-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2022-01-15
To jest całkiem dobry moment, by przeczytać tę, nie nową już książkę. Choć robota reporterska w swojej żmudności, zwłaszcza gdy się ją opisuje, a nie wykonuje, jest dość mocno nudna. Intrygują mechanizmy władzy, które uruchamiają się w ludziach słabych mentalnie i charakterologicznie, gdy ktoś im tę władzę powierzy. I zawsze to kończy się tak samo.
To jest całkiem dobry moment, by przeczytać tę, nie nową już książkę. Choć robota reporterska w swojej żmudności, zwłaszcza gdy się ją opisuje, a nie wykonuje, jest dość mocno nudna. Intrygują mechanizmy władzy, które uruchamiają się w ludziach słabych mentalnie i charakterologicznie, gdy ktoś im tę władzę powierzy. I zawsze to kończy się tak samo.
Pokaż mimo to2021-12-19
To jest taka typowo Agorowa publikacja: nawet kiedy jest intrygujący temat i pomysł, to ich realizacja okazuje się płytka, powierzchowna i bardzo niewnikliwa. Ot, tak tylko, żeby coś przeczytać, ale nie fatygować mózgu do nadmiernego wysiłku. Prześlizgnąć się. Dla mnie to wysoce niesatysfakcjonujące i pozostawia poczucie straconego czasu.
To jest taka typowo Agorowa publikacja: nawet kiedy jest intrygujący temat i pomysł, to ich realizacja okazuje się płytka, powierzchowna i bardzo niewnikliwa. Ot, tak tylko, żeby coś przeczytać, ale nie fatygować mózgu do nadmiernego wysiłku. Prześlizgnąć się. Dla mnie to wysoce niesatysfakcjonujące i pozostawia poczucie straconego czasu.
Pokaż mimo to
Słabe to jest. Zaczyna się od podziału na nas, dobrych merytokratów w białych szatach, wykształconych, z koneksjami na szczytach władzy, znających języki, ludzi sukcesu i tych onych, głupich, przegranych i złych, którym nie chciało się trenować słówek, więc dostali za swoje, a nie chcą się z tym pogodzić. Niestety, symboliczni bracia Kurscy w realu nie różnią się od siebie tak bardzo, jak w panegirycznej legendzie Pani Anny. Autorka zdaje się stać niby prymuska, która wszystko zrobiła dobrze i nie rozumie, czemu jej koledzy chuligani demolują ich szkołę. Spodziewałam się po Niej wnikliwości, a dostałam banalną chałturę.
A, i jeszcze jedno: to oni się zmienili, to oni mają się nawrócić na nasze prawdy, a nie my mamy się zmienić by zrozumieć sytuację i znaleźć sposób na nową, odmienioną, również technologicznie, o czym autorka sporo pisze, rzeczywistość. Mocno kapryśna postawa.
Słabe to jest. Zaczyna się od podziału na nas, dobrych merytokratów w białych szatach, wykształconych, z koneksjami na szczytach władzy, znających języki, ludzi sukcesu i tych onych, głupich, przegranych i złych, którym nie chciało się trenować słówek, więc dostali za swoje, a nie chcą się z tym pogodzić. Niestety, symboliczni bracia Kurscy w realu nie różnią się od siebie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-23
Ktoś tu chyba popadł w głęboką paranoję. Tego rodzaju mindset, jak w książce zaprezentowany, jest w życiu potężnym obciążeniem. Dla mnie, pod względem emocjonalnym, to rzępolenie. Współczuję zaburzenia, ale podczas lektury ze wszystkich sił walczę, by nie dać się w nie wciągnąć, bo autor gotów jest pociągnąć mnie ze sobą na dno. No są ludzie, ktorych życie kręci się wokół wskazywania winnych, przy dużych deficytach w poczyciu sprawstwa i generowaniu przerostów w poczuciu krzywd. Nie próbujcie ich "ratować" bo będą się bronić i mogą was uszkodzić. Zwłaszcza że są rodzaje osobowości czytelniczych, które w trakcie tej lektury będą w ekstazie, bo to obłęd przetworzony w bardzo solidną literaturę. A co do formy listu: tatuś nie uniósł i nie przepracował wyzwań swojego życia, dlatego syneczku, zatruje ci twoje i przerzuci swój ciężar na ciebie.
Zdarzenia same w sobie sensu nie mają, dopiero nasze interpretacje im go nadają.
