-
Artykuły
„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1 -
Artykuły
Nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant4 -
Artykuły
„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7 -
Artykuły
Najlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2015-08-11
2015-07-03
2015-04-09
2015-04-02
2015-02-11
2014-09-20
Małe miasteczko Avalon pełne jest niezwykłych, nieprzeciętnych osobowości, zwłaszcza kobiecych. Isabel od czterech lat jest wdową. Jej mąż Bill zginął w nieszczęśliwym wypadku. Smutek po stracie najważniejszego mężczyzny jest jednak podwójny, gdyż ten, który obiecywał jej dozgonną wierność, okazał się zdrajcą. W dodatku niedługo przed swą śmiercią okazało się, że zostanie ojcem. Matką dziecka nie będzie jednak Isabel. Ona już nigdy nie będzie matką jego dziecka.
Po latach odrętwienia Isabel chce w końcu zmienić swe życie. Zaczyna remont domu, by później móc go łatwiej sprzedać. Stara się uciec od przeszłości. Czy jednak ucieczka od bólu i złych wspomnień, to najlepszy sposób na nowe życie?
Ava to samotna matka. Jej syn nigdy już swego ojca nie pozna. Jego śmierć w momencie, w którym miało się zacząć ich wspólne, szczęśliwe życie była szokiem i na zawsze pogrzebała marzenia kobiety o szczęściu. Ava boryka się z ogromną tęsknotą za utraconym mężczyzną i trudami samotnego macierzyństwa. Doskwierają jej również problemy finansowe. Odkrywa jednak w sobie talent tworzenia unikatowych, jedynych w swoim rodzaju dodatków z nikomu już niepotrzebnych przedmiotów. Ale czy tak utrzyma siebie i syna?
Frances to zabiegana żona i matka trzech bardzo żywiołowych chłopców. Wraz z mężem marzy jednak o jeszcze jednym dziecku. Już wkrótce ma zostać mamą dla porzuconej przez rodziców dziewczynki z Chin. Optymizm spowodowany rychłym pojawieniem się córki w jej domu burzy jednak wiadomość o poważnych problemach zdrowotnych dziecka. Czy w takiej sytuacji Frances odważy się na adoptowanie Mei Ling?
Yvonne to kobieta, która żadnej pracy się nie boi. To kobieta twardo stąpająca po ziemi. W końcu taki powinien być właśnie dobry hydraulik. Yvonne ma jednak i bardziej delikatne oblicze a także mnóstwo tajemnic, do których strzeże dostępu. Kim była w przeszłości? I czy to, co utraciła może jeszcze odzyskać?
Connie już dawno nie była w miejscu, które mogłaby z czystym sumieniem nazwać swoim domem. Samotna przez większość swego życia, nigdzie nie zagrzała na długo miejsca. Dopiero teraz, gdy zatrudniła ją w swojej kawiarni Madeline oraz dała jej pokój, który dziewczyna ma traktować jak swój własny, Connie powoli nabiera poczucia, że w końcu zaczyna dokądś przynależeć a otaczający ją ludzie tworzą jej rodzinę. Pewnego dnia przyplątuje się do nie zbłąkana koza... Zbłąkana, bezpańska koza w małym, amerykańskim miasteczku …. z tego muszą wyniknąć jakieś kłopoty...
W kawiarence Madeline spotyka się niemal całe Avalon, a dobrą duszą, która zawsze służy znakomitą radą, budzi ogólną sympatię i zaufanie, choć czasem wprawia w konsternację, jest Bettie Shelton, miejscowa królowa scrapbookingu. Zawsze pogodna, uśmiechnięta i skora do pomocy każdemu, kto tylko znajdzie się w potrzebie, już niedługo sama będzie wymagała opieki innych... Od czego są jednak wierni przyjaciele?
„Uśmiech Madeline” autorstwa Darien Gee to powieść wyjątkowa. To książka pełna ciepła, optymizmu, opowiadająca o potędze przyjaźni i ludzkim uporze w pokonywaniu trudności. Pełna mądrych myśli a także ważnych słów zapada gdzieś w czytelnika i daje mocno do myślenia. To historia piękna i trudna zarazem. Uświadamia jak ważni są bliscy a także po prostu inni ludzie, zwłaszcza, gdy niebo wali się nam na głowę a oni pomagają i wspierają nas, bo chcą, po prostu i nie oczekują niczego w zamian.
Darien Gee snuje kilka opowieści naraz. Wydaje się początkowo, że niewiele mają one ze sobą wspólnego. Szybko okazuje się, że mają jednak wspólny punkt, dobrego ducha, który sprawia, że historie te wzajemnie się łączą i zmierzają do wspólnego finału. Tym punktem stycznym jest jedna z najbardziej ciepłych i dobrych bohaterek literackich, jakie w literackim świecie można spotkać - Bettie Shelton. Trudno jej nie lubić, choć początkowo zdaje się bohaterką mocno irytująca. To jednak pozory. I choć polski tytuł książki brzmi „Uśmiech Madeline” to jednak powinien raczej brzmieć „Uśmiech Bettie”. To ona, choć w zasadzie niepozorna, gra tu pierwsze skrzypce. I sprawia, że historia jest tak wyjątkowa. Przez nią autorka daje również swemu czytelnikowi ważną życiową lekcję. Jaką? Przekonajcie się sami....
Pokaźnych rozmiarów powieść czyta się tak szybko, że zupełnie nie czuje się jej gabarytów. Historia wciąga niesamowicie i sprawia nie lada przyjemność. Gdzieś pod skórą czuje się, że wszystko powinno skończyć się dobrze, niemniej powieść Darien Gee nie jest banalna i oczywista. Polecam.
Małe miasteczko Avalon pełne jest niezwykłych, nieprzeciętnych osobowości, zwłaszcza kobiecych. Isabel od czterech lat jest wdową. Jej mąż Bill zginął w nieszczęśliwym wypadku. Smutek po stracie najważniejszego mężczyzny jest jednak podwójny, gdyż ten, który obiecywał jej dozgonną wierność, okazał się zdrajcą. W dodatku niedługo przed swą śmiercią okazało się, że zostanie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-26
Jak pachnie szczęście? Szczęście, oczywiście, pachnie wanilią...
Adrianna nie ma łatwego życie. Jest samotną matką i z trudem próbuje ogarnąć swe dość skomplikowane życie. Opuścił ją wspaniały, jak by się mogło wydawać, mężczyzna, który przestał wydawać się tak wspaniały, gdy postanowił zakończyć romans i na powrót stać się przykładnym mężem, jak tylko sytuacja stała się poważna, a na świecie miał pojawić się jego syn. W zamian za wolność od Ady i dziecka, a także wieloletnie alimenty, dał Adzie mieszkanie i powierzchnię użytkową na rozkręcenie biznesu. Wspaniałomyślne wykręcenie się od odpowiedzialności. Adrianna otworzyła w Gdańsku kawiarnię, lecz marzenie o własnym biznesie a prowadzenie go to już zupełnie inna para kaloszy. Rachunki, obowiązki i ciągły brak czasu dla dziecka...
Magda to mama na pełen etat, dentystka na pół zmiany i pełnowymiarowa żona z mężem, który właśnie zbliża się do czterdziestki i zaczyna przeżywać kryzys wieku średniego, a w związku z tym kupuje sobie upiornie drogie, upiornie niepraktyczne auto, zwane przez jego syna diabłem. I jak tu ma żyć, normalnie funkcjonować i nie zwariować kobieta?
Natalia zaś w 100% zmieniła się, a właściwie zmienił ją mąż, w kurę domową. Wiecznie uczepiony jej syn i przyssana do piersi dopiero co narodzona córka wypełniają całe jej dnie, ba noce też całe. A ona żyjąc w coraz większym bałaganie tęskni tylko za odrobiną chwili dla siebie i może jeszcze, by móc choć w części wykorzystać czas, który spędziła na studiach...
No i Karolina, pani psycholog z mnóstwem zajęć i kompletnym brakiem czasu. I brakiem faceta oczywiście... Ale jak tu mieć faceta skoro jedna połowa się u niej leczy, a wiadomo, że z pacjentami się nie należy umawiać, a druga połowa nadaje się tylko na terapię?
A dodatkowo pani Zofia wraz z Zuzanną kombinują intensywnie jak by tu sprawić, by Milaczek przestał w końcu cudzołożyć...
