(ur. 1959) - pisarz, publicysta, tłumacz, autor scenariuszy filmowych i słuchowisk radiowych.
Bliska jest mu myśl Rene Chataubriande`a: "Pisz tekst religijny tak, aby młodzieniec-niedowiarek chłonął go jak gorszącą powieść".http://www.jangrzegorczyk.pl
Przy mojej aktualnej niechęci do kryminałów skusiłam się na ten z powodu dopisku na okładce "kryminał z duszą". Znalazłam go na stosie książek u jednej z czytających osób z rodziny. Zainteresowałam się i postanowiłam sprawdzić cóż to takiego. Duszy nie znalazłam, chyba, że wydawca na myśli miał nudne wtręty kościelno-religijne, a kryminał okazał się beznadziejny. Znacznie lepsze czytałam i narzekałam, ale ten to kompletne nieporozumienie i rozczarowanie.
Stanisław Madej, tłumacz i redaktor w jednym z poznańskich wydawnictw, postanawia uciec z miasta do domu w Puszczy Noteckiej by przemyśleć swoje życie i plany na przyszłość. Cieszy się wiejskim spokojem, przyrodą i obserwacją ptaków. Niestety, podczas jednego ze spacerów znajduje wisielca. Niedługo po tym zgłasza się do niego wdowa po samobójcy i Stanisław decyduje się pomóc jej wyjaśnić sprawę śmierci męża. Tylko chęć dowiedzenia się co też okaże się rezultatem poszukiwań sprawiła, że wytrwałam do końca, choć nie było warto. Ani rozwiązanie, ani nic po drodze nie było warte mojego czasu. Beznadziejna historia, zlepek wątków dla których nie widzę dobrego połączenia i uzasadnienia umieszczenia ich w książce. Dodatkowo, motyw z krytyką twórczości narratora i śmiercią krytyka taki trochę mający na celu ostrzec czytelnika przed pokusą wyrażenia niepochlebnej opinii o książce;-) Trudno, ale inaczej się nie da.
Przypadkowy wybór, który jednakowoż okazał się całkiem dobrym. Grzegorczyk przekonująco opisał życie „na zakrystii”, które w mediach, albo naszej przaśnej w tej kwestii popkulturze, możemy oglądać tylko w krzywych zwierciadłach. W jednych widzimy chciwych pedofilów, w innych świętych za życia. Autor „Adieu” nie stawia swoich bohaterów na piedestałach, nie potępia, tylko przedstawia ich codzienność, dylematy, „tyrkę” w kościele i wśród parafian.
Jeśli odrzemy Kościół z „produktu” jaki za darmo oferuje (pocieszenie, wskazanie drogi, a dla najbardziej ambitnych zbawienie),to pewnie będzie jawił się nam jak przeciętna korporacja, z różnymi szefami, czasami nieznośnymi kolegami z sąsiedniego pokoju, mediami , upierdliwymi klientami. I trzeba mieć dużo samozaparcia i charyzmy, żeby nie ugrzęznąć w tym „korporacyjnym” bagienku, albo nie dać skusić na drogę na skróty, albo łamanie „korporacyjnych” reguł. I Gregorczyk sprawnie opowiada nam o tym, że to nie jest łatwa droga.