-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
2014-12-27
2014-12-26
Cytując tytuł oryginału: ,,Heroes are my weakness". I to jaka słabość. Jedna z najpopularniejszych autorek książkowych komedii romantycznych, Susan Elizabeth Phillips, postanowiła tym razem zabawić się trochę pewną literacką konwencją. Niczym w prawdziwej powieści gotyckiej mamy mroczny, kryjący straszliwe tajemnice ,,dwór", w prawdzie nie jest on pośrodku wrzosowisk ale na maleńkiej, praktycznie odciętej od świata wysepce u wybrzeży Maine. Jest i mrukliwy, budzący grozę ,,pan na włościach" oraz ona - biedna, przeziębiona i bezdomna trzydziestotrzyletnia niespełniona artystka. Dorzućmy jeszcze zimowy krajobraz i niewyjaśnione zdarzenia i mamy pomysł na opowieść na jedno popołudnie.
Autorka bawi się tematem, daje bohaterom zadziorne charaktery co sprawia, że trochę oklepane motywy bawią i śmieszą. Jak w standardowej komedii romantycznej mamy też trochę wzruszeń, wybuchów namiętności, nieporozumień a wszystko zmierza do oczywistego zakończenia.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/12/kocham-bohaterow-susan-elizabeth.html
Cytując tytuł oryginału: ,,Heroes are my weakness". I to jaka słabość. Jedna z najpopularniejszych autorek książkowych komedii romantycznych, Susan Elizabeth Phillips, postanowiła tym razem zabawić się trochę pewną literacką konwencją. Niczym w prawdziwej powieści gotyckiej mamy mroczny, kryjący straszliwe tajemnice ,,dwór", w prawdzie nie jest on pośrodku wrzosowisk ale na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-19
Czym rok 1913 wyróżnił się na tle innych? Zasadniczo można by powiedzieć, że niczym specjalnym. Tak samo jak w innych ludzie rodzili się i umierali, zakochiwali i rozstawali, artyści tworzyli swoje dzieła, pisarze pisali nowe powieści: czasem lepsze, czasem gorsze. Jednak Florian Illies z jakiegoś powodu postanowił wyróżnić ten jeden wyjątkowy rok. Stał się on dla niego miejscem styku dwóch epok: zachowawczego klasycyzmu, tradycji ukształtowanej w wiekach wcześniejszych z szaleństwem nowoczesności, wyrażonej przez futuryzm i kubizm.
Polityki mamy tutaj jak na lekarstwo. Hitler, Stalin czy Josip Broz Tito to zaledwie przechodnie w tłumie. Na pierwszy plan wysuwają się artyści: Kokoshka, Pisasso, Kirchner, Thomas Mann, Alma Mahler, Kafka, Rilke obok nich kroczy otoczony nimbem niezwykłości Freund. Konstruowane są teorie, które mają zmienić na zawsze nasz światopogląd. Rzeczywistość ulega ogromnym przemianą a gdzieś w oddali pobrzmiewa zapowiedź nadchodzącej wojny w którą nikt nie wierzy.
Autorowi udało się stworzyć barwne kalendarium roku 1913. Całość napisana jest lekko, z dużą dawką ironii. Momentami czyta się jak artykuły z prasy bulwarowej: kto, z kim, kiedy? Ale cóż... sztuka zawsze otoczona była aurą skandalu. Przyznaję, że jestem pełna podziwu dla sposobu w jaki udało się na zaledwie 340 stronach upchnąć taką dawkę informacji kulturalnych. Trochę na minus, że przede wszystkim skoncentrowane jest na obszarze Niemiec i Austrii.
Mimo to polecam. Czytając, momentami chciałam wsiąść do pociągu i znaleźć się w Wiedniu w 1913.
p.s. Mona Lisa nadal wisi w Luwrze.... chyba.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/12/1913-rok-przed-burza-florian-illies.html
Czym rok 1913 wyróżnił się na tle innych? Zasadniczo można by powiedzieć, że niczym specjalnym. Tak samo jak w innych ludzie rodzili się i umierali, zakochiwali i rozstawali, artyści tworzyli swoje dzieła, pisarze pisali nowe powieści: czasem lepsze, czasem gorsze. Jednak Florian Illies z jakiegoś powodu postanowił wyróżnić ten jeden wyjątkowy rok. Stał się on dla niego...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-16
2014-12-12
Do życia i osoby Tandi Jo Reese najlepiej pasuje powiedzenie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Niby stara się, chce dobrze ale .. no właśnie, zawsze coś idzie nie tak. A to niewłaściwy facet, niewłaściwe miejsce, niewłaściwy czas. Fakt, ma za sobą bardzo trudne doświadczenia: rodzice porzucili ją i jej siostrę, tułała się po rodzinach zastępczych, potem ciąża w bardzo młodym wieku, wypadek, uzależnienie od leków, traumatyczny związek z mężczyzną a na koniec samotne macierzyństwo i próby utrzymania rodziny. Aż tu nagle wydaje jej się, że wreszcie w jej życiu pojawił się pierwszy promień słońca. Wydaje jej się, że nareszcie spotkała idealnego faceta: przystojny, wysportowany surfer - wręcz spełnienie marzeń nastolatki. Nie widzi jednak, że za fasadą piękna kryje się samolubny, egoistyczny, wieczny chłopiec dla którego życie to wieczna zabawa a praca to obowiązek narzucony przez rodziców.
