-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-11
2024-02-22
2022-12-26
Ze wszystkich stron atakowały mnie opinie, jaki ten Karika genialny w swej pomysłowości prowadzenia czytelnika przez mroczne strony ludzkiej podświadomości. I spełniło się! Też tego kunsztu zakosztowałam. Wedle spostrzeżeń wielu "Ciemność" wcale nie jest tym top of the top w majestacie pisarstwa słowackiego mistrza grozy. Ale mnie już w przeczytanej fabule zaintrygował sposób budowania atmosfery niedopowiedzenia, podania zwyczajnej prozy życia, potrzeby wzięcia oddechu z dala od cywilizacji, to z jakimi realiami spotykamy się wędrując w świadomości bądź podświadomości bohatera i na koniec, jak wszystko zaczyna się klarować dla nas obserwatorów, ale i samego scenarzysty.
Groza odciętej górskiej przestrzeni zasypanej śniegiem w obliczu świąt Bożego Narodzenia i nieszczęśliwe wypadki, jakim los poddaje bohatera, a zarazem thriller psychologiczny o sile ludzkiej podświadomości. "Ciemność" to mroczny spektakl, gdzie scena należy do jednego aktora. Tor prowadzonych myśli skutecznie odciąga naszą uwagę od realnego wymiaru zdarzeń. Są momenty, gdy czytelnik będzie zastanawiał się czy to możliwe, a w rozpoznaniu złudzeń nie pomoże narrator, nie takie jest jego zadanie. Zresztą ma to coś wspólnego z prowadzeniem ociemniałego przez kulawego. Tkwimy na granicy jawy i snu, wydaje się nam, że już nie ujrzymy wyraźnej drogi przez majaki bohatera, a jednak następuje wyjaśnienie w postaci ostatecznego oczyszczenia i wyjawienia prawdy. Ale koniec jest okrutny. Okrutny na tyle, na ile tylko potrafi sobie z nas zadrwić natura.
(...)
Całość: https://nakanapie.pl/recenzje/to-czai-sie-w-podswiadomosci-ciemnosc
Ze wszystkich stron atakowały mnie opinie, jaki ten Karika genialny w swej pomysłowości prowadzenia czytelnika przez mroczne strony ludzkiej podświadomości. I spełniło się! Też tego kunsztu zakosztowałam. Wedle spostrzeżeń wielu "Ciemność" wcale nie jest tym top of the top w majestacie pisarstwa słowackiego mistrza grozy. Ale mnie już w przeczytanej fabule zaintrygował...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-11
2023-12-31
2023-12-31
2023-11-08
Dzwonki, gwiazdki i słomki
Na belce zacepię
Z miodu, korzeni i mąki
Pierniki ulepię
(...) s.99
Matylda, miastowa dziewczyna, pragnie choć raz poczuć prawdziwą magię świąt w otoczeniu tradycji, najlepiej na polskiej wsi. Przypadkiem wkręca się w rodzinne świętowanie do koleżanki z pracy... Już ruszają sanie przez zaśnieżone tereny wprost do wsi Boguduchów na Podlasiu. Woźnica wpisujący się w iście sielski klimat, białe pola, sanie i śnieżne czapy spadające na głowę - bohaterka wniebowzięta! Dla czytelnika Matylda może wydać się momentami irytująca, w innych chwilach staje się niewiarygodna poprzez zaprzeczanie samej sobie, swojemu charakterowi, zapalczywości. Poza tym jest znośnie. W końcu to ona jest tu kreatorką wiele zdarzeń, co raz nie przeszkadza, a innym razem mocno utrudnia życie Halszce.
"Dzwonki, gwiazdki i słomki" to typowa świąteczna opowieść na wesoło. Są młodzi ludzie, przychodzi zauroczenie, powstają w ich głowach różne pomysły na życie, biznes. I tak, oczywiście, pełno w niej niewiarygodności albo jak ktoś woli - zbiegów okoliczności. Jednocześnie ma to wszystko niepowtarzalny urok, bo ubrane jest w dawne świąteczne zwyczaje, rodzinne tradycje zakorzenione w regionie, te których historia Podlasia podaje nam Renata Kosin na tacy. A przy tym objaśnia się miastowej, wedle powiedzenia: "jak krowie na granicy", czym dziś już wieś nie pachnie, a co nadal można tam znaleźć. I jak odnaleźć się w tej gmatwaninie tego co było, a co już nie jest, co warte zachowania i pielęgnowania w nowoczesnym zimnym świecie.
