-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant25
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać424
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2024-04-22
2015
Interesujące spojrzenie na przywary sporej części polskiego społeczeństwa. Nie należy jednak zapominać, że praktycznie wszystkie opisane tu cechy można odnaleźć także u innych nacji - oczywiście w różnym natężeniu. Mam wrażenie, że Autor o tym zapomniał. No, ale niech mu tam. Jedni podróżują więcej, inni mniej. Mam to szczęście (?), że obecnie mieszkam w pewnym ładnym kraju pd.-zach. Europy i mogę powiedzieć, że kołtuństwa, złośliwości i zawiści tam mniej więcej tyle, co u nas. Demagogii i populizmu też. A co się tyczy naszych wschodnich sąsiadów, to o prawie każdym z nich można by napisać tomisko dwakroć grubsze niż "Polactwo" i jeszcze nie wyczerpałoby to tematyki postkomunistycznych patologii. Nie demonizujmy więc samych siebie. Na szczęście Pan Ziemkiewicz zdaje się to rozumieć i zaznacza, że nie utożsamia tytułowego "Polactwa" z Polakami jako ogółem. A ponieważ Autor dotyka spraw ważnych i pisze o nich ciekawie, więc od lektury niełatwo się oderwać.
Interesujące spojrzenie na przywary sporej części polskiego społeczeństwa. Nie należy jednak zapominać, że praktycznie wszystkie opisane tu cechy można odnaleźć także u innych nacji - oczywiście w różnym natężeniu. Mam wrażenie, że Autor o tym zapomniał. No, ale niech mu tam. Jedni podróżują więcej, inni mniej. Mam to szczęście (?), że obecnie mieszkam w pewnym ładnym kraju...
więcej mniej Pokaż mimo to2003
Aleksander Sołżenicyn (1918-2008) to niewątpliwie jeden z największych rosyjskich pisarzy XX wieku. Zarazem były więzień łagrów - ktoś, kto dobrze poznał, czym w praktyce był sowiecki komunizm. Po dwóch dekadach spędzonych na wygnaniu Autor przybywa do Rosji, by ze zgrozą oglądać opłakany stan, w jakim znalazła się jego ojczyzna. Odwiedzając najdalsze zakątki tego najrozleglejszego kraju świata, widzi głęboką degrengoladę materialną i duchową swojego kraju pod rządami alkoholika Jelcyna i innych byłych komunistycznych aparatczyków. Pan Sołżenicyn oddaje głos zwykłym, oszukanym ludziom. Tym, którzy kiedyś ciężko pracowali na rzecz swojego kraju i których na koniec liderzy cynicznie okradli z pieniędzy i złudzeń, a w najlepszym razie potraktowali jak niepotrzebną zawadę. W dalszej części książki Autor szuka recept, jak wyprowadzić Rosję z zastanej sytuacji. Przedstawia formy organizacji społeczeństwa ze schyłku czasów carskich (np. ziemstwa), ale też zastanawia się nad nowymi rozwiązaniami, biorąc pod uwagę bieżące położenie Rosji oraz specyfikę Rosjan jako narodu. Wzywa też do obrony praw mniejszości rosyjskiej w krajach, które uwolniły się spod sowieckiej dominacji. Interesująca lektura o Rosji sprzed dwóch dekad. A emocjonalny, potoczysty, jakże rosyjski styl Sołżenicyna sprawia, że trudno się od niej oderwać.
