-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2016-10-20
2016-08-11
„Nie wiedziałam, że cisza może dźwięczeć, wyć, świstać, a nawet być ostrą bronią, która napada z ukrycia. Cisza, którą ja usłyszałam, miała atakować przez lata”.
Jeszcze żyję… Historia prawdziwa Joanny Tlałki-Stovrag to kolejna publikacja, którą szalenie trudno poddać pragmatycznej ocenie. Dlaczego? Ponieważ autorka z niebywałą otwartością pisze o osobistych refleksjach i słabościach, ukazując zarówno piękne, jak i przykre chwile swojego życia. Opowiada czytelnikom nasyconą różnorodnymi emocjami historię, która porusza swoją autentycznością, uczuciowością i uzasadnionym dramatyzmem. Jednak przede wszystkim obrazuje silne, świadome uczucie, które zostało poddane olbrzymiej próbie. Joanna Tlałka-Stovrag na podstawie własnych, niebagatelnych doświadczeń ukazała niezwykły obraz, przedstawiający miłość pełną kontrastów. A jednak mimo tak wielu zawirowań i odrębności nie została ona pokonana ani przez okrutną, absurdalną wojnę, ani różnice na tle etnicznym, kulturowym, czy religijnym.
Joannie Stovrag towarzyszyło wiele oporów, kiedy wyjeżdżała do Sarajewa w celu odbycia praktyk studenckich. Jadąc tam, nie miała świadomości, że tak bardzo pokocha Bałkany, że pozna miłość swojego życia i że to uczucie zostanie wystawione na tak olbrzymią próbę. Nie zdawała sobie sprawy, że doświadczy tak olbrzymiego strachu, niepewności oraz traumy, którą niesie za sobą wojna. Rozłąka z Sejem stanowiła dla niej swoisty życiowy egzamin, pozwoliła jej poznać granice własnej wytrzymałości. Mimo wielu przeciwności dowiodła, jak silna osobowość tkwi pod płaszczykiem młodej i bardzo kruchej kobiety.
Miałam już styczność z literaturą ukazującą konflikt w byłej Jugosławii, między innymi za sprawą poruszającego reportażu Wojciecha Tochmana Jakbyś kamień jadła — o którym w swojej książce wspomina również autorka — a także bardzo specyficznej powieści Odłamki napisanej przez Bośniaka Ismeta Prcicia. Jednak ani pierwsza, ani druga publikacja nie przybliżyły mi w zadowalający sposób przyczyn oraz przebiegu konfliktu na Bałkanach. Udało się to Joannie Tlałce-Stovrag, która w bardzo przystępny, chronologiczny i obrazowy sposób odzwierciedliła zmiany zachodzące na przestrzeni lat w krajach byłej Jugosławii. Autorka w fascynujący sposób pisze o Bałkanach tuż przed konfliktem, prezentując czytelnikowi piękno tego kraju, jego zróżnicowanie pod względem religii, kultury i wartości, tym samym zwracając uwagę na nieprawdopodobną tolerancję. Wyraziście nakreśla także źródło antagonizmów, prezentując narastający niepokój oraz przebieg tej wyjątkowo okrutnej w skutkach wojny. Po lekturze tej publikacji, wreszcie mam pełen obraz tamtych wstrząsających wydarzeń.
Nie jest to książka ukazująca wyłącznie wojnę, jest to także publikacja mówiąca o ujmującym, wydawałoby się niemożliwym uczuciu, które ocalało dzięki wytrwałości, wierze i uporowi. Jednak przede wszystkim dzięki prawdziwym, szczerym emocjom, które w równym stopniu, i z wielką mocą płynęły ze strony Joanny i Seja. Realna miłość między dziewczyną z Krakowa a chłopakiem z Sarajewa — do tego w obliczu eskalacji konfliktu zbrojnego, braku swobodnego kontaktu i potwornego strachu? Wydaje się absurdalne, a jednak ta historia wydarzyła się naprawdę, a autorka znalazła w sobie siłę i odwagę, aby w szczery, chwilami bardzo osobisty sposób podzielić się nietuzinkowymi doświadczeniami.
Pisarka jawi się na kartach książki, jako kobieta subtelna, łagodna, krucha. Ponadto jest osobą wierzącą, w której zakorzeniono głębokie wartości, paradoksalnie w tej delikatności odnalazła niebywałą siłę, która pozwoliła jej przetrwać szalenie dramatyczne lata. Na uwagę zasługują także rodzice pisarki, o których Pani Joanna wyraża się z wielkim szacunkiem, miłością i wyrazami wdzięczności — niewątpliwie stanowili dla autorki potężne wsparcie, opokę, a także źródło cennych uwag. Jest jeszcze Sejo, o którym nie sposób nie wspomnieć —to człowiek, który wykazał się wielką niezłomnością charakteru, odwagą — został bardzo srogo doświadczony. Jednakże ostatecznie los okazał się dla niego łaskawy, oszczędzając jego życie, które po wojnie musiał budować na nowo, jednak już u boku pięknej, mądrej i silnej żony.
Słowem, Jeszcze żyję… Joanny Stovrag to fascynujący, ale i bardzo poruszający dowód na to, że prawdziwa miłość może wznieść się ponad wszelkie podziały. Ta publikacja ukazuje nie tylko okrucieństwo wojny, ale także cenne, niestety często pomijane wartości, dlatego bez wątpienia warto sięgnąć po tę książkę! Polecam!
_____________________________________________________________
Cała recenzja tutaj: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/08/recenzja-jeszcze-zyje-joanna-tlaka.html
„Nie wiedziałam, że cisza może dźwięczeć, wyć, świstać, a nawet być ostrą bronią, która napada z ukrycia. Cisza, którą ja usłyszałam, miała atakować przez lata”.
Jeszcze żyję… Historia prawdziwa Joanny Tlałki-Stovrag to kolejna publikacja, którą szalenie trudno poddać pragmatycznej ocenie. Dlaczego? Ponieważ autorka z niebywałą otwartością pisze o osobistych refleksjach i...
2016-08-02
Zbiór reportaży Miłość, zbrodnia, kara Heleny Kowalik to publikacja, którą trudno poddawać swobodnej ocenie. Autorka przytacza szereg przestępstw, które na przestrzeni lat srodze zapisały się na kartach akt sądowych. Reportaże zawierają najbardziej sadystyczne, wstrząsające czyny karalne, zeznania ludzi — nierzadko pozbawionych wszelkich emocji — którzy dopuścili się zbrodni wyjątkowo okrutnych, nieprawdopodobnych, a także skrajnie wynaturzonych — słowem karygodnych! Jak poddawać ocenie książkę, która nie stanowi fikcji literackiej, która ukazuje autentyczne, do szpiku zwyrodniałe ludzkie życie?
Helena Kowalik długo pracowała nad materiałami do niniejszej publikacji, Analizowała akta sądowe, niejednokrotnie przebywała na sali sądowej podczas toczących się rozpraw. Śledziła proces przebiegu postępowania po to, by w obiektywny, zgodny z rzeczywistością sposób obnażyć nie tylko wyjątkowe okrucieństwo tkwiące w ludzkiej naturze, patologię posuniętą do granic wyobraźni, niedostosowanie społeczne wymykające się spod wszelkiej kontroli, ale także niedoskonały system prawny, który od lat wywołuje wiele kontrowersji. Kary za popełniane przestępstwa — między innymi dzięki lukom prawnym, kiepsko przygotowanym opiniom biegłych sądowych i wielu innym czynnikom — bywają niewspółmierne do dokonanych aktów zbrodni. Zdarzają się także pomyłki, naprawdę bardzo trudno fałszywym oskarżeniem zniszczyć czyjeś życie. Dzięki tym reportażom czytelnik posiada możliwość obserwacji żmudnego procesu postępowania, często opartego na poszlakach. W trakcie lektury niejednokrotnie nasuwała mi się refleksja, że praca komisarzy śledczych, prokuratorów, patologów, sędziów zwłaszcza tych zajmujących się przestępstwami kryminalnymi najcięższego formatu, bywa szalenie trudna i bez wątpienia wyniszcza psychikę. Po lekturze — mimo iż poniekąd jestem związana z tym zawodem — czuję się zdruzgotana, wstrząśnięta i wyjątkowo przytłoczona.
Nie chcę przytaczać, czy opisywać zamieszczonych reportaży, napiszę tylko, że są one bardzo różnorodne, każdy z nich przedstawia inny epizod, kolejnych sprawców i ich ofiary. Ukazują one zbrodnie dokonane w obszarze Polski na przestrzeni lat, o których stanowi kodeks karny — ofiarami są kobiety, mężczyźni, a także dzieci. Reportaże mówiące o małoletnich, krzywdzonych i padających ofiarą na tle seksualnym były dla mnie wyjątkowo trudne do zniesienia. W tym zbiorze znajdziecie chorą, pozbawioną rozumu miłość, zbrodnię, która zaskoczy wyjątkowym okrucieństwem i skrajnością oraz karę, która bywa sroga, często trudna do ustanowienia, ale także nieproporcjonalna do popełnionej zbrodni, czy też zwyczajnie niesłuszna.
Miłość, zbrodnia, kara Heleny Kowalik to szokująca publikacja, nierzadko wywołująca dreszcz przerażenia, grymas odrazy i niedowierzania. To bolesna w odbiorze książka, oparta na prawdziwym, przesiąkniętym patologią życiu. Obnaża nie tylko wypaczoną psychikę ludzką, społeczeństwo ziejące nienawiścią, nasiąknięte zaburzonymi, zdegenerowanymi cechami osobowości, ale także niebywałą naiwność, głupotę i skrajną nieodpowiedzialność oraz strach, bezsilność, która nierzadko doprowadza do dramatycznych w skutkach zdarzeń. Tej książki nie sposób czytać jednym tchem, to jedna z tych publikacji, którą powinno się dawkować, czytać w odstępach czasowych — po jednym, góra trzech reportażach dziennie. Z pewnością nie polecam jej wrażliwym, pasjonującym się literaturą piękną czytelnikom — to książka dla osób o mocnych nerwach, wytrwałości i odpornej psychice. Jeśli lubicie programy typu 997 koniecznie sięgnijcie po Miłość, zbrodnię, karę Heleny Kowalik. Niemniej jednak ostrzegam, ta publikacja budzi sporą grozę, z większym natężeniem oddaje realizm opisywanych wydarzeń. Według mnie to rzetelnie opracowany zbiór reportaży, w którym brak pretensjonalności, jest doszczętnie nasycony brutalną prawdą. Odważycie się?
_________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/08/recenzja-miosc-zbrodnia-kara-helena.html
Zbiór reportaży Miłość, zbrodnia, kara Heleny Kowalik to publikacja, którą trudno poddawać swobodnej ocenie. Autorka przytacza szereg przestępstw, które na przestrzeni lat srodze zapisały się na kartach akt sądowych. Reportaże zawierają najbardziej sadystyczne, wstrząsające czyny karalne, zeznania ludzi — nierzadko pozbawionych wszelkich emocji — którzy dopuścili się...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-08
"Milczenie wszystko pogarsza. Cierpienie rośnie w człowieku jak rak i pochłania wszystko, co powinno być przyjemne, tak że nigdy nie jest się naprawdę szczęśliwym".
Zacznę od tego, że jest mi wyjątkowo trudno oceniać tego typu publikację. Nastoletnia panna młoda Cathy Glass to kolejna historia stworzona przez życie, niestety w wyjątkowo srogi, nieludzki sposób. Nie jest to, najbrutalniejsza opowieść, jaką miałam okazję przeczytać, jednak ta refleksja wynika ze sposobu ukazania tej historii. Autorka zachowała pewien umiar, opisując losy skrzywdzonej Azjatki przy użyciu dosyć subtelnych środków. Nie zmienia to faktu, że przedstawione zdarzenia z życia małej, bezradnej dziewczynki szokują i absolutnie nie da się ich zaakceptować. Pisarka nie wdawała się w detale, jednak czytelnik obdarzony dużą dozą empatii niejednokrotnie poczuje złość, niechęć i ogromny smutek.
