-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1173
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać419
Biblioteczka
2021-10-20
Książka literacko żadna, nawet jak na niezbyt wyśrubowane kryteria, przyjmowane obecnie dla kryminałów. Wątek kryminalny słaby, romansowy - żenujący i zbędny, bohaterowie do bólu schematyczni (czy naprawdę konieczne jest podkreślanie, że od postaci negatywnej zalatuje potem?), a całość nasycona łopatologicznymi aluzjami politycznymi. Krótko mówiąc - ciężka grafomania, nie do strawienia nawet w nieźle czytanym audiobooku.
Książka literacko żadna, nawet jak na niezbyt wyśrubowane kryteria, przyjmowane obecnie dla kryminałów. Wątek kryminalny słaby, romansowy - żenujący i zbędny, bohaterowie do bólu schematyczni (czy naprawdę konieczne jest podkreślanie, że od postaci negatywnej zalatuje potem?), a całość nasycona łopatologicznymi aluzjami politycznymi. Krótko mówiąc - ciężka grafomania, nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-11
Kolejna "olśniewająca historia" i „wspaniałe odkrycie literackie”, które okazuje się wydumanym, pretensjonalnym gniotem, skąpanym w politpoprawnych sosach i nachalnie eksponującym wątki homoseksualne. Nie do strawienia nawet jako świetnie czytany audiobook.
Kolejna "olśniewająca historia" i „wspaniałe odkrycie literackie”, które okazuje się wydumanym, pretensjonalnym gniotem, skąpanym w politpoprawnych sosach i nachalnie eksponującym wątki homoseksualne. Nie do strawienia nawet jako świetnie czytany audiobook.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-04-22
To kolejna z "wielkich powieści" i "przełomowych narracji", która okazała się przereklamowaną, napuszoną chałą, w dodatku niemożebnie rozwlekłą.
"Wyznaję" to czytadło do bólu pretensjonalne i wtórne, niewiarygodne psychologicznie i pełne "mądrości" jak z magla. Jakby tego było mało, wątki "historyczne", stanowiące istotny element konstrukcji, są spektakularnym przykładem nierzetelności i utrwalania ahistorycznych stereotypów. Na osobną uwagę zasługuje prostacki antyklerykalizm, którym książka aż kipi. Uderzająca i tu nierzetelność świadczy nie tylko o ignorancji autora, ale przede wszystkim o jego zapiekłym resentymencie, sprawiającym, że wszystkie chwyty uznaje on za dozwolone. Jak na książkę o ambicjach intelektualnych i moralizatorskich – słabo.
Ponieważ słuchałam audiobooka, udało mi się przetrzymać to jakoś do końca. I ten jedyny plus to dla znakomitego lektora.
To kolejna z "wielkich powieści" i "przełomowych narracji", która okazała się przereklamowaną, napuszoną chałą, w dodatku niemożebnie rozwlekłą.
"Wyznaję" to czytadło do bólu pretensjonalne i wtórne, niewiarygodne psychologicznie i pełne "mądrości" jak z magla. Jakby tego było mało, wątki "historyczne", stanowiące istotny element konstrukcji, są spektakularnym przykładem...
2021-02-03
Grafomania nie do strawienia, nudna i pretensjonalna.
I nie sposób po raz kolejny nie zadać sobie pytania, co się stało z prestiżowymi niegdyś nagrodami, skoro ktoś taki jak Tokarczuk dostaje literackiego Nobla, a Atwood Bookera...?
Grafomania nie do strawienia, nudna i pretensjonalna.
I nie sposób po raz kolejny nie zadać sobie pytania, co się stało z prestiżowymi niegdyś nagrodami, skoro ktoś taki jak Tokarczuk dostaje literackiego Nobla, a Atwood Bookera...?
2021-01-04
2020-12-11
2020-10-09
2014-05-13
Dawno nie miałam w rękach książki tak przewrotnej i zafałszowanej. Co w tym przypadku jest szczególnie niebezpieczne, gdyż adresowana jest do dzieci w wieku, w którym pewne kwestie nie mogą być jeszcze rozstrzygane samodzielnie i tylko od dorosłych zależy to, jakie informacje zostaną dziecku przekazane. Ta książka to próba wczesnej indoktrynacji, urabiania rozwijającej się wiedzy o świecie i mentalności w sposób zgodny z liberalno-lewicowymi trendami, jakim hołduje dziś spora część europejskiej - a więc i polskiej - inteligencji.