Aleksander Sołżenicyn (1918-2008) to niewątpliwie jeden z największych rosyjskich pisarzy XX wieku. Zarazem były więzień łagrów - ktoś, kto dobrze poznał, czym w praktyce był sowiecki komunizm. Po dwóch dekadach spędzonych na wygnaniu Autor przybywa do Rosji, by ze zgrozą oglądać opłakany stan, w jakim znalazła się jego ojczyzna. Odwiedzając najdalsze zakątki tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2002
2023-10-24
2017-08-09
Orwell jako bezdomny włóczęga i dorywczy zbieracz chmielu? A jednak niniejszy zbiór esejów zaczyna się relacją z tego okresu życia Autora. Dalej znajdujemy eseje poświęcone angielskim tygodnikom dla chłopców, sprzedawanym ongiś masowo w Anglii mniej lub bardziej dowcipnym obrazkom, ponadto twórczości i poglądom Karola Dickensa, Herberta George'a Wellsa, Marka Twaina, Arthura Koestlera i Jamesa Burnhama, socjalizmowi i antysemityzmowi w Wielkiej Brytanii, literaturze rozrywkowej, przyszłości branży wypoczynkowo-turystycznej. Dalej Orwell krytycznie analizuje "Podróże Gullivera" Jonathana Swifta i rozprawia się z mało znanym pamfletem Tołstoja skierowanym przeciw Szekspirowi i jego twórczości. Na koniec omawia charakter narodowy Anglików, poświęcając sporo uwagi zwłaszcza ich światopoglądowi, podziałom klasowym, językowi angielskiemu oraz przyszłości Anglików jako narodu. Niektóre rozdziały będą nieco trudne dla osób, które średnio orientują się w angielskiej obyczajowości czy literaturze. Np. ledwo przebrnąłem przez rozdział poświęcony angielskim czasopismom dla młodzieży, o wątkach politycznych nie mówiąc (socjalizm, Koestler, Burnham). Inne - jak wątki autobiograficzne oraz rozdziały poświęcone Dickensowi i Tołstojowi czy też antysemityzmowi w UK wzbudziły moje żywe zainteresowanie. Ale to ocena subiektywna. Zaletą niniejszego zbioru jest typowy dla Orwella styl: jasny, żywy i pozbawiony zbędnych ozdobników oraz treść: świeże spojrzenie na każdy temat, bez cienia jakiegokolwiek dogmatyzmu. Orwell jest bezkompromisowy, a jednocześnie umie swoje stanowisko w poszczególnych kwestiach solidnie uzasadnić. Stawia pod pręgierzem intelektualistów skłonnych niekiedy wręcz do podziwiania totalitarnych tyranii. Intelektualna uczciwość Orwella decyduje o poznawczej wartości jego esejów. W moim odczuciu jest to lektura obowiązkowa dla osób chcących poznać bliżej kulturę (zwłaszcza literaturę) angielską czy - szerzej - anglosaską, a także brytyjskie społeczeństwo u schyłku epoki imperialnej.
Orwell jako bezdomny włóczęga i dorywczy zbieracz chmielu? A jednak niniejszy zbiór esejów zaczyna się relacją z tego okresu życia Autora. Dalej znajdujemy eseje poświęcone angielskim tygodnikom dla chłopców, sprzedawanym ongiś masowo w Anglii mniej lub bardziej dowcipnym obrazkom, ponadto twórczości i poglądom Karola Dickensa, Herberta George'a Wellsa, Marka Twaina,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-12
2021-09-08
2021-08-24
2021-03-17
2021-02-10
2017-04-22
