-
ArtykułyAgnieszka Janiszewska: Relacje między bliskimi potrafią się zapętlić tak, że aż kusi, by je zerwaćBarbaraDorosz2
-
ArtykułyPrzemysław Piotrowski odpowiedział na wasze pytania. Co czytelnikom mówi autor „Smolarza“?LubimyCzytać3
-
ArtykułyPięć książek na nowy tydzień. Szukajcie na nich oznaczenia patronatu Lubimyczytać!LubimyCzytać2
-
Artykuły7 książek o małym wielkim życiuKonrad Wrzesiński39
Biblioteczka
2024-03-12
2024-02-29
"W niebie się nie przydamy, w piekle na nasza interwencję jest już za późno, ale pomiędzy nimi wciąż musimy robić swoje"
Przez dziesięć lat Nick Pettigrew był „antyspołecznym” (ASBO, anti-social behaviour officer). Pracownikiem, który zajmuje się wydarzeniami, których skutkiem było nękanie, zaniepokojenie lub zestresowanie drugiej osoby, wywołujące dyskomfort, lub irytację osoby, osób w miejscu jej zamieszkania lub na danym obszarze. Zachowaniami, które dają w kość, ale nie spełniają definicji przestępstwa.
W swojej książce opisuje wydarzenia, których był bezpośrednim uczestnikiem, albo historie, które usłyszał od swoich współpracowników. To trudna praca, praca która nie wymaga upiększeń. Stresująca, trudna, wymagająca dużo cierpliwości, opanowania i mocnych nerwów.
Autor opowiada o roku swojej trudnej pracy, po to, aby ukazać ludziom jak działa maszyna pilnująca porządku publicznego, a ponad to, aby przyjrzeć się swojej pracy wnikliwiej i wyciągnąć wnioski, jaki ona ma wpływ na jego życie.
Narkotyki, dilerzy, osoby zakłócające spokój sąsiadom, mieszkania obsesyjnych zbieraczy, przemoc domowa. Historie trudne, ale jak dla mnie ani zabawne, ani wciągające, ani rozśmieszające, ani wzruszające, czyli nic z tego o czym świadczą napisy na okładce.
Potocznym językiem autor opisuje dzień pom dniu swoją pracę i kolejne przypadki. Chaotycznie, mdławo, pobieżnie.
Przebrnęłam, przeczytałam, zapomniałam. Szkoda czasu na tak nijaką, kiepską książkę.
"W niebie się nie przydamy, w piekle na nasza interwencję jest już za późno, ale pomiędzy nimi wciąż musimy robić swoje"
Przez dziesięć lat Nick Pettigrew był „antyspołecznym” (ASBO, anti-social behaviour officer). Pracownikiem, który zajmuje się wydarzeniami, których skutkiem było nękanie, zaniepokojenie lub zestresowanie drugiej osoby, wywołujące dyskomfort, lub...
2024-02-26
Sarszeg prowincja Austro-Węgier, mała mieścinka, rozciągnięta na pisakach, gdzie wszyscy wszystkich znają. Apteka, sklep korzenny, w niedalekiej okolicy szynk i szkoła, wokół której toczy się główna akcja powieści Dezső Kosztolányia.
Szkoła, w której 23 uczniów przygotowuje się do egzaminu maturalnego. Wychowawcą maturalnej klasy jest Antoni Novak-Toni, nauczyciel matematyki i fizyki. Prywatnie ojciec 17-letniej Hildy, wdowiec.
Toni jest poważny, ma postępowe poglądy, liberalne. Spokojny, zrównoważony, zawsze przygotowany do prowadzenia swoich lekcji. Mało wylewny, ale szanujący swoich uczniów i niesamowicie kochający swoją jedyną córkę. "Równy gość" tak o nim mówili.
"Równy gość" kontra 23 uczniów, mniej lub bardziej zdolnych. Wśród nich ukochany Hildy, Tibor, oraz nieokiełznany, uparty, świetny sportowiec, ale kiepski uczeń Vili Liszner, syn kupca korzennego.
Dezső Kosztolányi urzeka swym stylem. Niespiesznie buduje akcję. Powoli wprowadza czytelnika w świat maturzystów ich rozterki i problemy, a także cały przebieg egzaminu maturalnego. Skupia uwagę na systemie edukacji, który panował w tamtych latach i nie należał do najlepszych. Oprócz tego kreśli wspaniale portrety psychologiczne swoich bohaterów, a także opisuje i charakteryzuje mały świat jakim jest Sarszeg, oraz czasy, w których toczy się akcja.
Postać Antoniego, nauczyciela, tragiczna postać, przewija się poprzez całą powieść i skupia na sobie uwagę. To głównie wokół niego toczy mnogość wątków. On jako ojciec, nauczyciel, kolega, przyjaciel, kuzyn, wdowiec, samotnik mimo tylu otaczających go osób, wzbudza szacunek, poważanie i poszanowanie. Nie da się zapomnieć tak charakterystycznej jednostki, która zapada w pamięć po skończonej lekturze.
