-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać30
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
-
ArtykułyNowe „Książki. Magazyn do Czytania”. Porachunki z Sienkiewiczem i jak Fleming wymyślił BondaKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyKrólowa z trudną przeszłościąmalineczka740
Biblioteczka
2024-04-15
2024-03-31
Zajdel jest jednym z moich ulubionych autorów, a jego talent pisarski uważam za jeden z największych, z jakimi miałam do czynienia. Między innymi dlatego Paradyzja długo stała na półce w oczekiwaniu na swoją kolej. Takie książki zostawiam sobie na deser i czytam je tylko w momentach, kiedy mam ochotę na coś naprawdę dobrego.
W sumie fabuła nie mogłaby być prostsza. Jest to historia pisarza, Rinaha Devi, który leci na ekstremalnie niedostępną kolonię orbitalną, żeby zrobić tam reportaż i przybliżyć życie ich mieszkańców ludziom spoza tego zamkniętego środowiska. Kolonia ta, czyli Paradyzja, jest tworem zupełnie sztucznym. Stworzona tylko po to, żeby utrzymywać mieszkalne zaplecze dla Tartaru, planety głównej, wprawdzie niezdatnej do zamieszkania, ale będącej źródłem zasobów mieszkańców tego układu.
🚀 Tajna misja
Rząd Paradyzji jest ekstremalnie wyczulony na punkcie bezpieczeństwa. Boją się zniszczenia kolonii przez wrogów, dlatego zarówno sama kolonia, jak i planeta jest właściwie niedostępna dla osób spoza. Taka izolacja utrzymuje od stu lat. Nikt jej nigdy nie widział na własne oczy. Dostępne są tylko zdjęcia. Niewiele osób tam było, nikt nie wie gdzie ona się dokładnie znajduje…
Pod przykrywką pisania reportażu, Rinah ma jeszcze jedną misję, tajną. Ma dowiedzieć się jak najwięcej o prawdziwym życiu mieszkańców kolonii i odkryć jak bardzo różni się od tego, co mówi ich propaganda.
🚀 Cenzura i inwigilacja
Gdy pisarz trafia do kolonii okazuje się, że inwigilacja i cenzura jest właściwie wszędzie. Wystarczy mały moment nieuwagi, żeby trafić do ciężkich i niebezpiecznych robót w kopalniach na Tartarze. Rinah przekonuje się też, że mieszkańcy Paradyzji są trudni do zrozumienia. Składa to na karb izolacji od innych światów. Jednak gdy trochę przyzwyczaja się do sytuacji okazuje się, że to ludzie tacy jak inni, a ich “dziwność” wynika z daleko posuniętej ostrożności.
Paradyzjańczycy nauczyli się po prostu jak obchodzić wszędobylską cenzurę w postaci algorytmów przesiewających każde zdanie, pod kątem niedozwolonej treści. Sposobem na ominięcie był język ezopowy, oparty na głębokiej aluzyjności, momentami niezwykle poetycki. Dzięki odkryciu “wytrycha” do ich zrozumienia, Rinah przekonuje się, że Paradyzja skrywa potężną tajemnicę, która faktycznie może zniszczyć status quo tego społeczeństwa…
🚀 Niepozorna książka
Fabuła to jedno, ale ten ezopowy język, który Zajdel stworzył dla Paradyzjańczyków jest mistrzowski. Cały ten plot to perełka. Zajdel napisał to ś w i e t n i e. Na przykład:
Pijana gra mych pustych fraz,
kiedy na lutni z rana gram,
ja na gramatykę nie baczę!
Ja nagram wiersz, ty jeszcze raz
przesłuchaj taśmę, a na gram
sensu w nim nie licz, ani znaczeń.
A-NA-GRAM. ❤ Cudo!
🚀 Komentarz do komunistycznej Polski
Ja wiedziałam, że Paradyzja będzie świetna. Nie sądziłam jednak, że w całości skradnie moje serce. Szczególnie, że to nie jest tylko jakaś historia sci-fi. To jest książka – komentarz dotycząca ówczesnych wydarzeń w Polsce (lata ‘80, końcówka komunizmu, który pod wieloma względami przypominał sytuację na Paradyzji).
To, że cenzura puściła wtedy Zajdla to chichot losu. Nawiasem mówiąc na końcu tego wydania jest także komentarz Macieja Parowskiego wyjaśniający, że Zajdel miał zacięcie do czynienia z swoich utworów manifestów politycznych. Oczywiście pomiędzy słowami, natomiast tak wyraźnie, że dla większości czytelników ten podprogowy niejako przekaz, był (jest) zupełnie jasny.
Paradyzja jest wspaniałą książką także dlatego, że jest cienka. Zajdel udowadnia, że można skutecznie tworzyć przekonujące i kompletne światy bez pisania wielotomowych space oper. Autorowi, do opowiedzenia tej przejmującej historii wystarczyło niespełna dwieście stron. Jest to fascynująca umiejętność narracyjna, ale i pewna wada. Prawdę mówiąc, to z ogromną przyjemnością przeczytałabym kolejnych dwieście stron, a nawet więcej…
Zajdel jest jednym z moich ulubionych autorów, a jego talent pisarski uważam za jeden z największych, z jakimi miałam do czynienia. Między innymi dlatego Paradyzja długo stała na półce w oczekiwaniu na swoją kolej. Takie książki zostawiam sobie na deser i czytam je tylko w momentach, kiedy mam ochotę na coś naprawdę dobrego.
W sumie fabuła nie mogłaby być prostsza. Jest to...
2024-02-07
W mojej ocenie dobra książka to nie tylko taka, która opowiada ciekawą historię, ale ta historia jest jeszcze o czymś interesującym. Żołnierze kosmosu są dobrą książką, bo poza opowieścią o chłopaku, który został żołnierzem, zawiera także rozważania o kilku ideach, rzadko poruszanych przez innych autorów.
Sama fabuła nie mogłaby być bardziej banalna. Młody chłopak, tuż po szkole średniej, pod wpływem przyjaciół decyduje, że wstąpi do wojska. Sytuację komplikuje fakt, że pochodzi z bogatej rodziny, a jego rodzice chcą dla niego przyszłości w zarządzie swojej firmy, a nie na wojnie. Wściekają się, gdy dowiadują się o jego kompulsywnym postanowieniu.
👨🚀 Walka z Robalami
Johnnie Rico dostaje się do piechoty, bezpośrednio walczącej z wrogami, przez to najbardziej narażonej. Przeciwnikami są Robale, obce istoty, które organizacją społeczną nieco przypominają mrówki. Większość to nieszkodliwi robotnicy, zarządzanymi przez królową, ale ich wojownicy są bardzo niebezpieczni.
Ludzka piechota jest wzmacniana specjalnymi kombinezonami, dającymi im wręcz nadludzką wytrzymałość. To wyrównuje szanse w walce. Jednak nie sama akcja czy aspekty techniczne są ważne. Najważniejszy jest fakt, że po odsłużeniu paru lat, były żołnierz staje się obywatelem i ma prawo głosować i wybierać władze. I to jest właśnie najważniejszy element książki Żołnierze kosmosu.
👨🚀 Być obywatelem
Robert A. Heinlein dywaguje na tematy zawsze aktualne – czym jest wojna, obywatelstwo, człowieczeństwo, patriotyzm, czy odpowiedzialność za społeczeństwo, a nawet całą ludzkość. Autor przekonuje, że tylko ryzykowanie swoim życiem w imieniu ojczyzny i społeczeństwa jest wyznacznikiem tego, co człowiek ma w głowie. I tylko to daje podstawę do posiadania odpowiedzialności w postaci sprawowania władzy.
Wgl w książce można znaleźć też ciekawe dywagacje na temat kar cielesnych dzieci. Widziałam ostatnio argumenty za bezstresowym wychowaniem opierające się o fakt, że nie jest to nowa idea i mimo to kolejne pokolenia się jakoś wychowują. Oczywiście, ale to nie jest takie proste. Prawdziwe efekty wielkoskalowej zmiany będą widoczne dopiero w dłuższej perspektywie.
Kiedyś nie istniał internet. Postępowe idee były dostępne tylko dla bardzo ograniczonego audytorium ludzi obracających się w odpowiednio usytuowanym towarzystwie. Nie jest to wiedza tajemna, że generalnie internet sprzyja fake newsom, wszelkiej szurii i innym płaskoziemcom. Nie znam się, nie będę więc bardzo dywagować, jednak odrzucanie niektórych stosowanych od dawna praktyk, jako zupełnie i bezwzględnie złych, wydaje mi się wylewaniem dziecka z kąpielą. Szczególnie, że nie powiedziałabym, że cywilizacja Zachodnia opiera się o jakąś szczególnie wybitną moralność. Coraz większy indywidualizm sprawia, że ludzie są coraz bardziej zapatrzeni tylko w siebie. Ogólnie jestem pesymistką jeśli chodzi o przyszłość ludzkości.
👨🚀 Krytyka komunizmu
Heinlein napisał Żołnierzy kosmosu w 1958 roku, nic dziwnego więc, że pełno w niej krytyki komunizmu. Jest w niej też więcej przeróżnych smaczków i generalnie książka jest dobra, ale mogłaby być lepsza. To nie jest space opera, choć temat zasługiwałby na większy monumentalizm.
Żołnierze kosmosu są historią, która przede wszystkim ma przekazać poglądy autora. Miałam wrażenie, że gdy Heinlein już powiedział co miał, to chciał jak najszybciej książkę skończyć. Zabrakło mi podsumowania, jakiegoś sensownego jej zakończenia. Mam przez to wrażenie, że pisarz nie wykorzystał do końca potencjału tej historii. Ale to i tak nie zmienia tego, że to ciekawa książka i warto po nią sięgnąć.
W mojej ocenie dobra książka to nie tylko taka, która opowiada ciekawą historię, ale ta historia jest jeszcze o czymś interesującym. Żołnierze kosmosu są dobrą książką, bo poza opowieścią o chłopaku, który został żołnierzem, zawiera także rozważania o kilku ideach, rzadko poruszanych przez innych autorów.
Sama fabuła nie mogłaby być bardziej banalna. Młody chłopak, tuż po...
2023-09-24
Nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po Asimova. Ja, Robot na pewno stanie na półce wśród moich ulubionych sci-fi. Książka jest tym bardziej ciekawa, że jest o sztucznej inteligencji, czyli temacie bardzo na czasie w 2023 roku.
To jest niby tom opowiadań, ale spięty bardzo sprytną klamrą. Dzięki niej wszystkie te historie łączą się i dotyczą poniekąd tego samego świata – jak w tytule – robotów i sztucznej inteligencji stworzonych przez firmę U.S. Robots.
