-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać10
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2024-04-11
2023-09-25
2023-07-02
2023-03-31
2021-08-24
Oh boy, jakie to było dobre! I piękne. Poruszające w swojej prostocie. Czułam, że się z panem Ishiguro polubimy i cóż, nie pomyliłam się. Uwielbiam temat sztucznej inteligencji w sztuce, choć odkrywam tę tematykę stosunkowo od niedawna.
Ujęło mnie z jaką wrażliwością i czułością Klara obserwuje i postrzega świat. Jest w tym bardzo ludzka, czasem bardziej ludzka niż niektórzy ludzie, którym brakuje tej wnikliwości i cierpliwości. Ta pierwszoosobowa narracja z perspektywy Sztucznej Przyjaciółki była naprawdę ciekawa, choć z początku - co zrozumiałe - odrobinę naiwna. Ostatnie kilka stron złamało mi serce. Tak trochę. Zupełnie się nie spodziewałam, że ta historia poruszy mnie do tego stopnia - a jednak! Nie będę ukrywać, jest trochę przewidywalna i łatwo się domyślić, do czego to wszystko zmierza, łatwo połączyć wszystkie kropki (szczególnie jak się zna "Don't let me go", z którym Klara ma wieeele wspólnego), ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.
Na duży plus też to, że nie wszystko jest w tej powieści dosłowne, opowiedziane od A do Z. Nie mam potrzeby, żeby autor wykładał mi wszystko na tacy, objaśniał każdy szczegół, wolę zanurzyć się w tym obcym świecie i sama odnajdywać ukryte sensy.
Pytania, które stawia Ishiguro w tej książce, nie są co prawda jakoś wybitnie odkrywcze, podobnie jak wnioski, które siłą rzeczy z lektury wyciągamy. Tak naprawdę pytania o człowieczeństwo, o jego istotę, o to, co czyni człowieka wyjątkowym (i czy w ogóle) pojawiają się niemal w każdym dziele (literackim, filmowym), traktującym o AI. Niemniej jednak, sposób poprowadzenia narracji (bez wielkich słów), sama Klara i wreszcie emocje, jakie we mnie ta książka wyzwoliła (zupełnie niespodziewane), sprawiają, że będę ciepło myśleć o tej historii i mam przeczucie, że kiedyś do niej jeszcze wrócę. Z chęcią obejrzałabym też tę historię na dużym ekranie.
Oh boy, jakie to było dobre! I piękne. Poruszające w swojej prostocie. Czułam, że się z panem Ishiguro polubimy i cóż, nie pomyliłam się. Uwielbiam temat sztucznej inteligencji w sztuce, choć odkrywam tę tematykę stosunkowo od niedawna.
Ujęło mnie z jaką wrażliwością i czułością Klara obserwuje i postrzega świat. Jest w tym bardzo ludzka, czasem bardziej ludzka niż...
2022-02-12
2021-10-27
"Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu. Stał tak już osiemdziesiąt lat i zapewne stać tak będzie przez następne osiem dziesięcioleci. W środku ściany wznosiły się pionowo do góry, cegły przylegały równo jedna do drugiej, podłogi były w całkiem niezłym stanie, a drzwi - dobrze zamknięte. Pomiędzy drewnem a kamieniami Domu na Wzgórzu zaległa głucha cisza, a to, co po nim chodziło, chodziło samotnie".
Tym oto początkiem (ostatnie zdanie!) Shirley Jackson kupiła mnie w całości. Jestem nieco zaskoczona, bo sięgnęłam po "Dom na Wzgórzu" nie mając większych oczekiwań. Miałam w pamięci świetną produkcję Netflixa, która nie raz, nie dwa napędziła mi niezłego stracha i tego też trochę spodziewałam się po tej książce [bez obaw, serial nie ma z książką za wiele wspólnego].
