-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel5
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2023-09-21
2022-01-14
Pierwszy raz czytałam ,,Przeminęło z wiatrem" gdy miałam 18 lat. Byłam świeżo po maturze, tuż przed rozpoczęciem studiów. Naiwna, romantyczna dziewczynka, która w opowieści dostrzegła tylko wzruszającą opowieść o miłości. Przez wiele lat tak właśnie patrzyłam na tę powieść - dramatyczny trójkąt miłosny - Scarlett kocha Ashleya, Rhett kocha Scarlett a jeszcze gdzieś na boku kręci się biedna Melania. I oczywiście to wszystko rozgrywa się w trakcie szalejącej wojny secesyjnej. O jakże byłam naiwna i jak bardzo spłyciłam całą historię.
Gdy czytałam dziś ,,Przeminęło z wiatrem" (16 lat później) to uderzyło mnie już od pierwszych stron jak uniwersalna i bogata w szczegóły jest historia, a wątek romansowy można by pominąć. To opowieść o różnej sile kobiet, o ich determinacji. O różnych postawach i reakcjach na szalejące dookoła zło i pożogę. Nie można mówić tylko o Scarlett. Ona sama byłaby samolubną, upartą kombinatorką. Dopiero zestawienie jest z innymi kobietami pokazuje jak bardzo skomplikowana i złożona jest to postać. Najlepiej jednak wypada w kontraście do Melanii. Bo to one dwie wyznaczają drogę i sterują wszystkimi pozostałymi bohaterami. Spokojna Melania i dynamiczna Scarlett - przeciwieństwa, które wzajemnie się uzupełniają i dopełniają. Zupełnie dwie różne postacie, które łączy jedno - umieją się dostosować do zmieniającego się świata. Podczas gdy Scarlett wydziera to co chce, bezczelnie i zdecydowanie, Melania zachowuje spokój i z dostojeństwem Madonny, sama sobie tego nie uświadamia, że także manipuluje otoczeniem by zapewnić rodzinie to co najlepsze.
Powieść Margaret Mitchell to także opowieść o przemijaniu i zmianach. I tego symbolami są mężczyźni. Przegrany Ashley i bogaty Rhett. Ich paradoksem jest to, że obaj zdają sobie sprawę z końca świata, w którym się wychowali i który znają. Rhett widzi korzyści i wyciska życie jak cytrynę. Spekuluje, manewruje pomiędzy zwaśnionymi stronami najwięcej jednak zyskując sam dla siebie. Ashley się poddaje. Nie umie znaleźć sobie miejsca. Jest tylko cieniem dawnej świetlności i duchem krążącym po świecie, którego nie zna, nie rozumie i na którym nawet nie chce pozostać.
Chyba nie da się pominąć wątków rasistowskich. Spojrzenie na Afroamerykanów w powieści jest dokładnie takie jakie było społeczeństwo w tamtym okresie. Mitchell pięknie punktuje hipokryzję mieszkańców Północy jak również poczucie wyższości Południa. Dużo mówi o Stanach zarówno w XIX wieku, podziałach społecznych, dumie, głupocie. Jak w lustrze odbijają się ludzkie wady i zalety.
Cieszę się, że przeczytałam ,,Przeminęło wiatrem" teraz, gdy mam wrażenie, że do niego dorosłam. Nie zachwycam się już Scarlett, chyba bliższa jest mi Melania. Scarlett jest mi raczej szkoda. Bo to tragiczna postać, która umiała upaść, po ty powstać i wdrapać się na szczyt ale nie dostrzegła ile ofiar ją to kosztowało, tak że zwycięstwo ma tak naprawdę smak goryczy. Zostawiła za sobą pas spalonej ziemi, odtrąciła to co najważniejsze i dopiero gdy została sama na placu boju zrozumiała, kto był jej wsparciem, sojusznikiem, siła. Ale wtedy jest już za późno.
