Źródło: By William John Thomson (Scottish, born circa 1771-1845) - http://www2.shu.ac.uk/corvey/cw3/AuthorPage.cfm?Author=EG2 or http://www.lang.nagoya-u.ac.jp/~matsuoka/GIF-EG-Elizabeth1832.jpg, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2272096
Znana jako: Elizabeth Cleghorn GaskellZnana jako: Elizabeth Cleghorn Gaskell
Często nazywana po prostu Panią Gaskell – angielska pisarka z czasów wiktoriańskich. Najbardziej znana jest z biografii pisarki Charlotte Brontë. Jej powieści są portretem życia różnych warstw społecznych. Elizabeth Stevenson urodziła się w 1810 roku w domu o numerze 93 przy Cheyne Walk w Chelsea, które było wtedy przedmieściem Londynu. Jej matka, Elizabeth Holland, pochodziła z wpływowej rodziny ze środkowej Anglii. Zmarła w 1812 roku, gdy Elizabeth była jeszcze dzieckiem. Elizabeth była jedną z ośmiorga dzieci, wśród których tylko ona i jej brat John (urodzony w 1806) przeżyli dzieciństwo. John, pływając w Marynarce Handlowej, zaginął w 1827 roku w drodze do Indii.
Ojciec Elizabeth, William Stevenson, który był pastorem kościoła unitariańskiego i pisarzem, ożenił się ponownie po śmierci żony.
Elizabeth większość dzieciństwa spędziła w Cheshire, gdzie mieszkała z ciotką, Hannah Lumb, w Knutsford, miejscowości będącej pierwowzorem Cranford z powieści pod tym samym tytułem.
Spędziła również trochę czasu w Newcastle upon Tyne (z wielebnym Williamem Turnerem) i w Edynburgu. Jej macocha była siostrą szkockiego artysty, Williama Johna Thomsona, który specjalizował się w miniaturach i w 1832 namalował portret Elizabeth. W tym samym roku Elizabeth poślubiła Williama Gaskella, pastora kaplicy unitariańskiej przy Cross Street w Manchesterze, który robił karierę jako pisarz. Miesiąc miodowy spędzili w Północnej Walii, zatrzymali się u wuja Elizabeth, Samuela Hollanda, mieszkającego blisko Porthmadog.
Gaskellowie zamieszkali w Manchesterze, mieście przemysłowym, które stało się inspiracją do pisania powieści. Mieli kilkoro dzieci: córkę, urodzoną martwą w 1833 roku, następnie była Marianne (1834),Margaret Emily (1837),znaną jako Meta, Florence Elizabeth (1842),Williama (1844-1845) i Julię Bradford (1846). Później, w 1862 roku, Florence poślubiła adwokata Charlesa Cromptona.
Po publikacji pierwszej książki w 1850 roku wynajęli willę w Plymouth Grove, gdzie Gaskell mieszkała przez 15 lat – aż do śmierci. Oprócz jednej, wszystkie książki napisała w Plymouth Grove. Kręgi, w jakich obracali się Gaskellowie, obejmowały wielkich pisarzy, innowierców i reformatorów społecznych, takich jak William i Mary Howitt. Dom przy Plymouth Grove odwiedzali Charles Dickens, John Ruskin, Harriet Beecher Stowe czy amerykański pisarz Charles Eliot Norton, zaś dyrygent Charles Hallé mieszkał blisko i uczył jedną z córek Gaskell gry na pianinie. Charlotte Brontë, bliska przyjaciółka Gaskell, odwiedziła ją trzy razy, zaś raz schowała się za zasłoną w pokoju gościnnym, gdyż była zbyt nieśmiała, by spotkać się z innymi gośćmi Gaskell.
Elisabeth Gaskell zmarła w Holybourne w Hampshire w 1865 roku w wieku 55 lat. Dom przy Plymouth Grove, znany jako Gaskell House, był w posiadaniu rodziny Gaskellów do 1913 roku.
Pierwsza powieść Gaskell, Mary Barton, została anonimowo opublikowana w 1848 roku. Najbardziej znanymi powieściami są Cranford (1853),North and South (1854) i Wives and Daughters (1865). Stała się popularna głównie dzięki historiom o duchach, w których pisaniu wspierał ją Charles Dickens i który publikował je w magazynie „Household Words”. Styl tych opowiadań, zaliczanych do fikcji gotyckiej, był zupełnie inny od stylu, który stosowała w powieściach.
Gaskell ponadto napisała pierwszą biografię Charlotte Brontë, która odegrała znaczną rolę w odbiorze tej pisarki.
Na pewno masz takie dni - jak wszyscy, tak sądzę - kiedy wstajesz i mijają godziny, a ty marzysz o jakiejkolwiek odmianie, o jakiejś różnicy...
Na pewno masz takie dni - jak wszyscy, tak sądzę - kiedy wstajesz i mijają godziny, a ty marzysz o jakiejkolwiek odmianie, o jakiejś różnicy, o czymkolwiek.
Głos rozsądku to zawsze jest tylko to, co ktoś inny ma do powiedzenia. A ja uważam, że właśnie to, co ja mam do powiedzenia, jest rozsądne, ...
Głos rozsądku to zawsze jest tylko to, co ktoś inny ma do powiedzenia. A ja uważam, że właśnie to, co ja mam do powiedzenia, jest rozsądne, a zresztą, czy jest, czy nie jest, powiem to i będę przy swoim obstawać.
