-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać385
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2022-07-05
1993
Od publikacji tej książki minęły trzy i pół dekady, a jednak problem opisany w niej nie stracił na aktualności. Nie stracił, bo dziś Indie doganiają Chiny pod względem liczby ludności, a Bangladesz, kraj o obszarze mniejszym niż połowa Polski, liczy już więcej mieszkańców niż Rosja czy Japonia. Z opisywanych tu krajów jedynie w Tajlandii udało się jako tako opanować eksplozję demograficzną. Pan Budrewicz - jak na reportera jego formatu przystało - zbliża się do zwykłych mieszkańców przedstawianych krajów, przedstawia ich codzienne zmagania z trudną rzeczywistością, radości i porażki. Dociera m.in. do upiornych dzielnic biedy w Kalkucie. Pokazuje ludzi, którzy - jak my wszyscy - walczą o lepsze życie dla siebie i tych, którzy są im bliscy. Moim zdaniem to przesądza o wartości tej książki.
Od publikacji tej książki minęły trzy i pół dekady, a jednak problem opisany w niej nie stracił na aktualności. Nie stracił, bo dziś Indie doganiają Chiny pod względem liczby ludności, a Bangladesz, kraj o obszarze mniejszym niż połowa Polski, liczy już więcej mieszkańców niż Rosja czy Japonia. Z opisywanych tu krajów jedynie w Tajlandii udało się jako tako opanować...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-22
Wstrząsająca książka. Co więcej, spośród książek, które ukazały się w ub.r. ta z pewnością należy do najważniejszych. Porusza bowiem bez osłonek nabrzmiały problem czasu globalizacji - problem wykluczenia setek milionów mieszkańców krajów tzw. Trzeciego Świata, ale nie tylko. Obok bowiem obszarów nędzy w krajach ubogiego Południa obserwujemy też sytuację Afroamerykanów w USA, uchodźców szturmujących bramy Europy czy Palestyńczyków żyjących na marginesie nowoczesnego, zamożnego Izraela. Obserwujemy położenie ludzi skazanych na wykluczenie z powodu swojej płci, religii, przynależności społecznej czy etnicznej. Widzimy życie obywateli krajów, w których panuje fasadowa demokracja i gdzie za wiedzą i zgodą władz łamane są wszelkie ludzkie prawa, włącznie z prawem do życia (casus Kolumbii czy Hondurasu). Książka rozprawia się też z mitami założycielskimi kolonializmu i jego unowocześnionej, sprytniejszej wersji - neokolonializmu, ową wymówką gwałtu, jaki przez wieki bogata Północ narzucała słabszej części ludzkości. Dodatkowym walorem publikacji są umiejętnie wplecione wątki historyczne, społeczne czy kulturowe pozwalające należycie zrozumieć omawiane zjawiska i ich genezę. Książka jest pisana jasnym, klarownym językiem. Nie ma w niej taniego, dickensowskiego sentymentalizmu, ani naukowego przynudzania. Zarazem imponuje znawstwo, z jakim Pan Domosławski opisuje kraje i społeczeństwa Ameryki Łacińskiej (Brazylia, Kolumbia, Meksyk, Honduras) czy Afryki Subsaharyjskiej (Kenia, Sudan Pd.). Z drugiej jednak strony w mojej opinii parokrotnie zdradził niedostateczne rozeznanie w kwestiach dotyczących innych części świata i ich kultur. Np. nie wspomina o mikrokredytach, które pomogły milionom ludzi wydobyć się ze skrajnej nędzy. Albo konstatacja jakoby Koran bronił praw kobiet lepiej niż Biblia wydaje mi się zwyczajnie naciągana. Nie znam świętych ksiąg, które bardziej (i skuteczniej) wstawiałyby się za kobietami i w ogóle osobami narażonymi na dyskryminację niż Prawo Mojżeszowe. Z prawami kobiet w chrześcijaństwie i judaizmie faktycznie różnie bywało, ale co widzimy w islamie? No, właśnie: "po owocach ich poznacie". Autor słusznie zwraca uwagę na to, że buddyści (casus prześladowań muzułmańskich Rohingjów w Birmie) wcale nie są takimi pacyfistami, jak to nam się zwykło przedstawiać. Z drugiej strony pomija jednak tło historyczne tego konfliktu. Poza tym mówiąc o mniejszościach seksualnych, może jednak warto byłoby wspomnieć, że nie tylko na światłym Zachodzie, ale i w buddyjskich krajach Azji Pd.-Wsch. cieszą się oni tolerancją otoczenia? Autor nie poruszył też losów wykluczonych na obszarze postkomunistycznych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie zwyczajnie zepchnięto na margines społeczeństwa mnóstwo ludzi, takich jak u nas mieszkańców byłych PGR-ów czy górników z rejonu Wałbrzycha. Pominięto też losy nieformalnie dyskryminowanych niskich kast w Indiach czy autochtonicznych ludów obu Ameryk: w sumie setek milionów ludzi. Rozumiem, ograniczona objętość. Jest oczywiste, że gdyby chcieć pisać szeroko o wykluczeniu we wszystkich częściach globu, trzeba by chyba kilku tomów... Jednak warto byłoby poświęcić tym ludziom choćby kilka akapitów.