Tandi zajęta ratowaniem ,,idealnego" związku nie zauważa tego co dzieje się z jej dziećmi: 14-letnią córką i 9-letnim synem. Nie dostrzega ich problemów. Tego, że to jej córka wychowuje jej syna. Nie wie jak jej dzieci spędzają wolny czas.
Przełom w życiu kobiety następuje gdy dostaje zlecenie uporządkowania domu niedawno zmarłej sąsiadki, Ioli Anne Poole. W szafie znajduje osiemdziesiąt pudełek z modlitwami dokumentującymi życie starszej pani. Skrywają one wiele tajemnic, sekretów, wspomnień dobrych i złych, bolesnych i radosnych. Postać kobiety, która wyłania się z listów staje się dla Tandi przewodnikiem i drogowskazem. Pokazuje jak za pomocą maleńkich gestów można zmienić swoje życie.
Nie wiem jak Wy ale ja mam alergię na słowo ,,motywacyjne". Gdy przeczyłam, że autorka znana jest ze swoich książek motywacyjnych bardzo sceptycznie podeszłam do tej powieści. Wydawało mi się, że wszystko będzie hurraoptymistyczne, łatwe i bardzo odrealnione. Nic bardziej mylnego. Książka niesie w sobie ogromny ładunek optymizmu i pomaga uwierzyć w siebie oraz innych ale nie udowadnia że wszystko od razu musi się udać.Pokazuje zarówno dobre jak i złe strony życia. Uczy jednak, że trzeba czasem otworzyć się na potrzeby innych, rozglądnąć się, zrobić pierwszy mały gest a potem już może wszystko jakoś powoli pójdzie. Tak jak Tandi na pewno będę wracać do niektórych wskazówek wyczytanych w listach Ioli. Polecam gorąco.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/12/pudeko-na-modlitwy-lisa-wingate.html
Do życia i osoby Tandi Jo Reese najlepiej pasuje powiedzenie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Niby stara się, chce dobrze ale .. no właśnie, zawsze coś idzie nie tak. A to niewłaściwy facet, niewłaściwe miejsce, niewłaściwy czas. Fakt, ma za sobą bardzo trudne doświadczenia: rodzice porzucili ją i jej siostrę, tułała się po rodzinach zastępczych, potem ciąża w...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-11
Dotychczas wydawało mi się, że książki o książkach, a przede wszystkim książki historyczne to to co lubię najbardziej. Cóż.. kiedyś musi pojawić się jakiś wyjątek potwierdzający regułę.
,,Ekslibris" Rossa Kinga w zamierzeniu miał być chyba książką przygodowo-awanturniczą ale coś nie do końca wyszło. Fakt, mamy tajemniczą książkę, która zawiera sekrety cenne dla wielu osób, mamy pościgi, zabójstwa, błędne tropy, czarne charaktery depczące po pietach ale to wszystko jest ... jakieś takie średnie. Przede wszystkim dosyć kiepsko skonstruowany główny bohater, Isaac Inchbold to taki stary tetryk, na którego cała przygoda jakoś nie bardzo wpływa. Coś się koło dzieje, ale sam nie bardzo chce w tym uczestniczyć ale i też jakoś nie bardzo musi.
Po kilku momentach gdzie akcja zdecydowanie przyspiesza wpadamy w studnię nadmiernej retoryki. Autor chyba nie do końca mógł się zdecydować co pisze: przygodówkę czy pracę z zakresu historii książki. Na koniec nie wyszło z tego nic dobrego: bo dla jednych za mało, dla drugich za dużo. Chyba najbardziej zainteresowały mnie i podobały mi się rozdziały retrospektywne. Miały w sobie pewien urok. Gdyby tak poprowadzona była cała akcja mogłabym książkę ocenić zdecydowanie wyżej.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/12/ekslibris-ros-king.html
Dotychczas wydawało mi się, że książki o książkach, a przede wszystkim książki historyczne to to co lubię najbardziej. Cóż.. kiedyś musi pojawić się jakiś wyjątek potwierdzający regułę.
,,Ekslibris" Rossa Kinga w zamierzeniu miał być chyba książką przygodowo-awanturniczą ale coś nie do końca wyszło. Fakt, mamy tajemniczą książkę, która zawiera sekrety cenne dla wielu...
2014-12-03
Kilka lat temu za sprawą mojej przyjaciółki przeżyłam okres fascynacji kulturą Dalekiego Wschodu. Przede wszystkim jednak oglądałam anime i czytałam mangi. Wiem, jest to element charakterystyczny dla Japonii. Nie sposób jednak podczas lektury ,,Wyspy Dusz" uniknąć pewnych skojarzeń.
Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat na maleńkiej wyspie, zwanej Czarną Wyspą, gdzieś u wybrzeży Chin. Jest to obszar, na którym krzyżują się i przenikają wzajemnie liczne kultury i cywilizacje. Są Chińczycy, Malaje, Brytyjczycy, pojawiają się Japończycy. Dodatkowo, może najważniejszymi mieszkańcami są dusze zmarłych. Główna bohaterka, Cassandra, posiada wyjątkowy dar - może ich dostrzec oraz się z nimi porozumiewać.
Historia Cassandry koncentruje się głównie na okresie II wojny światowej. Jest to zupełnie inny obraz wojny, różny od europejskiego. Bardziej brutalny, krwawy czasem wręcz wynaturzony i perwersyjny. Dodatkowo dochodzą zmarli, a nie są to spokojne zjawy. Demoniczne, krwawe, przerażające, żądne cierpienia i bólu, potrafią siać zniszczenie i śmierć na ogromną skalę.
Książka ma swoje mocne i słabe strony. Na plus zdecydowanie, sama kreacja świata - mrocznego, tajemniczego, takiego w którym nie można czuć się dobrze. Dodatkowo z dużą wyobraźnią wykreowane są duchy - autorka czerpała garściami z kultur wschodnich. Na minus: momentami miałam wrażenie, że książka jest trochę przegadana oraz nie do końca zrozumiałe epatowanie perwersją w niektórych scenach (np. tej z panią Nakamurą).
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/12/wyspa-dusz-stan.html
Kilka lat temu za sprawą mojej przyjaciółki przeżyłam okres fascynacji kulturą Dalekiego Wschodu. Przede wszystkim jednak oglądałam anime i czytałam mangi. Wiem, jest to element charakterystyczny dla Japonii. Nie sposób jednak podczas lektury ,,Wyspy Dusz" uniknąć pewnych skojarzeń.
Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat na maleńkiej wyspie, zwanej...
2014-11-27
,,Dziewczyna, która sięgnęła nieba" może już na wstępie lekko przerazić. Ponad 800 stron tekstu i nie ma tutaj żadnego z większych krojów czcionki. Nie ma co się jednak przerażać. Zalecam wygodny fotel, dużo herbaty, coś do chrupania i można już przenosić się do średniowiecznej Wenecji.
Nasza historia zaczyna się jednak w Rzymie, gdzie młodociany złodziejaszek Mercurio wraz z przyjaciółmi przeprowadza nie do końca udany rabunek. Chłopak jest przekonany, że zabił bogatego Żyda. W rezultacie tego zdarzenia decyduje się opuścić Wieczne Miasto i udać się do Wenecji. Przy okazji, okazuje się, że niedoszła ofiara żyje i żadna zemsty podąża za chłopakiem.
Postać Mercuria skonstruowana jest z ogromnym wdziękiem. Złodziejaszek ma dużo wrażliwości, dobre serce, ogromne pokłady sprytu oraz talent do przebieranek i udawania innych. W trakcie czytania zastanawiałam się na ile autor wierzy w istnienie osób obdarzonych takim fartem a na ile jest to z jego strony uproszczenie fabuły. Na drodze Mercuria pojawia się mnóstwo przeszkód i zagrożeń ale on zawsze wychodzi z nich w całości, problemy szybko się rozwiązują, a chłopak dzięki sprytowi potrafi zaskoczyć.
Pomimo potężnej objętości, książkę szybko i przyjemnie się czyta. Dosyć szczegółowo nakreślone tło historyczne doskonale uzupełnia historię Mercuria i Giuditty. Razem z nimi obserwujemy powstawanie getta w Wenecji czy też proces inkwizycji. Cóż.. przyznaję, że jest tu wszystko co lubię w prawie idealnych proporcjach, więc bardzo przyjemnie spędziłam czas z tą książką.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/dziewczyna-ktora-siegnea-nieba-l-di.html
,,Dziewczyna, która sięgnęła nieba" może już na wstępie lekko przerazić. Ponad 800 stron tekstu i nie ma tutaj żadnego z większych krojów czcionki. Nie ma co się jednak przerażać. Zalecam wygodny fotel, dużo herbaty, coś do chrupania i można już przenosić się do średniowiecznej Wenecji.
Nasza historia zaczyna się jednak w Rzymie, gdzie młodociany złodziejaszek Mercurio...
2014-11-25
,,Dziewczęta i kobiety" to moje pierwsze spotkanie z Alice Munro. O pisarce słyszałam już wcześniej ale jakoś nie dane nam było się spotkać, aż do teraz. Jakie są moje wrażenia po? Cóż, przyznaję, że jestem dosyć pozytywnie zaskoczona.
Ale do rzeczy! Jest to zbiór kilku nowel połączonych w jedną całość dzięki osobie głównej bohaterki a zarazem narratorki, Del Jordan. Razem z nią dorastamy i obserwujemy rzeczywistość miasteczka Jubilee, gdzieś na kanadyjskiej prowincji. Centralną postacią każdego opowiadania jest kobieta: zaczynając od szalonej żony wujka Benny'ego kończąc na samej Del. Poprzez zmieniające się przyglądamy się dorastaniu dziewczynki, razem z nią poznajemy kolejne etapy doświadczania kobiecości oraz uświadamiania sobie własnej seksualności: zarówno tej bardzo niewinnej jak i mrocznej, wręcz perwersyjnej.