Generalnie, lekturę tej książki odradzam, bo choć może silnie działać na emocje, to nic nowego w sobie nie niesie. Doznane zło (ani realne, ani urojone) niestety nie jest licencją na jego wyrządzanie.
Ktoś tu chyba popadł w głęboką paranoję. Tego rodzaju mindset, jak w książce zaprezentowany, jest w życiu potężnym obciążeniem. Dla mnie, pod względem emocjonalnym, to rzępolenie. Współczuję zaburzenia, ale podczas lektury ze wszystkich sił walczę, by nie dać się w nie wciągnąć, bo autor gotów jest pociągnąć mnie ze sobą na dno. No są ludzie, ktorych życie kręci się wokół...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-23
2019-06-10
Ta książka mnie oszołomiła. Ukazuje czym kończy się igranie z ludzkim popędem seksualnym i demonizowanie homoseksualizmu. Oglądamy skutki. Fascynujące! Zupełnie nie dziwne, raczej naturalne. I choć męczą i odrażają gigantyczna hipokryzja i nepotyzm, to jednak stają się zrozumiałe, każdy z nas na ich miejscu byłby taki. Hipokryzja jest ludzką reakcją na życie w chorym systemie, wyjście z którego wydaje się zbyt kosztowne. Pułapka. Aż skóra cierpnie.
Zastrzeżenia mam natomiast do opasłości tego tomu. 700 stron często nudnej lektury, z powodzeniem całą istotną treść dałoby się załadować na 250. I autor chwali się ogromem wykonanej pracy, twierdzi, że odbył półtora tysiąca rozmów. Jakoś się tego w tekście nie czuje, nie ma w nim tych bohaterów, mało jest konkretów. Chyba w te ilości nie wierzę. Albo autor ich nie wydestylował, nie wydobył najcenniejszego. Znaczy, słabo pisze.
Nie lubię też tych egotycznych błysków samochwalstwo autorów, a tu się one zdarzają.
I ta książka jest dobra, żeby się za nią schować z hipokryzją własną, bo Watykanu chyba nikt nie przebije. Ale to ślepa uliczka. Wiadomo, najlepiej zacząć od siebie. I na tym skończyć.
Ale lektura, gdyby nie przegadanie, przez które trudno przebrnąć, arcyciekawa. Dla czytelników o mocnych nerwach, ale warto się przemęczyć. Polecam
Ta książka mnie oszołomiła. Ukazuje czym kończy się igranie z ludzkim popędem seksualnym i demonizowanie homoseksualizmu. Oglądamy skutki. Fascynujące! Zupełnie nie dziwne, raczej naturalne. I choć męczą i odrażają gigantyczna hipokryzja i nepotyzm, to jednak stają się zrozumiałe, każdy z nas na ich miejscu byłby taki. Hipokryzja jest ludzką reakcją na życie w chorym...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-09
Dawno nie czytałam tak nudnej książki. Temat niby frapujący, ale napisana w sposób tak nieciekawy, że ciągnie się niczym flaki z olejem. Bohater wydaje się bladziutki, jakby nic w jego życiu się nie wydarzyło. Całość płyciusia, jakby Orlińskiemu nie chciało się robić. Nie wiem, po co takie ćwierćprodukty w ogóle wychodzą.
Dawno nie czytałam tak nudnej książki. Temat niby frapujący, ale napisana w sposób tak nieciekawy, że ciągnie się niczym flaki z olejem. Bohater wydaje się bladziutki, jakby nic w jego życiu się nie wydarzyło. Całość płyciusia, jakby Orlińskiemu nie chciało się robić. Nie wiem, po co takie ćwierćprodukty w ogóle wychodzą.
Pokaż mimo to2020-01-25
2019-11-30
2019-12-20
Wartkie, ale płyciutkie. Mimo całej mojej otwartości na bohatera, szkoda czasu, bo niczego nowego czy zaskakującego się nie dowiedziałam. Wszystko tu jest bardzo ostrożne i zachowawcze, więc ani głębszych refleksji tu nie uświadczysz, ani pogłębionych analiz sytuacji. Czytadełko dla ciekawych celebryty, a nie wybitnego polityka.
Wartkie, ale płyciutkie. Mimo całej mojej otwartości na bohatera, szkoda czasu, bo niczego nowego czy zaskakującego się nie dowiedziałam. Wszystko tu jest bardzo ostrożne i zachowawcze, więc ani głębszych refleksji tu nie uświadczysz, ani pogłębionych analiz sytuacji. Czytadełko dla ciekawych celebryty, a nie wybitnego polityka.
