-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2023-10-24
2018-06-03
2022-10-05
1994
2010
1999
Napisana z humorem, lekka, przyjemna, ale dość jednostronna książeczka. Właściwie powinna nazywać się "Poradnik ksenofoba. Andaluzyjczycy", bowiem całkiem nieźle opisuje mieszkańców Andaluzji, ale już nie bardzo pasuje do mieszkańców innych regionów Hiszpanii. Autor mieszka od wielu lat w Nerja, miasteczku położonym w prowincji Malaga, na samym południu Andaluzji. Zapewne dlatego patrzy na Hiszpanię przez pryzmat tego regionu, znanego z flamenco i licznych fiest. A przecież Hiszpania to także wysoko rozwinięte Katalonia czy Kraj Basków, gdzie wytężona praca znaczy nie mniej niż w Polsce. Jednak w książce próżno szukać informacji o różnorodności Hiszpanii i nie dowiemy się niczego np. o zielonej, deszczowej, ale względnie zamożnej północy. Szkoda, że Autor skupił się na cechach mieszkańców hiszpańskiego południa, przypisując je wszystkim Hiszpanom - jak leci. Tym samym dołożył swoją cegiełkę do tworzenia krzywdzącego i mylnego wizerunku Hiszpanii jako kraju rzekomo ustawicznej fiesty i sjesty.
Napisana z humorem, lekka, przyjemna, ale dość jednostronna książeczka. Właściwie powinna nazywać się "Poradnik ksenofoba. Andaluzyjczycy", bowiem całkiem nieźle opisuje mieszkańców Andaluzji, ale już nie bardzo pasuje do mieszkańców innych regionów Hiszpanii. Autor mieszka od wielu lat w Nerja, miasteczku położonym w prowincji Malaga, na samym południu Andaluzji. Zapewne...
więcej mniej Pokaż mimo to1985
1986
2012
1994
1985
2004
Wyjątkowa i wstrząsająca książka. Bo ilu cudzoziemców na własne oczy widziało życie zwykłych Japończyków podczas agresji wobec Chin, a potem w czasie bezlitosnych zmagań z USA i ich sojusznikami? Ilu widziało płonące pod amerykańskimi bombami dzielnice Tokio? A ilu napisało o tym książkę? Z tych powodów publikacja Pana Guillaina jest wyjątkowa. Co ważne, to także świadectwo człowieka, który dobrze poznał Japonię i jej mieszkańców oraz umiał wyciągnąć trafne konkluzje co do przyszłości tego kraju i jego roli w świecie. Z czystym sumieniem polecam.
Wyjątkowa i wstrząsająca książka. Bo ilu cudzoziemców na własne oczy widziało życie zwykłych Japończyków podczas agresji wobec Chin, a potem w czasie bezlitosnych zmagań z USA i ich sojusznikami? Ilu widziało płonące pod amerykańskimi bombami dzielnice Tokio? A ilu napisało o tym książkę? Z tych powodów publikacja Pana Guillaina jest wyjątkowa. Co ważne, to także świadectwo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przystępując do oceny tej książki miałem mieszane uczucia. Z jednej strony jest to bardzo dobra literatura faktu autorstwa prawdziwego i znającego się na rzeczy reportera wojennego, co to z niejednego pieca chleb jadł, a nie raz i nie dwa razy otarł się o śmierć. Jest tu mnóstwo informacji, np. o życiu zwykłych mieszkańców Algierii, Egiptu, Palestyny czy Iraku, o powodach takiego a nie innego ich stosunku do Zachodu czy w ogóle do otaczającej ich rzeczywistości. Z drugiej tu i ówdzie zdarzają się nieliczne, ale czasem rażące bzdury i błędy. Pół biedy gdy czytamy, jakoby Abbottabad, pakistańskie miasto w którym ukrywał się Ibn Laden, liczyło milion mieszkańców (w rzeczywistości liczy ćwierć miliona). Gorzej, gdy "dowiadujemy się", że płk. Kadafi zgarniał do kieszeni wszystkie libijskie dochody z ropy naftowej. Każdy z tysięcy Polaków, którzy w latach 80-tych pracowali w Libii może potwierdzić, że budowano tam na potęgę. A dziś?... Zgadzam się, że Kadafi był tyranem o rozdętym ego i rozumiem, że Autor mógł się poczuć urażony, że libijski dyktator go zlekceważył w trakcie którejś z konferencji prasowych. Ale powinno obowiązywać coś takiego jak etyka zawodowa, która w zawodzie dziennikarza oznacza przynajmniej minimum uczciwości. No i kilkukrotnie występujące anglofobiczne kwiatki... Tak, chyba każdy naród ma jakieś kompleksy. I gołym okiem widać, że Autor też je ma wobec sąsiadów zza Kanału La Manche. Nawet nie dziwota: trudno, by Francuzi ich nie mieli w stosunku do sąsiada, który nieraz spuszczał im lanie. Ale co tam, przynajmniej na papierze można się odegrać. :)
Poza tym w tekście pojawiają się cokolwiek egzotyczne słowa "gazowana hamuda" czy "khol". Ich wyjaśnienia, niestety, w książce daremnie szukać.
Podsumowując: mocne 6. Tylko tyle i aż tyle. Ale przeczytać warto, pod warunkiem że jest się czytelnikiem krytycznym i że już wcześniej coś o opisywanym obszarze się wiedziało.
Przystępując do oceny tej książki miałem mieszane uczucia. Z jednej strony jest to bardzo dobra literatura faktu autorstwa prawdziwego i znającego się na rzeczy reportera wojennego, co to z niejednego pieca chleb jadł, a nie raz i nie dwa razy otarł się o śmierć. Jest tu mnóstwo informacji, np. o życiu zwykłych mieszkańców Algierii, Egiptu, Palestyny czy Iraku, o powodach...
więcej Pokaż mimo to