-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-30
2024-03-24
„Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy”.
To ostatnie zdanie dramatu zrobiło na mnie wrażenie. No i Filip klęka, i wraca do dworskiej formy.
A Iwona? Prawie nie mówi nic, prawie nie robi nic, „jest w niej jakaś niedomoga organiczna”, a mimo to nokautuje dworskich pozerów i udawaczy. Krępuje, dekoncentruje, wyprowadza z równowagi i komplikuje uformowane, do tej pory, życie dworskie. I wcale nie jest intrygantką! Ona, jedyna, nie udaje. Jest przyziemną, zwyczajną i bardzo przeciętną postacią, ale właśnie poprzez brak „formy” burzy pozorny dworski ład i porządek. To modelowa persona non grata. „Jej biologiczna dekompozycja rodzi niebezpieczne skojarzenia, nasuwa każdemu na myśl własne lub cudze braki i defekty”.
Z trzech napisanych przez Gombrowicza dramatów (pomijając niedokończoną „Historię”) „Iwona…” jest najstarsza i według mnie, niestety, najsłabsza. Akcja dramatu, poszczególne sceny i perypetie sklecone są dość nijako, nieudolnie i jakby przypadkowo. Myślę, że nadrzędnym atutem tego tekstu jest gombrowiczowska ironia i słowo oraz trafne pokazanie relacji międzyludzkich — jak na siebie wpływamy, jak się na sobie wzorujemy, jak na siebie oddziałujemy — czyli to, co Gombrowicz lubił najbardziej. Najbliżej „Iwonie…” do farsy i groteski, chociaż czuć w niej także szekspirowskiego ducha, bo ten nóż w ręku Filipa przed pokojem Iwony, ten kosz trzymany przez Cyryla. I te tajemnice, i spiski prowadzące do tragicznego finału, wywołanego wręcz na zamówienie.
Dla mnie „Iwona…” nie jest mistrzostwem gatunku, ale jej siła tkwi w przekazie. I, jak w przypadku każdego z dramatów Gombrowicza, warto obejrzeć spektakl, bo dopiero wtedy tekst nabiera znaczenia.
WYZWANIE CZYTELNICZE III 2024
Przeczytam książkę literackiego patrona z lat 2020 - 2024
„Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy”.
To ostatnie zdanie dramatu zrobiło na mnie wrażenie. No i Filip klęka, i wraca do dworskiej formy.
A Iwona? Prawie nie mówi nic, prawie nie robi nic, „jest w niej jakaś niedomoga organiczna”, a mimo to nokautuje dworskich pozerów i udawaczy. Krępuje, dekoncentruje, wyprowadza z równowagi i komplikuje uformowane, do tej...
2024-03-27
„Bal w operze” sam wpadł mi dzisiaj w ręce, a że to „krócizna”, to naprawdę zajął mi tylko jedną pustą chwilę. Czytałam go już nie raz i nie dwa, a i tak największe wrażenie zrobił na mnie bardzo dawno temu, gdy oglądałam inscenizację na jego podstawie, w Teatrze Muzycznym w Gdyni, w wykonaniu Teatru Muzycznego z Wrocławia. Wtedy też, najbardziej przemówiła do mnie apokaliptyczna wymowa „Balu…” i chyba wówczas dotarł do mnie jego przerażający sens.
Mistrzowska wirtuozeria słowa Tuwima za każdym razem mnie onieśmiela. Nieodmiennie zaś wzbudza obrzydzenie, zarazem przyciągając do siebie jak magnes, gargantuiczna część czwarta:
„Przy bufecie – żłopanina,
parskanina, mlaskanina,
Burbon z młodym Rastakowskim
Serpentynę flaków wcina,
Na talerzu Donny Diany
Ryczy wół zamordowany…”.
Warto przeczytać. Ku przestrodze i ku opamiętaniu.
I jeszcze poniżej inne próbki maestrii słowa i znaczenia.
„Na żelaznym balkonie
Łbem na dół wisi zając,
Łąkę przewróconą
Jeszcze oglądając”.
*****************
„Adiutanci poczynań i działań, i dziejów,
Atakują Verdun, atakują Pociejów,
Płyną na Celebes transatlantykiem
I płyną rynsztokiem ulicy Dzikiej.