Cathy Glass, jest brytyjską autorką bestsellerów piszącą pod pseudonimem. Od ponad dwudziestu pięciu lat prowadzi rodzinę zastępczą dla dzieci potrzebujących i skrzywdzonych. Na polskim rynku wydawniczym ukazało się kilkanaście publikacji tejże pisarki, traktujących o rozległym okrucieństwie względem nieletnich — te książki doskonale obnażają skrajną bezduszność, surowość ludzkiej duszy. Pisane przez nią opowieści, poruszają do głębi, bo wywodzą się z prawdziwego życia, czym wzbudzają jeszcze większy smutek, a nawet swoisty ból i udrękę.
Kolejna historia opowiedziana przez Cathy Glass tym razem ukazuje losy Azjatki imieniem Zeena. Dziewczynka urodziła się w Wielkiej Brytanii i jest jej pełnoprawną obywatelką, jednak rodzice Zeeny pochodzą z Bangladeszu, uosabiając bardzo konserwatywną rodzinę, której korzenie i tradycje mocno tkwią w kulturze azjatyckiej. Pewnego dnia mała Zeena występuje o rodzinę zastępczą, stawiając bezwzględny warunek, aby jej przyszli opiekunowie reprezentowali rasę białą. Dziewczynka trafia pod dach Cathy, która stopniowo odkrywa jej dotkliwie, głęboko ukrywane tajemnice. Okazuje się, że wczesne małżeństwo Zeeny nie jest najgorszym, co przytrafiło się jej nowej podopiecznej.
„W tradycyjnej azjatyckiej rodzinie honor i duma często są najważniejsze. […] Za przyniesienie wstydu rodzinie dziewczęta bywają skazywane na śmierć”. (str. 121).
Kiedy czytałam tę książkę, odnosiłam wrażenie, że siedzę w wygodnym fotelu u Cathy Glass, a ona, zamiast raczyć mnie pyszną herbatą, przedstawia smutną opowieść, której bohaterką jest jej kolejna skrzywdzona wychowanka. W mojej opinii autorka uniknęła wdawania się w szczegóły okrucieństw dokonanych na bezbronnej Zeenie, co powoduje, że publikacja nie ma bezwzględnego, trudnego do zniesienia wyrazu — chociaż bez wątpienia bardzo porusza i budzi swoistą niechęć. Dawno temu czytałam historię porwanych dziewczynek, książka nosi tytuł Uprowadzone i została napisana przez L. Hoodles, C. Lunnon, oraz opowieść małej Vanessy opisanej w książce Ukarana przez V. Steel — te dwie publikacje zupełnie zdruzgotały moją psychikę, od tamtej pory nie miałam odwagi, aby sięgać po książki, w których ukazana jest krzywda wyrządzana małym, niewinnym, bezbronnym dzieciom. Po raz pierwszy od tamtego czasu odważyłam się sięgnąć po tego typu książkę i nie żałuję bowiem C. Glass, potrafi w prosty, poruszający i mądry sposób ukazywać bolesne historie.
Takie książki mają dla mnie niebanalny przekaz, dodatkowo wzbudzają mój podziw względem ludzi, którzy obdarzeni tak wyjątkową empatią, jak pisarka potrafią pomagać, docierać do odległych zakamarków zranionej duszy, otwierać ją, aby wyzwolić skrzywdzone — małe serduszka dzieci — od bólu i nieustannej udręki. Nie jest to łatwe zadanie, dlatego niezbędne jest wyjątkowe wyczucie, zaangażowanie, delikatność, cierpliwość oraz ogromne doświadczenie, tego Cathy Glass z pewnością nie brakuje. Ponadto książka odsłania nieludzką bezwzględność, gruboskórność, chłód, bestialstwo, w tym wypadku wynikające z kultury azjatyckiej, która dla mnie jest zupełnie niezrozumiała i niemożliwa do zaakceptowania.
Czy polecam lekturę Nastoletniej panny młodej? Tak, ale wyłącznie na Waszą odpowiedzialność. Jeśli macie odwagę sięgać po książki pisane przez życie — takie, które zapadają w pamięć przez obnażenie okrucieństwa ludzkiej natury, gdzie krzywda wyrządzana małym dzieciom sięga granicy, której nie powinien przekraczać nikt — przeczytajcie opowieść Zeeny, ukazaną oczami cenionej pisarki, jednocześnie wrażliwej, odważnej i mądrej kobiety — Cathy Glass. Zaryzykujecie?
_______________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/07/recenzja-nastoletnia-panna-moda-cathy.html
"Milczenie wszystko pogarsza. Cierpienie rośnie w człowieku jak rak i pochłania wszystko, co powinno być przyjemne, tak że nigdy nie jest się naprawdę szczęśliwym".
Zacznę od tego, że jest mi wyjątkowo trudno oceniać tego typu publikację. Nastoletnia panna młoda Cathy Glass to kolejna historia stworzona przez życie, niestety w wyjątkowo srogi, nieludzki sposób. Nie jest...
2014-09-03
„Często słyszę, jak ludzie mówią o związku między człowiekiem a psem jak o relacji między właścicielem i zwierzakiem domowym. Jednak każdy, kto kocha psy, będzie mógł udowodnić, że nie jest to dokładny opis takiego związku. Pepsi jest nieodłączną częścią naszej rodziny i życia. Jego życie jest związane z naszym. […] Złote rybki, żółwie i chomiki to zwierzęta domowe. Psy to rodzina.” Str. 24
Po przeczytaniu książki Marka L. Levina pt. „Uratować Sprite’a” musiałam chwilę odetchnąć i nabrać do niej dystansu, gdyż byłam kompletnie wyczerpana emocjonalnie. I pewnie zrozumieć to zmęczenie może tylko drugi, podobny do mnie wielbiciel psów. Dla wielu takie emocje, których przyczyną jest pies, nie zostaną w pełni zrozumiane. Mnie ogromnie poruszają tego typu książki, gdyż doskonale potrafię wczuć się w emocje, jakie przedstawia autor, ponieważ sama posiadam psa i jest on nieodłączną częścią mojej rodziny, nie wyobrażam sobie, jak przeżyję moment, w którym będę musiała pożegnać się z moim ukochanym przyjacielem. Niestety ta chwila jest już chyba dosyć bliska. Nie wiem jak ja i moi najbliżsi poradzimy sobie bez jego obecności, jedno jest pewne odejście naszego psa złamie nasze serca.
„Ci z nas, których psy są już stare, ciągle ćwiczą swój umysł, by, na co dzień nie dać się porwać całej gamie emocji, by nie myśleć o nieuniknionym końcu związku z ukochanymi zwierzętami. Starasz się docenić radość i miłość chwili obecnej. Jednak żal jest nieunikniony i zaczyna się wtedy, kiedy twój pies okazuje pierwsze symptomy odchodzenia, bez względu na twoje starania, by je zwalczyć.”
Bardzo trudno odnieść mi się do tej książki, ponieważ autor w doskonały sposób ujął wszystko to, co dokładnie ja czuję. Na pewno podziwiam takich ludzi jak Pan Levin i jego najbliżsi, gdyż dzięki ich ogromnej empatii, dobroci i wspaniałomyślności pomagają stworzyć wspaniałe domy właśnie dla tych psiaków, które zostały odrzucone z różnych powodów przez ludzi. Psy, które często zaznały tylko samych złych doświadczeń ze strony człowieka, a mimo tego potrafią w niezwykły sposób odwdzięczyć się za odrobinę zainteresowania, troszkę czułości, kawałek ciepłego miejsca i miskę jedzenia. To naprawdę niewiele, niestety nie każdego na to stać. Okrucieństwo względem zwierząt ze strony człowieka jest niewyobrażalne i często niezwykle bestialskie. Dla wielu pies, który jest stary i chory, przestaje być psem atrakcyjnym, dlatego najprościej się go pozbyć. Ciekawe, jaki byłby świat, gdyby w ten sposób traktować swoją mamę, tatę, babcię czy dziadka. A przecież psy to też istoty żywe, które czują, przywiązują się i kochają ludzi w fantastyczny sposób. Dlatego cieszę się, że na świecie mimo wszystko jest mnóstwo ludzi, którzy kochają swoje zwierzęta bez względu na ich wiek, stan zdrowia czy wygląd i troszczą się o nie jak o swoich najbliższych.
„Nasze biedne psy nie są w stanie powiedzieć nam, jak się czują, co się z nimi dzieje, co chcą, żebyśmy dla nich zrobili. Choćbyśmy nie wiem, jak się starali, nigdy nie będziemy pewni, czy podejmujemy za nie słuszne decyzje, i przez co one przechodzą. My ludzie musimy wytrzymać ten ból serca, bo jest on częścią naszych stosunków z psami.” Str. 106
„Uratować Sprite’a” Marka R. Levina to wyjątkowo emocjonująca książka, która porusza czytelnika do granic możliwości. Ukazuje cudowne uczucie, jakie rodzi się między psem a człowiekiem. Ja przez kilka dni po przeczytaniu tej pozycji nie mogłam się pozbierać i napisać czegoś sensownego, autor zrobił to za mnie pisząc tą książkę. Zgadzam się z każdym zdaniem napisanym przez Pana Levina, myślę i czuję dokładnie tak samo. Istotnie jest to jedna z piękniejszych książek o naszych czworonożnych przyjaciołach. Ta pozycja będzie zajmowała to szczególne miejsce w moim sercu, obok takich książek jak „Życie z Merlem” oraz mojej ukochanej książki „Marley i ja”. Gorąco zachęcam do jej przeczytania, szczególnie tych, którzy kochają PSY.
„Czas dany nam na tej ziemi nigdy nie jest wystarczająco długi, żeby dzielić go w pełni z bliskimi ani żeby przygotować nasze serca na pożegnanie.” Str. 91
Pozdrawiam Wszystkich czytelników, a szczególnie tych zakręconych na punkcie psiaków :)
„Często słyszę, jak ludzie mówią o związku między człowiekiem a psem jak o relacji między właścicielem i zwierzakiem domowym. Jednak każdy, kto kocha psy, będzie mógł udowodnić, że nie jest to dokładny opis takiego związku. Pepsi jest nieodłączną częścią naszej rodziny i życia. Jego życie jest związane z naszym. […] Złote rybki, żółwie i chomiki to zwierzęta domowe. Psy to...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-13
Sięgając po „Sekrety francuskiej kuchareczki” Marie-Morgane Moёl miałam pewne obawy, czy książka wpasuje się w mój czytelniczy gust. Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać inną publikację autorki, mianowicie „Całą prawdę o Francuzkach” i po lekturze tejże książki pozostał przyjemny smak i pewna ciekawość względem twórczości tej autorki. Styl, rzetelne i intrygujące podejście do tematu oraz doza wyważonego humoru, działały na plus podczas lektury wspomnianej książki, dlatego ostatecznie postanowiłam poznać zupełnie inne oblicze twórczości Marie-Morgane Moёl.
