Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Dobre książki mają tę wspólną cechę, że gdy się do nich wraca, odsłaniają warstwy, na jakie wcześniej nie zwróciliśmy uwagi. Tak też było z "Obozem świętych" Jeana Raspaila, który po kilku latach ostatnio sobie odświeżyłam. Czytałam go po raz pierwszy, gdy do Europy miała się zbliżyć wywołana przez "herzlich Wilkommen" Angeli Merkel fala migracyjna z Afryki i Bliskiego Wschodu. Uderzyły mnie wtedy przede wszystkim niemal prorocze opisy mechanizmu inwazji Trzeciego Świata na zasobny Zachód i bezbronność tego ostatniego. Polska patrzyła na to z przerażeniem, ale i poczuciem, że w naszej, doświadczonej tak dotkliwie przez komunizm części świata, zachowaliśmy jeszcze resztki rozsądku i zdolności oceny sytuacji. Dzisiaj dotarło do mnie wyraźniej to, co wówczas nie wydawało mi się w odniesieniu do nas tak istotne: mechanizmy urabiania opinii, manipulowania nią, oszukiwania społeczeństw i usypiania ich czujności. Cała ta nieczysta gra, prowadzona przez Bestię rękami możnych tego świata. Dziś zresztą rozumiem lepiej co miał na myśli autor, mówiąc o Bestii: niezależnie od tego, jak wyobrażamy sobie jej oblicze i naturę, coraz wyraźniej dowodzi swojego istnienia logiką działania, jego niszczycielską mocą i nihilizmem, ukrytymi za egzaltowaną frazeologią, jaką jesteśmy tumanieni.
Pozostaje pytanie: co dalej? Co zrobimy w związku z tym? Wygląda na to, że niewiele i że Jean Raspail nie pomylił się także w diagnozie stanu naszej świadomości. Pięćdziesiąt lat po powstaniu "Obozu świętych", choć bieg wydarzeń potwierdził po stokroć trafność jego prognoz, nie wyciągnięto żadnych wniosków, ani nie zmieniono kursu. Europa, oddawszy Bestii stery, pełna samozadowolenia czeka na swoją klęskę.

Dobre książki mają tę wspólną cechę, że gdy się do nich wraca, odsłaniają warstwy, na jakie wcześniej nie zwróciliśmy uwagi. Tak też było z "Obozem świętych" Jeana Raspaila, który po kilku latach ostatnio sobie odświeżyłam. Czytałam go po raz pierwszy, gdy do Europy miała się zbliżyć wywołana przez "herzlich Wilkommen" Angeli Merkel fala migracyjna z Afryki i Bliskiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Fenomenalna książka. Pisana w 1943 roku, w połowie IIWŚ, wykracza jednak poza ówczesne "tu i teraz". W swojej analizie zjawiska wojen i rewolucji Fulton Sheen dociera do samych ich źródeł, precyzyjnie opisując ukryte mechanizmy i sięgając poziomu zależności uniwersalnych.
Od największej jak dotąd wojny i powstania książki Fultona Sheena dzieli nas ponad 8 dekad, niespokojnych mimo politycznych wysiłków zapewnienia pokoju. Historia jakby zatoczyła koło i znowu żyjemy w zagrożeniu globalnym konfliktem, a kolejna rewolucja dokonuje się praktycznie na naszych oczach. Rozwój wydarzeń w pełni potwierdza przenikliwość i aktualność jego diagnoz - jednak to, czy wyciągniemy z nich wnioski zależy już tylko od nas samych.

Fenomenalna książka. Pisana w 1943 roku, w połowie IIWŚ, wykracza jednak poza ówczesne "tu i teraz". W swojej analizie zjawiska wojen i rewolucji Fulton Sheen dociera do samych ich źródeł, precyzyjnie opisując ukryte mechanizmy i sięgając poziomu zależności uniwersalnych.
Od największej jak dotąd wojny i powstania książki Fultona Sheena dzieli nas ponad 8 dekad,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zachwycona rewelacyjnym "Na dnie" Theodora Dalrymple'a, sięgnęłam po "Refleksyjne życie" ze sporymi oczekiwaniami.
I mocno się zawiodłam.
Mimo błyskotliwej inteligencji i dowcipu autora, mimo jego widocznej także i tu znajomości natury ludzkiej, "Refleksyjne życie" męczy i nuży. Zastanawiając się, w czym tkwi problem, doszłam do wniosku, że w wyborze formy. Powieść rządzi się innymi prawami i ma inne wymagania niż literatura faktu, do jakiej zalicza się "Na dnie". I mimo solidnej zawodowej podbudowy i lekkiego pióra, decyzja Dalrymple'a, by spróbować swoich sił w fikcji literackiej nie okazała się najszczęśliwsza.