W kawiarni pachnącej aromatyczną kawą i waniliowymi babeczkami z truskawką w środku wszystko się może zdarzyć i każda z kobiet może znaleźć nie tylko rozwiązanie swych problemów, lecz również szczęście. A szczęście pachnie wanilią....
„Szczęście pachnące wanilią” to moje kolejne spotkanie z twórczością Magdaleny Witkiewicz. I zapewne nie ostatnie... Po „Balladzie o ciotce Matyldzie” i „Szkole żon” bardzo przypadła mi do gustu proza tej polskiej, coraz bardziej znanej i cenionej autorki. „Pensjonat marzeń” odrobinę mnie rozczarował. Niemniej byłam bardzo ciekawa „Szczęścia pachnącego wanilią” i przy pierwszej nadarzającej się okazji po tę lekturę sięgnęłam.
Muszę przyznać, że w powieści Magdaleny Witkiewicz odnalazłam dokładnie to, czego szukałam. „Szczęście pachnące wanilią” to książka lekka, niezmiernie ciepła, która otula czytelnika pozytywną energią niczym puszysty wełniany szal. To opowieść z jednej strony bardzo prosta i w gruncie rzeczy dość banalna, mająca jednak w sobie ogromną dawkę literackiej magii. Pełna humoru, nietuzinkowych bohaterów (przede wszystkim bohaterek) oczarowuje czytelnika i maksymalnie wciąga. Autorka skrzy dowcipem, sprawia, że czytelnik momentami nie może się powstrzymać i wybucha gromkim śmiechem. W powieści Magdaleny Witkiewicz jest zwyczajnie i niezwykle jednocześnie. To chyba ta wszechogarniająca pozytywna energia tak właśnie działa. I chce się dalej czytać a na końcu przychodzi myśl … Jaka szkoda, że to już koniec. Polecam. Widocznie poprawia nastrój. W sam raz na jesienną szarugę.
Jak pachnie szczęście? Szczęście, oczywiście, pachnie wanilią...
Adrianna nie ma łatwego życie. Jest samotną matką i z trudem próbuje ogarnąć swe dość skomplikowane życie. Opuścił ją wspaniały, jak by się mogło wydawać, mężczyzna, który przestał wydawać się tak wspaniały, gdy postanowił zakończyć romans i na powrót stać się przykładnym mężem, jak tylko sytuacja stała się...
2014-09-22
Aurora Teagarden, była bibliotekarka, obecnie bardzo dobrze sytuowana bezrobotna, po ostatnich przejściach i rozwiązaniu zagadki śmierci pośredników w handu nieruchomościami z Lawrenceton, na poważnie związuje się z Martinem Bartellem, nieco tajemniczym i niebezpiecznym dyrektorem firmy Pan-Am Agra. Już niedługo odbędzie się ich ślub. Aurora i Martin niewiele o sobie wiedzą, niemniej chcą być razem bez względu na wszystko. I właśnie w tym "wszystko" jest pies pogrzebany. Martin Bartell to człowiek z przeszłością, do której dostęp mocno Aurorze ogranicza. Co skrywa ten tajemniczy i bardzo pociągający mężczyzna? Czy jest tak bardzo niebezpieczny, by zagrażało to związkowi z Aurorą?
Jakie też tajemnice pogrzebane zostały w domu Juliusów, którzy w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęli pewnego pięknego poranka niemal siedem lat wcześniej? Czy Aurorze uda się rozwiązać zagadkę skrywaną przez dom, który w prezencie ślubnym podarował jej Martin? I czy, gdy w końcu odkryje straszną prawdę, nadal będzie chciała w nim mieszkać?
Po lekturze trzeciej części serii o przygodach domorosłej detektyw, Aurory Teagarden, autorstwa Charlaine Harris, która sprawiła mi nie lada przyjemność, z niecierpliwością oczekiwałam momentu, w którym będę mogła sięgnąć po część czwartą serii pt. "Dom Juliusów". Niestety tym razem nie było już tak ciekawie i wciągająco, co poprzednio i z przykrością muszę stwierdzić, że przeżyłam spore rozczarowanie.
Opowiedziana tym razem historia skupia się przede wszystkim na relacjach pomiędzy Aurorą i jej wybrankiem Martinem. Sporo w "Domu Juliusów" opowieści o przygotowaniach do ślubu bohaterów i początkach ich wspólnego, zalegalizowanego związku. Charlaine Harris w "Domu Juliusów" po trosze odkrywa również tajemnice, które tak bardzo skrywa przed Aurorą jej wybranek, odrobinę niebezpieczny i nieprzewidywalny Martin. Jest oczywiście także do rozwikłania zagadka kryminalna, którą w końcu udaje się wyjaśnić Aurorze. I tym razem bohaterka pakuje się w spore tarapaty. Zagadka kryminalna nie jest jednak tak pasjonująca, jak w poprzednich częściach serii o perypetiach, lubiącej niewyjaśnione historie i potrafiącej wpakować się w nie lada kłopoty, bibliotekarki (w sumie to już eks bibliotekarki) z małego miasteczka Lawrenceton. Niestety udało mi się przejrzeć zamiary autorki i odkrycie tajemnic ukrytych na kartach powieści, nie sprawiło mi najmniejszych trudności. Zagadka kryminalna zdaje się tym razem być przede wszystkim dodatkiem do opowieści o Aurorze i Martinie, której autorka nie poświęciła zbyt wiele miejsca i uwagi, a szkoda, bo przed lekturą wiele sobie w związku z nią obiecywałam i niestety poczułam spory zawód. To mogła być świetna kryminalna opowieść. Nie tym razem, niestety.
"Dom Juliusów" nie skradł mojego czytelniczego serca. Poczułam rozczarowanie. Miałam wrażenie, że ta część napisana jest na siłę i zupełnie bez wyobraźni. Niemniej czekam na kolejną część serii. Mam nadzieję, że będzie lepiej.
Aurora Teagarden, była bibliotekarka, obecnie bardzo dobrze sytuowana bezrobotna, po ostatnich przejściach i rozwiązaniu zagadki śmierci pośredników w handu nieruchomościami z Lawrenceton, na poważnie związuje się z Martinem Bartellem, nieco tajemniczym i niebezpiecznym dyrektorem firmy Pan-Am Agra. Już niedługo odbędzie się ich ślub. Aurora i Martin niewiele o sobie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-11
Od pierwszego zabójstwa i udziału Aurory Teagarden w wykryciu i ujęciu jego sprawcy minęło już osiemnaście miesięcy. W tym czasie bardzo wiele się wydarzyło. Klub Prawdziwe Morderstwa, którego członkinią była Roe, został definitywnie rozwiązany. W Lawrenceton doszło do kolejnych zbrodni, w których centrum za każdym razem znajdowała się Aurora. Przez jej życie przewinęli się kolejni mężczyźni, lecz żaden z nich nie został na dłużej. Niespodziewanie odziedziczony spadek sprawił zaś, że trzydziestolatka z bibliotekarki z małego miasteczka, stała się całkiem zamożną bezrobotną.
Obecnie Aurora spotyka się z pastorem Aubrey'em. Niemniej ten związek nie przynosi satysfakcji żadnej ze stron. Roe postanowiła również pójść w ślady matki i zająć się obrotem nieruchomości. To zajęcie nie przynosi jej jednak radości i coraz częściej dochodzi do wniosku, że to nie jest jej życiowe powołanie.
Pewnego dnia, gdy pomaga matce w pracy, szlifując przy okazji swe umiejętności zawodowe, Aida prosi, by córka pojechała do posiadłości Andertonów i oprowadziła potencjalnych klientów po domu. Spotkanie z Martinem Bartelem, który zaledwie kilka tygodni temu przeniósł się do Lawrenceton i objął lukratywną posadę w miejscowym oddziale firmy Pan-Am Agra, wstrząsa Aurorą. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna tak na nią nie działał. Jak grom z jasnego nieba spłynęła na nią fascynacja przystojnym i znacznie od niej starszym Martinem. W dodatku wygląda na to, że fascynacja jest obustronna. Jako profesjonalista Aurora stara się jednak spełniać obowiązki przyszłego pośrednika w obrocie nieruchomościami, prezentując dom Andertonów Martinowi Bartelowi i jego siostrze, nie okazując zanadto jak silnie mężczyzna na nią działa.