„Sekrety francuskiej kuchareczki” to opowieść autobiograficzna połączona z poradnikiem kulinarnym. Według mnie to właśnie przepisy na francuskie potrawy i desery są jej najmocniejszą stroną. Niniejsza książka przy pomocy krótkich rozdziałów ukoronowanych przepisami na pyszne i ciekawe dania oraz wyborne desery ukazuje kilka ważnych etapów wyjętych z życia Marie-Morgane Moёl. Czytelnik ma okazję poznać wczesne dzieciństwo i okres dorastania autorki, jej pierwsze miłości, czyli jej wzloty i upadki, okres studiów oraz trudy związane z poszukiwaniem własnej drogi na obczyźnie, z dala od znanych miejsc i bliskich. Marie wyjechała z Francji do Australii, gdzie podążała za szczęściem i spełnieniem, realizując swoje pragnienia zarówno na płaszczyźnie prywatnej, jak i zawodowej. Podczas lektury tej książki wyczuwa się, jak ważną i znaczącą rolę w życiu autorki odkrywały smaki i zapachy francuskiej kuchni, każdy ukazany przepis ma istotne i znaczące odzwierciedlenie w kolejnych etapach życia Marie. Ponadto wszystkie przepisy wywodzą się z głęboko zakorzenionej francuskiej kultury, dlatego autorka nie zapomniała, aby ukazać źródło pochodzenia każdej z proponowanych potraw.
Jednakowoż muszę przyznać, że nie czuję pełnej satysfakcji po lekturze niniejszej książki, stało się tak za sprawą części związanej z ukazaniem kolejnych etapów wyjętych z życia autorki. Zostały one przedstawione za pomocą krótkich rozdziałów, niczym skąpe migawki ukazujące ważniejsze fragmenty życia autorki i chociaż styl oraz forma są nienaganne, to jednak samo życie Marie, wydaje się mało zajmujące. Pierwsze kilka rozdziałów, w których autorka ukazała swoje wczesne dzieciństwo, pozwoliły mi na chwilę zapomnienia, powrotu do własnych szczenięcych lat, wywołując pewne rozbawienie, jednak im głębiej brnęłam w tę opowieść, tym większe było moje znużenie. Ostatecznie nagrodą za wytrwałość okazały się ciekawostki z życia Marie na obczyźnie oraz kolejne inspirujące przepisy. Tak też zrodziła się we mnie chęć przygotowania TARTE TATIN, czyli szarlotki do góry nogami!
Deser okazał się bardzo słodkim i sycącym przysmakiem! Odrobinę zmodyfikowałabym ten przepis, gdyż wolę trochę mniej słodkie desery. Mianowicie następnym razem do kruchego ciasta dodam mniej cukru, jabłka poruszę wyłącznie cynamonem i wybiorę kwaśną odmianę jabłek! I tyle, myślę, że będzie idealnie! Poza tym tarta okazała się pysznym deserem, który absolutnie zachwyca zmysły! Czysta rozkosz dla podniebienia i prawdziwa rozpusta dla smakoszy! Niestety przepis ma pewną wadę, bez wątpienia negatywnie odbije się na objętości kobiecych bioder, czy też męskich brzuszków ;). Jednak w życiu trzeba sobie pozwalać na odrobinę przyjemności np. w postaci tak wyśmienitych deserów, jakim okazała się TARTA TATIN! Moi bliscy byli zachwyceni. W najbliższym czasie zamierzam wykonać jeszcze kilka innych potraw prezentowanych przez Marie, np.: Ratatouille, Tarte Provençale, Les Crepês, czyli naleśniki, Poulet Basquaise, czyli kurczak po baskijsku...
Reasumując, „Sekrety francuskiej kuchareczki” Marie-Morgane Moёl to lekka i niezobowiązująca lektura, której zasadniczym atutem są nieskomplikowane przepisy wywodzące się z wieloletniej tradycji kuchni francuskiej. Ta książka może zainspirować kulinarnie niejednego czytelnika, bez względu na to, czy jest doświadczonym kucharzem, czy wyłącznie kulinarnym amatorem. Przepisy ukazane są w prosty i przystępny sposób, chociaż może chwilami brakuje im pewnej szczegółowości, jednakże w większości są to nieskomplikowane i niewymagające dużego nakładu pracy i czasu sposoby na wykonanie pysznych i łatwych dań oraz deserów. Komu polecam tę publikację? Osobom poszukującym w literaturze odrobiny kulinarnych inspiracji oraz tym, którzy lubią sięgać po książki autobiograficzne, w których prawdziwe, czasem zwyczajne życie może skłaniać do przemyśleń, czy też zwyczajnie pozwala czerpać przyjemność z poznawania ludzkich zachowań oraz decyzji, które odbijają się na całym naszym życiu...
Moja ocena: 6,5/10
Recenzja wraz z przepisem na tarte tatin na blogu - serdecznie zapraszam! ___________________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/03/sekrety-francuskiej-kuchareczki-marie.html
Sięgając po „Sekrety francuskiej kuchareczki” Marie-Morgane Moёl miałam pewne obawy, czy książka wpasuje się w mój czytelniczy gust. Jakiś czas temu miałam przyjemność poznać inną publikację autorki, mianowicie „Całą prawdę o Francuzkach” i po lekturze tejże książki pozostał przyjemny smak i pewna ciekawość względem twórczości tej autorki. Styl, rzetelne i intrygujące...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-25
„Wśród wszystkich błogosławieństw, jakich doświadczyłam była też duża dawka nadziei”.
Kiedy czytam tego typu publikacje zazwyczaj na myśl nasuwa mi się podobna refleksja, mianowicie cieszę się ogromnie i jestem wdzięczna losowi, że urodziłam się w Polsce, że żyję w czasach pokoju i względnej stabilizacji. Michaela De Prince nie miała takiego szczęścia, gdyż urodziła się w zachodniej Afryce w skonfliktowanym południowo-wschodnim Sierra Leone, jej wczesne dzieciństwo na zawsze naznaczyło ją traumatycznymi wspomnieniami, odciskając piętno, które przez długie lata ciążyło na życiu i rozwoju małej, zagubionej dziewczynki.
„W dniu, w którym umarł mój ojciec, wierzyłam, że odczuwam ból najgorszy z możliwych, że takiego bólu nie będę czuła już nigdy. A potem przeniosłam się do domu po lewej stronie i nauczyłam się, że ból, niczym zieleń dżungli, ma wiele odcieni”. (str. 20)
Mała Mabinty Bangura, bo tak pierwotnie na imię miała bohaterka niniejszej książki, urodziła się w Afryce, w czasach kiedy rebelianci zupełnie opanowali małe wioski, siejąc miażdżące spustoszenie wśród miejscowej ludności. Dziewczynka przyszła na świat z kłopotliwym defektem zwanym bielactwem — jej skóra pokryta była białymi cętkami. Jednak zupełnie nie przeszkadzało to jej niestereotypowym rodzicom, którzy obdarzyli ją wielką miłością, pragnąc, aby ich córeczka w przyszłości była mądrą i wykształconą dziewczynką. Ciężko pracowali, by zdobyć wystarczające środki pieniężne na jej edukację. Niestety okrutny los nie obszedł się z nimi łaskawie, mała Mabinty najpierw straciła ojca, w niedługim czasie umarła także jej mama. Przygarnięta przez nikczemnego wuja ostatecznie została oddana do sierocińca, w którym nadano jej imię „dwadzieścia siedem”. Niemniej jednak los czuwał nad małą Mabinty i wreszcie dziewczynka w ramach adopcji, trafiła do amerykańskiej rodziny. Tam otrzymała nowe imię i nazwisko, odtąd Mabinty Bangura stała się Michaelą De Prince.
Nie jest to publikacja traktująca wyłącznie o kulturze i trudach życia w Afryce, chociaż pierwsze rozdziały opisujące traumatyczne przeżycia Mabinty i jej rodziny ogromnie poruszają, wywołując swoisty ból i cierpienie. Michaela De Prince przede wszystkim opowiada o swoim marzeniu, które wydawało się niemożliwe do spełnienia. Jednak dziewczynka trafiła do rodziny, która obdarowała ją nadzwyczajną miłością, okazała jej ciepło i dała wsparcie. Niniejsza książka ukazuje niebywałą dobroduszność, altruizm i niezwykłą mądrość rodziców adopcyjnych, gdyby nie oni oraz upór, talent i ogromna siła charakteru Michaeli, dziewczyna nigdy nie spełniłaby swoich pragnień, aby zostać primabaleriną. Niniejsza publikacja doskonale ukazuje trudny i bezwzględny świat związany z całokształtem sztuki baletowej. Balet jest jedną z bardziej rygorystycznych dziedzin tanecznych. Wymaga ogromnej pokory, wielogodzinnych i żmudnych ćwiczeń, pochłania większość wolnego czasu. Niezbędne jest także ogromne poświęcenie ze strony rodziny. Szalenie ważna jest również sama sylwetka i wreszcie nieodzownym elementem jest talent oraz duch rywalizacji. Aby w pełni opanować tę sztukę, należy kształcić się od najmłodszych lat — dla większości dzieci presja, wyczerpujące ćwiczenia, stres i ogromna dyscyplina, stają się nadmiernie trudne do przetrwania i zaakceptowania — dlatego w tej dziedzinie tańca tak nieliczna grupa osiąga prawdziwy sukces.
„Mama wytłumaczyła, że tańczenie w balecie jest jak czytanie książki. Najpierw uczysz się liter. Później słów. Dopiero potem składasz je razem, aby tworzyły historię". (str.104)
Oczywiście nie jest to książka, którą można określić mianem arcydzieła literackiego, ale nie taka jest rola tego typu publikacji. Takie książki pozwalają spojrzeć oczami innych ludzi na ich przeżycia i doświadczenia, na zupełnie odmienny świat, inną kulturę — zajrzeć w głąb ludzkich umysłów, poczuć rytm bicia ich serca, które często mknie niczym rozpędzony pociąg pod wpływem złych doświadczeń i różnorodnych emocji. Dzięki takim publikacjom doceniamy własne życie. Nasz naród ma tendencje do narzekania i nieustannego niezadowolenia, warto docenić to, co mamy, bo są kraje, w których ludzkie cierpienie osiąga niewyobrażalne rozmiary. Michaela De Prince w prosty i przystępny sposób opowiada o swoim życiu, nie epatując nadmiernym smutkiem i żalem. Przedstawia swoją historię z wyczuciem i o dziwo wielkim optymizmem, ukazując niezwykłą rolę jej adopcyjnych rodziców, bez których jej życie mogłoby naznaczyć się wyłącznie smutkiem i cierpieniem.
Od dawna fascynuje mnie świat baletu, uwielbiam film „Czarny łabędź” ze wspaniała kreacją głównej bohaterki, którą zagrała Natalie Portman. Ponadto bardzo lubię czytać książki, które są inspirowane prawdziwymi zdarzeniami, dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po tę autobiografię. Nie zawiodłam się, gdyż ta publikacja w zajmujący sposób przeprowadziła mnie przez skomplikowane życie małej dziewczynki, która jako dziecko doświadczyła koszmarnego cierpienia i smutku. Jednak ta historia ma także dobre strony i o nich w ciepły i zrozumiały sposób opowiada Michaela, ukazując czytelnikom skomplikowany świat baletu, który wymaga ogromnej siły charakteru, wyraża także swoje zmagania z nietolerancją na tle rasowym, z trudami odnalezienia się w zupełnie nowej rzeczywistości, ale przede wszystkim opowiada o sile miłości i mądrości, którą obdarzyli ją jej adopcyjni rodzice.
„Wytańczyć marzenia” Michaeli De Prince — mimo trudów, przez które przeszła autorka — jest opowieścią, która ostatecznie wyzwala wiele pozytywnych emocji. Chociaż chwilami ogromnie smuci i szalenie wzrusza — to jednak docelowo daje nadzieję, obnażając niezwykły hart ducha oraz ogromną siłę i pasję. Michaela De Prince pokazuje, że warto marzyć i dążyć do obranego celu, nigdy się nie poddawać mimo tak wielu przeciwności losu. Ponadto przedstawia niezwykłość ludzkich charakterów, które cechuje ogromna bezinteresowność. Cieszę się, na świecie są ludzie, którzy potrafią przekazywać swoją miłość bliźnim, osobom potrzebującym — bez względu na ich rasę, czy jakąkolwiek odmienność.