Bułka – grosz,
Wojna – miliard:
Cyk!
Buch!
Zgierz:
Asyria.
„Silni jednością,
Silni wolą,
Czuj
Duch”:
IDE
OLO”.
„Bal w operze” sam wpadł mi dzisiaj w ręce, a że to „krócizna”, to naprawdę zajął mi tylko jedną pustą chwilę. Czytałam go już nie raz i nie dwa, a i tak największe wrażenie zrobił na mnie bardzo dawno temu, gdy oglądałam inscenizację na jego podstawie, w Teatrze Muzycznym w Gdyni, w wykonaniu Teatru Muzycznego z Wrocławia. Wtedy też, najbardziej przemówiła do mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-06
Grodzieńska i Jurandot, czyli tytułowe ni psy, ni wydry i ich wczesne teksty.
Zbiorek otwierają przedwojenne, klimatyczne i niedzisiejsze, ale urocze piosenki i ballady Jurandota, między innymi ta „O pani Wiśniewskiej”.
W kolejnym rozdziale Stefania G. przedstawia zabawne scenki i sytuacje – z życia wzięte. Świetny był obyczajowy obrazek z tużpowojennej Łodzi, gdy trudno było w tym mieście gdziekolwiek trafić, ponieważ każda napotkana osoba nie potrafiła wskazać właściwej drogi, ponieważ była z… Warszawy.
Dalej przeczytamy pisane na gorąco teksty Jurandota z września 1939 i jego wiersz - „Żołnierzu – Panienko” będący upamiętnieniem młodszej siostry autora - Zosi, która zginęła w powstaniu. Z tych utworów najbardziej wzrusza mnie „Piosenka o wieżyczce z zegarem”. Potem jest jeszcze kilka jego powojennych, zabawnych, satyrycznych tekstów i dialogów.
Tomik zamykają, według Grodzieńskiej, jej najlepsze satyryczne opowiadania i historyjki, z najbliższym mojemu sercu tekstem pt. „Z pamiętnika grafomanki”. 🤭
Mister Oizo, dziękuję za wytyczenie właściwego kierunku i udostępnienie tekstu. 😊
Grodzieńska i Jurandot, czyli tytułowe ni psy, ni wydry i ich wczesne teksty.
Zbiorek otwierają przedwojenne, klimatyczne i niedzisiejsze, ale urocze piosenki i ballady Jurandota, między innymi ta „O pani Wiśniewskiej”.
W kolejnym rozdziale Stefania G. przedstawia zabawne scenki i sytuacje – z życia wzięte. Świetny był obyczajowy obrazek z tużpowojennej Łodzi, gdy trudno...
2024-02-06
Nie od dziś Stefan Wiechecki rozbraja mnie humorem zawartym w obyczajowych scenkach rodem spod Kercelaka i z warszawskich ulic, głównie Targówka i Szmulowizny, a także, a może przede wszystkim, bawi swoim językiem, dzięki któremu te obrazki nabierają właściwego tylko sobie życia. A gdy jeszcze te historie przedstawia i relacjonuje Jan Kobuszewski, to wszystkie smutki – precz!
Nie zrozumie tego nigdy ten, kto Wiecha nie czytał, nie słyszał i o zgrozo, nie zna. Dlatego poniżej próbka.
Życzę śmiesznego 😊
Fragmenty z „Dmuchnij pan w balonik”
„W celu powiększenia bezpieczeństwa samochodowego w Warszawie podczas karnawału będą lada dzień zaprowadzone tak zwane próbne baloniki. Cóż to mianowicie są za baloniki? Jak donosi prasa, cała maszyneria, wynalazku dwóch młodych krakowskich doktorów, składa się z rurki szklanej wypełnionej dwiema warstwami mielonego szkła i zakończonej balonikiem koloru żółtopomarańczowego o pojemności około litra.
Otóż więc, jak w te rurkie dmucha małe dziecko albo nawet dorosły mężczyzna, któren od paru dni kieliszka wódki nie widział, balonik zachowuje się przyzwoicie i nie zmienia koloru. Ale o wiele przystawiemy go do ust warszawskiemu szoferowi i każemy mu chuchać, balonik natychmiastowo zaczyna nam wykazywać, ile było kolejek.