Niemniej to, co dostałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania! Nie dość, że rzeczywiście bałam się podczas lektury, ciągle zastanawiając się, czy w tym domu naprawdę straszy, to jeszcze dostałam tak świetnie rozpisaną kobiecą bohaterkę. Fantastycznie ukazana psychika kobiety, która wraz z końcem dzieciństwa utraciła niejako swoje życie, sprawczość została jej odebrana. Coś wspaniałego! Zupełnie nie przypuszczałam, że ta książka będzie miała drugie dno i taki piękny "morał". Postać Eleanor stanowi filar tej powieści, wszystko idealnie się zazębia wokół jej osoby. Jestem oczarowana i do tej pory nie mogę wyjść z zachwytu, że klasyka horroru może stanowić punkt wyjścia do rozważań nad poczuciem "zamknięcia" we własnym życiu, niemożności wyswobodzenia się i ucieczki, poczucia bycia tłumioną w różnych aspektach życia (również seksualności!).
To jest tak dobra książka, tak dobrze napisana (i przetłumaczona - Maria Streszewska-Hallab), tak przemyślnie skomponowana, że z całą pewnością wrócę do tej historii jeszcze nie raz. Czapki z głów dla Shirley Jackson!
"Dom na Wzgórzu, choć nienormalny, opierał się samotnie o swoje pagórki i tulił ciemność w swym wnętrzu. Stał tak już osiemdziesiąt lat i zapewne stać tak będzie przez następne osiem dziesięcioleci. W środku ściany wznosiły się pionowo do góry, cegły przylegały równo jedna do drugiej, podłogi były w całkiem niezłym stanie, a drzwi - dobrze zamknięte. Pomiędzy drewnem a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-23
"Jak wytłumaczyć, że miasto zmieniło się w jeden wielki cmentarz? Że codziennie chodzą po ulicach, które były świadkiem małego holocaustu, które widziały ludobójstwo zaniechań I niechęci? Czy naprawdę nikt nie rozumie, że nieoczekiwane zderzenie ze ścianą zimnego powietrza to spotkanie ducha, jednego z tych chłopców wyplutych przez świat?"
Czytam "Wierzyliśmy jak nikt" i mam przed oczami bohaterów "It's a sin". Serialowi Ritchie i Jill to dla mnie Yale i Fiona, już nigdy nie będę potrafiła widzieć ich inaczej.
Od dłuższego czasu myślę, co o tej książce napisać. Jak pisać. Dawno nie byłam tak rozdarta. Bo z jednej strony niemal przez cały czas miałam w głowie myśl, że ta dwutorowa narracja jest zupełnie niepotrzebna. Że ten Paryż XXI wieku niepotrzebnie odciąga uwagę od Chicago lat 80., od chłopców z Boystown. A do tego Paryż z okresu międzywojnia i Ranko Novak na dokładkę. Myślę sobie: czy autorka naprawdę musiała aż tak się rozdrabniać i kluczyć? ...a później czytam te ostatnie kilkadziesiąt stron i nie mogę przestać płakać.
I za to cenię sobie tę książkę najbardziej - za niewymuszone wzruszenie. Za wzruszenie, które powoli kiełkuje, stopniowo otula, by na końcu rozlać się po całym ciele. Bardzo łatwo byłoby popaść w sentymentalizm, zastosować na czytelniku szantaż emocjonalny, popaść w melodramatyczne tony (taki temat!, kto by nie skorzystał!?). A mimo to Rebece Makkai udaje się tego uniknąć. Nie żebym była jakąś wielką przeciwniczką takich zabiegów, bo lubię się porządnie wypłakać przy dobrej literaturze, ale tej książce naprawdę dobrze robi to wyważone tempo, harmonia i równowaga. To nie-popadanie w egzaltację.
Myślę o tej książce niemal codziennie. Wracam do tych bohaterów, rozpamiętuję pewne sceny, dialogi, pojedyncze zdania rzucone ot tak. Mam w głowie scenę z Hamletem, rozmowę o pewnej stracie. I zakończenie. Ach, co to było za zakończenie!
Bałam się bardzo, że "Wierzyliśmy jak nikt" padnie ofiarą moich (wygórowanych) oczekiwań. Tyle się w końcu o tej książce słyszy, w zeszłym roku była na językach dosłownie wszystkich, często zestawiana z "Małym życiem", które wielbię po stokroć. Powieść Makkai jest zupełnie inna - autorka inaczej kreśli swoich bohaterów, inaczej prowadzi narrację (u niej wszystko opiera się na dialogach), nie pozwala aż tak przywiązać się do chłopców z Boystown, a przynajmniej nie do wszystkich (i chwała jej za to, bo nie byłabym w stanie patrzeć, jak po kolei ich uśmierca). Mam wrażenie, że ta powieść jest tym lepsza, im dłużej odleży, ułoży się w głowie. Jakby dopiero po czasie dociera do czytelnika tragizm tych postaci (Fiona!), tego "straconego pokolenia". Aż mnie ściska w żołądku na myśl o tym.
