-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2024-05-01
2024-05-01
W opisie książki na okładce można przeczytać: „Gorzka dystopia? Dowcipna prowokacja? Literatura zaangażowana? Zdecydujcie sami”. Mimo, że skończyłem czytać „Krótką historię ruchu” dobre dwa tygodnie temu to ciągle ciężko mi jednoznacznie określić co właściwie przeczytałem. Właściwie w tej książce jest wszystkiego po trochę.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Petry Hulovej i mam mieszane uczucia. Z jednej strony to była ciekawa historia, opisująca równie ciekawy – i zaskakujący eksperyment. Aczkolwiek eksperyment to złe słowo, bardziej na miejscu by było określenie nowy porządek rzeczy. Z drugiej strony nie przekonuje mnie za bardzo styl Hulovej. Chwilami wydawał mi się zbyt jałowy, za mało zaangażowany. Całkiem możliwe, że po prostu zrozumiałem książkę zupełnie inaczej niż powinienem, stąd taki mój odbiór.
Idea świata przedstawiona przez autorkę jest co najmniej zastanawiająca ale wcale nie niemożliwa. Mężczyźni i ich punkt widzenia spychane są na margines, do głosu i do władzy dochodzą kobiety, które po mężczyznach sprzątają i usiłują „naprawić” świat, wykorzenić z niego „męski punkt widzenia”, tak bardzo krzywdzący i niesprawiedliwy, przez który kobiety traktowane są stereotypowo i instrumentalnie ale które również same o sobie w ten sposób myślą o sobie. Zamysł jak już wspomniałem ciekawy i zastanawiający ale autorka moim zdaniem z jednej skrajności popadła w drugą. Świat, w którym mężczyźni leczeni są – czasem wręcz przymusowo – z tego co i w jaki sposób myślą w imieniu większego i wspólnego dobra? Co najmniej wątpliwe rozwiązanie, którego motywy może i są słuszne to jednak autorka nie usprawiedliwia ich w pełni. No chyba, że spojrzeć na to z dystansu i faktycznie uznać to za gorzką dystopię lub dowcipną prowokację a nawet mieszankę jednego i drugiego – wtedy wszystko nagle nabiera sensu i wiarygodności. Trudno bowiem od dystopii wymagać racjonalnego wytłumaczenia, lub oczekiwać wydarzeń z którymi czytelnik od razu może przejść do porządku dziennego.
A zatem interpretacji książki Hulovej może być naprawdę wiele w zależności od tego jak się tę powieść potraktuje, jako co zostanie odebrana przez czytelnika. Ja w każdym razie ciągle się waham w odbiorze. Ciągle bowiem się nad tą powieścią zastanawiam. Zarówno pod względem tego, że nie mogę się zdecydować na przynależność gatunkową utworu jak i przez fakt, że historia ta po prostu rodzi w głowie wiele pytań.
W opisie książki na okładce można przeczytać: „Gorzka dystopia? Dowcipna prowokacja? Literatura zaangażowana? Zdecydujcie sami”. Mimo, że skończyłem czytać „Krótką historię ruchu” dobre dwa tygodnie temu to ciągle ciężko mi jednoznacznie określić co właściwie przeczytałem. Właściwie w tej książce jest wszystkiego po trochę.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Petry...
2024-04-20
Początek nie zapowiadał niczego dobrego. Nie mogłem się „wgryźć” w tę książkę, nie pozwalał mi na to styl, uważałem, że ta powieść to przerost formy nad treścią, którego nie da się czytać. Po czym nagle zacząłem w tekście znajdować zaskakujące metafory i naprawdę interesująco zbudowane zdania i nagle sposób opowiadania tej historii wydał mi się nad wyraz ciekawy. Coś, co początkowo uznałem za wadę okazało się największą zaletą tej książki.