Przy średniej ilości tylko pół balonika z pomarańczowego zamienia się na zielonkawy, jeżeli natomiast nadużycie było znaczniejsze, balon przybiera kolor szczypiorku. Powyżej litra pęka z hukiem. Wynalazek ten jest niezmiernie doniosły i może nareszcie, jak się to mówi, położy kres. Bo do tej pory badanie szoferaków na te okoliczność było faktycznie mocno utrudnione. Jeżeli się rozchodzi o starożytny sposób za pomocą zwyczajnego chuchu, to nie był on nigdy na sto procent pewny. Mieliśmy co prawda w naszej milicji wybitnych specjalistów, którzy po jednem chuchnięciu mogli postawić następującą diagnozje:
„Dwie setki czystej, korniszonek, znowuż dwie setki, jajeczko, duże jasne z wianuszkiem. Wynik ogólny—podgazowany”.
(…)
Drugiem znowuż sposobem był egzamin z wymowy. Brało się takiego podejrzanego o ankoholizm kierowcę i kazało mu się prędko powiedzieć te słowa: „Drabina z powyłamywanymi szczeblami”. „Drabinę” nawet najwięcej zabalsamowany kizior wymówił bez błędu, ale na „szczeblach” już letko tylko podkropiony facet leżał bezapelacyjnie. Wychodziło mu albo „pomywowyłanymi”, albo „połamywałami” albo jeszcze gorzej. No i rzecz jasna, że zamykali go z miejsca. Jednakowoż trafiali się przytomniaki, że nie tylko drabinę, ale wiersze niejakiego Przybosia pod największym gazem deklamowali bez najmniejszego feleru.
Totyż musiem się cieszyć, że dzięki tem młodem doktorom będziemy mogli chodzić po Warszawie bez narażenia życia pod samochodem, nawet osobiście znajdując się coś niecoś pod muchą.
(…)
Takie sprawdzanie szoferów przez milicje w sobotni wieczór karnawałowy będzie wyglądało jak masowa impreza uliczna „Expressu Wieczornego” pod tytułem „Dmuchnij pan w balonik” z łaskawem udziałem fonkcjonariuszy wydziału ruchu kołowego”.
Nie od dziś Stefan Wiechecki rozbraja mnie humorem zawartym w obyczajowych scenkach rodem spod Kercelaka i z warszawskich ulic, głównie Targówka i Szmulowizny, a także, a może przede wszystkim, bawi swoim językiem, dzięki któremu te obrazki nabierają właściwego tylko sobie życia. A gdy jeszcze te historie przedstawia i relacjonuje Jan Kobuszewski, to wszystkie smutki –...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-20
Wittlin, mimo iż w latach dwudziestych XX wieku napisał swoją wersję dziejów Gilgamesza, zrobił to w bardzo młodopolskim duchu. Bazował nie na oryginalnym „tekście” z tabliczek, ale na jednej z niemieckich adaptacji literackich eposu.
Jest to trudny i wymagający sporej koncentracji utwór.
Wariacji na temat Gilgamesza w wykonaniu Józefa Wittlina wysłuchałam.
Zdecydowanie jednak w zrozumieniu treści i wyłonieniu z niej językowego „powabu” pomógł mi tekst uprzedniej lektury „Eposu o Gilgameszu” tłumaczonego bezpośrednio z języka akadyjskiego przez Krystynę Łyczkowską.
Moja metoda na zgłębienie przygód tego skądinąd historycznego bohatera, jego przyjaźni z Enkidu i opisu drogi w poszukiwaniu nieśmiertelności polegała na tym, że najpierw czytałam treść jednej tabliczki w tłumaczeniu Łyczkowskiej, a potem słuchałam tego fragmentu w przekształceniu Wittlina.
I to spowodowało może nie zachwyt, ale docenienie tego, że ten utwór może się podobać.
Mnie, może ze względu na mało sprzyjający okres na prace badawcze, trochę ta lektura umęczyła, ale dała też sporo satysfakcji.
Wittlin, mimo iż w latach dwudziestych XX wieku napisał swoją wersję dziejów Gilgamesza, zrobił to w bardzo młodopolskim duchu. Bazował nie na oryginalnym „tekście” z tabliczek, ale na jednej z niemieckich adaptacji literackich eposu.
