Tak blisko, tak daleko. Bieszczady po drugiej stronie granicy

Okładka książki Tak blisko, tak daleko. Bieszczady po drugiej stronie granicy Krzysztof Potaczała
Okładka książki Tak blisko, tak daleko. Bieszczady po drugiej stronie granicy
Krzysztof Potaczała Wydawnictwo: Prószyński i S-ka reportaż
424 str. 7 godz. 4 min.
Kategoria:
reportaż
Wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
Data wydania:
2022-06-23
Data 1. wyd. pol.:
2022-06-23
Liczba stron:
424
Czas czytania
7 godz. 4 min.
Język:
polski
ISBN:
9788382950823
Tagi:
Polska Ukraina Kresy relacje polsko-ukraińskie reportaż literatura faktu
Średnia ocen

7,5 7,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Bieszczadzkie wczoraj i dziś



5772 669 446

Oceny

Średnia ocen
7,5 / 10
83 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
47
45

Na półkach: ,

Wersja audio

Pan Krzysztof Potaczała jest prawdziwą skarbnicą wiedzy nt gór Bieszczadzkich, a także ich aktualnych oraz minionych mieszkańców, jest także autorem kilku publikacji na ich temat( i ludzi i gór)
Trudno o kogoś bardziej kompetentnego, kto lepiej by przybliżył skomplikowane zależności kulturowe i społeczne tego małego, bliskiego i dalekiego jednocześnie, tajemniczego fragmentu naszej ojczyzny (i ojczyzny sąsiadów, bo wiatr historii sprawił, że granica na tych terenach była rzeczą płynną i formalnie zmieniała się w XX wieku wiele razy). Autor ze względu na dobry warsztat oraz ogrom wiedzy zdaje się opowiadać trudną rzeczywistość wiecznych przesiedleńców z ogromną swobodą, często oddając im głos, ale kiedy jest taka potrzeba przybliżając wątki historyczne.

Co uważam za najcenniejsze w tej książce, to otwarta głowa autora i mimo bycia tak bardzo ze względu na zainteresowania "w środku", to jednak wielka umiejętność spokojnego, pełnego rzeczowej analizy spojrzenia z dystansu, opisywanie rzeczy jakimi są bez interpretacji zachowań oraz postępowania ludzi o których pisze. W autorze brak także stronniczości, brak jest cienie ideologizowania, co w przypadku tak trudnych relacji sąsiedzkich jest nie tylko trudne, ale i nie do przecenienia.

Autor nie ocenia, ten świetnie przygotowany merytorycznie człowiek z całą swoją wiedzą dot historii po prostu z zaciekawieniem się przygląda, obserwuje, przyjmuje świat zastany takim jakim on jest nie próbując go przetłumaczyć i umieścić w ramach, które byłyby łatwiejsze do zrozumienia. Autor nie dzieli na ich i nas, a pokazuje jak płynne są to rzeczy.

Warto czytać książki ludzi, którzy chcą opowiedzieć historię, nie wpływając na nasz odbiór i nie przedstawiając tylko jednostronnych faktów. Warto dawać takim ludziom głos, a zwłaszcza gdy zęby zjedli na jakimś temacie. Warto, bo tylko czytając ich i wspierając możemy sprawić, że będzie ich więcej.

Nie jest to pozycja idealna, ale jest wyjątkowo wartościowa.

Mimo fantastycznej pracy lektora, polecam wersję papierową lub e booka. Ze względu na dużą ilość faktów w przypadku wersji audio trochę mi jednak umykało i musiałam wracać do rzeczy już raz wysłuchanych.

Wersja audio

Pan Krzysztof Potaczała jest prawdziwą skarbnicą wiedzy nt gór Bieszczadzkich, a także ich aktualnych oraz minionych mieszkańców, jest także autorem kilku publikacji na ich temat( i ludzi i gór)
Trudno o kogoś bardziej kompetentnego, kto lepiej by przybliżył skomplikowane zależności kulturowe i społeczne tego małego, bliskiego i dalekiego jednocześnie,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1246
319

Na półkach: , , , ,

I stało się.
Przyszedł tak długo odwlekany czas na napisanie tej opinii.
Są książki, które czytając nie chcę by się kończyły. Podobnie rzecz dzieje się z opiniami. Czasami nie chcę by zostały napisane, bo jak zostaną, to paradoksalnie przestaną istnieć. Napisane, zostaną zamknięte w formie, będą mieć początek, koniec i kropkę, ale znikną jako wolny i nieograniczony byt myśli.

