaleny Witkiewicz to kolejna polska powieść erotyczna jaką przyszło mi przeczytać i przyznać muszę, że polscy autorzy w niczym nie ustępują zagranicznym twórcom. Erotyzm w powieści Magdaleny Witkiewicz jest zmysłowy, delikatny, wysmakowany. Jednocześnie jest lekko pieprzny i nad wyraz urokliwy. Nie ma tu mocnych scen, aczkolwiek i tak lektura wywołuje przyśpieszone bicie serca. Wszystko jest apetyczne i taktowne zarazem. Chyba po raz pierwszy przeczytałam powieść erotyczną, gdzie seks nie zdominował fabuły i był jej doskonałym uzupełnieniem. Brak to wulgarności, obsceniczności, literackiej pornografii. Chyba właśnie taki poziom erotyzmu w sam raz odpowiada moim wymaganiom i poczuciu literackiej estetyki.
"Szkoła żon" to ciepła, pogodna, bardzo pozytywna oraz lekka lektura, skierowana przede wszystkim do żeńskiej części czytelniczego świata. Perypetie miłosno-erotyczne bohaterek królują w powieści. Książka bawi, cieszy i napawa nadzieją oraz całą masą pozytywnych emocji.
Magdalena Witkiewicz w bardzo ładny sposób pisze o kobietach i pięknie, które w każdej z nich, z nas drzemie. Lubię, gdy kobieta potrafi być dobra, wyrozumiała i serdeczna wobec swej własnej płci.
"Szkoła żon" to lekka powieść, którą czyta się błyskawicznie. Poprawia humor, napawa optymizmem i daje mały erotyczny dreszczyk.
Julia właśnie rozwiodła się ze swym mężem. Właściwie wszystko było w ich związku dobrze ... no może z wyjątkiem sypiania męża z sekretarką. No może jednak nie był to jedyny powód rozpadu związku ... W sumie to niewiele było w nim tak, jak być powinno. Teraz w wieku niespełna trzydzieści lat Julia jest rozwódką i musi sobie życie układać na nowo.
Jadwiga, lat ponad...
2014-01-20
Marek Niedźwiecki to powszechnie rozpoznawany dziennikarz radiowy, na co dzień związany z Programem Trzecim Polskiego Radia. To dzięki niemu Lista Przebojów Programu Trzeciego to najpopularniejsza lista muzycznych notowań w skali całego kraju. Któż z nas nie słyszał o, ba słyszał w ogóle Listę Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia? Na niej wychowuje się właśnie kolejne pokolenie a sympatię do niej niemowlęta ssą wraz z matczynym mlekiem.
To właśnie Markowi Niedźwieckiemu zawdzięczamy jej niepowtarzalny klimat. To on sprawia, że co piątek czekamy kiedy rozpocznie się kolejne notowanie. I czasem to, na którym miejscu jest dany utwór, który lubimy ma znacznie mniejsze znaczenie niż to, co powie tym razem Marek Niedźwiecki, jaką opowie anegdotę lub z kim tym razem na żywo połączy się na antenie. Marek Niedźwiecki to jednak nie tylko Lista, to również m.in. Marko Mania, Top Wszechczasów, W tonacji Trójki. To głos, który czasem zmaterializuje się na szklanym ekranie lub w plenerze, podczas audycji nadawanej np. ze Szklarskiej Poręby z nieodzownymi wąsami i w okularach. I wiemy, że to właśnie nie kto inny a Marek Niedźwiecki. A jaki jest?
Sam o sobie mówi, że jest samotnikiem, lecz to nie on wybrał samotność. To samotność wybrała jego. On tylko nauczył się z nią żyć. Urodzony w 1954 roku, dzieciństwo i młodość spędził w Szadku. Potem były studia w Łodzi. Wybrał inżynierię budownictwa na łódzkiej politechnice, lecz tylko dlatego, że ta miała swoje studenckie radio. A radio od zawsze było jego wielką miłością. Jedyną, która go nie opuściła i nie przeminęła, a która sprawiła, że pasję przekuł na sposób na życie. Marek Niedźwiecki słuchał radia od zawsze. Pełen pasji i namiętności nie przegapił żadnej ważnej muzycznej audycji a każde notowanie listy przebojów skrupulatnie notował.I notuje do dziś.
