-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2024-05-19
2024-05-19
Po książki wydawnictwa Claroscuro a już zwłaszcza po te autorstwa Siergieja Lebiediewa sięgam w ciemno i jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Wiedziałem, że i tym razem też tak będzie aczkolwiek byłem bardzo ciekaw, dotąd czytałem tylko powieści autora a „Tytan” to dla odmiany zbiór opowiadań. Jak żywo byłem zainteresowany jak Lebiediew poradzi sobie z krótką formą a ta wbrew pozorom przecież taka prosta nie jest. I po raz kolejny się nie zawiodłem.
Jedenaście niezwykle klimatycznych opowiadań. Były to swoiste fantasmagorie – historie na pograniczy jawy i snów, pełne złudzeń, fantastycznych wydarzeń, które ciężko objąć rozumem niczym wymyślnych iluzji. Całość sprawia nierealne, tajemnicze, ulotne wrażenie. A czasem wydaje się dziwnym, trochę dusznym, męczącym snem, który z jednej strony ciekawi ale z którego jednocześnie chciałoby się obudzi. Do tego całość napisana pięknym językiem.
Ciężko mi wybrać najlepsze opowiadanie z tego zbioru, wszystkie mnie bowiem zachwyciły. Ale po dłuższym zastanowieniu największe wrażenie zrobiło na mnie chyba „Teraz noc jest jasna”. W nim bowiem autor na dobre zaciera ślady między tym co rzeczywiste a co nie, na ziemi dzieją się niesamowite wydarzenia, których ludzie mogą być jedynie biernymi świadkami, światem zaczyna rządzić metafizyka rodem z koszmaru. Klimat wykreowany przez autora jest niesamowity.
Polecam ogromnie. Mogę pisać o tej książce w nieskończoność ale to ani na chwilę nie przybliży nikomu jej klimatu i nastroju, który moim zdaniem warto poznać. Poza tym czytanie Lebiediewa to czysta rozkosz – budować takie piękne zdania i wymyślać takie historie mało kto potrafi.
Po książki wydawnictwa Claroscuro a już zwłaszcza po te autorstwa Siergieja Lebiediewa sięgam w ciemno i jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Wiedziałem, że i tym razem też tak będzie aczkolwiek byłem bardzo ciekaw, dotąd czytałem tylko powieści autora a „Tytan” to dla odmiany zbiór opowiadań. Jak żywo byłem zainteresowany jak Lebiediew poradzi sobie z krótką formą a ta wbrew...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-17
Jestem tą biografią głęboko rozczarowany. Jak można było napisać o tak znakomitej aktorce i tak niebanalnej kobiecie w taki sposób?
To bardzo powierzchowna biografia, do tego chwilami napisana niezwykle jałowo i sucho a chwilami wieje wręcz nudą. Są momenty, że zastanawiałem się czasem o kim właściwie autor pisze. O Szaflarskiej czy o ludziach z otoczenia Szaflarskiej? Bywały bowiem momenty, że tło i inni ludzie przysłaniali główną bohaterkę.
Zmarnowany potencjał. O Danucie Szaflarskiej można by było napisać naprawdę fascynującą biografię. Niestety temu autorowi kompletnie się to nie udało.
Nie polecam.
Jestem tą biografią głęboko rozczarowany. Jak można było napisać o tak znakomitej aktorce i tak niebanalnej kobiecie w taki sposób?
To bardzo powierzchowna biografia, do tego chwilami napisana niezwykle jałowo i sucho a chwilami wieje wręcz nudą. Są momenty, że zastanawiałem się czasem o kim właściwie autor pisze. O Szaflarskiej czy o ludziach z otoczenia Szaflarskiej?...
2024-05-05
Uwielbiam Emira Kusturicę odkąd piętnaście lat temu obejrzałem po raz pierwszy jego film „Czarny kot, biały kot”. To było moje pierwsze spotkanie z jego twórczością i byłem zachwycony. Potem obejrzałem jeszcze inne filmy reżysera jak „Czas Cyganów” czy „Underground” i uznałem Kusturicę za geniusza. Zarówno pod względem tego jak kręci filmy ale też pod względem tego jakie kręci filmy – zaskakujące, brawurowe, nierzadko absurdalne i groteskowe, chwilami złośliwe i prześmiewcze, ale zawsze niesamowicie inteligentne i dowcipne. Polubiłem styl reżysera bezgranicznie.