Zachwycona rewelacyjnym "Na dnie" Theodora Dalrymple'a, sięgnęłam po "Refleksyjne życie" ze sporymi oczekiwaniami.
I mocno się zawiodłam.
Mimo błyskotliwej inteligencji i dowcipu autora, mimo jego widocznej także i tu znajomości natury ludzkiej, "Refleksyjne życie" męczy i nuży. Zastanawiając się, w czym tkwi problem, doszłam do wniosku, że w wyborze formy. Powieść rządzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Tragedia wyzwolenia" to pierwsza część monumentalnej trylogii Franka Diköttera poświęconej maoistowskim Chinom i początkom komunistycznego reżimu w tym kraju. Tak jak pozostałe części cyklu, jest książką niezwykłą i z wielu powodów wartą polecenia. Przede wszystkim ze względu na bogaty materiał źródłowy, w tym wiele dokumentów nieznanych wcześniej badaczom - dorobek Diköttera jest pod tym względem przełomowy. Autor, historyk specjalizujący się w dziejach współczesnych Chin, wykorzystał moment uchylenia partyjnych archiwów i dotarł do informacji, które nie tylko poszerzyły wiedzę o reżimie Mao, ale także znacząco zmieniły jego obraz. Książka jest poza tym świetnie napisana, łącząc naukową rzetelność z komunikatywnym stylem, historię w skali makro przeplatając z wątkami rodzin i jednostek.
Cały cykl to wstrząsające studium niszczenia państwa, jego systemu prawnego, gospodarki, zgromadzonego przez pokolenia dorobku i liczącej tysiące lat kultury. Pokazuje mechanizm rozrywania tkanki społecznej, niszczenia więzi rodzinnych, unicestwiania jednostek i odbierania im podmiotowości. Jest jednym wielkim oskarżeniem nie tylko Mao i jego partii, ale systemu komunistycznego jako takiego. Ukazuje proces budowania reżimu i niewolenia społeczeństwa, od manipulacji po otwartą przemoc. Powinniśmy mieć jednak świadomość, że choć Chiny doprowadziły to wszystko do ekstremum, nie tylko o nie tu chodzi. Rewolucja, niezależnie od tego czy jest czerwona czy zielona, prowadzi do tego samego, a gen zniszczenia tkwi w każdej ideologii.

"Tragedia wyzwolenia" to pierwsza część monumentalnej trylogii Franka Diköttera poświęconej maoistowskim Chinom i początkom komunistycznego reżimu w tym kraju. Tak jak pozostałe części cyklu, jest książką niezwykłą i z wielu powodów wartą polecenia. Przede wszystkim ze względu na bogaty materiał źródłowy, w tym wiele dokumentów nieznanych wcześniej badaczom - dorobek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka wybitna: napisana wspaniałym językiem, wielowarstwowa, wciągająca.
I, choć powstała w 1955 roku, a dotyczy lat 1940/41 - porażająco wręcz aktualna.
Dekoracje się zmieniły, istota marksistowskiego myślenia wcale. Można dojść do wniosku, że dekady jakie minęły od powstania "Drogi donikąd" najwyraźniej niczego nas nie nauczyły, skoro znowu wchodzimy do tego samego rynsztoka.
I tu jest być może odpowiedź, dlaczego pogrobowcy tamtego systemu tak bezwzględnie walczą z pamięcią i świadomością narodowej historii. A przecież tylko prawda jest ciekawa - i tylko ona ma wagę.