O takim stanie rzeczy stokroć lepiej ode mnie napisał Romain Gary w „Korzeniach nieba”:
„Zauważył już, że pewne rzeczy, mimo że odczuwał je głęboko, ujęte w słowa, zmieniały sens do tego stopnia, że nie tylko nie mógł podzielić się nimi z kimś innym, ale sam - wymawiając je, już ich nie poznawał”

Krzysztof Potaczała dołącza do kręgu bliskich mi mistrzów pióra duszy: Konwickiego, Mularczyka i Filipowicza. Jest takim młodszym modelem moich ulubionych twórców. Chodzi mi głównie o pisarską wrażliwość, o tę nutkę melancholii, dostrzegania rzeczy, na które mało kto dzisiaj zwraca uwagę; o to dbanie, by czytelnik współodczuwał i przeżywał niemal tak samo jak autor. By przejmował się losem, by czuł.
I mimo, że brak jeszcze autorowi wyrafinowanej estetyki i elegancji stylu starszych kolegów po piórze, to łączy go z nimi pewien rodzaj melancholii, zadumy i pokory.

Jeżeli zaś chodzi o konkrety, to jest to reportaż o tym, czego nie ma, a było. O przedwojennych miasteczkach i wsiach, które rzeka San łączyła i spajała, a po wojnie, po ustaleniu granicy podzieliła i unicestwiła. „Było życie, nie ma życia”. Jest to sentymentalna (ale nie tani to sentymentalizm) wyprawa do dawnego kiedyś i do bliskiego wczoraj.

Poznawanie tych miejsc, ich historii, tajemnic, ciekawostek, a także jakże obecnie szarej codzienności, było niecodzienną bieszczadzką wędrówką.

Mnie absolutnie zachwyciło wszystko o konwikcie w Chyrowie, w którym kształciły się między innymi przyszłe, polskie elity międzywojnia, a o którym czytałam przy okazji poznawania sylwetek między innymi Brzechwy i Wierzyńskiego. Wówczas odbierałam ten Chyrów jako prawie nic nieznaczący fakt – prywatne gimnazjum dla bogaczy, a okazuje się, że historia tego miejsca jest niesamowita i chwyta za serce.

Cóż, sama zamierzam jeszcze poznawać twórczość Krzysztofa Potaczały i bardzo liczę, że mnie nie zawiedzie.

I stało się.
Przyszedł tak długo odwlekany czas na napisanie tej opinii.
Są książki, które czytając nie chcę by się kończyły. Podobnie rzecz dzieje się z opiniami. Czasami nie chcę by zostały napisane, bo jak zostaną, to paradoksalnie przestaną istnieć. Napisane, zostaną zamknięte w formie, będą mieć początek, koniec i kropkę, ale znikną jako wolny i nieograniczony byt...

więcej Pokaż mimo to

avatar
515
46

Na półkach:

Ciekawy temat, ale jakoś mi osobiście topornie się czytało ten reportaż. Chyba spodziewałam się trochę czegoś innego.

Ciekawy temat, ale jakoś mi osobiście topornie się czytało ten reportaż. Chyba spodziewałam się trochę czegoś innego.

Pokaż mimo to

avatar
42
1

Na półkach: ,

Ta książka to nie jest tak po prostu reportaż o Bieszczadach. To sentymentalna podróż w czasie, podczas której autor próbuje z całych sił cofnąć się do przedwojennej rzeczywistości.

Jak podwójnie naświetlona fotografia, na której spod obecnych ruin i chaszczy przebijają się cienie przeszłości, gzymsy dawnych budynków, zarysy postaci. Ciężko przeprowadzić wywiad z duchami, a na wysiedlonych i zniszczonych terenach mamy do wyboru albo duchy albo obecnych mieszkańców, którzy są niczym egzotyczne rośliny posadzone na europejskiej ziemi, rosną dobrze, ale korzenie mają płytkie. Bieszczadzcy Ukraińcy nie pamiętają dwudziestolecia, ciężką kurtyną przysłoniętego przez wojnę i czasy ZSRR.

