-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać385
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2011
1991
2017-04-22
1994
2018-05-25
Najlepsza pozycja na temat Afryki, z jaką zetknąłem się od dłuższego czasu. Pan Rosiak przemierza szereg krajów Afryki Subsaharyjskiej, opisuje jej realia, nie stroniąc od tematów bolesnych i drastycznych, ale też przede wszystkim oddaje głos samym Afrykanom. Próbuje pomóc nam spojrzeć na afrykańską rzeczywistość z perspektywy samych mieszkańców Czarnego Lądu, a nie jedynie zachodnich mediów, nieodmiennie ukazujących Afrykę w sposób upokarzający i uwłaczający Afrykanom, tzn. jako ziemię trapioną rozmaitymi plagami, wręcz funkcjonującą tylko dzięki dobroczynności białych. Autor demaskuje różne mity dotyczące Afryki. Udowadnia, że wielu białych i stworzonych przez nich organizacji wręcz żeruje na biedzie Czarnego Lądu. Wykazuje, że szeroko zakrojone programy pomocy wbrew intencjom ich inicjatorów mogą służyć interesom autorytarnych reżimów (casus koncertu Live Aid i reżimu Mengistu w Etiopii).
Tu dygresja. Ktoś z recenzentów stwierdził, że Autor zachwala współpracę Afryki z Chinami, którym nie zależy na ochronie środowiska. A czy Europejczykom na niej zależy, skoro przez dekady traktowali Afrykę jako wysypisko swoich śmieci, w tym toksycznych odpadów?... Poza tym, jak to Autor niby "zachwala", skoro oddaje głos samym Afrykanom, np. profesorowi uniwersytetu w Luandzie, stolicy Angoli, który zwięźle wyjaśnił przyczyny takiego a nie innego stanowiska Afrykanów?
To właśnie bliski kontakt z mieszkańcami Afryki, z tym, co sami mówią o swoich problemach i aspiracjach, przesądza o wartości tej książki. Jedyne, czego mi zabrakło, to przykładów krajów, które od dekad cechuje stabilność i względna zamożność. Chodzi mi np. o Botswanę, Mauritius i Seszele. No, ale miejmy też na uwadze ograniczoną objętość publikacji. Przecież Afryka to ponad 50 krajów i trudno każdemu z nich poświęcić rozdział.
Podsumowując, "Żar" to lektura z gatunku obowiązkowych. Zwłaszcza dla tych, którzy chcą poznać bliżej Afrykę i jej problemy. Niestety, mam wrażenie, że wciąż niewiele jest równie wartościowych książek z "branży" non-fiction na polskim rynku wydawniczym.
Najlepsza pozycja na temat Afryki, z jaką zetknąłem się od dłuższego czasu. Pan Rosiak przemierza szereg krajów Afryki Subsaharyjskiej, opisuje jej realia, nie stroniąc od tematów bolesnych i drastycznych, ale też przede wszystkim oddaje głos samym Afrykanom. Próbuje pomóc nam spojrzeć na afrykańską rzeczywistość z perspektywy samych mieszkańców Czarnego Lądu, a nie jedynie...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
W serii "Kontynenty" ukazało się niemało ciekawych i udanych pozycji, m.in. poświęcona Birmie książka "Kraj tysięcy pagód" autorstwa Moniki Warneńskiej, "Nepal, królestwo wśród chmur" Krzysztofa Dębnickiego czy "Świt nad Nigrem" Władysława Śliwki-Szczerbica, która to książka dotyczy Nigerii. Znając te udane publikacje, a także "Różne barwy Sahelu" autorstwa samej Pani Czekały-Muchy, sięgałem po niniejszą książkę licząc na ciekawą lekturę, wręcz czytelniczą przygodę krajoznawczą. Tak się jednakowoż nie stało. Zamiast tytułowych wędrówek po Angoli mamy tu "wędrówki" po historii i polityce tego kraju, ze szczególnym uwzględnieniem upadku portugalskiego panowania w Angoli oraz trudnych pierwszych lat niepodległości. Nie dyskwalifikuje to książki, jednak myślę, że lepiej byłoby ją zatytułować inaczej. Tymczasem, trudno - stało się. Szkoda, bo wędrówek w "Wędrówkach..." jak na lekarstwo, a Czytelnik szukający informacji o geografii i kulturze tego malowniczego kraju zwyczajnie się rozczaruje.
