-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać370
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2021-11-29
2021-08-24
2017-04-22
2020-08-22
Niniejsza pozycja podejmuje ogromnie ważny temat różnic pomiędzy postrzeganiem świata i rządzących nim zasad przez mieszkańców Azji i Zachodu, ze szczególnym uwzględnieniem Chińczyków, Japończyków i Koreańczyków z jednej oraz Amerykanów i innych Anglosasów z drugiej strony. Mocną stroną publikacji jest uczciwe przypomnienie (choć słabe i sporadyczne) o pewnych różnicach w obrebie Zachodu i Wschodu. Natomiast zbyt mało w mojej opinii poświęcono miejsca np. mieszkańcom Indii czy Azji Południowo-Wschodniej. Pominięto też kultury takie jak rosyjska, turecka czy perska, łączące w różnym stopniu elementy szeroko pojmowanego Wschodu i Zachodu.
Poza tym Autor (z wykształcenia psycholog) "wtargnął" nie tylko w tematykę antropologii kulturowej, ale też na grząskie poletko lingwistyki, gdzie wyłożył się na całej linii twierdząc, że język chiński należy do tych, które "po azjatycku" pozycjonują czasowniki na początku lub na końcu zdania. Przecież porządek zdania w mandaryńskim jest dokładnie taki sam, jak w większości języków Europy. Nie trzeba znać chińskiego, by się o tym upewnić! Z drugiej strony Autor zapomniał, że właśnie na końcu zdania czasowniki umieszcza (umieszczało) niemało języków indoeuropejskich (łacina, staropolszczyzna, języki indoirańskie). Jeśli już wspomina się o Hindusach to podając przykłady zbieżności ich myślenia z mentalnością Azjatów Dalekiego Wschodu, podczas gdy przecież ponad 60% ludności Indii mówi językami indoeuropejskimi, które Autor przeciwstawia językom Azji Wschodniej, a osoby nimi mówiące wrzuca jak leci do jednego worka bez względu na to, czy mieszkają w Ameryce Północnej czy w Indiach. W ogóle nie bardzo przekonuje mnie teza, jakoby umiejscowienie czasownika w zdaniu mówiło cokolwiek o mentalności ludzi mówiącej danym językiem.
Mimo różnych lapsusów i uproszczeń, jest to bardzo ważna książka. Przypomina nam bowiem, że świat niekoniecznie jest taki, jak nam się zwykło wydawać i że głupotą jest zakładać, że przedstawiciele poszczególnych kultur o zasadniczo odmiennych doświadczeniach historycznych i uwarunkowaniach społecznych będą postrzegać rzeczywistość w sposób, do którego my przywykliśmy. Np. okazuje się, że dla Azjatów zachodni sposób postrzegania rzeczywistości często jawi się jako bezduszny czy wręcz okrutny.
P. S. Pan Nisbett napisał swoją książkę w 2003 r. Nie sądzę, by od tego czasu miały miejsce jakieś fundamentalne zmiany, jednak coś zapewno się zmieniło i warto wziąć na to poprawkę w trakcie lektury. Świat bowiem (Daleki Wschód zaś w szczególności) charakteryzuje się dynamiką, o czym nam w Europie wciąż zdarza się zapominać częściej niż Azjatom.
Niniejsza pozycja podejmuje ogromnie ważny temat różnic pomiędzy postrzeganiem świata i rządzących nim zasad przez mieszkańców Azji i Zachodu, ze szczególnym uwzględnieniem Chińczyków, Japończyków i Koreańczyków z jednej oraz Amerykanów i innych Anglosasów z drugiej strony. Mocną stroną publikacji jest uczciwe przypomnienie (choć słabe i sporadyczne) o pewnych różnicach w...