Mimo, że sam temat powieści mało wciągający, to jednak styl i język jakim jest napisana, rekompensują wszystko. Nostalgia, liryzm i melancholia niesamowicie przyciągają i nie pozwalają odłożyć powieści na bok.
Sarszeg prowincja Austro-Węgier, mała mieścinka, rozciągnięta na pisakach, gdzie wszyscy wszystkich znają. Apteka, sklep korzenny, w niedalekiej okolicy szynk i szkoła, wokół której toczy się główna akcja powieści Dezső Kosztolányia.
Szkoła, w której 23 uczniów przygotowuje się do egzaminu maturalnego. Wychowawcą maturalnej klasy jest Antoni Novak-Toni, nauczyciel...
2024-02-20
2024-02-15
Podróż z Janą po mrocznych zakątkach, których w jej duszy i umyśle nie brak, po latach dzieciństwa toczących się u boku oocca, usłanych bólem, strachem i rozpaczą, po latach młodości, które u boku Stivenakinga były kolejnym brutalnym kawałkiem jej życia, dobiegł końca.
Czy polubiłam Janę ? Niestety nie bardzo, ale starałam się ją zrozumieć, jej dziwne zachowania, jej asekuracyjne podchodzenie do ludzi, którzy naprawdę chcieli dla niej dobrze. Strach przed miłością, przed macierzyństwem, przed byciem sobą. Ukrywanie się w twardej skorupie, przez którą nie wpadał żaden promyk ciepła, a raczej to Jana pilnie strzegła, aby on nie miał tam dostępu.
Fascynowała mnie jej ogromna więź z bratem, który również nie potrafił pogodzić się ze swoim życiem. Jej trauma i sposób przeżywania żałoby były niespotykane. Jej kontakty z mężczyznami, zawsze czysto fizyczne dobijały mnie i wkurzały. "Och Jana, czemu to tak wszystko wygląda" , takie myśli przebiegały przez moją głowę. Chciałam, wręcz kibicowałam Janie, aby poczuła, że może być kochana, że komuś naprawdę może na niej zależeć. Żeby uwierzyła w siebie, swoje umiejętności, w to, że jest wartościową kobietą. Skrzywdzoną, poturbowaną, ale wartościową!
Wszystko w tej powieści, w tej trylogii jest inne, niespotykane, dziwne, tajemnicze, mroczne a zarazem fascynujące, porażające, zatrważające i w końcu dołujące. Mało tu nadziei na lepsze jutro, mało słonecznych, ciepłych, dobrych chwil. Autorka w każdą przez siebie narysowaną postać wkłada dużo skrajnych emocjonalnie uczuć i nie chodzi tu tylko o Janę i Brora. Bo ilu w tej książce bohaterów, tyle kolejnych tajemnic, ciężkich, mrocznych, smutnych wydarzeń.
Do tego surowa przyroda iście skandynawska oraz styl autorki niezmiennie trudny pozbawiony interpunkcji, usłany zlepkami imion, nazwisk jest świetnym dopełnieniem trudnej emocjonalnie trylogii. Całość sprawia, że od książek nie można się oderwać, że choć często irytują to zrazem nie przestaje się o nich myśleć.
Dziękuję Karin Smirnoff za tą inność, za burzę emocjonalną, którą przeżyłam, za Janękippo, która mimo, że tak mnie wkurzała na długo zostanie w mojej pamięci.
Podróż z Janą po mrocznych zakątkach, których w jej duszy i umyśle nie brak, po latach dzieciństwa toczących się u boku oocca, usłanych bólem, strachem i rozpaczą, po latach młodości, które u boku Stivenakinga były kolejnym brutalnym kawałkiem jej życia, dobiegł końca.
Czy polubiłam Janę ? Niestety nie bardzo, ale starałam się ją zrozumieć, jej dziwne zachowania, jej...
2024-02-08
"Tyn dóm jest mij i nie jest mij, kto wnijdzie w nij, nazwi go swim"
Ciepły dom marzy się wielu osobom, dom, do którego zawsze powraca się z rozkoszą. Dom, który jest oazą spokoju i bezpieczeństwa. To właśnie kobiety najczęściej budują domowe ogniska, i wcale nie potrzebują do tego wiele pieniędzy. Bo dom pełen ciepła składa się nie tylko z rzeczy, ale i uczuć.
Dom Idy Eckhoff wdowy i matki rannego syna, żołnierza frontowego był stary, kamienno-dębowy, majestatyczny, władczy, miał wielki dach, pokryty mchem, dużo okien, mur pruski, kolorowy i napis na belce poprzecznej. Istne dolnosaksońskie cudo. Tylko wnętrze ziajało chłodem, smutkiem i często niezgodą, kryło wiele tajemnic, kłótni, choć czasami przeplatanych radosnymi wydarzeniami.
Do Idy wprowadziła się Hildegarda von Kamecke wraz z córeczką Verą. Hildegarda przybyła z Prus Wschodnich i została przyjęta jako pomoc do pracy w gospodarstwie.
