-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-12-17
2024-03-29
"Śmiertelni nieśmiertelni" to wyjątkowa pozycja zarówno pod kątem ujęcia tematu przewodniego jakim jest choroba nowotworowa, a też z uwagi na konstrukcję. Formalnie przypomina pamiętnik, wspomnienia pisane z punktu chorującej Terry oraz Kena będącego osobą wspierającą na tym wyboistym szlaku. Tej książki nie łykasz, a poddajesz kontemplacji każde jej słowo.
Oto książka, którą odczytać można na rożnych poziomach, a trafi do czytelnika w zależności od stopnia jego wrażliwości. Uważam, że nie ma znaczenia czy wywodzimy się z kultury Zachodu i jesteśmy przypisani do religii chrześcijańskiej, bo możemy czerpać z różnych kultur by rozwijać swego ducha. Zdarzało mi się usłyszeć, że oddając się rozważaniom nad innymi religiami zdradzamy naszego Boga. Skąd takie pojmowanie? Ucząc się, poznając i doświadczając nowego zgłębiamy przy okazji własną wiarę, przyglądamy się kulturze, w której wzrastamy, nie pozostając jedynie w sztywnych ramach nakreślonych ideologicznie, kulturowo czy społecznie, a sięgamy dalej i dalej. Ta książka Wilbera pokazuje, że poszukiwanie, medytowanie, transcendencja, odwoływanie się do innych kultur, metod i wierzeń nas nie zabija, a przeciwnie, buduje pełny obraz rzeczywistości i rozwija naszą świadomość. Wszelkie systemy mogą być sprzymierzeńcem w walce z wrogiem, który nas bezpośrednio atakuje. Książka powinna uświadomić nam, że tu gdzie żyjemy duch nie istnieje bez ciała, ale i cielesność stanowi integralność z duszą, więc gdy coś psuje się w ciele nie można tylko skupiając się na cielesnej postaci choroby. Jeśli mamy silną motywację do przeżycia, którą być może dają nam najbliżsi, ich zaangażowanie i szczere oddanie albo wcześniej założony cel do osiągnięcia, a może wiara tak nas buduje, że pokonujemy przeszkody, a szczęśliwcy mogą mieć to wszystko razem i jeszcze więcej, gdy przychodzi im zmierzyć się z nieuleczalną chorobą, to już jesteśmy wygrani bez względu na ostateczny wynik.
W ujęciu Kena Wilbera dostajemy szeroki szeroki plan, w którym rozgrywa się najtrudniejsze pięć lat jego życia jako osoby wspomagającej podczas choroby jego żony Terry. Niezwykle emocjonujące i dramatyczne mierzenie się w walce z nowotworem poprzez sięganie do chemioterapii, naświetleń, leków przeciwnowotworowych oraz różnych alternatywnych metod skutecznego oddziaływania na guzy, jak wzmacniająca dieta, witaminy, ruch, medytacja, wizualizacja, odwiedzanie różnych miejsc i ludzi mogących pomóc, ale nie skupianie się tylko na guzie. A w tym wszystkim postawa i przemiana Terry, która w swoje czterdzieste urodziny przyjmuje imię Treya (wybór nie bez znaczeni), która wsłuchuje się w siebie, podejmuje decyzje, walczy, zmienia się jej świadomość, postrzeganie pewnych prawideł, bo znajduje w tym wszystkim to, co daje jej siłę, co ostatecznie ukierunkowuje jej ducha.