Spokojna prezentacja rezydencji, okraszona znaczącymi spojrzeniami Aurory i Martina, kończy się jednak szybko i dość dramatycznie. W jednej z sypialni zostaje odnaleziona Tonia Lee Greenhouse. Martwa. Tonia to współwłaścicielka Greenhouse Realty, pośredniczka w obrocie nieruchomościami. Szybko na światło dzienne wychodzą fakty, które mrożą krew w żyłach wszystkich pośredników w Lawrenceton a Aurora Teagarden po raz kolejny na własną rękę rozwiązuje zagadkę tajemniczych śmierci. Nie jest to jednak łatwe, zwłaszcza że między nią a nowym i zdaje się niebezpiecznym nieznajomym aż iskrzy...
„Trzy sypialnie, jeden trup” to kolejna po „Prawdziwych morderstwach” i „Kościach niezgody” część serii o perypetiach domorosłej detektyw, Aurory Teagarden, autorstwa Charaline Harris. To już trzecia opowieść o zagadce kryminalnej rozwiązywanej przez uroczą i dość nierozsądną bibliotekarkę (pardon już teraz byłą bibliotekarkę) z maleńkiego miasteczka Lawrenceton, którą dane mi było przeczytać. To lekka i dość zabawna opowieść z ciekawym i oryginalnym wątkiem kryminalnym, okraszona tym razem sporą dawką romansu w tle, co dobrze wpływa na przyjemność czytania. Jak zwykle bawiłam się wyśmienicie w towarzystwie sympatycznej Aurory. Z nią nie sposób się bowiem nudzić. Lektura upłynęła mi bardzo szybko, może nawet za szybko i już nie mogę się doczekać, kiedy w moje ręce trafi kolejny tom serii pt. „Dom Juliusów”. Polecam powieść „Trzy sypialnie, jeden trup” na relaksujące weekendowe popołudnie. Widocznie poprawia nastrój.
Od pierwszego zabójstwa i udziału Aurory Teagarden w wykryciu i ujęciu jego sprawcy minęło już osiemnaście miesięcy. W tym czasie bardzo wiele się wydarzyło. Klub Prawdziwe Morderstwa, którego członkinią była Roe, został definitywnie rozwiązany. W Lawrenceton doszło do kolejnych zbrodni, w których centrum za każdym razem znajdowała się Aurora. Przez jej życie przewinęli się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-07
Mia na chwilę zwariowała. To Borys tę chwilową utratę zmysłów spowodował. Po trzydziestu latach małżeństwa zażądał przerwy … nie rozstania, rozwodu, nowego związku … lecz przerwy … a Przerwa była koleżanką z pracy, w dodatku Francuską. Mia zatem na chwilę postradała zmysły. A gdy w końcu odzyskała pełnię władz umysłowych, postanowiła spędzić lato z dala od dawnego świata pełnego zdrajcy Borysa.
Wyjeżdża zatem do matki, do Rolling Meadows. Ponad osiemdziesięcioletnia matka wraz z innymi Łabędzicami, kobietami w większości owdowiałymi, lecz nadal żywymi i pełnymi władz umysłowych, spędza w tym miasteczku ostatnie lata swego ziemskiego żywota i umila sobie dni czytaniem lektur w ramach klubu książki, do którego wszystkie Łabędzice należą. Łabędzice to kobiety niezwykłe, pełne życia i życiowej pasji, mające swe tajemnice i wielkie pasje. W Rolling Meadows Mia, mało znana a jednak znana poetka podejmuje pracę w charakterze prowadzącej kurs poezji dla dorastających dziewcząt. Tu także trafia na niecodziennych a jakże niewyróżniających się w swej zwyczajności sąsiadów … Oni wszyscy zmienią życie Mii, a ona całkowicie zmieni życie ich wszystkich… I jeszcze mailowy Pan Nikt … A może Pani Nikt? No i Borys, tak daleki a tak bliski... A w poetyckim świecie poetki przeszłość miesza się z przyszłością i rozpływa się w teraźniejszości...
"Czas wprawia nas w zakłopotanie, czyż nie? Fizycy wiedzą, jak sobie z nim radzić, lecz my, cała reszta, musimy zmagać się z pędzącą teraźniejszością, która staje się niepewną przeszłością; jakkolwiek by ta przeszłość była w naszych głowach pogmatwana, stale i nieubłaganie zmierzamy ku końcowi. A jednak w naszych umysłach, dopóki żyjemy, a nasze mózgi nadal działają, możemy przeskakiwać z dzieciństwa do wieku średniego i z powrotem, rabować z każdego, dowolnie wybranego okresu, smakowity kąsek tu, cierpki tam."
„Lato bez mężczyzn” autorstwa Siri Hustvedt to słodko-gorzka opowieść o dojrzewaniu, przemijaniu, śmierci, miłości i szaleństwie. To powieść naznaczona poetyckim i plastycznym językiem a także przepełniona filozoficznymi przemyśleniami i egzystencjalnymi rozważaniami. To historia poetki, która popadając w szaleństwo odnalazła siebie i poczuła jak wielką i zarazem kruchą wartością jest ludzkie istnienie. Główna bohaterka prowadzi żywy dialog z czytelnikiem powieści. Roztacza przed nim opowieść o skrawku swego życia i życiu ludzi, którzy w tym czasie w tym skrawku jej egzystencji współuczestniczyli. Odkrywa swe myśli i maluje uczucia. Dzieli się odrobiną swego nieba, pozwala też dotknąć swego piekła.
Dziwna jest to książka. Tak z jednej strony zwyczajna, a z drugiej tak z kolei niezwykła. Nie jest to lektura lekka i łatwa w odbiorze. Z jednej strony przepełnia ją humor, lecz czasem jest to radość przez łzy. Uśmiech i ironia zamknięte w jednej dość krótkiej powieści, skoncentrowane i zmieszane … niczym miód z łyżką dziegciu … Ostateczny jednak wydźwięk daje nadzieję, napawa optymizmem. Mnie „Lato bez mężczyzn” oczarowało. Poddałam się jej magii bez reszty. Wiem jednak, że emocje budzić będzie skrajne, gdyż i ja początkowo nie wiedziałam, jakie w ostatecznym rozrachunku ta powieść we mnie wywoła.
Mia na chwilę zwariowała. To Borys tę chwilową utratę zmysłów spowodował. Po trzydziestu latach małżeństwa zażądał przerwy … nie rozstania, rozwodu, nowego związku … lecz przerwy … a Przerwa była koleżanką z pracy, w dodatku Francuską. Mia zatem na chwilę postradała zmysły. A gdy w końcu odzyskała pełnię władz umysłowych, postanowiła spędzić lato z dala od dawnego świata...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-03
Czy pamiętacie Benniego i Desiree? Po raz pierwszy tą przedziwną parę spotkamy w powieści „Facet z grobu obok” autorstwa Katariny Mazetti. Poznali się na cmentarzu i nic nie wskazywało, że są ludźmi stworzonymi, by żyć razem. Ich losy skrzyżowały się i połączyła ich ogromna namiętność. Próby bycia razem i pogodzenia dwóch zupełnie odmiennych światów czyli miejskiego życia wykształconej bibliotekarki o wegetariańskich zapędach i szwedzkiego rolnika pełna gębą skończyły się jednak fiaskiem. Coś jednak ciągnęło ich do siebie i nie pozwoliło całkowicie się od siebie wyzwolić. Desiree zapragnęła zostać matką i to właśnie Benny miał zostać ojcem jej dziecka. Tylko tego od niego oczekiwała a skończyło się na … Desiree i Benny dają sobie kolejną życiową szansę. Jak zmieni się ich życie, gdy zamieszkają razem a na świecie pojawi się dziecko … drugie dziecko i …?
„Grób rodzinny” to kontynuacja perypetii Benniego i Desiree, których poznaliśmy w powieści „Facet z grobu obok”. Pierwsza część kończy się w takim momencie, że nie sposób odmówić sobie lektury jej kontynuacji. Przyznam, że spodziewałam się od książki wiele i spotkało mnie małe rozczarowanie, choć nie do końca. W „Grobie rodzinnym” odnajdziemy słodko-gorzki obraz pary zupełnie do siebie niepasujących ludzi, którzy starają się pogodzić zupełnie do siebie nieprzystające wizje życia. Katarina Mazetti ukazuje jak mocno może zmienić się życie ludzi, gdy łączą ze sobą dwa światy, dwa światopoglądy a w dodatku na świecie pojawiają się dzieci. Związek taki wymaga nie tylko kompromisów, lecz nawet sporych poświęceń.