Pierwszy raz czytałam ,,Przeminęło z wiatrem" gdy miałam 18 lat. Byłam świeżo po maturze, tuż przed rozpoczęciem studiów. Naiwna, romantyczna dziewczynka, która w opowieści dostrzegła tylko wzruszającą opowieść o miłości. Przez wiele lat tak właśnie patrzyłam na tę powieść - dramatyczny trójkąt miłosny - Scarlett kocha Ashleya, Rhett kocha Scarlett a jeszcze gdzieś na boku...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-14
Nie ma już karczmy przy rynku, stary kościółek spłonął w 1992 roku, stare chatynki już dawno rozebrane i zapomniane, cichy cmentarz opiekuje się żoną i córką i tylko drewniany domek przypomina, że był i mieszkał Władysław Orkan. Bacznie obserwował, dumał i zapisywał. To dzięki niemu znowu do głosu dochodzą niewidoczni, zapomniani górale gorczańscy.
,,Komornicy" to zaledwie miniaturowa powieść, która opisuje biedę i cierpienie górali. Nie bazuje na schemacie konfliktu między chłopem a panem ale wchodzi głębiej i naświetla wewnętrzne podziały wśród najuboższych. Bo i tam są lepsi i gorsi. I o ile ten obraz jest ważny ale trochę już nieaktualny to dużo bogatsza jest warstwa charakterologiczna. Wzory zachowań, sposoby myślenia są uniwersalne i stałe. Wychodzą na wierzch małostkowość, zazdrość, głupota, chciwość, brak zrozumienia dla inności. To samo widać w pozostałych opowiadaniach.
Dla mnie jednak najważniejszy był obraz okolic, w których się wychowałam. Obraz sprzed prawie 100 lat. To jak wiele się zmieniło i jak wiele pozostało takie same. Wiele problemów zostało i choć w innej formie nadal są obecne. Władysław Orkan umiał dać temu wyraz. Chociaż ciężko się obecnie go czyta, przede wszystkim na bardzo mocną stylizację gwarową to gdy się już zacznie nie można się oderwać. Wiem, że jest to wybór nieoczywisty i nietypowy ale warty uwagi.
Nie ma już karczmy przy rynku, stary kościółek spłonął w 1992 roku, stare chatynki już dawno rozebrane i zapomniane, cichy cmentarz opiekuje się żoną i córką i tylko drewniany domek przypomina, że był i mieszkał Władysław Orkan. Bacznie obserwował, dumał i zapisywał. To dzięki niemu znowu do głosu dochodzą niewidoczni, zapomniani górale gorczańscy.
,,Komornicy" to...
2015-01-03
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że jest to książka na którą nie ma miejsca obecnie. Bo i po co i gdzie? Nie jest to żaden krzykliwy bestseller, bulwersująca nowość, nie napisał jej kontrowersyjny pisarz, nie ma wampirów, demonów, seksu. Jest tylko jeden wiejski ksiądz i jego parafia, gdzieś na Nizinie Padeńskiej. Powie ktoś, że temat konfliktu proboszcza z wójtem jest oklepany. Mamy swoje ,,Ranczo" i to wystarczy, po co jeszcze książka i to napisana prawie 70 lat temu. Fakt, może i temat oklepany ale warto sięgnąć i zagłębić się w te króciutkie opowiadania.
Don Camillo nie jest stereotypowym duchownym, wybuchowy, uparty, czasem nadgorliwy w swych działaniach. Jednak jego wiara i troska o parafian są ogromne i potrafią przewyższyć wszelkie wady. Jego parafianie to też nie są spokojne owieczki - uparci, twardzi, nie dający sobie w kaszę dmuchać.