Manipulacja zaczyna się już na poziomie definicji: mimo przewrotnego nawiązania do znanego wierszyka "Kto ty jesteś? Polak mały", sposób definiowania patriotyzmu przez Joannę Olech nie ma nic wspólnego z tradycją konserwatywną, z której owa klasyczna rymowanka się wywodzi. Wprost przeciwnie: słowo "patriotyzm" oderwane jest tu niemal całkowicie od swojego źródłosłowu "patria" - czyli ojczyzna - i sprowadzone do rzeczy, które w najlepszym wypadku można uznać za cnoty obywatelskie, najczęściej jednak to po prostu zwykły savoir-vivre. Są to oczywiście rzeczy godne propagowania, ale nie nazywajmy ich patriotyzmem! Bo Patria to jednak coś więcej (i aż wstyd, że trzeba przypominać): to wspólnota tradycji, historii, kodów kulturowych (czyli wartości, które europejska lewica w swoim budowaniu nowej świadomości społecznej odrzuca) To także coś niesprowadzalnego do ilości zaoszczędzonej wody, skasowanego biletu czy trawnika, z którego właściciel psa posprzątał kupy po swoim pupilu (takie wyznaczniki patriotyzmu figurują w książce Joanny Olech!) To coś, za co kolejne pokolenia decydowały się walczyć, czasem płacąc za to najwyższą cenę. I nawet jeśli sami nie stajemy wobec takiej konieczności, uczmy nasze dzieci szanować pamięć o tych, którzy to wyzwanie podjęli. Co więcej - nawet pozytywistyczny patriotyzm Wokulskiego, wydawałoby się, że najbliższy koncepcji Olech, nie dałby się sprowadzić wyłącznie do spraw praktycznych: miał on u podstaw coś niewymiernego, poczucie odpowiedzialności za całość, jaką jest niepowtarzalna kulturowa wspólnota Polaków, nawet pod zaborami strzegących w sobie swojej Ojczyzny.
Opisana powyżej zmiana dokonana na poziomie definicji pozwala na rozmywanie istoty tego, czym jest przywiązanie do własnych korzeni. W książce Olech świadomości korzeni nie ma - bo nawet propozycja gromadzenia pamiątek po przodkach (jedyna tak naprawdę odnosząca się jakoś do przeszłości) staje się w tym kontekście gestem wyłącznie sentymentalnym, nie podbudowanym szerszą świadomością.
Osobną sprawą - mniej może istotną, ale też nie do pominięcia - pozostaje kwestia oprawy graficznej. Ilustracje, same w sobie interesujące, kompletnie nie pasują do poziomu przekazu treści. Sprowadzone do skrótów graficznych, nie odpowiadają wiekowi "grupy docelowej" książki, nie przykuwają na dłużej uwagi, ani nie podbudowują przekazu treści (o co aż się prosi przy tak hasłowym sformułowaniu samego tekstu). Można to odebrać jako przejaw pewnej szczególnej nonszalancji i lekceważenia potencjalnych użytkowników.
Podsumowując - książeczka ta, zaplanowana jako wydarzenie edukacyjno-artystyczne, jest projektem zdecydowanie chybionym.
Dawno nie miałam w rękach książki tak przewrotnej i zafałszowanej. Co w tym przypadku jest szczególnie niebezpieczne, gdyż adresowana jest do dzieci w wieku, w którym pewne kwestie nie mogą być jeszcze rozstrzygane samodzielnie i tylko od dorosłych zależy to, jakie informacje zostaną dziecku przekazane. Ta książka to próba wczesnej indoktrynacji, urabiania rozwijającej się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-17
Kolejny raz zastanawiam się, co się stało z Nagrodą Nobla, że honorowani są nią tacy pisarze jak Elfriede Jelinek? Nie natrafiłam w twórczości tej autorki na żadną książkę, której walory literackie choćby zbliżały ją do tego, co określa się jako wartościową literaturę. Jest za to pretensjonalny, nachalny feminizm i nasycenie lewacką ideologią. "Amatorki" nie są tu wyjątkiem: to kolejna niestrawna, feministyczna chała, literacko mniej niż przeciętna, pozbawiona niuansów i łopatologiczna jak transparenty na lewicowych manifestacjach. Jest to wręcz laboratoryjny przykład tego co się dzieje ze sztuką, gdy zaczyna ona służyć jako narzędzie indoktrynacji. I naprawdę dziwi mnie fakt, że aż tylu czytelników dało sobie wmówić, że to dobra literatura. Że to w ogóle literatura.