Wstrząsająca książka. Co więcej, spośród książek, które ukazały się w ub.r. ta z pewnością należy do najważniejszych. Porusza bowiem bez osłonek nabrzmiały problem czasu globalizacji - problem wykluczenia setek milionów mieszkańców krajów tzw. Trzeciego Świata, ale nie tylko. Obok bowiem obszarów nędzy w krajach ubogiego Południa obserwujemy też sytuację Afroamerykanów w USA, uchodźców szturmujących bramy Europy czy Palestyńczyków żyjących na marginesie nowoczesnego, zamożnego Izraela. Obserwujemy położenie ludzi skazanych na wykluczenie z powodu swojej płci, religii, przynależności społecznej czy etnicznej. Widzimy życie obywateli krajów, w których panuje fasadowa demokracja i gdzie za wiedzą i zgodą władz łamane są wszelkie ludzkie prawa, włącznie z prawem do życia (casus Kolumbii czy Hondurasu). Książka rozprawia się też z mitami założycielskimi kolonializmu i jego unowocześnionej, sprytniejszej wersji - neokolonializmu, ową wymówką gwałtu, jaki przez wieki bogata Północ narzucała słabszej części ludzkości. Dodatkowym walorem publikacji są umiejętnie wplecione wątki historyczne, społeczne czy kulturowe pozwalające należycie zrozumieć omawiane zjawiska i ich genezę. Książka jest pisana jasnym, klarownym językiem. Nie ma w niej taniego, dickensowskiego sentymentalizmu, ani naukowego przynudzania. Zarazem imponuje znawstwo, z jakim Pan Domosławski opisuje kraje i społeczeństwa Ameryki Łacińskiej (Brazylia, Kolumbia, Meksyk, Honduras) czy Afryki Subsaharyjskiej (Kenia, Sudan Pd.). Z drugiej jednak strony w mojej opinii parokrotnie zdradził niedostateczne rozeznanie w kwestiach dotyczących innych części świata i ich kultur. Np. nie wspomina o mikrokredytach, które pomogły milionom ludzi wydobyć się ze skrajnej nędzy. Albo konstatacja jakoby Koran bronił praw kobiet lepiej niż Biblia wydaje mi się zwyczajnie naciągana. Nie znam świętych ksiąg, które bardziej (i skuteczniej) wstawiałyby się za kobietami i w ogóle osobami narażonymi na dyskryminację niż Prawo Mojżeszowe. Z prawami kobiet w chrześcijaństwie i judaizmie faktycznie różnie bywało, ale co widzimy w islamie? No, właśnie: "po owocach ich poznacie". Autor słusznie zwraca uwagę na to, że buddyści (casus prześladowań muzułmańskich Rohingjów w Birmie) wcale nie są takimi pacyfistami, jak to nam się zwykło przedstawiać. Z drugiej strony pomija jednak tło historyczne tego konfliktu. Poza tym mówiąc o mniejszościach seksualnych, może jednak warto byłoby wspomnieć, że nie tylko na światłym Zachodzie, ale i w buddyjskich krajach Azji Pd.-Wsch. cieszą się oni tolerancją otoczenia? Autor nie poruszył też losów wykluczonych na obszarze postkomunistycznych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie zwyczajnie zepchnięto na margines społeczeństwa mnóstwo ludzi, takich jak u nas mieszkańców byłych PGR-ów czy górników z rejonu Wałbrzycha. Pominięto też losy nieformalnie dyskryminowanych niskich kast w Indiach czy autochtonicznych ludów obu Ameryk: w sumie setek milionów ludzi. Rozumiem, ograniczona objętość. Jest oczywiste, że gdyby chcieć pisać szeroko o wykluczeniu we wszystkich częściach globu, trzeba by chyba kilku tomów... Jednak warto byłoby poświęcić tym ludziom choćby kilka akapitów.
Pomimo tych niedociągnięć to - powtarzam - niezwykle ważna książka. Zwłaszcza, że zwraca uwagę na problemy, które któregoś dnia mogą stać się naszym udziałem - w stopniu większym niż byśmy się spodziewali i sobie życzyli.
Wstrząsająca książka. Co więcej, spośród książek, które ukazały się w ub.r. ta z pewnością należy do najważniejszych. Porusza bowiem bez osłonek nabrzmiały problem czasu globalizacji - problem wykluczenia setek milionów mieszkańców krajów tzw. Trzeciego Świata, ale nie tylko. Obok bowiem obszarów nędzy w krajach ubogiego Południa obserwujemy też sytuację Afroamerykanów w...
