-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński26
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2011-07-23
2013-10-01
Nie żebym wyprzedzała fakty, czekając na rozdanie nagród Nobla, jednak po przeczytaniu pani Oates przyszedł czas na Murakamiego. Długą miałam przerwę, choć jego dwie powieści były jednymi z tych, które włączyłam w zaszczytny poczet ulubionych.
Trudno było mi ocenić, czy mają wielką wartość literacką, czy to może jedynie emocje, jakich gamę wywołały we mnie. Tym razem trafiłam na krótką formę, zbiór kilku opowiadań japońskiego mistrza słowa, które jak się okazało, ukazują jeszcze inny aspekt twórczości Murakamiego.
Tom "Wszystkie boże dzieci tańczą" zawiera sześć różnych opowieści, które łączy w pokręcony sposób wspólny mianownik - trzęsienie ziemi. Nigdy nie wymieniane w czołówce, nigdy nie będące osobistym przeżyciem głównego bohatera. A jednocześnie gdzieś wewnątrz żyjące, pchające, łamiące. Same opowiadania - niby każde inne, każde w innym stylu i stylizacji, a za każdym razem przebija się w nim wrażliwość i nigdy nie stracona nadzieja autora.
Co więcej, wszystkie razem łączą się w jakby mini-powieść, ich układ nie wydaje się być przypadkowy.
Rozpoczyna się ufem (czy może nie odmieniać?), a raczej, rozpoczyna się drogą, która mimo, że jesteśmy w połowie, wciąż zaczyna się na nowo. Typowy schemat Murakamiego w nowej wersji i nowej opowieści, cały czas z tą samą wrażliwością. Dalej, biegnie przez zmieniające się jak w kalejdoskopie obrazy, aż do zakończenia. Szczęśliwego z nutką melancholii. Widzimy dziwny progres w tych opowiadaniach, tak różnych i tak podobnych jednocześnie.
Autor bawi się stylami, snami, muzyką, surrealistycznymi wizjami, dodając do tego tak wiele człowieczeństwa, że wydaje się to wręcz nieprawdopodobne. Jego postacie to ludzie różni - przeciętni i nudni, wrażliwi i zagubieni, z wspomnieniami i bez. Jednak czy tego już wcześniej nie znaliśmy? Szczególnie tych zagubionych, wrażliwych, którzy zaludniają jego powieści? Tym razem, po raz pierwszy zobaczyłam u niego również wątki nierealne. Panie Żabo, dzień dobry! Czy Murakamiemu do twarzy z Panem? Przyznam, ciekawiej. Nie powiem, że lepiej. Jednak ciekawie zdecydowaniej.
Trudno też nie zauważyć, jak wszystko jest wyważone i dobrane, mimo jednoczesnego szaleństwa i wręcz wybuchu wyobraźni. Murakami ma bardzo specyficzny, jakby ociosany styl pisania. Jednocześnie jest on bardzo poetycki. Dziwny, a mimo to zapadający w pamięci. Prosty i kunsztowny za razem. Z pojedynczymi zdaniami, których potem trudno pozbyć się z własnej świadomości.
Krótka forma ogranicza pisarza, a jednocześnie może ukazać jego zalety, niezauważone w przypadku powieści. U Murakamiego tak jest. Widać, że wszystko tam jest przemyślane, poukładane, na swoim miejscu, z puentą cichą i przemijającą, zabierają jakąś cząstkę nas. Malutkie, dzieła sztuki. Szczególnie dwa pierwsze, od których nie mogłam się oderwać i do których jakaś cząstka cały czas wędruje. W "Krajobrazie z żelazkiem" możemy zaobserwować pewne nici łączące również autora z Tove.
Sztandarowe pytanie na koniec: Co z erotyzmem? Jakby potwierdzając niepisaną zasadę "Książka nie sprzeda się bez krwawych scen bądź seksu" nie zabrakło go tu. Jednak, o ile w "Norwegian wood" mieliśmy zdecydowany przesyt, tutaj jest powiedziałabym nawet, że wyważony i wreszcie współgrający z treścią. Po raz pierwszy, Murakamiemu udało się wszystko świetnie zgrać.
Słowem, takich przerw nie mogę sobie robić. Murakami to emocjonalna, a jednocześnie wyważona proza o ludziach szukających, nieszczęśliwych, czasem niespełnionych. Po prostu takich, jakimi każdy ktoś kiedy się czuł. Proza świetna.
Nie żebym wyprzedzała fakty, czekając na rozdanie nagród Nobla, jednak po przeczytaniu pani Oates przyszedł czas na Murakamiego. Długą miałam przerwę, choć jego dwie powieści były jednymi z tych, które włączyłam w zaszczytny poczet ulubionych.
Trudno było mi ocenić, czy mają wielką wartość literacką, czy to może jedynie emocje, jakich gamę wywołały we mnie. Tym razem...