Kolejny raz zastanawiam się, co się stało z Nagrodą Nobla, że honorowani są nią tacy pisarze jak Elfriede Jelinek? Nie natrafiłam w twórczości tej autorki na żadną książkę, której walory literackie choćby zbliżały ją do tego, co określa się jako wartościową literaturę. Jest za to pretensjonalny, nachalny feminizm i nasycenie lewacką ideologią. "Amatorki" nie są tu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-20
2020-01-06
Nigdy więcej biografii autorstwa Angeliki Kuźniak. Zwłaszcza gdy zabiera się za znaczących artystów, o których twórczości ma do powiedzenia mniej niż o osobliwościach ich życia codziennego czy relacji z otoczeniem. Mimo solidnego researchu i wielu źródeł (to trzeba autorce przyznać) było tak w przypadku biografii Zofii Stryjeńskiej i teraz powtarza się przy Oldze Boznańskiej. Powiedzieć, że książka o niej rozczarowuje, to mało. Plotkarska, płaska, skrojona pod oczekiwania dyletantów, urąga wielkiej artystce i jest zaprzeczeniem tego, co powinno się o niej wiedzieć. Czary niesmaku - słuchałam audiobooka - dopełnia nieznośna po prostu interpretacja Danuty Stenki, wpisująca się jednak idealnie w charakter opowieści. Jedyny skuteczny detoks po takiej lekturze to pójście na wystawę Boznańskiej albo zagłębienie się w jakimś dobrym albumie jej malarstwa. Ja w każdym razie tak właśnie mam zamiar zrobić.
Nigdy więcej biografii autorstwa Angeliki Kuźniak. Zwłaszcza gdy zabiera się za znaczących artystów, o których twórczości ma do powiedzenia mniej niż o osobliwościach ich życia codziennego czy relacji z otoczeniem. Mimo solidnego researchu i wielu źródeł (to trzeba autorce przyznać) było tak w przypadku biografii Zofii Stryjeńskiej i teraz powtarza się przy Oldze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-14
Powiedzieć, że rozczarował mnie "olśniewający debiut prozatorski znanej poetki" (jak wydawca zachwala książkę Anny Janko) to nic nie powiedzieć.
W czasie lektury "Dziewczyny z zapałkami" przypominało mi się nieustannie spostrzeżenie Jerzego Dobrowolskiego, że "nie ma nic gorszego niż człowiek wykształcony ponad własną inteligencję". Bo co z tego, że autorka/narratorka co rusz rozkłada swoje karty atutowe, mimochodem napomyka o pisaniu pracy u prof. Marii Janion, kontaktach w świecie nauki i sztuki i nieustannie odwołuje się do klasyki kultury, skoro Simone Weil to dla niej "perwersja" i "cukrowa ohyda mistycznej nomenklatury", a wizyty w muzeach prowokują jedynie dywagacje o "smutnych, samotnych dziełach sztuki, co ledwo pamiętają swoich twórców"? Kontakt z wielkimi dziełami nie zostawia na pisaniu Anny Janko widocznego śladu: gdy przemawia już tylko we własnym imieniu, objawia nam takie prawdy, jak ta, że "wszystkie pocałunki można opowiedzieć przez kwiaty", albo że "samotność jest jak deszcz: z morza powstaje by spotkać zmierzch" - itd., itd. Od pierwszego do ostatniego zdania książka jest nafaszerowana mądrościami, przy których Paulo Coelho zżółkłby zapewne z zazdrości. A wszystko to, by opowiedzieć historię niezbyt udanego małżeństwa - płytko, pretensjonalnie i w gruncie rzeczy jałowo, bo nie budzi w czytelniku więzi z bohaterami i niczego nie ukazuje w nowym świetle, uzasadniającym podjęcie tematu po raz kolejny. Jako że jest on znany z literatury bardzo dobrze i, na nieszczęście dla autorki, traktowany jest zwykle z większym literackim smakiem i talentem. Może "znana poetka" powinna nią pozostać? Wiersz utkany z wycyzelowanych porównań mniej męczy, niż 400 stron takiej lektury.
Powiedzieć, że rozczarował mnie "olśniewający debiut prozatorski znanej poetki" (jak wydawca zachwala książkę Anny Janko) to nic nie powiedzieć.
W czasie lektury "Dziewczyny z zapałkami" przypominało mi się nieustannie spostrzeżenie Jerzego Dobrowolskiego, że "nie ma nic gorszego niż człowiek wykształcony ponad własną inteligencję". Bo co z tego, że autorka/narratorka co...
2019-06-20
Dawno nie widziałam tak adekwatnego tytułu. Choć samo "shit" też by wystarczyło.
Dawno nie widziałam tak adekwatnego tytułu. Choć samo "shit" też by wystarczyło.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-24
Żmudne i czasochłonne zajęcia aż się proszą o jakieś tło i audiobooki nadają się do tego wręcz idealnie. Czasem jednak okazuje się to pułapką i właśnie kolejny raz w nią wpadłam: gdybym miała "Egzekutora" czytać, poszedłby w kąt po pierwszych trzydziestu stronach. Kiedy jednak zaczęłam słuchać, nie mogłam zdobyć się na wyłączenie, choć już pierwsze pół godziny nie pozostawiło mi najmniejszych wątpliwości, że książka Chrisa Cartera to chała. Zastanawiałam się, co by z niej zostało po usunięciu szczegółowych opisów wymyślnych i zupełnie nieprawdopodobnych tortur? Żenująco nieporadne śledztwo, prowadzone przez papierowe i wydumane postacie, w dodatku opisane w sposób pozbawiony jakichkolwiek walorów literackich.
