Książka pełna anegdot, zapomnianych historii i opowieści - można ją traktować jak kompendium wiedzy o klubie, sławnych (czasami zapomnianych) osobach, historii filku i teatru. Wyobrażam sobie, jak dużą pracę należało wykonać, aby przeprowadzić wywiady z tyloma osobami i pogrzebać w archiwach. Miesce magiczne, o którym wreszcie jest opowiedziane. Ale widzimy też, jak było niebezpieczne pod kątem choćby uzależnienia alkoholowego - dziś to widać jeszcze wyraźniej. Polecam się zatopić w historii z lubością.
Nie chciało mi się czytać tej książki, bo większość SPATiF-owskich anegdot znałam już z innych źródeł. Czytałam autobiografie Holoubka, Fronczewskiego, Głowackiego, Polańskiego, Osieckiej, Zapasiewicza, Englerta. Dałam się jednak skusić entuzjastycznym recenzjom. No i trzeba było ufać intuicji. Wynudziłam się. Bo ile można czytać o piciu? Nawet jeżeli piją znane (kiedyś) nazwiska? Informacje o tym, kto z nich donosił do UB też nie były dla mnie niespodzianką, bo swego czasu dużo się o tym mówiło. Zdjęć jest mało i mało ciekawych. Nastrój PRL-u został dobrze oddany, doceniam też mrówczą pracę autorki w docieraniu do źródeł, lecz książka zawiera zbyt wiele powtórzeń. Miałam wrażenie, że czytam w kółko to samo. Najbardziej podobał mi się epilog, bo syntetycznie zbiera to, co jest opisane na 500 stronach, czyli fenomen SPATiF-u. I odnosi się do czasów współczesnych.