Historia konfliktów Ukraińcy/Polacy nie jest jednoznaczna i nie jesteśmy bez winy. Nacjonalistyczne zapędy Ukraińców są i były naturalne dla każdego świadomego odrębności narodu. Agresywność ich działań nie wzięła się z niczego, i nawet jeśli pod wpływem różnych czynników rozpaliły się do okrutnej czerwoności, to jak każdy zryw o wolność i niepodległość musi w każdym świadomym Polaku wywołać choć odrobinę empatii – ileż to takich zrywów w naszej historii…

Oba narody, niesione falami historii, podparte karabinami i rękoma nazistów i komunistów, szarpały się nawzajem, niczym podjudzanie do walki psy. Trudno nie zacząć się zastanawiać, jak wyglądałby stosunki polsko-ukraińskie, gdyby nie obie wojny światowe i oczywiście czasy ZSRR.

Losy przygranicznych, a często w przeszłości granicznych i podzielonych bezdusznie na pół granicą miejscowości to historia zmarnowanych przez wojnę i późniejszy komunizm szans. Szans na kurorty, turystów, przejście graniczne i na inny sposób życia, na korzystanie z potencjału gór w pełni.

Każda miejscowość jest w swej historii podobna, po międzywojennym spokoju, a często po kiełkującym rozwoju turystyki nadchodzi czas zły, czas wojny, niepokój, nienawiści i biedy. Zduszone w tym okresie pędy wyciągające się niegdyś ku lepszemu, ku nowszemu zdają się martwe, mimo że nadeszła odwilż wolnej Ukrainy. W kontraście do strony polskiej, gdzie Bieszczady są w tej chwili tak popularne i wręcz zadeptane przez turystów, ukraińskie wioski i miasteczka pozostają w bezładnym letargu i „niechciejstwie”.

Ten brak rozwoju i zarastanie nie jest jednak całkowity. Choćby Striłki i Topolnica – tam udało się coś zmienić, wyasfaltować drogi, ogarnąć szkołę. Wyrwać się z stuporu.

Pytaniem pozostaje jak zawsze – co dalej? Z ukraińskimi Bieszczadami, z Ukrainą, z naszymi sąsiadami Ukraińcami no i też trochę z nami samymi.

Ta książka to nie jest tak po prostu reportaż o Bieszczadach. To sentymentalna podróż w czasie, podczas której autor próbuje z całych sił cofnąć się do przedwojennej rzeczywistości.

Jak podwójnie naświetlona fotografia, na której spod obecnych ruin i chaszczy przebijają się cienie przeszłości, gzymsy dawnych budynków, zarysy postaci. Ciężko przeprowadzić wywiad z duchami,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
382
78

Na półkach:

Minął rok do inwazji Rosji na Ukrainę. Również dwanaście miesięcy temu, w lutym 2022, kończyła się akcja ”Tak blisko, tak daleko” ,książki reportażu o bieszczadzkim, polsko-ukraińskim pograniczu. Wojna wymusiła na autorze dopisanie jeszcze jednego rozdziału, otwartego epilogu. Krzysztofowi Potaczale udało się zamknąć między okładkami swojego dzieła wiele światów: ten z wydłubany z najgłębszych zakamarków pamięci ostatnich żyjących świadków czasów międzywojennych, ten gasnący we wspomnieniach powojennych przesiedleńców i ten współczesny obraz bieszczadzkiego pogranicza. Wspólnym mianownikiem wszystkich opowieści, niemym bohatrem reportażu jest ziemia. Po niej deptały stopy Rusinów, Polaków, Żydów, z niej wyrywano słupy graniczne, aby wbić je na nowo, w nowym miejscu, z innym państwowym emblematem.
Autor „Tak blisko, tak daleko”, niczym archeolog, odsłania warstwę za warstwą ziemi pogranicza, przybliżając czytelnikowi to, co niemożliwe dziś do zobaczenia. gołym okiem.
Polecam.