Większości z nas z czasem wszystko powszednieje, już nie dostrzegamy interesujących szczegółów, raczej pragniemy odmiany. Zarówno ci, którzy żyją na wsi, jak ci z miast nudzą się swoim życiem, a zmieniając miejsce szybko dostrzegają jego dobre strony, potrafią nie jedno docenić. Troszkę ta historia jest o tym jak wrócić do harmonii z samym sobą, by nie przestawać doświadczać wszystkimi zmysłami, mieć z tego radość, kochać i nie trwonić marzeń oraz pielęgnować przeszłość by być spełnionym w przyszłości.
Dzwonki, gwiazdki i słomki
Na belce zacepię
Z miodu, korzeni i mąki
Pierniki ulepię
(...) s.99
Matylda, miastowa dziewczyna, pragnie choć raz poczuć prawdziwą magię świąt w otoczeniu tradycji, najlepiej na polskiej wsi. Przypadkiem wkręca się w rodzinne świętowanie do koleżanki z pracy... Już ruszają sanie przez zaśnieżone tereny wprost do wsi Boguduchów na Podlasiu....
2022-12-20
"Zakochany Święty Mikołaj" to siedem opowiadań polskich autorów, w których odgrywający rolę Świętego jest osią opowieści. Każdy z nich ma inny bagaż doświadczeń, są w różnym wieku i mają odmienne motywacje, by w okresie świątecznym wystąpić w czerwonym przebraniu. Boże Narodzenie, wiara i nadzieja w lepsze, czy też magia okoliczności w jakich się znajdują tak podziała?
Opowieści wybitnie świąteczne, niosące przesłanie. Do najlepszych historii należy pierwsza opowieść stworzona przez Agnieszkę Jeż. Zarówno przez bogatą treść, jak i jej zwięzłość zasługują na wyróżnienie. Uważam, że to jedyne opowiadanie, które nie pozostawia niedosytu, mówi więcej niż gdyby było powieścią. Będąc gdzieś w połowie książki miałam lekki żal, że rozpoczęła się mocnym uderzeniem, "Czerwony samolot" przeleciał, a pozostałe opowieści nie sprostają temu poziomowi i przyznam, że tak też się stało.
Bardzo ciepło będę wspominać opowiadania Agnieszki Olejnik oraz Magdaleny Witkiewicz, natomiast Tomasz Kiereś zamiast przedstawiać akcję skupił się bardziej na motywacjach ludzkiej egzystencji. Jednak właśnie Jego opowiadanie wypadło, szczególnie na tel pozostałych, szablonowo. Przecież zdajemy sobie sprawę, że nie każdy bogaty człowiek jest zapatrzonym w zyski egoistą, tak jak nie każdy przestępca pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny, bo to stereotypy i nie trzeba w kółko tego udowadniać. Ale niech tam, Kiereś zabawił się w psychoanalityka i było prawie jak u terapeuty w gabinecie, z tym że składzik pasował bardziej do przedstawionej sytuacji.
I mamy siedmiu zakochanych niczym siedmiu wspaniałych walczących z niesprawiedliwością, pomocnych, do rany przyłóż, a przy okazji uświadamiających sobie, że są zakochani w tych, którzy od dawna byli obok, starych znajomych sprzed lat bądź nowo poznanych, a już sprawdzonych w akcji.
Gdy mam zajrzeć do książki z opowiadaniami zawsze temu towarzyszy lekka ekscytacja, tym większa, gdy nie jeden a kilkoro autorów prezentuje swoje treści. I tym razem tak było i cieszę się, że sobie tego nie odmówiłam.
"Zakochany Święty Mikołaj" to siedem opowiadań polskich autorów, w których odgrywający rolę Świętego jest osią opowieści. Każdy z nich ma inny bagaż doświadczeń, są w różnym wieku i mają odmienne motywacje, by w okresie świątecznym wystąpić w czerwonym przebraniu. Boże Narodzenie, wiara i nadzieja w lepsze, czy też magia okoliczności w jakich się znajdują tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-16
Tolkien w roli świętego Mikołaja pisze listy do własnych dzieci intrygująco opowiadając przeróżne historie z Bieguna Północnego. Korespondencja nie były jednorazowym zdarzeniem, takie listy powstawały przez lata od 1920 do 1943roku i stanowią formę kontaktu zapracowanego ojca-pisarza z potomstwem. Z listów wynika, że stanowią odpowiedź na wcześniej spisane listy dzieci, ale te niestety, nie są załączone.