Elizabeth Cleghorn Gaskell znana jest w świecie literatury z dwóch powodów: po pierwsze napisała pierwszą biografię Charlotte Brontë (siostry tej drugiej, też znanej),a po drugie, przy wsparciu niejakiego Charlesa Dickensa, pisała powieści, z których najsłynniejszą jest „Północ i Południe” oraz sfilmowana na potrzeby serialu z Judie Dench, Imeldą Stauton czy Michaelem Gambonem „Panie z Cranford” (i w tak pokrętny sposób, przyjemniej obsadowo, dotarliśmy do wątków z Harrym P.). W swej twórczości skupiała się na życiu społeczności zamieszkujących urokliwe wsie i miasteczka, gdzie serca płonęły miłością, a królowa Wiktoria... No tak, ale ja przecież powinienem o czymś innym…
Jak już wspomniałem, pan Dickens wspierał młodą pisarkę, zwłaszcza wtedy, gdy skupiała się na nieco odmiennym rodzaju twórczości literackiej – Elżunia lubiła bowiem pisać o mało wówczas popularnych w literaturze duchach (Dickens mocno ją do tego nakłaniał, uznawszy, że panna ma do tego wyśmienity talent) i w ten oto sposób stała się prekursorczynią powieści gotyckiej.
Kiedy w dłonie moje trafiła cienka – co należy podkreślić – książeczka, z zamyśloną damą na okładce, gdyby nie blurp, odłożyłbym ją na bok, gdzie czekałaby na lepsze czasy. Tymczasem „Szara dama”, bo to o niej mowa, jest wypełniona po brzegi napięciem tak nieoczywistym i zgrabnie rozpisanym, że czyta się ją z wypiekami na twarzy. Wprawdzie do grozy w dzisiejszym jej rozumieniu tu daleko, ale jeśli swą wrażliwością postaramy się cofnąć się w tamte wiktoriańskie czasy i damy się zawładnąć specyficznemu, romantyczno-nerwowemu nastrojowi, niespodziewanemu mrowieniu na karku i dreszczach wywołanych nadciągającym znienacka ziąbem, jesteśmy na progu, pukając do drzwi domu Elizabeth Gaskell. Są tu zatem i ponura noc, krwawa zbrodnia, trzeszcząca podłoga i ukryta gdzieś w ciemnościach zlękniona dziewczyna.
Nie chcąc zdradzać zbyt wiele (zaledwie 88 stron!) jest to opowieść o pewnej powabnej pannie, która noles volens wyszła za mąż z równie cudnego, nieco zniewieściałego (co za pozory!) dżentelmena o nazwisku de Tourelle, który posiadał zamek i z tych względów (plus nazwisko) został przez ojca narzeczonej uznany za dobrego kandydata na męża. Dość szybko okazuje się, że zamczysko to ponure i nieco zapuszczone straszydło, zaś małżonek prowadzi życie co najmniej dziwaczne. Biedna Anna! Niebawem jej życie wywróci się do góry nogami, a to za sprawą pewnego trupa, gdyż i trup, moi państwo, znajdzie tu swoje miejsce…
Oczywiście „Szara damę” czytało się świetnie nie tylko z powodu rzeczywiście wciągającej fabuły. To również zasługa języka, którym nikt już się nie posługuje, jedynego, niepowtarzalnego w swym rodzaju, dzięki któremu z łatwością dałem się przenieść w Wogezy, na strychy karczm i piętra frankfurckich kamienic… Z pewnością nie jest nowelką przestarzałą, pensjonarską, skrajnie naiwną i przez to głupiutką. Jedni dostrzegą w niej opowieść o sile kobiet, inni o przezwyciężaniu strachu i odwadze, inni zaś będą się po prostu świetnie przy niej bawić kibicując bohaterom i mając dostęp do wdzięcznego, niezwykle klimatycznego i zaliczanego do klasyki opowiadania. Polecam.
Książkę otrzymałem dzięki portalowi Sztukater.
Lubię klasyczne romanse angielskie, zawsze dużą przyjemność sprawia mi czytanie powiesci Jane Austen, sióstr Bronte i nie inaczej jest z Elizabeth Gaskell. "Żony i córki" to moja druga książka tej autorki, przy czym chyba "Północ i Południe" bardziej do mnie trafiła.
Najpierw kwestie pozytywne - mimo dużych rozmiarów czyta się ją lekko, sprawia przyjemność, jestem po kilku ciężkich tematycznie książkach i ten sielski krajobraz był bardzo ciepły i uspokajający. Polubiłam tą opowieść, polubiłam długie opisy spokojnego życia, polubiłam bohaterów.
Mimo sympatii wyraźnie widzę co mi zgrzytało. Arkadyjskość świata jest wszędzie, a ja lubię brud życia, bo daje mi to jakieś powiązanie że światem realnym. W "Północy i Poludniu" miałam biedę i nierówności społeczne, tutaj niby wiemy o klasowości, ale finalnie nie mają one większego znaczenia, bo liczy się miłość, przyjaźń i dobro. Molly jest tak dobra i kryształowa, że czasami aż miałam ochotę ją uderzyć.
Przez pierwsze 200 stron nie umiałam się odnaleźć w tym świecie i bardzo mnie to męczyło, potem się przyzwyczaiłam, zwolniłam w odczuwaniu i oczekiwaniu i poczułam się dobrze.
Wydaje mi się, że książka jest adresowana dla miłośników gatunku i autorki, bo dla przypadkowych czytelników może być za długa, zbyt rozwlekła i ogólnie nieszczególnie ciekawa.