Pomimo tych niedociągnięć to - powtarzam - niezwykle ważna książka. Zwłaszcza, że zwraca uwagę na problemy, które któregoś dnia mogą stać się naszym udziałem - w stopniu większym niż byśmy się spodziewali i sobie życzyli.
Wstrząsająca książka. Co więcej, spośród książek, które ukazały się w ub.r. ta z pewnością należy do najważniejszych. Porusza bowiem bez osłonek nabrzmiały problem czasu globalizacji - problem wykluczenia setek milionów mieszkańców krajów tzw. Trzeciego Świata, ale nie tylko. Obok bowiem obszarów nędzy w krajach ubogiego Południa obserwujemy też sytuację Afroamerykanów w...
więcej mniej Pokaż mimo to1996
Pan Jerzy Chociłowski (ur. 1933) to Reporter z powołania. Jego żywy, plastyczny język, uważne, wnikliwe obserwacje, w których jednak nie ma ani krzty lania wody, łatwość "wchodzenia" między ludzi, wreszcie solidna porcja poczucia humoru - to wizytówki jego warsztatu. Z całym szacunkiem do innych Autorów, ale... moim zdaniem nikt - od czasów Harry'ego Sichrovsky'ego i jego wstrząsających "Indii bez osłonek" - nie pisał tak sugestywnie o losie indyjskich nędzarzy, nikt tak nie oddał nastroju Kambodży po przejściu przez ten kraj największego w jego dziejach kataklizmu - ludobójczego reżimu Czerwonych Khmerów, nikt tak nie oddał atmosfery bangladeskich targowisk czy wietnamskich wiosek. Autor nie tyle opisuje, ile raczej zabiera Czytelnika ze sobą, pozwala mu zanurzyć się w opisywanej rzeczywistości. Oddaje głos bohaterom, cytuje ich wypowiedzi. Mamy np. rozmowę czworga rozpolitykowanych bangladeskich "muszkieterów" (jak ich nazwał Autor) i ich konkluzję: "siedzimy tu jak żaby w studni". Pan Chociłowski uważnie obserwuje zarówno tłum, jak i składające się nań poszczególne postaci: "fałszywy uśmiech fałszywego świętego", "pięciopajsowy handlarz złudzeniami" itd. itp. etc. Wyobraźnia Czytelnika pracuje na wysokich obrotach - a tego należy oczekiwać od dobrego reportażu. Dla mnie - to uczta, do której nieraz wracam.
Pan Jerzy Chociłowski był ostatnim redaktorem naczelnym miesięcznika "Kontynenty".* Oprócz własnych publikacji tłumaczył też z języków angielskiego i chińskiego. Niniejszą książkę uzupełniają barwne fotografie, niestety nienajlepszej jakości - norma w latach 80-tych. Inny mankament to fatalne introligatorstwo: ceną za przeczytanie od deski do deski mogą być liczne luźne kartki. Gdyby nie to, 9/10 byłoby jak w szwajcarskim banku.