🤖 Wywiad rzeka
Ja, Robot jest napisany jako wywiad rzeka z pewną emerytowaną robopsycholożką wiele lat pracującą dla wspomnianej firmy. Kobieta opowiada o najciekawszych i najtrudniejszych przypadkach, z którymi miała do czynienia. Niektóre z tych historii dają do myślenia. Nie powiem, Asimov miał ciekawe pomysły.
Mamy więc robota – opiekuna dla dziecka, którego nie lubi ich matka, bo uważa że dziecko powinno mieć żywych przyjaciół. Mamy też wszelkiej maści roboty – myślicieli. Jest filozof, który na podstawie zbyt małej ilości danych zaczyna szurać. Dochodzi do wniosku, że ludzie nie mogli go stworzyć i kreuje swoją własną wizję boga.
🤖 Prawa robotyki
W pierwszej historii wyjaśnione są trzy prawa robotyki Asimova i to jest w ogóle ciekawy wątek, bo w zmodyfikowanej formie one są faktycznie dzisiaj używane do programowania robotów (źródło). Każde z tych opowiadań w pewien sposób tych praw dotyczy.
Asimov opowiada na przykład historię robota, któremu w tajemnicy zmodyfikowano pierwsze prawo mówiące o tym, że robot nie może wyrządzić krzywdy człowiekowi także przez brak reakcji. Po modyfikacji i niefortunnej serii zbiegów okoliczności maszyna ta zaczyna się ukrywać i jest o krok od złamania tego prawa.
Jest też robot, który wskutek błędu zaczyna czytać w myślach oraz taki, który jest super mózgiem, ale zawiesza się przy w sytuacji, gdy musi analizować proces sprzeczny z pierwszym prawem. Albo inny super mózg regulujący ekonomię całej planety, który czasami ma pewne negatywne wahnięcia i U.S. Robots zastanawiają się skąd one wynikają.
🤖 Ludzie i roboty
Ja, Robot to fascynująca i świetna książka. Oprócz samych oryginalnych historii (wydanych po raz pierwszy w 1942 roku, czyli ponad osiemdziesiąt lat temu!) mnóstwo jest przeróżnych smaczków. Raz, że są prawa robotyki, które w pewien sposób narzuciły swoją wizję także nauce w rzeczywistości, ale jest tam tego więcej.
Asimov np. tłumaczy jak się debuguje błędy w kodzie, albo wykorzystuje charaktery dwóch bohaterów testujących prototypowe roboty, żeby podkreślić, że ludzie mają do myślących maszyn różne nastawienie. Niektórzy po prostu rozumieją, jak one działają i że myślą algorytmami. Inni mimo tej wiedzy kierują się emocjami i odczuwają nieokreślony lęk i niechęć.
To są problemy, z którymi zaczynamy mieć do czynienia w prawdziwym życiu, tylko póki co w mikro skali. Na rok 2023 jesteśmy jeszcze bardzo daleko od zbudowania prawdziwie świadomej sztucznej inteligencji.
Ja, Robot jest więc nie tylko wspaniałą książką. Może być też teoretycznym ćwiczeniem wyobraźni każdemu, kto zajmuje się zaawansowaną technologią.
Nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po Asimova. Ja, Robot na pewno stanie na półce wśród moich ulubionych sci-fi. Książka jest tym bardziej ciekawa, że jest o sztucznej inteligencji, czyli temacie bardzo na czasie w 2023 roku.
To jest niby tom opowiadań, ale spięty bardzo sprytną klamrą. Dzięki niej wszystkie te historie łączą się i dotyczą poniekąd tego...
2023-08-20
Lewa ręka ciemności Ursuli Le Guin na pewno nie jest książką, która ma łatwy początek. Autorka rozpoczęła historię ciekawie, ale przez zbyt wiele szczegółów o świecie i bohaterach pierwsze dwadzieścia stron trzeba czytać w dużym skupieniu. Gubiłam się w wątkach i świecie, ale czytałam dalej, bo dręczyła mnie ciekawość. To książka, która jako jedna z pierwszych (1969) porusza problem seksualności odmiennej od binarnej.
Historię na planecie Gethen (inaczej Zima, bo panuje tam wieczny chłód) opisuje nam pewien “obcy” z Ziemi, który przyleciał tam, żeby zawrzeć z Zimianami współpracę. Trzeba się pilnować, bo Zimianie i Ziemianie to dwie różne rasy, a często są zestawiane obok siebie. Wystarczy nieuważnie spojrzeć, pominąć jedną literkę, przeczyta Zima jako Ziemia i wszystko się miesza.
🖖 Wymiana kulturalna
W każdym razie Ziemianom chodziło o wymianę kulturalną i handlową, pod ich patronatem jako planety koordynującej. Ziemianie mieli pokojowe zamiary i gotowi byli na przyjęcie zasad Zimian. Niestety dogadanie się nie było łatwe, ponieważ w tle toczyły się personalne rozgrywki zimnej planety oraz różnice nie do pogodzenia w zakresie seksualności, pod którą właściwie cały system Zimy był podporządkowany.
Jednym z powodów niechęci do współpracy była właśnie ta specyficzna seksualność “obcych” – Ziemian, byli stałopłciowi. Zimianie zaś byli zmiennopłciowi, hermafrodytami, tylko przez pewien okres przybierali określoną płeć. W pozostałym czasie byli, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, niebinarni.
Cały ich świat Le Guin urządziła pod seksualne instynkty, które były tak silne, że zapanowanie nad nimi było bardzo trudne. Ziemianie wzbudzali w nich strach i niechęć jako osoby stałopłciowe. Nazywano ich tam zboczeńcami. Taki to świat wymyśliła sobie Le Guin.
🖖 Political science fiction
Lewa ręka ciemności to właściwie kosmiczne political fiction, w którym akcją kierują polityczne zagrywki. Jednak szczegółowość świata oraz pogłębione (jak na tak krótką książkę) charaktery, pozwalają wniknąć w motywy poszczególnych postaci. Bohaterowie rozwijają się wraz z fabułą, a my śledzimy zmiany podejścia i otwieranie się na inność.
Jest to o tyle fajne, że autorka obróciła znaną nam sytuację i pokazała poniekąd punkt widzenia od drugiej strony. Le Guin stworzyła świat, w którym instynkty cielesne grają ważną rolę w urządzeniu rzeczywistości i we wszystkich decyzjach podejmowanych przez ludzi o takiej budowie.
Trzeba też przyznać, że po początkowych trudnościach w ogarnięciu sytuacji, książka wciąga. Gdy już wiadomo co i jak, przygoda Gethena z Ziemi jest fascynującą historią o poczuciu obowiązku, przyjaźni, tolerancji i otwieraniu się na innych.
🖖🖖🖖
Nawiasem mówiąc z lubimyczytać dowiedziałam się, że jest to czwarty tom cyklu w tym uniwersum. Ani na okładce, ani w książce nie było o tym ani jednej wzmianki….
Lewa ręka ciemności Ursuli Le Guin na pewno nie jest książką, która ma łatwy początek. Autorka rozpoczęła historię ciekawie, ale przez zbyt wiele szczegółów o świecie i bohaterach pierwsze dwadzieścia stron trzeba czytać w dużym skupieniu. Gubiłam się w wątkach i świecie, ale czytałam dalej, bo dręczyła mnie ciekawość. To książka, która jako jedna z pierwszych (1969)...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-06
Łukjanienko znany jest przede wszystkim z Nocnej i Dziennej straży, moim zdaniem jednak Spektrum jest lepsze. Pomysł jest ciekawszy, świat jest zbudowany z większym rozmachem i jest też to, co lubię, czyli odrobina filozofowania.
Główny bohater i ma na imię Martin. Choć nie jest to typowo rosyjskie imię, jest on niewątpliwie stereotypowym Rosjaninem, który załatwia wszystko “po męsku”. Martin żyje w ciekawych czasach. Teoretycznie to mniej więcej współczesność, choć trudno określić dokładnie kiedy. Świat ten jednak ma jedną zasadniczą różnicę – na Ziemi są kosmici.
🌟 Klucznicy i Wrota
Klucznicy, dziwne stworzenia, pewnego dnia po prostu wylądowali w kilkunastu miastach na całym świecie. W zamian za możliwość pozostania przynieśli nowe technologie, ale przede wszystkim udostępnili Wrota. Wrota to brama do innych światów, fantastyczne narzędzie, które umożliwia natychmiastowe podróże na inne planty zamieszkałe przez inteligentne formy życia. Ale podróże te nie są za darmo. Opłatą jest opowieść i to Klucznicy uznają, czy jest wystarczająca. Jeśli nie jest, można próbować opowiedzieć kolejne.
Martin jest świetnym gawędziarzem, cały czas udaje mu się przechodzić przez Wrota. Dzięki temu przyjmuje zlecenia prywatnego detektywa i na tym zarabia. Pewnego dnia dostaje zlecenie odszukania pewnej młodej dziewczyny, która uciekła z domu na inną planetę. Poszukiwania zleca jej ojciec.
Martin przyjmuje zadanie, jednak mimo jego pozornej prostoty, wyczuwa w tej historii coś dziwnego. Detektyw odkrywa, że dziewczyna przez przypadek wplątała się w skomplikowaną historię rodem z powieści przygodowo – szpiegowskiej.
🌟 Kryminał sci-fi
Spektrum to właściwie kryminał osadzony w sci-fi. Ale kryminał w moim odczuciu niezwykły. Z tej książki dowiedziałam się, że każda opowieść może być ważna z jakiegoś powodu dla kogoś innego, nawet jeśli ja jej nic w niej ciekawego nie widzę. Otworzyła mi też oczy na formę, że można coś opowiadać i OPOWIADAĆ.
Ale Spektrum ma też minusy. Np. czuć momentami szowinizm, autor swoje bohaterki traktuje z góry, z pobłażaniem. Mówi o kobietach jako niestałych i humorzastych, niegodnych niektórych zawodów. Łukjanienko prezentuje nam świat silnie patriarchalny, rosyjskocentryczny, w którym to mężczyźni rozwiązują wszystkie problemy. Kobiety mają tam miejsce tylko poboczne.
🌟 Różnorodny
Nie chcę jednak tego świata jednoznacznie oceniać, bo jednocześnie jest on bardzo różnorodny pod kątem światów jak i inteligentnych istot. Do tego a książka jest dość stara, a i fabuła jest świetnie zawiązana. Cały czas coś się dzieje. Ciągle, kroczek po kroczku, zbliżamy się do rozwiązania zagadki. Dlaczego to Martin? Skąd się wzięli Klucznicy? Jaki jest sens życia?
Ta książka także otworzyła mi oczy na pytanie, czy lepiej nie myśleć i przyjmować świat takim jakim jest, czy lepiej myśleć i cierpieć katusze niepewności, strachu czy zwątpienia.
