-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-19
2024-04-28
Jak powstała bomba atomowa to mój pierwszy od dość długiego czasu DNF (did not finish). Naprawdę chciałam przeczytać tę książkę, ale się nie dało. Przez pierwszych sto stron próbowałam wczuć się w język, jednak mimo, że sam temat mnie nie interesuje, to nie byłam w stanie przebić się przez styl Rhodesa. W końcu się poddałam. Zniechęciła myśl, że musiałabym tak cierpieć przez kolejne siedemset stron.
Nie lubię porzucać książek, ale akurat przy tej nawet nie mam zbyt dużych wyrzutów sumienia. Czytając to czułam powrót do dawnych czasów studiów. Rhodes napisał dzieło niewątpliwie monumentalne i szczegółowe, ale zawierające wszystkie cechy książek, których wręcz nie cierpiałam na uczelni.
💣 Monografia
Jak powstała bomba atomowa to przeładowana szczegółami monografia. Do tego, niestety, są one niespecjalnie posegregowane. Ze strony na stronę, czasami z akapitu na akapit, autor żongluje nazwiskami, miejscami, odkryciami, często opisami fizyki, które dla laika nie są jakoś specjalnie łatwe do zrozumienia. Jak w kalejdoskopie. Z tą różnicą, że tutaj elementami są poszczególne informacje.
Rhodes potrafi wyjść od szczegółowej biografii jednego fizyka, uwzględniającej jego rodziców i całą jego ścieżkę kariery, żeby przejść do innego, po czym wrócić do poprzedniego. W międzyczasie dodając jeszcze kilka anegdot, trochę fizyki, czasami nawet jakieś równanie.
💣 Chaotycznie
To wrażenie chaosu zwyczajnie nuży i męczy. Trudno co zdanie zmagać się z chęcią oderwania się i odłożenia książki na wieczne później. Szczególnie, że ta jest niewiarygodną cegłą. Olbrzymia wiedza autora zaprowadziła go w pułapkę napisania absolutnie wszystkiego, co na ten temat wie.
Na okładce jeden z Noblistów z fizyki napisał, że język jest przyjazny. Zapewne dla niego. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że książka ta odzwierciedla styl pisania o nauce z lat osiemdziesiątych, w których zresztą po raz pierwszy została wydana (1986).
Monografia zacna, ale nie do czytania dla przyjemności. Raczej wtedy, gdy naprawdę chcemy poznać absolutnie wszystkie szczegóły o tym, jak powstała bomba atomowa.
Jak powstała bomba atomowa to mój pierwszy od dość długiego czasu DNF (did not finish). Naprawdę chciałam przeczytać tę książkę, ale się nie dało. Przez pierwszych sto stron próbowałam wczuć się w język, jednak mimo, że sam temat mnie nie interesuje, to nie byłam w stanie przebić się przez styl Rhodesa. W końcu się poddałam. Zniechęciła myśl, że musiałabym tak cierpieć...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-07
W mojej ocenie dobra książka to nie tylko taka, która opowiada ciekawą historię, ale ta historia jest jeszcze o czymś interesującym. Żołnierze kosmosu są dobrą książką, bo poza opowieścią o chłopaku, który został żołnierzem, zawiera także rozważania o kilku ideach, rzadko poruszanych przez innych autorów.
Sama fabuła nie mogłaby być bardziej banalna. Młody chłopak, tuż po szkole średniej, pod wpływem przyjaciół decyduje, że wstąpi do wojska. Sytuację komplikuje fakt, że pochodzi z bogatej rodziny, a jego rodzice chcą dla niego przyszłości w zarządzie swojej firmy, a nie na wojnie. Wściekają się, gdy dowiadują się o jego kompulsywnym postanowieniu.
👨🚀 Walka z Robalami
Johnnie Rico dostaje się do piechoty, bezpośrednio walczącej z wrogami, przez to najbardziej narażonej. Przeciwnikami są Robale, obce istoty, które organizacją społeczną nieco przypominają mrówki. Większość to nieszkodliwi robotnicy, zarządzanymi przez królową, ale ich wojownicy są bardzo niebezpieczni.
Ludzka piechota jest wzmacniana specjalnymi kombinezonami, dającymi im wręcz nadludzką wytrzymałość. To wyrównuje szanse w walce. Jednak nie sama akcja czy aspekty techniczne są ważne. Najważniejszy jest fakt, że po odsłużeniu paru lat, były żołnierz staje się obywatelem i ma prawo głosować i wybierać władze. I to jest właśnie najważniejszy element książki Żołnierze kosmosu.
👨🚀 Być obywatelem
Robert A. Heinlein dywaguje na tematy zawsze aktualne – czym jest wojna, obywatelstwo, człowieczeństwo, patriotyzm, czy odpowiedzialność za społeczeństwo, a nawet całą ludzkość. Autor przekonuje, że tylko ryzykowanie swoim życiem w imieniu ojczyzny i społeczeństwa jest wyznacznikiem tego, co człowiek ma w głowie. I tylko to daje podstawę do posiadania odpowiedzialności w postaci sprawowania władzy.
Wgl w książce można znaleźć też ciekawe dywagacje na temat kar cielesnych dzieci. Widziałam ostatnio argumenty za bezstresowym wychowaniem opierające się o fakt, że nie jest to nowa idea i mimo to kolejne pokolenia się jakoś wychowują. Oczywiście, ale to nie jest takie proste. Prawdziwe efekty wielkoskalowej zmiany będą widoczne dopiero w dłuższej perspektywie.
Kiedyś nie istniał internet. Postępowe idee były dostępne tylko dla bardzo ograniczonego audytorium ludzi obracających się w odpowiednio usytuowanym towarzystwie. Nie jest to wiedza tajemna, że generalnie internet sprzyja fake newsom, wszelkiej szurii i innym płaskoziemcom. Nie znam się, nie będę więc bardzo dywagować, jednak odrzucanie niektórych stosowanych od dawna praktyk, jako zupełnie i bezwzględnie złych, wydaje mi się wylewaniem dziecka z kąpielą. Szczególnie, że nie powiedziałabym, że cywilizacja Zachodnia opiera się o jakąś szczególnie wybitną moralność. Coraz większy indywidualizm sprawia, że ludzie są coraz bardziej zapatrzeni tylko w siebie. Ogólnie jestem pesymistką jeśli chodzi o przyszłość ludzkości.
👨🚀 Krytyka komunizmu
Heinlein napisał Żołnierzy kosmosu w 1958 roku, nic dziwnego więc, że pełno w niej krytyki komunizmu. Jest w niej też więcej przeróżnych smaczków i generalnie książka jest dobra, ale mogłaby być lepsza. To nie jest space opera, choć temat zasługiwałby na większy monumentalizm.
Żołnierze kosmosu są historią, która przede wszystkim ma przekazać poglądy autora. Miałam wrażenie, że gdy Heinlein już powiedział co miał, to chciał jak najszybciej książkę skończyć. Zabrakło mi podsumowania, jakiegoś sensownego jej zakończenia. Mam przez to wrażenie, że pisarz nie wykorzystał do końca potencjału tej historii. Ale to i tak nie zmienia tego, że to ciekawa książka i warto po nią sięgnąć.
W mojej ocenie dobra książka to nie tylko taka, która opowiada ciekawą historię, ale ta historia jest jeszcze o czymś interesującym. Żołnierze kosmosu są dobrą książką, bo poza opowieścią o chłopaku, który został żołnierzem, zawiera także rozważania o kilku ideach, rzadko poruszanych przez innych autorów.
Sama fabuła nie mogłaby być bardziej banalna. Młody chłopak, tuż po...
2024-01-07
Gdybym miała tylko jednym słowem opisać książkę Gretkowskiej pt. Poetka i książę, to prawdopodobnie byłoby to słowo: egzaltowana.
Historia ta jest dość chaotyczna. Na pewno wiadomo, że autorka opisuje młodą Osiecką, dwudziestoletnią, która tymczasowo przebywa u rodziny w Londynie. Rzecz jest oparta o fakty i dzieje się w 1957 roku. Natomiast najprawdopodobniej prawdziwe są tylko niektóre elemeny: rok wydarzeń, to że Osiecka wyjeżdżała z Polski, była zaręczona z Hłaską, miewała relacje z innymi oraz miała przelotny “romans” z Giedroyciem.
Cała reszta, czyli jak te relacje dokładnie wyglądały, oraz co Osiecka czuła i myślała w związku z tym i co myśleli inni, to licentia poetica Gretkowskiej. Nawet jeśli, jak pisze autorka w posłowiu, miała dostęp do jej dokumentów i listów. Zresztą na pewno kiedyś to sprawdzę, bo w planach mam przeczytanie wszystkich tomów jej wydanych dzienników. Trudno mi uwierzyć, że poetka była taka, jak ją opisała Gretkowska: bardzo naiwna, grzeczna, płaczliwa, zbierająca cięgi, kluchowata i jakaś taka nijaka, bez charakteru.
👑 To nie jest książka o Osieckiej
Może się mylę, ale uważam, że nie udało się Gretkowskiej wiarygodnie opisać Osieckiej. Myślę, że w charakter bohaterki książki Poetka i książę wplątało się za dużo samej autorki. Szczególnie, że sama w posłowiu pisze, że “zna uczucie między starszym mężczyzną i dziewczyną”, a więc sugeruje, że część pisała z własnych doświadczeń.
Sporo tu jest też domorosłej psychoanalizy bohaterki. Dużo opowieści o ojcu, niedobrym, porzucającym, agresywnym, wymagającym, który w książce jest przyczyną samotności Osieckiej. Może tak właśnie było, ale czuję opór w tak prostym uzasadnieniu przyczyny jej emocjonalnego cierpienia. W ogóle Gretkowska pisze w poslowiu, że „znała” Osiecką, „była u niej raz czy dwa”. A więc właściwie wcale jej dobrze nie znała, co najwyżej poznała.
👑 Nic ciekawego
Ani wątek romansu z Giedroyciem nie jest ciekawy, ani jego okoliczności, czyli powojenne środowisko literatów Polski roku 1957, a więc zmagającej się z wieloma problemami i cenzurą. W moim odczuciu to jest książka o niczym. Autorce nie udało się stworzyć realistycznej, wciągającej historii. Postacie też nie przekonują.
