Jeżeli sięgnąć po Cypkina, to - poza fantastyczną konstrukcją zdań-rzek - choćby ze względu na Dostojewskiego, który, choć zawsze zaraz za swoją małżonką, bryluje w tej powieści. Jego charakter sprytnie przedstawiono za pomocą wzajemnie się wykluczających antagonizmów, dzięki którym nie sposób do końca ni szanować Fiodora, ni pogardzić nim - a był, jeśli zaufamy gorączkowej wizji "Lata", człowiekiem rzeczywiście kroczącym na granicy geniuszu i egocentrycznego szaleństwa. Z panią Sontag i jej przekonaniu o wadze niedługiego dzieła przemilczanego Rosjanina w światowej literaturze ubiegłego wieku byłbym jednak w stanie polemizować.
Napisanie tu czegokolwiek na temat tej książki nie będzie ani oryginalne, ani nijak nie doda jej splendoru. Susan Sontag powiedziała już wystarczająco dużo i dobitnie, a ja trwam w stuporze nad językiem powieści (brawo dla tłumacza, Roberta Papieskiego!),jej konstrukcją, pokładami emocji i wzruszeń, jakie Cypkin potrafił wydobyć i wyczarować; nad głębią empatii narratora i autora... I nachodzi mnie taka refleksja, że 95% tytułów aktualnie reklamowanych jako 'arcydzieła', 'najlepsze książki roku', itp. to chłam i popłuczyny, które nie powinny się ukazać (jak "Małe życie", po lekturze którego jestem świeżo i co wymagało solidnego dawki odtrutki literackiej),gdy porównać je z czymś tak skromnym i głębokim jak 'Lato w Baden' - które, dzięki Bogu, przywróciło mi wiarę w literaturę.