🌟 Trudno się oderwać
Po raz pierwszy czytałam Spektrum wiele lat temu, teraz sięgnęłam po raz drugi ciekawa, czy nadal będzie mi się podobać. I tak, wciąż uważam, że jest to książka ciekawa. Może nie aż tak błyskotliwa, jak ją zapamiętałam, ale wciąż interesująca i dość przyjemna w czytaniu.
Jednocześnie już dawno nie widziałam książki tak niechlujnie wydanej. Kilka literówek to pikuś, bo na 502 stronie jest ewidentnie wycięty cały jej fragment. Trudno określić jak długi. Wydaje mi się, że raczej krótszy, ale na pewno trochę “się usunęło”, bo Martin odpowiada na pytanie Irinie, ale na jakie, to trudno powiedzieć, bo poprzednie zdanie jest urwane w pół słowa. Dosłownie…
Nie zmienia to faktu, że na kanwie opowieści detektywistycznej autor zadaje interesujące pytania, czym jest cel w życiu i czy umiejętność myślenia jest darem, czy też jest przekleństwem. Myślę, że pomimo użycia pewnych klisz i uproszczeń, Spektrum to książka, po którą warto sięgnąć.
Łukjanienko znany jest przede wszystkim z Nocnej i Dziennej straży, moim zdaniem jednak Spektrum jest lepsze. Pomysł jest ciekawszy, świat jest zbudowany z większym rozmachem i jest też to, co lubię, czyli odrobina filozofowania.
Główny bohater i ma na imię Martin. Choć nie jest to typowo rosyjskie imię, jest on niewątpliwie stereotypowym Rosjaninem, który załatwia...
2007
2020-10-11
Trudno uwierzyć, że pierwsze odcinki Czarnego lustra powstały aż dziesięć lat temu. 10. Jeszcze wtedy studiowałam, Facebook dopiero zaczął wspinać się na szczyty popularności, a Instagram tylko co powstał… Nawet ciężko mi sobie przypomnieć, na co traciłam wtedy czas, skoro nie było za bardzo social mediów. Nie czytałam wtedy aż tak dużo, jak teraz. Może cały ten czas zajmowało mi jakieś analogowe życie? Nie wiem, nie pamiętam… I to właśnie wtedy Charlie Brooker i Annabel Jones zaczynali tworzyć swoje futurystyczne, fascynujące i dystopijne pomysły o zmianach i dylematach społecznych, które mogłaby spowodować zaawansowana technologia. Oni już wtedy zaczęli patrzyć w przyszłość i rozważać prawdopodobny rozwój wydarzeń, który momentami (niestety) powoli się sprawdza.
Uwielbiam te wizje i sposób ich opowiadania, więc już po pierwszym rzucie oka na tę książkę wiedziałam, że chcę ją mieć i przeczytać. Zwyczajnie tęsknię za ich ostro pokręconą wyobraźnią. Ostatni odcinek specjalny, czyli Bandersnatch, miał premierę już ponad dwa lata temu. W tej sytuacji książka z wywiadami wydawała mi się doskonałym pomysłem. Liczyłam na to, że w środku znajdę przypomnienie każdego odcinka i nie zawiodłam się. Jedyny smuteczek dotyczy tego, że książka kończy się sezonie czwartym, czyli brakuje tekstów na temat ostatnich czterech odcinków. Ale to drobnostka, bo dostajemy całe mnóstwo materiałów o wszystkich pozostałych filmach, a to cały ogrom dobra!
Ważny serial
Na książkę tę składa się zbiór wywiadów przeprowadzonych z Charliem Brookerem, jego prawą ręką Annabel Jones oraz pozostałymi twórcami oraz aktorami z poszczególnych odcinków. Trochę tych ludzi jest, bo każda część, to przecież właściwie oddzielna ekipa i oryginalna historia.
Brooker i Jones opisują w tych wywiadach kulisy produkcji serialu: początki z Channel 4 i dlaczego później ta współpraca się rozmyła i przejął ich Netflix. Często wspominają o tym, że mieli ograniczone budżety i musieli kombinować, żeby wszystko “grało”. Mówią, że mieli szczęście, także do aktorów. Ale to tylko część prawdy. Ten serial jest zwyczajnie świetny, więc ludzie chcieli przy nim pracować.
A serial jest świetny, bo nie tylko bierze pod lupę technologię, ale cudownie pokazuje też ludzi. Technologia była tylko środkiem do tego, żeby przemycić uniwersalne problemy, dylematy i emocje: strach, bezsilność, bezwładność, dobre chęci, złe chęci, zazdrość, niepewność, nienawiść, smak zdrady, poczucie porażki i wiele, wiele innych. Każdy odcinek to wulkan emocji.
Sporo tu jest też technicznych rzeczy, o kadrach i szczegółach, które robiły robotę. Na przykład o tym, że drobiazgowo projektowali graficznie miejsca i budynki. Dokładnie rozpracowywali też usability i user interface gadżetów, których używali bohaterowie. Zadbali o te elementy, które składają się na to, że lubimy technologiczne zabawki, chcemy je mieć i ich używać. Bardzo przykładali uwagę do szczegółów. Albo jak eksperymentowali z muzyką oraz dopasowaniem do niej poszczególnych dźwięków, na przykład charakterystycznego dźwięku przychodzących wiadomości, czy zakłóceń spowodowanych połączeniem komórkowym. W ogóle nie zwróciłam na większość rzeczy uwagi oglądając serial za pierwszym razem. Muszę obejrzeć go drugi raz!
Geniusz z chaosu
Brooker i Jones mówią też dużo o organizacji pracy, która delikatnie mówiąc nie była zbyt poukładana. Czasem zdarzało się, że zakończenie zmieniało się w trakcie kręcenia odcinka, albo w ogóle zdjęcia zaczynały się bez pełnego scenariusza. Skoro już wiem, z jakiego chaosu wyłoniły się te filmy, to jestem pod jeszcze większym wrażeniem, tego jak to genialnie wyszło. Szczególnie, że bardzo często twórcy powtarzają, że nie stać ich było na to, albo na tamto, a zakończenia pisali w trakcie zdjęć. Pomimo dolarów Netflixa ich budżety nadal były dość ograniczone. A więc, jak kręcić, a później ciąć i montować materiał, żeby postacie były pokazane w odpowiedni sposób, żeby widzowie ich polubili, bądź właśnie nie i żeby chcieli oglądać kolejne odcinki? O tym wszystkim przeczytamy w tej książce. Co ciekawe, Brooker pokazuje się w tej książce jako skrajny pesymista, który zawsze myśli, że sukces osiągnął trochę przypadkiem. Jego uzupełnieniem jest Jones, która łagodzi jego szorstki styl bycia.
Wszystkie te historie pokazują, że każdy moment w życiu, każde doświadczenie, nawet najmniejsze i najgłupsze, może zainspirować do wymyślenia czegoś fajnego. Np. urządzenie z Legolandu, które za dodatkową opłatą podpowiada, gdzie nie ma kolejek do atrakcji, czy miernik zadowolenia z toalety, który zainspirował Brookera do wymyślenia UI dla misia z odcinka Black Museum.
Kilka minusów
Jedyna z niewielu rzeczy, która mi przeszkadzała w narracji to laurki, które wzajemnie sobie wystawiali aktorzy i twórcy. Pochwałom nie ma końca. Trochę też nie wiadomo, czy oni siedzą obok siebie, czy może to są wywiady z nimi wszystkimi oddzielnie, a obok siebie siedzą tylko Brooker i Annabelle i komentują wypowiedzi innych. Trudno wyczuć, bo czasami wypowiedzi są poszarpane, a czasami płynnie przechodzą w zgraną całość. Może to też kwestia tłumaczenia? W sumie żałuję, że nie sięgnęłam po oryginał. Ale to prawdę mówiąc nie ma aż wielkiego znaczenia, bo ta książka ma to, czego chciałam – mnóstwo ciekawych informacji oraz streszczenia poszczególnych odcinków, a to akurat było dla mnie bardzo ważne.
A w ogóle to jest w niej jeszcze coś innego, co bardzo szanuję – indeksy. W Czarnym lustrze są dwa – alfabetyczny indeks inspiracji oraz indeks nazwisk i nazw. Na przykład można sobie sprawdzić, w których miejscach twórcy mówią o budżetach do poszczególnych odcinków. Wow. Mrówcza i świetna robota. Świetny serial. Świetni ludzie. Ostro popieprzone mózgi mają. Kocham.
Trudno uwierzyć, że pierwsze odcinki Czarnego lustra powstały aż dziesięć lat temu. 10. Jeszcze wtedy studiowałam, Facebook dopiero zaczął wspinać się na szczyty popularności, a Instagram tylko co powstał… Nawet ciężko mi sobie przypomnieć, na co traciłam wtedy czas, skoro nie było za bardzo social mediów. Nie czytałam wtedy aż tak dużo, jak teraz. Może cały ten czas...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-28
Modyfikowany węgiel musiał sporo poczekać na półce, zanim zabiorę się za jego czytanie. Wiele dobrego słyszałam o tej książce i chciałam zostawić ją sobie na jakiś moment, kiedy będę potrzebować dobrej akcji. W końcu się doczekał, a ja się nie zawiodłam. Dwa wieczory spędzone z Takeshi Kovacsem to była czysta przyjemność.
Modyfikowany węgiel to w zasadzie kryminał z elementami science-fiction. Pewien wyspecjalizowany komandos zostaje ściągnięty z przymusowego wygnania, żeby rozwiązać sprawę zagadkowej śmierci. Policja uznała, że to było samobójstwo i zamknęła sprawę. Jednak osoba, której dotyczy śledztwo, przywrócony do życia z kopii zapasowej “samobójca” twierdzi, że to było morderstwo, ponieważ on nie miał żadnych powodów do tak drastycznych czynów.
Kovacs wkracza więc w niebezpieczny świat starej Ziemi – planety, której nie zna – oraz skomplikowanych relacji pomiędzy kastami mieszkańców. Musi odkryć prawdziwą przyczynę tajemniczych wydarzeń, inaczej źle się to dla niego skończy.
Śmierć pokonana
Przywrócenie do życia samobójcy było możliwe, ponieważ akcja dzieje się w czasach, gdy każdy człowiek ma tuż po narodzinach wbudowywany w ciało dysk, przechowujący osobowość. Można ją przenosić z ciała do ciała lub przechowywać w chmurze. Ludzkość pokonała śmierć, choć nie każdego stać na życie wieczne. Pieniądze nadal grają dużą rolę, a zdobycie ich wciąż nie należy do najłatwiejszych rzeczy.