Katarina Mazetti pisze dowcipnie. Niemniej znacznie mniej tu humoru niż w „Facecie z grobu obok”. Więcej tu refleksji nad życiem. Więcej ukazanego trudu codziennego życia rodziny, która powiększa się z każdym rokiem a jej rodzinny budżet stoi w miejscu. Więcej tu związku, w którym przeważa deszcz i chmury niż słońce. A jednak miłość do siebie nawzajem i dzieci, które się w związku zrodziły trzyma ich razem.
I na koniec cytat z książki, który wydał mi się nad wyraz prawdziwy... i po prostu do mnie przemówił...
„Dobrze, że nie uświadamiamy sobie tego wszystkiego, zanim zdecydujemy się na dzieci. Z drugiej strony pewnie też nie do końca sobie uświadamiamy, jak bardzo je pokochamy. I że właśnie ta miłość sprawia, że nagle nasze życie zyskuje nowy wymiar.”
Czy pamiętacie Benniego i Desiree? Po raz pierwszy tą przedziwną parę spotkamy w powieści „Facet z grobu obok” autorstwa Katariny Mazetti. Poznali się na cmentarzu i nic nie wskazywało, że są ludźmi stworzonymi, by żyć razem. Ich losy skrzyżowały się i połączyła ich ogromna namiętność. Próby bycia razem i pogodzenia dwóch zupełnie odmiennych światów czyli miejskiego życia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-02
Travis jest jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Dopiero co przekroczył dwudziesty rok życia. Niestety już cztery lata wcześniej musiał porzucić beztroskę towarzyszącą jego rówieśnikom. Wtedy bowiem na świat przyszła jego córka Bella. Robin, matka dziecka, zrzekła się do niej praw rodzicielskich. Travis nie chciał jednak, by dziewczynkę wychowywali obcy ludzie. Walczył o opiekę nad nią i zwyciężył. W tym samym momencie musiał jednak porzucić marzenia o studiach i rozpocząć dorosłe życie. Na szczęście mógł liczyć na pomoc swojej matki. Cztery lata później wiódł życie w miarę ustabilizowane. Był budowlańcem i na szczęście, w czasach szalejącego kryzysu, pracował.
Pewnego dnia dochodzi jednak do nieszczęśliwego wypadku. Dom, w którym mieszkał Travis z Bellą i swoją matką zostaje doszczętnie strawiony przez pożar. Matka Travisa ginie. Na szczęście, przed śmiercią udaje się jej uratować malutką Bellę. Przez pewien czas Travis wraz z córką mieszkają u ludzi z kościoła matki mężczyzny. Gościnność ta ma jednak swe granice. Travis przenosi się wraz z córką do wynajętej przyczepy kempingowej. Nie wie jednak na jak długo starczy mu pieniędzy, by utrzymać i to skromne miejsce zamieszkania. Traci bowiem pracę, a na nową nie ma żadnych widoków... Wkrótce poznaje Savannah, która mówi mu o dobrze płatnej pracy u znajomego w Raleigh. Gdy wraz z Bellą przybywają do nieznanego im dotąd miejsca szybko okazuje się, że praca, którą miałby wykonywać Travis niewiele ma wspólnego z przedstawioną przez Savannah propozycją i może w szybkim czasie zaprowadzić go do więzienia. Co jednak ma zrobić samotny ojciec bez środków do życia? Jak zapewnić byt córce i nie pozwolić, by odebrała ją opieka społeczna? Czy w tak trudnej sytuacji znajdą się ludzie, którzy wyciągną do nich pomocną dłoń? A Robin, matka dziewczynki?
„Dobry ojciec” Diane Chamberlain to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Do tej pory sporo słyszałam dobrego o książkach pisarki. Chciałam zatem sama się przekonać czy przypadną mi do gustu. Diane Chamberlain to autorka powieści obyczajowych. Wśród tytułów jej książek, które ukazały się na polskim rynku wydawniczym znajdziemy m.in. „Prawo matki”, „Kłamstwa”, „Zatoka o północy” czy „W słusznej sprawie”.
Przyznam, że książka „Dobry ojciec” wzbudziła mój duży entuzjazm zanim rozpoczęłam jej lekturę i trwał on w najlepsze, gdy w końcu książka trafiła w moje czytelnicze ręce. Po pierwsze historia ukazana w książce Diane Chamberlain jest niebanalna i w dodatku opowiedziana z perspektywy trzech narratorów. Poruszony w powieści temat również jest ciekawy. Pytanie postawione przez pisarkę jako główny motyw powieści zaś ważne i trudno na nie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jak daleko posunie się rodzic, by zapewnić byt swemu dziecku? Co jesteśmy w stanie zrobić dla osoby, którą kochamy?
Diane Chamberlain pisze pięknie i mądrze. Skłania do refleksji i zadania sobie pytania co byśmy zrobili na miejscu bohaterów powieści. Czy postąpilibyśmy tak samo? Jak wiele byśmy zaryzykowali? Co jesteśmy w stanie poświęcić?
Autorka na kartach powieści zgłębia również temat utraty dziecka i przeżywania przez rodziców żałoby. Ukazuje jak trudna i bolesna dla rodziców jest śmierć dziecka i jak skomplikowany i długotrwały jest powrót do życia i nie poddanie się skrajnej rozpaczy.
Sporo się w „Dobrym ojcu” dzieje. Do końca nie wiemy czy ta historia będzie miała szczęśliwe zakończenie, choć cały czas mamy taka nadzieję. I kibicujemy bohaterom powieści, którzy z łatwością zyskują naszą czytelniczą sympatię.
Jedynym dla mnie minusem powieści była ogromna naiwność tytułowego ojca - Travisa i to jak łatwo dał się zwieść mętnym obietnicom i wpędzić w prawdziwe tarapaty. Chociaż z drugiej strony trzeba mieć na uwadze, że to człowiek bardzo młody, w dodatku ze sporym bagażem obciążeń na głowie.
Polecam zatem gorącą powieść Diane Chamberlain „Dobry ojciec”.
Travis jest jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Dopiero co przekroczył dwudziesty rok życia. Niestety już cztery lata wcześniej musiał porzucić beztroskę towarzyszącą jego rówieśnikom. Wtedy bowiem na świat przyszła jego córka Bella. Robin, matka dziecka, zrzekła się do niej praw rodzicielskich. Travis nie chciał jednak, by dziewczynkę wychowywali obcy ludzie. Walczył o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-14
Ciotka Matylda postanowiła umrzeć, a że była to osoba uparta, mająca własne zdanie i realizująca to, co sobie postanowi, jak zdecydowała tak i zrobiła. Zanim to jednak nastąpiło wymogła, będąc na łożu śmierci czyli swej wygodnej kanapie z papierosem mentolowym i szklaneczką wzmacnianej koniaczkiem herbaty w dłoni, na swej siostrzenicy Joannie, zwanej Joanką, by córka, którą ta nosi pod sercem otrzymała na imię Matylda. Nic bowiem w przyrodzie nie ginie, nawet ilość Matyld. Nie było istotne, że wszyscy, łącznie z lekarzem prowadzącym Joanny pewni byli, że urodzi chłopca. Zdaniem ciotki Matyldy na 100% urodzić się miała Matylda. Ciotka zobowiązała również Joankę, by po jej śmierci przejęła jej mały interes, który prowadziła wraz z dwoma dżentelmenami Przemciem i Olusiem.
Mimo, iż Joanna nie wierzyła ani w to, że jej syn Jan okaże się dziewczynką, ani w ściśle tajny interes prowadzony w Nowym Mieście Lubawskim z niejakim Przemciem i Olusiem, przysięgła ciotce, że uszanuje jej wolę i spełni jej prośby.
Ciotka Matylda jak postanowiła tak umarła. A w czasie, gdy ona przekraczała bramę strzeżoną przez św. Piotra, w gdańskim szpitalu przychodziła na świat córka Joanki – Matylda. Radość zmieszała się z łzami. Rozpacz przeplotło szczęście. A w szpitalu, po porodzie w którym nie uczestniczył mąż Joanny, który jak zwykle miał ciekawsze rzeczy do zrobienia pływając po morzach i oceanach w poszukiwaniu nunataków, zjawili się Przemcio i Oluś, współwłaściciele tajemniczego matyldowego interesu, którzy już wkrótce stać się mieli dla Joanki przyjaciółmi, oparciem i rodziną. Życie zaś samej Joanny miało się diametralnie zmienić. I to dopiero początek tej pięknej historii.