Dokończyłam tę książkę tylko dlatego, że uwielbiam Agnieszkę Osiecką i chciałam do końca być świadkiem procesu jej masakracji przez autorkę. Gretkowska kopie Osiecką po kostkach cały czas, także nogami innych bohaterów. I choć lubię rozmontowywanie pomników pamięci wielkich osób, to tutaj proces jest zwulgaryzowany i nieprzyjemny. Co autorka chciała osiągnąć? Szokować? Udało się jej tylko mnie zniesmaczyć i zniechęcić (zużyty kondom jako zakładka w książce czy wszelkie gwałcenia i pogwałcenia Osieckiej, słowne czy odnoszące się do braku satysfakcji z życia intymnego i ich przyczyn, na szczęście głównie na początku książki).
Gretkowska ma niewątpliwie wierną rzeszę czytelniczek. Pewnie autorka ma jakieś niezłe teksty, natomiast w mojej ocenie Poetka i książę do nich nie należy. Nie podobała mi się, męczyłam ją. Prawdopodobnie mój osobisty stosunek do Osieckiej także wpłynął na ten negatywny odbiór.
Denerwował mnie chaotyczny styl, wtręty graniczące albo nawet będące grafomanią i drażniła niechęć autorki do swojej bohaterki. Uważam, że Gretkowska jej nie lubiła i być może zazdrościła. Szkoda czasu na tę książkę. Już pewnie lepiej poczytać u źródła i sięgnąć po Dzienniki.
Gdybym miała tylko jednym słowem opisać książkę Gretkowskiej pt. Poetka i książę, to prawdopodobnie byłoby to słowo: egzaltowana.
Historia ta jest dość chaotyczna. Na pewno wiadomo, że autorka opisuje młodą Osiecką, dwudziestoletnią, która tymczasowo przebywa u rodziny w Londynie. Rzecz jest oparta o fakty i dzieje się w 1957 roku. Natomiast najprawdopodobniej prawdziwe są...
2023-12-06
Lubię eksperymenty literackie i niewątpliwie Pan Wyrazisty się do nich zalicza. I choć jest to historia ciekawa przez formę i treść, to nie umiem określić czy udana. Mam mieszane uczucia.
Opowieść graficzna wykonana przy współpracy Tokarczuk i Concejo jest na pewno ładna i intrygująca. Historia ma nieść przesłanie dotyczące współczesnego świata, tego co wmawia ludziom popkultura, do czego powinniśmy dążyć, jacy być i co jest miarą sukcesu społecznego i własnego dobrego samopoczucia.
🐒 Liczy się wyrazistość
Pan Wyrazisty mógłby być każdym, dla kogo wygląd jest najważniejszy. Bohater książki z biegiem czasu traci swoją urodę, a przynajmniej tak uważa. Decyduje się w końcu na nie do końca legalny przeszczep (?), za który płaci absolutnie wszystkim, co ma. Ta operacja ma mu przywrócić urok, tę wyrazistość. I tak się dzieje, jednak okazuje się, że choć efekt spełnia jego oczekiwania, to nie on jedyny miał taki pomysł. Ostatecznie bohater zupełnie się rozmywa w morzu innych wyrazistych.
Ta opowieść graficzna zadaje sporo aktualnych pytań, np. o kształtowanie potrzeb jednostek do bycia wyjątkowymi, wyróżniającymi się. Sugeruje także, że podążanie ścieżką bycia jakimś za wszelką cenę, zapewne nie skończy się dobrze. Bo w społeczeństwie, gdzie każdy jest jakiś, wszyscy są w pewnym sensie podobni. Dążenie do wyróżnienia się wyglądem spowoduje tylko cierpienie emocjonalne, bo niemożliwe jest osiągnięcie absolutnego wyodrębnienia się od innych. Zresztą kto ma to oceniać i jak? Dla kogo się tak starać? Świadomość złożoności i schematyczności świata, swojego w nim miejsca i bezcelowych starań o wyjątkowość jest na początku szokująca, później zaś można (trzeba) się przyzwyczaić.
🐒 Cudowne rysunki
Piękne rysunki, ciekawa forma i przesłanie książki są zaletami. Natomiast zabrakło mi tego czegoś, co sprawia, że treść przemówi do mnie dogłębnie. Mam wrażenie, że szczątkowy tekst, który wyjaśnia rysunki, jest za mało wyrazisty. Hehe. Nie wczułam się zupełnie w emocje bohatera, nie znalazłam żadnego haczyka, żeby się z tą postacią zidentyfikować.
Tokarczuk napisała bajkę dla dzieci, ale to nie jest książka dla dzieci. Świetne rysunki Concejo, ciekawy pomysł, forma książki nie wystarczają, żeby przykryć płaskość postaci i wydarzeń. A szkoda, bo wątki dotyczące problemów emocjonalnych związanych z „niewystarczającym” wyglądem są dzisiaj ważne i każda forma zmuszania do zastanowienia nad nimi daje ludziom okazję do zmierzenia się oraz narzędzia do walki z własnymi nierealnymi oczekiwaniami i trudnymi emocjami. Fajnie, że mogłam to wypożyczyć z biblioteki.
Lubię eksperymenty literackie i niewątpliwie Pan Wyrazisty się do nich zalicza. I choć jest to historia ciekawa przez formę i treść, to nie umiem określić czy udana. Mam mieszane uczucia.
Opowieść graficzna wykonana przy współpracy Tokarczuk i Concejo jest na pewno ładna i intrygująca. Historia ma nieść przesłanie dotyczące współczesnego świata, tego co wmawia ludziom...
2023-12-03
Książki Čapka biorę w ciemno! Poprzednie jego pomysły wyrwały mnie z butów. Księga apokryfów jest trochę inna, bo jest zbiorem króciutkich opowiadań inspirowanych różnymi znanymi wątkami, w których autor głównie narzeka na kondycję moralną ludzi. Ale robi to tak, że cały malutki tomik to złoto jest!
Opowiadanka te nawiązują do rożnych historii. Większość do filozofii starożytnej, postaci takich jak Archimedes czy Arystoteles, do historii państwa Rzymskiego czy nawet postaci i wydarzeń biblijnych. Ale pod koniec są także inspiracje nieco bardziej współczesne, jak Don Juan czy Hamlet.
📖 Żart z morałem
Przeróżne te wątki stały się dla Čapka iskrą do żartobliwego skomentowania np. wybierania dziesięciu sprawiedliwych z Sodomy i Gomory, czy zabawnych komentarzy żołnierzy greckich tuż przed atakiem na Troję. Albo legionistów Rzymskich spierających się przy winie o szczegóły dotyczące rożnych kampanii wojennych.
Generalnie, mimo lekkiego tonu tych przypowiastek, ich przesłanie jest ciężkawe. Čapek raczej nie ma wysokiego mniemania o ludziach. Są kłótliwi, żądni władzy i bogactw, uparci i zamknięci na innych, pyszni, dufni i w ogóle same przywary. To wszystko opisuje Księga Apokryfów, tylko nie wprost, a za pomocą historyjek z morałem, albo drugim dnem.
Te historyjki są ciekawe także dlatego, że Čapek próbuje nadać swoim historiom przyziemny charakter. Bohaterowie rozmawiają o codziennych sprawach i zwykłych rzeczach. Żony kłócą się z mężami, albo krzyczą na nich za ich postępowanie. Jak żona właściciela pewnej stajni w Betlejem, który przyjął pod dach parę nieznajomych włóczęgów, w tym kobietę w zaawansowanej ciąży. Jeszcze zacznie rodzić i będą kłopoty…
📖 Nowe spojrzenie
Čapek umie odkryć na nowo ograne tematy. Opisuje je oczami jakiejś postaci, nadaje konkretny punkt widzenia. To odświeżające podejście. Do tego pisarz robi to w absolutnie minimalistyczny acz kompletny sposób. Każdy tekst jest zupełną całością, mimo że mieści się na maksymalnie kilku stronach.
Księga apokryfów zawiera historyjki pisane w latach 1920 – 1938. Wydawnictwo było tak miłe, że przy każdym tekście podało także datę jego powstania. Ciekawe to dzieł(k)o i inspirujące. Impulsywnie wzięłam je z półki w bibliotece. Okazało się, że tym razem intuicja mnie nie zawiodła.
Książki Čapka biorę w ciemno! Poprzednie jego pomysły wyrwały mnie z butów. Księga apokryfów jest trochę inna, bo jest zbiorem króciutkich opowiadań inspirowanych różnymi znanymi wątkami, w których autor głównie narzeka na kondycję moralną ludzi. Ale robi to tak, że cały malutki tomik to złoto jest!
Opowiadanka te nawiązują do rożnych historii. Większość do filozofii...
2023-11-22
Świat na krawędzi wpadł mi w oko przypadkiem. Osiedlowa biblioteka wrzuciła zdjęcie tej książki na Insta, a mnie do wywiadów zachęcać nie trzeba. Szczególnie, że to rozmowa z Lemem, jednym z moich ulubionych pisarzy. Wspaniały to człowiek i twórca. Coraz mniej takich “robią”.
Treść jest podzielona na rozdziały tematyczne. Na początku Lem opowiada o swojej młodości, wspomina wojnę, choć robi to niechętnie. Jego życie jest już zresztą opisywane w innych książkach, m.in. biografii Orlińskiego.
🗺️ Świat na krawędzi
Natomiast później zaczyna być ciekawiej, bo Fiałkowski wyciąga z Lema poglądy na różne aktualnie emocjonujące tematy. Na to czekałam, na to liczyłam, bo autor ten ma niezwykłe i rzadko spotykane realistyczne podejście do rzeczywistości. Nie dawał się zbałamucić pierdołami. Umiał wyłuskiwać z szumu informacyjnego clue zagadnienia. Ja to bardzo szanuję, bo to trudna umiejętność.
W ogóle Świat na krawędzi jest tym bardziej ciekawy, że rozmowy te odbyły się w 2000 roku. Można więc ocenić i docenić wiedzę Lema z perspektywy ponad dwudziestu lat. Miał bardzo szerokie horyzonty i potrafił stawiać trafne choć ogólne teorie odnośnie przyszłości.