Marek Niedźwiecki to radiowiec po uszy zakochany w radiowych falach. Radio to jego drugi dom i choć każda poprowadzona audycja to ogromny wysiłek, do radia wpada, niby przypadkiem, nawet podczas urlopu.
Marek Niedźwiecki uwielbia muzykę, delektuje się nią i potrafi odnaleźć dźwięki pasujące do każdego nastroju. Jest jednak również niestrudzonym podróżnikiem, który ze wszystkich miejsc na świecie pokochał najmocniej Australię. Do niej wraca, kiedy tylko ma ku temu okazję. Tam czuje się dobrze i na miejscu.
Marek Niedźwiecki to człowiek niezwykły. W "Nie wierzę w życie pozaradiowe" odkrywamy w słowach samego radiowca człowieka zupełnie innego niż mogłoby się słuchając jego audycji wydawać. To człowiek niepowtarzalny, ekscentryczny, o ustalonych nawykach i przyzwyczajeniach. Zna siebie i chce żyć po swojemu. I dokładnie to robi a w tle słuchać już dźwięki Listy Przebojów Programu Trzeciego.
Polecam to niezwykłe spotkanie z wyjątkowym człowiekiem.
Marek Niedźwiecki to powszechnie rozpoznawany dziennikarz radiowy, na co dzień związany z Programem Trzecim Polskiego Radia. To dzięki niemu Lista Przebojów Programu Trzeciego to najpopularniejsza lista muzycznych notowań w skali całego kraju. Któż z nas nie słyszał o, ba słyszał w ogóle Listę Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia? Na niej wychowuje się właśnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-11
Izabelle i Dorrie to całkowicie dwa różne światy, całkowicie różne kobiety. Pierwsza to niemal dziewięćdziesięcioletnia biała staruszka, która po śmierci syna i męża mieszka samotnie w Teksasie. To stateczna starsza pani, wiodąca spokojny tryb życia. Dorrie jest Afroamerykanką, fryzjerką, która od kilku lat dba o włosy panny Isabelle. Ma dwoje dzieci, irytującą matkę i niekończący się problem z nieodpowiedzialnymi mężczyznami.
Znajomość Isabelle i Dorrie, z czasem przybierająca coraz bardziej przyjacielski wymiar, oparta jest jednak przede wszystkim na relacji zawodowej. Tym bardziej zaskoczona jest Dorrie, gdy pewnego dnia staruszka prosi ją o wyświadczenie jej niezwykłej przysługi. Prosi bowiem, by wraz z nią, w roli kierowcy i kompana podróży, pojechała do Cincinnati. Tam ma odbyć się pogrzeb kogoś, kogo łączyła z panną Isabelle wspólna przyszłość.
Zaskoczona Dorrie, po krótkim zastanowieniu i z nie małymi wątpliwościami, zgadza się w końcu spełnić prośbę seniorki. Mimo zawirowań domowych i rozterek związanych z dopiero co rozwijającym się związkiem z mężczyzną, który niedawno pojawił się w jej życiu, zamyka zakład fryzjerski i rusza w podróż, która okazać się ma podróżą życia zarówno dla panny Isabelle, jak i dla Dorrie.
