-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-04-01
2024-02-25
2014-02-12
2014-09-03
Najman, głupcze!
Z jednej strony ilość wazeliny, którą obdarzył autor swego mentora może spowodować, że Pan Jerzy powróci z zaświatów i wytrzaska porządnie Najmana po pysku - jak na boksera przystało. Z drugiej strony ilość samouwielbienia i przekonanie o własnej wielkości to popis bezceremonialnej megalomanii, jakiego wcześniej nie potrafiłem sobie wyobrazić. Książkę ratuje trzeci bohater - Przemysław Saleta. Saleta - tchórz, Saleta - niewierny mąż, Saleta - zdrajca. No i jest Czewa. Czewa Najmana. Czewa, której znać nie chcę. Książka Najmana pokazuje to, czego domyślałem się od dłuższego czasu - miasto "świętej wieży" to nie od dziś teren, gdzie rozwijają się doskonale pasożyty z gatunku półgłówków przekonanych co do jednej rzeczy na tym świecie - do własnej wielkości.
Najman, głupcze!
Z jednej strony ilość wazeliny, którą obdarzył autor swego mentora może spowodować, że Pan Jerzy powróci z zaświatów i wytrzaska porządnie Najmana po pysku - jak na boksera przystało. Z drugiej strony ilość samouwielbienia i przekonanie o własnej wielkości to popis bezceremonialnej megalomanii, jakiego wcześniej nie potrafiłem sobie wyobrazić. Książkę...
2014-08-30
2014-07-03
2014-06-25
2014-05-25
2014-03-12
2014-03-16
2014-02-22
2014-01-21
2014-01-20
No i nadszedł długo oczekiwany moment zmęczenia Pilchem. Nie mogę powiedzieć, że to zła powieść, bo jest to ręka mistrza - to widać, słychać i czuć w każdym zdaniu. Powiedzieć, że jest to powieść źle napisana byłoby herezją - Pilch nie jest w stanie napisać źle ani jednego zdania a co dopiero całej powieści. Pretensje należy tutaj mieć do zbytniej wiary w swą epicką wielkość. Tak mi się zdaje, że im pomysł wątlejszy tym autor więcej ma do powiedzenia, im bardziej wyczuwa miałkość historii tym bardziej zalewa czytelnika potoczystością misternie skomponowanych fraz. Pilch jakby nonstopem się odganiał od mysli, że ta powieść jest tak naprawdę o niczym. I to jest ten główny demon wyzierający z kart powieści, powieści rozwleczonych opisów i dialogów, pięknych opisów i pięknych dialogów, które jednak donikąd nas nie zaprowadzą.
No i nadszedł długo oczekiwany moment zmęczenia Pilchem. Nie mogę powiedzieć, że to zła powieść, bo jest to ręka mistrza - to widać, słychać i czuć w każdym zdaniu. Powiedzieć, że jest to powieść źle napisana byłoby herezją - Pilch nie jest w stanie napisać źle ani jednego zdania a co dopiero całej powieści. Pretensje należy tutaj mieć do zbytniej wiary w swą epicką...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-18
2013-12-11
2013-11-13
Życie jest sztuką pamięci
Notes. Dziś przedmiot nieco anachroniczny, zastąpiony przez elektroniczne nośniki danych. W „digiświecie” nawet taki notes zbyt wielki, a w dodatku się rozlatuje. „Ostatnie rozdanie” jest także książką nieco anachroniczną. Wiesław Myśliwski zachowuje się tak, jakby obce mu były wszelkie przepisy na bestseller, ignoruje wszelkie powieściowe zasady, a przede wszystkim - o zgrozo - pisze książkę o rozlatującym się notesie. Boże, dzięki Ci za Wiesława Myśliwskiego i jego twórczość! I za to, że mogłem przeczytać jeszcze jedną jego powieść!
Z takich modnych ostatnio określeń wyświetla mi się w związku z tą książką takie - „slow reading”, coś na wzór „slow food”, że zamiast się spieszyć, zwalniamy, żeby móc się lepiej skoncentrować. W wypadku książki Wiesława Myśliwskiego to sama powieść skłania czytelnika do takiego właśnie „powolnego czytania”. Czyżby nestor polskiej epiki był paradoksalnie arcynowoczesnym, doskonale wyczuwającym tendencje na rynku księgarskim, graczem?