🗺️ Optysemista
Jak się okazuje Lem był pesymistą jeśli chodzi o internet. Uważał, że większość ludzi jest głupia i w ogóle ludzkość głupieje, a światem rządzi entropia. Np. telewizji nie oglądał od lat, bo ogłupia właśnie. Co ciekawe, był zwolennikiem kary śmierci i w ogóle niektóre poglądy miał dość radykalne, np. co do detabuizacji niektórych tematów tj. pornografia.
Na pytanie Fiałkowskiego o realne możliwości eskapistyczne w razie katastrofy, wziął pod uwagę coś, o czym wcześniej nie myślałam. Lem stwierdził, że pomijając kwestie technologiczne, ucieczka np. na Marsa przekracza możliwości ludzkości pod kątem ekonomicznym. Najzwyczajniej ludzi nie byłoby stać na budowę statków i transport takiego ładunku na inną planetę. W sumie jak się nad tym zastanowić, to chyba pierwszy raz spotkałam się z tak praktycznym i kompletnym spojrzeniem na to zagadnienie.
W ogóle Lem praktycznie patrzył na wszystko. Wiedział doskonale, że świat i człowiek są to twory nieprawdopodobnie skomplikowane. Nie da się więc łatwo wyjaśnić jak coś działa, albo dlaczego potrzebujemy snu, czy jak powstają niektóre choroby. To dawało mu odporność na teorie spiskowe i bullshit wciskany przez media.
🗺️ Ślad węglowy i inne tematy
W pewnym momencie rozmowa wchodzi na tematy ekologii i znów można docenić praktyczne podejście autora Solaris. Lem opowiada o śladzie węglowym różnych rodzajów elektrowni, węglowych, nuklearnych, wiatrowych czy słonecznych. Tłumaczy na przykładach, że te dwie ostatnie, dzisiaj promowane jako ekologiczne, nie do końca takie są. Choć są bezpieczne dla powietrza to produkują ogromne ilości śmieci, bo czas ich eksploatacji jest relatywnie krótki. To są aspekty, które w dzisiejszej komunikacji zupełnie się pomija.
Rozmawiają też o wielu innych tematach. O aktualnej dla 2000 roku o wojnie w Czeczenii. Nawiasem mówiąc, gdzieś wcześniej Lem sam z siebie wspomina, że Ukraina jest ważna z punktu widzenia polskiej niepodległości. Dwadzieścia lat temu…
🗺️ Nowy czy nieśmiertelny?
Dużo też jest mowy o biotechnologii o tym, jakie w przyszłości może nieść zagrożenia. Sporo jest o klonowaniu, dążeniach do nieśmiertelności i czy osiągniecie jej jest w ogóle możliwe. Albo o wymienianiu poszczególnych organów na lepsze i wielu innych około medycznych tematach. Nic dziwnego zresztą, skoro Lem miał wykształcenie medyczne.
Szanuję to, że autor był świadomy swojego etapu. Powiedział nawet, że “ten świat opuścić nie bez ulgi i z uczuciem rozczarowania”. Ja się właściwie już teraz mogę z tym zgodzić. Można nosić różowe okulary, ale gdy się je zdejmie, szary kolor rzeczywistości przygnębia podwójnie. Zapewne stąd wziął się tytuł tej książki.
Świat na krawędzi jest rozmową dwóch ciekawych ludzi twardo stąpających po ziemi. Lem daje się poznać lepiej jako praktyk, umiarkowany pesymista, realista i człowiek o własnym zdaniu podbudowanym ogromną wiedzą. Książka must read dla każdego jego fana.
Świat na krawędzi wpadł mi w oko przypadkiem. Osiedlowa biblioteka wrzuciła zdjęcie tej książki na Insta, a mnie do wywiadów zachęcać nie trzeba. Szczególnie, że to rozmowa z Lemem, jednym z moich ulubionych pisarzy. Wspaniały to człowiek i twórca. Coraz mniej takich “robią”.
Treść jest podzielona na rozdziały tematyczne. Na początku Lem opowiada o swojej młodości,...
2023-11-15
Coetzee staje się moim ulubionym pisarzem. Jak on składa słowa! Choć akurat Wiek żelaza to nie będzie moja najulubieńsza książka.
RPA, lata ’80. Starsza kobieta opisuje swoje życie w formie listu do dawno niewidzianej córki, która wyniosła się na inny kontynent. Pisze o codzienności w tym niebezpiecznym kraju, tym co widzi w telewizji, jak ją denerwują politycy i to co się dzieje dookoła.
🌍Czasy apartheidu
Rzeczywistość w RPA dla białych osadników nie jest jakoś wybitnie przyjemna. Bezimienna bohaterka opisuje m.in. włamanie do jej domu. Rabusie zabrali ile mogli, a całą resztę zwyczajnie zniszczyli. Oto sprawiedliwość społeczna w ich rozumieniu. Ale biali nie są lepsi, ciężko pracowali na nienawiść wśród czarnoskórej ludności.
Kobieta przypadkiem jest także świadkiem nieuzasadnionych ataków skrajnej agresji na czarnoskórych. To wszystko doprowadza ją do skrajnych emocji. Czuje bezsilność, złość, chęć pomocy, osamotnienie… Dodatkowo ważny jest fakt, że narratorka wie, że umiera na raka. Jest słaba i samotna, nie licząc włóczęgi, którego właściwie przygarnęła.
Wiek żelaza nie jest to historia, którą czyta się wygodnie. Rozkminy starszej, umierającej kobiety są przytłaczające i tchną bezradnością wobec brutalności otaczającego świata.
🌍 Quo vadis świecie?
Ale to nie jest książka tylko o rozliczaniu starej kobiety ze swoim życiem. W moim odczuciu Coetzee zadaje przez nią pytanie, dokąd zaprowadzi nas dzisiejsza rzeczywistość. Wiek żelaza to czas, w którym ludzie muszą być bezwzględni, twardzi jak żelazo. To też wiek, w którym dzieci przejmują pałeczkę walki o lepsze od swoich rodziców i robią to umierając. Szczególnie w RPA.
Niestety dzieci jeszcze nie wiedzą, co będzie na dłuższą metę dobre. Uzbrajają się w okrucieństwo i bezwzględność. Nie liczą się z niczym, a już najbardziej nie liczą się z osobami starszymi. Martwi to główną bohaterkę, bo skoro nie szanują doświadczenia innych, to czy będą w stanie szanować cokolwiek?
🌍 Sprawiedliwość społeczna
Jest tu też wątek niezbyt zawoalowanej nienawiści obydwu stron. Czarnoskórzy zachowują się wyzywająco w stosunku do starej białej kobiety, będącej idealnym celem do zemsty za ich bezradność wobec rzeczywistości – okrutnej polityki Afrykanerów, którzy każą policji strzelać nawet do dzieci.
Bohaterka słusznie czuje się wykorzystywana. Ci którzy to robią, czują, że mają do tego prawo w imię sprawiedliwości społecznej. Oskarżają staruszkę, jakby to ona była winna, albo jakby mogła jakoś naprawić ten świat. Nikt nie chce wnikać w to, co jest słuszne i sprawiedliwe. Ludźmi rządzi gniew i strach.
Wiek żelaza to nie jest ani ładna ani łatwa książka. Wiele tu przemyśleń na temat problemów społecznych południowej Afryki. Podejrzewam, że niektóre są wciąż aktualne, mimo że Coetzee napisał ją w latach ‘80.
Na pewno aktualne są te, które dotyczą “brzemienia białego człowieka” i jego skutków jaskrawo widocznych w krajach jak RPA. Warto jednak po to sięgnąć, bo autor jest mistrzem słowa. Nie ma wielu pisarzy, którzy umieją tak pisać o niezwykle skomplikowanych i delikatnych problemach.
Coetzee staje się moim ulubionym pisarzem. Jak on składa słowa! Choć akurat Wiek żelaza to nie będzie moja najulubieńsza książka.
RPA, lata ’80. Starsza kobieta opisuje swoje życie w formie listu do dawno niewidzianej córki, która wyniosła się na inny kontynent. Pisze o codzienności w tym niebezpiecznym kraju, tym co widzi w telewizji, jak ją denerwują politycy i to co...
2023-10-24
Serial oglądałam już jakiś czas temu. Książkę przeczytałam dopiero teraz. I nawet się cieszę, że trochę odczekałam i zapomniałam fabułę, bo okazało się, że Gambit królowej w wersji serialowej jest dość wierną ekranizacją książki, poza niektórymi elementami bliżej końca. Czytając to teraz miałam momentami uczucie deja vu.
Lubię szachy. To niesamowita gra z ogromem możliwości. Jeszcze bardziej lubię wygrywać w szachy. Dobrze rozumiem, co czuła Beth Harmon, gdy pokonywała kolejnych przeciwników. Ale sama gra to nie jest jedyny, ani może nawet najważniejszy wątek książki. Gambit królowej oferuje o wiele więcej.
♟️ Zimna wojna i zielone pigułki
Akcja dzieje się w nieokreślonym dokładnie czasie, ale wywnioskować można, że osadzona jest w latach zimnej wojny pomiędzy USA i Rosją. Specyficzny to był okres. Dzieci w niektórych sierocińcach dostawały codziennie leki uspokajające i uzależniały się (tu można przeczytać o tym więcej). Dokładnie jak Beth, która trafiła do takiej placówki po śmierci swojej matki w wypadku.
Dziewczynka przypadkiem trafia na szachy rozstawione w kotłowni, u woźnego. Namawia go, żeby nauczył ją zasad. Od tego się zaczyna. A po krótkim czasie okazuje się, że ośmiolatka ma niewiarygodny talent oraz zapał do nauki. Godzinami potrafi grać ze sobą, w myślach przestawiając zwizualizowane pionki.
Na szczęście jest obok niej kilku dorosłych, którzy w nią wierzą i pozwalają Beth rozwinąć skrzydła. Efektem są zaproszenia na pierwsze turnieje, w których spektakularne wygrane otwierają dziewczynie drzwi do wielkiego świata szachów.
♟️ Męski świat
Szachy i niewiarygodny talent dziecka to główny wątek książki Gambit królowej. Jest tam także jego mroczna strona. Dziecko jest uzależnione od tabletek uspokajających, które na równi jej pomagają zmagać się ze stresem związanym z graniem z często o wiele starszymi mężczyznami, jak i niszczą, gdy bierze ich zbyt wiele. Później dziewczyna uzależnia się także od alkoholu.