W serii "Kontynenty" ukazało się niemało ciekawych i udanych pozycji, m.in. poświęcona Birmie książka "Kraj tysięcy pagód" autorstwa Moniki Warneńskiej, "Nepal, królestwo wśród chmur" Krzysztofa Dębnickiego czy "Świt nad Nigrem" Władysława Śliwki-Szczerbica, która to książka dotyczy Nigerii. Znając te udane publikacje, a także "Różne barwy Sahelu" autorstwa samej Pani...
więcej mniej Pokaż mimo to2007
1991
1995
2011
Książka drogi. Autor wędruje przez Czarną Afrykę. Odwiedza kraje, które ledwo istnieją w naszej świadomości, a jeśli już, to na ogół kojarząc się ze skrajną biedą i zacofaniem, tudzież brutalnymi dyktaturami i konfliktami zbrojnymi. Afryka, jaką widzimy w książce Pana Olszewskiego, jest również pełna mrocznych stron, ale nie tylko. Jest tu też smak nieprzewidywalności i ryzyka, w który - mówiąc półżartem - świetnie wpisuje się zaporoski osełedec Autora. Podsumowując, przy lekturze "Mrocznego kontynentu" człowiek czuje, że podąża śladem czegoś innego niż wypad na Mazury czy nad Morze Śródziemne - przedsięwzięcia na zupełnie innym poziomie ryzyka, przygody życia w pełnym tego słowa znaczeniu.
Książka drogi. Autor wędruje przez Czarną Afrykę. Odwiedza kraje, które ledwo istnieją w naszej świadomości, a jeśli już, to na ogół kojarząc się ze skrajną biedą i zacofaniem, tudzież brutalnymi dyktaturami i konfliktami zbrojnymi. Afryka, jaką widzimy w książce Pana Olszewskiego, jest również pełna mrocznych stron, ale nie tylko. Jest tu też smak nieprzewidywalności i...
więcej mniej Pokaż mimo to1994
W postkolonialnej Afryce nie zabrakło dyktatorów o ciężkiej ręce i lepkich palcach. Zwykle mieli oni na koncie niezliczone ofiary, monstrualną korupcję i gospodarczą ruinę. I choć zdarzały się kraje afrykańskie mające więcej szczęścia do rządzących, to generalnie Afryka była (i jest) postrzegana jako kontynent ułomny, pozbawiony elit zdolnych do samodzielnego pokierowania niepodległym bytem swoich krajów. Omawiany w niniejszej książce Jean-Bedel Bokassa nie był ludobójcą jak Idi Amin, ani nie nakradł miliardów jak Mobutu. Za to przebił wszystkich swoimi ambicjami ocierającymi się o komizm. W trakcie lektury obserwujemy karierę kolejno: prostego wojaka w służbie francuskich kolonialistów, potem oficera w armii niepodległej Republiki Środkowoafrykańskiej, wreszcie wojskowego dyktatora, a na sam koniec - Bokassę I, samozwańczego cesarza ledwo 3-milionowego wówczas kraju, człowieka ogarniętego megalomanią i przemożną chęcią naśladowania Bonapartego. Do tego dochodzi masakra protestujących przeciw posunięciom Bokassy młodych ludzi oraz pogłoski o jego kanibalizmie. W rezultacie dawny sojusznik Francji staje się dla Paryża kompromitujący i to decyduje o odsunięciu go od władzy rękoma tego samego człowieka, którego sam Bokassa kiedyś obalił przy poparciu Francuzów - Davida Dacko. Autor rozważa, w jakim stopniu Bokassa stał się ofiarą własnych kompleksów i ambicji, a w jakim - swoistym "produktem" francuskiego kolonializmu, a potem neokolonializmu. Ciekawa i pobudzająca do refleksji książka.