Książka wybitna: napisana wspaniałym językiem, wielowarstwowa, wciągająca.
I, choć powstała w 1955 roku, a dotyczy lat 1940/41 - porażająco wręcz aktualna.
Dekoracje się zmieniły, istota marksistowskiego myślenia wcale. Można dojść do wniosku, że dekady jakie minęły od powstania "Drogi donikąd" najwyraźniej niczego nas nie nauczyły, skoro znowu wchodzimy do tego samego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka ze wszech miar warta polecenia - to jedna z tych pozycji, które powinny być obowiązkowe. Zwłaszcza dzisiaj, gdy zatrute ziarno zasiane niegdyś przez komunistów właśnie wydaje swoje trujące owoce, a świat Zachodu trawią kolejne szaleńcze, post-marksistowskie ideologie.
"Agentura wpływu" została napisana kilkadziesiąt lat temu, przed erą Internetu, współczesnych technologii i przed rozpadem Związku Radzieckiego, jednak rozwój wydarzeń potwierdza to wszystko, o czym mówi Jurij Bezmienow. Przeraża trafność i precyzja prognoz KGB-owskich specjalistów i, niestety, ich skuteczność, czego dowodzi dzisiejsza mentalna i moralna sytuacja Zachodu. Jednak jeszcze bardziej przeraża naiwność i ślepota tych, którzy mając przed oczyma fakty nie potrafią - a może nie chcą? - połączyć kropek i wyciągnąć wniosków.

Książka ze wszech miar warta polecenia - to jedna z tych pozycji, które powinny być obowiązkowe. Zwłaszcza dzisiaj, gdy zatrute ziarno zasiane niegdyś przez komunistów właśnie wydaje swoje trujące owoce, a świat Zachodu trawią kolejne szaleńcze, post-marksistowskie ideologie.
"Agentura wpływu" została napisana kilkadziesiąt lat temu, przed erą Internetu, współczesnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka pretensjonalna, ponura i, niestety, po prostu nudna.
Tak jakby seria o komisarzu Wallanderze wyczerpała potencje twórcze Henninga Mankella.
A może - i to pytanie zadaję sobie po raz kolejny - rację mieli ci, którzy zarzucali mu plagiat i wykorzystanie pomysłu szwedzkiego duetu Sjöwall-Wahlöö, twórców serii o komisarzu Becku? Jeśli istotnie tak było (a po przeczytaniu książek wspomnianych autorów skłaniam się i ja ku tej opinii), jałowość późniejszych prób Mankella "wybicia się na niepodległość" staje się bardziej zrozumiała...

Książka pretensjonalna, ponura i, niestety, po prostu nudna.
Tak jakby seria o komisarzu Wallanderze wyczerpała potencje twórcze Henninga Mankella.
A może - i to pytanie zadaję sobie po raz kolejny - rację mieli ci, którzy zarzucali mu plagiat i wykorzystanie pomysłu szwedzkiego duetu Sjöwall-Wahlöö, twórców serii o komisarzu Becku? Jeśli istotnie tak było (a po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejna "olśniewająca historia" i „wspaniałe odkrycie literackie”, które okazuje się wydumanym, pretensjonalnym gniotem, skąpanym w politpoprawnych sosach i nachalnie eksponującym wątki homoseksualne. Nie do strawienia nawet jako świetnie czytany audiobook.

Kolejna "olśniewająca historia" i „wspaniałe odkrycie literackie”, które okazuje się wydumanym, pretensjonalnym gniotem, skąpanym w politpoprawnych sosach i nachalnie eksponującym wątki homoseksualne. Nie do strawienia nawet jako świetnie czytany audiobook.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Prawie współczuję tym, którzy znęceni tytułem "Czarne karty Kościoła" sięgnęli po tę znakomitą książkę w nadziei znalezienia w niej wody na młyn swoich antykościelnych fobii. To musiał być prawdziwy ból, trafić zamiast tego na pracę katolickiego apologety, w dodatku świetnie przygotowanego do zadania, jakim było rozprawienie się z czarnymi legendami, jakie za sprawą nieprzyjaciół Kościoła narosły wokół niego przez stulecia. Vittorio Messori zadał sobie trud sięgnięcia do historycznych źródeł, a to co w nich odkrył, dla przyzwyczajonych do antykościelnych dogmatów musiało być prawdziwym szokiem. Książka jest poza tym świetnie napisana i przetłumaczona i czyta się ją znakomicie.
Tyle o książce jako takiej - na jej marginesie chciałabym zwrócić uwagę na coś jeszcze. Zaskoczyła mnie żywotność owych czarnych legend i oczywistość z jaką były i są do dziś przyjmowane, wbrew udokumentowanym, przeczącym im faktom. Paradoksalne, że dzisiejsi spadkobiercy Oświecenia, atakujący Kościół z pozycji rozumu, nie zadają sobie trudu by uruchomić szare komórki i sprawdzić jak było. Vittorio Messori stwarza im taką możliwość.