Wszystkie opowiadania napisane są z przymrużeniem oka, nie oznacza to jednak że są to śmieszne, lekkie anegdotki. Wiele porusza ważne, nawet współcześnie, problemy. Pozornie lekki ton sprawia, że jakoś bardziej docierają do świadomości i zmuszają do refleksji. Wartko sięgnąć, bo to przede wszystkim książka o ludziach dla ludzi.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2015/01/don-camillo-i-jego-trzodka-guareschi.html
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że jest to książka na którą nie ma miejsca obecnie. Bo i po co i gdzie? Nie jest to żaden krzykliwy bestseller, bulwersująca nowość, nie napisał jej kontrowersyjny pisarz, nie ma wampirów, demonów, seksu. Jest tylko jeden wiejski ksiądz i jego parafia, gdzieś na Nizinie Padeńskiej. Powie ktoś, że temat konfliktu proboszcza z wójtem...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-12
Do życia i osoby Tandi Jo Reese najlepiej pasuje powiedzenie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Niby stara się, chce dobrze ale .. no właśnie, zawsze coś idzie nie tak. A to niewłaściwy facet, niewłaściwe miejsce, niewłaściwy czas. Fakt, ma za sobą bardzo trudne doświadczenia: rodzice porzucili ją i jej siostrę, tułała się po rodzinach zastępczych, potem ciąża w bardzo młodym wieku, wypadek, uzależnienie od leków, traumatyczny związek z mężczyzną a na koniec samotne macierzyństwo i próby utrzymania rodziny. Aż tu nagle wydaje jej się, że wreszcie w jej życiu pojawił się pierwszy promień słońca. Wydaje jej się, że nareszcie spotkała idealnego faceta: przystojny, wysportowany surfer - wręcz spełnienie marzeń nastolatki. Nie widzi jednak, że za fasadą piękna kryje się samolubny, egoistyczny, wieczny chłopiec dla którego życie to wieczna zabawa a praca to obowiązek narzucony przez rodziców.
Tandi zajęta ratowaniem ,,idealnego" związku nie zauważa tego co dzieje się z jej dziećmi: 14-letnią córką i 9-letnim synem. Nie dostrzega ich problemów. Tego, że to jej córka wychowuje jej syna. Nie wie jak jej dzieci spędzają wolny czas.
Przełom w życiu kobiety następuje gdy dostaje zlecenie uporządkowania domu niedawno zmarłej sąsiadki, Ioli Anne Poole. W szafie znajduje osiemdziesiąt pudełek z modlitwami dokumentującymi życie starszej pani. Skrywają one wiele tajemnic, sekretów, wspomnień dobrych i złych, bolesnych i radosnych. Postać kobiety, która wyłania się z listów staje się dla Tandi przewodnikiem i drogowskazem. Pokazuje jak za pomocą maleńkich gestów można zmienić swoje życie.
Nie wiem jak Wy ale ja mam alergię na słowo ,,motywacyjne". Gdy przeczyłam, że autorka znana jest ze swoich książek motywacyjnych bardzo sceptycznie podeszłam do tej powieści. Wydawało mi się, że wszystko będzie hurraoptymistyczne, łatwe i bardzo odrealnione. Nic bardziej mylnego. Książka niesie w sobie ogromny ładunek optymizmu i pomaga uwierzyć w siebie oraz innych ale nie udowadnia że wszystko od razu musi się udać.Pokazuje zarówno dobre jak i złe strony życia. Uczy jednak, że trzeba czasem otworzyć się na potrzeby innych, rozglądnąć się, zrobić pierwszy mały gest a potem już może wszystko jakoś powoli pójdzie. Tak jak Tandi na pewno będę wracać do niektórych wskazówek wyczytanych w listach Ioli. Polecam gorąco.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/12/pudeko-na-modlitwy-lisa-wingate.html
Do życia i osoby Tandi Jo Reese najlepiej pasuje powiedzenie, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Niby stara się, chce dobrze ale .. no właśnie, zawsze coś idzie nie tak. A to niewłaściwy facet, niewłaściwe miejsce, niewłaściwy czas. Fakt, ma za sobą bardzo trudne doświadczenia: rodzice porzucili ją i jej siostrę, tułała się po rodzinach zastępczych, potem ciąża w...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-16
John Steinbeck jest uważany za jednego z najważniejszych pisarzy amerykańskich. W swojej twórczości poruszał przede wszystkim problemy społeczne nękające Amerykę początku XX wieku. Pokazywał ludzi z ich problemami, trudami, słabościami ale i radościami i zaletami. Po latach pracy twórczej, w 1960 roku, stwierdził, że zbytnio odsunął się od tych, których opisuje. Zaczął zastanawiać się, nad tym czy rzeczywiście zna kraj, o którym pisze. Te wątpliwości sprowokowały wielką wyprawę Steinbecka przez Stany Zjednoczone Ameryki. Jego jedynymi towarzyszami są pudel - tytułowy Charley i przerobiony kamper - Rosynant.