Książkę polecam czytelnikom lubiącym poznawać historie pisane przez życie, dla których kunszt i literackie doświadczenie w tego typu publikacjach nie mają tak wielkiego znaczenia, gdyż przekładają się na emocje płynące z głębi serca. Polecam!
Mja ocena: 7,5/10
_________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/02/przedpremierowo-wytanczyc-marzenia.html
„Wśród wszystkich błogosławieństw, jakich doświadczyłam była też duża dawka nadziei”.
Kiedy czytam tego typu publikacje zazwyczaj na myśl nasuwa mi się podobna refleksja, mianowicie cieszę się ogromnie i jestem wdzięczna losowi, że urodziłam się w Polsce, że żyję w czasach pokoju i względnej stabilizacji. Michaela De Prince nie miała takiego szczęścia, gdyż urodziła się w...
2014-10-25
„W więzieniu przeżyć musi nie tylko ciało, muszą przetrwać także charakter i serce. Jeśli któreś z nich zostanie złamane lub zabite, pod koniec wyroku z więzienia wychodzi żywe ciało, lecz nie można powiedzieć, że wychodzi człowiek”. Str. 308.
„Shantaram” to książka olbrzymich rozmiarów. Treść, która wypełnia karty tej powieści jest porywająca i pozwoliła mi przenieść się na długie dni do świata, który w niczym nie przypomina miejsca, w którym żyję na co dzień. Gregory David Roberts, Australijczyk uzależniony od heroiny, osadzony za napad z bronią w ręku w australijskim więzieniu, z którego uciekł do Indii wykorzystując nieuwagę i rutynę strażników więziennych postanowił spisać swoją historię na kartach tej książki. Historię wyjątkową, przepełnioną ciekawymi, ale i niezwykle niebezpiecznymi zdarzeniami, złymi i dobrymi doświadczeniami, historię, która fascynuje, ale chwilami również niepokoi i szokuje.
„Shantaram” to wyborna i szalenie intrygująca powieść o nietuzinkowej miłości i przyjaźni, o poszukiwaniu zagubionej tożsamości, o bolesnej i ciężkiej walce o utraconą wolność, o granicach przekraczania własnej moralności. Ta opowieść została napisana niezwykle barwnym językiem dzięki, któremu możemy poczuć zapach i smak Indii, technika wyrażania myśli, jaką posłużył się autor daje odbiorcy możliwość przeniesienia się na długie chwile do całkowicie innej rzeczywistości. G.D. Roberts ukazuje czytelnikowi zupełnie inną kulturę, przybliża nam Indie zarówno te bogate, jak i ubogie, odsłania ich zalety, ale i ogromne niedoskonałości.
Indie to kraj, gdzie olbrzymia ilość społeczeństwa żyje na granicy ubóstwa, autor w znakomity sposób opisał życie ludzi mieszkających w slumsach, zmagających się każdego dnia z olbrzymią biedą, nieczystością oraz chorobami, bezdomni ludzie są pozbawieni podstawowej opieki medycznej, nie mają możliwości zaspakajania podstawowych potrzeb. Brak bieżącej wody i tragiczne warunki sanitarne to problem, z którym mieszkańcy slumsów zmagają się każdego dnia. Ponadto Indie to kraj, w którym występują deszcze monsunowe, które sieją ogromne spustoszenie na ulicach i w slumsach, przyczyniając się również do rozwoju bakterii i chorób zakaźnych. Ludzi, którzy żyją w tej skrajnej nędzy wyróżniają niezwykłe cechy charakteru, takie jak: empatia, uprzejmość, zwykła życzliwość, oddanie, chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.
„… istnieli ludzie – nieliczni – którzy mogli się do mnie zbliżyć, paru nowych przyjaciół nowego człowieka, którym uczyłem się być. […] bohaterzy chaosu, którzy podpierali rozchwiane miasto bambusowymi tyczkami i uparcie kochali swoich sąsiadów, choćby upadli niewiadomo nisko, choćby byli nie wiadomo jak połamani czy niepiękni. […] Ta zróżnicowana grupa, cnotliwi i przestępcy, starzy i młodzi; wydawało się, że łączy ich tylko jedno: budzili we mnie… uczucie”. Str. 249
Czarny rynek, prostytucja i ogromna korupcja to zjawiska dominujące w Indiach. Oprócz tego Indie to państwo, w którym roi się od uchodźców, przestępców, czarnorynkowych handlarzy, zbiegów pochodzących z niemal każdego zakątka świata oraz ogromnej ilości turystów, szukających wszelkich przygód i doświadczeń. Przy tym wszystkim Indie, to również ogromny przepych i świetnie prosperujący rynek filmowy tzw. Bollywood, który doskonale zaspokaja próżność i daje ogromne możliwości młodym aktorom, szukającym sławy i poklasku. Równocześnie autor tej powieści przybliża nam bezwzględny świat mafii i gangsterskich porachunków, gdzie brak lojalności karany jest w wyjątkowo okrutny i bezwzględny sposób. Ale mafia, to dla wielu również rodzina i poczucie bezpieczeństwa, ogromna władza i wysoki status społeczny.
Podsumowując „Shantaram” G.D. Robertsa to wielowątkowa, niesamowita powieść, okraszona zabawnymi, ale i szokującymi wydarzeniami. Ta książka nie pozwala czytelnikowi na nudę, szalenie ciekawi, fascynuje, wzrusza ale chwilami również przeraża i zdumiewa. W niesłychany sposób pobudza wyobraźnię i skłania do przemyśleń. Dlatego gorąco zachęcam do zapoznania się niniejszą pozycją, dla mnie czas spędzony nad tą książką był czasem wypełnionym ogromnymi emocjami. Autor ukazał mi Indie, których nie miałam okazji poznać osobiście, pokazał zupełnie inny obraz więzienia, gdzie bezwzględne tortury, ból, głód i karygodne warunki są na porządku dziennym, ale przeniósł mnie również oczami wyobraźni do niezwykłej, hinduskiej wioski, pokazał życie wspaniałych ludzi, którzy żyją z dala od cywilizacji, w zgodzie z naturą. Dzięki tej powieści przeniosłam się w miejsca, w których nigdy nie chciałabym się znaleźć, ale byłam także w pięknym zakątku świata, czyli wspomnianej małej hinduskiej wiosce, która zachwyciła mnie swoją prostotą i w której pewnie nigdy nie będzie mi dane być.
„… sprawiedliwość to nie tylko kara dla winowajców. To także sposób, w jaki staramy się ich ocalić”. Str. 172
„W więzieniu przeżyć musi nie tylko ciało, muszą przetrwać także charakter i serce. Jeśli któreś z nich zostanie złamane lub zabite, pod koniec wyroku z więzienia wychodzi żywe ciało, lecz nie można powiedzieć, że wychodzi człowiek”. Str. 308.
„Shantaram” to książka olbrzymich rozmiarów. Treść, która wypełnia karty tej powieści jest porywająca i pozwoliła mi przenieść się...
2015-12-13
Łukasz Czeszumski oddał w ręce czytelników znakomicie opracowany zbiór reportaży, zarówno pod względem merytorycznym, jak i empirycznym. „Biały szlak” stanowi bardzo zajmujące i obszerne źródło informacji, znakomicie ukazujące kulisy działania biznesu narkotykowego, który zupełnie opanował kraje Ameryki Łacińskiej. Autor wiedzie nas na kartach niniejszej publikacji drogami bezwzględnych rejonów, w których dosłownie każdy czerpie mniejsze, bądź większe korzyści z narkobiznesu, uczestnicząc w sposób bezpośredni lub pośredni w tym bezwzględnym, niebezpiecznym, ale przynoszącym niewyobrażalne zyski procederze. Ukazuje w bardzo odważny i dosadny sposób szlak najszlachetniejszego narkotyku świata, w pełnej okazałości bez upiększania tamtejszej rzeczywistości opartej na korupcji, przemocy, terroryzmie i nieustannej wojnie o wpływy oraz utrzymanie władzy. Biznes narkotykowy gwarantuje potężne i błyskawiczne zyski, dosłownie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiają się olbrzymie zasoby finansowe, które niosą za sobą bogactwo oparte na ogromnym ryzyku.
„Tam gdzie pojawia się kokaina, natychmiast pojawia się bogactwo, tak nagłe i obfite, jakby za sprawą czarów. I zawsze potem kokainowe królestwo ogarnia przemoc i zmywa dolarowy deszcz krwią”. Str. 7
„Biały szlak” jest zbiorem reportaży prowadzącym czytelnika przez kraje takie jak: Boliwia, Brazylia, Peru, Kolumbia oraz Meksyk. Ukazuje nie tylko przebieg i skutki biznesu narkotykowego, ale także obszerne tło historyczne, które pokazuje jego rozwój na przestrzeni lat. Łukasz Czeszumski bardzo wnikliwie i rzetelnie wiedzie czytelnika nie tylko po amazońskiej dżungli, ukazując uprawę liści koki, ale także po slumsach i kartelach, pokazując uzbrojone i bezwzględne gangi oraz mafie narkotykowe, gdzie w zastraszającym tempie rozwija się narkobiznes i narkoterroryzm, który oparty jest na korupcji, wojnach, czarnym rynku związanym z niewyobrażalnym przemytem białego szczęścia, a także życiem w ciągłym lęku bowiem wyroki śmierci to nieunikniony koniec większości ludzi działających w tym bezlitosnym biznesie. Narkobiznes to okrutna walka, której uczestnikami są już kilkunastoletni chłopcy, ludność cywilna, najemnicy, potężni bossowie narkotykowi, ale także przedstawiciele prawa oraz najwyżsi prominenci władzy.
„Boliwia to najbiedniejszy kraj Ameryki Południowej: 60% populacji żyje w biedzie, a 30% poniżej granicy minimum socjalnego. Czy można dziwić się wyborom ludzi przypartych do muru?” str. 54
„To był okropny świat, w którym system morduje małemu dziecku jego rodziców i nawet nie musi tłumaczyć, dlaczego tak zrobił”. Str. 83
„Wszyscy uczestniczą w wielkim i szalonym wyścigu napędzanym zyskiem. I może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie tragedia tysięcy ofiar zabijanych każdego roku”. Str. 84
Wszystkie reportaże zawierają wstrząsające i koszmarne dane, ukazujące porażające niedoskonałości krajów Ameryki Łacińskiej. Miliony osób zaangażowanych w przestępczość zorganizowaną związaną z biznesem narkotykowym gwarantującym olbrzymie fortuny za cenę egzystencji w niewyobrażalnym strachu, której jedyną drogą jest droga do śmierci. Macki narkobiznesu obejmują cały świat, docierają wszędzie tam, gdzie znajdują się ludzie nastawieni na szybki i bezwzględny zysk. Łukasz Czeszumski w niniejszej publikacji w bardzo jasny i klarowny sposób ukazuje wszelkie mankamenty, zawiłości i kulisy wojny kokainowej.
„Biały szlak” był pierwszą książką tego autora, którą miałam przyjemność poznać, owa publikacja niewątpliwie bardzo ułatwiła mi lekturę najnowszej publikacji Łukasza Czeszumskiego mianowicie powieści sensacyjnej „Zasady wojny”, której akcja toczy się w amazońskiej dżungli i ukazuje brutalną rzeczywistość tajnych wojen oraz złożony i skorumpowany świat Ameryki Południowej. Bez wątpienia z wielką ochotą sięgnę po każdą kolejną publikację tego utalentowanego twórcy, którego doświadczenie i kunszt przekłada się na znakomitość jego kariery pisarskiej bowiem autor w lekki, zajmujący i realny sposób potrafi pisać o trudnej i brutalnej rzeczywistości, skłaniając czytelnika do refleksji i wywołując przy tym olbrzymią ciekawość oraz emocje, które towarzyszą aż do ostatnich stron jego książek. „Biały szlak” został wydany z niezwykłą starannością i dbałością zarówno o szatę graficzną, jak i materię merytoryczną — obcowanie z niniejszą książką to prawdziwa przyjemność i uczta dla spragnionego wiedzy czytelnika. Bez wątpienia polecam!