Gdy zaczynałam czytać, czułam się jakbym wróciła do domu, do czasów dzieciństwa a zarazem do momentu kiedy zaczytywałam się powieściami L.M.Montgomery. Panował ten sam klimat spokojnej, sielskiej, prowincjonalnej Kanady. Z każdą kolejną stroną stawał się jednak coraz bardziej mroczny. Na wierzch zostają wyciągane sprawy, które w Avonlea są niewyobrażalne. W Jubilee każdy może okazać się zupełnie kimś innym. Pojawiają się rysy i skazy, wstydliwe sekrety schowane głęboko w szafie.
Gdzieś przeczytałam, że jest to jeden ze słabszych zbiorów opowiadań Munro, jeśli na prawdę tak jest, to nie mogę doczekać się momentów kiedy sięgnę po kolejne.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/dziewczeta-i-kobiety-alice-munro.html
,,Dziewczęta i kobiety" to moje pierwsze spotkanie z Alice Munro. O pisarce słyszałam już wcześniej ale jakoś nie dane nam było się spotkać, aż do teraz. Jakie są moje wrażenia po? Cóż, przyznaję, że jestem dosyć pozytywnie zaskoczona.
Ale do rzeczy! Jest to zbiór kilku nowel połączonych w jedną całość dzięki osobie głównej bohaterki a zarazem narratorki, Del Jordan....
2014-11-22
Na taki szary listopadowy weekend idealną propozycją jest lekki romans historyczny. I taka myśl przyświecała mi gdy sięgałam po ,,Dotyk złodziejki" Mii Marlowe. Wystarczy kubek ulubionej herbaty, ciepły koc i już możemy przenieść się do wiktoriańskiej Anglii, po to by przy okazji odbyć też podróż do Paryża, Hannoweru a nawet zahaczyć o Indie. To te miejsca przemierzają bohaterowie w pogoni za tajemniczym, obciążonym straszną klątwą klejnotem zwanym ,,Krwią Tygrysa".
Powieść określana jest jako ,,erotyczny romans historyczny". I rzeczywiście: od pierwszych stron między bohaterami: sprytną złodziejką, Violą i bohaterskim porucznikiem, Quinnem - aż iskrzy a oni sami nie czekają zbyt długo aby dać temu ujście. Sceny erotyczne, mimo że jest ich sporo nie są jakieś nachalne, trzeba przyznać, że autorka napisała je z pewnym wdziękiem i lekkością. Na plus, że nie zasypuje nas wszystkimi możliwymi określeniami pewnych części ciała.
Dodatkowo jest jakąś akcja - poszukiwanie brylantu, pościgi, mylne tropu, zbrodniarze podążający tropem bohaterów. Nie twierdzę, że mamy tu jakiś skomplikowany spisek ale całkiem zgrabnie pasuje to wszystko do wątku romansowego.
Z całą pewnością nie będę wracać do tej książki ale to nie oznacza, że jest ona słaba. Jest to idealna propozycja jeśli chce się na chwilę oderwać w zimne, listopadowe popołudnie. Jest lekka, momentami śmieszna, od początku do końca wiemy co się zdarzy. Fakt, nic nowego nie wniesie w nasze życie a za chwilę się o niej zapomni ale książki czytamy też po to aby przez chwilę było przyjemnie. A to idealny przykład literatury rozrywkowej.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/dotyk-zodziejki-mia-marlowe.html
Na taki szary listopadowy weekend idealną propozycją jest lekki romans historyczny. I taka myśl przyświecała mi gdy sięgałam po ,,Dotyk złodziejki" Mii Marlowe. Wystarczy kubek ulubionej herbaty, ciepły koc i już możemy przenieść się do wiktoriańskiej Anglii, po to by przy okazji odbyć też podróż do Paryża, Hannoweru a nawet zahaczyć o Indie. To te miejsca przemierzają...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-16
John Steinbeck jest uważany za jednego z najważniejszych pisarzy amerykańskich. W swojej twórczości poruszał przede wszystkim problemy społeczne nękające Amerykę początku XX wieku. Pokazywał ludzi z ich problemami, trudami, słabościami ale i radościami i zaletami. Po latach pracy twórczej, w 1960 roku, stwierdził, że zbytnio odsunął się od tych, których opisuje. Zaczął zastanawiać się, nad tym czy rzeczywiście zna kraj, o którym pisze. Te wątpliwości sprowokowały wielką wyprawę Steinbecka przez Stany Zjednoczone Ameryki. Jego jedynymi towarzyszami są pudel - tytułowy Charley i przerobiony kamper - Rosynant.