* - https://pl.wikipedia.org/wiki/Kontynenty_(1964%E2%80%931989)
Pan Jerzy Chociłowski (ur. 1933) to Reporter z powołania. Jego żywy, plastyczny język, uważne, wnikliwe obserwacje, w których jednak nie ma ani krzty lania wody, łatwość "wchodzenia" między ludzi, wreszcie solidna porcja poczucia humoru - to wizytówki jego warsztatu. Z całym szacunkiem do innych Autorów, ale... moim zdaniem nikt - od czasów Harry'ego Sichrovsky'ego i jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07
1984
2013
Jedyne znane mi polskojęzyczne wydawnictwo albumowe poświęcone Wietnamowi (jeśli nie liczyć wydanych blisko pięć dekad temu "Niepokonanych" autorstwa Zbigniewa Staszyszyna). Niniejsza publikacja zawiera zwięzłą treść, choć mogłoby się znaleźć więcej informacji na temat wietnamskiej kultury i geografii. Fotografie - znakomite i nastrojowe, będące niewątpliwym atutem książki. Jednak i tu pojawia się "ale", ponieważ niektóre piękne regiony Wietnamu zostały pominięte lub potraktowane po macoszemu, np. region Sapa, znany z mniejszości etnicznych i malowniczych tarasów ryżowych, kompleks krajobrazowy Trang An (w 2014 r. dopisany do listy UNESCO dziedzictwa przyrodniczego), przepiękne plaże okolic Nha Trang, zatoka Ha Long czy niektóre zabytki. Album powinien chyba nosić tytuł "Wietnamczycy", koncentruje się bowiem przede wszystkim na mieszkańcach tego pięknego kraju, ich życiu codziennym, obrzędowości, rzemiośle, handlu itd. Oczywiście nie musi być to wadą, jednak spoglądając na front okładki można by oczekiwać nieco więcej, przede wszystkim więcej piękna wietnamskiej przyrody i dawnej architektury.
Jedyne znane mi polskojęzyczne wydawnictwo albumowe poświęcone Wietnamowi (jeśli nie liczyć wydanych blisko pięć dekad temu "Niepokonanych" autorstwa Zbigniewa Staszyszyna). Niniejsza publikacja zawiera zwięzłą treść, choć mogłoby się znaleźć więcej informacji na temat wietnamskiej kultury i geografii. Fotografie - znakomite i nastrojowe, będące niewątpliwym atutem książki....
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-09
2012
2017-06-22
2017-03-18
Jedna z najlepszych książek podróżniczych, jakie wpadły mi w ręce w ostatnich latach. A już na pewno jedna z najlepszych o Indonezji. Wraz z Autorami odwiedzamy różne rejony tego największego archipelagu świata zamieszkanego przez ćwierć miliarda ludzi. Przemieszczamy się od położonego na zachód od Sumatry archipelagu Mentawai poprzez dżunglę Borneo, Jawę, Lombok, aż po Papuę. Czytamy o turystyce masowej, której symbolem jest wyspa Bali, srogim ustawodawstwie antynarkotykowym, korupcji, trudnym kontaktach z sąsiednią, spowinowaconą etnicznie, językowo i kulturowo Malezją, płci pięknej (której uroda nieodmiennie przykuwa uwagę przybyszy z Zachodu), uprawie palm oleistych, świecie indonezyjskiej piłki nożnej (emocjami nie ustępującej południowoamerykańskiej), poszukiwaczach złota z wyspy Lombok, waranach z Komodo, indonezyjskiej wersji islamu, obyczajach pogrzebowych Papuasów, jawajskich walkach kogutów, tradycyjnych rikszach i wielu innych sprawach. Znajdziemy tu też pożyteczne informacje dla osób szukających możliwości robienia interesów na handlu z indonezyjskimi firmami. Ciekawy jest też rozdział pt. "Dylematy turysty niemasowego" - w zasadzie to esej dotykający kwestii orientalizmu i kontaktów kulturowych między ludźmi Wschodu i Zachodu. W końcowym rozdziale pt. "Wypożyczalnia szczęścia" znajdziemy rozważania na temat korumpujacego wpływu kultury konsumpcyjnej i globalizacji na tradycyjnie żyjące społeczności, pozwalające zrozumieć, dlaczego wielu tzw. tubylców z rezerwą podchodzi do "dobrodziejstw" współczesności. Oczywiście, można by sobie zażyczyć jeszcze innych tematów: o geologii (Indonezja to "najbardziej wulkaniczny" kraj świata), o problemach urbanizacji (Dżakarta to jedno z największych miast globu z lśniącymi wieżowcami, ale i rozległymi dzielnicami nędzy), uprawie kawy i herbaty itp. itd. etc. No, ale trudno zawrzeć wszystkie informacje o tak dużym kraju na mniej niż 300 stronach.