więcej mniej Pokaż mimo to1998
2010
Kanada - drugi pod względem powierzchni kraj świata - większości za nas trafnie kojarzy się z dobrobytem i bezkresnymi przestrzeniami. Niektórym przywodzi na myśl literaturę z czasów młodości: paniom - powieści Lucy Maud Montgomery, a płci brzydszej - książki Londona, Curwooda czy Wernica. Niniejsza pozycja przedstawia geografię, historię, kulturę Kanady i rozmaite aspekty życia jej mieszkańców. Poznajemy zróżnicowane kanadyjskie społeczeństwo: pradawnych gospodarzy tych ziem - Indian i Inuitów (Eskimosów), potomków brytyjskich i francuskich kolonistów, przybyszy z innych części świata. Zapoznajemy się ze społecznościami takimi, jak rybacy z Nowej Fundlandii czy przywiązani do swoich francuskich korzeni mieszkańcy Quebeku. Poznajemy też różnorodność krajobrazów tego ogromnego kraju: fiordy i skaliste wybrzeża Atlantyku, bezkresne prerie, do których zagospodarowania walnie przyczynili się imigranci z Ukrainy, Góry Skaliste, bezkresne lasy iglaste, wielkie rzeki i jeziora, parki narodowe mogące konkurować obszarem z niejednym krajem Europy, bogactwo przyrody, wreszcie tundrę przechodzącą na północy w lodowe pustkowia. I oczywiście imponujące metropolie: Toronto, Montreal, Vancouver, Calgary - zwykle czystsze i znacznie bezpieczniejsze od amerykańskich. Książka porusza też kwestie obrony praw rdzennej ludności czy ochrony środowiska. Mnóstwo fotografii, ciekawe opisy miejsc, które później odnajdujemy na mapach - to dodatkowy atut tej publikacji, podobnie jak innych książek z serii "Podróże marzeń".
W moim odczuciu to nie jest tylko jeszcze jeden przewodnik, to swoiste zaproszenie do odwiedzenia Kraju Klonowego Liścia, do przeżycia swojej osobistej kanadyjskiej przygody. Słowem, fascynująca książka o ogromnym, fascynującym kraju.
Kanada - drugi pod względem powierzchni kraj świata - większości za nas trafnie kojarzy się z dobrobytem i bezkresnymi przestrzeniami. Niektórym przywodzi na myśl literaturę z czasów młodości: paniom - powieści Lucy Maud Montgomery, a płci brzydszej - książki Londona, Curwooda czy Wernica. Niniejsza pozycja przedstawia geografię, historię, kulturę Kanady i rozmaite aspekty...
więcej mniej Pokaż mimo to2008
1998
Niniejsza książka, wydana w połowie lat 80-tych, zabiera nas do początku tamtej dekady, do źródeł salwadorskiej wojny domowej, która - choć formalnie zakończona - pozostawiła po sobie dziedzictwo przemocy. Obserwujemy jak sprzeciw wobec nędzy i niesprawiedliwości społecznej z jednej i usilne pragnienie zachowania władzy i przywilejów z drugiej strony doprowadziły do eksplozji nienawiści i przemocy. Trzeba przyznać, że Pan Jerzy Klechta skupił się na grzechach salwadorskiej prawicy i popierających ją USA, przechodząc do porządku nad winami lewicowej partyzantki i popierającego ją obozu komunistycznego. Nie dyskwalifikuje to jednak niniejszej pozycji. Książka ta to jedna z naprawdę niewielu polskojęzycznych publikacji przybliżających nam ten środkowoamerykański kraj (obok "Wojny futbolowej" Ryszarda Kapuścińskiego i "Istmo" Krzysztofa Mroziewicza) i jedyną znaną mi poświęconą w całości Salwadorowi. Co więcej, pokazuje jak mały, peryferyjny kraj stał się igraszką międzynarodowych interesów i jak w okrutny sposób doświadczył bezwzględności zmagań Zimnej Wojny. Warto, by ukazała się jakaś polskojęzyczna publikacja omawiająca to, jak nieszczęsny naród Salwadoru dziś zmaga się ze spuścizną przeszłości. A może taka książka już została wydana? Jeśli nawet, to niestety, nic mi o tym nie wiadomo...
Niniejsza książka, wydana w połowie lat 80-tych, zabiera nas do początku tamtej dekady, do źródeł salwadorskiej wojny domowej, która - choć formalnie zakończona - pozostawiła po sobie dziedzictwo przemocy. Obserwujemy jak sprzeciw wobec nędzy i niesprawiedliwości społecznej z jednej i usilne pragnienie zachowania władzy i przywilejów z drugiej strony doprowadziły do...
