Reymont urodził się w rodzinie organisty. Jego ojciec, Józef Rejment, człowiek oczytany, miał wykształcenie muzyczne i w tuszyńskiej parafii pełnił obowiązki organisty, a także prowadził księgi stanu cywilnego i korespondencję proboszcza z władzami rosyjskimi. Matka, Antonina z Kupczyńskich, miała talent do opowiadania. Wywodziła się ze zubożałej szlachty krakowskiej; w latach dojrzałych pisarz fakt ten często podkreślał. Rodzice chcieli, aby został organistą. Odmówił uczęszczania do szkół, często zmieniał zawody, miejsca zamieszkania, dużo podróżował po Polsce i Europie. Ukończył Warszawską Szkołę Niedzielno-Rzemieślniczą. W latach 1880–1884 uczył się zawodu krawieckiego w Warszawie, po czym został czeladnikiem. W okresie 1884–1888 był aktorem w wędrownych grupach teatralnych, następnie w latach 1888–1893 dzięki protekcji ojca znalazł zatrudnienie jako niskiej rangi funkcjonariusz Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, pracując m.in. w Rogowie i Lipcach. W 1890 zmarła matka pisarza. Z twórczości literackiej utrzymywał się od 1894, kiedy przeniósł się do Warszawy, jednak swoje pierwsze wiersze pisał już w 1882.
13 lipca 1900 Reymont uległ wypadkowi kolejowemu. Trafił do szpitala z dwoma złamanymi żebrami, jednak w raporcie lekarskim napisano, że pisarz ma 12 złamanych żeber oraz inne kontuzje ciała i nie wiadomo, czy będzie nadal zdolny do pracy umysłowej. Notatkę szpitalną sfałszował dr Jan Roch Raum. Wysokie odszkodowanie w wysokości 38 500 rubli pomogło mu zdobyć niezależność finansową.
15 lipca 1902 w Krakowie ożenił się z Aurelią Szabłowską z domu Schatzschnejder, ślub odbył się w kościele Karmelitów na Piasku. W tym samym roku umarł jego brat Franciszek.
Władysław Reymont był świadkiem wydarzeń rewolucji 1905 roku. Swoje obserwacje ze strajku powszechnego i demonstracji w Warszawie, po ogłoszeniu manifestu konstytucyjnego przez cara Mikołaja II, opisał m.in. w tekście Kartki z notatnika w nr 45 Tygodnika Ilustrowanego. Zbiór jego wspomnień z okresu, nazwanych Z konstytucyjnych dni. Notatki, przedrukowano następnie w 1956 r. w III tomie Dzieł wybranych, pt. Nowele.
Był członkiem Ligi Narodowej przed 1914. W odpowiedzi na deklarację wodza naczelnego wojsk rosyjskich wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza Romanowa z 14 sierpnia 1914 podpisał telegram dziękczynny, głoszący m.in., że krew synów Polski, przelana łącznie z krwią synów Rosyi w walce ze wspólnym wrogiem, stanie się największą rękojmią nowego życia w pokoju i przyjaźni dwóch narodów słowiańskich.
W 1920 zakupił majątek w Kołaczkowie k. Wrześni. Po otrzymaniu nagrody Nobla do końca życia zasiadał w składzie Kapituły Orderu Odrodzenia Polski. 1 maja 1925 przystąpił do Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast”.
Zmarł 5 grudnia 1925 w swoim mieszkaniu przy Górnośląskiej 16 w Warszawie. 6 grudnia jego zwłoki uroczyście przeniesiono z ul. Górnośląskiej do katedry św. Jana, gdzie trumna została wystawiona na widok publiczny. 9 grudnia został pochowany w Alei Zasłużonych (rząd 1 miejsce 1,2,3,4,5) na Cmentarzu Stare Powązki], a jego serce wmurowano w filarze kościoła św. Krzyża.
Twórczość Reymonta jest zróżnicowana pod względem tematyki, formy literackiej oraz nierówna pod względem swej wartości. W powieściach obyczajowych zawarł elementy krytyki społecznej. Do jego najważniejszych powieści należą "Ziemia obiecana" oraz "Chłopi".
Ja nie będę robił, robił, robił! bo ja chcę żyć, żyć, żyć! Nie jestem bydlęciem pociągowym ani maszyną, jestem człowiekiem. Tylko głupiec ch...
Ja nie będę robił, robił, robił! bo ja chcę żyć, żyć, żyć! Nie jestem bydlęciem pociągowym ani maszyną, jestem człowiekiem. Tylko głupiec chce pieniędzy i dla zrobienia milionów poświęca wszystko, życie i miłość, i prawdę, i filozofię, i wszystkie skarby człowieczeństwa, a gdy się już tak nasyci, że może pluć milionami, cóż wtedy?