Dzięki tej książce zahaczymy o różne teorie, m.in tę zbudowana przez Levensona, o sensie której rozmyśla zarówno Treya, jak i Ken z punktu widzenia swojego życia, a która głosi:
"ludzie są bardziej podatni na raka, jeśli jako dorośli mają trudności w kontaktach z ludźmi, przejawiają tendencje do hiperindywidualizmu, zbyt są skupieni na sobie, nigdy nie proszą o pomoc, zawsze usiłują wszystko robić na własną rękę. Stres, który się w nich gromadzi, nie uwalnia się w związkach z innymi ludźmi, kiedy prosi się o pomoc czy uzależnia się od kogoś. Ten skumulowany stres nie ma więc żadnego ujścia i dlatego tacy ludzie, jeżeli mają genetyczne skłonności do raka, pod wpływem napięcia mogą zachorować." (s.296)
Natomiast "Nowa szkoła psychoneuroimmunologii znalazła przekonywujące dowody na to, że myśli i emocje wywierają bezpośredni wpływ na układ odpornościowy.(...) Udowodniono zwłaszcza, że wyobraźnia i wizualizacja są najważniejszymi składnikami tego "niewielkiego, ale istotnego" wpływu umysłu na ciało i układ odpornościowy." (s.323/324). To podkreśla, jak istotne jest spojrzenie na człowieka jako całość, co przez cały czas robią bohaterowie.
Jednak najwyższą wartością tej publikacji jest ukazanie zarówno świata Trey, jej walki fizycznej oraz przemyśleń przelanych na papier, a jednocześnie pokazanie, jak funkcjonuje partner, osoba wspierająca, która również cierpi, zmaga się z wysokim stresem na co dzień, a która przez innych może być postrzegana jako ta, która nie ma prawa do użalania się, bo to nie jego zabija nowotwór. A przecież przezywanie głębokiego cierpienia jest równie destrukcyjne i rujnujące zdrowie. Przy czym Kena rzeczywiście w pewnym momencie dopada nieznana choroba, czemu ten przypisuje znamiona depresji, jednak ta ustępuje wraz z prawidłowo postawioną diagnozą.
Czytając pewien rodzaj książek mamy szczególną predyspozycję do oceniania postaw bohaterów, gdy nie zgadzamy się z ich decyzjami, bo my byśmy tak nie postąpili, bo to niemądre, bo tak nie można, przemawiał przez nią/niego egoizm i tak dalej. Uważam, że po przeczytaniu "Śmiertelnych nieśmiertelnych" takich głosów pojawiła się znikoma ilość. Nie wiemy na pewno jakich decyzji możemy spodziewać się po sobie, nawet jeśli w tej chwili mamy ugruntowane podejście do zasadniczych spraw. A jeśli nadal z całym przekonaniem wierzymy, że w danej sytuacji postąpilibyśmy w określony sposób, to prawdopodobnie nie zrozumieliśmy treści tej książki.
"Śmiertelni nieśmiertelni" to wyjątkowa pozycja zarówno pod kątem ujęcia tematu przewodniego jakim jest choroba nowotworowa, a też z uwagi na konstrukcję. Formalnie przypomina pamiętnik, wspomnienia pisane z punktu chorującej Terry oraz Kena będącego osobą wspierającą na tym wyboistym szlaku. Tej książki nie łykasz, a poddajesz kontemplacji każde jej słowo.
Oto książka,...
2024-05-01
Po pierwszej przeczytanej książce Autorki wiedziałam, że będę kontynuować tę smakowicie rozpoczętą przygodę, mimo iż lektury Magdaleny Zimniak nie należą do lekkich, banalnych konstrukcji. Dawno jej u mnie nie było i zatęskniłam za tym co znajome i dobre. Z zaciekawieniem podchodzę do kolejnej, zastanawiając się czym tym razem zaskoczy, w jaki sposób uwikła swoich bohaterów i czy będzie autentycznie?
(...)
Przerabianie przez bohaterkę scen z życia, gdy była nastolatką daje początkowo fragmentaryczny obraz jak wyglądała ta przeciętna rodzina z Nasielska. Jak zaburzony rodzic wpływa na kształtowanie się młodego człowieka i do czego jest zdolny w swym obsesyjnym egoizmie. Jak choroba psychiczna może zdominować umysł i przejąc władzę nad poczynaniami człowieka. Kluczowe są tu rozważania Bianki nad sytuacją w jakiej się obecnie znalazła i kto może za tym stać. Praktycznie każda z wymienianych postaci może być tym zamaskowanym porywaczem, zarówno kobieta jak i mężczyzna. Czy to desperacja otumanionej kobiety podpowiada jej takie scenariusze? czy realnie każdy z podejrzanych mógłby dokonać takiego czynu i odgrywać grę, która przywodzi tyle wspomnień?