Jestem wdzięczna Rebece Makkai za tę powieść. Za to Chicago lat 80., które zdawało się tak rzeczywiste, tak namacalne, że niemal czułam, jakbym przeniosła się w czasie. Za realizm, a momentami i naturalizm. Za nieowijanie w bawełnę. Za aspekt edukacyjny. Za te momenty wzruszenia; za sceny i słowa, których prawdopodobnie nie zapomnę nigdy. I za "Filadelfię".
(...) I walked the avenue, 'til my legs felt like stone
I heard the voices of friends vanished and gone
At night I could hear the blood in my veins
Just as black and whispering as the rain
On the streets of Philadelphia
[8.75]
[mój zachwyt nad okładką i tłumaczeniem tytułu tej książki nie zna granic]
"Jak wytłumaczyć, że miasto zmieniło się w jeden wielki cmentarz? Że codziennie chodzą po ulicach, które były świadkiem małego holocaustu, które widziały ludobójstwo zaniechań I niechęci? Czy naprawdę nikt nie rozumie, że nieoczekiwane zderzenie ze ścianą zimnego powietrza to spotkanie ducha, jednego z tych chłopców wyplutych przez świat?"
Czytam "Wierzyliśmy jak nikt" i...
2021-01-07
Ach, co to była za książka! Absolutnie się nie dziwię, że Hitchcock wziął się za ekranizację.
"Śniło mi się tej nocy, że znów jestem w Manderley".
"Rebeka" uświadomiła mi, jak bardzo tęskniłam za klasyką. Za tymi pożółkłymi kartkami i specyficznym duchem takiej literatury. Wybaczam tej książce słaby początek (troszkę przyciężkawy i nużący), bo dalsze losy bohaterów zdecydowanie mi to rekompensują. Dawno przy niczym tak się nie bawiłam, dawno nic w ten sposób mnie nie niepokoiło. Uwielbiam w ten sposób zbudowane thrillery (od razu skojarzenie z "Tajemną historią") - wiemy, co się stało, ale nie wiemy dlaczego. I tak naprawdę do ostatniej strony, ostatniego słowa siedzimy jak na szpilkach, bo takiej w tej książce napięcie. Wspaniale zbudowane kobiece charaktery - bezimienna narratorka, zahukana, nieśmiała, i jej całkowite przeciwieństwo, tytułowa Rebeka. Nie spodziewałam się, że ta książka tak mnie wciśnie w fotel, że z wypiekami na policzkach będę wyczekiwać kolejnych wydarzeń.
Wspaniała również pod względem konstrukcyjnym, bardzo udane zabiegi stylistyczne i formalne. I jedno z lepszych zakończeń, jakie w życiu czytałam.
Daphne du Maurier, jesteś dla mnie prekursorką thrillerów psychologicznych na miarę XXI wieku. Już wiem, od kogo się uczyła autorka "Zaginionej dziewczyny".
Ach, co to była za książka! Absolutnie się nie dziwię, że Hitchcock wziął się za ekranizację.
"Śniło mi się tej nocy, że znów jestem w Manderley".
"Rebeka" uświadomiła mi, jak bardzo tęskniłam za klasyką. Za tymi pożółkłymi kartkami i specyficznym duchem takiej literatury. Wybaczam tej książce słaby początek (troszkę przyciężkawy i nużący), bo dalsze losy bohaterów...
2021-01-14
"Przeczytałam niezliczoną liczbę książek, w których historię rozpoczynała miłość. Mężczyzna spotykał kobietę, oboje zakochiwali się w sobie. Moja opowieść zaczyna się rozstaniem".
To historia rozpadania, stopniowego osuwania się w rozpacz i powolnego zatracania się w swoim celu. Nawet nie umiem opisać tej książki. Ją trzeba poczuć, skosztować wszystkimi zmysłami. Główna bohatera i narratorka jest szalenie hipnotyzującą osobą. To, z jaką miłością i zrozumieniem mówi o jedzeniu, otuli ciepłem niejednego smakosza. Jestem pod ogromnym wrażeniem sposobu prowadzenia narracji - szczątkowość fabuły wspaniale współgra z informacyjnym stylem i filozoficznymi rozmyślaniami dalszych fragmentów. Pięknie się to wszystko komponuje ze sobą.