więcej mniej Pokaż mimo to2002
Arcyciekawa relacja z podróży rowerem wokół Kuby. Miało to miejsce w latach 90-tych, w czasie gdy kraj ten znalazł się w bodaj najcięższym kryzysie w swojej historii. Zamieszkały w Kanadzie Polak, Pan Jerzy Adamuszek, przedstawia Kubę, jakiej nie znajdziemy w folderach turystycznych, prezentujących tytułowe Varadero - słynny kurort dla dewizowych turystów. Decyduje się bowiem podróżować przez Kubę na własną rękę; obserwuje ubóstwo jej mieszkańców i ich codzienną walkę o przetrwanie w warunkach braków najbardziej podstawowych dóbr. Podziwia też piękno krajobrazu tej największej karaibskiej wyspy. Nie ukrywa swojej ignorancji w niektórych aspektach kubańskiego życia, a jednocześnie, na ile to możliwe w warunkach komunistycznej kontroli obywateli, stara się przybliżyć do zwykłych ludzi, poznać, co myślą, czują, jakie są ich pragnienia i marzenia. Książka Pana Adamuszka to pierwszorzędne źródło wiedzy o tym, jak wyglądała wyspa rządzona przez Fidela Castro po załamaniu gospodarczych więzi z "obozem wschodnim". Podsumowując: Kawał solidnej, reporterskiej roboty, a zarazem lektura, od której trudno się oderwać.
Arcyciekawa relacja z podróży rowerem wokół Kuby. Miało to miejsce w latach 90-tych, w czasie gdy kraj ten znalazł się w bodaj najcięższym kryzysie w swojej historii. Zamieszkały w Kanadzie Polak, Pan Jerzy Adamuszek, przedstawia Kubę, jakiej nie znajdziemy w folderach turystycznych, prezentujących tytułowe Varadero - słynny kurort dla dewizowych turystów. Decyduje się...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-24
Dominikana. Drugi co do wielkości (po Kubie) wyspiarski kraj na Karaibach. Zarazem cel wycieczek milionów turystów z Europy i Ameryki Północnej. Wielu z tych turystów nie wychodzi poza hotel, wychodząc z założenia, że to niebezpieczny kraj. Ten stereotyp podważają przeżycia Autora, którego co prawda nagabywali alfonsi i handlarze narkotyków, ale prawdziwy napad przeżył tylko raz - w spotkaniu z prawdziwymi (a może przebranymi) stróżami prawa. I to pomimo przejechania wzdłuż i wszerz całej Dominikany. A może po prostu dopisało szczęście?...
Na kartach książki poznajemy Dominikanę oraz realia życia i mentalność jej mieszkańców, zarówno białej elity, jak i najuboższych, z reguły o afrykańskim rodowodzie. Z jednej strony mamy tu powszechny rasizm i machismo (latynoski męski szowinizm), którego objawami są pasja dla walk kogutów, przyzwolenie na seks z nawet jedenasto- czy dwunastoletnimi dziewczętami (który jest tu, podobnie jak np. w Azji Pd.-Wsch., jest zjawiskiem powszechnym) i totalna niewierność Dominikańczyków wobec ich partnerek. Z drugiej strony poznajemy barwny kraj pełen przyjaznych, gościnnych ludzi, często oferujących bezinteresowną pomoc nieznajomym. Autor przybliża nam historię tego kraju, począwszy od czasów Kolumba, który postawił tu swoją stopę w 1492 r., poprzez zagładę miejscowych Indian - Tainów, po XX wiek, na którym cieniem położyła się ponad 30-letnia dyktatura Rafaela Trujilla, postaci mrocznej i odpychającej nawet gdy zestawić ją z innymi latynoskimi kacykami. Człowieka, który traktował Dominikanę jak prywatny folwark. Brutalnego satrapę, który bezlitośnie wymordował ponad 20 tysięcy haitańskich imigrantów, by zniechęcić kolejnych do przekraczania granicy, a zaraz potem... zaoferował azyl 100 tysiącom Żydów z Europy. Wreszcie typowego dominikańskiego macho, który piękne kobiety - w tym także małżonki swoich podwładnych - nieodmiennie uważał za cele kolejnych seksualnych podbojów. To Trujillo jest głównym bohaterem "Święta Kozła" autorstwa Maria Vargasa Llosy. W tym miejscu wypada chyba zacytować dominikańskiego historyka Franka Moyę Ponsa, który w uważa, że epoka Trujilla była tylko kontynuacją poprzednich dziejów Dominikany. Zwracając uwagę na przyczyny problemów swojego kraju, pisze: "(...) w rządzie i poza nim mamy jeszcze mnóstwo Trujillów, którzy nie zrozumieli albo zapomnieli, że misją rządów jest służenie społeczeństwu i zapewnianie mu najpotrzebniejszych środków do życia".