Teraźniejszość przeplatana jest ze zdarzeniami z przeszłości. I teraz i przedtem wypełniają tajemnice oraz niedopowiedzenia, a po tragicznych przeżyciach zacierają się pewne wspomnienia, które z czasem upomną się o ujawnienie. Wygląda na to, że należałoby przechowywać w pamięci ciągłość zdarzeń, by uchronić się przed kolejnymi kryzysami.
Zimniak umiejętnie prowadzi grę z czytelnikiem podsuwając osoby do kręgu podejrzanych, to znów negując ich udział. To za łatwe, tamto zbyt oczywiste. Ale przecież tak właśnie może być. Najczęściej to najbliżsi stoją za zniknięciami kogoś z rodziny. To ci zaufani, okazujący pomoc, przychylność, a nawet miłość, są zdolni do niewiarygodnych czynów. Przyjaciel w każdej chwili może stać się wrogim, więc komu zaufać?
W tym wypadku proponuję zaufać dobrej, wciągającej lekturze i podarować sobie wieczór na rozwikłanie psychologicznej zagadki. Trzymająca w napięciu fabuła, narracja współtworzona przez każdego z bohaterów zdarzeń, kompilacja ich przemyśleń odkrywająca stopniowo początkowo niejasny, rozmyty obraz przeszłości. Każdy ma coś na sumieniu i każdy mógłby okazać się winnym, ale tu do końca nic nie będzie oczywiste.
Całość: https://nakanapie.pl/recenzje/rozpocznijmy-te-gre-nasza-prywatna-gra
Po pierwszej przeczytanej książce Autorki wiedziałam, że będę kontynuować tę smakowicie rozpoczętą przygodę, mimo iż lektury Magdaleny Zimniak nie należą do lekkich, banalnych konstrukcji. Dawno jej u mnie nie było i zatęskniłam za tym co znajome i dobre. Z zaciekawieniem podchodzę do kolejnej, zastanawiając się czym tym razem zaskoczy, w jaki sposób uwikła swoich bohaterów...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-03
2024-04-02
2024-03-18
2024-03-04
(...)
Spokojny tok narracji, bez męczącego powtarzania punktów śledztwa, wiadomych, sprawdzonych informacji czy rozbierania na czynniki pierwsze wszystkich kwestii. Zawrotnej akcji brak. Szaleńcze pościgi czy nieprzemyślane decyzje względem prowadzonej sprawy tutaj się nie pojawią.To dobrze skrojony kryminał, w którym policjanci - wydawać by się mogło - nieco miotają się pomiędzy poszczególnymi podejrzanymi, pewne informacje, podejrzenia prowadzą w ślepe zaułki jednak nie tracą z oczu najważniejszego - motywu. Wisting nie będzie mógł oprzeć się wrażeniu, iż wydarzenia, niejako dziejące się w tle, mają ten sam czynnik wyzwalający, Kajse Berg. Ale czy zaginięcie sportsmenki albo kota można łączyć z serią włamań i kradzieży? Jedna zaginiona, a trafiają się przy okazji inne ofiary. Czy, w którymś z wykopanych grobów, znajdą w końcu dziewczynę?
(...)
Gdybym miała określić powieść "Jedną jedyną" przy pomocy jednego słowa to było by to - zrównoważona. Taka właśnie jest ta powieść. Wyważenie na polu zawodowym, dochodzenie prowadzone bez nerwów w dużym skupieniu, materiał dowodowy poddawany zarówno analitycznym jak i intuicyjnym umiejętnościom Wistinga. Życie prywatne stonowane, bez większych załamań, nienarzucająca się podczas akcji Lin i gdzieś tam żona. Dochodzenie też nie przechodzi poważnych ewolucji, po prostu jest prowadzone skrupulatnie i pomimo wpadania - od czasu do czasu - na ścianę nie zamiera, posuwa się na przód dając odczucie, że podążamy w odpowiednim kierunku. Przyjemnie śledzi się poczynania bohaterów, aż nie chce się pochłaniać całości w jeden wieczór tylko dawkować sobie po trochu przez kolejne dni.
