-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać30
Biblioteczka
2023-10-24
2020-07-24
2019-03-25
Na początek postawmy pytanie: Jak wyglądałaby Japonia (ok. 0,4% katolików i 0,6% innych chrześcijan), gdyby została schrystianizowana na sposób katolicki? Gdyby udało się to w niewielkim zakresie, wciąż mogłaby zachować swoją tożsamość. Nota bene, odsetek katolików w sąsiedniej Korei Pd. wynosi ok. 8% i Korea pozostaje Koreą. A jak wyglądałaby Japonia, gdyby udało się ją "skatoliczyć" w takim stopniu, jak np. Filipiny (81% katolików) czy kraje Ameryki Łacińskiej (ok. 90% katolików), gdzie miejscowe kulty zostały spacyfikowane lub wchłonięte przez kościół rzymski? No cóż, zapewne wyglądałaby tak, jak tamte kraje. Do dziś te byłe kolonie nie mogą się pozbierać ze wstrząsu jakim był ten podbój, i z kolonialno-feudalnej spuścizny. Niewykluczone, że władcy Japonii wzięli pod uwagę niebezpieczeństwo takiego obrotu sprawy. Dodajmy, że katolicyzm podważał wiele reguł rządzących japońskim społeczeństwem. To musiało negatywnie wpłynąć na postrzeganie go przez władze. W rezultacie kraj będący dotąd sceną pokojowej koegzystencji buddyzmu i szintoizmu, nagle odrzucił swoją tolerancję i zdecydował się wytępić "importowaną" religię. Okrucieństwo, z jakim szogunat rozprawił się z "cudzoziemską zarazą" budzi nieprzyjemny dreszcz, ale nie zapominajmy, że mówimy o czasach, w których nawet w "chrześcijańskiej" Europie i jej koloniach można było wyzionąć ducha na stosie, palu, zostać rozwłóczonym przez konie, połamanym kołem, zanurzonym we wrzącym oleju bądź zakończyć żywot na wiele innych mało przyjemnych sposobów. Metody stosowane przez ówczesnych Japończyków nie odbiegały więc od powszechnie stosowanych "standardów". Poza tym w świecie katolickim panował feudalizm - tak samo jak w Japonii. Wymiana panów pogańskich na katolickich niewiele by zmieniła w życiu japońskich chłopów, stanowiących zdecydowaną większość mieszkańców ówczesnego Nipponu. Za to jest niemal pewne, że umiejscowiłaby ten kraj na tych samych cywilizacyjnych manowcach, na których znalazły się kolonie hiszpańskie i portugalskie. Jakkolwiek zabrzmi to brutalnie, Japończycy dla własnego dobra szybko i energicznie pozbyli się intruzów. Pamiętajmy, że były to czasy kolonializmu, czasy bezpardonowych prób podporządkowania Europejczykom każdego kraju, który nie okazał się dostatecznie silny, by stawić im czoła. Po prostu: "Albo my ich, albo oni nas". Dodatkowo, Hiszpanie i Portugalczycy nie zadowalali się - jak np. Anglicy czy Holendrzy - eksploatacją ekonomiczną podbitych obszarów. Z religijnym fanatyzmem "uszczęśliwiali" pokonane narody, niszczyli i deformowali ich kulturę. Gdzie są dziś kultury Azteków i Inków? Kim jeśli nie pariasami na własnej ziemi są ich potomkowie?... To, że Bóg milczał, niczego nie dowodzi. Dlaczego miał zabierać głos, skoro zarówno "pogańscy" władcy Japonii, jak i "chrześcijańscy" papieże oraz monarchowie interesowali się wojną i polityką, a nie Jego PRAWDZIWYM przesłaniem? Patrząc z perspektywy czasu reakcja szogunatu na ekspansję katolicyzmu była chyba jedyną możliwą decyzją. Dziś Japonia pozostaje tym, czym była od wieków: krajem niezwykle bogatej, wyrafinowanej kultury, która zaadoptowała też liczne cudzoziemskie elementy - zarówno zachodnie, jak i chińskie, ale nie pozwoliła im się "zagłuszyć". Co więcej, dzisiejsza Japonia to majętne, światłe i nowoczesne społeczeństwo, a nie bananowa republika zarządzana przez jakiegoś wąsatego macho z pistoletem za pasem, otoczonego gorylami i dobrze odżywionymi biskupami. W tak tolerancyjnym kraju mogła ukazać się książka taka jak "Milczenie" - książka mimo wszystko ważna. Ważna (pomijając fascynację Autora katolicyzmem) przede wszystkim z historycznego punktu widzenia, bo podobnie jak słynny "Shogun" Jamesa Clavella poruszająca jeden z decydujących momentów w dziejach Kraju Wschodzącego Słońca.