Na fali popularności filmu postanowiłam wrócić również do książki, do historii tak znanej, a jednak przeze mnie nieco zapomnianej (chociaż najważniejsze wątki pamiętałam i niezwykle irytowało mnie filmowe wybielenie Jagny).
Przeczytałam więc „Chłopów” ponownie i zachwyciłam się po raz pierwszy. Daję Wam słowo, że wcześniej „Chłopi” tylko mi się podobali. Tym razem jednak poczułam całą sobą geniusz Reymonta. Dawno nie czytałam lepszej książki (tak, „Lato…” z tym wszystkim, co ze mną zrobiło, nie może literacko równać się z „Chłopami”). Jestem wprost oczarowana plastycznością obrazu samej wsi, jak i społeczności Lipiec. Wielokrotnie podczas czytania łapałam się na tym, że wiedziałam, czy coś już jest aluzją, czy tylko to sobie dopowiadam, a kilka(naście) stron później znajdowałam potwierdzenie moich domysłów. Niejeden raz zastanawiałam się, dlaczego tak się stało, co pokierowało Jagną, jej matką, czy też Antkiem?
Najważniejszą wartością w tej książce jednak była dla mnie niesamowita postać Hanki. Niezwykle żałuję, że w filmie Hanka została tak bardzo spłycona. W książce jest to kobieta zaradna, niezłomna, ale – przede wszystkim – bezgranicznie kochająca swojego męża. Chociaż to ostatnie w dzisiejszych czasach raczej jest zdecydowanie nie do pojęcia.
„Chłopów” zdecydowanie polecam wszystkim tym, którzy mają chwilę, aby pozachwycać się stylem Reymonta, ale także tym, którzy mają dość romantyzowania ciężkiej pracy na wsi i zdrad (nie, Jagna nie została brutalnie potraktowana przez chłopów tylko dlatego, że była ładna – ona miała doskonałą świadomość tego, co robiła, ale jej zachowanie wydaje się nie tylko jej winą, czy też winą tych mężczyzn, ale również i Dominikowej).
Pierwsze 150 stron były dla mnie niezwykle nużące. Potem wpadłam w ten świat jak wiejski obszarpaniec w biznesy, gdy fuksem zarobił pierwszy milion na małym, przypadkowym szwindlu.
Jakież to było pyszne! Śmiałam się, irytowałam, płakałam, zakochiwałam się i kibicowałam niektórym z bohaterów, słowem – przeżywałam.
Bohaterowie byli bardzo zróżnicowani, kolorowi. Karol po czarującym, pierwszym wrażeniu, pokazał swoje prawdziwe, twarde i egoistyczne oblicze. Jego szlachetność obracała się w ruinę tak szybko jak paliły się fabryki skazane na plajtę. Moryc od początku był dla mnie odrażający i niezdolny do głębszych uczuć i refleksji nad czymś innym niż pieniądze. Maks wzruszył mnie swoją postawą, przywiązaniem do rodziny, dumą, pasją do pracy. Anka – oj, jak ja chciałam, żeby miała inne zakończenie, Mela i Wysocki – miałam dreszcze.
Wszystko dzieje się w olbrzymim, industrialnym cielsku, który jak w horrorze, obezwładnia umysły, pożera ciała i rozrasta karmiąc się swoimi mieszkańcami. Niszczy to co dobre i piękne, w zamian daje zgliszcza, błoto, nudę ale i to najważniejsze dla zniewolonych umysłów…pieniądze! A przy tym wciąż charczy, przelewa się, cuchnie i pulsuje to łódzka masa zawłaszczając coraz więcej i więcej.
Opisy były długie, czasami naprawdę męczące ale po jakimś czasie potrafiłam czerpać z nich przyjemność. A jakim językiem napisane! Kwiecistym, pełnym nieoczywistych porównań.
A opisy miłosnych uniesień! Cóż za namiętne szaleństwo przelewało się przez te strony. I to jak Reymont potrafił to oddać za pomocą słów – niesamowita wrażliwość i dar obserwacji uczuć wewnętrznych.
A te komiczne, pokrętne myślenie fabrykantów – śliczny witz. Dużo było momentów, które mnie szczerze rozbawiały.
Śmiem poddać w wątpliwość możliwość wydania takiej książki w dzisiejszych czasach. Wątek piętnowania podejścia do życia żydów - fabrykantów jest w niej dość mocny, choć często przedstawiony w komediowy sposób.