-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant60
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński29
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2012-10-08
2012-05-25
Kleopatra, księżna Diana, czy nastoletnia Anna Frank. Diametralnie się od siebie różniły, żyły w innych czasach, jednak łączy je jedno – ludzkość już o nich nie zapomni.
Wpisały się w historię nie ozdobnym, złotym, a wielkim czerwonym pismem, tak aby wywoływać skrajne emocje (zwłaszcza te dwie pierwsze) i wciąż rozbudzać myśli milionów ludzi.
Dziś będzie o kobiecie, która urodzona gdzie indziej i kiedy indziej mogłaby być kolejną z nich. Kobiecie twardej, wytrzymałej i pełnej ludzkich odruchów.
Przenieśmy się do Anglii. Przepiękne krajobrazy, XIX wiek, plotki, skandale i… ona. Tajemnicza nieznajoma żyjąca wraz z dzieckiem we dworze Wildfell Hall unikająca kontaktu z ludźmi, bojąca się otworzyć przed innymi, starannie ukrywająca swoją tożsamość. Jednocześnie piękna malarka, wysmakowana, o interesujących poglądach. Obok niej on. Młody, niedoświadczony przez życie dzierżawca – Gilbert. Mimo, że kobieta wyraźnie nie chce się z nikim wiązać to mężczyzna nie może przestać o niej myśleć. Jednak dzieli ich wiele… dzieli ich przeszłość.
„Lokatorka…” jest powieścią szkatułkową. A tej szkatułki, w którą jest włożona, nie powstydziłaby się królowa angielska. Narracja pierwszoosobowa, najpierw prowadzona przez niego, potem przez nią. Fabuła dopieszczona, dopracowana w każdym calu.
Najważniejszym elementem, można by rzec, koralikami w tej szkatułce są bohaterowie, a przede wszystkim ona – Helena Graham. Tytułowa lokatorka jest kobietą twardą, ostrożną i zamkniętą w sobie. Można by również dodać: rozgoryczoną. Na początku cechy te nie tylko podsycają otaczającą ją aurę tajemniczości, ale również mnożą niepewności. Potem już tylko z wypiekami na twarzy zaczynamy rozumieć jej poszczególne zachowania i zaczynamy współczuć.
Kolejną wartą uwagi postacią jest pan Huntingdon. Kim był, co robił i jakie znaczenie ma dla tej historii pominę milczeniem, by nie psuć Wam zabawy. Jednak powiem jedno – uwielbiam Anne Bronte właśnie za tę kreację (żeby nie powiedzieć, że uwielbiam pana Huntingdona) . Świetna, pełna i przede wszystkim szalona postać.
Wiele osób wymaga, by daną książkę przypisać do dziedziny literatury. Więc tak siedzę i myślę, gdzie „Lokatorka…” by pasowała. Do romansu? Na pewno. Do obyczajówki? Również. Może podciągnąć ją pod powieść psychologiczną? Też by się dało. Łączy ze sobą finezję pióra, świetne postacie i wciągającą (choć nie zawsze) akcję.
Jednak bez minusów obyć się nie mogło. „Lokatorka…” ma jeden bardzo duży. Niestety przez pierwszą część akcja ciągnęła się, co mogło doprowadzić do szału, ale myślę, że końcówka to wynagradza.
Ta pozycja to pierwsza książka Anny Bronte wydana w Polsce. I oczywiście taka książka nie mogła przejść bez echa. Pojawiły się komentarze typu: „Najlepsza z sióstr Bronte!”, „Cudowna powieść!”. Czy ja wiem… Tutaj każdy musi zdecydować sam. I samemu się zakochać.
Kleopatra, księżna Diana, czy nastoletnia Anna Frank. Diametralnie się od siebie różniły, żyły w innych czasach, jednak łączy je jedno – ludzkość już o nich nie zapomni.
Wpisały się w historię nie ozdobnym, złotym, a wielkim czerwonym pismem, tak aby wywoływać skrajne emocje (zwłaszcza te dwie pierwsze) i wciąż rozbudzać myśli milionów ludzi.
Dziś będzie o kobiecie, która...