Atutem książki jest to, że obaj Autorzy dobrze poznali Indonezję i nawiązali wiele znajomości z jej mieszkańcami. To, w jaki zaprezentowali ten ogromny kraj - w sposób żywy, niepozbawiony poczucia humoru, a jednocześnie pomagając nam ten go zrozumieć - sprawia, że ma się ochotę wracać do tej publikacji. Taki sposób pisania książek podróżniczych jest niewątpliwie godny naśladowania.
Jedna z najlepszych książek podróżniczych, jakie wpadły mi w ręce w ostatnich latach. A już na pewno jedna z najlepszych o Indonezji. Wraz z Autorami odwiedzamy różne rejony tego największego archipelagu świata zamieszkanego przez ćwierć miliarda ludzi. Przemieszczamy się od położonego na zachód od Sumatry archipelagu Mentawai poprzez dżunglę Borneo, Jawę, Lombok, aż po...
więcej mniej Pokaż mimo to1999
Niniejsza książka w czasach PRL-u była rarytasem, przez wiele lat bodaj jedyną polską publikacją poświęconą Birmie. Jej treść to swoista podróż przez przeszłość i współczesność tego kraju. Poznajemy jego dawne dzieje, związane z podbojem krainy nad Irawadi przez ludy przybyłe w średniowieczu ze wschodniego Tybetu oraz stopniową asymilacją miejscowych ludów mon-khmerskich. Sporo miejsca Autorka poświęciła zakusom zachodnich mocarstw, zmierzających do podporządkowania sobie Birmy. Przez długi czas Birma opierała się tym zamiarom, gdyż po prostu była regionalną potęgą militarną. W XVIII w. udało się jej nawet najechać sąsiedni Syjam (obecnie zwany Tajlandią). Dzika brutalność birmańskich najeźdźców stanowi przyczynek do rozważań nad rzekomo pokojową naturą buddyzmu. W XIX w. Birma uległa ekspansji imperium brytyjskiego, jakkolwiek kosztowało to Londyn sporo czasu, sił i strat w ludziach. Nie na wiele zdały się rozpaczliwe wysiłki ostatnich władców Birmy, dążących do modernizacji kraju i ocalenia go przed brytyjską agresją. Dalej była rzeczywistość taka, jaką odnajdziemy u Orwella w jego genialnej powieści "Birmańskie dni", a więc eksploatacja kraju przez brytyjskich urzędników kolonialnych walczących z rebeliantami, upałem i nudą, między kolejnymi meczami krykieta i butelkami ginu i whisky, a wszystko oczywiście pod pozorem "misji cywilizacyjnej". Wreszcie mamy wybicie się Birmy na niepodległość, która bynajmniej nie oznaczała kresu birmańskich problemów. Podsumowując, "Kraj tysięcy pagód" to interesująca książka poświęcona burzliwej historii i niezwykle ciekawej kulturze jednego z najbardziej tajemniczych krajów Azji.
Niniejsza książka w czasach PRL-u była rarytasem, przez wiele lat bodaj jedyną polską publikacją poświęconą Birmie. Jej treść to swoista podróż przez przeszłość i współczesność tego kraju. Poznajemy jego dawne dzieje, związane z podbojem krainy nad Irawadi przez ludy przybyłe w średniowieczu ze wschodniego Tybetu oraz stopniową asymilacją miejscowych ludów mon-khmerskich....
więcej mniej Pokaż mimo to2009
O Indonezji można chyba nieskończenie... Tym razem mamy liczącą ponad cztery dekady książkę z "filatelistycznej" serii wydawnictwa KAW. Indonezja jest tu przedstawiona w sposób lekki, przystępny i zajmujący. Dowiadujemy się tu sporo o indonezyjskiej geografii, kulturze, mentalności, a także o języku. Okazuje się, że indonezyjski (Bahasa Indonesia) tak naprawdę jest jednym z najłatwiejszych do nauczenia języków świata, z łacińskim alfabetem i relatywnie prostą, logiczną gramatyką. Znakomicie spełnia on rolę lingua franca łączącego ludzi z różnych grup etnicznych tego olbrzymiego archipelagu. Tak jak w innych książkach z tej serii, również tu ilustracjami są znaczki z prezentowanego kraju, przedstawiające zaledwie maleńką cząstkę ogromnego bogactwa indonezyjskiej kultury i przyrody.
