-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyLiliana Więcek: „Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu wsparcia drugiego człowieka”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel34
Biblioteczka
Powieść z gatunku tych, podczas czytania których myślisz, że to właściwie średnio robi na tobie wrażenie - ale cały czas coś dziwnego brzęczy ci, zaczyna uwierać cię gdzieś, nie wiadomo gdzie; że wszystkie te środki stylistyczne są jak przyozdabianie sali balowej, w której nie będzie żadnego balu - ale niesamowicie cieszą oko i serce; że skończysz ją i po prostu odłożysz na półkę - ale jakoś tak nie odkładasz jej po prostu na półkę, jakoś tak zaczynasz trochę za nią tęsknić, a w dodatku coś każe ci siąść i o tym napisać.
Głównego bohatera nie trawiłam od samego początku do prawie samego końca (na końcu zrobiło mi się go żal), ale ci wszyscy inni... Pan Żulczyk posiada umiejętność tworzenia postaci poprzez opisanie ruchu, gestu, kształtu, tonu głosu czy sposobu smarkania, albo jednego dialogu, i momentalnie stają przed oczami jak żywi. Prawdziwi, bez żadnych ozdóbek.
Może nie oślepłam od tych świateł, ale mocno musiałam mrużyć oczy.
Powieść z gatunku tych, podczas czytania których myślisz, że to właściwie średnio robi na tobie wrażenie - ale cały czas coś dziwnego brzęczy ci, zaczyna uwierać cię gdzieś, nie wiadomo gdzie; że wszystkie te środki stylistyczne są jak przyozdabianie sali balowej, w której nie będzie żadnego balu - ale niesamowicie cieszą oko i serce; że skończysz ją i po prostu odłożysz na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po pierwsze, Columbine. Tyle w tej powieści szczegółów i szczególików tamtej strzelaniny, że zastanawiam się, czy to jeszcze inspiracja, czy już zwykłe, powodowane brakiem pomysłów ściąganie na siłę.
Po drugie, zaskakujące zakończenie? Nie wiem, co was w nim tak zaskoczyło - autorka od początku rzuca wiele mówiące haczyki.
Po trzecie, przesłodzony, niewiarygodny i w sumie niepotrzebny wątek ‘miłosny’ Alex i pewnego pana detektywa.
Po czwarte, stanowczo za mało Petera.
Po piąte, mogłabym wymienić jeszcze kilka wad tej książki, co nie zmienia faktu, że czytało mi się ją... fenomenalnie.
Nienawidzę czytać książek w wersji elektronicznej, szybko się wtedy męczę; tego pdfa (668 stron) połknęłabym na raz, gdybym nie musiała chodzić spać. Jak pani Picoult to zrobiła, nie mam zielonego pojęcia.
Nieczęsto sięgam po kobiecą literaturę, całe to miauczenie nad macierzyństwem samo w sobie przyprawia mnie o mdłości, ale tu w ogóle mi nie przeszkadzało, było dokładnie tam, gdzie być powinno.
Chyba najbardziej podobały mi się niezwykle interesujące i często naprawdę mocno chwytające za serce przemyślenia matki, której dziecko zostało mordercą: "Spojrzała uważniej na syna. Sprawiał wrażenie istoty z innego świata w tym krajobrazie przesyconym rześkim, chłodnym powietrzem. Jego rysy wydawały się zbyt delikatne na tle poszarpanych zboczy gór, widniejących w tle; jego skóra - bielsza nawet od śniegu. Nie pasuje do tego miejsca, pomyślała Lacy, i nagle dotarło do niej, że podobna refleksja nachodziła ją na widok Petera bez względu na to, gdzie się w danej chwili znajdował".
Po pierwsze, Columbine. Tyle w tej powieści szczegółów i szczególików tamtej strzelaniny, że zastanawiam się, czy to jeszcze inspiracja, czy już zwykłe, powodowane brakiem pomysłów ściąganie na siłę.
Po drugie, zaskakujące zakończenie? Nie wiem, co was w nim tak zaskoczyło - autorka od początku rzuca wiele mówiące haczyki.
Po trzecie, przesłodzony, niewiarygodny i w...
Podczas czytania "Ostatniej spowiedzi" usilnie próbowałam przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek w swoim życiu byłam na tyle, delikatnie mówiąc, naiwna, by łyknąć taką historyjkę. I muszę stwierdzić: nie. Ja naprawdę rozumiem, ja doskonale wiem, jak to jest mieć naście lat (całkiem niedawno sama byłam nastolatką), ale, na litość boską, nie. Próbowałam także przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek czytałam książkę, która zawierała tyle błędów stylistycznych. Odpowiedź również brzmi: nie. A czy znam jakiegoś autora, którego styl jest aż tak komicznie patetyczny i który swoich bohaterów skonstruował aż tak ułomnie? Nie. Chciałoby się rzec - zamilcz, kobieto, a tymczasem okazuje się, że powstały dwie kolejne części... NIE, NIE, NIE.
Podczas czytania "Ostatniej spowiedzi" usilnie próbowałam przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek w swoim życiu byłam na tyle, delikatnie mówiąc, naiwna, by łyknąć taką historyjkę. I muszę stwierdzić: nie. Ja naprawdę rozumiem, ja doskonale wiem, jak to jest mieć naście lat (całkiem niedawno sama byłam nastolatką), ale, na litość boską, nie. Próbowałam także przypomnieć sobie,...
więcej Pokaż mimo to