Powyższy trop wcale nie jest tak irracjonalny, jak mogłoby się z pozoru wydawać. Sam tytuł nawiązuje do gry w karty - „Ostatnie rozdanie”. Narrator, człowiek, o którym dowiadujemy się w trakcie powieści całkiem wiele, a jednak cały czas nie wiemy nic, grywa w pokera niemal zawodowo, choć najważniejsze są te partie, które rozgrywa z szewcem Mateją o marne stawki. To one są symbolem przemijania i pozornie zmarnowanych chwil, które w ogólnym rozrachunku okazują się najważniejsze. Podobnie jak symboliczne jest prucie odzieży, któremu nasz bliski i nieznajomy zarazem bohater oddaje się, ucząc się krawiectwa w zakładzie Radzikowskiego.
Bohater odniósł sukces. Powinien być z siebie zadowolony. Nie jest. Rozpadający się notes mówi mu o wszystkim, czego w życiu nie zrobił, o tym jak mało ważne są rzeczy, do których tak wielką wagę na co dzień przywiązywał. Czas przepływa nam przez palce, a my nie umiemy dostrzec tego, co istotne. Nie potrafimy zrozumieć sami siebie, a co dopiero świata, który nas otacza. Nie mniej wszystko jest ważne. Czasem prosty gest wart więcej niż kariera, sława, sukces. Tylko jak zrozumieć tę banalną w sumie prawdę?
Piękny jest u Myśliwskiego wątek miłosny, który jest miłosny, a jakby całkiem obok tej miłości. Jakby ta miłość była czymś niemożliwym, jakby prawdziwa miłość była tylko marzeniem o niej, jakby jej istota płynęła z niemożliwości zaistnienia, jakby samo życie sprowadzało ją do funkcji czegoś pośledniejszego, biologicznego, społecznego, wszystkiego co skazuje ją na niespełnienie. Wzajemne przyciąganie i odpychanie pierwiastka męskiego i kobiecego. I może wydawać się to strasznie staroświeckie, niemodne, wytarte, ale sposób, w jaki mówi o tym Myśliwski jest tak cudownie anachroniczny, że aż wyjątkowy, dziś już niespotykany. Jakbyśmy zdążyli z tą nieszczęsną miłością zrobić już wszystko, ale nie to, co powinniśmy.
Powieść Myśliwskiego to notes, zbliżenia, skojarzenia i dygresje. Ledwie ujdziemy kilka kroków do przodu, zaraz musimy wracać, zbaczać, wchodzić w boczne uliczki naszego życia. Kluczymy w tym modnym dziś „slow reading” we wszystkich kierunkach nie więcej niż 50 stron dziennie. Razem z bohaterem wahamy się i podejmujemy decyzje, które i tak okazują się bez znaczenia. „Ostatnie rozdanie” to głównie powieść o działaniu ludzkiej pamięci, bowiem tylko ona pozostanie z nami do samego końca.
Życie jest sztuką pamięci
Notes. Dziś przedmiot nieco anachroniczny, zastąpiony przez elektroniczne nośniki danych. W „digiświecie” nawet taki notes zbyt wielki, a w dodatku się rozlatuje. „Ostatnie rozdanie” jest także książką nieco anachroniczną. Wiesław Myśliwski zachowuje się tak, jakby obce mu były wszelkie przepisy na bestseller, ignoruje wszelkie powieściowe zasady,...
2013-10-31
Sprawa pakowacza Hanti
W składzie makulatury na ulicy Spalonej w Pradze Bohumil Hrabal spotkał w latach 50-tych Jindricha Paukerta - pierwowzór bohatera "Zbyt głośnej samotności. Mimo swoich prawie 40-stu lat początkujący pisarz, doktor praw trafia po resocjalizującej pracy w kladeńskiej hucie do praskiego skupu makulatury. Kiedy czyta się literackie wspomnienia pisarza z tamtego okresu, wydaje się, że to najpiękniejszy okres jego życia: dom na Grobli Wieczności czyli stara kuźnia przerobiona na mieszkanie, wędrówki po praskich mordowniach (tak zwany slalom gigant, opisany także w "Głośnej samotności"), magiczne postaci przyjaciół takich jak Vladimir Boudnik czy właśnie Jindrzich Paukert.