Jest to trudny i wymagający sporej koncentracji utwór.
Wariacji na temat Gilgamesza w wykonaniu Józefa Wittlina wysłuchałam....
2023-12-07
Oszczędny i surowy styl Hemingwaya plus beznamiętna interpretacja lektora spowodowały, że na początku trochę wiało nudą. Potem, w okolicach środka, zrobiło się ciekawiej, by jeszcze przed zakończeniem znowu obniżyć loty.
Koniec dobry, chociaż właśnie takiego można było się spodziewać.
Wojna, ta przykra konieczność, której nikt nie lubi i nie chce w niej brać udziału, ciągle trwa, ale więcej się o niej opowiada niż w niej uczestniczy. Bohaterowie nie widzą jej końca. Ta niewiadoma, te zmiany pozycji wojsk, odwroty, przemarsze, ciągle nie dają definitywnej odpowiedzi, kiedy nastąpi upragniony koniec. Nie chodzi nawet o wygraną, tylko właśnie o koniec.
Wątek miłosny został ciekawie poprowadzony, chociaż czasami miałam wrażenie, że Catherine i Frederick nie żyją naprawdę, tylko odgrywają swoje role w teatrze. Fatalne dialogi. A uległa i nadskakująca Frederickowi Catherine, nadużywająca wyznań w stylu: jesteś cudowny, jesteś wspaniały, odpocznij, etc. jest męcząca i pretensjonalna. I według mnie mało wiarygodna, akurat w tych momentach.
Zdecydowanie wolałam motyw wojenny.
Dwa zdania zapadły mi w pamięć, chociaż to drugie, wyrwane z kontekstu trochę traci.
„Życiem nie jest trudno kierować, kiedy człowiek nie ma nic do stracenia”.
„Pamiętałem Catherine, ale oszalałbym, gdybym o niej myślał”.
Podsumowując. Ta książka to swoista sinusoida i długo wahałam się jak ją ocenić. Ostatecznie stawiam mocną szóstkę z plusem.
WYZWANIE CZYTELNICZE XII 2023
Przeczytam książkę, która ukazała się w roku 2023 pod patronatem lubimyczytac.pl
Oszczędny i surowy styl Hemingwaya plus beznamiętna interpretacja lektora spowodowały, że na początku trochę wiało nudą. Potem, w okolicach środka, zrobiło się ciekawiej, by jeszcze przed zakończeniem znowu obniżyć loty.
Koniec dobry, chociaż właśnie takiego można było się spodziewać.
Wojna, ta przykra konieczność, której nikt nie lubi i nie chce w niej brać udziału,...
2023-09-14
Z połączenia realizmu, groteski i fantastyki wyłania się „nienormalna normalność” i to w niej trzeba szukać trwałych wartości i odniesień sensu ludzkiego życia, by przetrwać.
Niemożliwe, może stać się możliwe.
Jaka będzie tego cena?
I czy ostatecznie zatriumfuje prawda, dobro i braterstwo?
Najważniejsze jednak, by mieć odwagę być sobą.
I moja ulubiona postać - Małgorzata, która „miała słabość do ludzi będących mistrzami w swym fachu”.
Dzieło absolutnie ponadczasowe, uniwersalne i genialne w prowokowaniu różnych odczytań, bo to nie tylko to, że „romantyczny bunt przeciwko konwencjom staje się protestem przeciw zniewoleniu przez totalitarną rzeczywistość”.
Gdyby dla odmiany ktoś chciał tego arcydzieła Bułhakowa posłuchać, gorąco namawiam do wysłuchania wspaniałej superprodukcji Audioteki, w której możemy usłyszeć głosy między innymi: Magdaleny Różczki, Andrzeja Chyry, Jerzego Radziwiłłowicza, Krzysztofa Tyńca, Krzysztofa Wakulińskiego, Mariusza Bonaszewskiego i wielu innych wspaniałych polskich autorów.
Przeczytane w 2000 i 2023
Z połączenia realizmu, groteski i fantastyki wyłania się „nienormalna normalność” i to w niej trzeba szukać trwałych wartości i odniesień sensu ludzkiego życia, by przetrwać.