W drodze do Cincinnati, miasta młodości panny Isabelle, pomiędzy wypełnianiem rubryk kolejnych krzyżówek, staruszka rozpoczyna opowieść o swej przeszłości. Jest rok 1939 a młoda Isabelle niedługo skończy siedemnaście lat. Buntowniczka i marzycielka nie potrafi pogodzić się z otaczającą rzeczywistością, w której dyskryminacja i rasizm są na porządku dziennym a Afroamerykanie nie mogą przebywać w miasteczku białych po zmroku. W tym świecie biała dziewczyna ma być posłuszna rodzinie i szybko wyjść za mąż za porządnego białego chłopca, a potem z uśmiechem na ustach dbać o dom, rodzinę i nienaganną reputację a także pozycję w towarzystwie. Związek z chłopcem innej rasy to potwarz dla rodziny, utrata honoru i wyrok śmierci dla śmiałka. Czy młoda Isabelle podporządkuje się rodzinie? A może posłucha głosu serca?
„Nasze szczęśliwe dni” Julie Kibler to wzruszająca opowieść o wspaniałej, prawdziwej miłości, która rodząc się w najmniej odpowiednim miejscu i czasie, walczyć musi z uprzedzeniami, rasizmem, dyskryminacją i najgorszymi cechami jakie można odnaleźć w ludzkim gatunku. To miłość potężna, lecz bez przyszłości. Miłość tragiczna w skutkach.
Julie Kibler nieśpiesznie snuje opowieść przeplatając ze sobą przeszłość i teraźniejszość, co jest jednocześnie zabiegiem celowym, gdyż dzięki temu jak na dłoni widzimy, że problemy istniejące przed wielu laty w Stanach Zjednoczonych tylko pośrednio zostały rozwiązane a w społeczeństwie napięcia na tle rasowym wcale do końca nie zniknęły. Znakomicie opowiada o ówczesnej i współczesnej obyczajowości. Zmieniły się czasy, zaś obyczaje zmianie uległy tylko do pewnego stopnia. „Nasze szczęśliwe dni' to zarówno opowieść o tym co w człowieku najpiękniejsze jak i najbardziej mroczne.
Julie Kibler pięknie snuje historię przywołując świat sprzed lat. W pełni oddaje klimat tamtych czasów. Bez trudu przenosi czytelnika w świat Ameryki sprzed II wojny światowej, gdy Amerykanie wstrzymują oddech w oczekiwaniu czy wojna wybuchnie i czy Stany się do niej przyłączą.
„Nasze szczęśliwe dni” to powieść z jednej strony wzruszająca, z drugiej zaś bardzo zaskakująca. Poznajemy historię życia Isabelle i Dorrie. Od początku do prawie samego końca nie wiemy jednak, na czyj pogrzeb zmierzają przez Amerykę tak rożne od siebie kobiety. Odkrywając kolejny puzzle przeszłości Isabelle możemy jedynie snuć domysły, a i tak finał bardzo nas zaskoczy. Polecam.
Izabelle i Dorrie to całkowicie dwa różne światy, całkowicie różne kobiety. Pierwsza to niemal dziewięćdziesięcioletnia biała staruszka, która po śmierci syna i męża mieszka samotnie w Teksasie. To stateczna starsza pani, wiodąca spokojny tryb życia. Dorrie jest Afroamerykanką, fryzjerką, która od kilku lat dba o włosy panny Isabelle. Ma dwoje dzieci, irytującą matkę i...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-07
Dla Mai właśnie skończyło się życie. Patrzy jak jej mąż i mały synek Josh ze smutkiem na twarzach opuszczają cmentarz. Przegrała długą i wyczerpującą walkę z chorobą. Rak zabił ją i odebrał wszystko. Zabrał życie, przyszłość, wakacje nad morzem i marznące zimą stopy. Nie zobaczy jak jej syn dorasta, jak staje się mężczyzną, nie przytuli swych przyszłych wnuków. Wszystko się skończyło.
Zanim jednak zniknie na zawsze, zanim odejdzie musi jeszcze zostać na chwilę. Musi przygotować Stevena i Josha na życie bez niej. Musi sprawić, by zaczęli nowe życie, równie dobre jak to, które właściwie dla całej trójki właśnie się skończyło, lecz już bez niej.