Odrębny poruszony w książce problem (który zdominował znaczną część książki) to pedofilia wśród kleru rzymskokatolickiego. Z goryczą trzeba powiedzieć, że niechlubny wkład mieli tu dwaj znani duchowni pochodzący z Polski. Szczególny rozgłos miał casus papieskiego nuncjusza Józefa W. Osobnik ten lubił prawić morały innym, a okazał się pedofilem, alkoholikiem i narkomanem, który zniszczył wizerunek naszego kraju w Dominikanie. Co więcej, zamiast zostać wydany władzom Dominikany, na terenie której dopuścił się przestępstw, został potajemnie wywieziony do Watykanu na fałszywych dokumentach. Tyle odnośnie tematyki książki.
Autor pokusił się o zacytowanie opinii o Polsce w wykonaniu Pani, która w Dominikanie jest znaną dziennikarką, ale zdradza kompletną niewiedzę na temat naszego kraju i chyba w ogóle Europy. Cyt. "W ludziach widać ślady po totalitaryzmie. Boją się władzy. Są posłuszni i ulegli. Mówią: "Nie parkuj tu, bo zaraz przyjedzie policja i odholuje ci samochód". Nie wiem tylko czy jest to strach, czy poszanowanie prawa." Jeśli Autor coś tym cytatem przekazał, to chyba tylko to, że nawet dziennikarz może być ignorantem wyciągającym zupełnie mylne konkluzje. Bo który kraj doświadczył w większym stopniu totalitaryzmu w najnowszej historii: Dominikana, gdzie wszyscy drżeli na myśl o tajnej policji Trujilla, ale gdzie się parkowało i parkuje gdzie chce czy może taka Szwajcaria, gdzie o niemal wszystkim decydują obywatele za pomocą referendum, ale za parkowanie byle gdzie nie tylko odholują auto, ale i jeszcze wlepią solidny mandat? Natomiast najwyraźniej trafna - niestety! - jest uwaga wspomnianej dziennikarki, że w Polsce księża cieszą się większą bezkarnością niż w jej ojczyźnie.
Dowodem na pośpieszne napisanie książki jest nieujęcie wszystkich osób, z którymi Autor rozmawiał, w podziękowaniach. To lapsus, który nie miałby miejsca, gdyby Autor się trochę zorganizował.
Pomimo tych i zapewne jeszcze innych braków to ważna i ciekawa pozycja o kraju zdecydowanie po macoszemu potraktowanym przez rodzimą literaturę.
Dominikana. Drugi co do wielkości (po Kubie) wyspiarski kraj na Karaibach. Zarazem cel wycieczek milionów turystów z Europy i Ameryki Północnej. Wielu z tych turystów nie wychodzi poza hotel, wychodząc z założenia, że to niebezpieczny kraj. Ten stereotyp podważają przeżycia Autora, którego co prawda nagabywali alfonsi i handlarze narkotyków, ale prawdziwy napad przeżył...
więcej mniej Pokaż mimo to2004
1988
1987
1986
Ameryka Południowa ponad pół wieku temu. Niby opisy trącą myszką, a jednak wciąż ciekawa to lektura. Omówiono tu kraje Ameryki Południowej, oraz castrowską Kubę, która geograficznie co prawda do kontynentu tego nie należy, ale przecież daje (tzn. wtedy dawała) poniekąd pozytywny kontrast. Ale nie czepiajmy się zbytnio Autora; takie były wymogi epoki, w której pisał. Stąd Autor rozpisuje się na temat latynoskiej biedy i zacofania, w sam raz, by czytający książkę obywatel PRL czuł satysfakcję z tego, że to nie on jest pozbawionym praw nędzarzem wegetującym w fawelach na drugiej półkuli. Osobiście jednak najbardziej spodobały mi się rozdziały mówiące o Chile oraz Urugwaju, czyli najbardziej zeuropeizowanych i stabilnych krajach Ameryki Pd. Z kolei kawałek o boliwijskim dyktatorze, twierdzącym, że Napoleon był znacznie zdolniejszy od Bonapartego... Cóż, tylko potwierdził moją opinię o "kompetencjach" latynoskich "elit" i w dużej mierze wyjaśniał, skąd taka tam popularność wszelkich lewicowych odchyłów.
Nie jest to raczej lektura obowiązkowa dla miłośników latynoskich klimatów, ale może zainteresować.