Jakiś czas temu kupiłem sobie jego autobiografię „Gdzie ja jestem w tej historii”. Trochę się obawiałem, czy jak przystało na geniusza i utytułowane artystę nie będzie to laurka napisana samemu sobie, napuszona, megalomańska, łechcąca własne ego. Nic bardziej mylnego – ta autobiografia to po prostu wspaniała lektura o wspaniałym człowieku. Kusturica opisuje w niej swoje życie w byłej Jugosławii, wiele miejsca poświęcając swojej niebanalnej rodzinie, szalonemu dzieciństwu, młodości w dość trudnych czasach czy studia filmowe w Pradze. A pisze o tym w równie niebanalny sposób w jaki kręci swoje filmy – bez jakiegokolwiek zadęcia, lekko, dowcipnie, szczerze i bezpośrednio. Nie brakuje tu również absurdalnych sytuacji i postaci, co jest po części wyjaśnieniem tego skąd Kusturica brał pomysły do swoich filmów.
Co do swoich filmów, kariery reżyserskiej czy sukcesów to tutaj autor za bardzo się nie rozpisuje. Owszem, często wspomina o tym ale ogólnie jest do tego zdystansowany jak gdyby nie to w jego życiu było najważniejsze. Coś w tym jest, bowiem perypetie życiowe autora czyta się dużo lepiej i przyjemniej niż gdy opisuje on swoje filmy czy pracę nad nimi. Sporo też miejsca autor poświęca polityce, tej z gatunku trudnych i niełatwych – najpierw bowiem życie pod niełatwym radzieckim wpływem a potem rozpad Jugosławii i wojna w latach dziewięćdziesiątych.
Fenomenalna autobiografia fenomenalnego artysty a przede wszystkim jednak niebanalnego i arcyciekawego człowieka. Napisana z polotem, fantazją, dowcipem, rozbrajającą szczerością, ujmuje swoją bezpośredniością i nie pozwala nie sympatyzować z autorem. Dzięki niej nabrałem na nowo ochoty by ponownie obejrzeć jego filmy. Po tej lekturze na pewno nabiorą dla mnie nowego, innego znaczenia i spojrzę na nie z zupełnie innej perspektywy.
Absolutnie polecam!
Uwielbiam Emira Kusturicę odkąd piętnaście lat temu obejrzałem po raz pierwszy jego film „Czarny kot, biały kot”. To było moje pierwsze spotkanie z jego twórczością i byłem zachwycony. Potem obejrzałem jeszcze inne filmy reżysera jak „Czas Cyganów” czy „Underground” i uznałem Kusturicę za geniusza. Zarówno pod względem tego jak kręci filmy ale też pod względem tego jakie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-01
Sięgnąłem po tę książkę nie wiedząc kompletnie niczego o jej autorce. Do sięgnięcia zachęciło mnie bowiem to, że powieść tę wydał Karakter a ja bardzo sobie cenię to wydawnictwo a zwłaszcza jego cykl „Seria Literacka Karakteru”. Po książki z tej serii sięgam w ciemno. Zazwyczaj trafiają w mój gust. Tym razem było z tym trochę ciężej, niemniej jednak „Wróżba. Wspomnienia dziewczynki” koniec końców okazały się ciekawą lekturą.
Agneta Pleijelj, jeśli wierzyć opisom książki, opisała we „Wróżbie” swoje życie, właściwie lata dzieciństwa i wczesnej młodości. Nie znam niestety życiorysu autorki, żeby stwierdzić na ile w tym było fikcji i kreacji a na ile prawdy. Przyjmę zatem określenie „proza autobiograficzna” za swoisty wyznacznik jakim się będę kierował a mianowicie fikcja literacka oparta na prawdziwych wydarzeniach z życia Pleijel.