W postkolonialnej Afryce nie zabrakło dyktatorów o ciężkiej ręce i lepkich palcach. Zwykle mieli oni na koncie niezliczone ofiary, monstrualną korupcję i gospodarczą ruinę. I choć zdarzały się kraje afrykańskie mające więcej szczęścia do rządzących, to generalnie Afryka była (i jest) postrzegana jako kontynent ułomny, pozbawiony elit zdolnych do samodzielnego pokierowania...
więcej mniej Pokaż mimo to1993
1993
1994
1991-09
Sahel to obszar położony bezpośrednio na południe od największej pustyni świata - Sahary. Niniejsza książka przedstawia różne kraje tego regionu: Senegal, Mali, Burkinę Faso, Niger, Czad. Zapoznajemy się z ich polityką, gospodarką, kulturą. Mimo upływu ponad trzech dekad od wydania, wiele z opisanych w książce zagadnień pozostaje aktualnych, a to dlatego, że kraje te nadal zmagają się z ubóstwem i niskim poziomem rozwoju gospodarczego. Wystarczy powiedzieć, że ich kluczowym źródłem dochodów z eksportu były - i w dużej mierze nadal są - orzeszki ziemne. Oprócz występujących od czasu do czasu zamachów stanu, pojawiają się tam konflikty zbrojne. W latach 80-tych ich areną był Czad, a dziś - Mali. Niech jednak te problemy nie przesłaniają nam faktu, że kraje te pod względem krajobrazowym, etnograficznym czy architektonicznym są po prostu niepowtarzalne. Dodajmy, że Pani Czekała-Mucha (ur. 1931) to znana reporterka, Autorka wielu książek poświęconych Afryce i krajom arabskim. Oprócz tego publikowała w miesięczniku "Kontynenty".*
* - Chodzi mi o miesięcznik wydawany w latach 1964-1989. Więcej tu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kontynenty_(1964%E2%80%931989)
Sahel to obszar położony bezpośrednio na południe od największej pustyni świata - Sahary. Niniejsza książka przedstawia różne kraje tego regionu: Senegal, Mali, Burkinę Faso, Niger, Czad. Zapoznajemy się z ich polityką, gospodarką, kulturą. Mimo upływu ponad trzech dekad od wydania, wiele z opisanych w książce zagadnień pozostaje aktualnych, a to dlatego, że kraje te nadal...
więcej mniej Pokaż mimo to2010
Lata osiemdziesiąte ubiegłego stulecia. Demokratyczna Republika Konga (nie mylić z Republiką Konga - dawną kolonią Francji), czy raczej Zair, jak nazywał się ten kraj pod rządami Mobutu Sese Seko. Autorka wyrusza śladami wuja - katolickiego misjonarza. Obserwuje kraj zubożały, pogrążony w korupcji i marazmie. Spotyka się z wieloma ludźmi, w tym z samym dyktatorem. W świetle jej relacji Kongijczykom wiodło się lepiej pod rządami Belgów. Można się spierać z tą opinią lub ją zaakceptować. Jest faktem, że trwające ponad 31 lat rządy Mobutu stanowiły groteskową mieszaninę korupcji, kleptokracji i totalnej indolencji, czego namacalną ilustracją był katastrofalny stan kongijskiej infrastruktury. To, co Belgowie zbudowali, Mobutu zwyczajnie zaniedbał. Dyktator ten dbał bowiem głównie o stan kont w zagranicznych bankach, przy czym szacuje się, że chodzi o kwoty rzędu co najmniej 4 mld ówczesnych dolarów. Do legendy przeszły jego wojaże Concorde'm na zakupy do Paryża, podczas gdy zarządzany przez niego kraj obsuwał się w dół na liście najuboższych państw świata. Mobutu obsadzał kluczowe stanowiska w władzach swoimi ziomkami z ludu Ngbandi, żyjącego na obszarze północnego Konga oraz Republiki Środkowoafrykańskiej. Nota bene, to jeszcze jeden przykład na to, jak kolonialne granice - odziedziczone przez niepodległe kraje Afryki - nijak się mają do terytoriów