więcej mniej Pokaż mimo to2015
Jack London to bez wątpienia jeden z najwybitniejszych autorów książek o tematyce przygodowej i morskiej. To także jedna z najbardziej znanych postaci w amerykańskiej literaturze i nieprzeciętna, niezwykle barwna i wyrazista indywidualność, nie dający się zaszufladkować samouk, zdeklarowany nonkonformista samodzielnie wyrabiający sobie poglądy na najistotniejsze sprawy. Nie każdy jednak wie, że był on również znakomitym dziennikarzem i to takim, który nie unikał najbardziej ryzykownych przedsięwzięć. Był korespondentem wojennym w trakcie konfliktu japońsko-rosyjskiego oraz podczas wojny domowej w Meksyku. Niniejsza książka dotyczy okresu nieco wcześniejszego, gdy w 1902 r. Pan London zamieszkiwał w londyńskim East Endzie po to, by poznać życie zamieszkujących go najuboższych mieszkańców brytyjskiej stolicy. To, co tam ujrzał i opisał w niniejszej książce, napawa niewiarą, że takie warunki życia mogły mieć miejsce w stolicy najpotężniejszego wówczas imperium, państwa będącego kolebką rewolucji przemysłowej. Żyjąc tam, w "otchłani", Jack London nawiązuje wiele znajomości ze zwykłymi mieszkańcami East Endu, ludźmi, którzy mimo wytężonej pracy nie są w stanie wyzwolić się z pułapki nędzy, wydostać się z nędznego, szpetnego otoczenia ruder i zatęchłych zaułków. Ludźmi zmuszonymi do wydawania większości swoich zarobków na czynsz w przeludnionych, rozpadających się slumsach, które - podobnie jak ich miejsca pracy - należą do bogaczy. Tymi, których skromne dochody często nie pozwalają nawet zregenerować sił potrzebnych do kontynuowania pracy na dotychczasowym poziomie, w wyniku czego okrutnym, maltuzjańskim porządkiem rzeczy słabną, chorują i nierzadko przedwcześnie umierają czyniąc miejsce kolejnym pokoleniom wyrobników. Zresztą wielu z nich wskutek nędzy nie jest nawet w stanie założyć rodziny. A przecież - o ironio - wielu z nich to przybysze z kontynentu europejskiego lub z brytyjskich kolonii, którzy liczyli, że w metropolii poprawią swój los, tymczasem osiedlając się w Anglii trafili z przysłowiowego deszczu pod rynnę... Autor zwraca uwagę na różnice fizyczne między ustawicznie niedożywionymi, zabiedzonymi robotnikami brytyjskimi a dużo zdrowszymi i silniejszymi (przynajmniej według jego obserwacji) robotnikami amerykańskimi. Opisuje też bezwzględne brytyjskie prawa skierowane przeciw bezdomnym, włóczęgom i innym niepokornym jednostkom, które zdecydowały się na skróty wyjść ze swoistego kieratu nędznie opłacanej pracy i których elity za karę uznały za społeczne męty. London obnaża zimną, amoralną bezwzględność ówczesnego brytyjskiego "ładu społecznego". Kwestionuje sens tzw. postępu, który nie jest w stanie sprawić, by życie tworzących go robotników było choć trochę lepsze i bardziej godne niż egzystencja oddalonych o tysiące mil "dzikich" plemion. Ciekawe, że lektura "Mieszkańców otchłani" stała się inspiracją dla George'a Orwella, który też badał z autopsji życie najuboższych. Efektem tych doświadczeń stały się dwie książki Orwella: "Na dnie w Paryżu i w Londynie" oraz "Droga na molo w Wigan".
To prawda, że slumsy prawie zniknęły z krajobrazu Londynu i że warunki życia w Wielkiej Brytanii w ciągu XX wieku uległy radykalnej poprawie. Ale są na świecie miejsca, gdzie problem nędzy i fatalnych warunków mieszkaniowych jest jak najbardziej na czasie. Tak bowiem żyją niezliczone miliony mieszkańców Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. I to sprawia, że temat podjęty ponad wiek temu przez Jacka Londona pozostaje tak samo aktualny.
Jack London to bez wątpienia jeden z najwybitniejszych autorów książek o tematyce przygodowej i morskiej. To także jedna z najbardziej znanych postaci w amerykańskiej literaturze i nieprzeciętna, niezwykle barwna i wyrazista indywidualność, nie dający się zaszufladkować samouk, zdeklarowany nonkonformista samodzielnie wyrabiający sobie poglądy na najistotniejsze sprawy. Nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-22
Niniejsza pozycja podejmuje ogromnie ważny temat różnic pomiędzy postrzeganiem świata i rządzących nim zasad przez mieszkańców Azji i Zachodu, ze szczególnym uwzględnieniem Chińczyków, Japończyków i Koreańczyków z jednej oraz Amerykanów i innych Anglosasów z drugiej strony. Mocną stroną publikacji jest uczciwe przypomnienie (choć słabe i sporadyczne) o pewnych różnicach w obrebie Zachodu i Wschodu. Natomiast zbyt mało w mojej opinii poświęcono miejsca np. mieszkańcom Indii czy Azji Południowo-Wschodniej. Pominięto też kultury takie jak rosyjska, turecka czy perska, łączące w różnym stopniu elementy szeroko pojmowanego Wschodu i Zachodu.