To, że gra z mężczyznami jest ważne. Raz, że takie to były czasy – kobiety nadal miały mniejszą wolność społeczną. A dwa, że świat szachowy należał właściwie w całości do mężczyzn. Ona wkroczyła do niego jako dziecko i już wtedy rywalizowała na równi z innymi jego członkami. Czuła się tam intruzem, dlatego tabletki i alkohol uwalniający supeł stresu w brzuchu to istotny wątek. Na szczęście autor sztucznie go nie podbija. Jest on widoczny i znaczący, ale nie przejaskrawiony. Beth nie staje się symbolem walki o prawa kobiet, czy utraconych przez używki szans.
♟️ Stereotyp dziewczynki
Tevis wyzwala dziewczynę spod stereotypowego wizerunku dzierlatki. Beth wie czego chce i nie są to głupawe ploteczki z koleżankami, ani pierwsze flirty z chłopakami. Chce wygrywać w szachy i przy okazji zarabiać pieniądze. Prawie wszystko co robi, jest skupione na osiągnięciu tego celu. To dość niezwykłe podejście jak na młodą dziewczynę i bardzo mi się podoba taka bohaterka. Nawet bardziej, jeśli nie jest idealna.
Podobają mi się też bohaterzy męscy, którzy uczą ją wszystkiego co sami umieją, bo widzą w niej talent. Lubię gdy faceci potrafią jakoś sobie poradzić z tym, że kobieta może być od nich lepsza. W książce oddają całą swoją wiedzę, żeby jej pomóc niezależnie od tego, czy mają nadzieję osiągnąć jeszcze inne cele.
A Beth jak modliszka zjada kolejnych mężczyzn, którzy mogą jej jakoś pomóc w szachach. Wszystko i wszystkich traktuje przedmiotowo. Dopiero później dojrzewa do tego, żeby docenić i budować dobre relacje z innymi ludźmi.
♟️ Czy trzeba umieć w szachy?
Gambit królowej to nazwa własna zagrywki szachowej, naturalnie więc, że w książce o takim tytule będzie dużo szczegółowych opisów gry. Natomiast nie ma się co ich bać, nie trzeba ich rozumieć, ani rozgryzać. Można je “przelatywać” wzrokiem. Serio, nikt nie sprawdzi. Wystarczy wczuć się w emocje bohaterki, a te są napięte.
Natomiast przy okazji opisów poszczególnych partii warto zwrócić uwagę, jak Walter Tevis opisuje skupienie Beth. Świetnie, plastycznie i nie nudno. Moim zdaniem to jedne z najlepszych w literaturze opisów stanu flow, w którym zapomina się o wszystkim poza tym, co właśnie robimy.
Ostatecznie Gambit królowej to wielowątkowa powieść o samotności utalentowanej osoby, która ma hiper wysokie ambicje i której “przydarzyło się być kobietą” w nie do końca sprzyjających czasach. Książka to świetna i wciągająca, dająca do myślenia na temat tego, jak wiele pracy i wysiłku trzeba włożyć, żeby robić coś na poważnie i wygrywać. I to nie tylko wysiłku umysłowego. Odporność psychiczna i wytrzymałość fizyczna także mają duże znaczenie. Sam talent nie wystarczy i można łatwo go zniszczyć.
Serial oglądałam już jakiś czas temu. Książkę przeczytałam dopiero teraz. I nawet się cieszę, że trochę odczekałam i zapomniałam fabułę, bo okazało się, że Gambit królowej w wersji serialowej jest dość wierną ekranizacją książki, poza niektórymi elementami bliżej końca. Czytając to teraz miałam momentami uczucie deja vu.
Lubię szachy. To niesamowita gra z ogromem...
2023-09-27
Z potrzeby chwili sięgnęłam po najstarszą książkę z działkowej biblioteczki u znajomych. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę. Martin Eden wciągnął mnie bardzo i pozostawił za sobą ślad, bo jest o temacie mi bliskim, czyli próbach wskoczenia o oczko wyżej w hierarchii społecznej.
Martin Eden to młody, dwudziestoletni chłopak, prosty żeglarz, który wiele wypraw miał za sobą. Był ambitny i inteligentny. Przez totalny przypadek trafia na kolację do klasy wyższej, ponieważ obronił członka pewnej rodziny przed napaścią.
Podczas tej kolacji chłopak przechodzi szok. Porównując się do nich, uświadamia sobie dzielącą ich przepaść wiedzy i obycia. Onieśmiela go to, ale tylko początkowo. Tam też poznaje Ruth. Córka bogaczy oszałamia go, bo nigdy do tej pory nie spotkał takich kobiet – wykształconych i nie zniszczonych pracą. Jest dla niego synonimem szczęśliwego życia w raju. Postanawia, że zrobi absolutnie wszystko, żeby ją zdobyć.
⛵ Życie jak w książkach
W ogóle całe to spotkanie jest momentem przełomowym dla Martina. Chłopak poczuł się jak postać z książek, które czytał i było to dla niego tak urzekające, że zapragnął zasypać przepaść swoich braków. Wiedział, że ma wiele do zrobienia i mało czasu.
Zaczyna więc stalkować dziewczynę, chodzić wszędzie go ona może być oraz szaleńczo uczyć się nowych rzeczy, żeby nie odstawać od jej towarzystwa. Przekonuje się, że musi zadbać o swój schludny wygląd i czystość zewnętrzną jak i wewnętrzną. Martin czuje, że wszystko jest ze sobą połączone.
⛵ Być pisarzem
Swojemu zadaniu poświęca wszystkie siły, więc nie pracuje. Wkrótce kończą mu się oszczędności, co sprawia, że znów wsiada na statek. I tam następuje kolejny przełom. Martin Eden wymyśla, że będzie pisarzem, bo tylko tak będzie w stanie zarabiać na swoje utrzymanie bez wypływania na długie rejsy. Oraz, co może ważniejsze, pisarstwo widzi jako przepustkę do akceptacji małżeństwa przez rodziców Ruth.
Zabiera się więc z ogromną energią za szlifowanie swojego warsztatu literackiego, czytanie oraz poznawanie świata od strony teoretycznej. Uczy się o ewolucji, biologii, filozofii, ekonomii i polityce. Oraz wysyła swoje teksty do wszelkich czasopism licząc na zarobek. To wszystko otwiera mu oczy i zasadniczo go zmienia wyłaniając prawdę o świecie, który na pierwszy rzut oka wydawał się rajem.
⛵ Pochodzenie ma znaczenie
Podobało mi się to, że Martin Eden nie wstydził się swojego pochodzenia. Wręcz przeciwnie. Po poznaniu ludzi elit zaczyna nimi gardzić, widząc jaki poziom sobą reprezentują. Kiedyś myślał, że wszyscy ludzie z “towarzystwa” są półbogami. Teraz dowiedział się, że jest zupełnie na odwrót.
Podobało mi się także to, że London wprost pisze, że trudno jest przeskoczyć w hierarchii społecznej ludziom biednym, bo po całodziennej pracy trudno jest nawet myśleć. Najlepszym tego dowodem jest epizod tytułowego bohatera, w którym musiał zarobić na życie i zatrudnił się w pralni. Ciężka fizyczna praca po kilkanaście godzin dziennie wyczerpywała go tak, że nie miał sił nawet na czytanie.
London ustami Edena długo i często rozkminia na temat różnic pomiędzy klasą pracująca a bogatą arystokracją i te porównania nie wypadają dobrze dla tych drugich. Opisuje emocje i niezniszczalną pewność swojej nieomylności nuworysza, która przechodzi w spokojną pewność siebie, wraz z coraz większym doświadczeniem, ogólną wiedzą i rozumieniem szerszego kontekstu.
⛵ Budzenie się świadomości społecznej
Ta książka opisuje proces budzenia się świadomości siebie w świecie, włączania skilla myślenia abstrakcyjnego, przepoczwarzania się człowieka pracy w człowieka obytego, znającego także teorię życia, a nie samą praktykę przetrwania. To także jest historia o tym, jak trudno wskoczyć o oczko wyżej w hierarchii społecznej, gdy brakuje pieniędzy.
Ogólnie jest to świetna opowieść, nawet jeśli dzisiaj styl Londona lekko tchnie grafomanią. Autor długo i szczegółowo opisuje fazy cielęcego zachwytu nad Ruth i tym co sobą reprezentuje. W detalach poznajemy także silną potrzebę ulepszania siebie, żeby dołączyć do mitologizowanego w głowie wizerunku „życia elit”. W pewnym momencie zaczęłam te opisy tylko przebiegać wzrokiem, byle szybciej dowiedzieć się do jakich wniosków dojdzie głównym bohater.
⛵ Czy warto było szaleć tak?
Ostatecznie okazuje się, że zanim zacznie się działać, należy się zastanowić, czy na pewno warto wkładać taki wysiłek w osiągnięcie celu. Martin Eden nie znalazł tego, czego szukał, bo ludzie okazali się tylko ludźmi. A im lepiej poznawał tych usytuowanych, tym większą odczuwał niechęć do nich i do tego, jak zbudowany jest świat.
Dzisiaj ta książka traci trochę ze swojej mocy, bo rzeczywistość wygląda nieco inaczej niż na początku XX wieku. Pozostawiła we mnie jednak przekonanie, że warto poszerzać swoje horyzonty, tylko nie za wszelką cenę, bo może się ona okazać za wysoka, a efekt nie wart włożonego wysiłku.
Z potrzeby chwili sięgnęłam po najstarszą książkę z działkowej biblioteczki u znajomych. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę. Martin Eden wciągnął mnie bardzo i pozostawił za sobą ślad, bo jest o temacie mi bliskim, czyli próbach wskoczenia o oczko wyżej w hierarchii społecznej.
Martin Eden to młody, dwudziestoletni chłopak, prosty żeglarz, który wiele wypraw miał...
2023-09-24
Nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po Asimova. Ja, Robot na pewno stanie na półce wśród moich ulubionych sci-fi. Książka jest tym bardziej ciekawa, że jest o sztucznej inteligencji, czyli temacie bardzo na czasie w 2023 roku.
To jest niby tom opowiadań, ale spięty bardzo sprytną klamrą. Dzięki niej wszystkie te historie łączą się i dotyczą poniekąd tego samego świata – jak w tytule – robotów i sztucznej inteligencji stworzonych przez firmę U.S. Robots.