Choć elementy sci-fi są w tej książce znaczące, to nie przytłaczają swoim skomplikowaniem. Ważniejsza jest tu wartka akcja oraz relacje pomiędzy świetnie zbudowanymi bohaterami. Dobrze wykreowane charaktery postaci, ich złożoność i realność to jest to, co najbardziej cenię w tego typu książkach. Zarówno Kovacks jak i Ortega są prawdziwi, mają swoją przeszłość, lęki, marzenia, pragnienia i słabości. Morgan zdecydowanie umie w tworzenie atmosfery, zręcznie buduje napięcie zarówno w poszczególnych akcjach, jak i w scenach seksu.
Podsumowując, Modyfikowany węgiel to kawał dobrego kryminału z elementami sci-fi.
Książka vs serial
Serial powstał na podstawie książki i w stosunku do oryginalnej historii jest dość mocno zmieniony. Niezmieniony pozostał właściwie tylko główny wątek Kovacsa, który został wezwany do rozwiązania zagadki. Niezmieniona (powiedzmy, że nie mocno, oraz poza AI hotelowym, która w serialu zyskała dosłownie nową osobowość) pozostała także reszta bohaterów. Pozostałe wątki mogą nas zaskoczyć.
Muszę jednak przyznać, nawet po lekturze książki, że serial jest na tyle dobry, że nie umiałam sobie wyobrazić Kovacsa innego niż w wersji serialowej. Pomiędzy Ortegą a Emisariuszem była chemia i to ona „robi” ten serial. Ale jednak książka, to jest to.
Modyfikowany węgiel musiał sporo poczekać na półce, zanim zabiorę się za jego czytanie. Wiele dobrego słyszałam o tej książce i chciałam zostawić ją sobie na jakiś moment, kiedy będę potrzebować dobrej akcji. W końcu się doczekał, a ja się nie zawiodłam. Dwa wieczory spędzone z Takeshi Kovacsem to była czysta przyjemność.
Modyfikowany węgiel to w zasadzie kryminał z...
2022-06-08
Bardzo interesujący jest koncept przyszłości, w której sztuczna inteligencja wypiera ludzką kreatywność. W świecie wymyślonym przez Mazura i Siennickiego algorytmy tworzą/kopiują muzykę, książki, filmy i w ogóle wszystko. Ludzkość do tego przywykła i tylko on, ostatni pisarz, może jeszcze coś w tym układzie zmienić.
To jest prawda, że pewnych zadaniach na pewno AI jest sprawniejsza niż ludzie. Dzisiaj być może nie dowierzamy w wizje przyszłości, w których to programy wytwarzają kulturę, ale są już dowody, że póki co, w pewnym ograniczonym zakresie, ale mogą to robić. Są już np. pierwsze utwory muzyczne i teksty stworzone przez AI. Na razie nie ma obaw, że ilość tego typu produkcji wysoko wzrośnie, ale kto wie, co będzie w przyszłości.
🪐 Jakoś będzie?
Autorzy komiksu Ostatni pisarz przenoszą nas w taką przyszłość, w której tylko jeden człowiek nie poddaje się skopiowaniu. Pewna firma wierzy, że jeśli ten pisarz zostanie wysłany tam, gdzie nie było jeszcze żadnego człowieka – na orbitę Saturna – to stworzy największe literackie dzieło ery.
Podczas lotu następują jednak niespodziewane wydarzenia i misja bohatera zostaje zakłócona. Na dodatek sam pisarz ma swoje własne plany. Smaczku dodaje fakt, że komputer pokładowy (całkiem świadoma AI) próbuje na wszelkie sposoby podejść swojego nietypowego kosmonautę i zachęcić go do pisania, z czego wynikają zabawne sytuacje.
🪐 Trochę za krótko
Ogólnie pomysł jest bardzo dobry, niestety efekt końcowy siadł trochę za słabo. Przede wszystkim opowieść jest odrobinę za krótka, choć rozpoczyna się świetnie. Poznajemy głównego bohatera i jego dziwactwa, a później jego małe tajemnice. I gdy już mamy jakieś podstawy, żeby się ustosunkować do bohaterów i sytuacji, historia się kończy.
Zabieg ten jest niewątpliwie celowy, ale moim zdaniem, o wiele większy efekt byłby gdyby jeszcze odrobinę rozbudować te historię. Np. rozpisać szerszą rolę irytującej sztucznej inteligencji zarządzającej statkiem, albo odrobinę rozwinąć wątek weny pisarza (czy jej braku). No chyba, że autorzy nie mieli pomysłu, co jeszcze dodać żeby nie zepsuć, ale to chyba nie jest ten przypadek.
🪐 Fajne, ale…
Końcówka zaskakuje, ale nie robi jakiegoś specjalnego wrażenia. Można ją interpretować na wiele sposobów, jak zresztą i wszystkie wątki. Autorzy nas wodzą za nos, niby coś mówią, ale tak, żeby nie powiedzieć.
Wrażenie natomiast robią grafiki. Kadry są piękne, pomysłowe, plastyczne. Obrazki zastępują tysiąc słów. Moment, gdy bohater wychodzi w kosmos jest niesamowity. Pod tym względem ten komiks jest bardzo dobry i warty zainteresowania. Natomiast ogólnie mam poczucie niedosytu. Świetna historia, która nie została wykorzystana w pełni.
Bardzo interesujący jest koncept przyszłości, w której sztuczna inteligencja wypiera ludzką kreatywność. W świecie wymyślonym przez Mazura i Siennickiego algorytmy tworzą/kopiują muzykę, książki, filmy i w ogóle wszystko. Ludzkość do tego przywykła i tylko on, ostatni pisarz, może jeszcze coś w tym układzie zmienić.
To jest prawda, że pewnych zadaniach na pewno AI jest...
2023-04-09
Historia opowiedziana w Ku gwiazdom nie jest specjalnie skomplikowana, ale zawiera te elementy, które lubię: akcję, ciekawe postacie i element rozkminy.
Ziemia Harrisona jest po poważnym kryzysie energetycznym. Po udanej akcji ratowania ludzkości, podzieliła się ona na dwie klasy – inżynierów i proli. Klasa wyższa to wysoko kwalifikowani pracownicy, klasa niższa to zwykli robotnicy oraz osoby bez pracy, pozostające na zasiłku i żyjące w skrajnej biedzie. Jak można się spodziewać 90% ludzi należy do tej drugiej klasy.
🛰 Rządzący i rządzeni
Sytuacja społeczna jest w miarę stabilna, bo ci na górze nie interesują się za bardzo tymi na dole, a ci na dole nie mają na nic wpływu, zresztą od pokoleń nie są nawet świadomi tych niesprawiedliwości. Rządzący robią wszystko, żeby tak pozostało, łącznie z fałszowaniem historii i usuwaniem przeciwników.
Tę rzeczywistość poznajemy oczami Jana, wysoko postawionego inżyniera, który przez przypadek dowiaduje się, że świat nie jest tak prosty, jak myślał, że jest. Okazuje się jednak, że istnieje ruch oporu, który próbuje zmienić tę smutną rzeczywistość.
Jan próbuje ostrożnie dowiedzieć się nieco więcej na temat prawdy, jednak zdobycie tej wiedzy okazuje się bardzo niebezpieczne. Nad zachowaniem obecnej sytuacji czuwa bardzo sprawna policja, która jest w stanie śledzić każdy ruch podejrzanego. Jan dostaje się na ich celownik i od tej pory jego życie stale jest związane z walką o wolność i świadomość dla wszystkich warstw społecznych i wyzyskiwanych planet.
🛰 Świetna przygoda
Harrison napisał przygodówkę, która trzyma w napięciu ale także porusza ciekawe tematy. Pyta czym jest wolność jednostki i społeczeństwa, oraz o to, jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić dla odkrycia prawdy. Jan jest przeciwieństwem innej postaci znanej z filmu Matrix – Cyphera, który w zamian za zdradę Neo, miał obiecany powrót do matrixa i zapomnienie prawdy. Jan wręcz przeciwnie, szuka prawdy za wszelką cenę i znajduje ją, co zmienia jego postawy i całe życie.
Nasz bohater przy okazji jest świetnym technikiem. Rodzaj walki, który prowadzi, to przede wszystkim pomoc przy naprawach i projektowaniu urządzeń. Dopiero na samym końcu, w trzeciej części książki, jego przygód pozazdrościć mógłby sam James Bond. Janowi nie wszystko się udaje, nie ma więc też efektu “zabili go i uciekł”. Czytałam tę książkę kilka razy i za każdym razem mi się podobała.
Ku gwiazdom to kompaktowa, przystępna i nie za długa space opera, która nie zestarzała się za bardzo. Technologia jest opisywana na takim poziomie ogólności, a także o ile się orientuję zgodności z faktycznym stanem rzeczy, że nie trąci myszką. Książka zapewni parę godzin świetnej rozrywki. Zresztą to dawno temu była jedna z pierwszych przeczytanych przeze mnie science-fiction, która przekonała mnie do tego typu literatury. I w ogóle jedna z ulubionych książek.
Historia opowiedziana w Ku gwiazdom nie jest specjalnie skomplikowana, ale zawiera te elementy, które lubię: akcję, ciekawe postacie i element rozkminy.
Ziemia Harrisona jest po poważnym kryzysie energetycznym. Po udanej akcji ratowania ludzkości, podzieliła się ona na dwie klasy – inżynierów i proli. Klasa wyższa to wysoko kwalifikowani pracownicy, klasa niższa to zwykli...
2023-02-22
Powiedzieć, ze Diuna jest monumentalna, to nic nie powiedzieć. Herbert stworzył ogromny, szczegółowy i oryginalny świat, w którym ten, kto ma melanż, rządzi całym światem.
Diunowy melanż to jednak nie jest epicka impreza, a narkotyczna i uzależniająca przyprawa, o zapachu przypominającym cynamon, dzięki której możliwe jest patrzenie w przyszłość i podróże kosmiczne. Bez niej ludzie tego świata staliby się ślepi i głusi, cofnęliby się w możliwościach o tysiące lat.
🔹 Diuna źródłem władzy
Sprawa z przyprawą jest o tyle skomplikowana, że narkotyk występuje tylko na jednej planecie, bardzo zresztą nieprzystępnej z różnych powodów. To wszystko sprawia, że zarządzanie Arakis, zwaną też Diuną, przez jej pustynny klimat, nie jest proste. A jeden ze starożytnych rodów, ród Atrydów, został wezwany przez Imperatora właśnie do tego, żeby na tej planecie się osiedlić jako zarządcy.