Tygodnie osamotnienia są dla pisarza dobrym czasem aby móc zastanowić się nad kondycją ludzkości. Obserwuje wnikliwie mijane miejsca, spotyka i rozmawia z ludźmi. Zwraca uwagę na pozornie nieistotne niuanse charakteryzujące mieszkańców poszczególnych stanów. Czasem pisze z rozbrajającym sarkazmem o sobie, Charleyu i przemierzanej drodze, czasem jest to pełna podziwu relacja z kolejnych mijanych miejsc, kończy gorzką refleksją na temat podziałów społecznych i rasizmu.
Steinbeck wyruszył w swoją wielką podróż ponad sześćdziesiąt lat temu aby ,,uczyć się ludzi". Ale czy ludzie aż tak bardzo się zmienili? Gdyby ktoś zdecydował się na podróż przed współczesną Polskę spotkałby większość opisanych przez Steinbecka typów. Zetknął by się z ludźmi otwartymi, gościnnymi, zamkniętymi w sobie, przegranymi, poszukującymi własnej drogi, spotkałby ludzi niechętnie patrzących na obcych, dumnych, upartych, burkliwych ale pomocnych, ignoranckich konofałów i wielu, wielu innych. Może i zmienił się otaczający świat ale my - ludzkość nadal pozostajemy tacy sami.
http://podkoldra-deana.blogspot.com/2014/11/podroze-z-charleyem-john-steinbeck.html
John Steinbeck jest uważany za jednego z najważniejszych pisarzy amerykańskich. W swojej twórczości poruszał przede wszystkim problemy społeczne nękające Amerykę początku XX wieku. Pokazywał ludzi z ich problemami, trudami, słabościami ale i radościami i zaletami. Po latach pracy twórczej, w 1960 roku, stwierdził, że zbytnio odsunął się od tych, których opisuje. Zaczął...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-31
Azja Centralna: Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny zachodnie. Umie ktoś o nich coś konkretnego powiedzieć? Znalazłabym je na mapie ale nie potrafiłabym nic o nich opowiedzieć, z niczym mi się nie kojarzą. Czytając książkę ,,Zjadłem Marco Polo" widać to NIC, ale jakże dużo ono zawiera. Ta ,,pustka" jest pełna niesamowitych widoków, ludzi do których zachodnia cywilizacja jeszcze w pełni nie dotarła, dróg ledwo tylko wytyczonych. Jakże inny świat od tego który znamy z naszych ulic. Krzysztof Samborski przemierza go motocyklem, udowadniając czym różni się podróżnik od turysty.
Taka trochę słodko-gorzka opowieść o świecie, który może już wkrótce zniknąć.Zaduma nad tym, co my Europejczycy bezpowrotnie straciliśmy. Polecam!
Azja Centralna: Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny zachodnie. Umie ktoś o nich coś konkretnego powiedzieć? Znalazłabym je na mapie ale nie potrafiłabym nic o nich opowiedzieć, z niczym mi się nie kojarzą. Czytając książkę ,,Zjadłem Marco Polo" widać to NIC, ale jakże dużo ono zawiera. Ta ,,pustka" jest pełna niesamowitych widoków, ludzi do których zachodnia...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-05
Książka, która w swej wymowie nie traci nic na aktualności. Tessa w swej nieznajomości świata i dobroci może denerwować. Z każdej strony jest wykorzystywana, uciskana a mimo trwa, naiwnie wierząc, że los się odmieni. Jak w innych powieściach naturalistycznych to nie ma szans dobrze się skończyć.
Urzekły mnie opisy, bardzo szczegółowe, realistyczne, momentami surowe ale nie pozbawione pewnej wrażliwości i poetyczności.