🤖 Wywiad rzeka
Ja, Robot jest napisany jako wywiad rzeka z pewną emerytowaną robopsycholożką wiele lat pracującą dla wspomnianej firmy. Kobieta opowiada o najciekawszych i najtrudniejszych przypadkach, z którymi miała do czynienia. Niektóre z tych historii dają do myślenia. Nie powiem, Asimov miał ciekawe pomysły.
Mamy więc robota – opiekuna dla dziecka, którego nie lubi ich matka, bo uważa że dziecko powinno mieć żywych przyjaciół. Mamy też wszelkiej maści roboty – myślicieli. Jest filozof, który na podstawie zbyt małej ilości danych zaczyna szurać. Dochodzi do wniosku, że ludzie nie mogli go stworzyć i kreuje swoją własną wizję boga.
🤖 Prawa robotyki
W pierwszej historii wyjaśnione są trzy prawa robotyki Asimova i to jest w ogóle ciekawy wątek, bo w zmodyfikowanej formie one są faktycznie dzisiaj używane do programowania robotów (źródło). Każde z tych opowiadań w pewien sposób tych praw dotyczy.
Asimov opowiada na przykład historię robota, któremu w tajemnicy zmodyfikowano pierwsze prawo mówiące o tym, że robot nie może wyrządzić krzywdy człowiekowi także przez brak reakcji. Po modyfikacji i niefortunnej serii zbiegów okoliczności maszyna ta zaczyna się ukrywać i jest o krok od złamania tego prawa.
Jest też robot, który wskutek błędu zaczyna czytać w myślach oraz taki, który jest super mózgiem, ale zawiesza się przy w sytuacji, gdy musi analizować proces sprzeczny z pierwszym prawem. Albo inny super mózg regulujący ekonomię całej planety, który czasami ma pewne negatywne wahnięcia i U.S. Robots zastanawiają się skąd one wynikają.
🤖 Ludzie i roboty
Ja, Robot to fascynująca i świetna książka. Oprócz samych oryginalnych historii (wydanych po raz pierwszy w 1942 roku, czyli ponad osiemdziesiąt lat temu!) mnóstwo jest przeróżnych smaczków. Raz, że są prawa robotyki, które w pewien sposób narzuciły swoją wizję także nauce w rzeczywistości, ale jest tam tego więcej.
Asimov np. tłumaczy jak się debuguje błędy w kodzie, albo wykorzystuje charaktery dwóch bohaterów testujących prototypowe roboty, żeby podkreślić, że ludzie mają do myślących maszyn różne nastawienie. Niektórzy po prostu rozumieją, jak one działają i że myślą algorytmami. Inni mimo tej wiedzy kierują się emocjami i odczuwają nieokreślony lęk i niechęć.
To są problemy, z którymi zaczynamy mieć do czynienia w prawdziwym życiu, tylko póki co w mikro skali. Na rok 2023 jesteśmy jeszcze bardzo daleko od zbudowania prawdziwie świadomej sztucznej inteligencji.
Ja, Robot jest więc nie tylko wspaniałą książką. Może być też teoretycznym ćwiczeniem wyobraźni każdemu, kto zajmuje się zaawansowaną technologią.
Nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po Asimova. Ja, Robot na pewno stanie na półce wśród moich ulubionych sci-fi. Książka jest tym bardziej ciekawa, że jest o sztucznej inteligencji, czyli temacie bardzo na czasie w 2023 roku.
To jest niby tom opowiadań, ale spięty bardzo sprytną klamrą. Dzięki niej wszystkie te historie łączą się i dotyczą poniekąd tego...
2023-09-20
Książka Pod osłoną deszczu jest dokładnie typem opowieści jakie lubię u Jojo Moyes. Zakochałam się w lekkości i wiarygodności jej postaci. Moim zdaniem sekret pisarki polega właśnie na tworzeniu wspaniałych bohaterów. Wielowymiarowych, nieoczywistych, prawdziwych. Ludzi, którzy jak wszyscy zmagają się z życiem.
Tym razem autorka zabiera nas do dżdżystej Irlandii. Matka, której nie układa się w życiu wysyła tam swoją szesnastoletnią córkę, żeby spędziła trochę czasu ze swoimi dziadkami, których ledwie zna. Nastolatka nie jest zadowolona z zamiany Londynu na wieś, w której nic się nie dzieje, wiadomo.
☔ Czas leczy rany
Z biegiem czasu nastolatka poznaje lepiej swoją rodzinę i okazuje się, że Irlandia jednak zaczyna się jej podobać, a przebywanie z bliskimi powoli naprawia zerwane wiele lat temu relacje. Niby nic wyjątkowego, same oczywistości, historia jak wiele innych, a jednak także coś więcej.
Szanuję Moyes, że w jej książkach każdy znajdzie coś dla siebie. Opisywane postacie mają jakieś charaktery i znamy ich motywacje. Są tu i przemyślenia nastolatki, ale także jej matki oraz babki, starszej już kobiety, która wychowywała się w innych czasach.
☔ Opowieść o rodzinie
Trzy pokolenia kobiet pokazują jak zmieniało się podejście do życia przez ostatnich sto lat. Babka wychowana jeszcze w sztywnych, konserwatywnych warunkach, gdzie kobiety nie robiły wielu rzeczy, bo co by ludzie powiedzieli. Matka jest z generacji, której wolno było nieco więcej. Ma nieślubne dziecko i jakoś sobie radzi, chociaż z dala od rodzinnej posiadłości. Za to córka, to już zupełnie współczesne pokolenie osób, którym młodość i względne bogactwo daje podstawy do poczucia omnipotencji i przeświadczenia, że może dowolnie kształtować świat wokół siebie.
Problemy trzech bohaterek splatają się i obrazują niełatwe relacje rodzinne i problemy związane z trudnym dorastaniem, które czasem nawet mimo pewnego wieku nie jest zakończone.
☔ Duża historia
Autorka próbowała nadać na początku tej książki monumentalności jak w powieściach gotyckich. Myślałam, że dalej wydarzy się jakiś plot twist, który zmieni zupełnie fabułę. Jednak żadnego morderstwa nie było. Jedynie czasach popełniane błędy, silne emocje i próby nieudolnego radzenia sobie z nieprzyjazną rzeczywistością i efektami wcześniejszych decyzji bohaterów.
Pod osłoną deszczu to debiut książkowy Moyes i z perspektywy innych jej książek, uważam że bardzo dobry. Nie odstaje od jej pozostałych historii i jest bardzo miłą perspektywą kilku popołudni spędzonych w towarzystwie świata wykreowanego przez Moyes.
Książka Pod osłoną deszczu jest dokładnie typem opowieści jakie lubię u Jojo Moyes. Zakochałam się w lekkości i wiarygodności jej postaci. Moim zdaniem sekret pisarki polega właśnie na tworzeniu wspaniałych bohaterów. Wielowymiarowych, nieoczywistych, prawdziwych. Ludzi, którzy jak wszyscy zmagają się z życiem.
Tym razem autorka zabiera nas do dżdżystej Irlandii. Matka,...
2023-08-23
Książki Jojo Moyes do tej pory traktowałam jak pewniaki. Niestety Dwa dni w Paryżu sprawiły, że będę podchodzić ostrożniej. To nie jest długa powieść, jak sądziłam, tylko zbiór zbiór krótszych, lub dłuższych opowiadań. Czy ktoś o tym informuje na okładce? Nope. Gdybym książkę kupiła, a nie wypożyczyła, byłabym zła, bo liczyłam na pełnowymiarową historię.
Do tego tytułowe opowiadanie o samotnej dziewczynie, którą facet wystawił samą w Paryżu jest dość płytkie. Bohaterka mimo wielkich lęków natychmiast odnajduje się jakoś w sytuacji i oczywiście znajduje przystojnego adoratora. Autorka wykorzystuje mnóstwo stereotypów, postacie są płaskie i naiwne, a sama historia nie przekonuje do siebie. Trudno mi się to czytało, wszystko brzmiało sztucznie.
Co gorsza (a może nie?), niektóre z opowiadań mają o wiele lepsze pomysły niż ta pierwsza tytułowa historia. Są też lepiej napisane. Dwa dni w Paryżu jest tylko najdłuższe. Mam bardzo przykre podejrzenie, że te opowiadania zostały dopchane, żeby ilość stron się zgadzała i książka nie odstawała na półce rozmiarowo od innych. Najgorzej. Co ciekawe, w oryginalny wydaniu już sam tytuł wskazuje, że to zbiorcze wydanie opowiadań. Ale polski wydawca zdecydował inaczej… Shame.
🗼Moyes ogólnie dobrze pisze
Ogólnie lubię Jojo Moyes i w niektórych opowiadaniach z tego tomu widać to, za co ją cenię – autentyczność i pomysłowość. Pisarka umie oklepane schematy romantycznych historii podać oryginalnie. Niektóre bohaterki popełniają głupotki takie, że oczy się same przewracają. A jednak Moyes potrafi zrobić tak, żeby jakoś sensownie dojrzały, czegoś się nauczyły, albo zaskoczyć jakimś szczegółem fabuły.
Jak na przykład robi w zakończeniu opowiadania Między tweetami, w którym opowiada historię pewnego celebryty, któremu żona wymyśliła romans i stalkerkę, żeby pobudzić znów zainteresowanie mediów i który to pomysł nie kończy się dobrze. Z kolei w Butach z krokodylej skóry Moyes opowiada historię pomyłki torby z butami na siłowni, w której znajdują się Louboutiny. Szpilki te zaskakująco zmieniają życie bohaterki.
🗼Są przebłyski
Niezłe są też Pończochy o nieoczekiwanym efekcie matrymonialnym napadu na bank, oraz Trzynaście dni z Johnem C., czyli historia o znalezionym telefonie, w którym znalazczyni odkrywa pozamałżeński romans właścicielki i postanawia wejść w rolę kochanki. To opowiadanie byłoby jeszcze lepsze, gdyby się kleiło logicznie – dzisiaj już nikt chyba nie ma niezablokowanego pinem telefonu, więc niby jak bohaterka dostała się do wiadomości.