Zośka Papużanka potrafi się doskonale bawić językiem polskim, w sposób, w jaki nie przyszedłby mi do głowy. Potrafi opowiedzieć historię barwnym i kwiecistym potokiem słów, bawi się niuansami językowymi, dzięki czemu banalna na pozór historia nabiera smaku. Fabuła jest dość prosta. Mężczyzna wynajmuje mieszkanie by z okna podglądać pewną kobietę i robić jej zdjęcia. Autorka oszczędnie dawkuje informacje, powoli dowiadujemy się kim są oboje, dlaczego jedno podgląda drugie, co ich łączy. A jednocześnie Papużanka cały czas nie odkrywa wszystkich kart, powolutku odkrywa tę co najmniej intrygującą sprawę by na samym końcu zaskoczyć czytelnika.
Ciekawa powieść, napisana wspaniałym językiem. Na wielkie brawa zasługuje przede wszystkim styl autorki. Sądzę, że nie pozostawi obojętnym, taki styl można albo polubić albo znienawidzić. Groziło mi to drugie, na szczęście skończyło się na zachwycie.
Początek nie zapowiadał niczego dobrego. Nie mogłem się „wgryźć” w tę książkę, nie pozwalał mi na to styl, uważałem, że ta powieść to przerost formy nad treścią, którego nie da się czytać. Po czym nagle zacząłem w tekście znajdować zaskakujące metafory i naprawdę interesująco zbudowane zdania i nagle sposób opowiadania tej historii wydał mi się nad wyraz ciekawy. Coś, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-07
Ciągle mam świeżo w pamięci to jak olbrzymią niespodzianką czytelniczą okazała się dla mnie „Ziemia Winowajców”. Jaki zachwyt we mnie wzbudziła, zarówno jeśli chodzi o treść jak i wykonanie. Dlatego też niecierpliwie oczekiwałem kontynuacji ten niesamowitej historii. Doczekałem się wreszcie i przyznaję, że autorka bez problemu przeskoczyła tę poprzeczkę, którą bardzo wysoko sobie postawiła.
„Szczurzyca” znowu przenosi nas do Kazamatów, tajemniczej krainy obłożonej klątwą, z której nie można wyjść jeśli się raz do niej trafi. W pierwszym tomie obserwujemy jak Sheila, główna bohaterka, próbuje odnaleźć się w tym miejscu, do którego trafiła zupełnie przypadkowo i wbrew swojej woli. Dziewczyna uczy się tego miejsca, poznaje mieszkające tam postaci i stara się przetrwać w tym na pozór niegościnnym miejscu pełnym złych ludzi, magii i tajemniczych kreatur.
W tomie drugim Sheila jest już dużo bardziej świadoma tego w jakim miejscu jest i jakie reguły w nim panują. Wciąż stara się przetrwać, wciąż przed kimś ucieka ale to już nie ta sama przerażona dziewczyna działająca po omacku. Owszem, ciągle jest impulsywna, porywcza, zadziorna i wybuchowa ale nie jest już bezbronną ofiarą. Niemniej w jej życiu zaczyna się dziać coś dziwnego, coś co ma bardzo bliski związek z magią a co skutecznie wytrąca ją w równowagi.
Widać też w fabule, że na coś się zanosi, atmosfera nierzadko jest pełna napięcia, zarówno w Wolnej Kompanii jak i w Twierdzy. Dużo tu pokątnie prowadzonej polityki, dużo tu niedomówień, półprawd, nie do końca jasnych intencji, wszyscy kluczą, każdy coś kombinuje, nie wiadomo kto jest z kim, komu można zaufać, kto zdradzi a kto okaże się sprzymierzeńcem. Autorka chwilami celowo gmatwa, nie odkrywa wszystkich kart, umiejętnie dawkuje informacje. Stąd też jej bohaterowie nigdy nie są czarni czy biali, są pełni niedopowiedzeń i niuansów. Sama fabuła nie jest może taka jak w pierwszym tomie, uważam, że „Szczurzyca” jest spokojniejsza i bardziej stonowana ale myliłby się ten kto uzna to za wadę. Wbrew pozorom w tej powieści dzieje się naprawdę bardzo wiele.