Książka, która w swej wymowie nie traci nic na aktualności. Tessa w swej nieznajomości świata i dobroci może denerwować. Z każdej strony jest wykorzystywana, uciskana a mimo trwa, naiwnie wierząc, że los się odmieni. Jak w innych powieściach naturalistycznych to nie ma szans dobrze się skończyć.
Urzekły mnie opisy, bardzo szczegółowe, realistyczne, momentami surowe ale nie...
2014-07-30
Byłam i chyba na zawsze pozostanę Małyszomanką (cóż, data urodzenia zobowiązuje :) i fanką skoków narciarskich. Dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po autobiografię jego największego rywala. Sven Hannawald nigdy nie należał do szczególnie lubianych w Polsce skoczków. Wydawał się arogancki, antypatyczny, przekonany o własnej wyższości. Kolejne strony książki pokazują zupełnie inny obraz człowieka. Człowieka, zbyt wcześnie wrzuconego w tryby sportu wyczynowego, trochę zagubionego, nie radzącego sobie z przyjmowaniem sukcesów, perfekcjonisty.
Bardzo cieszę się, że przeczytałam tę książkę. Sven nie próbuje się wybielić (cóż, tylko w Polsce był antybohaterem, w Niemczech był gwiazdą), stara się na swoim przykładzie pokazać czym jest wypalenie, jak ciężka i długotrwała może być z nim walka i w ten sposób pomóc innym. Wypalenie może dopaść każdego, nie tylko wybitnych sportowców.
Już nie będę miała okazji kibicować Hannawaldowi jako skoczkowi (choć przyznam się, że raz na złość rodzinie i znajomym trzymałam za niego kciuki i skończyło się to ustanowieniem rekordu w Zakopanem) ale będę z sympatią wspominać jego udział w najgorętszym okresie Małyszomanii :)
Byłam i chyba na zawsze pozostanę Małyszomanką (cóż, data urodzenia zobowiązuje :) i fanką skoków narciarskich. Dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po autobiografię jego największego rywala. Sven Hannawald nigdy nie należał do szczególnie lubianych w Polsce skoczków. Wydawał się arogancki, antypatyczny, przekonany o własnej wyższości. Kolejne strony książki pokazują...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-27
Dotychczas pokutował we mnie stereotypowy obraz Chin, jako państwa komunistycznego, szarego, smutnego, wypełnionego fabrykami gdzie produkuje się tanie podróbki zalewające Europę. Po lekturze książki ,,Niebo w kolorze indygo" jest mi trochę wstyd. Chiny tutaj zaprezentowane to niesamowite wieloetniczne społeczeństwo, obdarzone bogatą kulturą. Kraj Środka przestawiony jest z perspektywy małych wiosek i wsi. Są on one barwne, ciekawe i wcale nie aż tak bardzo inne od naszych, polskich. Autorka ciekawie opowiada o historii, zwyczajach ale przede wszystkim o ludziach, których spotyka. Zwraca uwagę na najważniejsze problemy z jakimi boryka się kraj. Robi to jednak w formie zachęcającej do refleksji ale nie zniechęcającej.
Gorąco zachęcam do lektury, szczególnie, że jej dodatkowym atutem są piękne zdjęcia.
Dotychczas pokutował we mnie stereotypowy obraz Chin, jako państwa komunistycznego, szarego, smutnego, wypełnionego fabrykami gdzie produkuje się tanie podróbki zalewające Europę. Po lekturze książki ,,Niebo w kolorze indygo" jest mi trochę wstyd. Chiny tutaj zaprezentowane to niesamowite wieloetniczne społeczeństwo, obdarzone bogatą kulturą. Kraj Środka przestawiony jest z...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-16
Kiedyś, w trakcie studiów, miałam przedmiot ,,Historia książki". Tam poznałam dokładnie dzieje powstawania książek i druku, dlatego z ciekawością sięgnęłam po tę powieść opowiadającą o początkach druku w Europie. Kolonia u schyłku średniowiecza to niesamowite miasto. Mamy tutaj walkę o władzę na najwyższych szczeblach, ludzi ogarniętych pasją, młodych zakochanych, tajemnice i sekrety.