I tak, zżymając się i irytując ani się spostrzegłam, jak skończyłam swoją robotę. :)
Żmudne i czasochłonne zajęcia aż się proszą o jakieś tło i audiobooki nadają się do tego wręcz idealnie. Czasem jednak okazuje się to pułapką i właśnie kolejny raz w nią wpadłam: gdybym miała "Egzekutora" czytać, poszedłby w kąt po pierwszych trzydziestu stronach. Kiedy jednak zaczęłam słuchać, nie mogłam zdobyć się na wyłączenie, choć już pierwsze pół godziny nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2000
2018-07-06
2018-05-26
Od audiobooków stanowiących tło czynności domowych nie wymagam zbyt wiele, uważam też, że szkoda czasu na recenzowanie chał. No, chyba że są to turbo-chały. "Krąg" Bernarda Miniera stanowi w tej kategorii jakość samą dla siebie. Dawno nie spotkałam takiego stężenia idiotyzmu i absurdu, podanego w formie tak pretensjonalnej i literacko nieporadnej. Jest tu wszystko: pseudo-psychologia, fizjologia ("Servaz poczuł, że kurczy mu się moszna"), aluzje polityczne, igraszki lesbijek, a nawet rzewna historyjka afrykańskiego uchodźcy (znającego kilka języków inżyniera, ma się rozumieć), z wdzięcznością godzącego się na zamiatanie francuskich biur i nie uchylającego się od współpracy z francuską policją. Wątek kryminalny wydumany i nieprawdopodobny, bohaterowie typu "zabili go i uciekł", a równocześnie zdumiewająco nierozgarnięci. "Śledztwo" komisarza Servaz, rozlazłe, denerwująco chaotyczne i po prostu nudne, przypomina skrzyżowanie ruletki z zabawą w chowanego. W pewnym momencie było mi już naprawdę obojętne kto zabił i słuchałam wyłącznie z ciekawości ile razy jeszcze padnie "Później ci wszystko wyjaśnię" i "Servazowi zrobiło się niedobrze". I ile jeszcze razy komisarz o włos uniknie śmierci i w jakich okolicznościach.
Na tym właściwie mogłabym zakończyć, nie potrafię się jednak oprzeć pokusie przytoczenia błyskotliwej refleksji autora na temat pracy śledczych: "Są żyjącymi kloakami, które zbierają gówno i wywożą je jak najdalej od reszty społeczeństwa. Ale tak naprawdę nigdy dość daleko. Gówno zawsze w końcu wraca". Zważywszy na to, że "Krąg" nie jest ostatnią pozycją w serii, w kwestii wracającego g... jestem skłonna się z autorem zgodzić.
Od audiobooków stanowiących tło czynności domowych nie wymagam zbyt wiele, uważam też, że szkoda czasu na recenzowanie chał. No, chyba że są to turbo-chały. "Krąg" Bernarda Miniera stanowi w tej kategorii jakość samą dla siebie. Dawno nie spotkałam takiego stężenia idiotyzmu i absurdu, podanego w formie tak pretensjonalnej i literacko nieporadnej. Jest tu wszystko:...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka pretensjonalna, ponura i, niestety, po prostu nudna.
Tak jakby seria o komisarzu Wallanderze wyczerpała potencje twórcze Henninga Mankella.
A może - i to pytanie zadaję sobie po raz kolejny - rację mieli ci, którzy zarzucali mu plagiat i wykorzystanie pomysłu szwedzkiego duetu Sjöwall-Wahlöö, twórców serii o komisarzu Becku? Jeśli istotnie tak było (a po przeczytaniu książek wspomnianych autorów skłaniam się i ja ku tej opinii), jałowość późniejszych prób Mankella "wybicia się na niepodległość" staje się bardziej zrozumiała...
Książka pretensjonalna, ponura i, niestety, po prostu nudna.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTak jakby seria o komisarzu Wallanderze wyczerpała potencje twórcze Henninga Mankella.
A może - i to pytanie zadaję sobie po raz kolejny - rację mieli ci, którzy zarzucali mu plagiat i wykorzystanie pomysłu szwedzkiego duetu Sjöwall-Wahlöö, twórców serii o komisarzu Becku? Jeśli istotnie tak było (a po...