W ostatnich chwilach życia, w momencie śmierci, gdy wszystko czego chce to dalej żyć, jej dusza trafia do ciała innej kobiety, która w tym czasie próbuje odebrać sobie życie. Od tej chwili Maia patrzy na świat oczami Judy, kobiety zupełnie sobie obcej i całkowicie od niej samej różnej a towarzyszem jej staje się niezwykły labrador, który przyplątuje się do Mai i za nic nie chce opuścić.
W taki oto sposób Maia żyje dalej. Wie, że to nowe życie nie może trwać zbyt długo. W snach odwiedzają ją dawno zmarli bliscy i przypominają, że przecież jej życie już się skończyło. Maia/Judy jednak najpierw musi zaopiekować się swoja rodziną i przez chwilę jeszcze cieszyć się, że kiedyś była jej częścią. Musi pokazać im jak mają żyć bez niej.
„Teraz i zawsze” Carolyn Egan to opowieść o niezmierzonej i nieznającej granic sile miłości. Miłość i pamięć o tych, których kochaliśmy istnieje bowiem po ich śmierć. Jest w sercach kochanych i kochających, w ich myślach i wspomnieniach. Zawsze zostaje jakaś cząstka, która nie przemija.
Powieść Carolyn Egan mówi o rzeczach ważnych. Miłość i śmierć łączą się w niej i przenikają. W moim odczuciu autorka nie uniknęła jednak pułapki banalności. Z powieści dowiadujemy się bowiem, że miłość jest niezwyciężona. Miłość jest silniejsza niż śmierć. A po trudnych chwilach życie zawsze znajdzie swój prawidłowy bieg a mu będziemy żyć dalej.
W książce zabrakło mi również elementu zaskoczenia, czegoś nieprzewidywalnego. Carolyn Egan snuje bowiem opowieść bez pośpiechu i w zasadzie w książce niewiele się dzieje. Momentami wydaje się, że dramaturgia wzrośnie, lecz wszelkie objawy ożywienia akcji są skutecznie przez autorkę powstrzymywane. A może właśnie cały urok, czar powieści polega na tym, że jest tak spokojnie, nieśpiesznie, bezpiecznie?
„Teraz i zawsze” to ładna opowieść ku pokrzepieniu. Czuję lekki niedosyt.
Dla Mai właśnie skończyło się życie. Patrzy jak jej mąż i mały synek Josh ze smutkiem na twarzach opuszczają cmentarz. Przegrała długą i wyczerpującą walkę z chorobą. Rak zabił ją i odebrał wszystko. Zabrał życie, przyszłość, wakacje nad morzem i marznące zimą stopy. Nie zobaczy jak jej syn dorasta, jak staje się mężczyzną, nie przytuli swych przyszłych wnuków. Wszystko się...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-05
Laura to czterdziestodwuletnia prawniczka. W przeciwieństwie do kolegów po fachu jej życie zawodowe nie zabiera większości jej cennego czasu. Laura jest bowiem przede wszystkim matką swego synka Iana. To jemu poświęca każdą wolną chwilę. Całe jej życie skupia się na dziecku. Jest gotowa poświęcić wszystko, by zaspokoić każdą jego potrzebę. Obecnie są na etapie hodowli kur. Mają nauczyć Iana odpowiedzialności i dawać chwile relaksu. Tyle teoria. W praktyce to brudzące trawnik, bezmyślne stworzenia. Ian je jednak lubi więc ... Dla niego wszystko. Laura jest rozwódką. Ian to jednak nie syn jej byłego męża. Ojcem Iana został tajemniczy Dawca 613. Osiem lat temu kupiła 3 próbówki z jego spermą. Szczęśliwie udało jej się zajść w ciążę za pierwszym razem. Lekkomyślnie postanowiła pozbyć się niepotrzebnej jej wówczas reszty. Na nieszczęście po ośmiu latach jej syn zapragnął, jak niczego na świecie, rodzeństwa. Laura zrobi zatem wszystko, by spełnić marzenie synka. Musi odnaleźć Dawcę 613 i zdobyć ... wyjątkowy depozyt.
