Rocznik ’80, z wykształcenia doktor nauk biologicznych, aktualnie tłumaczka i autorka fantastyki. W dorobku ma ponad dwadzieścia opowiadań opublikowanych w czasopismach i antologiach, zbiory opowiadań „Między otchłanią a morzem” (2004) i „Po stronie mroku” (2012),trzytomowy cykl dark fantasy „Teatr węży” oraz powieść „Olga i osty” (2016). Od 2011 r. kieruje działem literackim magazynu internetowego „Esensja”. Nominowana do nagród: Nautilus (2003),Nagroda Literacka im. Jerzego Żuławskiego (2017),Nagroda im. Janusza A. Zajdla (2017) i dwukrotnie do Śląkfy w kategorii Twórca Roku (2013, 2016). Kocha góry i koty.
Różne historie, tak jak różne są autorki. Jak to antologie opowiadania jedne gorsze, drugie lepsze. Część autorek znam z innych dzieł, ale staram się nie patrzeć na nie przez pryzmat innych opowieści. Każde opowiadanie pokrótce bym opisała:
1. Kisiel. Lekkie, przyjemne, trzymające w napięciu z dramatycznym końcem. Dawało nieco dziecięcej radości, poucza że w każdej baśni jest ziarno prawdy.
2. Janusz. Nijakie, sci-fi, troszkę wylew emocjonalny. Główna bohaterka ma hard ducha do końca.
3. Białołęcka. Humorystyczna apokalipsa, niezbyt drastyczna, świetna główna bohaterka, chciałoby się o tym całą książkę. Zdobyła moje serduszko i uśmiech.
4. Kubasiewicz. Ciekawa historia, wciągająca, w napięciu trzymająca, ale dziwnym językiem napisana.
5. Zielińska. Historia opisana oczami dziecka. Historia zranionego dziecka. Stopniowo czujemy powód jej odrzucenia przez świat. Zakończenie zmroziło mi serce.
6. Hrycyszyn. Bardzo chaotyczna opowieść. Spodobał mi się motyw urwanego listu i startych słów. Cała historia średnio się klei, za dużo zdarzeń za mało miejsca. Wykreowana opowieść i świat byłaby dobra w formie osobnej książki.
7. Jadowska. Ponownie powala swoją dawką humoru. Zemsta smakuje najlepiej na zimno i to ze szczyptą szaleństwa powoduje że pokochałam to opowiadanie. Mimo że przeskoki czasu są tu duże akcja świetnie się trzymała trzonu. Prosta w zrozumieniu z dawką sarkazmu i masą humoru zdobyła moje serce.
8. Kańtoch. Opowiadanie w formie listu. Dużo nijakich wypowiedzi. Nic się z tego nie wywnioskowało. Nie wiadomo kto jest głównym złym charakterem. Bohaterka walczyła o swój hard ducha ale nic z tego nie wyszło. Nie trafiło do mnie wcale.
9. Raduchowska. Świetnie zaplanowana historia. Wciągająca akcja. Pełna rozterek i emocjonująca. Po prostu wciągnęło do końca.
10. Wójtowicz. Dużo humoru, ciekawy świat. Miłe opowiadanko, ale nieco zbyt płytko opisane. Co jakiś czas jakby brakowało połączenia między scenami. Jest jak wspaniały sen, który umyka nad ranem i pamięta się ogół bez szczegółów.
11. Hałas. Długie, rozbudowane, poruszające. Po prostu piękne. Sci-fi przeplatane scenami z historii dziejów. Historie mierzenia się ze śmiercią teraz i w czasach naszych przodków. Nie lubię takich historii, ale ta zdobyła moje serce, a bohaterowie pokazali hard ducha.
12. Nieznaj. Chaotyczne sci-fi. Brakuje w niej kilku elementów z racji zbyt krótkiego opisania świata. Główny motyw jest niejasny aż do ostatnich akapitów.
Mimo wszystko ta antologia jako całość podobała mi się i wciągnęła mnie.
Szykowałam się na tę antologię, jak na magiczną przygodę. Taką w typie baśni: trzech królewiczów, harda dziewczyna zaklęta w łabędzia i zły czarownik zjedzony przez myszy za karę - jak na opowieść trochę piękną, trochę straszną, ale na pewno urzekającą, choć prostą. Pełną folkloru. Z dobrem zwyciężającym mrok.
No i.. rozczarowałam się.
Owszem, były tam ze trzy świetne opowiadania, ale reszta.. przeciętna. I przede wszystkim: były to głównie historie... Właśnie historie, a nie baśnie.
Pominąwszy jeden, czy dwa utwory, gdzie ktoś faktycznie pokusił się o research i sprawdził, czym charakteryzuje się powyższy gatunek (a następnie zastosował i uratował całą antologię),to najbliżej baśni stały te powiastki, gdzie ktoś pokusił się o ich re-telling. Ale to było tak, jakby człowiek chciał coca colę, a dostał polo cocktę. Trzymając się wątku kulinarnego: czasem to wyszło (jak w opowieści o Kapturku) i autor serwował czytelnikowi całą ekstrawagancką ucztę opartą na dekonstrukcji popularnego dania, a czasem biedny czytelnik dostawał po prostu udziwnionego, kilka razy odgrzewanego schaboszczaka.
Dziwna to była przygoda, choć potrzebna - mam dość antologii na najbliższe pół roku.