Tygodnie osamotnienia są dla pisarza dobrym czasem aby móc zastanowić się nad kondycją ludzkości. Obserwuje wnikliwie mijane miejsca, spotyka i rozmawia z ludźmi. Zwraca uwagę na pozornie nieistotne niuanse charakteryzujące mieszkańców poszczególnych stanów. Czasem pisze z rozbrajającym sarkazmem o sobie, Charleyu i przemierzanej drodze, czasem jest to pełna podziwu relacja z kolejnych mijanych miejsc, kończy gorzką refleksją na temat podziałów społecznych i rasizmu.
Steinbeck wyruszył w swoją wielką podróż ponad sześćdziesiąt lat temu aby ,,uczyć się ludzi". Ale czy ludzie aż tak bardzo się zmienili? Gdyby ktoś zdecydował się na podróż przed współczesną Polskę spotkałby większość opisanych przez Steinbecka typów. Zetknął by się z ludźmi otwartymi, gościnnymi, zamkniętymi w sobie, przegranymi, poszukującymi własnej drogi, spotkałby ludzi niechętnie patrzących na obcych, dumnych, upartych, burkliwych ale pomocnych, ignoranckich konofałów i wielu, wielu innych. Może i zmienił się otaczający świat ale my - ludzkość nadal pozostajemy tacy sami.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/podroze-z-charleyem-john-steinbeck.html
John Steinbeck jest uważany za jednego z najważniejszych pisarzy amerykańskich. W swojej twórczości poruszał przede wszystkim problemy społeczne nękające Amerykę początku XX wieku. Pokazywał ludzi z ich problemami, trudami, słabościami ale i radościami i zaletami. Po latach pracy twórczej, w 1960 roku, stwierdził, że zbytnio odsunął się od tych, których opisuje. Zaczął...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-12
Książka pani Moniki wydana została w kwietniu, zaś w maju tego roku zmarł generał Jaruzelski. Patrząc na tę publikację z takiej perspektywy to przede wszystkim próba córki pogodzenia się i przygotowania do nieuchronnie zbliżającej się śmierci ojca. Próbuje ona przeprowadzić ostatnie ważne rozmowy, przypomina sobie anegdoty z życia rodzinnego, czy stara się uporządkować myśli siedząc przy szpitalnym łóżku chorego rodzica.
Autorka próbuje w książce uciec od polityki. Ale chyba w przypadku takiego bohatera jakim jest Wojciech Jaruzelski nie da się tego zrobić. Nie chcę rozpatrywać tego pod kątem czy Monika wybiela czy nie wybiela ojca. Ja i moja rodzina, nie mamy żadnych negatywnych skojarzeń ze stanem wojennym - na wsi, gdzieś na południu Polski, życie biegło normalnie. Nie mogę generała i jego decyzji oceniać bo nie mam wystarczającej wiedzy, a rzucanie oskarżeń dlatego że wszyscy to robią nie przemawia do mnie. Generał Jaruzelski był postacią kontrowersyjną i taką pozostanie. Co nie oznacza, że Monika Jaruzelska nie ma prawa widzieć w nim ojca - kulturalnego, oczytanego, czasem nieobecnego ale w pewien sposób cały czas czuwającego nad córką i martwiącego się o nią i decyzje jakie podejmuje w życiu.
Tak jak ,,Towarzyszka Panienka" także ,,Rodzina" napisana jest w formie krótkich anegdotek. O ile w pierwszej części były to raczej pogodne, dobre i czasem ważne wspomnienia - tutaj pojawia się ton refleksji, zadumy. Niektóre notatki są bardzo prywatne, wręcz intymne.
Czy polecam? Szczerze mówiąc nie wiem. Może warto sięgnąć aby przekonać się, że każdy medal ma swoją drugą stronę.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/rodzina-monika-jaruzelska.html
Książka pani Moniki wydana została w kwietniu, zaś w maju tego roku zmarł generał Jaruzelski. Patrząc na tę publikację z takiej perspektywy to przede wszystkim próba córki pogodzenia się i przygotowania do nieuchronnie zbliżającej się śmierci ojca. Próbuje ona przeprowadzić ostatnie ważne rozmowy, przypomina sobie anegdoty z życia rodzinnego, czy stara się uporządkować...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-11
Zabierałam się do tej książki zdecydowanie wolniej niż to jest u mnie normalne. Czytanie też szło mi dużo wolniej. Nie było to jednak spowodowane tym, że książka jest kiepska. Raczej tym, że miałam świadomość, że jak skończę to będę musiała rozstać się z chłopakami. Starałam się jak najdłużej to możliwe przedłużać pobyt razem z nimi.
Fabularnie, wracamy razem z Sethem nad zatokę w Marylandzie po 18 latach od momentu w którym zakończył sie trzeci tom. Razem z nim wkraczamy do kuchni Anny i mamy wrażenie, że czas .. się zatrzymał. No może nie do końca. Bohaterowie się postarzeli, mają dorosłe dzieci, rokręcili prężnie funkcjonującą firmę ale pod tym nadal pozostali ciepłymi, kochającymi ludźmi znającymi siłę miłości, braterstwa, wzajemnej troski i współpracy.