Nie da się ukryć, że w powieści dominują raczej smutne uczucia – nostalgia, melancholia, poczucie straty i przemijania, obecne są tu też niełatwe i skomplikowane relacje, czy to rodzinne czy z rówieśnikami. Więcej tu przygnębiających niż wesołych momentów, tych drugich jest jak na lekarstwo, jeśli się już zdarzą, to mają swoje drugie dno, gorzkie i pełne ironicznego dystansu. Główna bohaterka jest zagubiona, szuka siebie, swojego miejsca w życiu, stara się tak bardzo wpasować w otaczający ją świat, czasem kosztem bycia skrajnie konformistyczną by nagle ku rozpaczy matki rzucić popaść w egocentryzm, rzucić wszystko i wyjechać do Paryża. Główna bohaterka to skomplikowana postać, miotająca się, pełna emocji a jednocześnie sprawiająca wrażenie, że żyje życiem innych ludzi a nie swoim.
Co mnie trochę zastanawiało podczas lektury to dziwny chłód i dystans w sposobie pisania autorki. Jak gdyby nie chciała pozwolić by czytelnik zbliżył się do bohaterki, jak gdyby chciała by czytelnik nabrał przez to lepszej perspektywy. A może taki był zamysł? Może tak właśnie chciała tę historię opowiedzieć? Mam zamiar sięgnąć po „Zapach mężczyzny” czyli powieść określaną jako swoistą kontynuację „Wróżby” by dowiedzieć się czy taki jest styl autorki czy był to zabieg zastosowany jedynie na potrzeby tejże powieści.
Sięgnąłem po tę książkę nie wiedząc kompletnie niczego o jej autorce. Do sięgnięcia zachęciło mnie bowiem to, że powieść tę wydał Karakter a ja bardzo sobie cenię to wydawnictwo a zwłaszcza jego cykl „Seria Literacka Karakteru”. Po książki z tej serii sięgam w ciemno. Zazwyczaj trafiają w mój gust. Tym razem było z tym trochę ciężej, niemniej jednak „Wróżba. Wspomnienia...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-01
W opisie książki na okładce można przeczytać: „Gorzka dystopia? Dowcipna prowokacja? Literatura zaangażowana? Zdecydujcie sami”. Mimo, że skończyłem czytać „Krótką historię ruchu” dobre dwa tygodnie temu to ciągle ciężko mi jednoznacznie określić co właściwie przeczytałem. Właściwie w tej książce jest wszystkiego po trochę.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Petry Hulovej i mam mieszane uczucia. Z jednej strony to była ciekawa historia, opisująca równie ciekawy – i zaskakujący eksperyment. Aczkolwiek eksperyment to złe słowo, bardziej na miejscu by było określenie nowy porządek rzeczy. Z drugiej strony nie przekonuje mnie za bardzo styl Hulovej. Chwilami wydawał mi się zbyt jałowy, za mało zaangażowany. Całkiem możliwe, że po prostu zrozumiałem książkę zupełnie inaczej niż powinienem, stąd taki mój odbiór.
Idea świata przedstawiona przez autorkę jest co najmniej zastanawiająca ale wcale nie niemożliwa. Mężczyźni i ich punkt widzenia spychane są na margines, do głosu i do władzy dochodzą kobiety, które po mężczyznach sprzątają i usiłują „naprawić” świat, wykorzenić z niego „męski punkt widzenia”, tak bardzo krzywdzący i niesprawiedliwy, przez który kobiety traktowane są stereotypowo i instrumentalnie ale które również same o sobie w ten sposób myślą o sobie. Zamysł jak już wspomniałem ciekawy i zastanawiający ale autorka moim zdaniem z jednej skrajności popadła w drugą. Świat, w którym mężczyźni leczeni są – czasem wręcz przymusowo – z tego co i w jaki sposób myślą w imieniu większego i wspólnego dobra? Co najmniej wątpliwe rozwiązanie, którego motywy może i są słuszne to jednak autorka nie usprawiedliwia ich w pełni. No chyba, że spojrzeć na to z dystansu i faktycznie uznać to za gorzką dystopię lub dowcipną prowokację a nawet mieszankę jednego i drugiego – wtedy wszystko nagle nabiera sensu i wiarygodności. Trudno bowiem od dystopii wymagać racjonalnego wytłumaczenia, lub oczekiwać wydarzeń z którymi czytelnik od razu może przejść do porządku dziennego.
A zatem interpretacji książki Hulovej może być naprawdę wiele w zależności od tego jak się tę powieść potraktuje, jako co zostanie odebrana przez czytelnika. Ja w każdym razie ciągle się waham w odbiorze. Ciągle bowiem się nad tą powieścią zastanawiam. Zarówno pod względem tego, że nie mogę się zdecydować na przynależność gatunkową utworu jak i przez fakt, że historia ta po prostu rodzi w głowie wiele pytań.