Minął rok do inwazji Rosji na Ukrainę. Również dwanaście miesięcy temu, w lutym 2022, kończyła się akcja ”Tak blisko, tak daleko” ,książki reportażu o bieszczadzkim, polsko-ukraińskim pograniczu. Wojna wymusiła na autorze dopisanie jeszcze jednego rozdziału, otwartego epilogu. Krzysztofowi Potaczale udało się zamknąć między okładkami swojego dzieła wiele światów: ten z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
435
347

Na półkach:

Świetny reportaż bez taniego sentymentalizmu

Świetny reportaż bez taniego sentymentalizmu

Pokaż mimo to

avatar
504
504

Na półkach:

Kiedyś, przed wojenną pożogą, było to jedno terytorium, na którym, raz lepiej, raz gorzej, sąsiadowali Polacy i Ukraińcy. Po wojnie granica je przepołowiła, zostawiając część mieszkańców po stronie polskiej, część zaś po ukraińskiej. Przy czym nikt ich rzecz jasna o zgodę nie zapytał, bo historia rządzi się prawem silniejszego. Jak żyje im się teraz na tym biednym, zapomnianym przez zgiełkliwy, nowoczesny świat, pograniczu, jak wspominają przeszłość, co chcieliby nam powiedzieć ważnego, co powinno przetrwać, a nie zostać rozwiane przez zimny, pograniczny wiatr.

Krzysztof Potaczała, reporter, sam będący mieszkańcem bieszczadzkiego podkarpacia, silnie z tym rejonem związany, postanowił tam pojechać i samemu się przekonać. Jego rekonesans, liczne rozmowy z mieszkańcami oraz własne obserwacje zaowocowały bogatym, zarówno w fakty, jak też emocje, reportażem – „Tak blisko, tak daleko. Bieszczady po drugiej stronie granicy”.

Będzie to często gorzka, czasem nostalgiczna, na pewno zaś nigdy nie obojętna, opowieść o dawnym czasie, gdy w jednej wsi, dom przy domu, żyli „Rusini. Polacy i Żydzi. Trzy języki, trzy wyznania. W pewnym stopniu zwarta społeczna tkanka, od wieków nawzajem poznana, osadzona na tej samej ziemi, ale też odrębna.” I o tym, jak relacje tego sąsiedztwa ulegały zmianie, aż do dzisiaj. Początkowo poprawne, a nawet przyjazne stosunki międzysąsiedzkie, wraz ze wzrostem narodowościowej, ukraińskiej ideologii ulegają pogorszeniu. Także ze strony Polaków widać większą agresję i dystans, co autor opisał na wiele mówiących przykładach, które zebrał w trakcie rozmów z mieszkańcami.

Podobne ewoluowanie postaw pokazał bez osłonek, przejmująco, Wojciech Smarzowski w „Wołyniu”. Tutaj też nastroje były równie naelektryzowane i wystarczyła jedna iskra, by wywołać pożar. Zmian było wiele. Przyszedł Związek Radziecki, a wraz z nim kołchozy i kolejna ideologia oraz strach. „Niedawni Polacy, z dziada pradziada, z czasem przeistaczali się w ludzi radzieckich. Nie było w tym ich winy – jak inni poddawali się zaplanowanemu procesowi formowania człowieka na modłę radziecką, ponieważ nie mieli innego wyjścia.”

Miejscowi Ukraińcy mówią o Polakach z przekąsem i niechęcią „polskie pany”. Bo skoro większość na tych terenach stanowiła ludność ukraińska, to można chyba, według nich, mówić o polskiej okupacji. Bandera, ich narodowy bohater, walczący z sowiecką Rosją, a nasz oprawca, spogląda tu niemal z każdej ściany.