To nie jest prosta lektura. Myślę, że ta fragmentaryczność, absolutny brak skupienia na jakimkolwiek rozwoju akcji, te mimowolne, rzucane w najmniej odpowiednim momencie zdarzenia, które w mniejszym lub większym stopniu informują nas o fabule nie przypadną do gustu większości. To jest lektura do (roz)smakowania (się w niej). Ukłony dla tłumaczki, bo pięknie to wszystko oddała w naszym języku. I duży plus za artykuł na końcu (nie jestem pewna, czy nawet nie lepiej nie zapoznać się z nim przed lekturą książki) - dużo rozjaśnia i dobrze wprowadza w świat koreańskiej literatury. Mam wielki apetyt na inne książki Jo Kyung-Ran.
"(...) Można rozprawiać o skaleczonym palcu albo uwierających butach, jest jednak oczywiste, że nikt nie opowiada o tym, co go uwiera w sercu".
UWAGA, to nie jest książka dla wegetarian. Raczej.
"Przeczytałam niezliczoną liczbę książek, w których historię rozpoczynała miłość. Mężczyzna spotykał kobietę, oboje zakochiwali się w sobie. Moja opowieść zaczyna się rozstaniem".
To historia rozpadania, stopniowego osuwania się w rozpacz i powolnego zatracania się w swoim celu. Nawet nie umiem opisać tej książki. Ją trzeba poczuć, skosztować wszystkimi zmysłami. Główna...
2021-01-20
Nie będę się rozpisywać. O dziwo i paradoksalnie, bawiłam się przy tej książce wspaniale. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Chylę czoła!
Nie będę się rozpisywać. O dziwo i paradoksalnie, bawiłam się przy tej książce wspaniale. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Chylę czoła!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-23
Ta historia złamała mi serce. Tak trochę.
Z tej książki wyziera smutek, tak przeraźliwie rozdzierający smutek, że czułam go podskórnie już od pierwszych stron. I owszem, może ta książka jest nieco sztampowa, trochę filmowa i hollywoodzka, może dialogi momentami niezręczne (kwestia tłumaczenia czy tak miało być?), a rozważania bohaterki dla niektórych odrobinę miałkie i na siłę górnolotne, ale ta historia i ci bohaterowie wycisnęli ze mnie wszystkie łzy. Przepłakałam niemal całą książkę i sama się trochę dziwię, że aż tak mnie to wszystko przemaglowało i wyciągnęło na światło dzienne emocje, których się nie spodziewałam. Nie teraz, nie tak i nie w tej historii.
Nie mogę się doczekać, aż obejrzę film.
Ta historia złamała mi serce. Tak trochę.
Z tej książki wyziera smutek, tak przeraźliwie rozdzierający smutek, że czułam go podskórnie już od pierwszych stron. I owszem, może ta książka jest nieco sztampowa, trochę filmowa i hollywoodzka, może dialogi momentami niezręczne (kwestia tłumaczenia czy tak miało być?), a rozważania bohaterki dla niektórych odrobinę miałkie i na...
2021-02-12
"Myślę, że najlepsze historie sprawiają wrażenie, jakby toczyły się nadal, gdzieś indziej, poza przestrzenią opowieści".
Ta książka jest jak piękny, literacki sen, z którego nie chcesz się wybudzić. Który chciałbyś śnić i śnić, w nieskończoność. Czuję, że brak mi słów, by opisać, co ta historia ze mną zrobiła. Powiedzieć, że jestem zachwycona, wniebowzięta, pod olbrzymim wrażeniem, to za mało.
Nie pamiętam, czy kiedykolwiek jakakolwiek powieść podziała na mnie w ten sposób. Zawładnęła mną, pochłonęła bez reszty. Sprawiła, że nie chciałam się z nią śpieszyć, gnać do przodu. O nie, ja chciałam, żeby ona nigdy się nie kończyła. Aż w pewnym momencie zaczęłam ją sobie wydzielać, po kilka rozdziałów na dzień, po kilkadziesiąt stron. Dawkować jak lekarstwo.