Reszta opowiadań nie ma za bardzo ani pomysłu, ani bohaterów, co sprawia, że Dwa dni w Paryżu stają się czytadłem, niespecjalnie spełniającym oczekiwania długiej i przyjemnej historii, przynajmniej na dwa wieczory, i w którą będzie można się w nią wczuć. Czyli tego, na co liczyłam po Moyes.
Książki Jojo Moyes do tej pory traktowałam jak pewniaki. Niestety Dwa dni w Paryżu sprawiły, że będę podchodzić ostrożniej. To nie jest długa powieść, jak sądziłam, tylko zbiór zbiór krótszych, lub dłuższych opowiadań. Czy ktoś o tym informuje na okładce? Nope. Gdybym książkę kupiła, a nie wypożyczyła, byłabym zła, bo liczyłam na pełnowymiarową historię.
Do tego tytułowe...
2023-08-20
Lewa ręka ciemności Ursuli Le Guin na pewno nie jest książką, która ma łatwy początek. Autorka rozpoczęła historię ciekawie, ale przez zbyt wiele szczegółów o świecie i bohaterach pierwsze dwadzieścia stron trzeba czytać w dużym skupieniu. Gubiłam się w wątkach i świecie, ale czytałam dalej, bo dręczyła mnie ciekawość. To książka, która jako jedna z pierwszych (1969) porusza problem seksualności odmiennej od binarnej.
Historię na planecie Gethen (inaczej Zima, bo panuje tam wieczny chłód) opisuje nam pewien “obcy” z Ziemi, który przyleciał tam, żeby zawrzeć z Zimianami współpracę. Trzeba się pilnować, bo Zimianie i Ziemianie to dwie różne rasy, a często są zestawiane obok siebie. Wystarczy nieuważnie spojrzeć, pominąć jedną literkę, przeczyta Zima jako Ziemia i wszystko się miesza.
🖖 Wymiana kulturalna
W każdym razie Ziemianom chodziło o wymianę kulturalną i handlową, pod ich patronatem jako planety koordynującej. Ziemianie mieli pokojowe zamiary i gotowi byli na przyjęcie zasad Zimian. Niestety dogadanie się nie było łatwe, ponieważ w tle toczyły się personalne rozgrywki zimnej planety oraz różnice nie do pogodzenia w zakresie seksualności, pod którą właściwie cały system Zimy był podporządkowany.
Jednym z powodów niechęci do współpracy była właśnie ta specyficzna seksualność “obcych” – Ziemian, byli stałopłciowi. Zimianie zaś byli zmiennopłciowi, hermafrodytami, tylko przez pewien okres przybierali określoną płeć. W pozostałym czasie byli, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, niebinarni.
Cały ich świat Le Guin urządziła pod seksualne instynkty, które były tak silne, że zapanowanie nad nimi było bardzo trudne. Ziemianie wzbudzali w nich strach i niechęć jako osoby stałopłciowe. Nazywano ich tam zboczeńcami. Taki to świat wymyśliła sobie Le Guin.
🖖 Political science fiction
Lewa ręka ciemności to właściwie kosmiczne political fiction, w którym akcją kierują polityczne zagrywki. Jednak szczegółowość świata oraz pogłębione (jak na tak krótką książkę) charaktery, pozwalają wniknąć w motywy poszczególnych postaci. Bohaterowie rozwijają się wraz z fabułą, a my śledzimy zmiany podejścia i otwieranie się na inność.
Jest to o tyle fajne, że autorka obróciła znaną nam sytuację i pokazała poniekąd punkt widzenia od drugiej strony. Le Guin stworzyła świat, w którym instynkty cielesne grają ważną rolę w urządzeniu rzeczywistości i we wszystkich decyzjach podejmowanych przez ludzi o takiej budowie.
Trzeba też przyznać, że po początkowych trudnościach w ogarnięciu sytuacji, książka wciąga. Gdy już wiadomo co i jak, przygoda Gethena z Ziemi jest fascynującą historią o poczuciu obowiązku, przyjaźni, tolerancji i otwieraniu się na innych.
🖖🖖🖖
Nawiasem mówiąc z lubimyczytać dowiedziałam się, że jest to czwarty tom cyklu w tym uniwersum. Ani na okładce, ani w książce nie było o tym ani jednej wzmianki….
Lewa ręka ciemności Ursuli Le Guin na pewno nie jest książką, która ma łatwy początek. Autorka rozpoczęła historię ciekawie, ale przez zbyt wiele szczegółów o świecie i bohaterach pierwsze dwadzieścia stron trzeba czytać w dużym skupieniu. Gubiłam się w wątkach i świecie, ale czytałam dalej, bo dręczyła mnie ciekawość. To książka, która jako jedna z pierwszych (1969)...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-23
Mam wielki sentyment do wokalu Nicka Cave dlatego do przeczytania jego debiutu książkowego nie trzeba mnie było namawiać. Gdy oślica ujrzała anioła to nie jest książka nowa. Po raz pierwszy wydana w 1989 roku, w Polsce także się już ukazała, nawet dwukrotnie. Artrage postanowiło ją wznowić po raz trzeci, tym razem wraz z odświeżeniem przekładu. Uważam, że udało się to znakomicie.
Trzeba przyznać, że Cave wybrał intrygującą historię na debiut. Książka jest stylizowana na wspomnienia, coś w stylu autobiografii powstałej tuż przed śmiercią narratora. Euchrid, bo tak się nazywa bohater, opisuje swoje traumatyczne życie w małej wsi gdzieś na końcu świata, gdzie nic nie dociera. Akcja osadzona jest w latach ‘30 i ‘40 w Stanach, tylko zamiast suszy jest deszcz.
🐴 Gdy oślica ujrzała anioła
Narrator, czyli niespełna trzydziestoletni chłopak, nie miał w życiu łatwo. Patologiczna rodzina to mało powiedziane. On sam niemowa, bity przez wszystkich dookoła. Świadomy wszystkiego i nawet na swój sposób inteligentny, choć przez brak właściwego otoczenia i wychowania upośledzony społecznie. Odrzucony i skrzywdzony przez świat w każdy sposób próbuje jakoś zająć się sobą. Nie chodzi do szkoły, biega po okolicznych lasach i łąkach i podgląda ludzi.
W pewnym momencie deszcz się kończy, a mieszkańcy miasteczka ten cud przypisują pewnej osobie. Jej losy splatają się przedziwnie z losami Euchrida. Tak miało być, zaiste.
🐴 Jak ptak malowany realizm magiczny
Przedziwna jest ta książka i w sumie nie wiem, co mam o niej sądzić. Podobała mi się i jednocześnie nie podobała. Wciągnęła mnie, a jednocześnie czytanie nie sprawiało przyjemności, bo historia jest dramatyczna. Na szczęście język nie jest patetyczny, więc historia nie brzmi sztucznie. Myślę, że duża zasługa w ym tłumacza. Zaiste.
Gdy oślica ujrzała anioła to połączenie Malowanego ptaka, Eddiego Geina i jeszcze tego filmu grozy klasy C pt. “Zły zakręt”. Do tego książka ma nastrój niesamowitości, na który składa się m.in. kilkuletni deszcz i dziwne wizje Euchrida, coraz dziwniejsze z biegiem fabuły, bo im dalej w książkę jest grubiej. I to wszystko skropione nutką religijnych uniesień motłochu w wymierzaniu sprawiedliwości tym, którzy grzeszą.
To na pewno nie jest książka dla osób wrażliwych na plastyczne opisy cierpienia zwierząt.
W blurbie piszą, że to książka o rozumieniu życia. Może. Ja jednak nie chcę jej w ogóle wyobrażać sobie pod kątem jakichkolwiek prawd życiowych, czy przesłań. Nie. To książka o tym, że zło rodzi zło.
Mam wielki sentyment do wokalu Nicka Cave dlatego do przeczytania jego debiutu książkowego nie trzeba mnie było namawiać. Gdy oślica ujrzała anioła to nie jest książka nowa. Po raz pierwszy wydana w 1989 roku, w Polsce także się już ukazała, nawet dwukrotnie. Artrage postanowiło ją wznowić po raz trzeci, tym razem wraz z odświeżeniem przekładu. Uważam, że udało się to...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-04
Książka pt. będzie gorzej ma opinię szokującej. Kilka osób wymieniało ten tytuł jako ważny dla nich z jakichś powodów, czy nawet wpływający na zmianę perspektywy życiowej. I faktycznie, Pelc napisał dzieło, które nie pozostawia czytelnika obojętnym, czy to pod względem samej fabuły, czy antykomunistycznego wydźwięku pomiędzy słowami. Bo …będzie gorzej można czytać przynajmniej na dwa sposoby.
Można przeczytać tę książkę tylko dla fabuły, jako zapis szaleństw młodego chłopaka, który dorastał w rodzinie bez miłości, za to z wymagającym i karzącym ojcem. Chłopaka, który w wieku siedemnastu lat ma dość dotychczasowego życia, któremu wydaje się, że los punka – pijaka i bumelanta jest o wiele ciekawszy i lepszy, niż los „zwykłego” obywatela.
🍻 Poza marginesem
Olin, bo tak się chłopak nazywa, nie umie odnaleźć się w świecie. Trafia na ludzi spoza marginesu społecznego, z którymi przeżywa wspólne problemy. Ich głównym celem jest upicie się, najlepiej za darmo i zaspokojenie młodzieńczego libido. To są codzienne priorytety i nie ma znaczenia, co trzeba “dać” w zamian, czy to będzie swoje ciało, czy może dusza.
Widzimy Olina jak wymiotuje pod siebie, sprzedaje się za pieniądze, bzyka się z kim popadnie i wielokrotnie ryzykuje życiem i zdrowiem. Jednocześnie jest tak bardzo spragniony miłości, że podkochuje się w każdej dziewczynie, która da mu odrobinę ciepła.
Chłopak systematycznie się stacza, aż w pewnym momencie ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Później wielokrotnie próbuje popełnić samobójstwo. Przed kim ucieka? On sam nie do końca wie. Wydaje mu się, że ucieka przed nudną codziennością, przed przymusową pracą, którą wmusza mu komunistyczna Czechosłowacja. Ucieka przed hipokryzją dorosłych, niemożliwością samostanowienia i spełniania marzeń. Ucieka przed wtłoczeniem w sztywny system.