2014-05-25
Lubię patrzeć, jak króciutką formę wypełnia samotność, miłość, smutek, a zaraz po przeczytaniu w ustach zostaje gorzki posmak.
Lubię przechadzać się po tych zapomnianych, ponurych miasteczkach Ameryki. Oddychać ich dusznym powietrzem i czuć, jak wszyscy dostają szansę i mierzą się ze sobą, z życiem.
Lubię zestawienie rzeczywistości z tymi wszystkimi, którzy nie pasują. Jakby po raz pierwszy jednak wszystkie elementy pasowały.
Lubię patrzeć, jak króciutką formę wypełnia samotność, miłość, smutek, a zaraz po przeczytaniu w ustach zostaje gorzki posmak.
Lubię przechadzać się po tych zapomnianych, ponurych miasteczkach Ameryki. Oddychać ich dusznym powietrzem i czuć, jak wszyscy dostają szansę i mierzą się ze sobą, z życiem.
Lubię zestawienie rzeczywistości z tymi wszystkimi, którzy nie pasują....
2013-11-02
2014-05-18
2014-05-10
2011-09-06
Myśleliście, jak to by było, gdybyście nie mieli żadnych marzeń, nie wierzylibyście w nic? Liczyło by się tylko to co można poczuć, dotknąć…
Pewnego dnia Isabelle dowiaduje się o śmierci siostry. Dziedziczy po niej przetwórnię tuńczyka Pociecha. Jednak większym zaskoczeniem jest dla niej to co, a raczej kto czeka na nią w domu nieboszczyczki. Prócz Grubaski – służącej, kobieta spotyka tam „dziką”, zaniedbaną dziewczynkę. Jedyne co o niej wiadomo to to że jest. Była już wtedy, gdy Grubaska tu przyszła. Isabelle uznaje ją za córkę swojej siostry i postanawia „wychować ją na ludzi”. Czeka ją wiele pracy. Karen, jak nazywa ją Isabelle jest dzieckiem autystycznym. Obydwie bohaterki czeka długa droga. Dziewczynka nie mówi, nie kontroluje swoich poczynań. Jednak po latach pracy, przyklejania karteczek do mebli, uczenia się składania zdań Karen w miarę normalnie funkcjonuje. Choć badania wykazują, że jej umysł jest na poziomie drugiej klasy, widzie więcej i inaczej niż inni. Isabelle decyduje się posłać Karen na studia. Jest to przełom w życiu dziewczyny…
„Dziewczyna, która pływała z delfinami” nie jest kolejną książką w której cierpienie i problemy bohatera są na pierwszym miejscu. Raczej opowiada o ciekawym i jakże innym spojrzeniu na świat. Karen nie umie kochać. Jedyne uczucie jakiego doświadczyła to złość, czasem stres. Liczą się dla niej tylko rzeczy namacalne. Dlatego spiera się ze stwierdzeniem Kartezjusza „Myślę, więc jestem” i nie może zrozumieć naszego punktu widzenia. Nam potrzebny jest ktoś lub coś, w co będziemy wierzyć. Bóg, szczęście, różnie. Tylko dlaczego mamy wierzyć, jeśli tego nie widzimy? Skąd mamy wiedzieć, że to co opisane jest w Biblii jest prawdą? A jak szczęście nas zawiedzie?
Choć mogłoby się wydawać, że to kolejna filozoficzna książka, wcale nią nie jest. Trudne tematy wplecione są umiejętnie w fabułę, co zdecydowanie nie męczy czytelnika, a raczej działa na plus. Prócz wymienionych wyżej pytań dręczących bohaterkę, Karen spotyka się z organizacją ekologów, przypominających raczej mafię, która miast nie dających skuteczności apeli wyznaje zasadę „Terror za terror. Mord za mord”* oraz biznesmena, który jakbyśmy teraz powiedzieli „po trupach dąży do celu”. I tak dwa dalekie od siebie tematy spotykają i łączą się w jednej książce. U innych autorów równało by się to z grosetką, jednak pani Berman udało się tego uniknąć, a zamiast tego stworzyła lekką dla czytelnika, a jednocześnie pokazującą inne spojrzenie na świat powieść.
„Dziewczyna…” pokazuje nam życie osoby cierpiącej na autyzm. Ona odbiera wszystko inaczej. Każde wypowiedziane słowo jest odbierane na serio. A co z tego wyjedzie jeśli Karen będzie wierna swoim myślom, będzie wiedziała co jest dla niej najważniejsze?
Berman stworzyła książkę, która choć lekka, porusza ciekawe i nieczęsto spotykane tematy w dzisiejszej literaturze. Nie wiem, czy spodobałaby się każdemu, jednak każdy powinien spróbować, bo na pewno coś zostawi ona w każdym umyśle. To jedna z tych książek, które trudno zrecenzować. Je po prostu trzeba przeczytać.