Po raz kolejny wielki brawa dla autorki. Anna S. Cichosz na naprawdę olbrzymią wyobraźnię i można jej tylko pozazdrościć pomysłowości. Znowu dostajemy od niej wspaniale skonstruowaną fabułę, zaskakującą, wciągającą i przemyślaną do tego napisaną wspaniałym językiem. Autorka ma znakomity styl – lekki, niewymuszony, ma świetne poczucie humoru, takie trochę złośliwe i ironiczne, co widać zwłaszcza w wartkich i błyskotliwych dialogach. No i bohaterowie, nie tylko główni czyli Sheila, Leo (mam wrażenie, że dużo sztywniejszy niż był) i Reiven (z coraz bardziej nonszalanckim podejściem do życia) ale też ci drugoplanowi, zwłaszcza członkowie Wolnej Kompanii są po raz kolejny wspaniale wykreowani.
A jednocześnie książka jest niesamowicie zaskakująca. Aż ręka się rwie, żeby coś napisać ale boję się zdradzić i zepsuć komuś przyjemność czytania. Ale wierzcie mi na słowo – kilka razy będziecie naprawdę bardzo zaskoczeni. Autorka potrafi skutecznie wywieźć w pole.
Ciągle mam świeżo w pamięci to jak olbrzymią niespodzianką czytelniczą okazała się dla mnie „Ziemia Winowajców”. Jaki zachwyt we mnie wzbudziła, zarówno jeśli chodzi o treść jak i wykonanie. Dlatego też niecierpliwie oczekiwałem kontynuacji ten niesamowitej historii. Doczekałem się wreszcie i przyznaję, że autorka bez problemu przeskoczyła tę poprzeczkę, którą bardzo wysoko...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-24
Rodzina Kossaków zawsze była nad wyraz ciekawą familią pełną barwnych postaci. Co prawda nie jestem fanem wszystkich z nich, lubię jednak o nich czytać. Co nie zmienia faktu, że bardzo wysoko cenię sobie prozę Zofii Kossak – Szczuckiej zaś Magdalena Samozwaniec podbiła moje serce całkowicie i uwielbiam ją wręcz bałwochwalczo. Z miłą chęcią przeczytałem zatem książce o kolejnej postaci z rodu Kossaków, tym razem Simonie.
Ja wszyscy Kossakowie, Simona również była niebanalną postacią. Początkowo ciążyło jej to, że nie urodziła się synem a „jedynie dziewczyną”, co bardzo rozczarowało jej rodziców, zwłaszcza matkę. Następnie okazało się, że Simona nie przejmie schedy po Kossakach, bowiem okazało się, że nie przejawia żadnych talentów artystycznych – nie maluje jak ojciec, dziadek czy pradziadek, nie pisze jak Samozwaniec czy Kossak – Szczucka, nie tworzyła poezji jak Pawlikowska – Jasnorzewska. Dorastała w poczuciu bycia gorszą i żyła pod ciągłe dyktando apodyktycznej matki. Coś, co ją wyróżniało, to ogromna miłość do zwierząt, pasja z jaką się nimi opiekowała i niesamowity pęd do wiedzy na ich temat. Z tym też związała swoje życie zawodowe i osobiste efektem czego było to, że zamieszkała pośrodku Puszczy Białowieskiej, w miejscu odciętym od cywilizacji i jej wszelakich wygód i w pełni poświęciła się zwierzętom i przyrodzie.
Anna Kamińska tworzy niezwykły portret niezwykłej kobiety. Od niekoniecznie idealnego dzieciństwa po spełnienie jakie znalazła i osiągnęła w późniejszych latach jej życia. Śledzi jej młodość, lata szkolne, studenckie, początki jej pracy zawodowej i późniejsze projekty naukowe. Nie stawia jej jednak żadnego pomnika, brak tu na szczęście egzaltacji i przesadnego zachwytu, mamy za to pełnokrwistą postać, ze wszystkimi jej zaletami ale też i wadami, które nie były obce Simonie i z których też zasłynęła. Jest też sporo wzmianek o innych członkach rodziny Kossaków, nie wspomnieć o nich mówiąc o środowisku z jakiego pochodzi i jakie ukształtowało Simonę byłoby wręcz niemożliwe.