Niemożliwe, może stać się możliwe.
Jaka będzie tego cena?
I czy ostatecznie zatriumfuje prawda, dobro i braterstwo?
Najważniejsze jednak, by mieć odwagę być sobą.
I moja ulubiona postać -...
2023-11-10
Ale jaja!
Z powodzeniem tak można byłoby podsumować to groteskowe opowiadanie Bułhakowa. Jest to i powiastka science – fiction, i parodia kryminału, i satyra na porewolucyjną Moskwę zarazem.
To przecież rewolucja zrodziła „gady”, które wymknęły się spod kontroli i tylko cud może ocalić ludzkość przed ich inwazją.
Rozbawiły mnie, wieloznaczne, tytuły gazet: „Czerwony Ognik”, „Czerwony Pieprz”, „Czerwony Tygodnik”, „Czerwony Prożektor”, „Czerwona Moskwa Wieczorna”, „Czerwony Bojownik”.
Tak naprawdę, to wszystko zaczęło się od czerwonego… promienia.
Mimo że to zupełnie nie moje literackie rejony, warto było poznać profesora Piersikowa i jego nieziemskie perypetie.
Ale jaja!
Z powodzeniem tak można byłoby podsumować to groteskowe opowiadanie Bułhakowa. Jest to i powiastka science – fiction, i parodia kryminału, i satyra na porewolucyjną Moskwę zarazem.
To przecież rewolucja zrodziła „gady”, które wymknęły się spod kontroli i tylko cud może ocalić ludzkość przed ich inwazją.
Rozbawiły mnie, wieloznaczne, tytuły gazet: „Czerwony...
2023-08-20
„Wiele razy w ciągu tej nocy niosłem swój własny ciężar na grzbiecie” - tak pisał Kafka w swoim dzienniku po napisaniu „Wyroku”.
Ten jego prywatny balast można poczuć i w pozostałych opowiadaniach, których wspólnym mianownikiem jest przede wszystkim nieznośny ciężar bytu.
Największe wrażenie zrobiły na mnie „Kolonia karna”, „Lekarz wiejski” i tytułowy „Wyrok”.
„Wiele razy w ciągu tej nocy niosłem swój własny ciężar na grzbiecie” - tak pisał Kafka w swoim dzienniku po napisaniu „Wyroku”.
Ten jego prywatny balast można poczuć i w pozostałych opowiadaniach, których wspólnym mianownikiem jest przede wszystkim nieznośny ciężar bytu.
Największe wrażenie zrobiły na mnie „Kolonia karna”, „Lekarz wiejski” i tytułowy „Wyrok”.
2023-09-15
Wstrząsająca lektura.
Czytając Kafkę zawsze mam wrażenie, że wykreowani przez niego bohaterowie nie mają siły by walczyć o siebie i swoje prawo do bycia tak po ludzku szczęśliwymi. Autor wymyśla im coraz dziwaczniejsze rodzaje udręk, którymi krzyczą i wołają ludzkość o pomoc, ale świat ma ich gdzieś.
I również w tym opowiadaniu tytułowy Głodomór chce pokazać i udowodnić wszystkim swoją wartość.
Na próżno.
Ostatecznie nikogo to nie obchodzi.
I znowu, po przeczytaniu czułam straszną bezsilność.
Wstrząsająca lektura.
Czytając Kafkę zawsze mam wrażenie, że wykreowani przez niego bohaterowie nie mają siły by walczyć o siebie i swoje prawo do bycia tak po ludzku szczęśliwymi. Autor wymyśla im coraz dziwaczniejsze rodzaje udręk, którymi krzyczą i wołają ludzkość o pomoc, ale świat ma ich gdzieś.
I również w tym opowiadaniu tytułowy Głodomór chce pokazać i udowodnić...
2023-09-15
Opowiadanie dość przytłaczające i sprawiające wrażenie, że jest o sprawach nieważnych, mało istotnych, jakichś psich przemyśleniach.
Jest to jednak rodzaj filozoficznej gawędy o młodości i starości, rozwoju nauki, własnych talentach i predyspozycjach.
A gdzieś w głębokim cieniu i w tle tych dociekań czai się jak zawsze świadomość niskiego poczucia własnej wartości.