W opisie książki na okładce można przeczytać: „Gorzka dystopia? Dowcipna prowokacja? Literatura zaangażowana? Zdecydujcie sami”. Mimo, że skończyłem czytać „Krótką historię ruchu” dobre dwa tygodnie temu to ciągle ciężko mi jednoznacznie określić co właściwie przeczytałem. Właściwie w tej książce jest wszystkiego po trochę.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Petry...
2024-04-23
Do przeczytania czegokolwiek autorstwa Artura Urbanowicza zachęcono mnie między innymi słowami, że to taki polski Stephen King. Od razu nastroszyłem się podejrzliwie, że może dlatego tak o nim powiedziano bo autor się na nim wzoruje czy coś. Po czym odwlokłem czytanie myśląc, że nie chcę „polskiego Stephena Kinga” tylko oryginalnego autora, wszak Polacy nie gęsi, swój styl, talent i wyobraźnię mają. No ale wreszcie po autora sięgnąłem i wybrałem na pierwszy ogień „Inkuba”. Polski Stephen King? Ha ha! Równie dobrze można powiedzieć „amerykański Artur Urbanowicz” (chociaż wiem, że Urbanowicz od Kinga jest dużo młodszy ale mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi).
Ależ to była znakomita powieść! Początek co prawda na to nie wskazywał, wydawał mi się troszkę taki prostacki i infantylny w swej wymowie ale jakież to było złudne. Bowiem autor zaserwował nam solidny dreszczowiec jakich mało. Uwielbiam tego typu horrory, które oparte są na niesamowitym klimacie. Takim, który powoduje gęsią skórkę podczas czytania. A o klimat autor się postarał bardzo – mała wioska gdzieś na Suwalszczyźnie, wiedźmy, demony, moce z piekła rodem, tajemnice… Czegóż tu nie ma. A wszystko dzieje się na dwóch planach czasowych co tylko całości dodaje smaczku.
„Inkub” to naprawdę rasowy horror, na najwyższym poziomie, przemyślany, genialnie skonstruowany, wciągający, pełen napięcia. Okazał się jedną z tych książek, które są wręcz „nieodkładalne” i dla których warto było zarwać noc. Wyobraźnia i pomysłowość autora są imponujące, sposób prowadzenia fabuły mistrzowski.
Mówiąc horror myślisz King, Masterton, Koontz? Błąd. Okazuje się, że nie wolno i nie można pominąć przy tym Artura Urbanowicza. Zdecydowanie wrócę do tego autora bo warto.
Do przeczytania czegokolwiek autorstwa Artura Urbanowicza zachęcono mnie między innymi słowami, że to taki polski Stephen King. Od razu nastroszyłem się podejrzliwie, że może dlatego tak o nim powiedziano bo autor się na nim wzoruje czy coś. Po czym odwlokłem czytanie myśląc, że nie chcę „polskiego Stephena Kinga” tylko oryginalnego autora, wszak Polacy nie gęsi, swój styl,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-20
Początek nie zapowiadał niczego dobrego. Nie mogłem się „wgryźć” w tę książkę, nie pozwalał mi na to styl, uważałem, że ta powieść to przerost formy nad treścią, którego nie da się czytać. Po czym nagle zacząłem w tekście znajdować zaskakujące metafory i naprawdę interesująco zbudowane zdania i nagle sposób opowiadania tej historii wydał mi się nad wyraz ciekawy. Coś, co początkowo uznałem za wadę okazało się największą zaletą tej książki.
Zośka Papużanka potrafi się doskonale bawić językiem polskim, w sposób, w jaki nie przyszedłby mi do głowy. Potrafi opowiedzieć historię barwnym i kwiecistym potokiem słów, bawi się niuansami językowymi, dzięki czemu banalna na pozór historia nabiera smaku. Fabuła jest dość prosta. Mężczyzna wynajmuje mieszkanie by z okna podglądać pewną kobietę i robić jej zdjęcia. Autorka oszczędnie dawkuje informacje, powoli dowiadujemy się kim są oboje, dlaczego jedno podgląda drugie, co ich łączy. A jednocześnie Papużanka cały czas nie odkrywa wszystkich kart, powolutku odkrywa tę co najmniej intrygującą sprawę by na samym końcu zaskoczyć czytelnika.