Prawie współczuję tym, którzy znęceni tytułem "Czarne karty Kościoła" sięgnęli po tę znakomitą książkę w nadziei znalezienia w niej wody na młyn swoich antykościelnych fobii. To musiał być prawdziwy ból, trafić zamiast tego na pracę katolickiego apologety, w dodatku świetnie przygotowanego do zadania, jakim było rozprawienie się z czarnymi legendami, jakie za sprawą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po „Przedziwnej śmierci Europy” i „Szaleństwie tłumów” to kolejna książka Douglasa Murraya poświęcona kryzysowi cywilizacji zachodniej i jej napędzanej przez lewicowe ideologie autodestrukcji, która w ostatnich latach zdaje się jeszcze przyspieszać. Swoje wnioski autor oparł na wnikliwej obserwacji i uczciwej, drobiazgowej analizie opisywanych zjawisk, z uwzględnieniem szerszej perspektywy historycznej. Zarówno bogaty materiał faktograficzny, jak płynące zeń konkluzje Murray przedstawił w sposób jasny, przejrzysty i niezwykle komunikatywny. Rzecz absolutnie do polecenia – zwłaszcza w Polsce, dokąd ta niszczycielska fala dopiero zaczyna docierać i gdzie wciąż jeszcze mamy szanse zneutralizować jej uderzenie.
Dla mnie osobiście książka Douglasa Murraya w całości wpisuje się w kategorię, którą na własny użytek określam jako „krzyk Kasandry”: jest ostrzeżeniem, którego zignorowanie może nas wszystkich bardzo wiele kosztować…

Po „Przedziwnej śmierci Europy” i „Szaleństwie tłumów” to kolejna książka Douglasa Murraya poświęcona kryzysowi cywilizacji zachodniej i jej napędzanej przez lewicowe ideologie autodestrukcji, która w ostatnich latach zdaje się jeszcze przyspieszać. Swoje wnioski autor oparł na wnikliwej obserwacji i uczciwej, drobiazgowej analizie opisywanych zjawisk, z uwzględnieniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobrze napisana książka i dobrze się ją czyta – jednak uderza mnie w niej jakieś szczególne skrzywienie, na granicy cynizmu. Prześmiewczość, relatywizm, sprowadzanie do groteski spraw zasadniczych… Pomyślałam, że nie bez powodu Kurt Vonnegut należał do tych pisarzy amerykańskich, których bez zastrzeżeń i obficie wydawano w PRL.

Dobrze napisana książka i dobrze się ją czyta – jednak uderza mnie w niej jakieś szczególne skrzywienie, na granicy cynizmu. Prześmiewczość, relatywizm, sprowadzanie do groteski spraw zasadniczych… Pomyślałam, że nie bez powodu Kurt Vonnegut należał do tych pisarzy amerykańskich, których bez zastrzeżeń i obficie wydawano w PRL.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To kolejna z "wielkich powieści" i "przełomowych narracji", która okazała się przereklamowaną, napuszoną chałą, w dodatku niemożebnie rozwlekłą.
"Wyznaję" to czytadło do bólu pretensjonalne i wtórne, niewiarygodne psychologicznie i pełne "mądrości" jak z magla. Jakby tego było mało, wątki "historyczne", stanowiące istotny element konstrukcji, są spektakularnym przykładem nierzetelności i utrwalania ahistorycznych stereotypów. Na osobną uwagę zasługuje prostacki antyklerykalizm, którym książka aż kipi. Uderzająca i tu nierzetelność świadczy nie tylko o ignorancji autora, ale przede wszystkim o jego zapiekłym resentymencie, sprawiającym, że wszystkie chwyty uznaje on za dozwolone. Jak na książkę o ambicjach intelektualnych i moralizatorskich – słabo.
Ponieważ słuchałam audiobooka, udało mi się przetrzymać to jakoś do końca. I ten jedyny plus to dla znakomitego lektora.