Opowiadanie dość przytłaczające i sprawiające wrażenie, że jest o sprawach nieważnych, mało istotnych, jakichś psich przemyśleniach.
Jest to jednak rodzaj filozoficznej gawędy o młodości i starości, rozwoju nauki, własnych talentach i predyspozycjach.
A gdzieś w głębokim cieniu i w tle tych dociekań czai się jak zawsze świadomość niskiego poczucia własnej wartości.
2023-05-16
Ta niewielka książeczka to swego rodzaju przewodnik po międzywojennym Lwowie. Wraz z bohaterem wędrujemy po mieście i szukamy zaszyfrowanych w zagadkach, miejsc polskich symboli narodowych. Jest mowa o Janie Kilińskim, Panoramie Racławickiej, Ossolineum, Wysokim Zamku i Cmentarzu Orląt Lwowskich.
Razem z autorem, który przecież we Lwowie spędził swą młodość, wyruszamy w sentymentalną podróż. Tylko ten Lwów taki bardzo polski się wydaje, aż za bardzo. Nawet sam autor pisze: „jest to miasto Polską obłąkane”. Makuszyński jako sympatyk endecji w swej laurce wystawionej Lwowowi kwestie wieloetniczne tego specyficznego wszak miasta potraktował drugorzędnie, wspominając o nich zaledwie w dwóch zdaniach.
I mimo, że jak to u Makuszyńskiego bywa, słowa takie jak: poczciwy, dobry, szlachetny, subtelny, kochany, troskliwy, serdeczny, uśmiechnięty, przelewają się ze strony na stronę, jest w tym tekście nostalgiczny urok.
Po wojnie z wiadomych przyczyn książka ukazała się dopiero w 1989 roku. Z tej przyczyny jest mało znana, a warta tego, by zwrócić na nią uwagę.
Ta niewielka książeczka to swego rodzaju przewodnik po międzywojennym Lwowie. Wraz z bohaterem wędrujemy po mieście i szukamy zaszyfrowanych w zagadkach, miejsc polskich symboli narodowych. Jest mowa o Janie Kilińskim, Panoramie Racławickiej, Ossolineum, Wysokim Zamku i Cmentarzu Orląt Lwowskich.
Razem z autorem, który przecież we Lwowie spędził swą młodość, wyruszamy w...
2023-06-18
Z tych trochę ponad dwudziestu tomików wierszy Wierzyńskiego zawartych w tej antologii, tylko trzy sprawiły, że czułam prawdziwą radość i przyjemność czytania.
Są to dwa pierwsze i zarazem najwcześniejsze zbiory: „Wiosna i wino”, „Wróble na dachu” i trzeci, utrzymany w sportowym duchu i kunsztownej formie - „Laur olimpijski”.
Uwielbiam wszystkie wiersze z pierwszych dwóch zbiorków, bo dla mnie są suplementem mojego samopoczucia i nastroju. Nasycone nieokiełznaną, szaleńczą, zwariowaną i co najlepsze udzielającą się czytelnikowi afirmacją życia. Afirmacją życia, dla samego życia. Po prostu.
Bardzo trudno jednak przekazać tę wszechogarniającą radość poprzez prozę opinii.
Niech jej, tej radości delegatem będzie wiersz.
„Na łące”
Leżę na łące,
Nikogo nie ma: ja i słońce.
Ciszą nabrzmiałą i wezbraną
Napływa myśl:
To pachnie siano.
Wiatr ciągnie po trawach z szelestem,
A u góry
Siostry moje, białe chmury,
Wędrują na wschód.
Czy nie za wiele mi, że jestem?
Z tych trochę ponad dwudziestu tomików wierszy Wierzyńskiego zawartych w tej antologii, tylko trzy sprawiły, że czułam prawdziwą radość i przyjemność czytania.
Są to dwa pierwsze i zarazem najwcześniejsze zbiory: „Wiosna i wino”, „Wróble na dachu” i trzeci, utrzymany w sportowym duchu i kunsztownej formie - „Laur olimpijski”.
Uwielbiam wszystkie wiersze z pierwszych...
2023-06-16
„Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno”
Bardzo refleksyjny, ale zarazem wymagający był ten mój powrót do poezji Lechonia.