"Mama koka. Niczym matka odżywi i pokrzepi. Na chwilę zamieni świat na trochę lepszy".
Cała recenzja: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/12/biay-szlak-ukasz-czeszumski.html
Łukasz Czeszumski oddał w ręce czytelników znakomicie opracowany zbiór reportaży, zarówno pod względem merytorycznym, jak i empirycznym. „Biały szlak” stanowi bardzo zajmujące i obszerne źródło informacji, znakomicie ukazujące kulisy działania biznesu narkotykowego, który zupełnie opanował kraje Ameryki Łacińskiej. Autor wiedzie nas na kartach niniejszej publikacji drogami...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-13
"Śmierć nie wybiera dnia ataku. Ona pracuje zawsze".
Pomysł na tę dość oryginalną publikację zrodził się w głowie Marka Krajewskiego w czasie wielogodzinnych konsultacji, z których autor korzystał, pisząc kolejne kryminały. Jego guru w dziedzinie medycyny sądowej stał się Jerzy Kawecki, znakomity i uznany biegły sądowy, który we współpracy z prokuratorami wielokrotnie brał udział w wyjaśnianiu wielu zagadkowych i bardzo brutalnych zbrodni na terenie naszego kraju. Marek Krajewski, autor bestsellerowych kryminałów postanowił wykorzystać olbrzymią wiedzę i doświadczenie medyka i tak powstała niniejsza książka.
"Umarli mają głos" autorstwa znakomitego duetu Marka Krajewskiego oraz Jacka Kaweckiego jest dość nietypowym zbiorem kilkunastu opowiadań. Przedstawia najokrutniejsze i najbardziej zagadkowe historie, które muszę przyznać niejednokrotnie, mrożą krew w żyłach. Chociaż niektóre wydają się zupełnie zwykłe, nawet banalne to wśród nich są również takie, które wstrząsają i wydają się wręcz nieprawdopodobne bowiem, pod hasłem nekrofilia i nekrofagia kryją się najbardziej niepojęte zapędy, których zdrowy człowiek nie jest w stanie sobie uzmysłowić. Kiedy czytałam historię, która opowiadała o cmentarnej bestii, wykopującej zwłoki kobiet w celu zaspokajania osobliwych i niepojętych potrzeb byłam wstrząśnięta i zniesmaczona. Nie mogłam uwierzyć, że coś tak niezrozumiałego wydarzyło się w naszym kraju. Historia, która przypomina niewybredne horrory, miała miejsce, gdzieś nieopodal nas, a finał tej opowieści mnie zaskoczył i pozostawił wiele wątpliwości.
Jacek Kawecki każdego dnia spotyka się z trudnymi do wyjaśnienia zgonami, których przyczyną są najczęściej brutalnie zbrodnie bądź kuriozalne samobójstwa. Obiektem jego pracy są trupy, ludzkie zwłoki i ich narządy w daleko posuniętym rozkładzie, z których wydobywa się niewyobrażalny fetor. Przyznam się, że nigdy nie mogłam zrozumieć motywacji ludzi wykonujących ten zawód, chociaż ich podziwiam i szanuję bowiem ich praca, wyjaśnia wiele tajemniczych przyczyn śmierci, pomaga ukarać winnych tym samym, pozwalając wielu rodzinom w spokoju opłakiwać swoich bliskich i zupełnie poddać się żałobie.
W tej publikacji za sprawą kunsztu, fachowości i doświadczenia Marka Krajewskiego i Jerzego Kaweckiego poszczególne historie wywołują wzburzenie, chwilami wstrząsają, dosłownie wywracając żołądek czytelnika do góry nogami, niektóre opowiadania są wyjątkowo niewybredne i bardzo wnikliwe, zawierają treści, które u niejednego, nawet najbardziej odpornego czytelnika spowodują niestrawność, wywołując na twarzy paskudny grymas obrzydzenia. Opisy sekcji zwłok są szalenie sugestywne, sumiennie i szczegółowo opisane, przez co mocno wpływają na psychikę czytelnika. Czytałam tę książkę podczas potwornych upałów, co jeszcze bardziej pobudzało moje zmysły i wyobraźnię, dlatego niemal czułam okrutny fetor ludzkich zwłok, z którym przecież na co dzień spotykają się patolodzy. Trupy i ich wnętrzności to ich chleb powszedni.
"Istota ludzka, po której zgonie ktoś popadł w otchłań rozpaczy, stanowiła dla niego model anatomiczny" str. 102
Reasumując, "Umarli mają głos" M. Krajewskiego i J. Kaweckiego to niewybredny twór, który ukazuje dwanaście autentycznych historii, najbardziej zagadkowych zgonów oraz jednych z okrutniejszych zbrodni, które wydarzyły się na przestrzeni lat w Polsce. Ta publikacja pokazuje jak ważnym i niezwykle trudnym jest zawód patologa, który niemal każdego dnia ma do czynienia z trupami, czasem w najgorszym stanie rozkładu. Fetor i potworny widok ludzkich zwłok to chleb powszedni patologów, medyków sądowych i chociaż dla wielu to niewyobrażalne, to jednak tym ludziom należy się szacunek, podziw i uznanie bowiem wykonują szalenie ciężką pracę, która kryminologom, prokuratorom pozwala odkryć autentyczną przyczynę śmierci i ukarać tych, którzy dopuścili się potwornych zbrodni. Bez ich pracy, czasem byłby to niemożliwe. Dlatego, jeżeli macie odwagę i chęć zmierzyć się z tą niewybredną i specyficzną publikacją, serdecznie polecam!
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Śmierć nie wybiera dnia ataku. Ona pracuje zawsze".
Pomysł na tę dość oryginalną publikację zrodził się w głowie Marka Krajewskiego w czasie wielogodzinnych konsultacji, z których autor korzystał, pisząc kolejne kryminały. Jego guru w dziedzinie medycyny sądowej stał się Jerzy Kawecki, znakomity i uznany biegły sądowy, który we współpracy z prokuratorami wielokrotnie brał...
2015-08-01
"Niewidzialna - taka się czułam przez niemal cztery tysiące dni…"
Patrzę na ten migający kursor i mocno zastanawiam się, jakich słów użyć, aby przedstawić dramat kobiety, która zdecydowała się podzielić tak traumatycznymi i bolesnymi doświadczeniami? Tak sobie myślę, że może tę książkę najlepiej byłoby jednak przemilczeć?
Chociaż to nie łatwe zadanie, niemniej jednak postanowiłam podzielić się z Wam emocjami, które towarzyszyły mi podczas lektury tej szokującej i dotkliwej publikacji, bez wątpienia zasługuje na to autorka tejże opowieści. To bardzo smutne i wstrząsające, że historia opowiedziana przez Michelle Knight nie jest jedynym tego typu epizodem, na całym świecie, nawet w tym momencie są kobiety bezzasadnie więzione, a co gorsza wiezione są również dzieci. Myślę, że ta książka może stanowić doskonałą przestrogę, aby nigdy nie ufać przypadkowo spotkanym ludziom, nawet jeżeli są oni nam w minimalnym stopniu znani. Myślę, że bardzo ważne jest, aby rozmawiać na ten temat z bliskimi i przestrzegać dzieci, przecież one tak łatwo dają się zwieść…
"Mogę sobie wyobrazić ból, jaki przeżywa matka zaginionego dziecka - jak to jest nie wiedzieć, gdzie jest albo przez jakie męczarnie przechodzi nasza pociecha…" str. 181
Michelle Knight główna bohaterka tej opowieści przeszła przez piekło na ziemi. Wychowywana w rodzinie patologicznej, w braku poczucia bezpieczeństwa, molestowana seksualnie przez krewnego, jako nastolatka postanowiła uciec z domu. Wbrew pozorom, życie na gigancie było znacznie bardziej znośne, niż te wśród bliskich. Jednakże po kilku miesiącach Michelle zostaje zmuszona do powrotu do domu, gdzie nadal brak odpowiedniej opieki, miłości rodzicielskiej i wsparcia. Dla tak młodej dziewczyny takie życie jest niczym innym, jak drogą przez mękę, ból i poniżenie. Jednakże trudne dzieciństwo było niczym porównaniu z tym, co miało nadejść. Jako młoda kobieta i mama, ciągle walczy z przeciwnościami losu i jakby tego zagubienia, cierpienia i smutku było mało pewnego dnia, zostaje porwana przez ojca swojej koleżanki.
"W życiu nie powinnam wsiadać do tej ciężarówki - powiedziałam. Nigdy nie daję się podwozić nieznajomym, ale on uśpił moją czujność, bo to tata Emily". Str. 184
Od tej chwili Michell doświadcza wyłącznie poniżenia, cierpienia oraz niewyobrażalnych potworności, których wprost nie sposób sobie wyobrazić. Przez ponad dziesięć lat jest więziona w domu chorego oprawcy, każdego dnia katowana, poniżana, gwałcona i głodzona.
"Spadam w ciemności, spadam bardzo szybko, mam bolesne blizny i potłuczone serce. Jestem sparaliżowana. Jak mogłam nie rozpoznać wszystkich znaków i nie zorientować się, o co chodzi, zanim było za późno? Teraz wiem, że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Jestem sparaliżowana". Str. 191
Kiedy przewracałam kolejne karty tej książki nieustannie nasuwała mi się myśl, że chyba wolałabym umrzeć, nić przechodzić przez tak potworne męki. Czy potraficie sobie wyobrazić sytuację, w której przez ponad dziesięć lat jesteście podstępnie więzieni i upokarzani, całkowicie ograniczeni i pozbawieni możliwości decydowania o własnych potrzebach oraz higienie osobistej? Skuci łańcuchami oraz gwałceni i bici każdego? Bo ja nie! Jednak Michelle dzięki niezłomności i sile charakteru przetrwała bowiem, miała dla kogo żyć. Tą iskierką był jej syn, o którym rozmyślała każdego dnia, a ta myśl pozwoliła jej przetrwać niewyobrażalną gehennę.
"Czekam na tę szczególną chwilę, kiedy znów będę wolna, a w moim życiu nie będzie już zmartwień, bólu ani łez. Chcę po prostu być szczęśliwa. Chcę słyszeć wokół siebie śmiech i nie czuć już bólu. Kiedyś nadejdzie wyjątkowy dzień, w którym zacznę żyć jak ten piękny motyl. I już nie będzie mi smutno". Str. 175
Lektura tej publikacji była dla mnie ogromnym wyzwaniem, bo i jak z obojętnością czytać o tak nieludzkim traktowaniu młodej kobiety przez lubieżnego i koszmarnego oprawcę? Moje emocje były na granicy wytrzymałości bowiem, była to jedna z bardziej wstrząsających książek, jakie przeczytałam w ostatnim czasie. Byłam wściekła, zdegustowana i poruszona, czułam niemalże fizyczny ból, którego doświadczyła autorka tej książki. Mój umysł i ciało było chwilami sparaliżowane i pogrążone w cierpieniu i smutku bowiem sama jestem kobietą i nie wyobrażam sobie, aby doświadczać tak wielkiej udręki. Jest to kolejna przeczytana przeze mnie publikacja, która ukazuje najgorsze zezwierzęcenie człowieka, dla którego nie ma absolutnie żadnego usprawiedliwienia.