To kolejna z "wielkich powieści" i "przełomowych narracji", która okazała się przereklamowaną, napuszoną chałą, w dodatku niemożebnie rozwlekłą.
"Wyznaję" to czytadło do bólu pretensjonalne i wtórne, niewiarygodne psychologicznie i pełne "mądrości" jak z magla. Jakby tego było mało, wątki "historyczne", stanowiące istotny element konstrukcji, są spektakularnym przykładem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Literacka uczta! Mistrzowski warsztat pisarski i przenikliwość spojrzenia na historię widzianą jakby od kulis, przez pryzmat tego, co tworzy podszewkę wydarzeń znanych z podręczników. Wzbieranie potężnej fali zła, jakim była zatapiająca świat II Wojna, ukazane jest jako nakładanie się na siebie i piętrzenie drobnych fal ludzkich interesów i ambicji, zaniechań i braku wyobraźni, słabości i kunktatorstwa. Książka, choć opowiada o konkretnym okresie władzy Adolfa Hitlera, ukazuje mechanizm uniwersalny, tak niezmienny w historii jak niezmienna jest ludzka natura. I być może to właśnie sprawia, że zamykam "Porządek dnia" z niespokojną myślą o tym wszystkim, czego nie dostrzegamy dzisiaj - o podszewce zdarzeń rozgrywających się właśnie przed naszymi oczami.

Literacka uczta! Mistrzowski warsztat pisarski i przenikliwość spojrzenia na historię widzianą jakby od kulis, przez pryzmat tego, co tworzy podszewkę wydarzeń znanych z podręczników. Wzbieranie potężnej fali zła, jakim była zatapiająca świat II Wojna, ukazane jest jako nakładanie się na siebie i piętrzenie drobnych fal ludzkich interesów i ambicji, zaniechań i braku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dla urodzonej w Rosji w 1905 roku Ayn Rand, świadka rewolucji, literatura stała się obok filozofii polem odpowiedzi na ideę kolektywizacji, odrzucaną przez nią w każdej formie: zarówno komunizmu jak amerykańskiego interwencjonizmu państwowego. Monumentalna powieść „Atlas zbuntowany”, podobnie jak wcześniejsze „Źródło”, zawiera literackie przedstawienie jej koncepcji twórczej wolności jednostki jako fundamentu cywilizacji. To także rodzaj dystopii, pokazującej destrukcję amerykańskiego dobrobytu przez niszczycielską siłę oderwanej od realiów ideologii. Czytelnikom z byłego bloku wschodniego jej sposób przedstawiania mechanizmu kolektywizacji może się wydawać nieco naiwny; zaś czas jaki minął od powstania powieści obnażył słabe punkty jej skrajnie indywidualistycznej „pochwały egoizmu”. Jednak w wielu punktach książka Ayn Rand nie straciła nic na aktualności, a niektóre wątki, odczytane po dekadach, wydają się wręcz profetyczne.
Jakkolwiek jednak patrzylibyśmy na filozofię Ayn Rand, musimy docenić powieść jako taką: jej rozmach, wciągającą fabułę, bogaty język, konstrukcję. To się po prostu dobrze czyta. A pewna widoczna już dziś anachroniczność, dydaktyzm i uproszczenie podziału na „dobrych i złych” nadają jej posmak moralitetu, przenoszącego nas w świat, w którym dobro i zło wciąż jeszcze pozwalają się odróżnić...

