

To był już inny świat. Pozbawiony wielonarodowej tkanki Wyjałowiony kulturowo, przekształcony w twór tak samo sztuczny, jak sztucznie wytycz...
To był już inny świat. Pozbawiony wielonarodowej tkanki Wyjałowiony kulturowo, przekształcony w twór tak samo sztuczny, jak sztucznie wytyczona radziecko – polska granica. Musiał to zrobić ktoś kompletnie pozbawiony empatii i zdrowego rozsądku, skoro na zimno haratnął na mapie krechę przedzielającą kilka wsi w taki sposób, że część z nich znalazła się po sowieckiej, a część po polskiej stronie. Tym samym rozdzielono sąsiadów, przyjaciół a nawet bliższych sobie ludzi, którzy znaleźli się w dwóch różnych krajach, choć dzieliła ich niekiedy odległość kilometra.
Stało się to w Moskwie. Stalin sięgnął po pióro i zakreślił na mapie teren, który chciał zakreślić. Był rok 1950.
Przy „pijanym” stoliku w „Bieszczadzkiej” zawarto niezwykły zakład. Stawiano litr wódki temu, kto odważy się przebrać pomnikową postać Stali...
Przy „pijanym” stoliku w „Bieszczadzkiej” zawarto niezwykły zakład. Stawiano litr wódki temu, kto odważy się przebrać pomnikową postać Stalina w chłopskie odzienie. Ostatecznie zgodziło się trzech, ale dwóch musiało stać na czatach. – Zapadł już zmrok, kiedy po drabinie malarskiej Staszka Głazowskiego, ze starą kufajką pod pachą, wspiąłem się na cokół – nie kryje śmiechu Eugeniusz Postowłowski. – Gdzieniegdzie kręcili się przechodnie, trzysta metrów dalej mieścił się urząd bezpieczeństwa, jeszcze bliżej posterunek milicji. Po gorzale człowiek jest odważny, więc raz-dwa ubrałem Stalina w wytłuszczony waciak. Wetknąłem mu też do kieszeni kartkę z ułożonym wcześniej w gospodzie napisem: „Masz kufajku i maszynu, to się wynoś, skurwysynu”. Stalin miał odjechać na rowerze, starym gruchocie marki „Ukraina”, który oparliśmy o cokół. Nazajutrz całą trójkę maglowano już w gmachu UB. Nie wiadomo kto ich wsypał.