-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać22
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2024-04-11
2024-03-30
2023-04-24
2023-03-31
2021-01-07
Ach, co to była za książka! Absolutnie się nie dziwię, że Hitchcock wziął się za ekranizację.
"Śniło mi się tej nocy, że znów jestem w Manderley".
"Rebeka" uświadomiła mi, jak bardzo tęskniłam za klasyką. Za tymi pożółkłymi kartkami i specyficznym duchem takiej literatury. Wybaczam tej książce słaby początek (troszkę przyciężkawy i nużący), bo dalsze losy bohaterów zdecydowanie mi to rekompensują. Dawno przy niczym tak się nie bawiłam, dawno nic w ten sposób mnie nie niepokoiło. Uwielbiam w ten sposób zbudowane thrillery (od razu skojarzenie z "Tajemną historią") - wiemy, co się stało, ale nie wiemy dlaczego. I tak naprawdę do ostatniej strony, ostatniego słowa siedzimy jak na szpilkach, bo takiej w tej książce napięcie. Wspaniale zbudowane kobiece charaktery - bezimienna narratorka, zahukana, nieśmiała, i jej całkowite przeciwieństwo, tytułowa Rebeka. Nie spodziewałam się, że ta książka tak mnie wciśnie w fotel, że z wypiekami na policzkach będę wyczekiwać kolejnych wydarzeń.
Wspaniała również pod względem konstrukcyjnym, bardzo udane zabiegi stylistyczne i formalne. I jedno z lepszych zakończeń, jakie w życiu czytałam.
Daphne du Maurier, jesteś dla mnie prekursorką thrillerów psychologicznych na miarę XXI wieku. Już wiem, od kogo się uczyła autorka "Zaginionej dziewczyny".
Ach, co to była za książka! Absolutnie się nie dziwię, że Hitchcock wziął się za ekranizację.
"Śniło mi się tej nocy, że znów jestem w Manderley".
"Rebeka" uświadomiła mi, jak bardzo tęskniłam za klasyką. Za tymi pożółkłymi kartkami i specyficznym duchem takiej literatury. Wybaczam tej książce słaby początek (troszkę przyciężkawy i nużący), bo dalsze losy bohaterów...
2021-02-12
"Myślę, że najlepsze historie sprawiają wrażenie, jakby toczyły się nadal, gdzieś indziej, poza przestrzenią opowieści".
Ta książka jest jak piękny, literacki sen, z którego nie chcesz się wybudzić. Który chciałbyś śnić i śnić, w nieskończoność. Czuję, że brak mi słów, by opisać, co ta historia ze mną zrobiła. Powiedzieć, że jestem zachwycona, wniebowzięta, pod olbrzymim wrażeniem, to za mało.
Nie pamiętam, czy kiedykolwiek jakakolwiek powieść podziała na mnie w ten sposób. Zawładnęła mną, pochłonęła bez reszty. Sprawiła, że nie chciałam się z nią śpieszyć, gnać do przodu. O nie, ja chciałam, żeby ona nigdy się nie kończyła. Aż w pewnym momencie zaczęłam ją sobie wydzielać, po kilka rozdziałów na dzień, po kilkadziesiąt stron. Dawkować jak lekarstwo.
To, jak piękny świat wykreowała Erin Morgenstern, jest nie do opisania. Nie umiem ubrać w słowa swojego zachwytu, ekscytacji. Nie umiem przelać na klawiaturę tych błyszczących, rozemocjonowanych podczas lektury oczu, szybciej bijącego serca i tego ciepła, które rozlało mi się w piersi.
Erin Morgenstern przelała w tę historię całą swoją miłość do literatury, książek, papierowych stronic, bibliotek... Wykreowała świat, który będzie jak utracony dom dla każdego bibliofila. Dom, do którego "wraca od tylu lat". To jak hołd złożony literaturze. Jak list miłosny do czytelnika rozkochanego w książkach. Arcydzieło.
Nie sposób pojąć, jak działa umysł Morgenstern. Jej wyobraźnia nie zna granic. Te drobne szczegóły, delikatne aluzje, odniesienia do innych dzieł są jak puszczenie oczka do czytelnika. Ukochałam każde zdanie tej historii, każdy mały aspekt Bezgwiezdnego Morza.
Ta historia była tak wspaniała, że za każdym razem, wracając do lektury, wchodziłam do tego świata z czystą głową. Nie główkowałam, nie zastanawiałam się, kto jest kim, z kim jest powiązany... Nie chciałam. Chciałam być zaskakiwana, chciałam odkrywać to stopniowo, strona po stronie, zdanie po zdaniu. Razem z Zacharym.
Uważam jednak, że ta książka nie jest dla każdego. Ją rzeczywiście, jak żadną inną, albo się kocha, albo nienawidzi. W tę powieść i świat trzeba wejść, zatracić się w nim, przepaść, dać się rozkochać tej historii, zachwycić językiem. Wtedy ta książka nas kupi.