Dla urodzonej w Rosji w 1905 roku Ayn Rand, świadka rewolucji, literatura stała się obok filozofii polem odpowiedzi na ideę kolektywizacji, odrzucaną przez nią w każdej formie: zarówno komunizmu jak amerykańskiego interwencjonizmu państwowego. Monumentalna powieść „Atlas zbuntowany”, podobnie jak wcześniejsze „Źródło”, zawiera literackie przedstawienie jej koncepcji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zasadniczo nie tykam tzw. kontynuacji literackich bestsellerów, ale trafiwszy w sieci na audiobook stanowiący ciąg dalszy „Millenium” Stiega Larssona, zaczęłam go słuchać jako tła domowych zajęć. Ku mojemu zaskoczeniu okazał się całkiem zręczny, z dobrą intrygą kryminalną, a autor mniej niż Larsson celebruje rozwiązłość i inne wynaturzenia. No i, co w przypadku audiobooków jest kluczowe, czyta bardzo dobry lektor. Jednak choć wciąga i jako kryminałowi trudno mu coś zarzucić, to jednak coraz bardziej przeszkadza mi to, co było także skazą „Millenium”: lewicowa, wręcz lewacka optyka, chwilami nachalna do granic indoktrynacji. Pozytywny bohater jest obowiązkowo obdarzony tzw. lewicową wrażliwością – czyli wyczulony na tzw. „wykluczenia” (cokolwiek by to w danym momencie oznaczało), rasizm (którego przejawy widzi także tam, gdzie samym zainteresowanym nawet nie przyszłoby do głowy ich szukać), jest przychylny imigracji (co podkreślane jest szczególnie często), niewierzący i co najmniej biseksualny. Zbrodniarz za to jest – co oczywiste – religijny i na prawo (w domyśle: faszysta). Coraz bardziej staje mi to kością w gardle i psuje przyjemność jaką daje dobrze skonstruowany kryminał. Kiedyś nie zwracałam uwagi na takie rzeczy, bo było ich po prostu mniej, a zaangażowanie społeczne i lewicowe odchylenie skandynawskich kryminałów dało się traktować jak swego rodzaju osobliwość. Teraz jednak, gdy dyskurs publiczny nasiąka tymi miazmatami coraz bardziej, mam tego po prostu dosyć. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że do kultury masowej wkradła się tylnymi drzwiami nowa postać socrealizmu.

Zasadniczo nie tykam tzw. kontynuacji literackich bestsellerów, ale trafiwszy w sieci na audiobook stanowiący ciąg dalszy „Millenium” Stiega Larssona, zaczęłam go słuchać jako tła domowych zajęć. Ku mojemu zaskoczeniu okazał się całkiem zręczny, z dobrą intrygą kryminalną, a autor mniej niż Larsson celebruje rozwiązłość i inne wynaturzenia. No i, co w przypadku audiobooków...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka o doniosłości porównywalnej do „Archipelagu GUŁAG” i podobnie jak dzieło Sołżenicyna ścigana przez sowieckie władze. „Życie i los” Wasilija Grossmana to przejmujący dokument czasów II Wojny – a konkretnie jej przesilenia w bitwie stalingradzkiej – literacko wybitny, a równocześnie historycznie rzetelny i wnikliwy psychologicznie. Dzieje rodziny rozsypanej w wojennej zawierusze stanowią kanwę dla opowieści o wojnie, stalinizmie, mechanizmach sowieckiego totalitaryzmu i ludzkich postawach w wojennej codzienności. To kolejna wielka narracja, w której historia powszechna splata się z losami jednostek. Trudno tu nie pomyśleć nie tylko o twórczości Tołstoja czy Sołżenicyna, ale i Józefa Mackiewicza. Czytając, nieustannie wracałam myślami do słynnych słów tego ostatniego: „Tylko prawda jest ciekawa”.