Oczywiście, 99% akcji to fikcja literacka ale pasjonująca i wciągająca. Kolejne kartki same się przewracają i koniec następuje zdecydowanie zbyt szybko.
Kiedyś, w trakcie studiów, miałam przedmiot ,,Historia książki". Tam poznałam dokładnie dzieje powstawania książek i druku, dlatego z ciekawością sięgnęłam po tę powieść opowiadającą o początkach druku w Europie. Kolonia u schyłku średniowiecza to niesamowite miasto. Mamy tutaj walkę o władzę na najwyższych szczeblach, ludzi ogarniętych pasją, młodych zakochanych, tajemnice...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-12
Uroczy tomik poświęcony szczęściu. W trakcie jego czytania buzia sama się uśmiecha. Na pewno nie raz będę do niego wracać.
Uroczy tomik poświęcony szczęściu. W trakcie jego czytania buzia sama się uśmiecha. Na pewno nie raz będę do niego wracać.
Pokaż mimo to2014-07-10
Czytając tą książkę kilka razy odkładałam ją na bok i powtarzałam sobie: Nie da się, to nie USA! Nie ma tanich mieszkań, nie ma ropy! Ale później brałam ją znowu i czytałam dalej. Jasne, nie jest to przewodnik jak szybko się wzbogacić. Jest to bardziej bodziec do innego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość finansową. Pomaga zrozumieć pewne zachodzące zjawiska, wskazuje ścieżkę oderwania się od starego ładu i pokazuje możliwość budowania swojego miejsca w nowym. Nie jest to łatwa lektura, ale zachęcam do sięgnięcia.
Czytając tą książkę kilka razy odkładałam ją na bok i powtarzałam sobie: Nie da się, to nie USA! Nie ma tanich mieszkań, nie ma ropy! Ale później brałam ją znowu i czytałam dalej. Jasne, nie jest to przewodnik jak szybko się wzbogacić. Jest to bardziej bodziec do innego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość finansową. Pomaga zrozumieć pewne zachodzące zjawiska,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-25
Był rok 2000, miałam 12 lat kiedy po raz pierwszy usłyszałam Bon Jovi. Potem bardzo długo chodziłam za rodzicami żeby kupili mi (jeszcze wtedy!) kasetę ,,Crush". Nie myślałam, że tak zaczyna się moja najdłuższa i najlepsza przygoda muzyczna. BJ towarzyszy mi zawsze, nie wyobrażam sobie sytuacji kiedy nie mam pod ręką którejś z płyt czy choćby ulubionych kawałków.
Sięgnięcie po ten album było wisienką na torcie. Cudownie było siąść, słuchać najlepszych kawałków, czytać wywiad i podziwiać rewelacyjne zdjęcia. Przyznam, że nie interesuje mnie specjalnie ich prywatne życie ale czytanie o historii zespołu, ich wizji jego przyszłości, o tworzeniu piosenek, które nucą pokolenia, życiu w trasie i wzajemnych relacjach między ,,chłopakami" było niesamowitym przeżyciem.
Bardzo się cieszę, że album ,,Bon Jovi. Kiedy byliśmy piękni" wpadł mi w ręce. Obowiązkowa pozycja dla każdego fana.
p.s. Tak przy okazji, zachęcam do dzielenia się ulubionymi piosenkami.
Bon Jovi ,,This ain't a love song" http://www.youtube.com/watch?v=-nlDy6h-v9c
Był rok 2000, miałam 12 lat kiedy po raz pierwszy usłyszałam Bon Jovi. Potem bardzo długo chodziłam za rodzicami żeby kupili mi (jeszcze wtedy!) kasetę ,,Crush". Nie myślałam, że tak zaczyna się moja najdłuższa i najlepsza przygoda muzyczna. BJ towarzyszy mi zawsze, nie wyobrażam sobie sytuacji kiedy nie mam pod ręką którejś z płyt czy choćby ulubionych kawałków....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-05
Bardzo lubię prozę Iana McEwana, jednak jest to chyba jedyny pisarz, do którego, paradoksalnie, ciężko mi się zabrać. Jego książki muszą odleżeć swoje na półce zanim je otworzę a potem pochłaniam w rekordowym tempie. Tak samo było i w przypadku ,,Słodkiej przynęty".