W pewnym momencie robi się tak grubo, że byłoby naprawdę ciężko czytać o tej patologii, gdyby nie to, że wcale nie lubiłam bohaterów. Nie było mi ich specjalnie żal, nie współczułam im. Mieli dokładnie to, co chcieli, nawet jeśli ich decyzje wynikały z niedojrzałości, dziecięcych traum i właściwie nie były z ich winy.
🍻 …będzie gorzej
Później na szczęście widać, jak główny bohater się rozwija i dojrzewa. Olin szukał odpowiedzi życiowych, niestety nikt z kolegów od kieliszka nie umiał ich udzielić. Dwie pierwsze części przytaczają niewątpliwie emocjonujące wydarzenia, np. ściganie chłopaków za długie włosy i trochę zaowalowanych przemyśleń życiowych z tamtych czasów.
Natomiast to trzecia część jest najpoważniejsza i najbardziej przygnębiajaca. Olin już trochę przeszedł i nabrał mądrości, ale wybrał złą drogę na dochodzenie do prawd życiowych.
Widzimy chłopaka dwudziestoparoletniego, który jest zamknięty w ciele zniszczonym chlaniem, który próbuje myśleć, ale nie jest w stanie się skupić, bo świadomość odkleja się od rzeczywistości. Nie do końca wiadomo gdzie jest jawa, a gdzie sen. Ucieka z Czech i ciągle jest w podróży do swojego wymarzonego kraju – raju, gdzie nikt go nie będzie zmuszał do niczego.
🍻 Komunistyczna Czechosłowacja
W trzeciej części pojawiają się wyraźne rozkminy natury politycznej, zawoalowany żal do rodaków Olina za coś, trudno powiedzieć za co. Za brak pomocy? Znieczulicę? Brak odwagi na walkę z reżimem w imię demokracji?
…będzie gorzej to śmieszno straszna opowieść o zagubieniu, o potrzebie realizowania siebie, ale też o dorosłości i odpowiedzialności, jaką trzeba ponieść za swoje czyny i decyzje. To także historia o poszukiwaniu sensu życia w okrutnej, komunistycznej rzeczywistości, w której jest przymus pracy, a policja może wszystko.
Pelc pokazał depresyjną wizję świata, w którym zadaje pytania o to, czym jest wolność, lojalność, braterstwo. Autor pokazuje obraz podzielonego społeczeństwa, na tych co się bali, i tych co jakoś na swój sposób walczyli z nakazami reżimu.
🍻 To nie dokument
W przedmowie pada sugestia, że to jest swoisty dokument swojej epoki. Ale ja się z tym nie mogę do końca zgodzić. Pelc pokazuje tylko skrajny wycinek społeczeństwa. Owszem, jest to dość wiarygodny obraz, a jednak wciąż jednostronny.
Postacie Pelca są przesadzone i przestylizowane, zresztą cała książka jest tak napisana. Autor pisze brawurowo, bardzo wprost o szokujących momentami rzeczach. To nie jest książka, dla ludzi lubiących ładną literaturę. …będzie gorzej nie jest ładne, to dobra ale brzydka książka o brzydkich ludziach.
Książka pt. będzie gorzej ma opinię szokującej. Kilka osób wymieniało ten tytuł jako ważny dla nich z jakichś powodów, czy nawet wpływający na zmianę perspektywy życiowej. I faktycznie, Pelc napisał dzieło, które nie pozostawia czytelnika obojętnym, czy to pod względem samej fabuły, czy antykomunistycznego wydźwięku pomiędzy słowami. Bo …będzie gorzej można czytać...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-10
Nie wiem dlaczego, ale myślałam, że książka pt. Bohater o tysiącu twarzy jest o filozofii, a nie jest. Owszem, są to rozważania, ale na temat psychologii i roli mitu w budowie cywilizacji i społeczeństw. I przyznaję, zafascynowały mnie, bo nigdy wcześniej w ten sposób o mitach nie myślałam.
Campbell rozkłada na części pierwsze wszelkie mitologie oraz historie religijne i pokazuje schematy, na podstawie których są one zbudowane. Okazuje się, że wszystkie są w pewien sposób podobne i pomimo pewnych różnic, więcej w nich zgodności. Autor przekonuje, że te podobieństwa tworzą monomit, czyli (upraszczając) jedną historię w wielu wersjach, różniących się tylko pewnymi szczegółami, które nie wnoszą kategorycznych zmian dla ich znaczenia.
🦸♀️ Bohater o tysiącu twarzy
Autor tłumaczy symbolikę różnych wydarzeń i postaci jako elementów, dzięki którym jesteśmy w stanie lepiej rozumieć sami siebie i otaczający nas świat. Bohater o tysiącu twarzy to w pewien sposób książka zarówno o mitologii, jak i psychologii i storytellingu – na meta poziomie wyjaśnia, z jakich elementów powstaje opowieść. Żeby to zobrazować przytacza obszerny wybór cytatów m.in. z mitologii, Biblii i innych świętych ksiąg religijnych.
Campbell zestawia różne postaci m.in. Jezusa, Mahometa czy Buddę, i tłumaczy ogólny wzór, co sprawia, że faktycznie podobieństwa są wyraźne. Różnice zaś, jak autor twierdzi, są potrzebne, ponieważ lepiej dopasowują opowieść do różnych części świata. Nie ma jednej historii, która będzie pasowała wszystkim, bo ludzie sa różni także dzięki temu, gdzie mieszkają.
🦸♀️ Odrobina wysiłku
Książka dzieli się na dwie części. W pierwszej jest omówienie wypraw bohaterów i o ile ona jest dość przystępna, to druga, o cyklu kosmogonicznym, już nieco mniej. Trzeba włożyć więcej wysiłku w zrozumienie przesłania autora, ale nie wiem właściwie dlaczego odniosłam takie wrażenie. Może to tylko kwestia bardziej abstrakcyjnego tematu i obszerniejszych przykładów, które podaje Campbell, przez co trudniej złapać kontekst całości.
Ale warto trochę się postarać dla wszystkich smaczków. W jednym miejscu autor przytacza mitologię indyjską, która może pomóc odpowiedzieć na pytanie, co było pierwsze: jajko czy kura – wg świętych tekstów indyjskich świat na początku był niebytem, który przeobraził się w jajko.
🦸♀️ Funkcja mitów kiedyś i teraz
Choć autor przytacza wielu badaczy mitów i ich interpretacje ich funkcji, to sam przekonuje, że najważniejszą rolą mitów było ukazanie człowiekowi szerszej perspektywy jego własnego życia jako jednostki w całym społeczeństwie. Mity miały za zadanie przekonać człowieka, “że ma oparcie w innych”. Niestety wraz z rozwojem technologicznym pierwotna funkcja mitów się wypaliła. Świat zmienił się tak mocno, że ta formuła zwyczajnie przestała działać.
W epilogu znajdziemy świetne podsumowanie znaczenia mitologii obecnie. Campbell przekonuje, że niektóre z przekazywanych wzorców stały się nie tylko nieaktualne, ale też szkodliwe i że teraz to nie społeczeństwo powinno prowadzić bohatera, a odwrotnie, ale pamiętając przy tym, że wszystko jest jednym i każdy ma wszystko. Brzmi enigmatycznie, wiem. Żeby to dokładniej zrozumieć, najlepiej sięgnąć po książkę.
Nie wiem dlaczego, ale myślałam, że książka pt. Bohater o tysiącu twarzy jest o filozofii, a nie jest. Owszem, są to rozważania, ale na temat psychologii i roli mitu w budowie cywilizacji i społeczeństw. I przyznaję, zafascynowały mnie, bo nigdy wcześniej w ten sposób o mitach nie myślałam.
Campbell rozkłada na części pierwsze wszelkie mitologie oraz historie religijne i...
2023-03-22
We wstępie Wenus w futrze słusznie napisano, że historia opisana w tej książce nie ma większej głębi, spektakularnej formy czy stylu. Książka Leopolda von Sacher-Masocha jest ważna o tyle, że to pierwszy utwór odwołujący się do dewiacji seksualnej, nazwanej od nazwiska autora masochizmem.
Masochizm to znajdowanie podniety seksualnej w okrutnym traktowaniu przez partnera_kę, które prowadzi do psychicznych, a czasem także fizycznych cierpień. O tym jest właśnie ta książka.
🎠 Wenus i jej sługa
Sacher-Masoch opowiada o pewnym erotomanie gawędziarzu, Sewerynie, który spotyka na swojej drodze piękną kobietę otwartą na tyle, żeby spełnić jego pragnienia i go zdominować. On się w niej natychmiast zakochuje, a że jest facetem specyficznym – rodzajem bluszczu oplatającym partnerkę w całości – nie pozostawia nawet odrobiny miejsca dla siebie samego. Ani dla jej potrzeb i pragnień.
Wanda Dunajew, czyli cel atencji Seweryna, próbuje go stopować i wskazywać mu inne sposoby na dotarcie do jej serca. On jest jednak głuchy na jej sugestie i dalej skrajnie się poniża, oddając jej pełnię władzy nad sobą.
Niedługo później okazuje się, że gdy Wanda zaczyna wdrażać niektóre z zachowań, o których rozmawiali i się na nie zgodzili, Seweryn nie rozumie dlaczego ona jest aż tak bezwzględna. Ha! Kobieta ośmielona jego poddaństwem posuwa się coraz dalej. Po czym na sam koniec sytuacja zupełnie wymyka się spod kontroli i kończy się surową nauczką za jego pragnienia.
🎠 Czy lekarstwo istnieje?
Zakończenie historii jest w pewien sposób zachowawcze. Nie wiem, czy to rozsądek podyktował autorowi takie rozwiązanie tej sytuacji, która przecież odzwierciedlała jego pragnienia, czy faktycznie tylko tak drastyczne zakończenie tej toksycznej relacji mogło go odwieść od jego upodobań? A może tak naprawdę lekarstwo nie istnieje?
Nigdy się tego nie dowiemy, ale nawet nie ma takiej potrzeby. Wenus w futrze to książka-ciekawostka na niezbyt wysokim poziomie porównywalnym do Pamiętników Fanny Hill. Jest krótka, ale i tak przegadana. Można, ale nie trzeba.
We wstępie Wenus w futrze słusznie napisano, że historia opisana w tej książce nie ma większej głębi, spektakularnej formy czy stylu. Książka Leopolda von Sacher-Masocha jest ważna o tyle, że to pierwszy utwór odwołujący się do dewiacji seksualnej, nazwanej od nazwiska autora masochizmem.