Pokaż mimo to2019-10-05
To jest książka niesamowita. Wielka i potężna siłą bohatera, ale też odrażająca odrazą do niego. Już sam pomysł, żeby wciąż i wciąż od nowa, wiązać się z kolejnymi, młodziutkimi, uległymi, zakochanymi, nieświadomymi jeszcze siebie kobietami, w celu ukształtowania ich według swojego wyobrażenia i potrzeb, jest wstrętny i podły. Zwłaszcza, że wychodziły z tej relacji zdruzgotane i rozbite na wiele miesięcy, a nawet lat. Kiedy robi to, za przeproszeniem, stary dziad, jakby nieustannie zaczynał swoje życie od nowa i kręcił się w kółko, pojawia się we mnie uczycie litości, jakby brak w nim było zdolności do rozwoju, autorefleksji, wyciągania wniosków. Książka wzbudza uczucia bardzo przykre: niechęć, niemoc, ciężar ponad siły, poczucie umniejszenia, bo Żuławski był mizoginem, szowinistą, przemocowcem, alkoholikiem i pozbawionym empatii wobec innych, wrażliwcem. To człowiek koszmarny, kompletnie pozbawiony zdolności łączenia własnych działań, z ich skutkami. Nic więc dziwnego, że czuł się w życiu i świecie zagubiony, nieszczęśliwy i skrzywdzony. Co by się nie działo, przyjmował rolę ofiary. Odrażające to, infantylne i odstręczające od bohatera. Moc tej książki polega jednak na tym, że autorka podchodzi do Żuławskiego dość blisko i na zimno, bez nadmiaru emocji, bez taniej sensacji, pozwala nam przyjrzeć się jego kalectwu. Zrozumieć je. Bo mizoginia jest wielkim nieszczęściem i kalectwem. Niedorosłością, niedojrzałością. Poważnym upośledzeniem. Muszę przyznać, że z tej, bardzo ciężkiej i przykrej w gruncie życzy lektury, wyszłam oniemiała. Wyjaśniła mi i pogłębiła rozumienie zjawisk, w które najprawdopodobniej bym nie weszła, tylko po dostrzeżeniu pierwszych symptomów, zwiała, uznając je za chore, nieatrakcyjne i niszczące. Polecam tę książkę, z zastrzeżeniem, że jest ciężka i przytłaczająca.
I jestem ogromnie ciekawa, jak tę lekturę odbierają rasowi mizogini. Jakie uczucia, jakie refleksje w nich wzbudza?
To jest książka niesamowita. Wielka i potężna siłą bohatera, ale też odrażająca odrazą do niego. Już sam pomysł, żeby wciąż i wciąż od nowa, wiązać się z kolejnymi, młodziutkimi, uległymi, zakochanymi, nieświadomymi jeszcze siebie kobietami, w celu ukształtowania ich według swojego wyobrażenia i potrzeb, jest wstrętny i podły. Zwłaszcza, że wychodziły z tej relacji...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-02
Nie pojmuję tego pragnienia wspinaczki w ekstremalnych warunkach. Nie pojmuję kaprysu posiadania dzieci przez kogoś obarczonego tak potwornym brzemieniem. Nie pojmuję kobiet, które decydują się na życie z nimi. I książka niczego tu nie wyjaśnia. Choć raz, przypadkowo spotkałam Mackiewicza jak jechał rowerem z przyczepką pełną dzieci. Rozmawialiśmy chwilę i pomyślałam wtedy, że bije od niego niesamowita energia i że rozumiem kobiety, które ulegają fascynacji nim. W książce się jednak tego nie czuje. Pozycja jest jak bita śmietana w spreju, jak moczenie stóp w oceanie. Nie znalazłam odpowiedzi na pytania w rodzaju: czemu wpadł w narkotyki i jak to się stało, że z nich wyszedł? Ciekawiłoby mnie też przybliżenie relacji z dziećmi, bo pozostaje wrażenie, że głównie za nimi tęsknił i się nimi zajmował, a gdzie konkrety i głębsze szczegóły? Wydają się nieważne w porównaniu ze wspinaczką? Szczerze mówiąc, jej opisy mnie wynudziły. Odnoszę wrażenie, że to bohater idealny, o ogromnym potencjale, bo niejasny, pragnący wolności, odważny, niezależny mentalnie, żyjący wbrew regułom - tylko słabo napisany. Produkt, czysta komercja, próba nekrofilii na celebrycie. Świetna okładka, sprzeda się. I gdyby nie bardzo liczne zdjęcia wewnątrz, nie wiem, czy dałabym radę doczytać do końca. Przykro mi. :( A może po prostu pozycja dla miłośników himalaizmu? Tak też może być...