„Ballada o ciotce Matyldzie” Magdaleny Witkiewicz to pięknie napisana, wzruszająca opowieść o miłości, przyjaźni i rodzinie, którą można odnaleźć wśród zupełnie obcych i całkowicie od nas odmiennych ludzi. To także mądra opowieść o kobiecej sile, wytrwałości i odwadze.
Powieść Magdaleny Witkiewicz ma bardzo silny pozytywny wydźwięk. Naładowana jest niesamowitym ciepłem i optymizmem. Niepozbawiona jest również humoru. Autorka z łatwością potrafi rozbawić swego czytelnika do łez.
W powieści Magdaleny Witkiewicz czytelnik otrzymuje ciekawą historię, która nie pozwala mu na oderwanie się od lektury nawet na chwilę. Nic nie jest tu oczywiste i proste. Czuje się, że historia raczej skończy się dobrze, aczkolwiek rozwiązanie, które funduje autorka nie jest banalne. Karty książki wypełniają również ciekawi i w większości bardzo sympatyczni bohaterowie, z których każdy ma swój indywidualny i niepowtarzalny charakter. Te postaci się lubi i im dopinguje. To barwne, żywe osoby, które zdają się istnieć w rzeczywistości.
„Ballada o ciotce Matyldzie” to powieść lekka, lecz nie pozbawiona refleksji. Pełna humoru opowieść o sile miłości i przyjaźni a także odważnych i mądrych kobietach, to doskonały lek na zimową niepogodę. Polecam. Zaraża optymizmem.
Ciotka Matylda postanowiła umrzeć, a że była to osoba uparta, mająca własne zdanie i realizująca to, co sobie postanowi, jak zdecydowała tak i zrobiła. Zanim to jednak nastąpiło wymogła, będąc na łożu śmierci czyli swej wygodnej kanapie z papierosem mentolowym i szklaneczką wzmacnianej koniaczkiem herbaty w dłoni, na swej siostrzenicy Joannie, zwanej Joanką, by córka, którą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-17
Minął już rok od dramatycznych wydarzeń, które wstrząsnęły spokojnym Lawrenceton i doprowadziły ostatecznie do zakończenia działalności przez Klub Prawdziwych Morderstw. Codzienność zdawała się wracać na dawne tory. Do normy powracało również życie Aurory Teagarden, miejscowej bibliotekarki i głównej uczestniczki wydarzeń sprzed roku.
Dla Aurory po raz kolejny okazało się, że związki z mężczyznami nie należą do najłatwiejszych. A śluby zawsze dotyczą kogoś innego. W ciągu tego roku Aurora zdążyła być na dwóch ślubach. Jej matka Aida wyszła w końcu za Johna Queeslanda i zdawać by się mogło stworzyła w końcu związek idealny. Były chłopak Aurory również postanowił się w końcu ustatkować, bynajmniej jednak nie z nią. I w dodatku już wkrótce młodzi małżonkowie doczekają się potomka. Po znanym pisarzu Robinie Crusoe pozostało Aurorze również niestety wyłącznie mgliste wspomnienie.
Nie tylko jednak śluby przyniósł ten rok. Aurora z przykrością pożegnała koleżankę z Klubu Prawdziwych Morderstw Jane Engle. W zasadzie nie łączyła jej ze zmarłą jakaś większa zażyłość. Tym większe okazało się zaskoczenie Aurory, gdy po ceremonii pogrzebowej prawnik Jane Bubba Sewel poprosił ją o chwilę rozmowy. Z niejasnych przyczyn jako główną sukcesorkę Jane wyznaczyła właśnie Aurorę. Życie jednak potrafi zaskakiwać. I to w dodatku pozytywnie. W jednej chwili Roe ze słabo opłacanej bibliotekarki, która dodatkowo zarządza nieruchomościami swej matki, stała się właścicielką małego domu w Lawrenceton, sporej ilości biżuterii i bajecznej wręcz fortuny pochodzącej z oszczędności życia Jane. Czy jednak wszystko jest tak piękne, jak wydaje się na pierwszy rzut oka? Podejrzenia Aurory szybko okazują się mieć swe uzasadnienie. Jane Engle miała bowiem małą mroczną tajemnicę, z którą teraz musi zmierzyć się Aurora Teagarden. Co z tego wszystkiego wyniknie? Przekonajcie się sami.
„Kości niezgody” Charlaine Harris to kolejna część cyklu o przygodach Aurory Teagarden. To lekki kryminał, który zaliczyłabym również do kategorii literatury skierowanej głównie do żeńskiej części czytelników. Książkę czyta się nadzwyczaj sprawnie, połykając wręcz kolejne karty powieści. Osobiste perypetie głównej bohaterki przeplatane są rozwiązywaniem kryminalnej zagadki. Akcja toczy się bardzo szybko. Książka nie nuży a kryminalna intryga wciąga. Autorka z łatwością zwodzi czytelnika i sprawia, że finał powieści nie jest banalny i oczywisty. Sympatyczni i charakterni bohaterowie dodają zaś książce uroku. „Kości niezgody” to lektura łatwa, prosta i przyjemna w odbiorze. Polecam na leniwe zimowe wieczory. Bez trudu poprawia nastrój.
Minął już rok od dramatycznych wydarzeń, które wstrząsnęły spokojnym Lawrenceton i doprowadziły ostatecznie do zakończenia działalności przez Klub Prawdziwych Morderstw. Codzienność zdawała się wracać na dawne tory. Do normy powracało również życie Aurory Teagarden, miejscowej bibliotekarki i głównej uczestniczki wydarzeń sprzed roku.
Dla Aurory po raz kolejny okazało...
2014-01-24
Gabriela jest pisarką. To autorka poczytnej serii o przygodach walczącej o prawa zwierząt pani weterynarz Julii. Promocja tomu drugiego idzie pełną parą. Gabriela tymczasem przekazuje do swego wydawnictwa gotowy tom trzeci. Zgodnie z oczekiwaniami autorki zakończenie tej części nie spotyka się z aprobatą redaktor naczelnej. Gabriela nie ma jednak zamiaru ustąpić. Chce raz na zawsze rozstać się z ukochaną przez fanki postacią weterynarz Julii, zerwać z literaturą "śniadaniową" i poświęcić czas i siły na nową postać, fabułę, zupełnie inną niż dotychczas powieść.
Problemy z wydawnictwem to jednak nie jedyne zmartwienie Gabrieli. Mija właśnie rok od kiedy została żoną Marka i weszła do jego rodziny. Biorąc z mężczyzną ślub stała się bowiem nie tylko jego małżonką. Starszy od niej Marek ma dwoje praktycznie dorosłych już dzieci, dom, w którym nieustannie czuje się ducha jego pierwszej żony Zosi, gosposię Lidię, która aż nadto zdaje się mieszać w rodzinne sprawy i byłą teściową, która chce trzymać nieustannie rękę na rodzinnym pulsie.
Początkowo Gabriela stara się do panujących porządków dostosować. Szybko okazuje się jednak, że w zastanej sytuacji zwyczajnie się dusi i nie jest szczęśliwa. Nie może być sobą. Z radosnej, otwartej kobiety staje się zamknięta, skryta i coraz rzadziej uśmiechnięta. Mąż zaś zdaje się, całkowicie pochłonięty pracą, zupełnie nie dostrzega jak nieszczęśliwa staje się jego żona. W tej trudnej sytuacji pojawia się jednak światełko nadziei. Niespodziewanie przyjaciółka Gabrieli prosi ją, by przez tydzień zajęła się jej domem i domowym zwierzyńcem. Początkowo sceptyczna Gabriela, pod wpływem nagłych, zaskakujących dla siebie wydarzeń, postanawia porzucić dom, Marka z całą rodziną i dać sobie czas na przemyślenia co do dalszego sensu związku. Gabriela niemal ucieka z domu, pozostawiając w nim nic nierozumiejącego męża.
Dom przyjaciółki staje się dla Gabrieli spokojną przystanią, gdzie w końcu może przemyśleć swe małżeństwo. Tam również niespodziewanie rodzi się pomysł na kolejną, zupełnie inną od poprzednich książkę z zaradną i przedsiębiorczą Celiną w roli głównej bohaterki.