2012-07-03
Książkami można się delektować, połykać w całości lub brnąć przez nie. Ten pierwszy rodzaj jest rozpoznawany praktycznie od razu. Klimatyczna okładka, kilka zdań i już wiesz, że do smakowania tej lektury będzie ci potrzebna herbata. Więc idziesz, parzysz sobie tę najpyszniejszą – białą z płatkami róży i…
Hania straciła wszystko. Jej życie zatrzymało się pewnego sierpniowego dnia. Przestała marzyć, a jedyne plany to te, które układa dla swoich uczniów.
Kiedy na jej drodze staje Mikołaj, Hania boi się zaangażować, ale on walczy o miłość za nich dwoje. Pomaga mu w tym jej przyjaciółka Dominika, której energia i poczucie humoru rozsadziły niejedno męskie serce.*
Cóż, opis zwiastuje niechybną historię miłosną na którą ostatnio połowa czytelników choruje. W dodatku jest to nasz rodzimy produkt. Więc dlaczego tak smakuje? Dlaczego herbata cały czas jest pociągana małymi łyczkami zamiast być wypluta w akcie obrzydzenia? Może, może jeszcze nie wszystko jest takie za jakie je uważamy?
Pani Anna zaskoczyła mnie nad wyraz pozytywnie. Miało być tak zwane „babskie czytadło”. I było – nie da się ukryć. Wprost idealne na letnie wieczory przy kubku herbaty. Jednocześnie ta książka miała w sobie coś jeszcze…
Po pierwsze i najważniejsze: miała wspaniałych, życiowych bohaterów. Każdy z nich czy to Przemek czy mama Mikołaja mógł być spotkany w realnym świecie. Każdy z nich mógł być przypadkowym przechodniem mijanym na ulicy.
Poza tym, każdy z bohaterów wywoływał różne uczucia, każdy też sprawiał, że stopniowo zapominałam o przytulnym pokoju, herbatce. Coraz bardziej, za to, wsiąkałam w klimat Warszawy, czasem nadmorskiego domku pani Irenki. Przenosiłam się tam. Czułam zmęczenie Hanki, emocje Mikołaja, skoki nastrojów Dominiki i spokojną aurę jaką roztaczała wokół siebie starsza pani. Cumowałam w bezpiecznej przystani, jaką był dla mnie ich świat.
Jednocześnie oni wszyscy stawali się moimi przyjaciółmi. Poznawałam ich coraz lepiej, przeżywałam razem z nimi wzloty i upadki. Aż szkoda było odchodzić. Jednak było trzeba.
Kolejne atuty powieści „Alibi na szczęście” łączą się z naszymi bohaterami. Tak jak w prawdziwym życiu, to dzięki ludziom inaczej postrzegamy świat, to oni ten świat tworzą. Dlatego plastyczny język, czy wciągająca akcja są tylko dodatkiem, który czasem wprost nam umyka, tak zaczytujemy się w książce, tak chcemy smakować, a jednocześnie zobaczyć jak to się zakończy. Nie zauważamy wtedy pewnych szczegółów.
Jednak po jakimś czasie do tej książki wracamy. Bo to nie jest powieść na jedne wieczór. To jest historia do której chce się wracać i do której wracać jest po prostu miło. A wracając widzimy poboczne wątki: problemy Iwonki, ciekawą postać dyrektora czy znaczenie „Romea i Julii” dla tej powieści. Wtedy też w tej książce się zakochujemy.
Jednak jak to zwykle bywa zakochać nie może się każdy. Wielbiciele mocniejszych wrażeń, masy trupów i wiecznych pościgów mogą po prostu zaryzykować. Spodoba się czy nie? Jest duża prawdopodobność, że tak. Więc warto dać tej lekturze szansę.
Książkami można się delektować, połykać w całości lub brnąć przez nie. Ten pierwszy rodzaj jest rozpoznawany praktycznie od razu. Klimatyczna okładka, kilka zdań i już wiesz, że do smakowania tej lektury będzie ci potrzebna herbata. Więc idziesz, parzysz sobie tę najpyszniejszą – białą z płatkami róży i…
Hania straciła wszystko. Jej życie zatrzymało się pewnego...
2012-12-03
2012-08-13
2013-08-06
2012-05-11
2012-06-17
2012-03-06
2012-05-11
Około rok temu polskie czytelniczki pokochały Cukiernię pod Amorem. Zachwytom nie było końca, pozytywnym recenzjom również. Pani Gutkowska-Adamczyk znana już z popularnych (i niebanalnych, dodajmy) młodzieżówek stała się rozpoznawalna dla większego grona czytelników jako autorka sagi o Gutowie, a co za tym idzie – zyskała kolejne fanki. Chociaż nie… fanka to złe słowo. Pani Małgorzata zyskała czytelniczki, znajomych, przyjaciół. Poznała kobiety, które w trzech pięknie oprawionych tomach rozpoznały swoje problemy, radości życia codziennego i zobaczyły to co ukryte.