Na początek postawmy pytanie: Jak wyglądałaby Japonia (ok. 0,4% katolików i 0,6% innych chrześcijan), gdyby została schrystianizowana na sposób katolicki? Gdyby udało się to w niewielkim zakresie, wciąż mogłaby zachować swoją tożsamość. Nota bene, odsetek katolików w sąsiedniej Korei Pd. wynosi ok. 8% i Korea pozostaje Koreą. A jak wyglądałaby Japonia, gdyby udało się ją...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09
2009
1989
2018-01-22
Jak Tłumaczka, a także sama Autorka zaznaczyły na początku książki, niniejsza publikacja to plon rozmów Autorki z mieszkańcami Japonii. Z założenia była to próba zrozumienia i przybliżenia Amerykanom, zarówno decydentom
i administracji prezydenta Trumana, jak i zwykłym obywatelom kultury i mentalności narodu, z którym dopiero co przyszło im stoczyć zaciekłą, bezpardonową wojnę. Zadaniem tej publikacji było też pomóc amerykańskim politykom i wojskowym zrozumieć japońskie wartości, a przez to być w stanie umiejętnie nadzorować powrót do normalności w pokonanym i okupowanym kraju. Książka m. in. wyjaśnia, jak i dlaczego Amerykanie zorganizowali okupację Japonii w inny sposób niż miało to miejsce w wypadku Niemiec i Włoch - w sposób dający Japończykom więcej autonomii niż narodom pokonanych krajów Europy.
Publikacja ta jest też ważna z punktu widzenia polskiego czytelnika. O ile bowiem na naszym rynku księgarskim jest sporo książek dotyczących Kraju Kwitnącej Wiśni, o tyle niewiele z nich w sposób tak dogłębny i precyzyjny wyjaśnia kwestie dotyczące japońskich wartości. Również w internecie sprawa ta nie wygląda za dobrze. Np. w polskojęzycznej Wikipedii kompletnie pomieszano pojęcia giri i gimu (moralnego długu możliwego do spłacenia i moralnego długu, którego jednostka nie jest w stanie spłacić, np. wobec rodziców). Na tak kiepskim tle książka Pani Benedict wyróżnia się w sposób ewidentny.
Kolejny walor tej publikacji to zaznaczenie podobieństw i (zwłaszcza) różnic między kulturą Japonii a cywilizacją chińską. Ze społecznego punktu widzenia Japonia na przestrzeni wieków była bliższa Europie niż Chinom jeśli chodzi o dość hermetyczne podziały klasowe. Mało tego, awans społeczny ambitnych jednostek bywał w Japonii nawet bardziej osiągalny niż w wielu kulturach Zachodu. Niemniej w Japonii nigdy nie było tak szerokich sposobności awansu jak w klanowym społeczeństwie Chin, gdzie możliwość zdobycia wykształcenia i awansu związanego z służbą w roli urzędnika (mandaryna) była otwarta dla wszystkich i gdzie przynależności danej jednostki czy rodziny nie określała klasa społeczna, a klan skupiający ludzi o różnej pozycji społecznej, jednak związany pewną solidarnością opartą na pochodzeniu od wspólnego przodka. W Chinach główną barierą mogły być pieniądze (te często pochodziły od społeczności, z której wywodził się kandydat na cesarskiego urzędnika) oraz pracowitość i zapał do nauki, względnie osobiste uzdolnienia. W Japonii natomiast, mimo oparcia systemu biurokratycznego na chińskich wzorach, piastowane urzędy zależały od pochodzenia klasowego, co upodabniało japoński feudalizm do znanego przez wieki z krajów Zachodu (może za wyjątkiem krajów anglosaskich, Niderlandów czy Skandynawii, gdzie pracowity i zdolny człowiek z "gminu" mógł się wybić niczym chiński mandaryn z chłopskim rodowodem).