Przemierzając Bieszczady po stronie ukraińskiej autor, który doskonale zna i niejeden raz schodził polskie połoniny, zwraca uwagę na ogromną różnicę po obu stronach granicy, jaka rzuca się dzisiaj w oczy . U nas wszystko się rozwija, powstają nowe kurorty, sanatoria, gospodarstwa agroturystyczne, szlaki dla pieszych i rowerzystów. Tam zaś wszystko jakby zastygło w swoim dawnym, komunistycznym jestestwie. Zaniedbane, nie pielęgnowane, chylące się ku upadkowi. Sam krajobraz, jaki widzimy spoglądając z wysoka przed siebie, jest dziewiczy, przepiękny, dziki. Aż serce boli, że nie prowadzą tam od nas żadne wspólne szlaki, nie ma ułatwień dla turystów. To jak zmarnowana szansa. Niewiele też po ukraińskiej stronie polskich śladów, porosły niepamięcią i niechęcią mieszkańców. Popalone cerkwie i kościoły pozostają zniszczone jak otwarte rany po przeszłym czasie.

Jest jeszcze trochę tych, którzy pamiętają wojnę, zasadzki, wzajemne wybijanie się Niemców i Rusinów. Od jednych i drugich obrywała Bogu ducha winna wiejska ludność, rabowana, zastraszana, nachodzona dniem i nocą. Choć minęło 80 lat widać, ze emocje nie ostygły do końca i daje się je zauważyć w przytaczanych wypowiedziach. Ludzie ze łzami w oczach opowiadają swoje historie, malują obraz ciężkiego losu, który przez lata niczego im nie oszczędził. Teraz zaś czują się po prostu opuszczeni, mają wrażenie, że nikogo nie obchodzą. Autor oddaje im głos, gdyż są oni prawdziwymi i nielicznymi już świadkami historii.

Oprócz przejmujących rozmów z mieszkańcami, którzy okazali się niezwykle gościnni i otwarci, autor zamieścił też własne spostrzeżenia, legendy krążące w okolicy, portrety znanych postaci, które mieszkały, przyjeżdżały lub pisały o pogranicznych miejscowościach. Towarzyszą tym gawędom klimatyczne, kolorowe i czarno-białe fotografie, z których spoglądają na nas spracowani, starsi ludzie ze zmęczonymi, życzliwymi twarzami, siedząc przed zapadającymi się chatkami lub też wyglądając zza zamglonych okiennych szyb. Te fotografie, podobnie jak opowieści, dotyczą różnego czasu. I jakoś tak się składa, że i relacje i zdjęcia, te najpogodniejsze, które mogą przywołać uśmiech, to te z dwudziestolecia międzywojennego. Potem jest już coraz smutniej i mroczniej, a dzisiejsze czasy oprócz tej bezradnej nostalgii naznaczone są rujnacją tego, co było, a przypominało o Polsce. Choć nie tylko, bo obok spalonych katolickich kościołów można dostrzec też spopielone ruiny grokokatolickich cerkwi.

To przygnębiające elementy w tym pięknym krajobrazie, poprzecinanym zaniedbanymi, niekiedy wręcz nieprzejezdnymi drogami i dróżkami. Czas tutaj zatrzymał się, zastygł, i w tym daremnym oczekiwaniu zaczął porastać mchem i pajęczyną. Podobnie też czują się mieszkający tam, zapomniani ludzie.

To reportaż bardzo rzetelny, pełen szczegółów, które jednak nie przesłaniają tutaj człowieka. Człowiek jest najważniejszy, choć tereny te są słabo zaludnione. Sporo ludności zostało wywiezionej w czasie wojennej zawieruchy, albo później, gdy nastał czerwony terror. Niewielu z nich powróciło. Reszta zaś wyjechała za chlebem i łatwiejszym życiem do miast.

Książka była pisana przed atakiem rosyjskim na Ukrainę. Teraz zapewne jest tam zupełnie inaczej, nie wiadomo, jak zmieni się życie na pograniczu po wojnie. Być może za jakiś czas Krzysztof Potaczała powtórzy swoją marszrutę, by dopisać do niniejszego, znakomitego reportażu, dalszy ciąg.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Kiedyś, przed wojenną pożogą, było to jedno terytorium, na którym, raz lepiej, raz gorzej, sąsiadowali Polacy i Ukraińcy. Po wojnie granica je przepołowiła, zostawiając część mieszkańców po stronie polskiej, część zaś po ukraińskiej. Przy czym nikt ich rzecz jasna o zgodę nie zapytał, bo historia rządzi się prawem silniejszego. Jak żyje im się teraz na tym biednym,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
941
761

Na półkach: , ,

Świetna opowieść o ludziach z pogranicza Bieszczad. Jednocześnie wstrząsająca i malowniczo piękna. Autor ma prawdziwy talent do pisania.

