Kundlizm Melchior Wańkowicz 7,1
![Kundlizm](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4828000/4828023/636584-352x500.jpg)
ocenił(a) na 717 tyg. temu Melchiora Wańkowicza czyta się przyjemnie. Są momenty, w których aż chciałoby się zakrzyknąć: co za lekkość! jaka wirtuozeria! - i nie mam tu na myśli treści, lecz język.
Jak pisze Urszula Sokólska "mistrzostwo w odmalowywaniu odcieni i nastroju chwili pisarz osiągał - między innymi - dzięki niecodziennej, czasami wręcz "nieokiełzanej" leksyce, słownictwu o charakterze archaicznym, gwarowym, słownictwu potocznemu, żargonowemu, a także licznym neologizmom, które tworzył z ogromnym zapałem i zadziwiającą świadomością reguł funkcjonujących w języku." Jednym z nich jest słowo 'kundlizm' (pogardliwe określenie kłócenia się, użerania się jak kundle, agresywnego sposóbu bycia),którym Wańkowicz zatytułował zbiór czterech felietonów wydany w 1947r. Dlaczego wybrał akurat takie pejoratywne określenie?
Otóż, przedmiotem analizy Wańkowicza jesteśmy my - Polacy i jak można się domyślić, autor ma o Polakach niezbyt pochlebne zdanie. Niestety, trzeba to przyznać, krytyka ta nie jest pozbawiona racji.
Przyczyny naszych negatywnych cech narodowych upatruje w dwoistości, bo jak twierdzi: "nasz naród jest tak dwoisty, jak żaden inny." Z jednej strony poszlachecki - przyzwyczajony do zbytku i przywilejów, z drugiej chłopski - przaśny i niewykształcony. Kundlizm jest zjawiskiem obecnym pośrodku, ciałem martwym i izolującym, które rozrasta się w narodzie w czasach kryzysu. Na co dzień objawia się on na wiele sposobów:
- w codziennym psioczeniu na Polaków bliżej i dalej znanych,
- w wyjątkowo bogatym słownictwie pogardliwych określeń, tj. garkotłuk, pigularz, gryzipiórek, urzędas, klecha,
- w bezinteresownej zawiści, która jest naszym chlebem powszednim, i przyczyniła się do ucieczki Modrzejewskiej czy Pendereckiego po występach w Polsce,
- w głupocie i braku wyobraźni,
- w korupcji i niekompetencji.
Wańkowicz uważa, że "dwoistość Polski to jej wielka tragedia". Stoi za nią brak mieszczaństwa jako rzeczywistej siły napędowej walczącej o swoje prawa (również na drodze odświeżającej rewolucji) i będącej przeciwwagą dla szlachty opierającej swą egzystencję na przywilejach. Widzi Polskę chłopską i szlachecką przedzieloną ścianą żydowską pośrodku. Twierdzi, że lata zaborów odwróciły naszą uwagę od nas samych. Brakowało w naszym kraju naturalnych szczebli awansu społecznego, a co za tym idzie ewolucji kultury, która została zepchnięta na margines. Kryzys i ciągłe ubożenie szlachty zmuszonej do osiedlania się w miastach nie zmniejszyły tego podziału. Poszlachcice zajmowali urzędy, bo tylko to mogli robić nie kalając się pracą, ale nie rezygnowali z wyimaginowanej godności, władczości i wyższości - jedynych form wyżycia się człowieka uprzywilejowanego. Chłop naśladował ten sposób bycia i tak pojawił się znany do dziś biurokratyzm, styl płaszczenia się, zrzucania pracy i winy na innych, czapkowania stojącym wyżej w hierarchii i lekceważenia zdegradowanych.
Kundlizm zdaniem Wańkowicza to polski styl życia objawiający się brakiem życzliwości i szacunku człowieka do człowieka. Dość smutne to spostrzeżenia. Ale czy nie prawdziwe? Czy wciąż nie aktualne?
Felietonów wysłuchałam w formie audiobooka czytanego przez Michała Breitenwalda.