Okazuje się jednak, że to nadanie, to bardziej zesłanie i że na Atrydów czyha wrogi klan Harkonnenów, który przygotował zasadzkę i nie liczy się z kosztami, żeby ich zniszczyć. Później dowiadujemy się, że intryga sięga o wiele dalej i głębiej. W tle mamy do tego poboczne, choć istotnie wpływające na fabułę, knowania zakonu Bene Gesserit i Nawigatorów.
🔹 Potężnie rozbudowany świat
Świat wykreowany przez Herberta jest olbrzymi i rozbudowany o wiele szczegółów. Myślę, że gdybym wcześniej nie widziała filmów, to znacznie trudniej byłoby mi czytać książkę. Intryga jest bardzo złożona, a otacza ją wiele nowych faktów, które trzeba poznać, żeby właściwie zrozumieć motywacje wszystkich zainteresowanych.
Filmy pomagają w docenieniu książki, a powstało ich kilka. Każdy właściwie mogę polecić, choć ta najnowsza ekranizacja z 2021 roku jest najbardziej epicka. Jest także ekranizacja z 1984 roku w reżyserii Lyncha (mam mega sentyment do niej, bo ją widziałam jako pierwszą) oraz dwuczęściowa mini seria z 2000 roku. Każda z tych produkcji jest na swój sposób dobra i warta obejrzenia. Nie mówiąc o tym, że dość dokładnie przybliżają nam fascynujący świat Diuny.
🔹 W książce jest więcej
Filmy nieco łatwiej objaśniają fabułę, a w książce mamy o wiele więcej smaczków. Np. dokładnie są opisane Bene Gesserit i że były ideologicznie przeciwne AI oraz bombie atomowej. W ogóle cały świat jest im przeciwny. To akurat nie dziwi, jako że książka powstała w 1965 roku, czyli czasie atomowych zawirowań.
Bene Gesserit mówią także wprost, ze ich specjalnością jest polityka oraz wyjaśniają w jak wyrachowany sposób zarządzają zasobami. Jednym ze sposobów były Missionaria Protectiva, czyli rozprzestrzenianie legend i przepowiedni, które miały wpływać na różne ludy i zaszczepiać wręcz religijne uwarunkowania. Opisane są też dokładnie sposoby czarownic na panowanie nad ciałem i emocjami.
🔹 Diuna i Fremeni
Jest też o wiele więcej szczegółów o samych Fremenach, czyli rdzennego ludu Diuny. Ponoć ich filtraki śmierdziały (to taki rodzaj kombinezonu pozwalającego przetrwać na pustyni). Książka też bardzo podkreśla, że Fremeni byli potężnymi wojownikami, zdolnymi bez problemu przeciwstawić się nawet jednostce specjalnej imperatora, znanej ze swojej bezwzględności.
Oprócz rozbudowanego świata w Diunie, znajdziemy także wiele rozkmin filozoficzno – moralnych, głównie na temat władzy. To wszystko sprawia, że lektura książki nie należy do najłatwiejszych. Trzeba skupiać się na subtelnościach, bo wszystko się jakoś łączy i na coś wpływa.
Podsumowując, Diuna to jest mega ciekawa, choć niełatwa książka. Na początku może nieco nużyć, gdy autor wprowadza do świata. Ale gdy już akcja się na dobre rozkręci, trudno się od tej historii oderwać.
Powiedzieć, ze Diuna jest monumentalna, to nic nie powiedzieć. Herbert stworzył ogromny, szczegółowy i oryginalny świat, w którym ten, kto ma melanż, rządzi całym światem.
Diunowy melanż to jednak nie jest epicka impreza, a narkotyczna i uzależniająca przyprawa, o zapachu przypominającym cynamon, dzięki której możliwe jest patrzenie w przyszłość i podróże kosmiczne. Bez...
2023-01-25
Mars, podobnie jak Księżyc, od lat jest planetą wzbudzającą wielkie zainteresowanie. Czerwona planeta wielokrotnie inspirowała twórców, jako potencjalne miejsce, w którym człowiek mógłby jakoś zaistnieć.
Wizja Rafała Kosika to dwie główne historie i jedna króciutka, wprowadzająca we właściwie standardowy motyw użyty w wielu dziełach sci-fi. Autor ukazuje rzeczywistość, w której Ziemia jest przeludniona i w terraformowanym Marsie widzi rozwiązanie swoich problemów.
🪐 Niebezpieczna polityka
W głównej historii poznajemy młodą dziewczynę, która dostaje pracę marzeń. Jednak zajęcie okazuje się niebezpieczną grą polityczną. Jeden z włodarzy Marsa, zatrudnia ją do pewnego niewdzięcznego zadania związanego z nielegalnym procesem wspomagającym terraformację. Dziewczyna jest idealistką, do tego nie ma zbyt wiele doświadczenia w przenikaniu politycznych zależności, więc próbuje wypełnić swoje obowiązki wraz z pomocą pewnego nowoprzybyłego na Marsa chłopaka.
Druga część dzieje się kilkadziesiąt lat później i jest znacznie ciekawsza. Efekty poprzednich działań terraformacyjnych okazały się dramatyczne w skutkach. W efekcie tego oraz sytuacji politycznej, na planecie brakuje wody.
Pewien zdolny geolog, poszukiwacz wody na Marsie, dostaje nietypowe zlecenie. Przy okazji jego wypełniania znajduje kilka tajemniczych szkieletów oraz ostrzeżenie, żeby pilnował własnego nosa i porzucił poszukiwania ich właścicieli. Zagadka kryminalna jednak zbyt go kusi, więc mimo zagrożenia brnie coraz dalej w tajemnice i odkrywa wielki polityczny spisek.
🪐 Technologia u władzy
Kosik wykreował ciekawy pomysł na wirtualny świat, który dzieje się bezpośrednio w głowie człowieka. Taki odbiór wirtualnej rzeczywistości umożliwiły wszczepy chipowe, tzw. komplanty. To one obsługiwały całe życie ludzi na Marsie, bez nich człowiek był w tym świecie jak ślepy. Dzięki technologii możliwe było także wynajmowanie swojego ciała do fizycznej pracy i ucieczka do lepszego świata stworzonego w swojej własnej głowie. To było poniżające, ale wielu się na to decydowało, bo Mars wykreowany przez Kosika to nie było przyjemne miejsce.
Autor bardzo fajnie opisuje zagrożenia związane z instalowaniem śmieciowego oprogramowania w głowie, którego efektem jest elektryczna schizofrenia. Zresztą jest tam więcej tego typu pomysłów. Autor opisał także życie w fazie snu, w której można wszystko, nawet tworzyć światy jak SIMsy, którymi się można bawić przyspieszając bądź zwalniając czas. Ale cała książka jest właściwie o czymś innym.
🪐 Polityka to zło
Kosik ustami swoich bohaterów prowadzi rozważania na temat polityki i jej znaczenia dla życia ludzi. Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że autor książki nie ma najlepszego zdania o politykach i tego, co trzeba robić, żeby politykę uprawiać.
Sporo jest także wątków o ekologii i o społeczeństwie, które przedłoży wygodę tu i teraz, niż dalekosiężne plany na poprawę. W ogóle idea tej książki nie jest jakoś specjalnie oryginalna. Ot, ludzkość wyżyna siebie wzajemnie. Są też inspiracje pomysłami podobnymi do Dänikena, że ludzie już kiedyś znajdowali się w stanie wysokiej cywilizacji, albo Ziemianie są ich potomkami itd.
Mars jest sprawnie napisanym kryminałem sci-fi, z elementami filozoficznych rozkmin na temat ludzkich słabości. Książka na parę godzin rozrywki, dobrze poprowadzonej fabuły, ciekawych postaci i wystarczającej głębi, żeby po lekturze zostało coś w głowie na dłużej.
Mars, podobnie jak Księżyc, od lat jest planetą wzbudzającą wielkie zainteresowanie. Czerwona planeta wielokrotnie inspirowała twórców, jako potencjalne miejsce, w którym człowiek mógłby jakoś zaistnieć.
Wizja Rafała Kosika to dwie główne historie i jedna króciutka, wprowadzająca we właściwie standardowy motyw użyty w wielu dziełach sci-fi. Autor ukazuje rzeczywistość, w...
2022-10-23
Witajcie w brutalnym świecie, w którym dostarczyciel pizzy jest, czy raczej musi być terminatorem, bo jeśli nie dostarczy zamówienia w ciągu 30 minut, to klient ma moralne prawo go okraść, a nawet zabić! A w ogóle to w świecie z książki pt. Zamieć, pizzeria jest organizacją mafijną i “zarządza” większością miasta.
Taki właśnie świat cyberpunk zaserwował nam Stephenson dokładnie trzydzieści lat temu (ten tekst jest z 2022 roku, Zamieć oryginalnie wydano w 1992). Niestety książka momentami się słabo zestarzała. Autor uwielbia techniczne szczegóły, opisy wyobrażonych technologii i detale odnośnie jej działania. Ale, że nie da się przewidzieć, jak coś będzie wyglądało w przyszłości, to zwykle tego typu szczegóły zaczynają trącić myszką. Tak jest też tutaj.
Zamieć ma przynajmniej kilka przestarzałych “idei” (?) tj. jak książki telefoniczne, kamery na film, które jakimś cudem przekazują obraz do digitalu, czy faxy. LOL. Ale to właściwie drobnostki, bo generalnie sam pomysł jest bardzo ciekawy.
🤖 Metawers
Natalia Hatalska twierdzi, że jest to pierwsza książka, w której użyto słowa “metawers” i wyjaśniono jego ideę. To określenie na wirtualny świat dostępny w sieci, który kształtem i możliwościami przypomina swego czasu popularną grę Second Life.
Ale nie tylko świat wirtualnej rzeczywistości jest ciekawy w tej książce. Autor wykorzystuje do narracji także inne interesujące pomysły, np. porównanie twarzy do interfejsu. Albo opisuje tzw. gargulce, czyli osoby, “sczytujące dane z otoczenia”, nagrywające wszystko jak leci. Charakterystyczne przezwisko wzięło się z obwieszenia wielkim sprzętem. W dzisiejszych czasach wszędobylskich systemów bezpieczeństwa, miniaturyzacji i mikroskopijnych kamer “gargulec” wyglądałby jednak inaczej. Prawdopodobnie nawet byśmy nie zauważyli tego, że ktoś nas nagrywa.
🤖 Oldschoooool, boomer
Te drobnostki niestety dają poczucie oldschoolu, ale zaskakująco dużo jest w tej książce także aktualnych trendów. Np. diversity w mafii, która z tradycyjnie włoskiej przerodziła się w sprawną przyszywaną rodzinę, przyjmującą także Azjatów, Czarnoskórych i w ogóle wszystkich chętnych, i nadal działa dobrze. Albo opisana idea programowania no-code, i że jest to coś popularnego, bo dość łatwego… 😉
W tym świecie “zamieć” jest niebezpiecznym narkotykiem, a mitologiczny sumeryjski bóg Enki neurolingwistycznym hakerem, właściwie magiem, który wykorzystał (w uproszczeniu) biologiczny język mózgu, żeby programować ludzi. Stephenson stworzył świat, w którym pomieszanie języków ze starego testamentu było uwolnieniem ludzkości.