Ciekawa powieść, napisana wspaniałym językiem. Na wielkie brawa zasługuje przede wszystkim styl autorki. Sądzę, że nie pozostawi obojętnym, taki styl można albo polubić albo znienawidzić. Groziło mi to drugie, na szczęście skończyło się na zachwycie.
Początek nie zapowiadał niczego dobrego. Nie mogłem się „wgryźć” w tę książkę, nie pozwalał mi na to styl, uważałem, że ta powieść to przerost formy nad treścią, którego nie da się czytać. Po czym nagle zacząłem w tekście znajdować zaskakujące metafory i naprawdę interesująco zbudowane zdania i nagle sposób opowiadania tej historii wydał mi się nad wyraz ciekawy. Coś, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-15
Zupełnie niezamierzenie przeczytałem tę książkę dzień przed wyborami samorządowymi. Wybrałem ją na chybił trafił i w połowie czytania zdałem sobie sprawę, że nazajutrz przecież też pójdę głosować. Z automatu sprawiło to, że zacząłem konfrontować aktualną sytuację polityczną z tą przedstawioną przez Aleksandrę Boćkowską w jej publikacji.
Siłą rzeczy nie mogę pamiętać tamtych czasów bowiem 4 czerwca 1989 miałem niespełna trzy lata. O tym jak bardzo ważne były to wybory dowiadywałem się potem ze szkoły (mniej) lub z książek, po które sięgałem (więcej). Sądziłem, że z książki Boćkowskiej dowiem się może czegoś nowego ale nie dowiedziałem się. Nie znaczy to, że książka była zła czy nieciekawa. Po prostu dostałem obraz tej samej sytuacji ale z innego punktu widzenia. Właściwie wielu punktów, rozmówców bowiem autorka miała wielu a każdy miał swój własny pogląd.
Jedyne co odrobinę mi przeszkadzało to jakiś taki chaos. Miałem bowiem wrażenie, że całość jest nieuporządkowana, zabrakło mi też jakiegoś podsumowania, ujęcia wszystkiego w klamrę, która spięłaby do kupy wszystko. Zamiast tego wszystko wydawało się takie sklecone naprędce. Może i poszczególne rozdziały jakoś tam się kleiły ale całość już nie. I chociaż autorka zachowała chronologię to jednak uczucie chaosu towarzyszyło mi cały czas. No i styl autorki – może nie był zły ale uważam, że nad warsztatem można by jeszcze trochę popracować.
Czy polecam? Nie jakoś szczególnie, ale w ramach ciekawostki czemu nie.
Zupełnie niezamierzenie przeczytałem tę książkę dzień przed wyborami samorządowymi. Wybrałem ją na chybił trafił i w połowie czytania zdałem sobie sprawę, że nazajutrz przecież też pójdę głosować. Z automatu sprawiło to, że zacząłem konfrontować aktualną sytuację polityczną z tą przedstawioną przez Aleksandrę Boćkowską w jej publikacji.
Siłą rzeczy nie mogę pamiętać...
Długo się zastanawiałem czy mam dodać tę książkę do przeczytanych skoro porzuciłem ją w połowie... No już trudno, niech będzie...
Dawno nie przeżyłem takiego rozczarowania. Tak rewelacyjny pomysł zepsuło wykonanie. Moim zdaniem to niesamowicie nudna książka. Próbowałem dać szansę autorowi i mozolnie brnąłem przez kolejne rozdziały ale jednak nie było warto. Lubię klimaty "postapo" ale tu jednak nie było po drodze mi i autorowi.
A pokładałem taką nadzieję w tej powieści....
Długo się zastanawiałem czy mam dodać tę książkę do przeczytanych skoro porzuciłem ją w połowie... No już trudno, niech będzie...
więcej Pokaż mimo toDawno nie przeżyłem takiego rozczarowania. Tak rewelacyjny pomysł zepsuło wykonanie. Moim zdaniem to niesamowicie nudna książka. Próbowałem dać szansę autorowi i mozolnie brnąłem przez kolejne rozdziały ale jednak nie było warto. Lubię klimaty...