Nie pojmuję tego pragnienia wspinaczki w ekstremalnych warunkach. Nie pojmuję kaprysu posiadania dzieci przez kogoś obarczonego tak potwornym brzemieniem. Nie pojmuję kobiet, które decydują się na życie z nimi. I książka niczego tu nie wyjaśnia. Choć raz, przypadkowo spotkałam Mackiewicza jak jechał rowerem z przyczepką pełną dzieci. Rozmawialiśmy chwilę i pomyślałam wtedy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-17
To jest książka na sześć gwiazdek, siódmą dołożyłam za optymizm i pozytywne, wspierające myślenie, którym tchnie. Niemniej jednak, to historia o Kopciuszku, który w nagrodę za to, że była dobra, grzeczna, miła i dużo się uczyła, spotkała księcia z bajki, który zabrał ją na bal i odmienił jej życie, przemieniając w królową. Kopciuszek nieustannie podkreśla rolę emancypacji i edukacji (samo w sobie słuszne), którym rzekomo wszystko w życiu zawdzięcza, choć jednym słowem się nie zająknie, że odkąd została „królową” zrezygnowała z niezależnej ścieżki. Sprawia wrażenie nieświadomej, że odkąd urodziła dzieci, to ona musiała godzić pracę i wychowanie córek, bo mąż, choć nazywany jest dobrym ojcem, był często nieobecny. Czy zostałby prezydentem, gdyby z takim oddaniem jak ona zajmował się dziećmi? Oczywiście nie. To on miał gabinet-dziuplę zawaloną książkami i gazetami, z których skwapliwie i nieustannie korzystał. Ona wtedy zajmowała się domem. Wiadomo, kobieta nie ma czasu na czytanie, na rozwój. On miał prawo całkowicie oddać się karierze, ona nie. Jej rolą zawsze było go wspierać, a te własne aspiracje, tak ponoć ważne, realizowała na boku, jak starczyło czasu. Taka dola kobiety. Taka dola kobiety?!
A może po prostu Barack Obama jest jednostką wybitną, a ona przeciętną i cały splendor i status życia zawdzięcza mężowi? Jak wyglądałoby jej życie bez niego? Inaczej, prawda? Więc to nie jej zasługa, nie jej talent i trud. Przypadek. Sukces po mężusiowskich plecach. I oczywiście rozumiemy, że taka właśnie jest rola kobiety, wiemy skąd takie postawy się wzięły. Zadziwia mnie, że autorka wydaje się tego nie dostrzegać i wątku owego nie rozważa. Czyżby, aż tak bardzo się z mężem utożsamiała? Choć ich miłość jest piękna i z ogromną przyjemnością się o niej czyta, jest też Michelle dobrą mamą, ale znacznie chętniej niż tą powierzchowną i lifestylową książkę „o zapleczu”, przeczytałabym opowieść jej męża „o życiu frontu”. Zachęciła mnie też do sięgnięcia po książki o Hillary Clinton. Jej opowieść zapewne nie jest bajką o księżniczkach dla grzecznych dziewczynek.
To jest książka na sześć gwiazdek, siódmą dołożyłam za optymizm i pozytywne, wspierające myślenie, którym tchnie. Niemniej jednak, to historia o Kopciuszku, który w nagrodę za to, że była dobra, grzeczna, miła i dużo się uczyła, spotkała księcia z bajki, który zabrał ją na bal i odmienił jej życie, przemieniając w królową. Kopciuszek nieustannie podkreśla rolę emancypacji i...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-16
2019-02-11
Ta książka robi wrażenie. Mimo opasłych rozmiarów (co czasem się dłuży) i wielu słabości w warstwie językowo-redakcyjnej, jest portretem człowieka nietuzinkowego. Kuroń był dziwny, był inny. Ostrożna też jestem, gdy mam do czynienia z ludźmi charyzmatycznymi, bo za nos wodzą wszystkich, którzy chętnie wyłączają samodzielne myślenie i ulegają ich czarowi. Kuroń miał ten dar (czy feler). Przerażają mnie też mężczyźni, którzy boją się, czy nie potrafią być sami, bo cokolwiek robią, trudno temu ufać, gdyż okazuje się, że to nie oni, a z tylnego siedzenia ich poczynaniami kieruje jakaś dama. Poddają się jej, jak ich wyznawcy (w przypadku Kuronia) im samym. Porażająca jest w tym przypadku siła tego kierownictwa, niezwykła konstrukcja psychiczna czy charakterologiczna, która wpisuje się w tożsamość i decyzje człowieka. Pół biedy, jeśli trafią w swym oślepiającym uczuciu na kobietę dobrą i mądrą. A co, jeśli takiego szczęścia nie mają? Intrygujące jest też korelacja między wiarą w romantyczną miłość, jej wystąpieniem, a tym właśnie strachem przed samotnością. Ktoś powiedziałby: niedojrzałość. Ktoś inny, że na tym właśnie polega miłość.