🤖 Akcja wre
Teraz ludzkość jest znów w niebezpieczeństwie a uratować świat może jedynie Hiro Protagonista, haker i współtworzący Metawers. Hiro jest samozwańczym samurajem, nierozstającym się ze swoimi dwoma katanami.
Bohaterowi pomaga D.U., piętnastoletnia kurierka jeżdżąca na czymś w rodzaju elektrycznej deski, Juanita, jego eks dziewczyna, także hakerka, oraz wcześniej wspomniana już mafia. Wiedza o mitologii, neuro-hakowaniu jest niebezpieczna, więc nasi bohaterowie mają mnóstwo przygód, a książka jest świetnym źródłem rozrywki.
W Zamieci oprócz akcji, dostajemy rozbudowaną analizę społeczno socjologiczną bywalców metawersu, oraz całej populacji Ziemi w ogóle. Świat opowiedziany przez Stephensona jest rozbudowany i wciągający.
Generalnie Zamieć jest ciekawa. Momentami trąci myszką dość mocno, a bohaterowie są młodzieżowo naiwni, ale mimo to, jest to jest to kawał niezłego science-fiction na parę godzin przyzwoitej rozrywki.
Witajcie w brutalnym świecie, w którym dostarczyciel pizzy jest, czy raczej musi być terminatorem, bo jeśli nie dostarczy zamówienia w ciągu 30 minut, to klient ma moralne prawo go okraść, a nawet zabić! A w ogóle to w świecie z książki pt. Zamieć, pizzeria jest organizacją mafijną i “zarządza” większością miasta.
Taki właśnie świat cyberpunk zaserwował nam Stephenson...
2017-08-22
Znajdujemy się w nie do końca określonej przyszłości, w Republice Gileadu, która zajmuje obszar współczesnych Stanów Zjednoczonych i jest miejscem wyjątkowo nieprzyjaznym do życia, szczególnie dla kobiet. Mają tam one ściśle wyznaczone role, mogą być albo Żonami, Martami (coś w stylu gospodyń), Prostytutkami albo tytułowymi Podręcznymi, czyli kobietami przeznaczonymi wyłącznie do bycia chodzącymi inkubatorami. Książka nie wchodzi za bardzo w szczegóły, ale stało się coś co sprawiło, że ludzie mają niezwykłe trudności z płodnością, stąd potrzeba tak radykalnych rozwiązań.
Jak sam tytuł wskazuje, jest to historia podręcznej, o imieniu Freda. Nie może ona posiadać niczego, nie może czytać, nie może mówić bez pozwolenia, nie może właściwie nic. Za to powinna jedno: zajść w ciążę i urodzić zdrowe dziecko, tylko wtedy będzie ceniona przez społeczeństwo.
Główną bohaterkę poznajemy, gdy trafia do swojego trzeciego domu Jest to ważne ponieważ według zasad panujących w świecie stworzonym przez Atwood, kobieta ma jako Podręczna tylko trzy szanse na zajście w ciążę. Jeśli jej się nie uda, traci swój status i zostaje zesłana do miejsca, które – choć trudno to sobie wyobrazić – jest jeszcze gorsze niż Gilead. Freda ma więc ostatnią szansę i stara się ją wykorzystać najlepiej jak umie…
Więcej na: https://przeczytana.com/2018/01/30/margaret-atwood-opowiesc-podrecznej-recenzja/
Znajdujemy się w nie do końca określonej przyszłości, w Republice Gileadu, która zajmuje obszar współczesnych Stanów Zjednoczonych i jest miejscem wyjątkowo nieprzyjaznym do życia, szczególnie dla kobiet. Mają tam one ściśle wyznaczone role, mogą być albo Żonami, Martami (coś w stylu gospodyń), Prostytutkami albo tytułowymi Podręcznymi, czyli kobietami przeznaczonymi...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-08-21
Coś spadło na ziemię. Ci, co widzieli ten upadek, myśleli, że to meteoryt. Życie płynęło właściwie jak dawniej, informacja o tym wydarzeniu była co najwyżej ciekawostką. Mieszkańcy okolic Londynu z końca XIX wieku, bo wtedy i tam osadzona jest ta historia, niewiele sobie z tego robili. Nic nie zapowiadało, że już niebawem zacznie się wojna światów.
Okazało się, że to nie meteoryt, a przedziwny walec, z którego dochodzą podejrzane dźwięki. Obserwatorzy tego zjawiska, których zdążyło się zebrać tam wielu, chcieli nawet pomóc Marsjanom, bo podejrzewali, że skoro walec jest bardzo gorący, to Ci w środku próbują się wydostać z pułapki. Wedle narratora, nikt nie spodziewał się, że to nie będą ludzie i w zetknięciu z Ziemianami okażą się agresywni.
🛸 Bezwzględni vs słabi
Gdy okazało się, że Marsjanie mają potężną broń i są bezwzględni, oraz było to już na tyle widoczne, że każdy niedowiarek się o tym przekonał, ludzie wpadli w napędzany przerażeniem popłoch. Zaczęła się jatka…
O tym, co się działo, dowiadujemy się ze wspomnień pewnego pisarza, który przypadkiem znalazł się w centrum wydarzeń. Ten pisarz filozoficzny, jak sam o sobie pisze, przemierza niebezpieczną okolicę cudem unikając śmierci od płomieni kosmitów. Podgląda przybyszów z fascynacją z ukrycia, cierpiąc z różnych przyczyn.
Jego opowieść jest bardzo plastyczna i emocjonująca. Jednocześnie w tę wartką akcję przez cały czas wplecione są rozważania nad losem i przeznaczeniem ludzi. Padają pytania: kim jesteśmy?
🛸 Zgładzić ludzkość
Co ciekawe, narrator w pewien sposób usprawiedliwia napaść Marsjan pisząc, że w sumie ludzie też tępili bezlitośnie zwierzęta, a nawet inne rasy ludzkie. Dlaczego mamy więc oceniać jako złe to, że ktoś potężniejszy teraz tępi ludzkość?
Później okazuje się, że istoty z Marsa mają jeszcze inny cel. Natomiast zakończenie mnie zaskoczyło, ale nie będę pisać i psuć niespodzianki. Wojna światów, mimo tego, że po raz pierwszy została wydana ponad 100 lat temu (1898), prawie się nie zestarzała i wciąż jest książką godną uwagi.
🛸 Wielowymiarowo słabi
Nie było to dla mnie zaskoczeniem, że generalnie to nie o Marsjan tu chodzi, tylko o jakiś obraz ludzi. Narrator opisuje, że albo się nie przejęli walcem albo uznali, że to jakiś żart lub pomyłka. Żyli swoim życiem, o Marsjanach myśląc tylko jako o ciekawostce bez wpływu na życie. Nie spodziewali się zupełnie, że mogłaby się zacząć wojna światów.
A gdy okazało się, że bezpieczny świat jaki znają, przestaje istnieć, to nagle pokazali swoją najgorszą stronę. Okazali się bezwzględni, bezczelni, absurdalni pewni siebie i sytuacji, kpiący, niedowierzający, skupieni na sobie, słabi, ale i silni, zdolni do wytrzymania nieludzkich warunków…
🛸 Za wszelką cenę
Wielka ucieczka ludzi pokazuje, że w świecie wykreowanym przez Wellsa, ludzie są w stanie oddać wszystko za poczucie złudnego bezpieczeństwa. Za pieniądze są gotowi zginąć pod kolami wozu. Natomiast religia, nawet dla duchownych okazuje się wydmuszką, za której cienkimi ściankami kryje się słabe człowieczeństwo.
Rozbawił mnie pewien fragment, w którym narrator sam przed sobą przyznaje z zaskoczeniem, że za swoje niepowodzenia obwinia żonę. A jej nawet tam nie ma… Chcę wierzyć, że ta uwaga nie znalazła się tam przypadkowo, i że to jakaś forma autorefleksji.
🛸 Motywacje ludzi
Ludzie u Wellsa motywowani byli strachem przed wojną światów. W obliczu zagrożenia, przerażeni, gotowi zrobić prawie wszystko, byle by od niego uciec, czy się schronić. Stali się samolubni i rozpaczający. Nie mogli polegać nawet na duchownych, bo oni też byli słabi.
Wydaje się jakby pisarz stworzył świat, w którym ludzie nie mają umiejętności w budowaniu stabilnych społeczeństw. Autor pokazuje raczej ich egoizm i dążenie po trupach do celu. Są leniwi, tchórzliwi, „szmaty”. Ale jednocześnie lojalni i martwiący się o swoją rodzinę.
🛸 Pamiętniki z roku wojny światów
Wojna światów to przykład dynamicznie prowadzonej narracji z pozycji pierwszej osoby, która opowiada, co przeżyła, wplatając w to szerszy kontekst ze wspomnień innych ludzi.
Pomimo tego, że technologia od czasu napisania książki bardzo się rozwinęła, to pomysł Wellsa nie zestarzał się mocno. Bardzo dobrze się to czyta. To jedna z tych książek sci-fi, które mają zbudowany nie tylko świat, ale i emocje oraz motywacje bohaterów. To czyni ją jedną z ograniczonej liczby książek, które mają te elementy dobrze dopracowane.
Coś spadło na ziemię. Ci, co widzieli ten upadek, myśleli, że to meteoryt. Życie płynęło właściwie jak dawniej, informacja o tym wydarzeniu była co najwyżej ciekawostką. Mieszkańcy okolic Londynu z końca XIX wieku, bo wtedy i tam osadzona jest ta historia, niewiele sobie z tego robili. Nic nie zapowiadało, że już niebawem zacznie się wojna światów.
Okazało się, że to nie...
2022-06-19
Choć 7EW to książka z typu cegieł, to bardzo mi się podobała. Żal mi było porzucać bohaterów i świat wykreowany przez autora, a rzadko mi się to zdarza. Zwykle, w przypadku tak długich historii jestem zmęczona. Tu było inaczej, głównie ze względu na emocje, które wzbudzała we mnie ta historia.
🚀 Zagłada Ziemi
Pewnego dnia księżyc trafia coś, co go rozbija na kilka kawałków. To oczywiście prowadzi do zaburzenia ekosystemu Ziemi, ale co ważniejsze naukowcy zdają sobie sprawę, że ogromna ilość odłamków zmierza w kierunku planety. Ogrzeją one atmosferę tak, że wszystko na Ziemi spłonie. Ludzie muszą uciekać, ponieważ powszechnie panuje opinia, że nie da się nigdzie schronić przed skutkami deszczu meteorytów.