"Wydaje mi się, że człowiek musi w pewnym sensie umrzeć, żeby przetrwać coś takiego" str. 117
Reasumując, "Znajdź mnie" autorstwa Michelle Knight to szokująca i bolesna opowieść, która przekracza granice ludzkiego wyobrażenia. Niemniej jednak cieszę się, że ją przeczytałam bowiem ta publikacja poza okrucieństwem i potężną traumą ukazuje siłę i niezłomność ludzkiego charakteru, ogromną wolę życia mimo tak wielkich przeciwności losu. Michelle Kinight tą publikacją udowadnia, że pamięć o bliskich może odrobinę wyciszyć ból i smutek oraz dać trochę ukojenia, że warto żyć nadzieją w lepsze jutro, nie poddawać się tylko walczyć bowiem w końcu nadejdzie wybawienie. Książka ku przestrodze, skłaniająca do refleksji nad człowieczeństwem bowiem, gdzie leży granica, która definiuje, że jesteśmy już gorsi od zwierząt? W jaki sposób unikać takich sytuacji? Wreszcie jak wrócić do normalnego życia, po tak traumatycznych doświadczeniach? W mojej głowie nadal kotłuje się mnóstwo myśli i ciągle nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak przejść przez taki koszmar! Jeżeli macie siłę i odwagę zmierzyć się z tą historią, gorąco polecam!
"Mówią, że czas leczy rany, ale tutaj to chyba nieprawda… Po tym koszmarze już nigdy nie wyzdrowieję". Str. 257
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Niewidzialna - taka się czułam przez niemal cztery tysiące dni…"
Patrzę na ten migający kursor i mocno zastanawiam się, jakich słów użyć, aby przedstawić dramat kobiety, która zdecydowała się podzielić tak traumatycznymi i bolesnymi doświadczeniami? Tak sobie myślę, że może tę książkę najlepiej byłoby jednak przemilczeć?
Chociaż to nie łatwe zadanie, niemniej jednak...
2012
Czytałam tę książkę już dawno. Cudowna autobiografia ukazująca niezwykłą więź, która rodzi się między człowiekiem i psem, miłość bezwarunkową i piękną. Nie mogłam przebrnąć przez ostanie strony tej książki, podchodziłam do niej kilka razy, ponieważ miałam oczy zalane łzami. Chyba żadna z przeczytanych dotąd książek mnie tak nie wzruszyła. Polecam!
Czytałam tę książkę już dawno. Cudowna autobiografia ukazująca niezwykłą więź, która rodzi się między człowiekiem i psem, miłość bezwarunkową i piękną. Nie mogłam przebrnąć przez ostanie strony tej książki, podchodziłam do niej kilka razy, ponieważ miałam oczy zalane łzami. Chyba żadna z przeczytanych dotąd książek mnie tak nie wzruszyła. Polecam!
Pokaż mimo to2015-06-03
"Najtwardszy orzech do zgryzienia - bezradność".
Sięgając po tę publikację wiedziałam, że to nie będzie łatwa i pogodna książka. Po lekturze "Zorkowni", śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z ważniejszych i najtrudniejszych tego typu publikacji, jakie miałam okazję w ostatnim czasie przeczytać. Bardzo trudno jest mi pisać o "Zorkowni", w zasadzie wypadałoby chyba jednak ją przemilczeć, bowiem ogrom ludzkiego bólu, cierpienia i bezsilności, który wypełnia karty tejże książki jest tak olbrzymi, że nie jest łatwo go oswoić i zaakceptować. Jest mi ciężko otrząsnąć się po tej lekturze, niby taka krótka, jednakże niezwykle mocna i zupełnie zniewalająca umysł czytelnika. Niemniej jednak ta niebanalna publikacja ma w sobie dobrego ducha, który niesie ludziom cierpiącym chwilowe wytchnienie, daje im nadzieję, uśmiech i dobre słowo, tak zwyczajnie i zupełnie bezinteresownie wyciąga pomocną dłoń, stanowi pocieszenie i oparcie podczas ostatniego tchnienia. Tym dobrym duchem jest p. Agnieszka Kaluga, autorka owej publikacji.
"Zorkownia" nie jest typową autobiografią autorki, w zasadzie o jej życiu prywatnym dowiadujemy się niewiele, ta książka jest o umierających ludziach przebywających w hospicjach oraz o zdumiewającej pracy, jaką wykonują wolontariusze. Brak mi słów, aby wyrazić szacunek i uznanie dla ludzi podejmujących się tak trudnego zadania, jakim jest pomoc cierpiącym i mającym świadomość tego, że umierają ludziom.
Agnieszka Kaluga jest autorką bloga Zorkownia, który został nagrodzony trzema statuetkami w konkursie Blog Roku 2011. Ta książka została napisana w formie bloga, zawiera krótkie wpisy, niczym migawki z życia autorki, przedstawia jej codzienną pracę w hospicjum, w zasadzie nie traktuje o jej życiu prywatnym. Ukazuje ogrom ludzkiego cierpienia, chorobę, która każdego dnia drąży człowieka zadając mu ból, tym samym zapowiadając rychłą śmierć. Chylę czoła dla działalności pani Agnieszki, nie wiem jak wielką siłę i determinację trzeba mieć w sobie, aby móc zmagać się z tak dużym ludzkim cierpieniem. Wytrwać i nie poddać się? To wydaje się prawie niemożliwe. A jednak ciągle są ludzie, którzy potrafią stawić czoła tak ciężkiej i niewdzięcznej pracy. Agnieszka Kaluga ma tę niezwykłą charyzmę, siłę i odwagę, która wyzwala w niej niebywałą umiejętność zjednywania sobie ludzi, potrafi nawiązywać zdumiewające relacje, jest dla nich ostoją, przyjacielem, kimś zupełnie wyjątkowym, bez kogo nie sposób podążać w kierunku śmierci. Sama straciła córeczkę po 10 dniach od jej narodzin, obiecała jej: "że da radę, że nie utonie". I tak, podjęła się niezwykłego wolontariatu, nie zrezygnowała i dotrzymała słowa!
Agnieszka Kaluga w szalenie sugestywny sposób wyraża swoje emocje, chwilami tak zwyczajnie i prosto, następnie bardziej poetycko, przytacza wiersze Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej czy Czesława Miłosza. To jedna z tych książek, które poruszają czytelnika do głębi, nie pozostawiają obojętnym i bardzo głęboko zapadają w pamięć. Trudno uwolnić myśli o tej książki. "Zorkownia" na zawsze pozostanie w mojej głowie i sercu.
Reasumując, "Zorkownia" autorstwa Agnieszki Kalugi to bardzo poruszająca i bolesna książka o ludzkim cierpieniu i śmierci, ale także o niezwykłych ludziach, którzy mają tę niebywałą siłę, odwagę i dystans, aby nieść pomoc, wsparcie oraz pocieszenie ludziom chorym i umierającym. Ta książka zakrada się w umysł czytelnika i nie pozwala się od niego uwolnić, zupełnie obezwładnia, chwilami aż boli i przytłacza, ale ma w sobie także iskierkę nadziei, miłości i ogrom ludzkiej dobroci. Jeżeli macie odwagę i siłę, aby zmierzyć się z "Zorkownią" to oczywiście gorąco polecam, to bardzo ważna i cenna książka, o wielkiej odwadze i tym, co nieuniknione.
"Pacjenci są oddzieleni od bliskich, ich ciała zmienia choroba, seks staje się coraz odleglejszym wspomnieniem, ostatnim razem. Proces żałoby już trwa - po zdrowiu, sprawności, witalności, po seksie. Ciało przestaje być intymne, staje się własnością publiczną, pacjentem. Otwiera się je z chirurgiczną precyzją, zaszywa, nakłuwa, naprawia. Pozbawia".
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
"Najtwardszy orzech do zgryzienia - bezradność".
Sięgając po tę publikację wiedziałam, że to nie będzie łatwa i pogodna książka. Po lekturze "Zorkowni", śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z ważniejszych i najtrudniejszych tego typu publikacji, jakie miałam okazję w ostatnim czasie przeczytać. Bardzo trudno jest mi pisać o "Zorkowni", w zasadzie wypadałoby chyba jednak ją...
2015-05-27
"To niewyobrażalne: Thaïs odchodziła cichutko, a my nawet nie dostrzegaliśmy powagi sytuacji. I nie przez zaniedbanie, ale z powodu nieświadomości". str. 59
Ta książka chwilę postała na mojej półce zanim ostatecznie postanowiłam po nią sięgnąć. Biorąc ją do ręki wiedziałam, że przede mną ogromna dawka emocji, zwłaszcza tych przykrych i poruszających. Po lekturze tej publikacji, potrzebowałam kilku dni, aby się zdystansować, odrobinę ochłonąć i wyciszyć, bowiem ta niedługa książka porusza bardzo poważną i bolesną kwestię. Nieuleczalna choroba to okrutny i bezwzględny wyrok, który nie pozostawia żadnej nadziei na beztroskie i długie życie małego dziecka.
Leukodystrofia metachromatyczna, kiedy przeczytałam tę skomplikowaną nazwę nie miałam najmniejszego pojęcia o istnieniu tej choroby, tym bardziej nie zdawałam sobie sprawy, jak potworne skutki niesie za sobą to schorzenie. Jest to choroba układu nerwowego uwarunkowana genetycznie, na którą dotychczas nie znaleziono skutecznej metody leczenia. Ogrom szkód, jakie wyrządza leukodystrofia metachromatyczna, jest szokujący, bowiem jak wyobrazić sobie kilkuletnie dziecko, które traci umiejętność chodzenia, przełykania, następnie przestaje mówić, widzieć, słyszeć, do tego każdego dnia choremu towarzyszy potworny ból! Jedynym sposobem na porozumiewanie się z własnym dzieckiem jest komunikacja niewerbalna, w wypadku Thaïs bardzo utrudniona ze względu na zastraszający postęp choroby.
"Nasze życie jest ciągłym pasmem oczekiwania, nagłych zwrotów akcji, złych niespodzianek. Huśtawką: od radości do rozczarowania". Str. 97
Jak żyć i radzić sobie w sytuacji, kiedy otrzymujemy tak wstrząsającą diagnozę od lekarza, który badał nasze dziecko? Co począć, kiedy dowiadujemy się, że choroba jest tak mocno zaawansowana, iż w zasadzie nie ma cienia nadziei na jej wyleczenie? Nie ma prostych i zadowalających odpowiedzi na te pytania. To okrutne i niesprawiedliwe, że na świecie jest tak wiele chorych i umierających dzieci. Osobiście jest mi bardzo trudno sobie wyobrazić, sposobność odnalezienia wewnętrznej siły, aby przetrwać tak dramatyczne wydarzenia. Przyglądanie się cierpieniu własnego dziecka oraz potworna bezsilność to koszmar, który trudno byłoby mi znieść.
"Miłość sprawia, że stajemy się bezbronni. Zatem robię, co mogę, byleby tylko nie pokochać mojego dziecka. To kwestia samoobrony". Str. 37
Nie pokuszę się o streszczanie tej książki, jeżeli macie ochotę dowiedzieć się o dramatycznych losach rodziny uwikłanej w walkę z tą nieludzką i bezlitosną chorobą, sięgnijcie po "Ślady małych stóp na pisaku" autorstwa Anne-Dauphine Julliand. Serdecznie polecam, to bardzo poruszająca i mądra książka, która ukazuje siłę niezwykłych ludzi, ich determinację, cierpliwość i odwagę, niebanalną miłość, która dodaje wiary w sens ludzkiego istnienia.
"Śladami małych stóp" to jedna z tych książek, gdzie podczas lektury łzy same napływają do oczu, a serce rozdziera ogromny żal, w głowie pozostaje chaos i przeraźliwy smutek. To jedna z tych historii, które ukazują jak kruche i krótkie bywa ludzkie życie, jak szybko można utracić spokój i szczęście, ale pokazuje również, jak mocna i wytrwała potrafi być ludzka psychika, pod warunkiem, że dookoła nas nie brakuje serdecznych i chętnych do pomocy ludzi. Bez wsparcia nie sposób udźwignąć tak potężnego bólu i cierpienia, jakiego doświadczają rodzice po śmierci ukochanego dziecka.