Oczywiście, Seth też spotka wyjątkową kobietę, zakocha się, pojawią się problemy. Ale to trzeba przeczytać. Nie będę opowiadać.
Czytałam powieść Nory Roberts najczęściej w drodze do i z pracy. I chyba musiałam śmiesznie wyglądać jak śmiałam się do książki. W wielu momentach widziałam swoich braci, oni tak samo mówią, dokuczają sobie ale i zawsze wspierają się nawzajem. Może nie jest to jakaś wybitna pozycja ale wnosi wiele ciepła, sympatii i choćby dlatego warto po nią sięgnąć.
Zabierałam się do tej książki zdecydowanie wolniej niż to jest u mnie normalne. Czytanie też szło mi dużo wolniej. Nie było to jednak spowodowane tym, że książka jest kiepska. Raczej tym, że miałam świadomość, że jak skończę to będę musiała rozstać się z chłopakami. Starałam się jak najdłużej to możliwe przedłużać pobyt razem z nimi.
Fabularnie, wracamy razem z Sethem nad...
2014-11-08
Historia Carla Gastaldiego zaczyna się latem 1935. Ma szesnaście lat, po raz pierwszy jest zakochany. Razem z ukochaną dokonuje sensacyjnego okrycia, mogącego mieć ogromne znaczenie dla losów faszystowskich Włoch. Wszystko to prowadzi do zdarzeń, które na zawsze zmienią jego życie.
Dzieje Carla podzielone są na trzy części: o ile pierwszą czytałam z zapartym tchem, niecierpliwie przewracając strony i obserwując rozwój zdarzeń to po przejściu do drugiej bardzo się buntowałam. Tak nagle wszystko wcześniejsze zostało odcięte. Ktoś podjął decyzję i nagle rzeczywistość uległa zmianie. Miałam ochotę potrząsnąć, tylko nie wiem kim - autorem czy narratorem, i zapytać co z resztą postaci? Dlaczego? Dopiero przejście do trzeciej części przyniosło odpowiedzi. Jak dla mnie jest ona trochę za krótka, za szybko i łatwo przechodzi się do finału.
Książka niewątpliwie posiada pewien urok. Tak jak nasz szesnastoletni bohater dopiero uczymy się patrzeć na świat, dostrzegać jego szare strony, dostosowywać się do zmian. Wszystko to dobrze się czyta. Akcja płynnie przechodzi przez miejsca i okresy. We mnie jej lektura wywołała całą gamę emocji - a nie zawsze się to zdarza. Dodatkowym plusem - przynajmniej polskiego wydania - jest piękna okładka.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/ciao-bella-jean-pierre-cabanes.html
Historia Carla Gastaldiego zaczyna się latem 1935. Ma szesnaście lat, po raz pierwszy jest zakochany. Razem z ukochaną dokonuje sensacyjnego okrycia, mogącego mieć ogromne znaczenie dla losów faszystowskich Włoch. Wszystko to prowadzi do zdarzeń, które na zawsze zmienią jego życie.
Dzieje Carla podzielone są na trzy części: o ile pierwszą czytałam z zapartym tchem,...
2014-11-05
,,Każda ofiara złożona w walce o nasz święty cel będzie osądzona przez przyszły rząd w sposób sprawiedliwy, a imiona naszych bohaterów będą brzmiały w historycznej epopei przyszłych pokoleń, tak jak dziś brzmią nazwiska powstańców z ubiegłego stulecia. Niech dzieci i wnuki [...] wymawiają nasze imiona z dumą i szacunkiem, niech służą im drogowskazem do osiągnięcia celu patriotycznego w krytycznej chwili narodu i kraju" (Płk Władysław Żwański ,,Błekit" w rozkazie do żołnierzy)
Przyznaję, że zawsze interesowałam się historią, zdawałam nawet rozszerzoną maturę z tego przedmiotu. Jednak moja wiedza na temat tej karty naszych dziejów jest zerowa. Nie zdawałam sobie sprawy jak długo i z pełnym poświęceniem toczyła się walka o naszą niepodległość, nawet po formalnym zakończeniu II wojny światowej.
Książka ta stanowi zbiór: notatek, listów, rozkazów, artykułów z prasy czy nawet wyjątków z prywatnych dzienników. Wszystko to buduje wstrząsający obraz walki, poświęcenia i cierpienia. Nie da się chyba napisać bardziej autentycznej książki.
Na pewno jest to bardzo ważna pozycja, naświetlająca pewien okres, który władze komunistyczne chciały usunąć z naszej narodowej pamięci, tworząc otoczkę bezprawia i bandytyzmu. Cieszę się, że dane było mi z nią zapoznać. Jest to fragment historii, o którym nie wolno zapomnieć. Cześć Bohaterom!