To, jak piękny świat wykreowała Erin Morgenstern, jest nie do opisania. Nie umiem ubrać w słowa swojego zachwytu, ekscytacji. Nie umiem przelać na klawiaturę tych błyszczących, rozemocjonowanych podczas lektury oczu, szybciej bijącego serca i tego ciepła, które rozlało mi się w piersi.
Erin Morgenstern przelała w tę historię całą swoją miłość do literatury, książek, papierowych stronic, bibliotek... Wykreowała świat, który będzie jak utracony dom dla każdego bibliofila. Dom, do którego "wraca od tylu lat". To jak hołd złożony literaturze. Jak list miłosny do czytelnika rozkochanego w książkach. Arcydzieło.
Nie sposób pojąć, jak działa umysł Morgenstern. Jej wyobraźnia nie zna granic. Te drobne szczegóły, delikatne aluzje, odniesienia do innych dzieł są jak puszczenie oczka do czytelnika. Ukochałam każde zdanie tej historii, każdy mały aspekt Bezgwiezdnego Morza.
Ta historia była tak wspaniała, że za każdym razem, wracając do lektury, wchodziłam do tego świata z czystą głową. Nie główkowałam, nie zastanawiałam się, kto jest kim, z kim jest powiązany... Nie chciałam. Chciałam być zaskakiwana, chciałam odkrywać to stopniowo, strona po stronie, zdanie po zdaniu. Razem z Zacharym.
Uważam jednak, że ta książka nie jest dla każdego. Ją rzeczywiście, jak żadną inną, albo się kocha, albo nienawidzi. W tę powieść i świat trzeba wejść, zatracić się w nim, przepaść, dać się rozkochać tej historii, zachwycić językiem. Wtedy ta książka nas kupi.
To jest powieść, do której trzeba wrócić. Mam wrażenie, że ona z każdą kolejną lekturą będzie zachwycać jeszcze bardziej. Po pierwszym czytaniu wielu z nas będzie się czuło zagubionych, za szybko rzuconych na głęboką wodę. I tak jest. Bo z jednej strony nie dzieje się w niej prawie nic, a z drugiej dzieje się przecież tak wiele. Tak wiele historii się opowiada, zaczyna, kończy, z(a)mienia...
Czuję się jak Alicja, która wpadła do króliczej dziury. I nie chcę z niej wychodzić. Chcę, żeby ta historia we mnie kiełkowała, rosła, dojrzewała. Wrócę do niej nie raz.
Absolutny ulubieniec. Książka mojego życia.
Wywołała we mnie tak wiele emocji, a mimo wszystko nie spodziewałam się, że przy końcu zaleje mnie fala smutku i polecą łzy. Tak bardzo nie chciałam rozstawać się z Bezgwiezdnym Morzem.
"I'm getting this book tattooed all over my body, mind and soul."
"Myślę, że najlepsze historie sprawiają wrażenie, jakby toczyły się nadal, gdzieś indziej, poza przestrzenią opowieści".
Ta książka jest jak piękny, literacki sen, z którego nie chcesz się wybudzić. Który chciałbyś śnić i śnić, w nieskończoność. Czuję, że brak mi słów, by opisać, co ta historia ze mną zrobiła. Powiedzieć, że jestem zachwycona, wniebowzięta, pod olbrzymim...
2021-05-02
Amando Lee Koe, jesteś moim (wielkim) odkryciem!
A nie spodziewałam się po tym zbiorku wiele, właściwie nie miałam żadnych oczekiwań. Sięgnęłam po "Ministerstwo moralnej paniki" ze względu na tę cudowną okładkę, która do mnie wołała już od dawna. Zabrałam się za te opowiadania z czystą głową, o Singapurze (i szerzej - Azji Południowo-Wschodniej) mając jedyne jakieś mgliste wyobrażenie i nie wiedząc prawie nic o tej części świata.