Poza tym Autor (z wykształcenia psycholog) "wtargnął" nie tylko w tematykę antropologii kulturowej, ale też na grząskie poletko lingwistyki, gdzie wyłożył się na całej linii twierdząc, że język chiński należy do tych, które "po azjatycku" pozycjonują czasowniki na początku lub na końcu zdania. Przecież porządek zdania w mandaryńskim jest dokładnie taki sam, jak w większości języków Europy. Nie trzeba znać chińskiego, by się o tym upewnić! Z drugiej strony Autor zapomniał, że właśnie na końcu zdania czasowniki umieszcza (umieszczało) niemało języków indoeuropejskich (łacina, staropolszczyzna, języki indoirańskie). Jeśli już wspomina się o Hindusach to podając przykłady zbieżności ich myślenia z mentalnością Azjatów Dalekiego Wschodu, podczas gdy przecież ponad 60% ludności Indii mówi językami indoeuropejskimi, które Autor przeciwstawia językom Azji Wschodniej, a osoby nimi mówiące wrzuca jak leci do jednego worka bez względu na to, czy mieszkają w Ameryce Północnej czy w Indiach. W ogóle nie bardzo przekonuje mnie teza, jakoby umiejscowienie czasownika w zdaniu mówiło cokolwiek o mentalności ludzi mówiącej danym językiem.
Mimo różnych lapsusów i uproszczeń, jest to bardzo ważna książka. Przypomina nam bowiem, że świat niekoniecznie jest taki, jak nam się zwykło wydawać i że głupotą jest zakładać, że przedstawiciele poszczególnych kultur o zasadniczo odmiennych doświadczeniach historycznych i uwarunkowaniach społecznych będą postrzegać rzeczywistość w sposób, do którego my przywykliśmy. Np. okazuje się, że dla Azjatów zachodni sposób postrzegania rzeczywistości często jawi się jako bezduszny czy wręcz okrutny.
P. S. Pan Nisbett napisał swoją książkę w 2003 r. Nie sądzę, by od tego czasu miały miejsce jakieś fundamentalne zmiany, jednak coś zapewno się zmieniło i warto wziąć na to poprawkę w trakcie lektury. Świat bowiem (Daleki Wschód zaś w szczególności) charakteryzuje się dynamiką, o czym nam w Europie wciąż zdarza się zapominać częściej niż Azjatom.
Niniejsza pozycja podejmuje ogromnie ważny temat różnic pomiędzy postrzeganiem świata i rządzących nim zasad przez mieszkańców Azji i Zachodu, ze szczególnym uwzględnieniem Chińczyków, Japończyków i Koreańczyków z jednej oraz Amerykanów i innych Anglosasów z drugiej strony. Mocną stroną publikacji jest uczciwe przypomnienie (choć słabe i sporadyczne) o pewnych różnicach w...
więcej mniej Pokaż mimo to2012
Pani Irena Sławińska (wł. Hu Peifang, 1931-2014) była polską tłumaczką, pisarką i publicystką chińskiego pochodzenia. Jej mężem był ceniony sinolog i etnolog prof. Maria Roman Sławiński (1931-2014). Poznali się w latach 50-tych, gdy Pan Sławiński studiował na pekińskim Uniwersytecie Tsinghua, dziś nota bene jednej z najwyżej cenionych uczelni na świecie. Resztę życia spędzili razem, dzieląc wspólną pasję i zamiłowanie: Chiny.
Pani Irena była niektórym Czytelnikom znana z serii reportaży poświęconych Chinom w miesięczniku Kontynenty (koniec lat 80-tych).
W niniejszej publikacji Autorka przybliża wybrane aspekty chińskiej kultury, historii i tradycji. Jest to książka poniekąd osobista, gdyż nie brak tu też wątków autobiograficznych przedstawionych w sposób ciekawy i barwny, a zarazem wolny od zbędnego sentymentalizmu. Jest to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chce poznać Kraj Środka i jego przebogatą kulturę. Przy tej okazji mój ukłon w stronę Wydawnictwa Adam Marszałek. Nie znam drugiej polskiej oficyny wydawniczej, która miałaby na swoim koncie tyle publikacji na temat Chin.