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/wykleci-podziemnie-zbrojne-1944-1963.html
,,Każda ofiara złożona w walce o nasz święty cel będzie osądzona przez przyszły rząd w sposób sprawiedliwy, a imiona naszych bohaterów będą brzmiały w historycznej epopei przyszłych pokoleń, tak jak dziś brzmią nazwiska powstańców z ubiegłego stulecia. Niech dzieci i wnuki [...] wymawiają nasze imiona z dumą i szacunkiem, niech służą im drogowskazem do osiągnięcia celu...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-02
Ten weekend jest dla mnie weekendem ,,kończenia książek". Przyznaję, że posiadam bardzo niedobry nawyk czytania kilku pozycji na raz. A że czytam absolutnie wszędzie i na różne sposoby (bo zarówno na komputerze, komórce, w wersji papierowej w domu, autobusie, stojąc w kolejce) to zawsze trochę się tego nazbiera.
Książka ,,Małżeńska fuzja" była moją książką autobusową. Dlaczego? Bo idealnie nadawała się do tego celu. Zacznę od strony graficznej - moja książka do czytania w trakcie podróży musi mieć stosunkowo dużą czcionkę oraz nie za dużą objętość. Zdecydowanie mniej się wtedy wzrok męczy.
Fabuła też idealna: mało skomplikowana historia dwojga ludzi - Julietty i Sawyera, zmuszonych przez nadgorliwą mamę do małżeństwa. Od początku wiemy jak to się skończy, ba nawet możemy bez pudła określić przebieg zdarzeń. Schemat jaki wykorzystała autorka spotykany jest dosyć często. Na plus zdecydowanie lekki styl pisarstwa pani Probst, który czyta się całkiem przyjemnie, spora dawka humoru oraz całkiem sympatyczne postacie.
Wprost idealna książka do czytania w autobusie - można przerwać w dowolnym momencie, odłożyć na dłużej a gdy później do niej się wraca doskonale orientuje się w fabule.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/mazenska-fuzja-jennifer-probst.html
Ten weekend jest dla mnie weekendem ,,kończenia książek". Przyznaję, że posiadam bardzo niedobry nawyk czytania kilku pozycji na raz. A że czytam absolutnie wszędzie i na różne sposoby (bo zarówno na komputerze, komórce, w wersji papierowej w domu, autobusie, stojąc w kolejce) to zawsze trochę się tego nazbiera.
Książka ,,Małżeńska fuzja" była moją książką autobusową....
2014-10-31
Wstrząsający raport prezesa fundacji Voice of Tibet na temat sytuacji w Tybecie oraz łamania praw człowieka i wolności słowa w Chinach. Autor przede wszystkim koncentruje się na działalności kierowanej przez siebie fundacji. Prowadzi ona radiostację próbująca przekazywać do Chin i Tybetu obiektywne, prawdziwe i nieskażone partyjną propagandą informacje. Niestety, nadawany przez nią program jest zagłuszany przez władze chińskie a słuchaczom grożą surowe represje.
Książka ta ma na celu przybliżenie przeciętnemu czytelnikowi sytuacji w tym regionie, zwrócenie jego uwagi na jego problemy, uwrażliwienie na ogromne cierpienie narodu tybetańskiego oraz pokazanie, że nadal w XXI wieku istnieją reżimy uniemożliwiające swobodny dostęp do wiedzy i informacji.
Wstrząsający raport prezesa fundacji Voice of Tibet na temat sytuacji w Tybecie oraz łamania praw człowieka i wolności słowa w Chinach. Autor przede wszystkim koncentruje się na działalności kierowanej przez siebie fundacji. Prowadzi ona radiostację próbująca przekazywać do Chin i Tybetu obiektywne, prawdziwe i nieskażone partyjną propagandą informacje. Niestety, nadawany...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-01
Śledztwo w sprawie seryjnego mordercy bez wyspecjalizowanej ekipy, bez dokładnej analizy laboratoryjnej? Obecnie, gdy jesteśmy zalewani filmami i serialami kryminalnymi, wydaje nam się to nierealne. Podświadomie wyczekujemy na pojawienie się śledczy zbierających najmniejszy okruch, ślad odciska palca i dokładnie go badających.
Zupełnie inaczej wyglądało to trochę ponad sto lat temu. Brygady śledcze dopiero się formowały, daktyloskopia nie istniała, nie mówiąc już o precyzyjnym zabezpieczaniu dowodów. I właśnie w takim świecie prowadzi swoje pierwsze londyńskie śledztwo inspektor Day. Już na wstępie ma trudne zadanie - znalezienie zabójcy policjantów w mieście, które nadal żyje w strachu po nie tak odległych zabójstwach Kuby Rozpruwacza.
Od początku wiemy kim jest morderca, śledzimy zarówno jego poczynania, jak i działania policjantów. Mamy i błędne tropy, chwile zwątpienia śledczych, dodatkowe przeszkody i wątki pozornie odciągające od wątku głównego. Wszystko jednak płynnie zmierza do finału.
Książka na prawdę dobra, gdy się już zacznie ją czytać nie sposób się oderwać. Będę wypatrywać niecierpliwie kolejnych tomów z serii.