zamieszkiwania różnych grup etnicznych. Nie ulega więc wątpliwości, że za problemy współczesnej Afryki w dużej mierze odpowiadają dawne państwa kolonialne, rządzące w myśl dewizy "dziel i rządź". Tym bardziej, że te ostatnie na ogół hamowały rozwój miejscowych elit intelektualnych, które mogłyby stanąć na czele ruchów niepodległościowych. Tak było w belgijskim Kongu. Kraj ten u progu niepodległości był prawie pozbawiony własnych inżynierów, lekarzy, nauczycieli... Mobutu i jego dyletanckie, złodziejskie otoczenie były więc poniekąd produktami belgijskiego kolonializmu. Jego rządy zresztą były na rękę Belgii i innym krajom Zachodu, z którymi współpracował, udostępniając im bogate złoża surowców. Tubylcy - jak w czasach Belgów - praktycznie nic z tego nie mieli. Ziomkowie Mobutu zastąpili kolonizatorów. A ponieważ - w odróżnieniu od belgijskich urzędników i stróżów porządku - mieszkali tylko na północy, więc tym mniej Mobutu interesował się rozbudową infrastruktury w innych regionach kraju. Po co mieliby ją użyć buntownicy z innych części Konga?... Część tych przemyśleń znajdujemy na kartach książki. Dominuje jednak ton pewnej tęsknoty za czasami kolonialnymi. Cóż, trzeba wziąć poprawkę na belgijską narodowość Autorki. Bo czy łatwo byłoby jej przyznać, że belgijscy kolonialiści byli jednymi z najgorszych w Afryce? Że byli z grubsza tyle warci, co Mobutu? Abstrahując od tych ułomności, trzeba przyznać, że książka jest świetnie napisana. Niemal czuje się atmosferę opisywanego kraju, zwłaszcza specyficzny marazm i tajemniczość centrum Konga - jednego z najmniej zbadanych terenów świata, owego conradowskiego "jądra ciemności". Autorka nie narzuca swoich poglądów, jest to raczej coś w rodzaju łagodnej sugestii - tak przynajmniej to odebrałem. Przez to lektura pozwala Czytelnikowi na spokojne formułowanie własnych wniosków, zamiast go irytować arbitralnością osądów - co niestety jest udziałem wielu Autorów. Myślę, że "Powrót do Konga" to wartościowa pozycja dla każdego, kto chce poznać realia postkolonialnej Afryki.
Lata osiemdziesiąte ubiegłego stulecia. Demokratyczna Republika Konga (nie mylić z Republiką Konga - dawną kolonią Francji), czy raczej Zair, jak nazywał się ten kraj pod rządami Mobutu Sese Seko. Autorka wyrusza śladami wuja - katolickiego misjonarza. Obserwuje kraj zubożały, pogrążony w korupcji i marazmie. Spotyka się z wieloma ludźmi, w tym z samym dyktatorem. W świetle...
więcej mniej Pokaż mimo to2012
Kraje, które w naszej świadomości należą do tzw. "trzeciego świata" nazbyt często stają się żerem poszukiwaczy taniej sensacji, którzy bez wnikania w detale rozczulają się, jacy to ci Azjaci, Afrykanie czy Latynosi biedni, zacofani, pozbawieni zachodnich osiągnięć, a przy tym ledwo zauważają kulturowe bogactwo, piękno i różnorodność tych krajów. Tym razem jednak mamy do czynienia z książką autorstwa kogoś naprawdę zainteresowanego kulturą odwiedzanego kraju. Autor nie idealizuje, nie unika tematów niewygodnych dla etiopskich gospodarzy, ale też się na nich nie skupia. Pokazuje Etiopię taką, jaka ona jest - krajem bogatej kultury, gościnnych ludzi, zachwycającej przyrody i mozolnego wydobywania się z wiekowego zacofania. "Trzy filiżanki Etiopii" - blisko cztery dekady po publikacji cenionej przeze mnie "Etiopii" autorstwa Jana Weraksy - na nowo przybliża ten fascynujący kraj. Dodatkowym atutem jest aneks dotyczący języka amharskiego.