To jest powieść, do której trzeba wrócić. Mam wrażenie, że ona z każdą kolejną lekturą będzie zachwycać jeszcze bardziej. Po pierwszym czytaniu wielu z nas będzie się czuło zagubionych, za szybko rzuconych na głęboką wodę. I tak jest. Bo z jednej strony nie dzieje się w niej prawie nic, a z drugiej dzieje się przecież tak wiele. Tak wiele historii się opowiada, zaczyna, kończy, z(a)mienia...
Czuję się jak Alicja, która wpadła do króliczej dziury. I nie chcę z niej wychodzić. Chcę, żeby ta historia we mnie kiełkowała, rosła, dojrzewała. Wrócę do niej nie raz.
Absolutny ulubieniec. Książka mojego życia.
Wywołała we mnie tak wiele emocji, a mimo wszystko nie spodziewałam się, że przy końcu zaleje mnie fala smutku i polecą łzy. Tak bardzo nie chciałam rozstawać się z Bezgwiezdnym Morzem.
"I'm getting this book tattooed all over my body, mind and soul."
"Myślę, że najlepsze historie sprawiają wrażenie, jakby toczyły się nadal, gdzieś indziej, poza przestrzenią opowieści".
Ta książka jest jak piękny, literacki sen, z którego nie chcesz się wybudzić. Który chciałbyś śnić i śnić, w nieskończoność. Czuję, że brak mi słów, by opisać, co ta historia ze mną zrobiła. Powiedzieć, że jestem zachwycona, wniebowzięta, pod olbrzymim...
2021-05-02
Amando Lee Koe, jesteś moim (wielkim) odkryciem!
A nie spodziewałam się po tym zbiorku wiele, właściwie nie miałam żadnych oczekiwań. Sięgnęłam po "Ministerstwo moralnej paniki" ze względu na tę cudowną okładkę, która do mnie wołała już od dawna. Zabrałam się za te opowiadania z czystą głową, o Singapurze (i szerzej - Azji Południowo-Wschodniej) mając jedyne jakieś mgliste wyobrażenie i nie wiedząc prawie nic o tej części świata.
Jakie to było piękne spotkanie! Amanda Lee Koe dała mi posmakować Singapuru i dzięki niej zapragnęłam więcej. Zachwyciło mnie to, o czym czytałam, takie swoiste pomieszanie z poplątaniem, a ten tygiel kultur tętnił życiem jak mało który. Życiem, ale i samotnością, poczuciem wyobcowania, niedopasowania. To fascynujące, że można w taki sposób mówić o potrzebie bliskości (często niezaspokojonej), o chęci kochania i bycia kochanym, a jednocześnie nie przytłaczać tym czytelnika. Pisać tak oszczędnie i w sposób wyważony. Dotknęło to mojej wrażliwości bardzo. Bardzo.
Amando Lee Koe, jesteś moim (wielkim) odkryciem!
A nie spodziewałam się po tym zbiorku wiele, właściwie nie miałam żadnych oczekiwań. Sięgnęłam po "Ministerstwo moralnej paniki" ze względu na tę cudowną okładkę, która do mnie wołała już od dawna. Zabrałam się za te opowiadania z czystą głową, o Singapurze (i szerzej - Azji Południowo-Wschodniej) mając jedyne jakieś...
2021-05-31
Ta proza pulsuje, tętni życiem, cierpieniem. I złem.
Marlon James nie bawi się w kotka i myszkę, nie owija w bawełnę, mówi, jak jest, jak było. Językiem prostym, niegramatycznym, mrocznym, brudnym, nieskładnym, (z)gnębionym, ociekającym wulgarnością i seksem, surowym, gniewnym, dosadnym, brutalnym. Język jest tu bohaterem. Przez który ssie cię w żołądku, drapie w gardle, przez który masz wrażenie, że wszystko się w tobie kotłuje. Opisy tak plastyczne, że momentami robi się człowiekowi niedobrze. Chwała tłumaczowi! Panie SUDÓŁ, stworzył pan dzieło, kłaniam się nisko, najniżej.
Proza, która momentami ociera się o doskonałość. Głównie za sprawą tego języka, któremu miejsca ustępują fabuła i bohaterowie. Czułam się, jakby jakaś negra [celowe nazewnictwo] siedziała obok i snuła tę opowieść. A ja siedzę jak zahipnotyzowana. Jest parno, jest duszno, czuć pot, krew, widać łzy. To wszystko boli. Te kobiety będą do mnie przychodzić nocą, pod powiekami wyryte mam ich twarze.
Proszę czytać Marlona Jamesa. Warto! Trzeba. A teraz dziękuję, wracam doczytywać o jamajskich powstaniach.
Ta proza pulsuje, tętni życiem, cierpieniem. I złem.