O Indonezji można chyba nieskończenie... Tym razem mamy liczącą ponad cztery dekady książkę z "filatelistycznej" serii wydawnictwa KAW. Indonezja jest tu przedstawiona w sposób lekki, przystępny i zajmujący. Dowiadujemy się tu sporo o indonezyjskiej geografii, kulturze, mentalności, a także o języku. Okazuje się, że indonezyjski (Bahasa Indonesia) tak naprawdę jest jednym z...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
Kolejna książka o Indonezji, którą "zaliczyłem". A właściwie to kolejna, która przyczyniła się do tego, że kraj ten postrzegam jako jeden z najbardziej fascynujących na świecie. Znajdujemy tu opisy poszczególnych rejonów tego największego archipelagu świata, liczącego ponad 17 tysięcy wysp, i to nie tylko najbardziej znanych, jak Jawa czy Bali, ale i tych rzadziej odwiedzanych, np. Borneo (w Indonezji znane jako Kalimantan), Celebes (Sulawesi), Moluki czy Małe Wyspy Sundajskie. Oprócz tego znajdujemy tu informacje na temat historii, kultury i mieszkańców tego azjatyckiego kolosa. Indonezja to czwarte pod względem liczby ludności państwo świata - liczy ćwierć miliarda mieszkańców. Ten dawny gospodarczy "kopciuszek" dziś imponuje tempem gospodarczego wzrostu. Jest to też kraj niesłychanie zróżnicowany pod względem etnicznym, językowym, kulturowym i religijnym. Przybysza fascynuje bogactwo i rozmaitość tutejszej kultury, architektury, kuchni, rękodzieła czy muzyki. A propos, gamelan z Jawy i Bali jest przez muzykologów uważany za jedna z najbardziej wyrafinowanych i eleganckich form muzyki. Co się tyczy religii, mimo, że większość ludności Indonezji to muzułmanie, tutejszy islam jest dużo bardziej tolerancyjny niż ma to miejsce np. w świecie arabskim. Wyjątkiem jest Aceh, prowincja położona w północnej części Sumatry. Poza tym w niektórych częściach Indonezji wyznawcy islamu ustępują liczebnie wyznawcom innych religii, np. hinduistom na Bali czy chrześcijanom w Papui, nie mówiąc o obszarach, na których przeważają animistyczne kulty plemienne. Podsumowując, niniejsza książka to - jak zwykle w serii "Podróże marzeń" - więcej niż zwykły przewodnik. To swoiste zaproszenie do odwiedzenia tego fascynującego kraju. A zagłębienie się w tę lekturę przy filiżance znakomitej indonezyjskiej kawy (niekoniecznie kopi luwak) lub herbaty to doskonała recepta na miłe spędzenie czasu. W takich momentach nieporozumienia w szkole czy pracy lub kiepska pogoda za oknem przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Na koniec ciekawostka. Poznałem kiedyś jedną Panią z Indonezji, rodowitą mieszkankę stolicy - Dżakarty, osobę wykształconą, znającą biegle angielski, całkiem nieźle niemiecki, o światowym obyciu i zarazem po indonezyjsku nienagannie uprzejmą. W pewnej chwili zeszliśmy na tematy pracy i życia w naszych krajach. Podobało się jej, że mamy dwa razy tyle dni urlopu w roku, co oni. Kiedy jednak usłyszała o obowiązkowym systemie ubezpieczeń społecznych, stwierdziła, że współczuje Europejczykom tego zniewolenia. I jak tu nie lubić Indonezyjczyków!?
Kolejna książka o Indonezji, którą "zaliczyłem". A właściwie to kolejna, która przyczyniła się do tego, że kraj ten postrzegam jako jeden z najbardziej fascynujących na świecie. Znajdujemy tu opisy poszczególnych rejonów tego największego archipelagu świata, liczącego ponad 17 tysięcy wysp, i to nie tylko najbardziej znanych, jak Jawa czy Bali, ale i tych rzadziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
Rewelacyjne wydawnictwo albumowe. Mnóstwo barwnych zdjęć i znakomicie opracowany tekst to niewątpliwe walory tej publikacji. Książka prezentuje przyrodę Indonezji, kraju zajmującego największy archipelag świata, a zarazem mogącego poszczycić się największą - obok Brazylii - liczbą znanych nauce gatunków roślin i zwierząt. Mimo upływu czasu od wydania to pozycja wciąż godna polecenia każdemu miłośnikowi fauny i flory.