Kraje, które w naszej świadomości należą do tzw. "trzeciego świata" nazbyt często stają się żerem poszukiwaczy taniej sensacji, którzy bez wnikania w detale rozczulają się, jacy to ci Azjaci, Afrykanie czy Latynosi biedni, zacofani, pozbawieni zachodnich osiągnięć, a przy tym ledwo zauważają kulturowe bogactwo, piękno i różnorodność tych krajów. Tym razem jednak mamy do...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wstrząsająca książka. Co więcej, spośród książek, które ukazały się w ub.r. ta z pewnością należy do najważniejszych. Porusza bowiem bez osłonek nabrzmiały problem czasu globalizacji - problem wykluczenia setek milionów mieszkańców krajów tzw. Trzeciego Świata, ale nie tylko. Obok bowiem obszarów nędzy w krajach ubogiego Południa obserwujemy też sytuację Afroamerykanów w USA, uchodźców szturmujących bramy Europy czy Palestyńczyków żyjących na marginesie nowoczesnego, zamożnego Izraela. Obserwujemy położenie ludzi skazanych na wykluczenie z powodu swojej płci, religii, przynależności społecznej czy etnicznej. Widzimy życie obywateli krajów, w których panuje fasadowa demokracja i gdzie za wiedzą i zgodą władz łamane są wszelkie ludzkie prawa, włącznie z prawem do życia (casus Kolumbii czy Hondurasu). Książka rozprawia się też z mitami założycielskimi kolonializmu i jego unowocześnionej, sprytniejszej wersji - neokolonializmu, ową wymówką gwałtu, jaki przez wieki bogata Północ narzucała słabszej części ludzkości. Dodatkowym walorem publikacji są umiejętnie wplecione wątki historyczne, społeczne czy kulturowe pozwalające należycie zrozumieć omawiane zjawiska i ich genezę. Książka jest pisana jasnym, klarownym językiem. Nie ma w niej taniego, dickensowskiego sentymentalizmu, ani naukowego przynudzania. Zarazem imponuje znawstwo, z jakim Pan Domosławski opisuje kraje i społeczeństwa Ameryki Łacińskiej (Brazylia, Kolumbia, Meksyk, Honduras) czy Afryki Subsaharyjskiej (Kenia, Sudan Pd.). Z drugiej jednak strony w mojej opinii parokrotnie zdradził niedostateczne rozeznanie w kwestiach dotyczących innych części świata i ich kultur. Np. nie wspomina o mikrokredytach, które pomogły milionom ludzi wydobyć się ze skrajnej nędzy. Albo konstatacja jakoby Koran bronił praw kobiet lepiej niż Biblia wydaje mi się zwyczajnie naciągana. Nie znam świętych ksiąg, które bardziej (i skuteczniej) wstawiałyby się za kobietami i w ogóle osobami narażonymi na dyskryminację niż Prawo Mojżeszowe. Z prawami kobiet w chrześcijaństwie i judaizmie faktycznie różnie bywało, ale co widzimy w islamie? No, właśnie: "po owocach ich poznacie". Autor słusznie zwraca uwagę na to, że buddyści (casus prześladowań muzułmańskich Rohingjów w Birmie) wcale nie są takimi pacyfistami, jak to nam się zwykło przedstawiać. Z drugiej strony pomija jednak tło historyczne tego konfliktu. Poza tym mówiąc o mniejszościach seksualnych, może jednak warto byłoby wspomnieć, że nie tylko na światłym Zachodzie, ale i w buddyjskich krajach Azji Pd.-Wsch. cieszą się oni tolerancją otoczenia? Autor nie poruszył też losów wykluczonych na obszarze postkomunistycznych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie zwyczajnie zepchnięto na margines społeczeństwa mnóstwo ludzi, takich jak u nas mieszkańców byłych PGR-ów czy górników z rejonu Wałbrzycha. Pominięto też losy nieformalnie dyskryminowanych niskich kast w Indiach czy autochtonicznych ludów obu Ameryk: w sumie setek milionów ludzi. Rozumiem, ograniczona objętość. Jest oczywiste, że gdyby chcieć pisać szeroko o wykluczeniu we wszystkich częściach globu, trzeba by chyba kilku tomów... Jednak warto byłoby poświęcić tym ludziom choćby kilka akapitów.
Pomimo tych niedociągnięć to - powtarzam - niezwykle ważna książka. Zwłaszcza, że zwraca uwagę na problemy, które któregoś dnia mogą stać się naszym udziałem - w stopniu większym niż byśmy się spodziewali i sobie życzyli.
Wstrząsająca książka. Co więcej, spośród książek, które ukazały się w ub.r. ta z pewnością należy do najważniejszych. Porusza bowiem bez osłonek nabrzmiały problem czasu globalizacji - problem wykluczenia setek milionów mieszkańców krajów tzw. Trzeciego Świata, ale nie tylko. Obok bowiem obszarów nędzy w krajach ubogiego Południa obserwujemy też sytuację Afroamerykanów w...
więcej Pokaż mimo to