Jakie to było piękne spotkanie! Amanda Lee Koe dała mi posmakować Singapuru i dzięki niej zapragnęłam więcej. Zachwyciło mnie to, o czym czytałam, takie swoiste pomieszanie z poplątaniem, a ten tygiel kultur tętnił życiem jak mało który. Życiem, ale i samotnością, poczuciem wyobcowania, niedopasowania. To fascynujące, że można w taki sposób mówić o potrzebie bliskości (często niezaspokojonej), o chęci kochania i bycia kochanym, a jednocześnie nie przytłaczać tym czytelnika. Pisać tak oszczędnie i w sposób wyważony. Dotknęło to mojej wrażliwości bardzo. Bardzo.
Amando Lee Koe, jesteś moim (wielkim) odkryciem!
A nie spodziewałam się po tym zbiorku wiele, właściwie nie miałam żadnych oczekiwań. Sięgnęłam po "Ministerstwo moralnej paniki" ze względu na tę cudowną okładkę, która do mnie wołała już od dawna. Zabrałam się za te opowiadania z czystą głową, o Singapurze (i szerzej - Azji Południowo-Wschodniej) mając jedyne jakieś...
2021-07-22
"Moi przodkowie użyźniali sobą dzieje. Dzieje się na nich pasły i rosły tłuste i obłe". Czy da się lepiej rozpocząć książkę? Nie sądzę. A to nie jedyny taki moment, gdzie słowa dostarczały mi niemal literackiej ekstazy.
Górny Śląsk. Region dla mnie wyjątkowy. Z żadnym innym nie czuję się tak związana, żaden nie jest mi tak bliski i nigdzie indziej nie jest mi tak dobrze wśród ludzi jak właśnie tutaj. I nie mówię tego jako Ślązaczka, a - o zgrozo - Zagłębiaczka.
A po lekturze tego reportażu mam ochotę wciskać go każdemu, dosłownie każdemu, bo mam wrażenie, że niewielu spoza tego obszaru zdaje sobie sprawę, jak złożony i różnorodny to region. Już nie wspominając o samych Ślązakach, którzy nierzadko mają problem z własną tożsamością.
Rokita nie przybliżył mi śląskich dziejów ani Śląska, on mi go pokazał i odkrył na nowo. Wsiąkłam w niego w całości i jestem szczęśliwa, że mogłam odbyć podróż po tych bliskich, a jednocześnie odległych i dalekich, terenach.
"Moi przodkowie użyźniali sobą dzieje. Dzieje się na nich pasły i rosły tłuste i obłe". Czy da się lepiej rozpocząć książkę? Nie sądzę. A to nie jedyny taki moment, gdzie słowa dostarczały mi niemal literackiej ekstazy.
Górny Śląsk. Region dla mnie wyjątkowy. Z żadnym innym nie czuję się tak związana, żaden nie jest mi tak bliski i nigdzie indziej nie jest mi tak dobrze...
2020
2020
2020
2021-04-26
Dawno po żadnej książce nie potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Albo chociaż poklepał po plecach. Było w tym roku kilka książek czy filmów, które zrobiły mi dziurę w sercu, ale nic tak bardzo jak "Małe życie". Te wszystkie słowa i zapewnienia, że ta książka łamie serca, rozdziera człowieka na pół to prawda. Małe życie boli jak cholera.
Każdy, kto wcześniej słyszał o "Małym życiu", na pewno wie, jak skrajne opinie zbiera ta książka. Albo się ją kocha, albo nienawidzi. I ja to rozumiem. Chociaż i tak myślę, że nawet gdybym nie wylała na niej wiadra łez, to i tak zajęłaby specjalne miejsce w moim sercu.
Ja sama źle się czuję (ze sobą/na myśl), że tak bardzo trafiła do mnie książka, która jest jednym wielkim cierpieniem i raną. Którą trzeba sobie dawkować i dzielić na raty, bo nie nikt nie jest w stanie czytać o takich rzeczach na raz. A jednak - i mimo wszystko - było w tej historii wiele piękna i ciepła, które mnie zwyczajnie w świecie wzruszyły do granic możliwości. Nawet teraz na myśl o t a k i e j przyjaźni mam łzy w oczach i ściska mnie w gardle.
Jestem zachwycona piórem Hanyi Yanagihary. Dla mnie w tej historii absolutnie każde słowo jest na swoim miejscu, weszłam w życie tych bohaterów od razu od pierwszej strony i trwałam z nimi aż do ostatniej. Ukłony dla tłumaczki JOLANTY KOZAK, która stworzyła tę powieść na nowo i zrobiła to najlepiej na świecie. Pięknie pod jej palcami rozbrzmiewał mój ukochany język {polski}.