Jest to powieść osadzona w latach siedemdziesiątych XX wieku w Wielkiej Brytanii. Na jej kartach wzajemnie przenikają się świat literatury i szpiegostwa. Mamy tam do czynienia zarówno z traktatem literackim jak i opowieścią o rozterkach moralnych agentki wplątanej w związek uczuciowy z początkującym pisarzem.
Dochodząc do końca byłam pewna, że wiem jak się to wszystko zakończy. McEwan jednak potrafił mnie zaskoczyć i cóż... muszę stwierdzić, że jego zakończenie jest dużo lepsze.
Bardzo lubię prozę Iana McEwana, jednak jest to chyba jedyny pisarz, do którego, paradoksalnie, ciężko mi się zabrać. Jego książki muszą odleżeć swoje na półce zanim je otworzę a potem pochłaniam w rekordowym tempie. Tak samo było i w przypadku ,,Słodkiej przynęty".
Jest to powieść osadzona w latach siedemdziesiątych XX wieku w Wielkiej Brytanii. Na jej kartach wzajemnie...
2014-04-14
Tuwim był dla mnie przede wszystkim autorem wierszy dla dzieci, na których się wychowałam. W liceum ,,kazali" przeczytać ,,Wiosna (dytyramb)" ale moje pokolenie nie szokował, nie budził emocji. Na studiach usłyszałam ,,DO prostego człowieka" w wykonaniu zespołu Akurat i o ile utwór ten jest jednym z moich ulubionych, to długo nie wiązałam go z osobą poety.
Książka Mariusza Urbanka próbuje pokazać całą złożoność osoby Tuwima. Prezentuje go nie tylko jako genialnego poetę, satyryka, bibliofila, szperacza osobliwości, redaktora, Polaka, Żyda ale przede wszystkim jako człowieka, próbującego żyć w zgodzie ze swoimi ideałami w trudnych okresach naszej historii. Człowieka, starającego się pomagać innym. Człowieka, walczącego ze swoimi słabościami oraz z niesprawiedliwymi i krzywdzącymi opiniami innych.
Warto sięgnąć i bliżej zapoznać się bliżej z tym, który był określany ,,Księciem poetów polskich". Przy okazji można się zdziwić jak wiele znamy cytatów Tuwima, które na stałe weszły do naszego słownictwa i kultury.
Tuwim był dla mnie przede wszystkim autorem wierszy dla dzieci, na których się wychowałam. W liceum ,,kazali" przeczytać ,,Wiosna (dytyramb)" ale moje pokolenie nie szokował, nie budził emocji. Na studiach usłyszałam ,,DO prostego człowieka" w wykonaniu zespołu Akurat i o ile utwór ten jest jednym z moich ulubionych, to długo nie wiązałam go z osobą poety.
Książka Mariusza...
2014-04-03
Fascynująca książka. Czytając cześć poświęconą Piastom, miałam wrażenie, że George R.R. Martin skopiował naszą historię do ,,Gry o Tron" (np. Rob Stark mógłby być ,,kalką" dziejów syna Bolesława Śmiałego). A to zaledwie początek. Przykłady zdarzeń, które byłyby świetną podstawą dla książki czy filmu można mnożyć. Szkoda tylko, że tak mało wiemy o własnej przeszłości dlatego tym większe uznanie należy się p.Sławomirowi, że potrafi ją przybliżać w ciekawy sposób.