*„Dziewczyna, która..." str.206
Myśleliście, jak to by było, gdybyście nie mieli żadnych marzeń, nie wierzylibyście w nic? Liczyło by się tylko to co można poczuć, dotknąć…
Pewnego dnia Isabelle dowiaduje się o śmierci siostry. Dziedziczy po niej przetwórnię tuńczyka Pociecha. Jednak większym zaskoczeniem jest dla niej to co, a raczej kto czeka na nią w domu nieboszczyczki. Prócz Grubaski – służącej,...
2014-02-25
2014-02-14
2014-01-31
2014-01-26
Króciutka, przez niedostępność wręcz owiana legendą.
A sama w sobie: po prostu przelotny portret osób kochanych, słówko o pracy nad książkami i własnej młodości.
Nie Jeżycjada, nie wielkie tomiszcze, pełne skrywanych sekretów.
Po prostu, uśmiech na zaledwie 150 stronach. Uśmiech, który w pewien sposób dodaje sił.
Króciutka, przez niedostępność wręcz owiana legendą.
A sama w sobie: po prostu przelotny portret osób kochanych, słówko o pracy nad książkami i własnej młodości.
Nie Jeżycjada, nie wielkie tomiszcze, pełne skrywanych sekretów.
Po prostu, uśmiech na zaledwie 150 stronach. Uśmiech, który w pewien sposób dodaje sił.
2013-04-14
2013-06-05
2013-11-30
2013-11-03
2013-10-01
2013-10-18
Milczenie. Pod tym słowem może kryć się wiele. Może oznaczać zatajenie tajemnicy, wyrzuty sumienia, przywoływanie wspomnień, trwanie…
Lato 1974. W małym miasteczku ktoś bestialsko zgwałcił i zamordował trzynastoletnią Pię. Jej zmasakrowane ciało znaleziono kilka dni później na dnie jeziora. Jednak sprawców nigdy nie ujęto… Trzydzieści trzy lata później znika czternastoletnia Sinikka. Jej rower i ślady krwi zostają znalezione przy krzyżu upamiętniającym Pię. Czy historia znów się powtórzyła?Czy stoi za nią ta sama osoba?
Świetnie skonstruowany kryminał utrzymuje w napięciu jednocześnie pozwala się odprężyć. Postacie są wyraziste i to one sprawiały, że czytelnik z niecierpliwością przewraca kolejne karty. Mnie szczególnie spodobał się Kimmo Joenta współprowadzący śledztwo w sprawie zniknięcia Sinikki. Stracił żonę i dzięki temu umiał zrozumieć rodziców obydwu dziewczynek. Szczególnie dobrze rozumiał matkę Pii. Może dlatego, że ta kobieta była (przynajmniej dla mnie) niezwykła. Nie, nie miała żadnych magicznych mocy. Po prostu czasem mam coś takiego, że niektóre postacie wywołują we mnie takie dziwne uczucie. Między innymi dla tego mam wielki szacunek dla autora.
Niby zwykły, lecz strasznie tajemniczy był również Ketola.Człowiek prowadzący w przeszłości sprawę Pii, gdy trzydzieści trzy lata później dokonała się kolejna tragedia był już na emeryturze. Jednak cały czas aktywnie uczestniczył w śledztwie. To jego syn był uzależniony od narkotyków i to z nim związana jest pewna tajemnica. Bo on coś wie…
Bardzo podobała mi się cała paleta postaci. Osoby niby zwykłe jak każdy borykały się ze swoimi problemami. Narkotyki, pedofilia,własne sumienie… W ogóle życie.
Zatrzymałam się na którejś ze stron, gdy opisywana była historia Pii i krzyż przydrożny ją upamiętniający. Przecież sami mijamy ich wiele jada w równe strony. Co prawda większość kryje za sobą wypadki samochodowe, ale może niektóre upamiętniają historie podobne do tej?
Od zwykłych kryminałów, moim zdaniem, różni tę książkę fakt,że akcja nie pędzi z zatrważającą prędkością. Jest troszkę miejsca dla psychologii i ludzkości. Do tego w książce jest wiele kontrastów. Milczenie i potok słów. Wiara i brak nadziei. Takie czarno – białe obrazy przetykane promieniami światła, dzięki czemu książka zyskuje wspaniałą barwę… Jeden z lepszych kryminałów jakie czytałam w życiu. Historię dziewczynek zapamiętam na długo.Nigdy nie byłam specem od tego rodzaju literatury, dlatego może inni nie będą się ze mną zgadzać. Jednak dla mnie pozostanie świetną książką. Polecam gorąco wszystkim.
Milczenie. Pod tym słowem może kryć się wiele. Może oznaczać zatajenie tajemnicy, wyrzuty sumienia, przywoływanie wspomnień, trwanie…
więcej Pokaż mimo toLato 1974. W małym miasteczku ktoś bestialsko zgwałcił i zamordował trzynastoletnią Pię. Jej zmasakrowane ciało znaleziono kilka dni później na dnie jeziora. Jednak sprawców nigdy nie ujęto… Trzydzieści trzy lata później znika...