Neal Stephenson stworzył zaskakująco pełny i szczegółowy świat z wieloma dokładnymi opisami elementów i wyposażenia statków, stąd książka jest dość długa, ale przez to bardzo wiarygodna, mimo wszystko ciekawa i wcale nie nuży.
7EW to Space Opera pisana wielkimi literami. Historia wielu setek lat walki o przetrwanie, oczywiście ze skrótami. Dwie pierwsze części książki dotyczą pokolenia „naszego”, pokolenia ucieczki, a trzecia wydarzeń wiele lat po katastrofie.
🚀 Nowy Świat
Neal Stephenson wykreował interesującą konwencję nowego świata stworzonego na zgliszczach starego. „Nowi” ludzie nie chcieli powtarzać starych błędów, stworzyli więc własny system oparty na pewnych zmianach genetycznych potomków. I stworzyli swoją własną przestrzeń do popełniania nowych błędów.
Np. jedna z nowo powstałych ras posiada zdolność do epigenetyki, czyli, jak to autor nazwał, to rasa ludzkich „szwajcarskich scyzoryków” , którzy w pewien sposób potrafią pod wpływem doświadczeń wpływać na to, które markery DNA uaktywnią, a które uśpią.
🚀 Świat ludzi
W książce 7EW jest dużo interesujących pomysłów. Autor np. porusza problem odwiecznej rywalizacji rządowych inicjatyw z prywatnymi. Okazuje się, że bogate prywatne firmy są w stanie organizować misje kosmiczne z o wiele większym rozmachem, oryginalnością i skutecznością niż rząd. Jak oni śmią! Parweniusze.
Autor sięga także po konwencje rozgrywek politycznych na Ziemi i w kosmosie. Łącznie z groźbą kradzieży prywatnych zasobów, zwaną dość dyplomatycznie konfiskatą. Bo przecież co gównażeria będzie podskakiwać tym, którzy w rządowych strukturach zęby zjedli na misjach kosmicznych.
🚀 Psychologia tłumów
Stephenson odrobił też lekcję z socjologii i psychologii. Porusza problematykę tego, jak ważne jest psychiczne zdrowie i poczucie celu, jakiejś nadziei, sensu życia. I dotyczy to tak jednostek, jak i całych społeczeństw.
Dochodzimy do smutnych wniosków, że oszukiwanie ludzi, mówienie im tego, co chcą usłyszeć, a przemilczanie niewygodnych faktów, to skuteczny sposób na zarządzanie tłumem.
Gdzie są ludzie, tam jest i polityka oraz dążenie do władzy. Szczególnie wśród tych, którzy już wcześniej jej posmakowali. Są też gierki, inne poglądy, czasami drastycznie inne, powodujące różne konflikty.
Super ciekawie jest opisana plemienność – każda rasa jako oddzielne plemię, które dąży do swojego. Niektóre plemiona są nastawione na współpracę, a inne nie i okazują wrogość i walkę o władzę po trupach.
🚀 Potężna fabuła
7EW ma też kilka słabostek dotyczących głównie luk fabularnych, ale przy skali historii zupełnie mnie to nie dziwi. Np. brakuje informacji o pewnym znaczącym zderzeniu z meteorytem. Dowiadujemy się o nim jakby przypadkiem, z dalszej części wydarzeń, które wynikają właśnie z tego zderzenia. Ale rozumiem, że książka i tak jest długa, więc jakieś skróty musiały być wprowadzone.
Nie przeszkadza to jednak na tyle, żeby wpłynęło na odbiór całości historii. Ale końcówka aż się prosi o dokładniejsze rozpisanie tego, co się wydarzyło z niektórymi bohaterami i w ogóle co było dalej. Nie chcę przez to napisać, że 7 Ew nie ma zakończenia, bo ma. Natomiast kontynuacja byłaby wskazana bardziej niż bardzo. Niewiele książek, szczególnie cegieł, robi na mnie takie wrażenie.
Choć 7EW to książka z typu cegieł, to bardzo mi się podobała. Żal mi było porzucać bohaterów i świat wykreowany przez autora, a rzadko mi się to zdarza. Zwykle, w przypadku tak długich historii jestem zmęczona. Tu było inaczej, głównie ze względu na emocje, które wzbudzała we mnie ta historia.
🚀 Zagłada Ziemi
Pewnego dnia księżyc trafia coś, co go rozbija na kilka...
2022-05-15
Jeśli komuś podobał się Marsjanin, to Projekt Hail Mary także mu się spodoba. Najnowsza książka Andyego Weira jest pod pewnymi względami bardzo podobna do historii z Czerwonej Planety. Samotny kosmonauta – naukowiec próbuje rozwiązać skomplikowany problem, tylko tym razem stawką nie jest jedynie jego życie, ale także życie przynajmniej połowy naszej planety.
Fabuła wciąga od razu, bo jak w tym horrorze, budzimy się, w nieznanym pomieszczeniu z gościem, który w ogóle nie pamięta kim jest. Zaczynamy więc poznawać historię na równi z głównym bohaterem. Dr Grace, bo o nim mowa, to zdolny naukowiec, który po pewnym incydencie zrezygnował z kariery naukowej i zajął się uczeniem w liceum.
Przeznaczenie jednak go dopada gdy pewnego dnia w jego sali lekcyjnej pojawia się tajemnicza Eva Stratt i zmienia jego życie. Jeszcze nie wiadomo tylko czy na gorsze, czy na lepsze. Okazuje się, że Stratt jest prawie wszechwładną szefową projektu Hail Mary, czyli jedynej nadziei na uratowanie Ziemi przed katastrofą ekologiczną. Grace jest im potrzebny, z powodu badań, które prowadził w przeszłości.
Nasz zbuntowany naukowiec wraz z kolejnymi odkryciami dotyczącymi projektu, coraz bardziej angażuje się w jego działania, aż pewien plot twist (o którym dowiadujemy się na końcu) sprawia, że jego zaangażowanie staje się “ostateczne”.
🪐 Nauka i rozrywka
Projekt Hail Mary to jest bardzo dobra historia. Raz, że postacie są nieoczywiste i wielowymiarowe, a fabuła ma odcienie szarości, nie jest czarno biała (Weir jest sprawnym pisarzem). A dwa, że książka jest pełna odniesień do przeróżnych osiągnięć naukowych np. fizyki, chemii, biologii, matematyki, kosmologii, astronautyki i wielu innych ciekawych nauk i rzeczy, które warto wiedzieć o świecie. Poszczególne wątki bardzo dobrze się kleją i widać, że techniczny redaktor, który wspierał autora w uczynieniu tej książki “tak bardzo zgodnej z wiedzą naukową, jak się da”, zrobił niezłą robotę.
W treści widać też inspiracje i odniesienia do innych ciekawych książek i filmów. Np. do świetnego Arrival, filmu lub książki, ale książki nie czytałam (jeszcze), więc nie wiem czy do niej też. Weir nawiązuje do sposobu nauczania wzajemnej komunikacji oraz do imion nadanych obcym, czyli Abbott i Costello. To są moje dwa ulubione wątki w tamtej historii i mega się cieszę, że Weir także je zauważył.
🪐 Nie tylko akcja
Oprócz zgrabnej fabuły i ciekawych postaci dostajemy jednak jeszcze coś więcej. Weir wprowadza kilka plot twistów, które inicjują pojawienie się pewnych pytań. Np. o to, czy w imię ratowania całej ziemi, jesteśmy w stanie zaprzepaścić dotychczasowy klimat?
Czy w imię ratowania ludzi można posunąć się do absolutnie wszystkiego? Albo czy można przedłożyć dobro ludzkości ponad dobro (i prawo) jednostki do samostanowienia? Czy w imieniu większego dobra można komuś odebrać wolność?
🪐 To nie jest noir
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że coś mi uwiera w tej książce. Przez pewien czas wszystko szło gładko. Aż za gładko. Ale natychmiast zdałam sobie sprawę, że w sumie to podoba mi się takie podejście, bo wolę cieszyć się historią, niż stresować się, że astronauci mają jakieś problemy. Tylko o tym pomyślałam i wtedy zaczęła się akcja na całego.
Pomimo tego, że Projekt Hail Mary niesie sporo emocji, to raczej są one pozytywne. Nie ma tu wielkich dramatów, załamań psychicznych i skrajnych zachowań. Historia jest napisana w klimacie optymizmu, że wszystko się uda. Może to jest delikatnie sztuczne, ale mi się podoba.
🪐 Ach ta nauka!
Bardzo mi się podobało, że w tej książce Weir pokazuje jak powstaje nauka i kolejne odkrycia. Proces ten jest żmudny i wymagający wielu dostosowań, czy jakbyśmy dzisiaj powiedzieli “pivotów”. Dowiadujemy się kolejnych rzeczy. Badamy kolejne elementy i puzzel po puzzlu układamy główny obrazek i przekształcamy wiedzę na wnioski i późniejsze działanie. Dobrze, że autor o tym przypomina, bo mam ostatnio wrażenie, że w dobie internetu i specjalistów od lewoskrętnej witaminy C oraz innych siewców “prawdy”, coraz bardziej jest to zapominane.
Projekt Hail Mary czytałam w oryginale i choć generalnie nie miałam problemu z językiem, niektóre bardziej techniczne słówka sprawiały mi trudność. Sporo było słownictwa specjalistycznego, chemicznego, fizycznego i mechanicznego, ale generalnie ze słownikiem wbudowanym w Kindla, można sobie z tym poradzić.
Andy Weir po raz kolejny zaproponował nam książkę, która nie tylko przemyca wiedzę, ale także taką, która opowiada ciekawą historię i jest również świetną rozrywką.
Jeśli komuś podobał się Marsjanin, to Projekt Hail Mary także mu się spodoba. Najnowsza książka Andyego Weira jest pod pewnymi względami bardzo podobna do historii z Czerwonej Planety. Samotny kosmonauta – naukowiec próbuje rozwiązać skomplikowany problem, tylko tym razem stawką nie jest jedynie jego życie, ale także życie przynajmniej połowy naszej planety.
Fabuła wciąga...
2022-02-06
Dokąd jedzie ten tramwaj? to nie tylko nazwa zbioru opowiadań Janusza A. Zajdla, ale także alegoryczne pytanie wynikające z ich treści. Tramwaj to alegoria świata, który zmierzać może w wiele różnych kierunków, autor zaś zadaje pytanie: gdzie i jak to “gdzie” może wyglądać.