Ameryka Południowa ponad pół wieku temu. Niby opisy trącą myszką, a jednak wciąż ciekawa to lektura. Omówiono tu kraje Ameryki Południowej, oraz castrowską Kubę, która geograficznie co prawda do kontynentu tego nie należy, ale przecież daje (tzn. wtedy dawała) poniekąd pozytywny kontrast. Ale nie czepiajmy się zbytnio Autora; takie były wymogi epoki, w której pisał. Stąd...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wstrząsająca książka. Co więcej, spośród książek, które ukazały się w ub.r. ta z pewnością należy do najważniejszych. Porusza bowiem bez osłonek nabrzmiały problem czasu globalizacji - problem wykluczenia setek milionów mieszkańców krajów tzw. Trzeciego Świata, ale nie tylko. Obok bowiem obszarów nędzy w krajach ubogiego Południa obserwujemy też sytuację Afroamerykanów w USA, uchodźców szturmujących bramy Europy czy Palestyńczyków żyjących na marginesie nowoczesnego, zamożnego Izraela. Obserwujemy położenie ludzi skazanych na wykluczenie z powodu swojej płci, religii, przynależności społecznej czy etnicznej. Widzimy życie obywateli krajów, w których panuje fasadowa demokracja i gdzie za wiedzą i zgodą władz łamane są wszelkie ludzkie prawa, włącznie z prawem do życia (casus Kolumbii czy Hondurasu). Książka rozprawia się też z mitami założycielskimi kolonializmu i jego unowocześnionej, sprytniejszej wersji - neokolonializmu, ową wymówką gwałtu, jaki przez wieki bogata Północ narzucała słabszej części ludzkości. Dodatkowym walorem publikacji są umiejętnie wplecione wątki historyczne, społeczne czy kulturowe pozwalające należycie zrozumieć omawiane zjawiska i ich genezę. Książka jest pisana jasnym, klarownym językiem. Nie ma w niej taniego, dickensowskiego sentymentalizmu, ani naukowego przynudzania. Zarazem imponuje znawstwo, z jakim Pan Domosławski opisuje kraje i społeczeństwa Ameryki Łacińskiej (Brazylia, Kolumbia, Meksyk, Honduras) czy Afryki Subsaharyjskiej (Kenia, Sudan Pd.). Z drugiej jednak strony w mojej opinii parokrotnie zdradził niedostateczne rozeznanie w kwestiach dotyczących innych części świata i ich kultur. Np. nie wspomina o mikrokredytach, które pomogły milionom ludzi wydobyć się ze skrajnej nędzy. Albo konstatacja jakoby Koran bronił praw kobiet lepiej niż Biblia wydaje mi się zwyczajnie naciągana. Nie znam świętych ksiąg, które bardziej (i skuteczniej) wstawiałyby się za kobietami i w ogóle osobami narażonymi na dyskryminację niż Prawo Mojżeszowe. Z prawami kobiet w chrześcijaństwie i judaizmie faktycznie różnie bywało, ale co widzimy w islamie? No, właśnie: "po owocach ich poznacie". Autor słusznie zwraca uwagę na to, że buddyści (casus prześladowań muzułmańskich Rohingjów w Birmie) wcale nie są takimi pacyfistami, jak to nam się zwykło przedstawiać. Z drugiej strony pomija jednak tło historyczne tego konfliktu. Poza tym mówiąc o mniejszościach seksualnych, może jednak warto byłoby wspomnieć, że nie tylko na światłym Zachodzie, ale i w buddyjskich krajach Azji Pd.-Wsch. cieszą się oni tolerancją otoczenia? Autor nie poruszył też losów wykluczonych na obszarze postkomunistycznych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie zwyczajnie zepchnięto na margines społeczeństwa mnóstwo ludzi, takich jak u nas mieszkańców byłych PGR-ów czy górników z rejonu Wałbrzycha. Pominięto też losy nieformalnie dyskryminowanych niskich kast w Indiach czy autochtonicznych ludów obu Ameryk: w sumie setek milionów ludzi. Rozumiem, ograniczona objętość. Jest oczywiste, że gdyby chcieć pisać szeroko o wykluczeniu we wszystkich częściach globu, trzeba by chyba kilku tomów... Jednak warto byłoby poświęcić tym ludziom choćby kilka akapitów.
Pomimo tych niedociągnięć to - powtarzam - niezwykle ważna książka. Zwłaszcza, że zwraca uwagę na problemy, które któregoś dnia mogą stać się naszym udziałem - w stopniu większym niż byśmy się spodziewali i sobie życzyli.
Wstrząsająca książka. Co więcej, spośród książek, które ukazały się w ub.r. ta z pewnością należy do najważniejszych. Porusza bowiem bez osłonek nabrzmiały problem czasu globalizacji - problem wykluczenia setek milionów mieszkańców krajów tzw. Trzeciego Świata, ale nie tylko. Obok bowiem obszarów nędzy w krajach ubogiego Południa obserwujemy też sytuację Afroamerykanów w...
więcej Pokaż mimo to