Pani Irena Sławińska (wł. Hu Peifang, 1931-2014) była polską tłumaczką, pisarką i publicystką chińskiego pochodzenia. Jej mężem był ceniony sinolog i etnolog prof. Maria Roman Sławiński (1931-2014). Poznali się w latach 50-tych, gdy Pan Sławiński studiował na pekińskim Uniwersytecie Tsinghua, dziś nota bene jednej z najwyżej cenionych uczelni na świecie. Resztę życia...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-07
Turcję trudno jednoznacznie zaszufladkować. To kraj pod względem kulturowego, euroazjatyckiego "rozdwojenia jaźni" porównywalny chyba tylko z Rosją. Mamy tu ludzi ubranych w znakomitej większości po europejsku (ogromny kontrast ze światem arabskim), mamy wieżowce Stambułu, sieć autostrad, koleje wielkich prędkości, nowoczesne fabryki i liberalnych intelektualistów, ale mamy też islamski fundamentalizm, "honorowe" zabójstwa kobiet, konflikt w tureckim Kurdystanie czy zaprzeczanie ludobójstwu Ormian w 1915 roku. Reportaże Pana Witolda Szabłowskiego dotyczą tych i innych tematów, m.in. postaci twórcy Republiki Tureckiej - Mustafy Kemala Atatürka czy literackiego noblisty Orhana Pamuka, kariery i poglądów obecnego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, polskich śladów w Turcji, poglądów tureckich konserwatystów i liberałów na seksualność, losów rodziny niedoszłego mordercy Jana Pawła II - Alego Agcy, a także wielu innych spraw. Książka Pana Szabłowskiego zawiera mnóstwo wiadomości ważnych dla zrozumienia tureckiej obyczajowości i najnowszej historii. Warto, by sięgnął po nią każdy, kto interesuje się krajem nad Bosforem.
Turcję trudno jednoznacznie zaszufladkować. To kraj pod względem kulturowego, euroazjatyckiego "rozdwojenia jaźni" porównywalny chyba tylko z Rosją. Mamy tu ludzi ubranych w znakomitej większości po europejsku (ogromny kontrast ze światem arabskim), mamy wieżowce Stambułu, sieć autostrad, koleje wielkich prędkości, nowoczesne fabryki i liberalnych intelektualistów, ale mamy...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-12
2019-04-08
Autorka opisuje swoją młodość pod władzą apodyktycznych rodziców, przede wszystkim nieczułej, oschłej matki, a następnie życie u boku pierwszego męża, a potem kolejnego, niestety despoty, pakistańskiego polityka Mustafy Khara, zwanego Lwem Pendżabu, z którym bierze ślub mimo ostrzeżeń pierwszej żony Khara. Pomimo brutalnego traktowania przez lata dzieli z nim wzloty i upadki, w tym także czas spędzony na emigracji i uwięzienie Khara za czasów dyktatury wojskowej. Na kartach książki pojawiają się m. in. Zulfikar Ali Bhutto, jego córka Benazir, gen. Zia Ul-Haq, premier Indii Indira Gandhi, a także inne znane postaci z lat 70-tych i 80-tych, wtedy to bowiem rozgrywa się akcja książki. Jednak widzimy tu też szerszą panoramę społeczną Pakistanu, kraju, który miał być ucieleśnieniem marzeń indyjskich muzułmanów o własnym państwie, a wciąż pozostawał krajem zdominowanym przez biedę, feudalizm i korupcję.
Nieco chaotyczny styl może sugerować, że napisała tę książkę osoba nienawykła do pisarstwa czy publicystyki (choć zastanawiam się, ile w tym roli Pani tłumaczki), niemniej autentyczność relacji nie cierpi na tym ani trochę. Wręcz przeciwnie, książka wciąga bez reszty, a czyta się ją bardzo szybko.