"Zbyt głośna samotność" zostaje wydana w 1976 roku, kiedy Hrabal był już popularnym twórcą o ustalonej pozycji przede wszystkim dzięki oskarowej adaptacji "Pociągów pod specjalny nadzorem", których był współscenarzystą. Od tamtego czasu sporo się w życiu pisarza pozmieniało. Hrabal powoli oswajał się ze swoją starością, ale na kształt książki miały wpływ wydarzenia polityczne, mające miejsce w połowie lat siedemdziesiątych. W tym czasie Hrabal był nękany przez Służbę Bezpieczeństwa jako autor funkcjonujący w dwóch obiegach literackich - tym oficjalnym i legalnym oraz samizdatowym, związanym z działaniem opozycji politycznej na czele z Vaclavem Havlem. Efektem zabiegów bezpieki było nakłonienie pisarza do wykonania gestów lojalności wobec komunistycznej władzy. Nabrało to szczególnie mocnego znaczenia po opublikowaniu przez Havla i opozycję "Karty 77",której Hrabal nie podpisał i wielu miało mu za złe jego konformistyczną postawę.
Ten ból związany z odczuwaniem swych moralnych dylematów stanął u źródła powieści "Zbyt głośna samotność". Hrabal, będący zawsze poza polityką, czuł się w tym momencie swojego życie wyjątkowo silnie uwikłany w procesy historyczne, w których uczestniczyć po prostu nie chciał. Mógł czuć się podobnie jak bohater "Zbyt głośnej samotności" - odstawiony na boczny tor i niezrozumiany.
Tak właśnie funkcjonuje Hantia - wykształcony mimo woli pakowacz makulatury ze składu na ulicy Spalonej. Jest to człowiek wewnętrznie rozerwany pomiędzy miłość do książek a ich niszczenie. Swoją pracę traktuje jak dzieło sztuki, bowiem każda paczka sprasowanego w sześciany papieru stanowi osobistą realizację twórczą, każda ma swój indywidualny charakter, każda niesie w sobie otwartą księgę i myśl, choć nie wie o tym nikt oprócz Hanti. Jego sztuka ma zatem charakter całkowicie bezinteresowny, nikt nie wie, że sprasowany papier jest artystyczną kreacją. Tam, gdzie wielkie myśli i dzieła niszczy się w potężnych kadziach jako nikomu już niepotrzebne, tam na dnie piwnicy praskiego skupu makulatury siedzi samotny człowiek, który, kochając swoje książki, zarazem posyła je na śmierć. "Zbyt głośna samotność" to głównie opowieść o przemijającej epoce słowa pisanego.
Czas Hanti dobiega końca. W skupie makulatury na Bubnach działa już automatyczna prasa, o wiele bardziej wydajna niż zmęczony, stary człowiek, który porównuje swe dzieło do pracy Syzyfa. Prasa na Bubnach nie ma tych dylematów i refleksji, jest skuteczna i nie istnieje dla niej ilość, która mogłaby ją przerosnąć. Hantia wie, że to koniec jego głośnej samotności, którą chciał uczynić piękną. Nadchodzi czas młodych ludzi, dla których ten świat nie będzie wiecznym borykaniem się z bólem istnienia, próbą odgadnięcia sensu i pragnienia piękna. Zautomatyzowana, radosna ludzkość, która idzie dziarsko do przodu, mija obojętnie przechodzących obok, szarych i nieciekawych Syzyfów, Lao Cy i Chrystusa, Hantię.
"Zbyt głośna samotność" to powieść tak wielowarstwowa i pełna znaczeń, że czytając ją po raz trzeci, miałem wrażenie, że czytam zupełnie inną książkę. Nie sposób w kilku zdaniach zawrzeć, o czym jest ta krótka, napisana poetyckim, barwnym językiem proza - dla każdego na pewno będzie czymś innym, bo w tym tkwi siła twórczości Bohumila Hrabala, który tworząc swój subiektywny świat, potrafił skłonić odbiorcę do stworzenia własnej wersji dzieła. Jest w tym utworze gorycz, żal i melancholia, ale jest w nim także głębokie przekonanie, że życie jest dziełem sztuki i że nie wolno nam o tym zapomnieć.
Sprawa pakowacza Hanti
więcej Pokaż mimo toW składzie makulatury na ulicy Spalonej w Pradze Bohumil Hrabal spotkał w latach 50-tych Jindricha Paukerta - pierwowzór bohatera "Zbyt głośnej samotności. Mimo swoich prawie 40-stu lat początkujący pisarz, doktor praw trafia po resocjalizującej pracy w kladeńskiej hucie do praskiego skupu makulatury. Kiedy czyta się literackie wspomnienia pisarza z...