Książka o doniosłości porównywalnej do „Archipelagu GUŁAG” i podobnie jak dzieło Sołżenicyna ścigana przez sowieckie władze. „Życie i los” Wasilija Grossmana to przejmujący dokument czasów II Wojny – a konkretnie jej przesilenia w bitwie stalingradzkiej – literacko wybitny, a równocześnie historycznie rzetelny i wnikliwy psychologicznie. Dzieje rodziny rozsypanej w wojennej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książek poświęconych Rosji i "duszy rosyjskiej" powstało wiele, a historia weryfikuje kolejne teorie, próbujące wyjaśnić rosyjską specyfikę i szukające klucza do współistnienia Zachodu z rosyjskim żywiołem. Spojrzenie przez pryzmat zjawiska „świętego szaleństwa” rzuca na tę kwestię nowe światło i wypełnia lukę, istniejącą w analizach wielu badaczy zachodnich. Można odnieść wrażenie, że lekceważą oni ów związany z jurodstwem element irracjonalności i paradoksalności i traktują go jako rodzaj egzotycznego folkloru, nie przypisując mu jednak istotnej mocy sprawczej.
Badania Ewy Thompson są pod wieloma względami pionierskie. Zwraca ona m.in. uwagę, że w historiografii i antropologii rosyjskiej i radzieckiej – a w ślad za nimi zachodniej – pomijano pewne kierunki badań i interpretacji "świętego szaleństwa". Swoistym tabu były m.in. tradycje szamańskie podbijanych przez Moskwę ludów, stanowiące w jej ocenie jeden z fundamentów jurodstwa i za jego pośrednictwem wywierające wpływ na kształtowanie rosyjskiej mentalności. Podczas gdy badacze zachodni analizują rosyjską specyfikę wg klucza znanych im kategorii, stosowanych do społeczeństw naszego kręgu kulturowego, Ewa Thompson pokazuje nieprzystawalność tych kategorii do zjawiska uformowanego w istotnej opozycji do zachodniego racjonalizmu.
Jednym z dogmatów współczesnego myślenia o relacjach Zachodu i Rosji było (jest nadal?) przekonanie, że w gruncie rzeczy istnieje między nimi więcej podobieństw niż różnic i że wystarczy wpuścić niewidzialną rękę wolnego rynku, by zniwelowane zostały przeszkody na drodze do pokojowego współistnienia i współpracy. Bieg wydarzeń kolejny raz pokazał, że tak nie jest i że rację mieli ci, co jak Feliks Koneczny wskazywali na nieprzekraczalne bariery cywilizacyjne i mentalne i ostrzegali przed ich lekceważeniem. Fascynująca książka Ewy Thompson wpisuje się w ten właśnie nurt.

Książek poświęconych Rosji i "duszy rosyjskiej" powstało wiele, a historia weryfikuje kolejne teorie, próbujące wyjaśnić rosyjską specyfikę i szukające klucza do współistnienia Zachodu z rosyjskim żywiołem. Spojrzenie przez pryzmat zjawiska „świętego szaleństwa” rzuca na tę kwestię nowe światło i wypełnia lukę, istniejącą w analizach wielu badaczy zachodnich. Można odnieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wsławiona ekranizacją "Coma" Robina Cooka jest kolejnym dowodem, że sugestywny obraz jest w stanie przesłonić niedostatki najbardziej topornej fabuły, a zdolny scenarzysta i reżyser potrafią coś upichcić nawet z historii najgłupszej i najmniej prawdopodobnej. "Coma" jest przykładem takiej właśnie irytująco naiwnej grafomanii, z papierowymi postaciami i z intrygą boleśnie przewidywalną od pierwszych stron. Równocześnie wiele jest w niej obrazów i scen jakby stworzonych dla kina, co zostało dostrzeżone i w pełni wykorzystane.
Właściwie szkoda byłoby czasu na pisanie o tej książce, gdyby nie pewna refleksja narzucająca się po lekturze. Otóż ta powstała w latach 70-tych chała, przeznaczona dla masowego czytelnika i dostosowana do jego sposobu myślenia, świetnie pokazuje zmiany jakie w tym myśleniu zaszły na przestrzeni ostatnich kilku dekad. I nie chodzi o naiwne wyobrażenia o zaawansowanej technologii medycznej, które dziś mogą budzić tylko uśmiech. Nie chcę psuć lektury tym, którzy się na nią mimo wszystko zdecydują, powiem więc tylko, że to co 50 lat temu wydawało się moralnie nie do zaakceptowania, dziś nie tylko stało się faktem, ale coraz powszechniej jest uważane za coś oczywistego...