"Listy Świętego Mikołaja" są prostą formą stanowiącą przekaz do najmłodszych, opisują między innymi zmagania Mikołaja i sztabu pomocników z przygotowaniem prezentów, tłumaczą braki przy realizacji wszystkich dziecięcych marzeń, odkrywają rąbka tajemnicy o życiu na Biegunie, zawierają historyjki jak to rozrabiają gobliny i jakim niezdarnym pomocnikiem może okazać się Niedźwiedź Polarny. Elf przecież nigdy nie zgubiłby z utęsknieniem oczekiwanych podarków. No nie! nie mógłby. Co innego taki jegomość jak Niedźwiedź.
Biorąc pod uwagę czasy, w jakich powstają listy wyobraźnia Autora ratuje święta, niweluje rozczarowania dzieci z powodu braku wyczekiwanych rzeczy. Ostatecznie to sam Mikołaj tłumaczy im, co mogło pójść nie tak, tyle dzieci czeka, a przepracowani pomocnicy mają po drodze różne przygody, przy tylu zamówieniowych coś się pomiesza itd. Mikołaj przecież nie obarczy dzieci problemami związanymi z brakiem czegokolwiek na rynku, nie będzie pisał o trudach dnia powszedniego i że wojna odbiera nadzieję. Mikołaj jest ze świata baśni i tak powinien wykreować świat swych opowieści by poczuło się magię i wyjątkowość bożonarodzeniowych chwil.
W książce podoba mi się wszystko. Począwszy od ciekawych historii zapisanych w listach do dzieci, rysunki obrazujące przeżycia bohaterów po zadbanie o dołączenie całego arsenału reprodukcji wraz z kopertami, znaczkami, a wszystko to świadczy o bogatej pomysłowości Autora.
Książka rewelacyjna - do czytania, podziwiania, obdarowania bliskich.
Tolkien w roli świętego Mikołaja pisze listy do własnych dzieci intrygująco opowiadając przeróżne historie z Bieguna Północnego. Korespondencja nie były jednorazowym zdarzeniem, takie listy powstawały przez lata od 1920 do 1943roku i stanowią formę kontaktu zapracowanego ojca-pisarza z potomstwem. Z listów wynika, że stanowią odpowiedź na wcześniej spisane listy dzieci, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-20
2023-09-18
2023-08-05
Klimat w duchu bożonarodzeniowym uzyskany, ale czy aby doskonały w swym wyrazie?
Spokojna miejscówka, z dala od miejskiego zgiełku, czas na wyciszenie w leśnej głuszy i dla przełamania potykamy się o trupy. Grupa przypadkowych osób, która w tym czasie nawiedza pensjonat, kolejne trupy oraz detektyw podinspektor Romanowski może nasuwać pewne skojarzenia literackie. Witaj Poirot w polskiej scenerii!
Było o tyle miło, że to takie nawiązanie do klasyki, ale w naszym wydaniu, czego byłam najbardziej ciekawa. Jednak treść dość szybko uzmysłowiła mi dlaczego nie sięgam z zapałem po książki Magdaleny Knedler. Sztuczność jakiej doświadczam podczas czytania dialogów jest taka sama , jak w przypadku innej książki z repertuaru Autorki. Ponownie, ciekawą fabułę zabijają wypowiedzi bohaterów, dialogi jakby na silę pisane. I niby jest żarcik, wesołość, bo to w zamierzeniu komedia, więc i można przymknąć oko na intrygę, gdzie szybko domyślamy się co, kto i dlaczego. Mimo to, fabuła miała prawo okazać się dobrą powieścią. Taką, którą czytelnik zapamięta jako świątecznie klimatyczną, z trupem w szafie i lekkim humorem oraz przyjemną plejadą bohaterów, a tutaj niestety nie do końca z tym da się poflirtować.
Klimat w duchu bożonarodzeniowym uzyskany, ale czy aby doskonały w swym wyrazie?