Fenomenalna biografia, rewelacyjnie napisana, Anna Kamińska ma niesamowicie lekkie pióro i wciągający styl. Gorąco polecam!
Rodzina Kossaków zawsze była nad wyraz ciekawą familią pełną barwnych postaci. Co prawda nie jestem fanem wszystkich z nich, lubię jednak o nich czytać. Co nie zmienia faktu, że bardzo wysoko cenię sobie prozę Zofii Kossak – Szczuckiej zaś Magdalena Samozwaniec podbiła moje serce całkowicie i uwielbiam ją wręcz bałwochwalczo. Z miłą chęcią przeczytałem zatem książce o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Sięgnąłem po tę książkę nie wiedząc kompletnie niczego o jej autorce. Do sięgnięcia zachęciło mnie bowiem to, że powieść tę wydał Karakter a ja bardzo sobie cenię to wydawnictwo a zwłaszcza jego cykl „Seria Literacka Karakteru”. Po książki z tej serii sięgam w ciemno. Zazwyczaj trafiają w mój gust. Tym razem było z tym trochę ciężej, niemniej jednak „Wróżba. Wspomnienia dziewczynki” koniec końców okazały się ciekawą lekturą.
Agneta Pleijelj, jeśli wierzyć opisom książki, opisała we „Wróżbie” swoje życie, właściwie lata dzieciństwa i wczesnej młodości. Nie znam niestety życiorysu autorki, żeby stwierdzić na ile w tym było fikcji i kreacji a na ile prawdy. Przyjmę zatem określenie „proza autobiograficzna” za swoisty wyznacznik jakim się będę kierował a mianowicie fikcja literacka oparta na prawdziwych wydarzeniach z życia Pleijel.
Nie da się ukryć, że w powieści dominują raczej smutne uczucia – nostalgia, melancholia, poczucie straty i przemijania, obecne są tu też niełatwe i skomplikowane relacje, czy to rodzinne czy z rówieśnikami. Więcej tu przygnębiających niż wesołych momentów, tych drugich jest jak na lekarstwo, jeśli się już zdarzą, to mają swoje drugie dno, gorzkie i pełne ironicznego dystansu. Główna bohaterka jest zagubiona, szuka siebie, swojego miejsca w życiu, stara się tak bardzo wpasować w otaczający ją świat, czasem kosztem bycia skrajnie konformistyczną by nagle ku rozpaczy matki rzucić popaść w egocentryzm, rzucić wszystko i wyjechać do Paryża. Główna bohaterka to skomplikowana postać, miotająca się, pełna emocji a jednocześnie sprawiająca wrażenie, że żyje życiem innych ludzi a nie swoim.
Co mnie trochę zastanawiało podczas lektury to dziwny chłód i dystans w sposobie pisania autorki. Jak gdyby nie chciała pozwolić by czytelnik zbliżył się do bohaterki, jak gdyby chciała by czytelnik nabrał przez to lepszej perspektywy. A może taki był zamysł? Może tak właśnie chciała tę historię opowiedzieć? Mam zamiar sięgnąć po „Zapach mężczyzny” czyli powieść określaną jako swoistą kontynuację „Wróżby” by dowiedzieć się czy taki jest styl autorki czy był to zabieg zastosowany jedynie na potrzeby tejże powieści.
Sięgnąłem po tę książkę nie wiedząc kompletnie niczego o jej autorce. Do sięgnięcia zachęciło mnie bowiem to, że powieść tę wydał Karakter a ja bardzo sobie cenię to wydawnictwo a zwłaszcza jego cykl „Seria Literacka Karakteru”. Po książki z tej serii sięgam w ciemno. Zazwyczaj trafiają w mój gust. Tym razem było z tym trochę ciężej, niemniej jednak „Wróżba. Wspomnienia...
więcej Pokaż mimo to