Marlon James nie bawi się w kotka i myszkę, nie owija w bawełnę, mówi, jak jest, jak było. Językiem prostym, niegramatycznym, mrocznym, brudnym, nieskładnym, (z)gnębionym, ociekającym wulgarnością i seksem, surowym, gniewnym, dosadnym, brutalnym. Język jest tu bohaterem. Przez który ssie cię w żołądku, drapie w gardle,...
2021-07-22
"Moi przodkowie użyźniali sobą dzieje. Dzieje się na nich pasły i rosły tłuste i obłe". Czy da się lepiej rozpocząć książkę? Nie sądzę. A to nie jedyny taki moment, gdzie słowa dostarczały mi niemal literackiej ekstazy.
Górny Śląsk. Region dla mnie wyjątkowy. Z żadnym innym nie czuję się tak związana, żaden nie jest mi tak bliski i nigdzie indziej nie jest mi tak dobrze wśród ludzi jak właśnie tutaj. I nie mówię tego jako Ślązaczka, a - o zgrozo - Zagłębiaczka.
A po lekturze tego reportażu mam ochotę wciskać go każdemu, dosłownie każdemu, bo mam wrażenie, że niewielu spoza tego obszaru zdaje sobie sprawę, jak złożony i różnorodny to region. Już nie wspominając o samych Ślązakach, którzy nierzadko mają problem z własną tożsamością.
Rokita nie przybliżył mi śląskich dziejów ani Śląska, on mi go pokazał i odkrył na nowo. Wsiąkłam w niego w całości i jestem szczęśliwa, że mogłam odbyć podróż po tych bliskich, a jednocześnie odległych i dalekich, terenach.
"Moi przodkowie użyźniali sobą dzieje. Dzieje się na nich pasły i rosły tłuste i obłe". Czy da się lepiej rozpocząć książkę? Nie sądzę. A to nie jedyny taki moment, gdzie słowa dostarczały mi niemal literackiej ekstazy.
Górny Śląsk. Region dla mnie wyjątkowy. Z żadnym innym nie czuję się tak związana, żaden nie jest mi tak bliski i nigdzie indziej nie jest mi tak dobrze...
2020
2020
2020
2020
2020
2020
2021-04-26
Dawno po żadnej książce nie potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Albo chociaż poklepał po plecach. Było w tym roku kilka książek czy filmów, które zrobiły mi dziurę w sercu, ale nic tak bardzo jak "Małe życie". Te wszystkie słowa i zapewnienia, że ta książka łamie serca, rozdziera człowieka na pół to prawda. Małe życie boli jak cholera.
Każdy, kto wcześniej słyszał o "Małym życiu", na pewno wie, jak skrajne opinie zbiera ta książka. Albo się ją kocha, albo nienawidzi. I ja to rozumiem. Chociaż i tak myślę, że nawet gdybym nie wylała na niej wiadra łez, to i tak zajęłaby specjalne miejsce w moim sercu.
Ja sama źle się czuję (ze sobą/na myśl), że tak bardzo trafiła do mnie książka, która jest jednym wielkim cierpieniem i raną. Którą trzeba sobie dawkować i dzielić na raty, bo nie nikt nie jest w stanie czytać o takich rzeczach na raz. A jednak - i mimo wszystko - było w tej historii wiele piękna i ciepła, które mnie zwyczajnie w świecie wzruszyły do granic możliwości. Nawet teraz na myśl o t a k i e j przyjaźni mam łzy w oczach i ściska mnie w gardle.
Jestem zachwycona piórem Hanyi Yanagihary. Dla mnie w tej historii absolutnie każde słowo jest na swoim miejscu, weszłam w życie tych bohaterów od razu od pierwszej strony i trwałam z nimi aż do ostatniej. Ukłony dla tłumaczki JOLANTY KOZAK, która stworzyła tę powieść na nowo i zrobiła to najlepiej na świecie. Pięknie pod jej palcami rozbrzmiewał mój ukochany język {polski}.
Tęsknię do bohaterów "Małego życia". Mam wrażenie, jakbym towarzyszyła im przez te kilkadziesiąt lat. I czuję się teraz jak po stracie ukochanego przyjaciela. Jak w żałobie. Bo wiem, że upłynie wiele lat, gdy sięgnę po tę książkę znowu. I minie jeszcze mnóstwo czasu, nim będę potrafiła mówić o "Małym życiu" bez ściśniętego gardła i łez w oczach.
Dawno po żadnej książce nie potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Albo chociaż poklepał po plecach. Było w tym roku kilka książek czy filmów, które zrobiły mi dziurę w sercu, ale nic tak bardzo jak "Małe życie". Te wszystkie słowa i zapewnienia, że ta książka łamie serca, rozdziera człowieka na pół to prawda. Małe życie boli jak cholera.
Każdy, kto wcześniej słyszał o...
2013-12-01
2013-08-01
2013-07-01
2012-07-01
Audiobook mistrzowski!
Audiobook mistrzowski!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to