Zachęcona sporą ilością pochlebnych recenzji sięgnęłam bez wahania po powieść Anny J. Szepielak "Dworek pod Lipami". Mój entuzjazm został jednak mocno ostudzony już po pierwszych stronach książki. To nie było to, czego się spodziewałam. Niezrażona postanowiłam jednak dać powieści jeszcze jedną szansę. Po powolnym i w zasadzie mało wnoszącym początku historia nabrała odrobinę rozpędu i zaciekawiła mnie swoją fabułą. Nie jestem jednak do końca usatysfakcjonowana.
Najbardziej interesujące w powieści jest ukazanie twórczej pracy pisarza. Czasem po prostu książka sama się wręcz pisze a twórca jest niewolnikiem swego natchnienia. Czasem fabuła wymaga precyzji, dogłębnego zbadania tematyki. Czasem zwyczajnie natchnienie umyka. Ukazanie warsztatu pisarskiego Anna J. Szepielak przedstawiła poprzez zastosowanie interesującego zabiegu czyli osadzenie kolejnej książkowej historii w powieści głównej. Poznając losy Gabrieli odkrywamy historię dziewiętnastowiecznej Celiny. Znamiennym jest przy tym, że rozterki i perypetie Celiny jako żywo odzwierciedlają losy i sercowe wątpliwości Gabrieli. Muszę jednak szczerze przyznać, że historia Celiny nie przypadła mi do gustu. Dziewiętnastowieczne intrygi nie przekonały mnie. Nie znalazłam w opowieści niczego nowego. Zabrakło w niej świeżości i elementu zaskoczenia.
Powieść Anny J. Szepielak to typowa powieść kobieca, która zgodnie z oczekiwaniami kończy się happy endem. Jest tu element tajemnicy, niedomówień, refleksji nad życiem, niemniej to zdecydowanie powieść lekka, łatwa i nie zaprzątająca na dłużej czytelniczej pamięci.
Autorka zadbała o tło powieści, bohaterów, nawet ciekawą historię. Zabrakło mi jednak w niej odrobinę większego tempa, zdecydowanego elementu zaskoczenia i większej literackiej spontaniczności. "Dworek pod Lipami" to ciepła, urokliwa opowieść, która toczy się nieśpiesznie i bez większych niespodzianek. Czegoś mi tu jednak zabrakło.
Gabriela jest pisarką. To autorka poczytnej serii o przygodach walczącej o prawa zwierząt pani weterynarz Julii. Promocja tomu drugiego idzie pełną parą. Gabriela tymczasem przekazuje do swego wydawnictwa gotowy tom trzeci. Zgodnie z oczekiwaniami autorki zakończenie tej części nie spotyka się z aprobatą redaktor naczelnej. Gabriela nie ma jednak zamiaru ustąpić. Chce raz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-04
Viviane Lancier, komisarz III Wydziału Kryminalnego Policji w Paryżu ma ostatnio zdecydowanie pod górkę. W dodatku wszystko ją wkurza. A może właśnie dlatego? Nie tak dawno zerwała z Ludoviciem, sędziom Ludoviciem. Powoli zbliża się do czterdziestki a na horyzoncie nie widać żadnego sensownego mężczyzny. W dodatku nadprogramowe kilogramy dają o sobie znać w postaci niemożności zmieszczenia się w cokolwiek, w czym nie wyglądałaby okropnie. Trzeba by zastosować dietę, ale cóż począć z batonikiem w służbowej szufladzie? Trzeba go zjeść. W dodatku jest jedyną kobietą w swoim wydziale i to przełożoną. Nic w sumie w tym dziwnego. Do tej pory żadna kobieta nie wytrzymała w jej towarzystwie zbyt długo. Żeby tego było mało przytrafił się pani komisarz Lancier asystent, niejaki Augustin Monot, całkiem przystojny i apetyczny, lecz zupełny żółtodziób i humanistyczna dusza, znawca literatury w dodatku. Oj, dużo tego w dodatku, oj dużo.
Za sprawą Monota właśnie spokojny dzień przyniósł pani komisarz konieczność zajęcia się zabójstwem kloszarda, Pascala Mesneux. Koszmar. Zabójstwo mogłoby jednak pozostać zwykłym przestępstwem, gdyby nie znaleziony przy bezdomnym list zawierający tajemniczy sonet, a właściwie jego kserokopię. Tego niestety też jest mało by pani komisarz zepsuć kolejne dni pracy. Rzeczony sonet zaczyna wkrótce zbierać śmiertelne żniwo. Ktokolwiek się z nim zetknie, musi martwić się o swe życie. A pani komisarz walczyć musi z bandą znawców literatury, grafologów, wróżbitów i zmanierowanych dzieciaków. Uff. Pozostają też inni przestępcy, którzy z rozkoszą pozbawią panią komisarz życia. I jak tu się nie wkurzać?
"Pani komisarz nie znosi poezji" Georges'a Flipo to opowiedziana w lekki, nasycony humorem sposób, historia kryminalna ze sporą dawką nieboszczyków w tle. To kobiecy kryminał, napisany przez mężczyznę a skierowany w zasadzie do wszystkich.
Zagadka kryminalna stanowi tu doskonałe tło dla rozlicznych perypetii bardzo marudnej, nadąsanej i mocno rozdrażnionej pani komisarz Viviane Lancier. To ona i jej humorzasty charakter wiodą w powieści prym, skazując pozostałych bohaterów książki na bycie ofiarami jej chwiejnych nastrojów. I nie tyle zagadka kryminalna jest tu najbardziej pasjonująca, co obraz głównej bohaterki powieści Georges'a Flipo właśnie.
Przyznać muszę, że sporo czasu zajęło mi przekonanie się do powieści i postaci głównej bohaterki. Ostatecznie jednak powieść dość mocno mnie wciągnęła, dostarczyła sporą dawkę śmiechu i zaciekawiła do samego końca. Nieprzeciętny humor i spora dawka kryminalnego zaskoczenia sprawiły, że dobrze się podczas lektury bawiłam i z pewnością sięgnę po kolejną część serii o przygodach marudnej pani komisarz.
Viviane Lancier, komisarz III Wydziału Kryminalnego Policji w Paryżu ma ostatnio zdecydowanie pod górkę. W dodatku wszystko ją wkurza. A może właśnie dlatego? Nie tak dawno zerwała z Ludoviciem, sędziom Ludoviciem. Powoli zbliża się do czterdziestki a na horyzoncie nie widać żadnego sensownego mężczyzny. W dodatku nadprogramowe kilogramy dają o sobie znać w postaci...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-07
Za sześć dni stanie się coś strasznego, mrocznego, przerażającego. Sprawi to, że Elsa po raz trzeci w swym niemal czterdziestoletnim życiu utraci coś, co uważa za jedną z największych życiowych wartości. Za sześć dni Elsa straci wiarę i po raz trzeci w swym życiu odwróci się od Boga.
Elsa jest pastorem w Kościele Jedności w Seattle. Bobrze jej tu. Uwielbia swoją pracę, swe powołanie, bo to przede wszystkim powołanie. Od dzieciństwa chciała być księdzem, a że nie było to możliwe w kościele katolickim... Elsa kocha być pastorem. Kocha kontakt z ludźmi, przeżywanie z nimi ich radości i trosk. Uwielbia prowadzenie swego stadka wiernych. Ta pasja sprawia zaś, że jest lubiana, ceniona, wręcz kochana przez członków swej wspólnoty. Elsa widzi sens swego życia i choć czasem czuje ukłucie zazdrości, gdy widzi radosne dziecięce buzie, nie żałuje, że życie jej ułożyło się w taki właśnie sposób. Może jeszcze ma czas? Wierzy, że jeszcze uda jej się założyć rodzinę, urodzić dzieci i zaznać pełni szczęścia, spełnienia.
Spokój jednak zostaje zakłócony. Tragedia wyrywa Elsę z bezpiecznego poczucia sensu i sprawiedliwości. Traci wiarę, sens swego powołania. Już nie potrafi prowadzić swej trzódki. By poukładać sobie wszystko, ochłonąć i odzyskać sens swego powołania, zostaje przez władze swego kościoła wysłana na przymusowe wakacje. Tym sposobem wraca do rodzinnego domu. Wraca do Pueblo, gdzie w pięknym i bogatym domu mieszka jej starsza siostra Tamsin, którą życie do tej pory zdecydowanie rozpieszczało dając zaradnego męża finansistę, potrafiącego zarabiać i utrzymywać życiową stopę rodziny na wysokim poziomie. Elsa wraz ze swym psem Charliem zamieszkuje jednak w swoim domu z dzieciństwa. To małe, trochę ciasne, lecz zdecydowanie bardziej pasujące do skromnej z natury Elsy lokum.