Nie wiem czy to potoczne określnie – „na bogato” spodobałoby się poecie na podsumowanie jego twórczości, ale mnie, właśnie ono od razu jako pierwsze przyszło na myśl.
Bo jego poezja gęsta jest od nawiązań, aluzji i odniesień, przede wszystkim do tradycji romantycznej.
Ornamenty słów i metaforyczne wizje przy teatralnych sceneriach – taka to poezja i taki poeta.
Uwielbiam tytuły tomików Lechonia. Każdy z nich jest jak kurtyna, która nim zaprosi na spektakl pozostawia pod powiekami niezatarty, tajemniczy i symboliczny obraz: "Karmazynowy poemat", "Srebrne i Czarne", "Lutnia po Bekwarku", "Aria z kurantem", "Marmur i róża".
„Od żalu nie uciekniesz, nie ujdziesz goryczy,
I każda twa pociecha – to widmo przeszłości.
Ach! Czegóż się spodziewa i na cóż to liczy
Każdy z nas, co na tyle patrzał nikczemności?
I tylkoś jest zdziwiony, że jeszcze cię wzrusza
To drzewo całe w kwiatach, różowy wschód słońca,
I żyjesz, aby twoja nieśmiertelna dusza,
Co dane jej przecierpieć, cierpiała do końca.
Cóż z tego, że, coś kochał – przemija jak dymy,
Że po tych co odchodzą, żal serce ci tłoczy.
My z starym Sofoklesem spokojnie patrzymy
Na ten widok, na który chciałbyś zamknąć oczy”
„Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno”
Bardzo refleksyjny, ale zarazem wymagający był ten mój powrót do poezji Lechonia.
Nie wiem czy to potoczne określnie – „na bogato” spodobałoby się poecie na podsumowanie jego twórczości, ale mnie, właśnie ono od razu jako pierwsze przyszło na myśl.
Bo jego poezja gęsta...
2023-04-11
Opowieść ta przypomina trochę „Wielką bramę”, dlatego obydwa tytuły można wpisać do tego samego nurtu, w którym autor zabiera się za „podsumowanie dorobku odrodzonej Polski”.
I znowu typowa dla Makuszyńskiego fabuła. I tu jest rzewnie, ckliwie i słodziuchno – „do obrzydliwości” – jak podsumowałby Wiech.
Mocno afektowany i kwiecisty styl równie mocno się przeterminował razem z zawartym w tekście humorem. Wrażenie, które towarzyszyło mi po lekturze podobne jest do tego, które się ma po obejrzeniu czarno – białego, przedwojennego filmu.
Opowieść ta przypomina trochę „Wielką bramę”, dlatego obydwa tytuły można wpisać do tego samego nurtu, w którym autor zabiera się za „podsumowanie dorobku odrodzonej Polski”.
I znowu typowa dla Makuszyńskiego fabuła. I tu jest rzewnie, ckliwie i słodziuchno – „do obrzydliwości” – jak podsumowałby Wiech.
Mocno afektowany i kwiecisty styl równie mocno się przeterminował...
2009-01-18
2023-04-06
Nostalgiczne i anegdotyczne powroty Wańkowicza do dziecięctwa na Wileńszczyźnie. Jest w tym tekście wielki ładunek emocjonalny i świadomość, że „to” już nie wróci – jak to w przypadku podróży do kraju lat dziecinnych bywa.
Mimo, że to tylko migawki, przede wszystkim z młodszego okresu życia pisarza i mimo, że z lektorem też musiałam się oswoić – podobało mi się i szkoda, że skończyło się tak szybko.
WYZWANIE CZYTELNICZE IV 2023
Przeczytam (auto) biografię
Po raz pierwszy przeczytana w 1991
Nostalgiczne i anegdotyczne powroty Wańkowicza do dziecięctwa na Wileńszczyźnie. Jest w tym tekście wielki ładunek emocjonalny i świadomość, że „to” już nie wróci – jak to w przypadku podróży do kraju lat dziecinnych bywa.
Mimo, że to tylko migawki, przede wszystkim z młodszego okresu życia pisarza i mimo, że z lektorem też musiałam się oswoić – podobało mi się i szkoda,...