"Jak to możliwe? Thaïs jest pozbawiona dosłownie wszystkiego. Nie może się ruszać, mówić, słyszeć, śpiewać, śmiać się, widzieć. A nawet płakać. Ale umie kochać. Robi tylko to, ze wszystkich swoich sił. Mimo niepełnosprawności, bólu, cierpienia". Str. 220
Moja ocena: 8,5/10
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
"To niewyobrażalne: Thaïs odchodziła cichutko, a my nawet nie dostrzegaliśmy powagi sytuacji. I nie przez zaniedbanie, ale z powodu nieświadomości". str. 59
Ta książka chwilę postała na mojej półce zanim ostatecznie postanowiłam po nią sięgnąć. Biorąc ją do ręki wiedziałam, że przede mną ogromna dawka emocji, zwłaszcza tych przykrych i poruszających. Po lekturze tej...
2015-04-03
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
"… egzystuję, a nie żyję".
Do przeczytania książki Laury Akkot skłoniła mnie bardzo pochlebna opinia autorki, bloga Subiektywnie o książkach.
"Moje życie z OCD" autorstwa Laury Akkot, to niezwykle krótka książeczka, która jest bardzo specyficzną autobiografią autorki. Przyznam się, że nawet nie przypuszczałam, iż ta niewielkich rozmiarów lektura, w zasadzie bardziej przypominająca broszurkę może mieć tak silny i wyrazisty przekaz. Bowiem w tych kilku rozdziałach autorce udało się w bardzo przystępny i niezwykle sugestywny sposób ukazać ten szalenie istotny problem, jakim jest egzystencja ludzi zmagających się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi, mówiąc potocznie nerwicą natręctw. Jednakże o ile o nerwicy natręctw słyszałam i wydawało mi się, że doskonale orientuję się, na czym polega to zaburzenie, to jednak ta książka uświadomiła mi, że tak naprawdę zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z istoty problemu, moja wiedza rzekłabym była bardzo płytka i niewystarczająca. Cieszę się ogromnie, że trafiłam na tę książkę, gdyż dostarczyła mi ona wiedzy, dzięki której będę bardziej czujna, aby źle nie ocenić kogoś, kto być może zmaga się z tym zaburzeniem.
"Papka z mózgu, nic nie wiem, nic nie pamiętam ze studiów, żadnego wykształcenia, żadnej wiedzy" str. 53
Powiem Wam zupełnie szczerze, że chwilami byłam wręcz zdumiona, jak irracjonalne i niezrozumiałe może być zachowanie osoby zmagającej się z tym kuriozalnym zaburzeniem, bo czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, że mimo spierzchniętych i spuchniętych ust, czy wysuszonej i podrażnionej skóry nie sięgnięcie po krem nawilżający w obawie o to, że pozostawi na Was wyłącznie brud? Albo w sytuacji, kiedy trzeba sięgnąć do torebki, po bilet, nie zrobicie tego tylko, dlatego, że czujecie, iż Wasze ręce są brudne i tym samym ubrudzicie czystą torebkę? Czy też perspektywa spędzenia trzech godzin w łazience, gdzie poświęcacie się czynności związanej wyłącznie z myciem rąk? Dla osób, które każdego dnia nie mają do czynienia z nerwicą natręctw takie zachowania wydają się zupełnie nielogiczne i trudne do zaakceptowania.
"… jechałam gdzieś autobusem. Gdy wysiadłam, na twarzy usiadła mi mucha… i wsiadałam do najbliższego autobusu powrotnego, by umyć się w domu". Str. 30
Laura Akkot tą krótką książką, uświadomiła mi i pokazała, jak ogromne brzemię nosi na swoich barkach osoba zmagająca się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi. Z każdą kolejną przeczytaną stroną byłam coraz bardziej zszokowana, przerażona i zaskoczona, a w mojej głowie potęgował się osobliwy chaos, wynikający z trudnych, niezwykle przykrych i często absurdalnych doświadczeń autorki. Byłam pełna podziwu dla jej męża, który dzielnie znosił nielogiczne, wręcz paranoiczne zachowania bohaterki i niezłomnie wspierał ją niemalże każdego dnia. Podziwiam również autorkę za jej wolę walki i niezwykłą odwagę, aby podzielić się z czytelnikami tak dotkliwymi i ciężkimi przeżyciami. Najbardziej przerażała mnie jej bezsilność, która dla każdego z nas jest niezwykle deprymująca i zupełnie odbiera chęć do działania, bowiem, jak w chwilach zupełnej bezradności podnieść się i stawić czoło przeciwnościom losu? Kiedy całe życie, wszystkie jego aspekty podporządkowane są wyłącznie chorobie? Chorobie, która zupełnie odbiera godność, niszczy nie tylko zdrowie psychiczne, ale także fizyczne, pomału wyniszcza cały organizm i mocno destabilizuje wszystkie dziedziny życia codziennego. To szalenie trudne i ciężkie do zniesienia, dlatego tak ważne jest wsparcie ze strony bliskich, całe szczęście Laura Akkot mogła liczyć na pomoc i niezwykłą cierpliwość ze strony swojego męża, chyba bez niego jej życie zupełnie straciłoby sens.
"Nie myślę, bo myślenie boli, nie analizuję, nie czuję i dlatego mój nastrój jest lepszy". Str. 47
Reasumując, ta niewielkich rozmiarów książka, jest bardzo ważnym i swoistym apelem do nas wszystkich, abyśmy nie oceniali ludzi zbyt pochopnie, dobrze się zastanówmy, zanim osądzimy drugiego człowieka, bo być może jego dziwne zachowanie wynika nie z jego złego charakteru, ale z choroby, której zupełnie nie znamy. Z tą krótką, ale niezwykle emocjonalną książką powinien zapoznać się dosłownie każdy, to ważna i potrzebna lektura, która otwiera nasze umysły, w doskonały sposób uczy pokory, dostarcza niezbędnej wiedzy na temat samego zaburzenia, ale także pobudza do głębokiej refleksji i mocno zapada w pamięć. Gorąco zachęcam do jej przeczytania. Książka ma niespełna sześćdziesiąt stron, jej lektura zajmie Wam bardzo mało czasu, ale z pewnością poszerzy Wasze horyzonty i pozwoli wejść w głąb mocno zaburzonej psychiki, chociażby po to, aby się przekonać z jak ogromną udręką, każdego dnia zmaga się bohaterka tej książki. Jak niesłychanie niewdzięczna jest jej walka z chorobą, walka, która niestety nie daje gwarancji pełnego sukcesu.
"Mam takie dziwne wrażenie, że okres "piekła" "wyczyścił mi pamięć", pozapominała wiele rzeczy, czuję się dokładnie tak, jakby mój mózg został pokrojony na drobne kawałki i je wymieszano, a moja wiedza i moja inteligencja gdzieś zniknęły. Tak jakby mnie wyczyszczono i muszę na nowo nauczyć się żyć". Str. 50
"Leki - moje ukojenie, moje zniewolenie". Str. 54
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
"… egzystuję, a nie żyję".
Do przeczytania książki Laury Akkot skłoniła mnie bardzo pochlebna opinia autorki, bloga Subiektywnie o książkach.
"Moje życie z OCD" autorstwa Laury Akkot, to niezwykle krótka książeczka, która jest bardzo specyficzną...
2015-03-08
Recenzja zamieszczona również na moim blogu:
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/03/na-marginesach-zycia-piotr-matusiak.html
„Gdy mnie ktoś zapytał: „Kuratorze, czym jest margines życia, ale taki szczyt szczytów?, bez wahania przytoczyłbym tę sprawę. Katowanie dzieci i gwałcenie własnej matki – nie znam mocniejszych spraw, chyba że duszenie na oczach dzieci”. Str. 99
„Na marginesach życia. Zapiski kuratora sądowego” autorstwa Piotra Matusiaka, to zbiór opowiadań, które powstały w oparciu o codzienną, niezwykle niewdzięczną pracę kuratora sądowego wydziału rodzinnego. Książka ta została napisana przez człowieka, który obdarzony jest niespotykanym powołaniem do niesienia pomocy ludziom znajdującym się na, tak zwanym marginesie życia. Ludziom, których codzienna egzystencja najczęściej opiera się wyłącznie o instynkt przetrwania, gdzie nie obowiązują żadne normy. Niestety nasze społeczeństwo przesiąknięte jest niewyobrażalną patologią. Piotr Matusiak tą książką ukazuje, jak bardzo dysfunkcyjne jest nasze społeczeństwo i robi to w bardzo dosadny i bezkompromisowy sposób, nie ubarwiając mocno zaburzonej ludzkiej egzystencji, ani własnych spostrzeżeń. Być może dla wielu osób ta książka przez bardzo wulgarny i wymowny styl wypowiedzi, będzie trudna do zniesienia, jednakże w mojej opinii bez takiego języka nie można było w sposób rzetelny i obiektywny ukazać beznadziejności naszego systemu, autentycznej patologii oraz bardzo trudnej pracy ludzi, wykonujących ten zawód. Gdyby książka została napisana pięknym i wysublimowanym językiem nie ukazałaby w miarodajny sposób całego zjawiska patologii. Autor często określa swoich podopiecznych mianem patoli czy meneli, można byłoby powiedzieć, że tym samym odziera ich z godności i człowieczeństwa, ale jak mówić o ich godności i człowieczeństwie, jeżeli molestują seksualnie własne dzieci, stosują przemoc fizyczną i psychiczną względem swoich bliskich, kobiety będące w ciąży nadużywają alkoholu, nigdy nie trzeźwiejąc, tym samym skazując jeszcze nienarodzone dziecko na upośledzenie? Nie dziwię się, że autor tak dobitnie i soczyście wyraził swoje spostrzeżenia. Tylko taka forma oddaje prawdziwość i beznadziejność zjawiska, jakim jest całkowita demoralizacja społeczeństwa dotkniętego patologią. Niestety kurator odwiedzający domy swoich podopiecznych musi wykazać się wysoką kulturą osobistą i utrzymać swoje emocje na właściwym poziomie, chociaż bez wątpienia nie jest to łatwe zadanie.
„- Bo widzisz ona jest w ciąży. Czwarty miesiąc, a podobno chleje już od tygodnia – relacjonuje, co ustalił z sąsiadami. […] to, że jest w ciąży, gówno ją obchodzi. Jak będzie rodziła to pewnie w amoku alkoholowym, a dziecko przyjdzie na świat z uzależnieniem od alkoholu i fasem, czyli alkoholowym zespołem płodowym – uszkodzone, upośledzone, zachlane jak mamusia. […] Dlatego jestem za przymusową sterylizacją takiego elementu. Mam w dupie poprawność polityczną i dziesięć przykazań”. Str. 133-134
Podsumowując, ten wysoce wymowny i bezwzględny zbiór mini reportaży w bardzo dosadny sposób ukazuje beznadziejność ludzkiego życia, olbrzymią przemoc, alkoholizm, molestowanie seksualne w każdej postaci, kazirodztwo, niewyobrażalne ubóstwo, ludzką bezradność i utopię, codzienną wegetację rodzin dysfunkcyjnych, krótko mówiąc całkowitą demoralizację oraz upośledzone ludzkie umysły. Mówiąc kolokwialnie - totalne bagno.