Przywołuje, własciwie pięknie maluje, obrazy tego co było kiedyś, pokazuje świat, który można juz tylko zobaczyć na starych zdjęciach, pocztówkach i w wyobraźni. Świat kolorowy, wielokulturowy, tętniący życiem.
I stara się też pokazać co się stało, że to wszystko przepadło Próbuje zrozumieć dlaczego ci sami ludzi, którzy razem żyli, bawili się, tańczyli, handlowali nagle zaczęli się zabijać. W sumie nie było to tak nagle, wzajemna niechęć narastała przez lata i wystarczył zapalnik, zmiana sytuacji, dodatkowa zachęta, a strach niechęć i chciwość zniszczyła wszystko.
To co zostało nie jest nawet wspomnieniem przeszłości.

Autor opowiada o strasznych rzeczach w bardzo wyważony, przemyślany sposób. Nikogo nie ocenia, nie potępia, próbuje zrozumieć. Zbrodniarz dla jednych może być bohaterem dla innych - nawet jak trudno sie z tym pogodzić.

To jest taki reportaż napisany w formie fenomenalnej gawędy, barwnej opowieści snutej powoli przez kogoś kogo fascynują ludzie i ich losy, barwna przeszłość, zapomniane zwyczaje, to wszystko co powoduje że życie jest takie piękne. I trwa nadal pomimo tego wszystkiego co sie wydarzyło, pomimo tego że trudno wiele spraw jednoznacznie ocenić. Bo wiele spraw wcale nie jest oczywistych.

Książka zawiera bardzo dużo informacji historycznych. To jest reportaż, oparty na faktach. Ale czyta się tak jakby się oglądało album z obrazami.

Świetna opowieść o ludziach z pogranicza Bieszczad. Jednocześnie wstrząsająca i malowniczo piękna. Autor ma prawdziwy talent do pisania.

Przywołuje, własciwie pięknie maluje, obrazy tego co było kiedyś, pokazuje świat, który można juz tylko zobaczyć na starych zdjęciach, pocztówkach i w wyobraźni. Świat kolorowy, wielokulturowy, tętniący życiem.
I stara się też pokazać...

więcej Pokaż mimo to

avatar
519
377

Na półkach:

Książka opisująca tragiczne losy mieszkańców obecnego pogranicza Bieszczad po obu stronach!

Książka opisująca tragiczne losy mieszkańców obecnego pogranicza Bieszczad po obu stronach!

Pokaż mimo to

avatar
979
506

Na półkach: , ,

Chyba jeden z najlepszych reportaży jakie czytałem!
Nie jest to lekka lektura, pełna nostalgii i dramatów opowieść o Bieszczadach krainie wieloetnicznej, która potrafiła żyć w jako takiej symbiozie ale którą historia okrutnie sponiewierała czego skutki mieszkańcy odczuwają do dziś. Jest to opowieść z jednej strony o budowaniu kurortów oraz fortun a z drugiej o dramatach zwykłych ludzi którzy rozdzieleni przez historię i Stalina starają się funkcjonować w dzisiejszych realiach. Tak blisko Nas a jednocześnie tak daleko...
Przeczytaj lub posłuchaj, nie przejdziesz obojętnie!

Chyba jeden z najlepszych reportaży jakie czytałem!
Nie jest to lekka lektura, pełna nostalgii i dramatów opowieść o Bieszczadach krainie wieloetnicznej, która potrafiła żyć w jako takiej symbiozie ale którą historia okrutnie sponiewierała czego skutki mieszkańcy odczuwają do dziś. Jest to opowieść z jednej strony o budowaniu kurortów oraz fortun a z drugiej o dramatach...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    191
  • Przeczytane
    89
  • Posiadam
    20
  • Bieszczady
    5
  • 2022
    5
  • Teraz czytam
    5
  • Literatura faktu
    4
  • Reportaż
    4
  • 2023
    2
  • Ukraina
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Tak blisko, tak daleko. Bieszczady po drugiej stronie granicy


Podobne książki

Przeczytaj także