Wsławiona ekranizacją "Coma" Robina Cooka jest kolejnym dowodem, że sugestywny obraz jest w stanie przesłonić niedostatki najbardziej topornej fabuły, a zdolny scenarzysta i reżyser potrafią coś upichcić nawet z historii najgłupszej i najmniej prawdopodobnej. "Coma" jest przykładem takiej właśnie irytująco naiwnej grafomanii, z papierowymi postaciami i z intrygą boleśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Znakomita książka, wielowątkowa i pokazująca mechanizm dezinformacji od różnych stron. Wszystkie składające się na nią teksty są bardzo gęste i zawierają zarówno rozważania teoretyczne jak opisy i analizy konkretnych "montaży". Z kolei całość pokazuje związki między różnymi aspektami dezinformacji.
Frapujący jest opis mechanizmów dezinformacji i to, jak wiele aspektów życia angażują: od manipulacji na poziomie językowym (ilu z nas ma ich świadomość?), przez konkretne działania polityczne i społeczne, po akty terroru.
Uderzyło mnie pewne spostrzeżenie natury ogólnej: że tak naprawdę demokracje nie mają polu dezinformacji szans w starciu z reżimami. Przyczyną jest sama natura demokracji, dopuszczająca wielość opinii i w imię wolności otwierająca szeroko podwoje systemowemu kłamstwu, na jakim oparte są ustroje autorytarne. Z kolei na poziomie praktycznym demokratyczna kadencyjność władzy i przetasowania dokonująca się także w służbach po każdej zmianie ekipy rządzącej, nie sprzyjają kumulacji ich doświadczeń.
Choć książka Volkoffa ma już parę dekad, w tym co najistotniejsze pozostaje przerażająco aktualna. A zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy jesteśmy zalewani morzem informacji, powinna to być lektura obowiązkowa.

Znakomita książka, wielowątkowa i pokazująca mechanizm dezinformacji od różnych stron. Wszystkie składające się na nią teksty są bardzo gęste i zawierają zarówno rozważania teoretyczne jak opisy i analizy konkretnych "montaży". Z kolei całość pokazuje związki między różnymi aspektami dezinformacji.
Frapujący jest opis mechanizmów dezinformacji i to, jak wiele aspektów życia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Portrety” Marii Iwaszkiewicz to właściwie taki literacki „Pudelek”, w którym serwowane są czytelnikom snobistyczne anegdoty i frywolne plotki z życia polskiej powojennej socjety. Choć nie sposób odmówić jej zręczności i czasem nawet dowcipu, to jednak nie chciałabym być portretowana przez kogoś, kto o postaciach bywających w domu Iwaszkiewiczów nie ma do powiedzenia nic poza banałami i niedyskrecjami, zbyt często przekraczającymi granice dobrego smaku. Mimo woli przywołuję dokonania bohaterów jej książki, pozostawione przez wielu dzienniki i listy i widzę przepaść między tym co pozostawili, a tym jak są wspominani.
Po raz kolejny potwierdza się też obiegowa mądrość, że „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Świat Marii Iwaszkiewicz to bańka luksusu, którego przedwojenny splendor przetrwał dzięki moralnym kompromisom, na jakie jej ojciec i wielu innych poszło z władzą ludową. O tym nie ma jednak mowy (co skądinąd można zrozumieć). Trudno jednak o tych sprawach zapomnieć – monumentalna postać Jarosława Iwaszkiewicza przewija się przez praktycznie wszystkie wspomnienia z tego okresu i, cóż, nie wszyscy mieli powody, by pisać o nim równie rzewnie jak córka. Ale w tym miejscu chyba lepiej się zatrzymać: „Portrety” źródłem istotnej wiedzy na pewno nie będą, ale rozrywki (powiedzmy od razu: mocno nieskomplikowanej) – jak najbardziej.

„Portrety” Marii Iwaszkiewicz to właściwie taki literacki „Pudelek”, w którym serwowane są czytelnikom snobistyczne anegdoty i frywolne plotki z życia polskiej powojennej socjety. Choć nie sposób odmówić jej zręczności i czasem nawet dowcipu, to jednak nie chciałabym być portretowana przez kogoś, kto o postaciach bywających w domu Iwaszkiewiczów nie ma do powiedzenia nic...

więcej Pokaż mimo to