Rewelacyjne wydawnictwo albumowe. Mnóstwo barwnych zdjęć i znakomicie opracowany tekst to niewątpliwe walory tej publikacji. Książka prezentuje przyrodę Indonezji, kraju zajmującego największy archipelag świata, a zarazem mogącego poszczycić się największą - obok Brazylii - liczbą znanych nauce gatunków roślin i zwierząt. Mimo upływu czasu od wydania to pozycja wciąż godna...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
Książka Pani Klarner-Śniadowskiej to - obok "Eli, Eli" Wojciecha Tochmana - najlepsza polskojęzyczna książka o Filipinach, jaką miałem w ręce. Owszem, została wydana pod koniec lat 70-tych. Ale i tak warto po nią sięgnąć, żeby razem z Autorką poznać bliżej Filipiny i ich mieszkańców. Na kartach "Wysp na szlaku tajfunów" odbędziemy podróż w różne zakątki Kraju Siedmiu Tysięcy Wysp, a także zetkniemy się ze smutkami i radościami dnia codziennego Filipińczyków. Treść uzupełniają czarno-białe fotografie. Niektóre z zawartych spostrzeżeń mogły stracić na aktualności. Np. nie wiem, czy dziś uzyskanie prawa jazdy na Filipinach jest tak łatwe, jak było w latach 70-tych. Niemniej - jako, że Filipiny mają jeden z najwyższych wskaźników przyrostu naturalnego w Azji, zapewne nadal można tam usłyszeć pytania, które zadawano Autorce: - Jak długo jesteście małżeństwem? - Ile macie dzieci? - Dlaczego tak mało po takim czasie? - Czy to z powodu choroby?... W tym miejscu nasuwa się refleksja. Otóż choć Polska i Filipiny to kraje katolickie, to jednak dziś dzieli nas mentalna przepaść. Jak bowiem wspomniałem przy recenzji "Eli, Eli", Filipiny to kraj niepodzielnie rządzony przez rzymsko-katolicką ultrakonserwę, więc wszystko tu musi przebiegać "po Bożemu" (czytaj: po kościelnemu, wszak licznik opłat za chrzty, bierzmowania czy pogrzeby musi bić). Ultrakonserwę tą mało obchodzi, co o tym myśli blisko 20% Filipińczyków nie będących katolikami (w tym całkiem liczni muzułmanie z południa archipelagu), ani jak wiele to generuje problemów. Z kolei chińska mniejszość woli szukać zbawienia bardziej namacalnego, mając gdzieś religijne dogmaty, skutkiem czego niemal całkowicie podporządkowała sobie filipińską gospodarkę. W rezultacie podział ról stał się oczywisty: Chińczycy mają pieniądze i wpływy, a Filipińczycy - własne mięśnie i liczne dzieci. Tylko tyle i aż tyle zawdzięczają jedynie słusznej religii. Tej, która uniemożliwia adopcję bezdomnych, porzuconych filipińskich dzieci osobom (także cudzoziemcom), nie będącym praktykującymi rzymskimi katolikami. Wracając z osobistych refleksji do książki Pani Klarner-Śniadowskiej. Otóż jest ona pożytecznym wprowadzeniem do filipińskiej rzeczywistości i zarazem jedną z nielicznych polskojęzycznych publikacji poświęconych Filipinom. Dodam na marginesie, że wciąż brak polskich przewodników o tym kraju, podczas gdy np. o Tajlandii czy Wietnamie jest ich całkiem sporo. Póki co, Polacy mający zamiar odwiedzić Filipiny muszą sięgać po wydawnictwa obcojęzyczne, np. świetne przewodniki australijskiego wydawnictwa "Lonely Planet". Miejmy nadzieję, że to się kiedyś zmieni. Im prędzej tym lepiej. Mimo licznych problemów społecznych czy ekonomicznych oraz mimo dotykających Filipiny klęsk żywiołowych, takich jak erupcje wulkanów, trzęsienia ziemi i niszczycielskie cyklony - jest to wyjątkowo piękny i ciekawy kraj o barwnej, niepowtarzalnej kulturze.