Tęsknię do bohaterów "Małego życia". Mam wrażenie, jakbym towarzyszyła im przez te kilkadziesiąt lat. I czuję się teraz jak po stracie ukochanego przyjaciela. Jak w żałobie. Bo wiem, że upłynie wiele lat, gdy sięgnę po tę książkę znowu. I minie jeszcze mnóstwo czasu, nim będę potrafiła mówić o "Małym życiu" bez ściśniętego gardła i łez w oczach.
Dawno po żadnej książce nie potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Albo chociaż poklepał po plecach. Było w tym roku kilka książek czy filmów, które zrobiły mi dziurę w sercu, ale nic tak bardzo jak "Małe życie". Te wszystkie słowa i zapewnienia, że ta książka łamie serca, rozdziera człowieka na pół to prawda. Małe życie boli jak cholera.
Każdy, kto wcześniej słyszał o...
2021-02-16
Nie wiem, co napisać. Bo na pewno nie spodziewałam się, że ostatnie kilkadziesiąt stron przepłaczę.
Było w tej historii coś takiego, że w pewnym momencie - a nic na to nie wskazywało - ogarnęła mnie taka fala smutku i melancholii, że nie byłam w staniej jej w w sobie zdusić. Naprawdę poczułam ten letni klimat, włóczyłam się razem z bohaterami po rzymskich uliczkach i opalałam we włoskim słońcu. Momentami żałowałam, że nie wzięłam się za tę książkę latem (choć akurat do pokoju wpadały przyjemne zimowo-wiosenne popołudniowe promyki), a już tym bardziej - że nie czytam jej latem w jakimś włoskim miasteczku /a mnie przecież zupełnie nie ciągnie do tego kraju/.
Trudno mi było wejść w tę historię. Początkowo zadawałam sobie pytanie, czy życie siedemnastoletnich chłopców rzeczywiście kręci się wokół seksu i ciągłych rozmyślań o nim. Irytowały mnie te ciągłe wtrącenia o fiutach (choć tu zwalam winę na karb naszego pięknego języka, który zupełnie sobie nie radzi w tym względzie). Potem wyczekiwałam tej słynnej sceny z brzoskwinią, o której wiedziałam tylko tyle, że wszyscy o niej mówią, ale nie wiedziałam o co w niej dokładnie chodzi (teraz już wiem i dalej nie wiem, co myśleć). A potem... potem się stało. Wsiąkłam w tę historię i z jakiegoś dziwnego powodu, nawet dla mnie niezrozumiałego, ogarnął mnie niewyobrażalny smutek. Ta historia chyba w jakimś sensie złamała mi serce.
Są w tej książce opisy tak piękne, tak bardzo trafiające w moją wrażliwość, że nie sposób się nie zachwycić. I nie zalać smutkiem. Im dalej w tę historię, tym bardziej to wszystko do mnie przemawiało. Naprawdę uwierzyłam w tę pierwszą miłość.
Końcówka pobytu w Rzymie i wszystko, co potem, to moje ulubione fragmenty. A ostatni akapit tak bardzo ścisnął mnie za serce i gardło, że wrócę do niego nie raz. Ludzie z okładki tej książki zachwalają i obiecują opisy pełne namiętności i pożądania. Mnie zachwyciło coś zgoła innego, coś, co jest ponad/poza tym; co chowa się pod tym płaszczykiem sensualności. Piękna podróż do wnętrza młodego chłopaka. Cudownie było mu towarzyszyć w tym dojrzewaniu i poznawaniu siebie. Myślę, że z każdą kolejną lekturą będę z tej historii wyciągać więcej i więcej dla siebie. Polecam.
Nie wiem, co napisać. Bo na pewno nie spodziewałam się, że ostatnie kilkadziesiąt stron przepłaczę.
Było w tej historii coś takiego, że w pewnym momencie - a nic na to nie wskazywało - ogarnęła mnie taka fala smutku i melancholii, że nie byłam w staniej jej w w sobie zdusić. Naprawdę poczułam ten letni klimat, włóczyłam się razem z bohaterami po rzymskich uliczkach i...
Audiobook mistrzowski!
Audiobook mistrzowski!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to