Janusz Zajdel jest w ogóle ciekawym twórcą. W mainstreamie nie zdobył zbyt wielkiej popularności, choć mówi się, że jego książki są kultowe. Jak w przedmowie pisze Andrzej Niewiadomski, Zajdel był w czołówce powojennych pisarzy science-fiction i stawia się go obok Lema.
Niestety zmarł młodo, w wieku 47 lat (1985), co zapewne sprawiło, że został nieco już zapomniany. A szkoda, bo jego Limes inferior oraz ten wydany w 1988 roku tom opowiadań nadal stawia aktualne pytania o przyszły kształt rzeczywistości i kreuje interesujące światy, które zupełnie się nie zestarzały.
Krótko ale treściwie
Dokąd jedzie ten tramwaj? to zbiór różnych tekstów, dłuższych i nieco bardziej złożonych, ale i krótkich opowiastek, które stanowią raczej zalążki pomysłów, niż konkretne historie. Opowiadanie, od którego wziął się tytuł zbioru, jest dobrym przykładem krótszej formy. Na dwóch kartkach autor zajawia koncept wystarczająco, żeby zrozumieć, ale tylko bardzo podstawowo.
Czytanie tych “przebłysków” jest cenne, ponieważ udowadnia, że nawet w krótkich formach da się zawrzeć tyle szczegółów, żeby było plastycznie i żeby skutecznie zainteresować historią. Zainteresować, ale raczej nie zachwycić, bo te opowiadania przyszłość przedstawiają raczej negatywnie. Zajdel sugeruje w nich, że światy, które potencjalnie mogłyby powstać z naszego, wprawdzie mają wysoki poziom rozwoju technologicznego, ale niekoniecznie są przyjazne ludzkości.
Sztuczna inteligencja kradnąca ciało dziecka dla celów rozrywkowych? Proszę. Koszmarny świat, w którym płaci się za przywileje jakim jest świeże powietrze (inaczej śmierdzi), czy pożywienie z rury podawane wprost do ust jako udogodnienie? Także. A może stworzenia, które są przygotowane na moment, kiedy ziemia będzie promieniować po wybuchach atomowych? Też…
Wiele różnych koncepcji
Umiejętność pisania zwięzłym, ale zarazem obrazowym językiem jest dość rzadka wśród pisarzy. Zajdel to potrafi, ale czasami pisze zdecydowanie za krótko, bo niektóre idee są naprawdę interesujące. Inna rzecz, że trudno tak szybko przeskakiwać z jednej historii na drugą. Lubię pobyć nieco dłużej w danym świecie i pozwolić, żeby wszystkie pomysły się we mnie osadziły. Trochę więc żałuję, że tu nie było mi to dane.
Może gdyby Zajdel miał więcej czasu, to rozwinąłby szerzej niektóre z idei… Na przykład przeniesienie biblijnego powstania świata i wygnania Adama i Ewy z raju wymieszane z ideą Matrixa, wydaje mi się dobrym pomysłem na coś dłuższego. Szczególnie, że dzisiaj już wiemy, że ten koncept zyskał masową popularność poprzez filmy Wachowskich.
Bardzo jestem ciekawa, co jeszcze wymyślił Zajdel w innych swoich książkach i systematycznie będę po nie sięgać.
Dokąd jedzie ten tramwaj? to nie tylko nazwa zbioru opowiadań Janusza A. Zajdla, ale także alegoryczne pytanie wynikające z ich treści. Tramwaj to alegoria świata, który zmierzać może w wiele różnych kierunków, autor zaś zadaje pytanie: gdzie i jak to “gdzie” może wyglądać.
Janusz Zajdel jest w ogóle ciekawym twórcą. W mainstreamie nie zdobył zbyt wielkiej popularności,...
2021-11-28
Wyspa Doktora Moreau kusiła mnie już z półki od dawna. Z braku czasu nadal czytam książki cienkie i moje wydanie klasyka napisanego przez Wellsa wpisywało się w to założenie. Zmyliła mnie ta cienkość.
Okazało się, książka nie ma wielu stron, ponieważ czcionka jest mała. Sama opowieść jest długa, ale wciągająca i czyta się super szybko, pomimo męczącej czcionki i niewygodnego formatu.
Tajemnicza wyspa
Razem z bohaterem, Edwardem Prendickiem, bez większych ceregieli trafiamy najpierw do szalupy ratunkowej, a później na statek szalonego kapitana, który wiezie dziwnych ludzi i wiele zwierząt na małą wyspę. W skutek różnych okoliczności Prendick także ląduje na tej wyspie razem z podejrzanym ładunkiem. I tu zaczyna się właściwa akcja.
Na miejscu okazuje się, że teren jest pełen tajemnic, a Prendick jest traktowany z nieufnością. Sekrety mieszkańców wyspy są przed nim skrzętnie ukrywane. Nie da się jednak ukryć okrzyków bólu, które wydobywają się z pomieszczeń zamkniętego laboratorium. Prendick próbuje uciec od nieznośnego hałasu i idzie w głąb wyspy.
Tam zaś okazuje się, że okolica jest zamieszkana przez dziwne stworzenia, które choć zachowują się dość przyjaźnie, to wzbudzają w bohaterze nie do końca zrozumiałą grozę. Później okazuje się, że to są efekty prowadzonych w tym miejscu eksperymentów medycznych, a przerażony Prendick podejrzewa, że i on niebawem zostanie im poddany…
Medycyna wtedy a teraz
Wyspa doktora Moreau została po raz pierwszy wydana w 1896 roku. Przez ponad sto lat medycyna bardzo się zmieniła, więc przede wszystkim miałam obawy, czy książka się brzydko nie zestarzała pod względem technicznych szczegółów. Ale jednak nie.
Opisy eksperymentów są na tyle ogólne i na tyle kontrowersyjne, że nie trącą myszką. Zresztą nie o same eksperymenty tu chodzi, a o rozważania na temat natury i człowieczeństwa.
Ludzie, czy zwierzęta?
Pomiędzy wzbudzającą dreszcze historią Wells przemyca wiele pytań na temat natury. Czy jest bezlitosna, a jeśli tak, to czy ludzie też mogą pozbyć się empatii? I czy w ogóle “człowieczeństwo”, to nie jest tylko konstrukt społeczny, a ludzie pozostawieni bez ograniczeń kulturowych nie byliby zwykłymi zwierzętami?
Ale to nie koniec trudnych tematów, które porusza Wells. Historią Prendicka próbuje udowodnić, że w sytuacji bez wyjścia, człowiek jest w stanie się przyzwyczaić do najgorszych okropności. Oraz dostosować do każdych okoliczności. Przekonuje, że nasze nawyki i przyzwyczajenia kształtuje otoczenie.
Zabawa w Boga
Wydaje mi się także, że Wells w swojej książce zawarł żal wobec Boga, że stworzył człowieka i puścił go w dziką krainę, rządzącą się niezrozumiałymi prawami, które nigdy nie będą przestrzegane. A jednak przestrzegane być muszą.
Wells nie daje nam odpowiedzi. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć czy jesteśmy tylko zwierzętami, a może zabawką w ręku dziecka lub szalonego stwórcy?
Wyspa Doktora Moreau kusiła mnie już z półki od dawna. Z braku czasu nadal czytam książki cienkie i moje wydanie klasyka napisanego przez Wellsa wpisywało się w to założenie. Zmyliła mnie ta cienkość.
Okazało się, książka nie ma wielu stron, ponieważ czcionka jest mała. Sama opowieść jest długa, ale wciągająca i czyta się super szybko, pomimo męczącej czcionki i...
W tomie trzecim Saga o Potworze z Bagien zmienia nieco dynamikę historii. Artyści jeszcze bardziej wykorzystują potencjał innych postaci, dzięki którym historia Aleca przemienionego w żywiołaka nabiera znacznie większej głębi.
Ta część zaczyna się intensywnie. Do tej pory pokojowo nastawiony i spokojny Potwór wpada w szał po aresztowaniu jego ukochanej Abby. Wątek kobiety oskarżanej o niemoralne zachowanie, wgl jest tutaj ciekawy i pogłębiony. Znów Moore zdaje się odnosić do problemów społecznych związanych z emancypacją kobiet.
🪐 Potwór w Gotham
W każdym razie, po aresztowaniu Abby Gotham wpada w prawdziwe tarapaty. Batman próbuje z Potworem najpierw rozmawiać, a później walczyć. Swamp Thing okazuje się jednak potężniejszy. Niestety i na niego wynaleziono kryptonit. Choć Abby zostaje uwolniona od zarzutów, to ciało Potwora zostaje zniszczone, a jego przeprogramowana istota zaczyna wędrować po wszechświecie w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby się odrodzić.
Alec trafia w przedziwne miejsca, fabuła jest poprowadzona równie dość …oryginalnie. Takie podejście może się nie do końca podobać, bo autorom totalnie odjeżdża peron. Ale nie można im odmówić odwagi w prowadzeniu wątku.
🪐 Forma dająca wiele możliwości
Niektóre z tych przygód po drodze są naprawdę dziwaczne. Jeden z najbardziej oryginalnych epizodów dotyczy jego przypadkowego przechwycenia przez inteligentną planetę – maszynę, częściowo biologiczną. Jak to jest narysowane i jak wymyślone! W latach osiemdziesiątych, gdy Saga o Potworze z Bagien powstawała, komiks ten musiał być prawdziwym objawieniem. Jak pojemna jest to forma i jakie treści potrafi nieść!
Fascynujące jest to, ze ten komiks operuje wieloma różnymi gatunkami, przechodzi z fantasy, w horror, a czasami nawet w sci-fi. Szczególnie w drugiej części, w której Moore i inni odpływają totalnie w abstrakcyjne wyobrażenia o podróży kosmicznej Potwora. Świetne są też te epizody, w których obrazowane są psylocybinowe odloty bohaterów.
Saga o Potworze z Bagien to klasyka komiksu, która nadal zachwyca podejściem do opowiadanej historii i złożonością charakterów postaci. Zazdroszczę wszystkim, którzy jeszcze tej historii nie znają i będą ją dopiero czytać. Alan Moore wraz z rysownikami zapewnili parę ładnych godzin fantastycznej przygody w świecie inteligentnego i życzliwego potwora, niebezpiecznego żywiołaka.
W tomie trzecim Saga o Potworze z Bagien zmienia nieco dynamikę historii. Artyści jeszcze bardziej wykorzystują potencjał innych postaci, dzięki którym historia Aleca przemienionego w żywiołaka nabiera znacznie większej głębi.
więcej Pokaż mimo toTa część zaczyna się intensywnie. Do tej pory pokojowo nastawiony i spokojny Potwór wpada w szał po aresztowaniu jego ukochanej Abby. Wątek kobiety...