Wendy to niepracująca matka pięcioletnich bliźniąt. Aktualnie jej małżeństwo przeżywa poważny kryzys i niemal chyli się ku upadkowi. Darren, jej mąż, jest całkowicie wycofany i nieobecny. Najważniejszy w jego życiu zdaje się być komputer i wirtualne życie w Simsach. W dodatku macierzyństwo Wendy przypomina rollercoaster, gdzie każdy dzień zależy od dobrego bądź złego nastroju jej dzieci - Sydney i Harrisonem. To istne diabły wcielone. Po kim to mają? Ona przecież, jak twierdzi jej matka, była takim grzecznym dzieckiem. Po Darrenie? One przecież nie są jego biologicznymi dziećmi. Po wielu nieudanych próbach i licznych badaniach Wandy i Darren postanowili bowiem skorzystać ze spermy anonimowego dawcy. Może trzeba zatem sprawdzić jaki jest Dawca 613?
Vanessa powoli dobiega trzydziestki. Pracuje jako recepcjonistka doktora Sancheza w Szerokich Uśmiechach. Marzy o domu z ogródkiem, cudownym mężu i gromadce dzieci. Niestety mieszka w mieszkaniu-klitce, którego nienawidzi. Dzieci brak, tak samo jak choćby zaręczynowego pierścionka na jej palcu, o obrączce już nie wspominając. Jest za to Eric. To cudowny i uroczy obibok i utracjusz, który nie potrafi znaleźć pomysłu na własne życie. Są ze sobą już od kilku lat. Widoków na ślub, mimo usilnych starań Vanessy, nie widać. A może być tak ciąża? A może by tak skorzystać z usług anonimowego dawcy?
Losy tych trzech, tak różnych kobiet wkrótce się skrzyżują. I w rezultacie będzie to spotkanie całkowicie odmieniające ich dotychczasowe życie. Przekonajcie się sami.
"Wyjątkowy depozyt" Carol Snow to ciepła i bardzo dowcipna opowieść o kobietach, macierzyństwie, dzieciach i rodzinie. To także opowieść o dojrzewaniu i podejmowaniu trudnych, życiowych decyzji. Wszystko to opowiedziane jest z ogromną dawką humoru i kapką ironii. Nic tu, tak jak w prawdziwym życiu, nie jest proste i oczywiste. Pozory potrafią mylić. Nie dajmy się zatem łatwo oszukać.
Powieść Carol Snow dostarczyła mi sporej dawki śmiechu, ale i refleksji. Bawiłam się wspaniale z tymi trzema, jakże różnymi bohaterkami i jednym nad wyraz irytującym facetem. Autorce udało się bowiem stworzyć postaci, które zdają się być prawdziwymi ludźmi z krwi i kości. Każdy z bohaterów książki to indywidualność, obdarzona niepowtarzalnym charakterem. Wszyscy oni przeżywają nie tylko chwile radości, ale i niepewności, strachu czy smutku. Mają wady i zalety. Budzą sympatię i potrafią zirytować niezdecydowaniem. Tak jak w życiu.
Jeśli więc chcecie spędzić miło czas, a zaznaczam że książkę czyta się jednym tchem, bawiąc się i odrobinę zastanawiając nad życiem, zdecydowanie polecam "Wyjątkowy depozyt".