W Pueblo mieszka również najlepszy przyjaciel Elsy z młodości Joaquin. Kiedyś łączyło ich coś więcej, o wiele więcej. Byli parą, mieli się pobrać, lecz Joaquin wybrał Boga a dla Elsy Bóg po raz drugi w jej życiu przestał mieć sens. Joaquin został księdzem, ojcem Jackiem. Co czeka Elsę po powrocie do miasta młodości> Czy w końcu odnajdzie drogę do Boga? Jak ułożą się jej relacje z siostrą, która zdaje się już wkrótce wpadnie w niebotyczne tarapaty? I jak to będzie być tak blisko swego najlepszego przyjaciela, który w przeszłości kochał i był przez Elsę kochany? I jak wpłynie na Elsę poznanie przystojnego i tajemniczego Deacona, który przyprawia ją o szybsze bicie serca? Przekonajcie się sami.
Barbara O'Neal swą pierwszą książkę wydała jako dwudziestokilkulatka. Jest zdobywczynią licznych nagród literackich. Dwukrotnie została laureatką Colorado Book Awards i sześciokrotnie nagrody RITA dla autorów romansów. Jej powieści ukazują się w Stanach Zjednoczonych, Europie i Australii przyciągając coraz większą rzeszę wiernych czytelników.
"Sposób na happy end" to bardzo ciepła, mądra, pogodna i mocno refleksyjna powieść obyczajowa. To książka o utracie wiary i powolnym, wymagającym czasu i pracy jej odzyskiwaniu. Kwestie religijności, wiary, modlitwy, boskości są bardzo mocno zaakcentowane w powieści Barbary O'Neal. Jest ona przepełniona zadumą, refleksją, rozważaniem nad sensem ludzkich działań, walki dobra ze złem i w końcu nad istnieniem Boga właśnie.
Główni bohaterowie przeżywają chwile wypełnione wiarą i nadzieją w sens swego życia i istnienia co do nich boskiego planu. Innym razem wypełnia ich zwątpienie, smutek, nawet rozpacz. Bohaterowie powieści Barbary O'Neal są plastyczni, barwni, wiarygodni a przez to prawdziwi i ludzcy.
W powieści z pozoru spokojnej, całkiem sporo się dzieje. Perypetie bohaterów są ciekawe. Cały czas podczas lektury czytelnik im kibicuje, śmieje się razem z nimi i nie może się doczekać, by dowiedzieć się jak wszystko to się zakończy, choć wie jednocześnie, że przecież musi skończyć się happy endem.
"Sposób na happy end" Barbary O'Neal to powieść obyczajowa, romans i książka filozoficzna w jednym. Całość połączona została przez autorkę w sposób bardzo wyważony.Książkę czyta się z ogromną przyjemnością, bardzo szybko i sprawnie. Polecam. Napawa optymizmem.
Za sześć dni stanie się coś strasznego, mrocznego, przerażającego. Sprawi to, że Elsa po raz trzeci w swym niemal czterdziestoletnim życiu utraci coś, co uważa za jedną z największych życiowych wartości. Za sześć dni Elsa straci wiarę i po raz trzeci w swym życiu odwróci się od Boga.
Elsa jest pastorem w Kościele Jedności w Seattle. Bobrze jej tu. Uwielbia swoją pracę,...
2014-02-13
Od ostatnich dramatycznych wydarzeń minęło już dobrych kilka miesięcy. W Trenton nastała na dobre jesień a Stephanie Plum na dobre rozsmakowała się w zawodzie łowcy nagród. Co prawda nadal łowi raczej płotki, drobnych przestępców, którzy zazwyczaj nie uciekają na jej widok, a już na pewno nie wyciągają broni próbując poważnie nadszarpnąć jej zdrowie a nawet pozbawić ją życia. A i podejście Stephanie do broni jest nadal nader sceptyczne. Co by jednak nie mówić, Plum jest łowcą nagród i raczej nieprędko zrezygnuje z tego nawet niezgorzej opłacalnego zajęcia.
Tym razem Vinnie, kuzyn Stephanie i zarazem właściciel agencji poręczycielskiej, zleca jej doprowadzenie przed oblicze sprawiedliwości niejakiego Kenny'ego Mancusa. Ten postrzelił swego dobrego kumpla, wyszedł z aresztu za kaucją i ślad po nim zaginął. Sprawa zdaje się z pozoru być banalna. Nic jednak w życiu Stephanie Plum nie może przychodzić zbyt łatwo. Kumpel Kenny'ego zostaje zamordowany, zbieg staje się zaś pierwszym podejrzanym i nie tylko Stephanie go poszukuje. Jak zwykle w paradę musi jej wejść Morelli. Nie można odmówić mu uroku, wysportowanej sylwetki, wspaniałych ... i zabójczego uśmiechu, ale to w końcu Morelli. A i to, jak się wkrótce okazuje, jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Sprawa Kenny'ego jest o wiele bardziej skomplikowana i niebezpieczna niż mogło się początkowo wydawać. Stephanie Plum przyjdzie więc stawić czoła psychopatycznemu mordercy i bronić przed nim babci Mazurowej, szukać 24 trumien, które ktoś ukradł miejscowemu przedsiębiorcy pogrzebowemu i starać się nie ulegać urokowi Joe'go Morelliego.
"Po drugie dla kasy" Janet Evanovich to drugi tom serii o przygodach niefrasobliwej łowczyni nagród, która ma niesamowite szczęście do wpadania na ściganych i popadania w nieprawdopodobne wręcz tarapaty jednocześnie. To lekki, kobiecy kryminał, w którym wątek stricte kryminalny przeplata się z osobistymi perypetiami głównej bohaterki Stephanie Plum. A może właśnie perypetie samej głównej postaci powieści królują w książce Janet Evanovich. Stephanie Plum to bohaterka zabawna, roztargniona i niezwykle uparta. Autorka stworzyła postać, którą lubi się od momentu pierwszego spotkania i kibicuje się jej we wszystkim, czegokolwiek się podejmie.
Powieść Janet Evanovich pełna jest humoru. W mocno dowcipny sposób przedstawiona jest Stephanie Plum, jej nieudolne próby łapania zbiegów i wzajemne relacje z Morellim. Salwy śmiechu budzi również babcia Mazurowa, która musi zawsze postawić na swoim, dorzucić swoje trzy grosze, wywołać ogólną konsternację i sprowadzić na siebie i Stephanie niebezpieczeństwo.
"Po drugie dla kasy" czyta się szybko i z niekłamaną przyjemnością. Fabuła wciąga i nie daje przewidywalnego zakończenia. Po lekturze czuje się niedosyt. Bez obaw. Są kolejne tomy o przygodach Stephanie Plum, łowczyni nagród. Polecam. Książka gwarantuje chwile relaksu i sporej dawki śmiechu.
Od ostatnich dramatycznych wydarzeń minęło już dobrych kilka miesięcy. W Trenton nastała na dobre jesień a Stephanie Plum na dobre rozsmakowała się w zawodzie łowcy nagród. Co prawda nadal łowi raczej płotki, drobnych przestępców, którzy zazwyczaj nie uciekają na jej widok, a już na pewno nie wyciągają broni próbując poważnie nadszarpnąć jej zdrowie a nawet pozbawić ją...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-18
W pewne sobotnie przedpołudnie, na targu staroci w Charlesworth spotykają się trzy kobiety: Jenny, Maggie i Alison. Wszystkie trzy z miejsca zakochują się w staroświeckim, pięknie zdobionym motywem kwiatowym serwisie do herbaty. Zdawać by się mogło, że nie ma dobrego rozwiązania. Kobiety jednak znajdują wyjście z patowej sytuacji. Razem kupują upatrzony serwis i umawiają się, że po kolei Jenny, Maggie i Alison skorzystają z dokonanego wspólnie zakupu. W ten oto sposób rodzi się znajomość, która z biegiem czasu przekształca się w piękną, kobiecą przyjaźń trzech skrajnie różnych mieszkanek urokliwego, wiejskiego i niezwykle malowniczego Charlesworth.