Książka Pani Klarner-Śniadowskiej to - obok "Eli, Eli" Wojciecha Tochmana - najlepsza polskojęzyczna książka o Filipinach, jaką miałem w ręce. Owszem, została wydana pod koniec lat 70-tych. Ale i tak warto po nią sięgnąć, żeby razem z Autorką poznać bliżej Filipiny i ich mieszkańców. Na kartach "Wysp na szlaku tajfunów" odbędziemy podróż w różne zakątki Kraju Siedmiu...
więcej mniej Pokaż mimo to1999
Kambodża widziana po wyzwoleniu tego kraju z rąk Czerwonych Khmerów. Kraj ten jest spadkobiercą jednej z najbogatszych kultur południowo-wschodniej Azji - imperium Khmerów. W latach 1863-1949 pozostawał kolonią Francji. Jeszcze w latach 60-tych był to jeden z zamożniejszych krajów Azji, eksportujący ryż, najlepszy w świecie pieprz, kauczuk, cenne gatunki drewna, kamienie szlachetne, znakomitej jakości jedwab. Kambodża usiłowała trzymać się na uboczu trwającej wojny wietnamskiej, ale obie strony tego konfliktu skutecznie wplątały ją w swoje zmagania. Po obaleniu księcia Sihanouka przez gen. Lon Nola w 1970 r. kraj ten wszedł na drogę wojny domowej między proamerykańską juntą a komunistyczną partyzantką. Rozpoczęła się najmroczniejsza dekada w khmerskich dziejach. Mieszkańcy tego spokojnego dotąd kraju poznali, co to koszmar wojny, czym są bombardowania, strzelaniny, miny lądowe... W kwietniu 1975 r. komuniści pod egidą lidera stronnictwa prochińskiego - Pol Pota przejęli władzę. Po obaleniu jego reżimu przez Wietnamczyków w styczniu 1979 r. Kambodża była już ruiną i najbiedniejszym krajem Azji. Jej ludność została zdziesiątkowana, a gospodarka, oświata i kultura - zrównane z ziemią przez Czerwonych Khmerów. Co ciekawe, niektórzy członkowie reżimu studiowali na paryskiej Sorbonie i tam, w "cywilizowanej" Europie, ulegli fascynacji komunistycznymi urojeniami. Pol Pot chyba najdalej posunął się we wprowadzaniu w życie teorii klasyków komunizmu. Wygnał ludzi z miast na tereny wiejskie, stworzył armię pracy - oczywiście przymusowej i darmowej, zlikwidował pieniądz, zlikwidował nawet instytucję rodziny, zwalczał wszelkie kulty religijne, bezlitośnie rozprawiał się z "wrogami klasowymi", eksterminował Wietnamczyków i członków innych mniejszości. Na groteskę zakrawa fakt, że do "wrogów" zaliczano nawet... osoby noszące okulary, czyli domniemanych inteligentów - tak, jakby liderzy Czerwonych Khmerów nigdy niczego nie studiowali... W ciągu 3 lat i 9 miesięcy polpotowskiego koszmaru w egzekucjach, poprzez zagłodzenie lub katorżniczą pracę zginęło między 1,5 a 3 mln ludzi, co stawia Pol Pota i jego bandę w haniebnym szeregu najgorszych zbrodniarzy w dziejach i oprawców własnego narodu.
Autorka - pisarka, podróżnik, znawczyni Azji Południowo-Wschodniej - przedstawia nam kraj stawiający pierwsze kroki na drodze odbudowy pod przywództwem elastyczniejszego, prowietnamskiego stronnictwa komunistów (brutalnie prześladowanego przez Pol Pota), usiłujący przywrócić normalność. Nie było to łatwe, kraj zmagał się z mnóstwem problemów: brakami kadrowymi (jak wspomniałem, ludzi wykształconych bezlitośnie eksterminowano), zdewastowaną infrastrukturą, rzeszą inwalidów i sierot, ludźmi cierpiącymi na skutek urazów psychicznych będących rezultatem tego, co przeszli, praktycznie nie istniejącymi systemami edukacji i służby zdrowia, zdewastowanymi zabytkami i innymi dziełami sztuki. Te i inne problemy znajdujemy na kartach książki. Wstrząsająca to lektura. Treść uzupełniają czarno-białe zdjęcia.