Czynnikiem, który z kolei wyraźnie różnił Japonię (ale już niekoniecznie Chiny) od kultur Zachodu, był wymóg całkowitego podporządkowana osobie cesarza, a na kolejnych szczeblach władzy - lokalnym zwierzchnikom (daimyo), wreszcie rodzicom. W Chinach cesarz co prawda miał władzę realną, a nie - jak w Japonii - symboliczną (realną do epoki Meiji posiadał szogun, a potem politycy, wojskowi i wielkie koncerny), zarazem jednak musiał liczyć się z utratą "mandatu nieba", np. gdy podwładni uznali, że władca postępuje w sposób sprzeczny z powszechnie przyjętą etyką. Stąd tyle dynastii w dziejach Chin w porównaniu z jedyną, jaką zna historia Japonii. Tu nasuwa się konkluzja, że Chińczycy, podobnie jak ludzie Zachodu, od dawna uznawali istnienie etyki obiektywnej, która w pewnych sytuacjach dopuszczała niepodporządkowanie cesarzowi, zwierzchnikom lokalnym czy też własnym rodzicom, podczas gdy Japończycy, którzy "przefiltrowali" konfucjanizm przez "sito" własnych uwarunkowań społeczno-kulturowych, moralność sprzęgnęli ściśle z wywiązywaniem się przez jednostkę z różnorakich zobowiązań, moralnych długów itd. Wyjątkiem w Japonii było moralne zobowiązanie do troski o własne dobre imię, które mogło popchnąć np. samuraja - wasala do buntu, gdy tenże doznał upokorzenia ze strony zwierzchnika, nawet gdy był nim daimyo - dysponujący ogromną władzą lokalny lider będący z grubsza odpowiednikiem europejskich książąt. Trudno powiedzieć, w jakiej mierze jest to rezultat wpływu kultury Chin z jej dążeniem do "zachowania twarzy", a na ile jest to rys specyficznie japoński.
Nie wiem, na ile książka jest aktualna obecnie i w jakim stopniu przeciętny Japończyk kieruje się gimu i giri w XXI wieku. Niemniej publikacja Pani Benedict to znakomity wgląd w funkcjonowanie japońskiego społeczeństwa na przestrzeni wieków, aż do lat 40-tych ubiegłego stulecia. Książka tym cenniejsza, że napisana przez osobę będącą światowym autorytetem w dziedzinie antropologii kulturowej. Dałbym może i więcej gwiazdek, gdyby Pani Benedict mieszkała w Japonii. Trudno jednak tego oczekiwać od osoby będącej obywatelką kraju, który stoczył z Japonią wojnę, a i wcześniej miał z nią dość napięte stosunki. Niemniej zaraz po wojnie Amerykanie nie mieli żadnych trudności z nawiązaniem dobrych kontaktów z Japończykami, z czego Autorka skwapliwie skorzystała. Książka wyjaśnia też, jak to było możliwe, dlaczego dopiero co pokonani w zaciekłej wojnie Japończycy nie wykazywali wobec Amerykanów żadnej nienawiści czy żądzy zemsty. Ciekawe jest też wyjaśnienie radykalnie odmiennego traktowania przez Japończyków jeńców rosyjskich w wojnie 1904-1905 i jeńców alianckich w czasie II wojny światowej.
P.S. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o życiu w Japonii w czasie wojny na Pacyfiku, to zdecydowanie polecam Wam "Od Pearl Harbor do Hirosimy" autorstwa francuskiego dziennikarza Roberta Guillaina. Oczywiście, jeśli jeszcze nie czytaliście. :)
Jak Tłumaczka, a także sama Autorka zaznaczyły na początku książki, niniejsza publikacja to plon rozmów Autorki z mieszkańcami Japonii. Z założenia była to próba zrozumienia i przybliżenia Amerykanom, zarówno decydentom
więcej Pokaż mimo toi administracji prezydenta Trumana, jak i zwykłym obywatelom kultury i mentalności narodu, z którym dopiero co przyszło im stoczyć zaciekłą, bezpardonową...