Laura to czterdziestodwuletnia prawniczka. W przeciwieństwie do kolegów po fachu jej życie zawodowe nie zabiera większości jej cennego czasu. Laura jest bowiem przede wszystkim matką swego synka Iana. To jemu poświęca każdą wolną chwilę. Całe jej życie skupia się na dziecku. Jest gotowa poświęcić wszystko, by zaspokoić każdą jego potrzebę. Obecnie są na etapie hodowli kur....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-05
Trzydziestoletnia Ewa wiedzie spokojne i poukładane życie. Ma męża Adama, dwóch małych synków, piękny dom i psa. Jest psychologiem. Po latach pracy dla innych postanawia w końcu robić to, co chce i jak chce. Może sobie pozwolić na realizację zawodowych marzeń i aspiracji. Pozornie ma wszystko. Czuje jednak, że nie jest spełniona. Jej małżeństwo również przeżywa kryzys i ważą się jego dalsze losy.
Nagle w życiu Ewy pojawia się on. Jednym z robotników pracujących przy remoncie poddasza domu bohaterki jest młody, zaledwie przekraczający dwudziesty rok życia, Czeczen Zeliem. Chłopak jest piękny, lecz nosi w sobie jednocześnie dzikość i nieokiełznanie. Jest w nim ta męska, wspaniała pierwotność. To pociąga, podnieca i rozbudza głęboko skrywane w Ewie pragnienia. Po wielu momentach wahania i zwątpienia postanawia działać. Postanawia dać sobie szansę i jednocześnie przyzwolenie na realizację tkwiących w niej pragnień, silnych, porywczych, namiętnych i pierwotnych.
Droga do realizacji tych pragnień nie jest jednak łatwa. Zeliem niby jest też zainteresowany nawiązaniem bliższych relacji z Ewą, jednak to ona musi o niego walczyć i go zdobywać. Chłopak ma opory. Ewa jest przecież mężatką, ma dzieci. Dzieli ich pozycja społeczna, wiek, całkowicie odmienna kultura, religia. Łączy magnetyzm, pożądanie, namiętność ... być może ostatecznie też miłość. Czy oboje zdecydują się złamać zasady, obowiązujące normy społeczne i postąpić w zgodzie z własnymi pragnieniami i targającymi nimi uczuciami? Czy taki związek ma szanse czy raczej będzie to krótka przygoda na jedną noc? Przekonajcie się sami.
"Chuliganka" Izabeli Jung namieszała mi całkowicie w głowie. Z jednej strony oczekiwałam czegoś więcej i czuję się rozczarowana, z drugiej zaś nie mogłam się od powieści oderwać. Wciągała mnie i irytowała jednocześnie.
W zasadzie w książce brak akcji. Jest główna bohaterka Ewa i jej pragnienia. Dookoła niej toczy się życie, lecz ona całkowicie pochłonięta realizacją emocjonalnych i fizycznych pragnień, zupełnie w nim nie uczestniczy. Jest tylko ona, kochanek, namiętność i walka. Walka ze sobą, z poukładanym we własnej głowie światem, strachem przed tym, co powiedzą inni i tym co się stanie, gdy nie sięgnie się po swoje marzenia i pragnienia. Jest chuliganka i przede wszystkim jej wewnętrzny świat, gdzie łamanie zasad, to postępowanie w zgodzie z samym sobą a właściwie sposób na odkrycie, odnalezienie w końcu swego prawdziwego "ja". I może o to właśnie w powieści chodzi. I niczego więcej nie potrzeba.
Trzydziestoletnia Ewa wiedzie spokojne i poukładane życie. Ma męża Adama, dwóch małych synków, piękny dom i psa. Jest psychologiem. Po latach pracy dla innych postanawia w końcu robić to, co chce i jak chce. Może sobie pozwolić na realizację zawodowych marzeń i aspiracji. Pozornie ma wszystko. Czuje jednak, że nie jest spełniona. Jej małżeństwo również przeżywa kryzys i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Sylwester 2004. W Warszawie ciężko chory fotograf samotnie spędza ten dzień przed ekranem telewizora. Wkrótce ten właśnie dzień kończący 2004 r. stanie się również ostatnim dniem życia mężczyzny. Do jego mieszkania włamuje się dwóch uzbrojonych napastników. Ich zamiary są jednoznaczne. Szukają koperty oznaczonej symbolem ZO-171270. Szybko odnajdują to, po co przyszli. Niewygodny świadek zaś ginie.