Masochizm to znajdowanie podniety seksualnej w okrutnym traktowaniu przez...
2022-11-06
Wczoraj doczytałam do końca z obowiązku. Mam niestety tak, że za wszelką cenę staram się kończyć rozpoczęte lektury. Czasami ta zasada popłaca i to był ten przypadek. Warto było się trochę pomęczyć, bo końcówka zaskoczyła i wiele nadrobiła.
Wydawca pisze o tej książce, że to realizm magiczny. Pewnie tak. Ja się nie znam, choć dla mnie treść bardziej podpada pod pure nonsense. Wydarzenia opisywane przez głównego bohatera są surrealistyczne. To, że opis prowadzi on z pozycji pierwszej osoby także nie pomaga.
💥 Strumień świadomości
To, co Juan (tak ma na imię bohater) przeżywa z żoną, przypomina strumień świadomości, który jest bardzo pokręcony. Czasami nawet za bardzo, jak na mój gust. Łączy się to także ze zbytnim przegadaniem. Są momenty, że trudno się skupić na wątku.
Nie przepadam za nonsensem w żadnym wydaniu. Niestety zbyt mnie rozpraszają absurdalne skojarzenia i surrealistyczne połączenie historyjek, które mają przedziwne sploty i zwroty akcji. Nie umiem tak po prostu się cieszyć książką, bo mój mózg na siłę doszukuje się głębszych sensów.
💥 Koniec wiele wyjaśnia
Na szczęście im bliżej końca, tym wszystko wydaje się bardziej zrozumiałe. W niektórych miejscach nawet udało mi się doszukać jakiegoś głębszego sensu, przemyśleń dotyczących życia i jego nieuchronności oraz zachowania ludzi.
Natomiast koniec książki mnie bardzo zaskoczył i wyjaśnił przyczynę tych absurdów dziejących się w głowie narratora. Końcówka sprawia, że wszystko staje się zrozumiałe, ale nie będę tutaj zdradzać dokładnie, o co chodzi.
💥 Mroczna historia
Wczoraj jest książką nietypową, szczególnie, że pierwsze wydanie to 1935 rok. Autor wydaje się bawić absurdalnymi połączeniami kolejnych wydarzeń, ale na końcu okazuje się, że świat wykreowany przez Emara jest mroczny i w gruncie rzeczy tragiczny. Nawet wczorajsze wspomnienia mogą nie być tym, czym się wydają, że są.
Wczoraj doczytałam do końca z obowiązku. Mam niestety tak, że za wszelką cenę staram się kończyć rozpoczęte lektury. Czasami ta zasada popłaca i to był ten przypadek. Warto było się trochę pomęczyć, bo końcówka zaskoczyła i wiele nadrobiła.
Wydawca pisze o tej książce, że to realizm magiczny. Pewnie tak. Ja się nie znam, choć dla mnie treść bardziej podpada pod pure...
2022-05-29
Mafia i jej porachunki nigdy mnie jakoś nie interesowały, szczególnie te w Polsce. Książka pt. Pershing Król życia trafiła do mnie przypadkiem i pomyślałam, że w sumie, czemu nie. Miałam nadzieję, że może dowiem się z niej czegoś ciekawego i temat mnie zainteresuje. Niestety nie udało się to, chociaż Andrzej Kolikowski, zwany Pershingiem był ciekawą postacią.
Książka napisana przez Czerwińskiego i Szatkowskiego nie bardzo nadaje się do tego, żeby zainteresować się zjawiskiem polskiej mafii. Właściwie wręcz przeciwnie, zwięźle pokazuje, że słowo “mafia” było w wielu przypadkach używane na wyrost. To byli w większości pospolici bandyci, którzy poczuli bezkarność w latach po upadku PRL. W Polsce panował wtedy chaos, który sprzyjał bandyterce.
👑 Szeptana biografia
Jedną z takich osób żądnych przygód i szybkich pieniędzy był właśnie Kolikowski, zwany Pershingiem. Autorzy tego reportażu, bo to nie jest typowa biografia, próbują zebrać informacje od osób, które z nim przebywały, w związku z czym książka Pershing Król życia składa się głównie z fragmentów wywiadów przerywanych detalami od autorów.
Z tych puzzli dowiadujemy się, że Kolikowski był nieco inny niż większość ówczesnych bandziorów. Był gościem z pewną klasą i na poziomie. Dbał o swoich ludzi, umiał utrzymywać dobre relacje, był dobrym organizatorem i miał jakieś dalekosiężne plany, które miały opierać się nie tylko na przestępstwach.
👑 Mitologia mafii polskiej
Pershing został okrzyknięty szefem mafii pruszkowskiej, natomiast wedle autorów książki, taka organizacja właściwie nie istniała. Prasa wyolbrzymiła temat na potrzeby spragnionych sensacji czytelników brukowców i widzów popularnych programów TV. Temat był nośny, więc media wykorzystywały go aż do przesady, tworząc wręcz całą mitologię polskiej mafii, która jest głównie wymyślona i nijak się ma do rzeczywistości.
Choć sama tematyka jest ciekawa, to niestety jak na mój gust, formuła tej książki jest za bardzo chaotyczna. Autorzy chyba chcieli opisać wszystko od początku, ale tak zagmatwali, że trudno zorientować się co, kto i dlaczego. Fragmenty wywiadów przeplatają się z innymi wywiadami i notkami autorów. Wprawdzie chronologia jest mniej więcej zachowana, ale poboczne anegdoty rozbijają spójność, a ich krótkość nie sprzyja wciągnięciu się w temat.
👑 Portret z anegdotek
Trudno powiedzieć, co autorzy chcieli osiągnąć. Biorąc pod uwagę tytuł, czyli Pershing. Król życia, chcieli napisać biografię tego przestępcy. Jednak forma, której użyli, czyli spisanie bardzo luźno powiązanych ze sobą anegdot, nie spełniła tego celu. Otrzymaliśmy po prostu zbiór historyjek, które postać Pershinga opisują tylko mniej więcej i dość płytko.
Czy Pershing był królem życia? Być może. Niestety treść książki Czerwińskiego i Szatkowskiego niespecjalnie to potwierdza.
Mafia i jej porachunki nigdy mnie jakoś nie interesowały, szczególnie te w Polsce. Książka pt. Pershing Król życia trafiła do mnie przypadkiem i pomyślałam, że w sumie, czemu nie. Miałam nadzieję, że może dowiem się z niej czegoś ciekawego i temat mnie zainteresuje. Niestety nie udało się to, chociaż Andrzej Kolikowski, zwany Pershingiem był ciekawą postacią.
Książka...
Już od pierwszych stron Gdzie śpiewają raki wiedziałam, że to będzie standardowy wyciskacz łez. Ale OK. Takie książki też są fajne, pod warunkiem, że nie ma w nich grafomanii. Delia Owens na szczęście nie ma do niej skłonności, a opowiadana historia tchnie spokojnym klimatem niewielkiej amerykańskiej miejscowości z lat sześćdziesiątych.
Bagna, na których wszystko się dzieje, były niedaleko jednego z przybrzeżnych miasteczek Karoliny Północnej. Mieszkała na nich rodzina, której nie bardzo powodziło się w życiu. Wiecznie pijany ojciec awanturował się i zatruwał życie swojej żony i dzieci, aż pewnego dnia kobieta odeszła. Od bijącego ojca uciekają też po kolei dzieci. Zostaje tylko najmłodsza, pięcioletnia córka. Nikt jej ze sobą nie zabrał, a była za mała, żeby mieć odwagę na samodzielną decyzję.
Udaje się jej jakoś poukładać sobie powolutku życie, z dala od szkoły, cywilizacji i innych ludzi. Pewnego dnia odchodzi także ojciec. Kya od tego momentu jest zdana tylko na siebie.
🦂 Życie samotnika
Na szczęście los się do niej uśmiecha i w jej życiu niespodziewanie pojawia się towarzysz, kolega jej brata. Uczy ją czytać, pisać i liczyć oraz od czasu do czasu jej pomaga w innych rzeczach. Razem wędrują po mokradłach i poznają niezwykłą przyrodę otaczającą jej dom. Niestety szczęście nie trwa wiecznie. Gdy przyjaciel ją opuszcza, okazuje się, że samotność to jedyna pewna rzecz w jej życiu.
Później w jej świecie pojawia się inny chłopak, któremu udaje się zyskać jej zaufanie. Niestety choć początkowo wszystko wydaje się układać, okazuje się, że ją oszukiwał. Gdy prawda wychodzi na jaw i Chase próbuje ją zgwałcić, dziewczyna nie może czuć się bezpiecznie. Jednak niebawem Chase przestaje być zagrożeniem. W niewyjaśnionych okolicznościach spada ze starej wieży. Całe miasteczko jest przekonane, że to właśnie Kya go zabiła.
🦂 Wyciskacz łez
Owens wykorzystała w swojej opowieści emocjonującą historię wrażliwej dziewczynki, która dojrzewa w nieprzyjaznym otoczeniu i musi sobie jakoś radzić. Autorka używa uniwersalnych motywów zachowań ludzkich, uprzedzonych do inności i biedy.
Gdzie śpiewają raki to też książka o dogłębnej samotności i to wśród ludzi, o porzuceniu, i pocieszeniu, które daje życie blisko natury. Klimatem trochę przypomina mi Daisy Fay i cudotwórcę, czy Księcia przypływów. Pewnie przez ten specyficzny klimacik przybrzeżnych miejscowości amerykańskich w połowie XX wieku.
Ciekawa, emocjonująca historia, niespecjalnie wymagająca, w sam raz na kilka wieczorów spędzonych w towarzystwie rezolutnej dziewczyny, mającej niełatwe życie.
Już od pierwszych stron Gdzie śpiewają raki wiedziałam, że to będzie standardowy wyciskacz łez. Ale OK. Takie książki też są fajne, pod warunkiem, że nie ma w nich grafomanii. Delia Owens na szczęście nie ma do niej skłonności, a opowiadana historia tchnie spokojnym klimatem niewielkiej amerykańskiej miejscowości z lat sześćdziesiątych.
więcej Pokaż mimo toBagna, na których wszystko się...