Pięć z nich autorka zaprosiła „na kawę”.
Po co? Żeby porozmawiać, podzielić się poglądami, doświadczeniem, przeżyciami.
Każda z rozmówczyń inna, każda z zarysowanym charakterem. Jednak łączy ich tyle samo co dzieli.
„Jedną cechę mamy niewątpliwie wspólną: lubimy ludzi.”
Książka napisana jest w formie rozbudowanego dialogu. Czytelniczki (Aga, Dorota, Kasia, Ela i Marta) wraz z autorką poruszają tematy aktualne typu: rola kobiety we współczesnym świecie, szczęście, po prostu życie, jak również mówią, co sądzą o Polakach, o roli rodziny, o zdrowiu i związkach oraz rolach społecznych.
Mimo dość trudnych tematów książka jest z tych lżejszych, co zawdzięcza niewątpliwie formie. Jednocześnie to nie któraś z tych na jeden wieczór. Tę pozycję trzeba sobie stopniować, zmusza ona do refleksji, zastanowienia się nad danym zagadnieniem. Łączy w sobie ciężkość tematu z lekkością (w pozytywnym znaczeniu) słowa.
Każda z rozmówczyń ma inne doświadczenia, inną drogę życiową za sobą, inne spojrzenie na świat, co podwyższa walory tej książki.
„Małgorzata Gutkowska – Adamczyk rozmawia z czytelniczkami Cukierni pod Amorem” to pozycja warta wszelakiej uwagi. Zmusza do myślenia, jednocześnie nie przytłacza. Główne bohaterki nie starają się narzuć nam swojego toku myślenia, nie próbują pouczać, lecz niezobowiązująco rozmawiają o ważnych sprawach.
Około rok temu polskie czytelniczki pokochały Cukiernię pod Amorem. Zachwytom nie było końca, pozytywnym recenzjom również. Pani Gutkowska-Adamczyk znana już z popularnych (i niebanalnych, dodajmy) młodzieżówek stała się rozpoznawalna dla większego grona czytelników jako autorka sagi o Gutowie, a co za tym idzie – zyskała kolejne fanki. Chociaż nie… fanka to złe słowo. Pani...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-21
2012-12-18
2012-12-31
2012-12-26
2012-12-20
2012-12-20
2012-02-09
Baccalario. Kto w książkowym świecie nie słyszał tego nazwiska? Włoch jest jednym z najbardziej znanych autorów dla młodzieży. Ulysses Moore, Century od dawna podbijają serca młodych czytelników. Teraz przyszedł czas na „Kod królów”.
Nie mając żadnego porównania zaczęłam czytać spodziewając się czegoś niezbyt wymagającego, odprężającego, typowo młodzieżowego. Jednak autor zaskoczył mnie całkowicie.
Poznajemy Beatrycze – nastolatkę nie różniącą się od milionów innych dziewczyn na całym świecie. Wakacje musi spędzić w Turynie pomagając swojemu wujkowi w prowadzeniu antykwariatu. Wymarzona praca dla mola książkowego, co? Jednak nie dla naszej bohaterki. Nie interesują ją za bardzo książki, drogocenne białe kruki. Jednak miło spędza czas z wujem. Pewnego dnia w antykwariacie pojawia się Audrey, sekretarka kolekcjonera książek – Zakhara, który zbiera pozycje tak trudno dostępne lub nieistniejące, że wywołuje zdziwienie lub czasem przerażenie…
Wuj wraz z dziewczyną zostają wciągnięci w niebezpieczną, podstępną i osnutą tajemnicą grę której stawką jest Język Królów dający moc władania każdą osobą…
Zapowiada się tak jak powiedziałam na początku: lekko, typowo młodzieżowo z nutką tajemnicy. Jednak nawet jeśli i te elementy znajdziemy w książce to i tak naszą uwagę przykują inne, na pewno nieprzewidywalne, nie schematyczne.
Elementy niezbędne do zainteresowania młodego czytelnika.