Śledztwo w sprawie seryjnego mordercy bez wyspecjalizowanej ekipy, bez dokładnej analizy laboratoryjnej? Obecnie, gdy jesteśmy zalewani filmami i serialami kryminalnymi, wydaje nam się to nierealne. Podświadomie wyczekujemy na pojawienie się śledczy zbierających najmniejszy okruch, ślad odciska palca i dokładnie go badających.
Zupełnie inaczej wyglądało to trochę ponad sto...
2014-10-28
Szczerze, za takie potraktowanie rodziny Borgiów to autorce można krzywdę zrobić. Wg niej kardynał to podstarzały, nieszkodliwy intrygant, któremu wydaje się, że jest potężny ale jakoś nie widać tego. Cesare to typowy amerykański ,,golden boy" tak słodki i idealny że zęby bolą, próbujący udawać mrocznego. Zaś Lukrecja to wścibska małolata. Totalne wybielenie i wygładzenie dynastii, która trzęsła całym Rzymem. Zniknęła demoniczność, przebiegłość, bezwzględność, mistrzostwo w snuciu intryg - wszystko to co zawsze jest podkreślane. W zamian dołożono główną bohaterkę a zarazem narratorkę, która w porównaniu z pozostałymi postaciami jest nad wyraz inteligentna, sprytna i praktycznie wykonuje całą robotę za resztę. Oprócz tego jest irytująca i przemądrzała. Bardzo lubię książki historyczne ale takie gdzie autor traktuje czytelnika jako inteligentnego partnera. Tutaj tego nie ma - wszystko narratorka musi nam tłumaczyć, jakby nie było oczywiste, że akcja rozgrywa się pod koniec XV wieku a nie w XXI.
Sama fabuła może i by uszła w tłumie, ot taka historyjka na popołudnie i do zapomnienia ale w kontekście wszystkiego nie polecam.
Szczerze, za takie potraktowanie rodziny Borgiów to autorce można krzywdę zrobić. Wg niej kardynał to podstarzały, nieszkodliwy intrygant, któremu wydaje się, że jest potężny ale jakoś nie widać tego. Cesare to typowy amerykański ,,golden boy" tak słodki i idealny że zęby bolą, próbujący udawać mrocznego. Zaś Lukrecja to wścibska małolata. Totalne wybielenie i wygładzenie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-23
Trudno mi jest ocenić tę książkę. Z jednej strony ma to co lubię: niespieszną gawędę, urok orientu, trochę tajemnicy ale z drugiej denerwuje ciągle zmieniająca się narracja, kolejna pojawiająca się postać. Nie czyta się to zbyt łatwo, trzeba cały czas się przestawiać.
Główny wątek jest bardzo piękny i bardzo wzruszający. Udowadnia, że warto wierzyć i poszukiwać. Sama wolałabym inne zakończenie ale rozumiem dlaczego autor wybrał akurat takie rozwiązanie.
Trudno mi jest ocenić tę książkę. Z jednej strony ma to co lubię: niespieszną gawędę, urok orientu, trochę tajemnicy ale z drugiej denerwuje ciągle zmieniająca się narracja, kolejna pojawiająca się postać. Nie czyta się to zbyt łatwo, trzeba cały czas się przestawiać.
Główny wątek jest bardzo piękny i bardzo wzruszający. Udowadnia, że warto wierzyć i poszukiwać. Sama...
Przyznaję, że w trakcie czytania miałam kilka chwil zwątpienia gdy chciałam odłożyć książkę na bok i nigdy do niej nie wracać. A wszystko spowodowane było tym, że nie udało mi się uniknąć spoilerów zalewających internet. Po części wiedziałam czego mogę się spodziewać w tej części. Przeczytałam jednak. I cóż? Mam ochotę podejść do pana Martina i powiedzieć mu: ,,Chrzań się!". Kolejne śmierci nie są już tak zaskakujące i wstrząsające jak śmierć Neda czy Robba. Teraz już chyba z pewnym przyzwyczajeniem na to patrzę i staram się nie przywiązywać do postaci bo za chwilkę znikną.
Na pewno ta część jest dużo lepsza niż pierwsza cześć ,,Tańca ze smokami". Postacie trochę się ogarnęły i zaczęły walczyć o swoje. Cóż różnie im to wychodzi ale przynajmniej nie czekają już na znak z nieba. Jak zawsze na koniec tomu, sytuacja zostaje totalnie odwrócona. Nic nie jest takie jak było i nikt nie pozostaje bezpieczny. Ręce swędzą aby sięgnąć po kolejny tom a tu pustka... Pozostaje tylko cierpliwość i nadzieją, że Martin zaskoczy wszystkich i szybko wyda ,,Wichry zimy".
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/12/taniec-ze-smokami-cz2-george-rr-martin.html
Przyznaję, że w trakcie czytania miałam kilka chwil zwątpienia gdy chciałam odłożyć książkę na bok i nigdy do niej nie wracać. A wszystko spowodowane było tym, że nie udało mi się uniknąć spoilerów zalewających internet. Po części wiedziałam czego mogę się spodziewać w tej części. Przeczytałam jednak. I cóż? Mam ochotę podejść do pana Martina i powiedzieć mu: ,,Chrzań...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to