Spokojna miejscówka, z dala od miejskiego zgiełku, czas na wyciszenie w leśnej głuszy i dla przełamania potykamy się o trupy. Grupa przypadkowych osób, która w tym czasie nawiedza pensjonat, kolejne trupy oraz detektyw podinspektor Romanowski może nasuwać pewne skojarzenia literackie. Witaj...
2023-07-09
Od kilku lat nie składało mi się by przystąpić do przeczytania jakiej popadnie powieści z repertuaru Agnieszki Olejnik po nieudanej próbie z "Nieobecną". Z biblioteki egzemplarze znikają, a obecnie żeby kupić muszę się najpierw zaprzyjaźnić z autorem, aby kolejny raz nie poczuć obezwładniającego rozczarowania. Mogłoby być podobnie co w przypadku bohatera tej książki, gdzie po latach małżeństwa boleśnie zawodzi się na współmałżonce oraz przyjaźni. Jeden kryzys rodzi kolejny.
Te dwa słowa "dużo miłości" to życzenia bożonarodzeniowe, którymi raczymy się co roku, jednak nie o nastrój świąteczny chodzi mimo iż przez całą fabułę wplatane są zmagania Bożydara z przygotowań do świątecznej kolacji, która jest finalną sceną. Historia przedstawiana jest przez kolejne miesiące w obrębie jednego roku. Tego roku, który staje się dla bohaterów pasmem zmian w życiu prywatnym.
Opowieść od schematów się zaczyna. Znudzenie, fascynacja, zdrada, ktoś cierpi, zostaje porzucony. Tematyka literacko ograna, a jednak sytuacje dotyczące nastoletnich dzieci, ich bólu, poczucia opuszczenia i rozczarowania powinny dawać do myślenia nawet po przeczytaniu lektury lżejszego kalibru. Momentami można uśmiechnąć się dostrzegając pewne wariactwa bohaterów czy przedstawianej sytuacji, ale chwilami atmosfera gęstnieje. Opisy emocji, jakie przeżywają bohaterowie, przede wszystkim licealistka Marcelina, są warte uwagi. Rozterki dzieci po rozstaniu rodziców są niebagatelne. Nie zawsze jest to zależne od sposobu, w jaki się ludzie rozstają, bo już sam fakt zamieszkania tylko z jednym z nich jest ogromną zmianą w ich życiu. Do tego dochodzą emocje z dojrzewaniem, brakiem nakierowania uwagi przez choćby jednego rodzica, poczucie wykluczenia z grupy rówieśniczej, próby zwrócenia na siebie uwagi dorosłych i nie trudno wtedy o poważne konsekwencje.
Kim w takim wypadku okazuje się Klara? Staje się przyjaciółką. A właściwie z perspektywy czytelnika jest jak koło ratunkowe, które początkowo podtrzymuje dziewczynę na powierzchni, by potem zrobić dużo więcej. Również dzięki niej widzimy jak może wyglądać samotność z perspektywy dorosłego, czy też pewnego rodzaju wykluczenie bądź nieumiejętność odnalezienia się w grupie, a może niechęć do powierzchownych relacji międzyludzkich.
"Dużo miłości" to naprawdę przyjemna lektura. Z jednaj strony porusza istotne zagadnienia równocześnie nie tworząc opowieści w dramatycznych barwach pozwalając czytelnikowi zrelaksować się podczas czytania. Jestem mile zaskoczona, że dzięki tej lekturze spędziłam dziś - mimo upału - przyjemne popołudnie. Można ją czytać zarówno w okresie około świątecznym, jak i każdej innej porze roku.
Od kilku lat nie składało mi się by przystąpić do przeczytania jakiej popadnie powieści z repertuaru Agnieszki Olejnik po nieudanej próbie z "Nieobecną". Z biblioteki egzemplarze znikają, a obecnie żeby kupić muszę się najpierw zaprzyjaźnić z autorem, aby kolejny raz nie poczuć obezwładniającego rozczarowania. Mogłoby być podobnie co w przypadku bohatera tej książki, gdzie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Boże Narodzenie. Bywa, że w tym okresie coś nowego się rozpoczyna. Na przykład Wingfield powołuje do życia postać inspektora Jack'a Frosta i wikła go w prowadzenie śledztwa w sprawie zaginionej dziewczynki tuż przed Świętami. Tylko nie rozumiem dlaczego po takim wstępie, gdzie można liczyć na stopniowe rozwinięcie akcji - jakby nie było głównego wątku - traktuje się go po macoszemu, a na pierwszy plan wychodzą inne historie. Nie twierdze, że inne wątki są tu zbędne czy nieumiejętnie wplecione, jednak odsuwają nas od pierwszego zdarzenia na tyle, że może z czasem czytelnika przestać interesować co stało się z Tracey. Ale może to tylko moje wrażenie?