Oczywiście jest łatwo ulec pokusie stawiania jednoznacznych sądów i potępiać Autorkę za to, że przez tyle lat dawała sobą pomiatać, a nawet zdradzać. Jednak pamiętajmy, że pomimo swojej wysokiej pozycji społecznej, pozostawała obywatelką kraju, w którym kobiety nigdy nie miały wiele do powiedzenia. Pakistan to bowiem z jednej strony kraj wywodzący się z kręgu cywilizacji indyjskiej, z drugiej zaś zamieszkany w ogromnej większości przez muzułmanów. W jednej i drugiej kulturze kobiety zawsze musiały okazywać podporządkowanie mężom, ojcom i braciom.
Mimo to, i pomimo tego, że w Pakistanie, jak sama pisze, rozwód jest dla kobiety piekłem, w końcu zdecydowała się na ten krok. Mustafa Khar drwił, że będzie znana jedynie jako jego była żona. Odpowiedziała mu, że będzie na odwrót, że to on będzie znany jako były mąż Tehminy Durrani. Kto miał rację? Cóż, gdyby nie niniejsza książka, nie miałbym zielonego pojęcia o istnieniu tego pana. Tymczasem Pani Tehmina Durrani stała się żywym symbolem walki o prawa pakistańskich kobiet.
Autorka opisuje swoją młodość pod władzą apodyktycznych rodziców, przede wszystkim nieczułej, oschłej matki, a następnie życie u boku pierwszego męża, a potem kolejnego, niestety despoty, pakistańskiego polityka Mustafy Khara, zwanego Lwem Pendżabu, z którym bierze ślub mimo ostrzeżeń pierwszej żony Khara. Pomimo brutalnego traktowania przez lata dzieli z nim wzloty i...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12
2016-10-07
Pitcairn, maleńka wysepka zagubiona gdzieś na południowym Pacyfiku. To tu znaleźli schronienie buntownicy ze słynnego HMS "Bounty" oraz ich tahitańskie kobiety. Praktycznie cała, licząca kilkadziesiąt osób społeczność wyspy - to ich potomkowie. W tej - zdawałoby się - sielankowej atmosferze przez dekady rozgrywa się dramat, któremu towarzyszy milczenie miejscowej społeczności. Dramat, który pogłębia izolacja wyspy Pitcairn i ledwo ukrywana ksenofobia jej mieszkańców. Warto przeczytać, choćby po to, by uprzytomnić sobie, jak łatwo ludzka moralność pod wpływem różnych czynników może ulec wywróceniu do góry nogami.
Pitcairn, maleńka wysepka zagubiona gdzieś na południowym Pacyfiku. To tu znaleźli schronienie buntownicy ze słynnego HMS "Bounty" oraz ich tahitańskie kobiety. Praktycznie cała, licząca kilkadziesiąt osób społeczność wyspy - to ich potomkowie. W tej - zdawałoby się - sielankowej atmosferze przez dekady rozgrywa się dramat, któremu towarzyszy milczenie miejscowej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Drogi Czytelniku, jeśli chcesz ujrzeć mistrza undercover'u w akcji - to jest w sam raz dla Ciebie. Książka wyjaśnia aż nadto wyraźnie, dlaczego przez dekady nazwisko Güntera Wallraffa (dziś już Pana po 80-tce) budziło popłoch wśród niemieckiej arystokracji i wierchuszki tamtejszego biznesu. Dla kogoś wysoko postawionego, a jednocześnie umoczonego w jakieś ciemne sprawki ostatnią rzeczą, jaką chciałby usłyszeć było: "Wallraff tu był...". Podziw budzi we mnie odwaga i opór Autorów w dążeniu do demaskowania nieprawidłowości, ich gotowość do stawienia czoła prawnikom wielkich koncernów, a jednocześnie pozytywne skutki, jakie przyniosła ich działalność śledcza. Poza tym, co tu dużo mówić, mimo upływu pół wieku ma się wrażenie, że problemy tu opisane nie straciły nic na aktualności.
Drogi Czytelniku, jeśli chcesz ujrzeć mistrza undercover'u w akcji - to jest w sam raz dla Ciebie. Książka wyjaśnia aż nadto wyraźnie, dlaczego przez dekady nazwisko Güntera Wallraffa (dziś już Pana po 80-tce) budziło popłoch wśród niemieckiej arystokracji i wierchuszki tamtejszego biznesu. Dla kogoś wysoko postawionego, a jednocześnie umoczonego w jakieś ciemne sprawki...
więcej Pokaż mimo to