Niezwykle w tej książce jest też, że choć to pozycja mocno środowiskowa, napisana przez wyznawców dla wyznawców, to jednak absolutnie szczera, pokazująca bez lukrowania wady, słabości, zwątpienia, upadki i porażki bohatera.
Poprzez postać i losy Kuronia, otrzymujemy kawał zdokumentowanej historii Polski. Ta książka uświadomiła mi, o czym nie myśli się na co dzień, że architekci i budowniczy wolnej Polski, to byli ludzie połamani, po licznych traumach, więzieniach. Nie mogli stworzyć nam Polski zdrowej, otwartej, ufnej, odważnej, bo w 89 roku „zdrowi” nie byli. To jednak dzieci PRL-u, wychowane do życia w tym właśnie systemie.
To zupełnie niezwykła pozycja. Dużo czytelnikowi robi.
Ta książka robi wrażenie. Mimo opasłych rozmiarów (co czasem się dłuży) i wielu słabości w warstwie językowo-redakcyjnej, jest portretem człowieka nietuzinkowego. Kuroń był dziwny, był inny. Ostrożna też jestem, gdy mam do czynienia z ludźmi charyzmatycznymi, bo za nos wodzą wszystkich, którzy chętnie wyłączają samodzielne myślenie i ulegają ich czarowi. Kuroń miał ten dar...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-02
2018-10-07
2014
2016-06-19
Potwornie przygnębiające. Jest w niej tylko jeden promyczek, paradoksalnie przedstawiciel firmy TEPCO, właściciela elektrowni w Fukuszimie, który mówi coś w rodzaju: "Nie ma jeszcze na świecie technologii pozwalających na usunięcie stopionego rdzenia reaktora. Nie szkodzi. Stworzymy takie, o których nam się jeszcze nie śniło."
I jest jeszcze pół promyczka - ostatni rozdział, który miał dawać nadzieję, albo wskazywał na powinność pójścia do przodu. Ten jednak zupełnie mnie nie ogrzał.
-----
Każda utrata i każda krzywda przygniata ludzi do ziemi i potrafi zrujnować życie jakie do tej pory prowadzili - to banał. Ciekawe, że część ludzi potrafi przezwyciężyć stratę, której doznali i odbudować życie, a część nie. I choć ci pierwsi byliby nieskończenie ciekawsi, autorka koncentruje się wyłącznie o tych drugich.
Potwornie przygnębiające. Jest w niej tylko jeden promyczek, paradoksalnie przedstawiciel firmy TEPCO, właściciela elektrowni w Fukuszimie, który mówi coś w rodzaju: "Nie ma jeszcze na świecie technologii pozwalających na usunięcie stopionego rdzenia reaktora. Nie szkodzi. Stworzymy takie, o których nam się jeszcze nie śniło."
I jest jeszcze pół promyczka - ostatni...
Nawet ciekawe są te portrety rozmaitych sposobów asymilacji i zmiany kultury/ narodowości. Nie podoba mi się język, niby anachroniczny, a chwilami niby drwiąco-bagatelizujący. I taka ogólna płytkość tych historii, choć jest kim się wśród krewnych pochwalić. Ogólnie mnie wynudziło, bo generalnie nie jestem miło$niczką spędzania życia z umarłymi i poświęcania czasu zdarzeniom z przeszłości, na które nie mam wpływu.
Pozycja dla wyznawców.
Nawet ciekawe są te portrety rozmaitych sposobów asymilacji i zmiany kultury/ narodowości. Nie podoba mi się język, niby anachroniczny, a chwilami niby drwiąco-bagatelizujący. I taka ogólna płytkość tych historii, choć jest kim się wśród krewnych pochwalić. Ogólnie mnie wynudziło, bo generalnie nie jestem miło$niczką spędzania życia z umarłymi i poświęcania czasu zdarzeniom...
więcej Pokaż mimo to