W treści dzieję się sporo, mimo iż przedstawione wydarzenia dzieją się na przestrzeni 5 dni. Przy czym nie są opisywane jedynie sprawy, których początek ma miejsce tu i teraz, a ich rozwiązanie przypada na obecny okres i niejako dochodzi do nich przy okazji dzięki interwencji inspektora. Mimochodem, dzięki wpadce posterunkowego wpada na trop w sprawie zniszczonych drzwi w banku. Zaraz potem, szukając dziewczynki we wskazanym przez medium miejscu natrafia na zakopane zwłoki, ale kogoś innego. Można odnieść wrażenie, że Frost nie szuka ofiar czy przestępców, on tylko natrafia na nich niby przypadkiem, dzięki czemu podczas jednego śledztwa odkrywa więcej.
Autor obdarzył swojego bohatera specyficznym humorem, który szczególnie irytuje Clive'a, policjanta oddanego pod jego opiekę. Tego młodego człowieka oburzało zachowanie detektywa, cały czas dziwi się, jak ktoś pokroju Jack'a Frosta mógł awansować na obecne stanowisko. Jednak najczęściej to co pozornie nie pasuje tworzy logiczną całość. A do tego na linii Mullett (szef policji) - Frost iskrzy. Nie wypełnianie rozkazów przełożonego jest kolejną znamienną cechą inspektora. Z papierkową robotą też się nie wyrabia, a raczej traktuje ten obowiązek, jak zbędny dodatek do swej pracy.
To autoironiczny Frost jest tu filarem wśród plejady postaci, gdzie większość została jednak schematycznie ujęta przez Wingfielda. Oczywiście to daje szerokie pole do popisu głównemu bohaterowi, może się jeszcze lepiej wybić na tle innych. Jeśli stworzy się takie warunki to nie dziwi fakt, że polubimy inspektora i w pełni zaczniemy go popierać w jego działaniach. Trochę można czuć się zmanipulowanym przez Autora, jakby narzucał nam swoją wolę byśmy skłaniali się ku jednemu, bo inni bohaterowie specjalnie nie mają szans zasłużyć sobie na wyróżnienie w naszych oczach. Trzeba pamiętać, iż każdy wprowadzany do lektury schemat może przyczynić się do zmniejszenia atrakcyjności fabuły.
Kryminał Wingfield'a ma lekko prześmiewczy charakter, a przynajmniej ja tak go odbieram. Na pewno fabuła została w ten sposób skonstruowana, by raczej bawiła poprzez swego bohatera. Sytuacje sprzyjają uwypukleniu jego cech, jak i reakcjom zachodzącym pomiędzy nim, a innymi postaciami powieści. Na pierwszy rzut oka dostrzega się, że nie chodziło o stworzenie wizerunku supergliny, a policjanta, któremu głównie okoliczności sprzyjają w rozwiązywaniu zagadek.
Niedbale wyglądający Frost przypomina mi inną dość znajomą postać, a mianowicie inspektora Colombo. Choć metody prowadzenie śledztwa obu postaci są inne, to jednak przenikliwość i intuicja oraz znamienny element w postaci płaszcza są tak charakterystyczne dla prowadzących śledztwo, że nie trudno o takie skojarzenia.
Mam obiekcje co do tej pozycji, dostrzegam jej słabe punkty, ale z odpowiednim nastawieniem lekturę można przeczytać z przyjemnością. Ja kolejnej książki tej serii na pewno sobie nie odmówię, choćby po to, żeby sprawdzić, jak dalej będzie sobie radził główny bohater.
Boże Narodzenie. Bywa, że w tym okresie coś nowego się rozpoczyna. Na przykład Wingfield powołuje do życia postać inspektora Jack'a Frosta i wikła go w prowadzenie śledztwa w sprawie zaginionej dziewczynki tuż przed Świętami. Tylko nie rozumiem dlaczego po takim wstępie, gdzie można liczyć na stopniowe rozwinięcie akcji - jakby nie było głównego wątku - traktuje się go po...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-18
2022-12-10
Złapałam z lady bibliotecznej jeszcze jedną zimowo-świąteczną opowieść. Świeżo zabezpieczona, dopiero co przyszła do placówki, ale bibliotekarka nawet nie mrugnęła okiem, bo oto trafiłam na kontynuacją "Dziewczynki z ciasteczkami". Pierwszy zgrzyt w tej opowieści.