Jenny to przyszła panna młoda. Wielkimi krokami zbliża się termin jej ślubu a przygotowania do tej pięknej uroczystości idą pełną parą. Dziewczyna zdaje się być szczęśliwa. U swego boku ma Dana, na którego liczyć może w każdej sytuacji. Ogromną miłością i nieustającym wsparciem otaczają Jenny również jej ojciec i brat. Jest jednak w życiu bohaterki coś, co właśnie w tej chwili, w obliczu zbliżającego się dnia ślubu, martwi ją i zasmuca. To cień z przeszłości, z którym Jenny musi żyć i z którym przyjdzie jej się zmierzyć.
Maggie jest właścicielką stylowej kwiaciarni.Właśnie otrzymała zlecenie na przygotowanie oprawy kwiatowej na przyjęciu weselnym Lucy i Jacka. Nie jest to jednak zwykłe przyjęcie jakich wiele. Lucy pochodzi bowiem z zamożnej rodziny. Wydatki ponoszone na ślub córki nie mają większego znaczenia dla jej ojca a sam udział Maggie w tym przedsięwzięciu może stać się dla florystki szansą na świetną reklamę i zaprezentowanie swej firmy szerokiej liczbie potencjalnych klientów. Jest tylko mały szkopuł. Podczas przygotowywania przyjęcia współpracować ma z Owenem, młodym, niezwykle pewnym siebie i aroganckim architektem krajobrazu. Czy ta współpraca może wyjść wszystkim zainteresowanym na dobre? W życiu Maggie zachodzą zmiany. Pojawia się w nim również mężczyzna z rozdziału życia, który Maggie miała nadzieję zamknąć już na dobre. Nic jednak nie może być proste i oczywiste, gdy do głosu dochodzą uczucia.
Alison jest kobietą dojrzałą, żoną i matką. Wraz z Petem zdają się tworzyć doskonale dobraną parę. Ich córki są już praktycznie nastolatkami, które z dnia na dzień przysparzają coraz większych problemów wychowawczych, lecz wspólnie trzymany front rodziców skutecznie hamuje zapędy obu latorośli. Życie Alison nie jest jednak tak bardzo proste i beztroskie jakby mogło się z pozoru wydawać. To na jej barkach spoczywa obowiązek utrzymania rodziny. Pete stracił pracę i jak do tej pory bezskutecznie szuka kolejnej, zajmując się przy okazji domem. Alison pracuje w pocie czoła zajmując się rękodziełem. To jednak wkrótce okazuje się za mało, by nie bać się, że niedługo by zapłacić rachunki sprzedać będzie trzeba dom. W związku Alison i Pete'a pojawiają się zgrzyty a przykra przeszłość wychyla z otchłani czasu swe niemiłe oblicze.
A serwis? A serwis łączy trzy skrajnie różne kobiety i sprawia, że rodzi się prawdziwa przyjaźń.
"Klub Porcelanowej Filiżanki" Vanessy Greene to lekka, przepełniona niezwykłym ciepłem opowieść o przyjaźni, która potrafi zrodzić się w nawet najbardziej niezwykłych okolicznościach i połączyć bardzo różniące się od siebie osobowości. To również historia o sile kobiet, umiejętności radzenia sobie z przeciwnościami losu, niepoddawaniu się i zwyciężaniu w walce o siebie i swoje szczęście.
Powieść Vanessy Greene jest pogodna i niepozbawiona sporej dawki humoru. Czyta się ją z niezwykłą przyjemnością i zaciekawieniem. Historie trzech przyjaciółek są niebanalne, tak jak niebanalne są bohaterki powieści "Klub Porcelanowej Filiżanki". Każda z kobiet jest inna, ciekawa i bardzo wiarygodnie przez pisarkę stworzona. Czytelnik bardzo szybko zaczyna je lubić i kibicować w każdym podjętym przez nie przedsięwzięciu.
Ciekawym zabiegiem okazuje się dwutorowe prowadzenie narracji. Autorka zastosowała bowiem zarówno narrację pierwszo jak i trzecioosobową. Sprawia to, że od pierwszych stron zaprzyjaźniamy się z Jenny a potem na świat patrzymy częściej jej oczyma niż z pozycji kogoś, kto obserwuje losy bohaterek z boku. Jeszcze bardziej wczuwamy się w powieść i perypetie Jenny, Maggie i Alison.
"Klub Porcelanowej Filiżanki" Vannesy Greene to pachnąca aromatyczną herbatą powieść o przyjaźni i miłości, która wywołuje w czytelniku całą gamę pozytywnych uczuć i daje chwilę niczym nieskrępowanego relaksu. Polecam.
W pewne sobotnie przedpołudnie, na targu staroci w Charlesworth spotykają się trzy kobiety: Jenny, Maggie i Alison. Wszystkie trzy z miejsca zakochują się w staroświeckim, pięknie zdobionym motywem kwiatowym serwisie do herbaty. Zdawać by się mogło, że nie ma dobrego rozwiązania. Kobiety jednak znajdują wyjście z patowej sytuacji. Razem kupują upatrzony serwis i umawiają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Aurora Teagarden ma w życiu szczęście… prawie… Już od dwóch lat jest żoną Martina Bartella, mężczyzny do niedawna wiodącego życie dość niebezpieczne, od niedawna ustatkowanego i na poważnym stanowisku. W dodatku Aurora może cieszyć się spadkiem, który na nią nie tak dawno spadł i uczynił kobietą majętną i niezależną. Mieszka w wymarzonym domu, którego makabryczna zagadka została szczęśliwie rozwiązana. W dodatku wróciła do pracy w bibliotece, choć z racji posiadanego majątku, nie było to w żadnej mierze konieczne. Kocha jednak bycie bibliotekarką i potrzebuje, by dni były zapełnione czymś pożytecznym.
Jej życie jest niemal idealne. Niemal i prawie. Aurora nie może się bowiem pogodzić z jedną wiadomością, która spadła na nią niespodziewanie kilka miesięcy temu … W dodatku pewnego pięknego dnia na jej trawniku lądują zwłoki mężczyzny. Biedak został wypchnięty z samolotu. Szybko okazuje się, że tym nieszczęśnikiem jest Jack Burns, policjant, z którym Roe nigdy nie było po drodze. A można by rzec, że żywili do siebie wzajemnie znaczne pokłady wrogości. I to stawia Aurorę w niezbyt dobrym świetle. W dodatku okazuje się, że jej ochroniarz – Angel ma poważny powód do zmartwień i jej życie już wkrótce się bardzo zmieni. Wokół Roe zaczynają dziać się też coraz dziwniejsze rzeczy, a Jack Burns nie będzie już niedługo jedyną ofiarą psychopaty. W co tym razem los wpakował Aurorę Teagarden?
Z jasnego nieba to piąta z kolei powieść autorstwa Charlaine Harris, której główną bohaterką jest niziutka i nietuzinkowa bibliotekarka, której głównym zajęciem jest pakowanie się w coraz większe kłopoty. Przyznam, że mam ogromną słabość zarówno do Aurory Teagarden, jak i do całej serii opowiadającej o jej perypetiach. Z jasnego nieba, tak jak pozostałe części, to lekkie, niezobowiązujące kryminały, okraszone dowcipem i odrobiną romansu. Nie ma tu wyrafinowanej zagadki, brak pogłębionej analizy psychologicznej mordercy, nawet trudno w jakikolwiek sposób wpaść na to, kto nim może być. Nie jest to jednak w przypadku tej serii istotne aż tak bardzo. Najważniejsza jest tu bowiem główna bohaterka i jej nieodzowna umiejętność pakowania się w kłopoty. Aurora Teagarden rekompensuje bardzo wiele.
Książkę, która stanowi doskonały przerywnik, lekką i niezobowiązującą rozrywkę, czyta się bardzo szybko i z przyjemnością. To doskonały sposób na czytelniczy relaks i odrobinę uśmiechu. Polecam.
Aurora Teagarden ma w życiu szczęście… prawie… Już od dwóch lat jest żoną Martina Bartella, mężczyzny do niedawna wiodącego życie dość niebezpieczne, od niedawna ustatkowanego i na poważnym stanowisku. W dodatku Aurora może cieszyć się spadkiem, który na nią nie tak dawno spadł i uczynił kobietą majętną i niezależną. Mieszka w wymarzonym domu, którego makabryczna zagadka...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to