„Jest nerwowy, bo mało zarabia. Jakoś to znosiła. Nie przeczuwała, że z biegiem lat będzie coraz gorzej. Uderzenia z otwartej ręki. Później pięści. Nie pamięta nawet, kiedy ukrywała pierwsze siniaki. Za każdym razem wierzyła, że to już ostatni raz. Gdy chodziła poobijana, sąsiedzi i znajomi odwracali się. Każdy udawał, że nic nie widzi. […] Ksiądz na kazaniu często mówił, że małżeństwo jest w doli i niedoli, że trzeba cierpieć czasem, bo Bóg tak chce. Małżeństwo to sakrament, którego trzeba się trzymać za wszelką cenę. I ona nosiła to brzemię ofiary, modląc się do Boga żeby dał jej siłę, bo są dzieci i dla nich żyje […]”. Str. 23
Nie jest łatwo odnosić się do tego typu literatury, która traktuje o tak trudnym i bolesnym zjawisku, jakim jest szeroko pojęta patologia. To jedna z tych książek, podczas, których od czasu do czasu należy się zatrzymać, aby odetchnąć, zdystansować się i zastanowić nad sensem życia oraz otaczającym nas światem. Ta książka całkowicie obnaża niezrozumiałą naturę człowieka, gdzie ludzkie okrucieństwo sięga samego dna. Dlatego w mojej opinii autorowi należy się uznanie i szacunek, nie tylko za napisanie tej książki, chociaż wykazał się niezwykłą odwagą, aby w tak bezkompromisowy sposób przedstawić ten olbrzymi problem. Aprobata i podziw należy się przede wszystkim za siłę i niezłomność umysłu do wykonywania tak trudnego i niestety niedocenianego zawodu, jakim jest praca kuratorów sądowych, szczególnie tych pracujących w wydziałach rodzinnych, gdzie ogromna odpowiedzialność jest gigantycznym obciążeniem dla psychiki.
„Dlaczego, kurwa, muszę udawać, że to nie robi na mnie żadnego wrażenia? Bo jestem, kurwa, jebany sąd, patrzący na wszystko z góry, mimo że nie zgadzam się z tym, co przewija mi się przed oczami każdego dnia? Niech jeden z drugim, zamiast czytać suche fakty i notatki, przyjdzie tu i sam popatrzy – jak wygląda prawdziwe życie. Bądź twardy, jebany kuratorze, bądź twardy. To twoja praca”. Str. 147
Bardzo dosadne, ale jakże prawdziwe. Każdy z nas jest istotą, która ma swoje granice wytrzymałości. W tym zawodzie przekraczane są one niemalże każdego dnia. Kurator wchodząc do domów swoich podopiecznych niejednokrotnie narażony jest na przykry i obrzydliwy widok osób sprawujących opiekę nad małoletnimi, widok brudnych, głodnych i całkowicie zaniedbanych, a także bitych dzieci, przy tym każdego dnia naraża swoje życie i zdrowie. Taka praca musi odbić się negatywnie na psychice. A jednak kuratorom nie jest obojętny los ich podopiecznych, dlatego każdego dnia, z pełnym poświęceniem wykonują tę żmudną i niewdzięczną pracę, często poświęcając im więcej czasu niż swoim bliskim. Całe szczęście w tym zawodzie bywają również chwile radości, kiedy byli podopieczni spotkani po wielu latach okazują się ludźmi, którzy rozpoczęli życie zgodne z ogólnie przyjętymi zasadami społecznymi. Dla takich momentów warto wykonywać ten ciężki zawód. Również jestem kuratorem sądowym tyle, że dla dorosłych, a to trochę inna specyfika pracy. Na końcu książki zawarta jest informacja, że być może powstanie część druga, w której zawarte będą opowiadania o kurateli karnej - tej, z którą ja mam do czynienia. Mam nadzieję, że ta książka w najbliższym czasie zostanie wydana, bez wątpienia po nią sięgnę. Czy polecam "Na marginesach życia" P. Matusiaka? Z całym przekonaniem tak, ale ostrzegam, że to bardzo trudna i szokująca pozycja.
„Czym się różni kura od kuratora? Kura znosi jajka, a kurator zniesie wszystko”. Str. 321
https://www.facebook.com/nieterazwlasnieczytam
Recenzja zamieszczona również na moim blogu:
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/03/na-marginesach-zycia-piotr-matusiak.html
„Gdy mnie ktoś zapytał: „Kuratorze, czym jest margines życia, ale taki szczyt szczytów?, bez wahania przytoczyłbym tę sprawę. Katowanie dzieci i gwałcenie własnej matki – nie znam mocniejszych spraw, chyba że duszenie na oczach dzieci”....
„Czasy były takie, że z ludzi wszystko, co najgorsze, wychodziło”.
Minęło kilka dni od lektury Sprawiedliwych zdrajców Witolda Szabłowskiego, w mojej głowie nieustannie kłębią się różnorodne myśli — rozważam, porównuję — zastanawiając się, jak napisać tę recenzję, aby zachęcić Was do lektury. We współczesnych czasach największą popularnością cieszy się literatura rozrywkowa i to po nią najczęściej sięgają czytelnicy. Jednak warto, chociaż sporadycznie dać szansę tego typu publikacjom, które mimo szalenie bolesnego, ciężkiego, chwilami przygnębiającego tematu są nie tylko cennym źródłem wiedzy historycznej, ale przede wszystkim pozwalają pamiętać o ludziach, którzy w okresie wojny oddawali życie za naszą suwerenność. Sięgając po dzieła różnych twórców dajemy sobie możliwość spojrzenia na przełomowe zdarzenia z różnych perspektyw. Jak dotąd temat rzezi wołyńskiej udało mi się odrobinę zgłębić za sprawą zbioru opowiadań Nienawiść Stanisława Srokowskiego, nadal pamiętam, jak mocno wstrząsnęła mną tamta książka. Tymczasem publikacja Witolda Szabłowskiego bez wątpienia nie jest próbą powtórzenia wspomnianych opowiadań bowiem, ukazuje zbiorowe ludobójstwo na Wołyniu z innego punktu widzenia, pomaga ustosunkować się do tamtych wydarzeń, wzbudza nie tylko swoisty gniew, wywołuje także podziw, współczucie, szacunek i odrobinę pokory.
Autor pracując nad niniejszą publikacją, wykazał się dużym zaangażowaniem, rzetelnością, odwagą, a także obiektywizmem, odtwarzając tragiczne wydarzenia nie tylko z perspektywy Polaków, ale także narodu, który w rzezi wołyńskiej odegrał kluczową rolę. Witold Szabłowski zwraca szczególną uwagę na ludzi, którzy w tamtym czasie sprzeciwili się ukraińskim nacjonalistom, wyróżniając się nie tylko bohaterstwem, ryzykując własne życie, ale przede wszystkim zachowując moralne oblicze. W Polakach ciągle tkwi mnóstwo uzasadnionego żalu, a nawet gniewu, czy nienawiści, jednak należy także pamiętać, że w tamtych trudnych chwilach ze strony Ukrainy płynęło także dobro, serdeczność i nieoceniona pomoc. Aby dobrze zrozumieć tę kwestię, należy sięgnąć po niniejszą książkę bowiem autorowi, udało się dotrzeć do ostatnich żyjących świadków ludobójstwa na Kresach, do ukraińskiej społeczności, której twórca pozwolił wyrazić własne zdanie, opowiedzieć osobistą historię, zrelacjonować zdarzenia, które głęboko zapisały się krwią na tamtejszych ziemiach. Słowem Witold Szabłowski pozwolił zabrać głos ludziom, którzy paradoksalnie znaleźli się po przeciwnej stronie barykady, musieli zdradzić, aby pomagać, wspierać ludność polską, chroniąc ich przed bestialską zawiścią płynącą z nacjonalistycznych pobudek, szerzących niewyobrażalne okrucieństwo, które zabija wszelkie uczucia wyższe.
„Jak to się dzieje, że gdy jeden człowiek sam chwyta za motykę, widły, nóż i idzie zabijać, drugi ryzykuje wszystko, by ratować obcych sobie ludzi. Jeden idzie i zabiera po tych zabitych kołdry, widelce, talerze, szafy, ba, nawet zboże z pola. A drugi szuka w snopkach, czy ktoś nie przeżył; przynosi wodę, ubranie, coś do jedzenia… Jakie mechanizmy nami rządzą”. (str. 356)
Witold Szabłowski stawia ważne pytania, skłania do głębokich refleksji nad kwintesencją człowieczeństwa, chwilami szokuje, zadziwia, wzrusza i odważnie, bardzo szczerze pisze o wydarzeniach, które zasługują na naszą pamięć i zaangażowanie. Istotną puentą płynącą z kart jest zwrócenie uwagi nie tylko na ludzi, którzy pomagali polakom, ale także oddanie należytego hołdu dziesiątkom tysięcy ludzi, którzy przetrwali bądź zginęli podczas rzezi wołyńskiej. Nieustannie zadziwia mnie fakt, że tak wiele uwagi poświęca się tragedii w Katyniu, czy Smoleńsku, wznosząc kolejne pomniki upamiętniające tamte wydarzenia, a nikt należycie nie wspomina, nie czci pamięci ofiar ludobójstwa na polskich Kresach, które było równie okrutne, jak zbrodnie w dawnej Jugosławii, czy Rwandzie. Ponadto książka przybliża między innymi złożoną historię Państwa Hermaszewskich, małej Hani, która podczas masakry straciła rodziców, jako maleńkie dziecko trafiła do ukraińskiej rodziny, koniecznie przeczytajcie tę książkę, aby się dowiedzieć, jak potoczyły się jej dalsze losy.
Warto wspomnieć, że niniejsza publikacja ukazuje także mieszane społeczeństwo żyjące na terenie województwa wołyńskiego przed wojną, poznajemy ich relacje, zwykłą codzienność, słowem ludzi żyjących w zadowalającej zgodzie, która zostaje zaburzona w chwili wybuchu II wojny światowej. Na tamtych terenach w pierwszej kolejności masowo mordowano Żydów, następnie przyszedł czas na Polaków...
„Marzyłam, żeby umrzeć od kuli, a nie od siekiery”. (str. 85).
Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia Witolda Szabłowskiego to bardzo ważna, cenna i potrzebna publikacja i chociaż jej lektura bywa szalenie trudna, przerażająca bowiem, emanuje nostalgią, niebywałym okrucieństwem, żalem, gniewem, wywołując brak zrozumienia dla nieobliczalności ludzkiej natury to jednak dzięki zachowaniu przystępnej formy, pozwala czytelnikowi przenieść się do odległych ukraińskich chat, wysłuchać historii ludzi, którzy znaleźli w sobie odwagę, aby nieść pomoc i którym udało się przetrwać, zachowując ludzką twarz.
Nie jest łatwo pisać o tej książce, tym bardziej ją oceniać, jednak jestem przekonana, że warto po nią sięgnąć! Zarwałam dla niej noc, jej szokująca treść nadal tkwi w mojej pamięci — pewnie zostanie w niej na bardzo długo. Chwilami bolało, wywoływało w głowie zamęt, poruszało, aczkolwiek należało poświęcić jej czas i energię, aby wspomnieć ludzi, którzy zostali w bestialski sposób zamordowani. Wśród ofiar były także niewinne dzieci, przerażone kobiety — od ciosów wideł, siekier czy maczug ginęła ludność cywilna. Wojna wyzwala w ludziach najgorsze instynkty, na szczęście pojawiają się także przejawy odwagi, honoru, solidarności i zwykłej bezinteresownej życzliwości...
„Rzeź wołyńska była jednym z najkrwawszych epizodów II wojny światowej. Pozostaje też jednym z najmniej znanych, również w Polsce i na Ukrainie. Polscy historycy nazywają ją ludobójstwem. Ukraińscy unikają nawet słowa „rzeź”; mówią o wojnie polsko-ukraińskiej”. (str. 355)
_____________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/10/recenzja-sprawiedliwi-zdrajcy-sasiedzi.html
„Czasy były takie, że z ludzi wszystko, co najgorsze, wychodziło”.
więcej Pokaż mimo toMinęło kilka dni od lektury Sprawiedliwych zdrajców Witolda Szabłowskiego, w mojej głowie nieustannie kłębią się różnorodne myśli — rozważam, porównuję — zastanawiając się, jak napisać tę recenzję, aby zachęcić Was do lektury. We współczesnych czasach największą popularnością cieszy się literatura...