Nie jest to chyba typowo świąteczna opowieść. A może jest? Być może skupiłam się bardziej na aspekcie przeszłości niż tym co teraz i stąd takie odczucie.
Wszystko dzieje się zimową porą, mamy przygotowujący się na nadchodzące święta Gdańsk, a dodatkowo strony tej opowieści są powleczone nostalgią, ale głównie dzięki wspomnieniom starszego człowieka. Odwołania do dalekiej przeszłości, wspomnienia z wojennych i powojennych czasów są tutaj najlepszą częścią dość przewidywalnej, schematycznie poprowadzonej treści.
Wydaje się, że tylko wspomnienie przeszłości trzyma dziś pana Eryka przy nadziei w świecie ogarniętym przez tęsknotę. Tęskni za dawnym życiem, za wspólnym życiem z nieżyjąca już żoną, za światem, który był dla niego bardziej zrozumiały. Jest też mała Zosia, jako ten ciekawski promyczek zaglądający do życia innych by rozweselić, dać inspirację.
Mam podobne odczucia, jak przy innej książce pani Ewy, że to wszystko ma urok, ale jest niedopracowane, jakby Autorka zatrzymała się w połowie swego projektu. I kolejny raz w literaturze powielony motyw dziecka rozpraszającego wszelkie smutki, do tego mądrego, dowcipnie przedstawiającego swoje racje. Sam sposób zaprezentowania opowieści nie porywa, wręcz ginie na tle jej podobnych. I nie ma w tym wypadku znaczenia, że czytałam jedynie kontynuację historii, bo druga część jest dla mnie pełna, jej niespieszna akcja nie wymaga wyjaśnień. Może być, ale wielkiego entuzjazmu we mnie nie wzbudziła.
Złapałam z lady bibliotecznej jeszcze jedną zimowo-świąteczną opowieść. Świeżo zabezpieczona, dopiero co przyszła do placówki, ale bibliotekarka nawet nie mrugnęła okiem, bo oto trafiłam na kontynuacją "Dziewczynki z ciasteczkami". Pierwszy zgrzyt w tej opowieści.
Nie jest to chyba typowo świąteczna opowieść. A może jest? Być może skupiłam się bardziej na aspekcie...
2022-12-04
2022-12-03
Dla mnie opowiadania w większości bardzo dobre, spójnie zawiązują się wokół osi, którą jest schronisko Pod Jemiołą w czasie Bożego Narodzenia.
Pokrótce opisują to, co rzutuje na naszą spokojną codzienność, a mianowicie: stresy, niekomfortowe sytuacje, nawarstwiające się konflikty z bliskimi. A z uwagi na czas, w którym poznajemy bohaterów obserwujemy te zdarzenia w okresie tuż przedświątecznym, nieco magicznym, a z drugiej strony ostatecznym do podejmowania decyzji przed końcem roku. Z takich czy innych względów osoby trafiają do schroniska w górach by odpocząć, nabrać dystansu lub po prostu cieszyć się chwilą z kimś wyjątkowym. Sytuacje, które przybrały w ostatnich miesiącach ich życia niepomyślny obrót w czasie Bożego Narodzenia mogą ujrzeć w innym świetle, w końcu podejmą wiążące decyzje, nie zawsze w duchu "żyli długo i szczęśliwie".
Najbardziej mistyczna w tej opowieści jest jemioła wraz z całą swą symboliką narosłą od stuleci. Spaja ludzi tak, jak opowieści różnych autorów w tym tomie.
Dla mnie opowiadania w większości bardzo dobre, spójnie zawiązują się wokół osi, którą jest schronisko Pod Jemiołą w czasie Bożego Narodzenia.
więcej Pokaż mimo toPokrótce opisują to, co rzutuje na naszą spokojną codzienność, a mianowicie: stresy, niekomfortowe sytuacje, nawarstwiające się konflikty z bliskimi. A z uwagi na czas, w którym poznajemy bohaterów obserwujemy te zdarzenia w okresie...