Adam nie ma szczęścia w życiu. Kiedyś był świetnie zapowiadającym się wokalistą świetnie zapowiadającego się zespołu punkowego. Jego kariera skończyła się jednak równie szybko, jak zaczęła. Teraz jego życie to jedno długie pasmo niepowodzeń. A kariera zawodowa rozwija się zdecydowanie bardziej w kierunku usług kelnersko-barmańskich niż występów z zespołem przed koncertową publicznością. Pewnego dnia na drodze Adama staje Nina, dziennikarka z „Głosu Bałtyckiego”. Rozpoznanie w Adamie przebrzmiałą gwiazdę trójmiejskiego punku. To jednak nie jest źródłem jej wzmożonego zainteresowaniem mężczyzną. Bardziej interesuje ją jego tragiczna przeszłość. Najbardziej żądna jest wylewnych opowieści o życiu syna ofiary wydarzeń Grudnia 1970r.
Wkrótce do Adama zaczyna uśmiechać się szczęście. Z nieznanych mu przyczyn, niespodziewanie pracę proponuje mu Karol Jarczewski, właściciel firmy Karo, szanowany biznesmen i filantrop. Karol jest zadowolony zarówno ze swego życia zawodowego, jak i osobistego. Tylko jeden człowiek psuje mu krew. To jego własny zięć Witek, karierowicz, który uwiódł jego córkę, by stać się częścią sukcesu rosnącej w siłę firmy teścia. Karol Janiszewski ma też jeden brudny sekret i największe pokłady filantropii i dobroczynności a także obsesyjnej wręcz religijności, nie są w stanie naprawić grzechu przeszłości. Czy po latach odpowie za swój błąd? I czy żałuje tego, co zrobił?
„Marynarka” autorstwa Mirosława Tomaszewskiego to książka poruszająca dość bolesny i trudny temat w polskiej historii. Tłem współczesnych zdarzeń powieści są tragiczne wydarzenia Grudnia '70. Autor nie skupia się jednak na tych jakże poruszających i strasznych wydarzeniach, są one punktem wyjścia do opowieści o współcześnie żyjących, w których życiach cały ten tragizm wyrył niezatarte, stale krwawiące rany. To opowieść o tym, jak przeszłość zdefiniowała przyszłość, jak zmieniła świat i żyjących w nim ludzi. I jak trudno po tak dramatycznych przeżyciach stanąć prosto i z optymizmem patrzeć w przyszłość, gdy wszystko, co w życiu ważne zostało przykryte przez wszechogarniający strach i rozpacz. W opowieści tej cierpią po latach rodzice, którzy stracili swe dzieci, cierpią też dorosłe już dzieci, które straciły rodziców.
Przygniotło mnie mocno to morze cierpienia, które przed czytelnikiem rozpostarł autor. Przygniotło mnie również zło, które nawet po latach nie jest w stanie ulec naprawie i zrehabilitować się za cierpienia, które wyrządziło. „Marynarka” to powieść, którą odbierałam w monochromatycznych odcieniach szarości, która mnie przygnębiła i zasmuciła. Przygniotła wizją, że po tragedii prawie nikomu nie jest dane w przyszłości odnaleźć radość, że dramat stygmatyzuje, że nie ma odwrotu. Czy o to właśnie chodziło?
Sylwester 2004. W Warszawie ciężko chory fotograf samotnie spędza ten dzień przed ekranem telewizora. Wkrótce ten właśnie dzień kończący 2004 r. stanie się również ostatnim dniem życia mężczyzny. Do jego mieszkania włamuje się dwóch uzbrojonych napastników. Ich zamiary są jednoznaczne. Szukają koperty oznaczonej symbolem ZO-171270. Szybko odnajdują to, po co przyszli....
więcej Pokaż mimo to