Kambodża widziana po wyzwoleniu tego kraju z rąk Czerwonych Khmerów. Kraj ten jest spadkobiercą jednej z najbogatszych kultur południowo-wschodniej Azji - imperium Khmerów. W latach 1863-1949 pozostawał kolonią Francji. Jeszcze w latach 60-tych był to jeden z zamożniejszych krajów Azji, eksportujący ryż, najlepszy w świecie pieprz, kauczuk, cenne gatunki drewna, kamienie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011
Niezwykle interesujące wydawnictwo poświęcone jednemu z wciąż najmniej znanych krajów Azji - Birmie. Na kartach tej pięknie wydanej książki poznajemy fascynujący kraj, jego mieszkańców, w tym mniejszości etniczne, poza tym bogactwo i różnorodność kultury oraz piękno birmańskiej przyrody i krajobrazu. Tekst jest spójny, a cała książka została napisana w sposób przejrzysty i uporządkowany. Wraz ze świetnymi, często niebywale nastrojowymi zdjęciami pozwala wręcz poczuć atmosferę tej azjatyckiej krainy. Autorzy - Państwo Kobusowie - to małżeństwo podróżujące z dwójką małoletnich synów. Okazuje się, że dzieci wcale nie muszą być przeszkodą w podróżowaniu. Przeciwnie, ich obecność może bardzo wzbogacić dalekie wojaże. Działa to zresztą w obie strony. Obcowanie z innymi kulturami to bowiem dla każdego - a zwłaszcza dziecka - wspaniała lekcja, która może obficie procentować w późniejszym życiu.
P.S. Książka powstała gdy Birma była jeszcze krajem rządzonym przez wojskową juntę. Obecnie jest to kraj, w którym rządzą przywódcy wybrani w sposób demokratyczny. Trzeba na to wziąć poprawkę w trakcie lektury fragmentów mówiących o sytuacji politycznej w Birmie.
Niezwykle interesujące wydawnictwo poświęcone jednemu z wciąż najmniej znanych krajów Azji - Birmie. Na kartach tej pięknie wydanej książki poznajemy fascynujący kraj, jego mieszkańców, w tym mniejszości etniczne, poza tym bogactwo i różnorodność kultury oraz piękno birmańskiej przyrody i krajobrazu. Tekst jest spójny, a cała książka została napisana w sposób przejrzysty i...
więcej mniej Pokaż mimo to1996
2009
Jedna z niewielu książek w polskiej literaturze poświęconych Filipinom. Autor przybliża dzieje, geografię, kulturę i mieszkańców archipelagu Siedmiu Tysięcy Wysp. Jednak Czytelnika spragnionego bliższych opisów filipińskich krajobrazów czy obyczajowości zapewne bardziej ukontentują nieco starsze "Wyspy na szlaku tajfunów" autorstwa Magdaleny Klarner-Śniadowskiej.
Jedna z niewielu książek w polskiej literaturze poświęconych Filipinom. Autor przybliża dzieje, geografię, kulturę i mieszkańców archipelagu Siedmiu Tysięcy Wysp. Jednak Czytelnika spragnionego bliższych opisów filipińskich krajobrazów czy obyczajowości zapewne bardziej ukontentują nieco starsze "Wyspy na szlaku tajfunów" autorstwa Magdaleny Klarner-Śniadowskiej.
Pokaż mimo to
Reportaże bardzo ciekawe, może czasami wydają się zbyt jednostronne - na niekorzyść Tajlandii. Ale tak bywa w kraju, który najwyraźniej utknął w pułapce średniego poziomu rozwoju, z PKB per capita na poziomie Argentyny i Meksyku i gdzie w wielu sferach życia społecznego i gospodarczego jest jeszcze sporo do nadrobienia.
Natomiast okładka to porażka, jeszcze jeden przyczynek w kierunku budowania przesadnego, krzywdzącego wizerunku Tajlandii jako celu tzw. turystyki seksualnej. Pomijam już lapsusy takie jak mylenie trylionów z bilionami (angielski "trillion" to nic innego jak polski "bilion") czy zwroty typu "gotówka, pieniądze i akty własności" (a ja myślałem, że gotówka to też pieniądze...). No, ale nie czepiajmy się, w końcu to podobno debiut Autorki. Tylko nie wiem, czy również nie jest to debiut Osoby odpowiedzialnej za korektę. ;)
Reportaże bardzo ciekawe, może czasami wydają się zbyt jednostronne - na niekorzyść Tajlandii. Ale tak bywa w kraju, który najwyraźniej utknął w pułapce średniego poziomu rozwoju, z PKB per capita na poziomie Argentyny i Meksyku i gdzie w wielu sferach życia społecznego i gospodarczego jest jeszcze sporo do nadrobienia.
więcej Pokaż mimo toNatomiast okładka to porażka, jeszcze jeden...