Życie z Merlem Ted Kerasote 7,5
ocenił(a) na 610 lata temu Książka miała służyć mi w lekkim oderwaniu się od rzeczywistości, odpoczynku i relaksu. Zobaczyłam ją w bibliotece na półce literatura amerykańska - widząc okładkę z psem, pomyślałam sobie, że opowiastki zakochanych właścicieli i ich zwykle niezwykłych pupili mogą być właśnie tym, czego teraz szukam. Pamiętam książki Jona Katza ("Wszystko co usłyszałem od moich psów", "Psi rok"),"Misję szczeniak" Jay'a Kopelmana, Melindy Roth, czy "Drugi koniec smyczy" Patrici B. McConnell. Wszystkie (prócz ostatniej pozycji, bardziej szkoleniowej) pozwoliły mi powędrować wraz z psami autorów po ich krainach. Podobnie rzecz miała się z "Życiem z Merlem" Teda Kerasote.
Właściciel Merla ponadto postarał się przekazać również wiedzę z zakresu behawiorystyki, czy historii psów, co w moich oczach ubogaca opowieść. Czepiłabym się jedynie wielkiej personifikacji zwierzęcia, co przekazuje się w wypisywaniu słów rzekomo wypowiadanych przez psa. Rozumiem zażyłość, partnerstwo, a nawet i głębszą relację z psem, sama również jestem miłośniczką zwierząt, niemniej jednak czasem przeraża mnie, że wielu ludzi, szczególnie samotnych, obdarza swoich pupili uczuciami, których nie umieją skierować wobec ludzi. Oczywiście, łatwiej jest to zrobić do zwierzęcia. Lecz wyjść do ludzi, to jest sztuka, której często nadgorliwi właściciele zwierząt nie uprawiają, a ich zbyt wielkie uczucia wobec psa stanowią ucieczkę przed relacjami człowiek - człowiek.