Fascynująca książka. Czytając cześć poświęconą Piastom, miałam wrażenie, że George R.R. Martin skopiował naszą historię do ,,Gry o Tron" (np. Rob Stark mógłby być ,,kalką" dziejów syna Bolesława Śmiałego). A to zaledwie początek. Przykłady zdarzeń, które byłyby świetną podstawą dla książki czy filmu można mnożyć. Szkoda tylko, że tak mało wiemy o własnej przeszłości dlatego...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-08-24
2011-08-05
Dawno nie czytałam tak poruszającej książki. Mogłabym wiele powiedzieć ale równocześnie zniszczyłabym całą przyjemność (?) jej czytania. Cały czas nasuwa się porównanie do biblijnego Hioba. Nieustannie przewija się pytanie o sens i cel cierpienia, o to ile człowiek musi przetrwać aby móc zachować własną godność i poczucie człowieczeństwa. Paradoksalnie powieść pokazuje też jak łatwo zniszczyć samego siebie próbując walczyć w imieniu źle pojętych wartości. Gorąco polecam!
Dawno nie czytałam tak poruszającej książki. Mogłabym wiele powiedzieć ale równocześnie zniszczyłabym całą przyjemność (?) jej czytania. Cały czas nasuwa się porównanie do biblijnego Hioba. Nieustannie przewija się pytanie o sens i cel cierpienia, o to ile człowiek musi przetrwać aby móc zachować własną godność i poczucie człowieczeństwa. Paradoksalnie powieść pokazuje też...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-05
Alberto Manguel to postać nietuzinkowa. Wybitny tłumacz, antropolog, eseista a przede wszystkim bibliofil. O swojej miłości do książek opowiadał nie raz, a najlepszym dla tego hołdem jest jego książka ,,Moja historia czytania". Tam przeprowadza czytelnika przez cały proces czytania, pokazuje jego złożoność, rozkłada go na czynniki pierwsze. Teraz mamy do czynienia ze swoistym domknięciem.
Manguel po latach mieszkania we Francji przeprowadza się za ocean. Ta ogromna zmiana życiowa dla wiecznego nomady staje się punktem wyjścia do snucia kolejnej refleksji o książkach, bibliotece i tym wszystkim co ze sobą niosą. Manguel właśnie we Francji w przerobionej stodole stworzył wyjątkową bibliotekę. Tam gromadził wszystkie ważne dla siebie książki. Proces ich pakowania, likwidacja biblioteki tak pieczołowicie budowanej i tworzonej staje się czymś więcej. Pisarz odbiera to znacznie głębiej. Zaczyna snuć opowieść o tym czym dla niego są książki, dopasowuje je do różnych etapów swojego życia oraz próbuje wyjaśnić swoją bibliofilię. Całość eseju nabiera formy intymnego rozważania o znaczeniu książek, bibliotek, literatur oraz o nieuniknionych stratach, które wiążą się z nimi wiążą.
,,Tracenie nie jest wcale takie złe, bo uczy cię cieszyć się nie tym, co masz, ale tym, co pamiętasz. Trzeba się przyzwyczajać do utraty."
,,Pożegnanie z biblioteką" to esej, który trzeba przeczytać i trzeba poczuć. Pokazuje piękno książek, treści w nich zawartych, znaczeniu jakie literatura nadaje życiu. Mówi o słowach, kontekstach, znaczeniach w tak piękny sposób, że chce się tym delektować. Dla Manguela każda książka czy słownik to wyprawa w zupełnie nowy świat i to właśnie chce dalej przekazywać. Dla niego spakowanie swojej biblioteki do pudeł to wydarzenie o ogromnym znaczeniu, wyznaczające cezurę całemu dalszemu życiu. Zamyka etap, zmienia znaczenie i wyzwala refleksję. Wibruje emocjami, które zna każdy prawdziwy czytelnik i bibliofil. Że książki mają ogromne znaczenie i są ważną częścią życia! Polecam!
Alberto Manguel to postać nietuzinkowa. Wybitny tłumacz, antropolog, eseista a przede wszystkim bibliofil. O swojej miłości do książek opowiadał nie raz, a najlepszym dla tego hołdem jest jego książka ,,Moja historia czytania". Tam przeprowadza czytelnika przez cały proces czytania, pokazuje jego złożoność, rozkłada go na czynniki pierwsze. Teraz mamy do czynienia ze...
więcej Pokaż mimo to