2023-03-25
Zbiór tych osiemnastu romanc Lorki gatunkowo przypominających ballady, ale inne niż te Mickiewiczowskie, zadziwił mnie siłą swego magnetyzmu.
Każda romanca, to inna liryczna opowieść. Metaforyczna i symboliczna. Pełna zieleni, szczególnie tej, widzianej w srebrzystych refleksach księżyca. Niektóre romance dzieją się na pograniczu jawy i snu, inne są bardziej wyraźne. Są kwiaty, jest morska toń, światło księżyca i noc z przyczajonym cieniem i srebrnymi błyskami noża lub szpady.
Są to obrazy cygańskiego życia na granicy, na krawędzi. Życia naznaczonego nieszczęściem i śmiercią. Fatalizm i poczucie nieuchronności przeznaczenia ciąży na Cyganie pragnącym tylko szczęścia, wolności, miłości. On wie, że nie będą mu one dane.
Możliwe, że Lorca swoje życie utożsamiał z takim cygańskim losem. Jemu także nie było dane żyć długo i w pełni szczęśliwie.
Mnie „Romacero cygańskie” będzie zawsze kojarzyć się z zielenią, bo jakże inaczej.
Poniżej fragment mojej ulubionej „Romancy lunatycznej”.
„Zielonej pragnę zieleni.
Pnie zielone. Wiatr zielony
Koń na stromym zboczu gór
i okręt na morskiej toni.
Ona, cieniem przepasana,
śni wsparta o balustradę,
zieleń ciała, włosów zieleń,
w oczach srebro lodowate.
Zielonej pragnę zieleni.
Cygański księżyc jej świeci,
rzeczy ją widzą, lecz ona
Nie może ujrzeć tych rzeczy”.
WYZWANIE CZYTELNICZE III 2023
Przeczytam tom poezji
Zbiór tych osiemnastu romanc Lorki gatunkowo przypominających ballady, ale inne niż te Mickiewiczowskie, zadziwił mnie siłą swego magnetyzmu.
Każda romanca, to inna liryczna opowieść. Metaforyczna i symboliczna. Pełna zieleni, szczególnie tej, widzianej w srebrzystych refleksach księżyca. Niektóre romance dzieją się na pograniczu jawy i snu, inne są bardziej wyraźne. Są...
1993-10-08
Jerzy Zagórski, zapomniany żagarysta, ukryty w cieniu Czesława Miłosza.
W swojej liryce często pokazuje sprzeczność, rozdarcie i dwoistość natury człowieka, i rzeczy.
Poeta, we wstępie do tego wydania „Poezji wybranych”, napisał: „Poezja nie należy do sztuk mających dostarczać wrażeń jednorazowych, lecz do tych, których zadaniem jest swoją wartość przenieść w czasie. Poezja ma utrwalać w pamięci”.
I ja sięgnęłam po ten tomik, by przypomnieć sobie i utrwalić w pamięci mój ulubiony wiersz Zagórskiego, „Pióropusz”, w jego oryginalnym i pełnym brzmieniu.
Przy okazji odkryłam „Neandertalczyka” i „Czas Lota”. A że Zagórski to mistrz tworzenia liryki, w której słowa brzmią, najlepiej czytać go głośno.
„Pióropusz” (fragmenty)
[…]
Wszystko, co piękne jest przemija.
Ponad rzekami mosty nocą,
Światła płynące z biegiem wody
I te, co stojąc w niej migocą,
Odbite w rzece miast ogrody,
Gdy chwilę z falą się szamocą,
A powiew wiatru je zabija.
Idąc przez świat przemierzasz noce
Świateł krzesanych ludzką ręką.
O szczyty nieba załopoce
Rakieta strugą ognia cienką.
[…]
Jerzy Zagórski, zapomniany żagarysta, ukryty w cieniu Czesława Miłosza.
więcej Pokaż mimo toW swojej liryce często pokazuje sprzeczność, rozdarcie i dwoistość natury człowieka, i rzeczy.
Poeta, we wstępie do tego wydania „Poezji wybranych”, napisał: „Poezja nie należy do sztuk mających dostarczać wrażeń jednorazowych, lecz do tych, których zadaniem jest swoją wartość przenieść w czasie. Poezja...