Autor wprowadził nas w świat taki do jakiego dążył, jaki chciał pokazać nam Zafon w „Cieniu Wiatru”. Jednak Hiszpanowi to się nie udało w stu procentach, a Baccalario i owszem. Mieliśmy nie wyjaśnioną tajemnicę wśród starych książek, wielkich bibliofilów, miłośników, antykwariat.
Jednocześnie nawet nie powinnam porównywać tych dwóch pozycji. To Zafon bardziej rozwiną wątek, pokazał dokładniej bohaterów, a Baccalrio? On pisał dla młodzieży, według całkowicie innych kryteriów. I podobał mi się inaczej. Bardziej.
Akcja toczy się szybko, nie zanudza, nie daje zostawić książki na chwilę. Jednak w tej niepewności jednocześnie pozwala zauważyć szczegóły, to surowe wypieszczenie, dopracowanie za co należą się brawa autorowi. Nie umykają nam szczegóły, ograniczone do minimum poboczne wątki. Po prostu delektujemy się tą książką jednocześnie szybko przewracając kartki z niepewnością co się zaraz wydarzy.
„Kod królów” to z jednej strony młodzieżówka, jednak nie taka do jakich przywykliśmy. To książka dla miłośników książek. To książka dla ludzi, którzy ubóstwiają „Cień wiatru” i którzy przez niego nie mogli przebrnąć. To książka dla każdego. Niezależnie od wieku, płci, zamiłowań. To książka świetna, niezbyt wymagająca i jednocześnie ciesząca czytelnika. To książka dla Was.
Baccalario. Kto w książkowym świecie nie słyszał tego nazwiska? Włoch jest jednym z najbardziej znanych autorów dla młodzieży. Ulysses Moore, Century od dawna podbijają serca młodych czytelników. Teraz przyszedł czas na „Kod królów”.
Nie mając żadnego porównania zaczęłam czytać spodziewając się czegoś niezbyt wymagającego, odprężającego, typowo młodzieżowego. Jednak autor...
2012-01-07
2012-02-27
Są pisarze i pisarze. Jedni to dla nas nowość – sięgamy po ich książki, by sprawdzić, czy nas zaczarują, czy znajdziemy w nich coś dla siebie. Inni to nasi można by rzec starzy znajomi, po których dzieła biegniemy na złamanie karku tuż po premierze, których polecamy wszystkim i wszędzie, do których wracamy na okrągło i w dodatku nigdy nam to się nie nudzi.
Od długiego czasu tym drugim typem pisarza jest dla mnie Małgorzata Musierowicz. Zaczęło się od zbieranego (jeszcze przez Mamę) w odcinkach Opium w rosole. Potem było wszystkie 18 tomów i wreszcie nadeszła ona, McDusia.
Czekałam długo, doczekałam się i powiem jedno: nie żałuję. Może jestem ślepa (czy zaślepiona), może jakaś niedzisiejsza i nienormalna, bo chociaż zapewne wiele tej książce da się zarzucić, to ja jestem z tych, którzy złego słowa na nią nie powiedzą.
Dlaczego? Otóż, jak już wyczekałam się te cztery lata i po raz kolejny dostałam porcję ciepła, spokoju, zapachu książek i cytatów z wierszy, to narzekać nie będę.Co więcej, McDusię polubiłam. Polubiłam za wszelkie Kopce Mrówek, za Laurę i Adama, za nowe oblicze Ignasia, za niezawodnego Józefa, za prezenty profesora Dmuchawca, migawki wielu znanych mi od tak dawna twarzy, Bernarda i jego zielone dzieła, nawet za tę typową dla XXI wieku Magdusię.
I dziękuję za tę książkę Autorce. I cieszę się, że będzie Wnuczka do orzechów. Zachęcać do niczego nie mam zamiaru. Fanów pani Musierowicz przecież nie trzeba, a tym, którzy dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z Jeżycjadą, proponuję na początek Szóstą klepkę.
Są pisarze i pisarze. Jedni to dla nas nowość – sięgamy po ich książki, by sprawdzić, czy nas zaczarują, czy znajdziemy w nich coś dla siebie. Inni to nasi można by rzec starzy znajomi, po których dzieła biegniemy na złamanie karku tuż po premierze, których polecamy wszystkim i wszędzie, do których wracamy na okrągło i w dodatku nigdy nam to się nie nudzi.
więcej Pokaż mimo toOd długiego...