Całość:https://nakanapie.pl/recenzje/wszyscy-maja-cos-do-ukrycia-jedna-jedyna
(...)
Spokojny tok narracji, bez męczącego powtarzania punktów śledztwa, wiadomych, sprawdzonych informacji czy rozbierania na czynniki pierwsze wszystkich kwestii. Zawrotnej akcji brak. Szaleńcze pościgi czy nieprzemyślane decyzje względem prowadzonej sprawy tutaj się nie pojawią.To dobrze skrojony kryminał, w którym policjanci - wydawać by się mogło - nieco miotają się...
Publikacja Anny Kamińskiej traktuje o dorosłych osobach, które w dzieciństwie trafiły do adopcji, a jako dorosłe postanowiły odszukać swoją rodzinę biologiczną. Poznajemy koleje losów kilkunastu osób, gdzie historie niektórych zazębiają się z innymi, tworząc pokruszony obraz rodzeństwa odnajdujących się po kilkudziesięciu latach, bądź dopiero poznających się jako dorosłe osoby, jedynie przeczuwających, że gdzieś tam jest jeszcze ktoś dla nich bardzo ważny.
Jedni przyjmują tę wiadomość bez większych emocji, inni mają lekkie kłucie w sercu, bo zawsze podskórnie coś tam czuli. Niektórzy odczuwają lekki zawód, ze dowiedzieli się późno albo, że to ktoś obcy im o tym "doniósł". Różni ludzie - różne reakcje.
Występujący w książce adoptowani nie są wyjątkowymi czy znanymi osobami. Po prostu zdecydowali się podzielić swoimi przemyśleniami i emocjami związanymi z poszukiwaniem biologicznych rodzin. Znamienne jest to, że nawiązują bliższe więzi nie z matką czy ojcem biologicznym, ale swoim rodzeństwem. Zawsze czuli, że jest ktoś jeszcze w ich życiu, działo się to poza ich świadomością, a tak mocno oddziaływało, że gdy już się odnaleźli mogli w końcu odetchnąć, przyszło uspokojenie i radość, poczucie bycia "kompletnym".
"To może wydać się absurdalne, ale nosząc przez lata zdjęcie siostry w portfelu i wiedząc, że ją mam, naprawdę za nią tęskniłem. Dziwne, prawda? Nie znasz człowieka, a o nim myślisz.. i jest to bliski człowiek. Jesteś tego świadom. Brakuje ci go. Kochasz go. To naprawdę tak jest." (s.275)
Myślę, że publikacja ważna i dla oswojenia uczuć każdego adoptowanego człowieka, jak i dla rodziców adopcyjnych, by lepiej zrozumieli potrzeby dziecka, przemyśleli decyzję o informowaniu o tym fakcie zarówno bliskich jak i swoje adoptowane dzieci.
Gdy pierwszy raz sięgnęłam do niej, to nie był dobry czas na takie retrospekcje bohaterów i odłożyłam, by się tym historiom dobrze przyjrzeć i podarować im tyle czasu ile potrzebują. To był słuszny krok. Teraz, gdy czytałam o silnych przeżyciach, którymi bohaterowie byli targani przez lata, często nie będąc świadomi skąd pochodzą, potrafiłam oddać się tylko tym zwierzeniom. Myślę, że dzięki temu wywarła na mnie większe wrażenie i zapadnie mi głębiej w pamięć.
Publikacja Anny Kamińskiej traktuje o dorosłych osobach, które w dzieciństwie trafiły do adopcji, a jako dorosłe postanowiły odszukać swoją rodzinę biologiczną. Poznajemy koleje losów kilkunastu osób, gdzie historie niektórych zazębiają się z innymi, tworząc pokruszony obraz rodzeństwa odnajdujących się po kilkudziesięciu latach, bądź dopiero poznających się jako dorosłe...
więcej Pokaż mimo to