Dwie kobiety o zupełnie odmiennych charakterach, temperamentne, to zbyt dużo, żeby w pięknym domu panował spokój.
Fabuła ciekawa, przynajmniej pomysł na opowieść o ludziach żyjących nad Łabą, Których losy najprzeróżniej się potoczyły. Mamy takich, którym wiedzie się skromnie, albo wręcz odwrotnie takich, którzy robią wielki biznes, samotnych kontra mających dużą rodzinę, wykształconych i nie.
Na tym pomyśle, ciekawej fabule, bym zakończyła, ponieważ reszta zupełnie nie przypadła mi do gustu. Brak jakiejkolwiek chronologii to istny groch z kapustą i można nieźle się namęczyć, żeby cokolwiek zrozumieć. Dodatkowo autorka porusza wiele ciekawych tematów, mnoży swoich bohaterów, którym później poświęca zbyt mało uwagi.
Przepraszam, albo to nie mój czas na ową lekturę, bo sama zmęczona pracą i obowiązkami chciałabym odpocząć przy książce, a nie jeszcze nagłowić się i namęczyć, żeby zrozumieć, co autorka w danej chwili miała na myśli.
"Tyn dóm jest mij i nie jest mij, kto wnijdzie w nij, nazwi go swim"
Ciepły dom marzy się wielu osobom, dom, do którego zawsze powraca się z rozkoszą. Dom, który jest oazą spokoju i bezpieczeństwa. To właśnie kobiety najczęściej budują domowe ogniska, i wcale nie potrzebują do tego wiele pieniędzy. Bo dom pełen ciepła składa się nie tylko z rzeczy, ale i uczuć.
Dom Idy...
2024-02-02
Surowy skandynawski krajobraz – zamarznięte jeziora, bujne lasy pokryte śnieżną pokrywą, wszechobecne zaspy śnieżne… Dziewiczy krajobraz północy jest nierozerwalnie związany z jego najstarszymi mieszkańcami, czyli Saamami.
Ich historia naznaczona jest piętnem wojny, powstawania państw, prześladowań i globalizacji. Mimo upływu czasu, burzliwych dziejów i nowych terytorialnych podziałów, rdzenna ludność saamska zachowała swojego ducha – tożsamość narodową, kulturę i poczucie jedności.
Dziś Saamowie wiodą osiadły tryb życia i tylko garstka ich zajmuje się hodowlą reniferów, a głównym atrybutem hodowców bynajmniej nie jest renifer, a skuter śnieżny.
Wciąż dbają o zachowanie swoich unikalnych tradycji.
Ann-Helén Laestadius nosiła w sobie książkę od wielu lat zanim zdecydowała się napisać i opublikować opowieść o Saamach i ich problemach, o dyskryminacji z jaką spotykają się na co dzień. Powieść powstała częściowo na podstawie prawdziwych wydarzeń, na podstawie opowiadań babci i dziadka autorki, oraz wsparciu z wielu prawdziwych źródeł.
Autorka w powieści przenosi nas w odległy świat do Sapmi, gdzie zamieszkuje rodzina saamaska: Mattias i Elsa oraz ich
rodzice i dziadkowie. Wszyscy zajmują się hodowlą reniferów.
Czytając książkę podążamy wraz z Elsą przez całe jej dzieciństwo aż do wieku dorosłego.
Elsa jako 9-latka jest świadkiem zabójstwa swojego ukochanego renifera, zabójstwa, które jak zwykle zostaje określone mianem kradzieży, a które wywołuje lęk i zostawia trwały ślad w psychice dziewczynki.
Elsa całe życie dąży do prawdy, nie poddaje się mimo ostrych słów krytyki i odrzucenia przez środowisko szwedzkie.
Mimo opieszałości i braku chęci pomocy ze strony stróżów prawa.
Ann-Helén Laestadius w swej trudnej z zarazem pięknej powieści opisującej barwne i ciekawe stroje saamskie, kulturę Saamów ich zwyczaje, duodji, joikowanie, potrawy z renifera, umieszcza ogrom bólu, motyw porzucenia, braku zrozumienia, okrucieństwa, bezkarnego kłusownictwa, znęcania się nad zwierzętami, ksenofobii, nienawiści do inności, którą reprezentuje kultura saamska.
Rodzina Saamów walczy i często przegrywa w tej nierównej walce. Przegrywa fizycznie, ale i psychicznie. Nie każdy potrafi znieść nie tylko wrogie spojrzenia sąsiadów zza miedzy, ale i okrutne komentarze w mediach społecznościowych, które tam daleko na północy również funkcjonują i potrafią utruć człowiekowi życie. Przegrywa też z państwem, które nie licząc się z potrzebami mieszkańców otwiera kolejne kopalnie, niszcząc tym samym naturalne pastwiska reniferów.
Ciężka, smutna, poruszająca ale jakże ważna jest powieść Ann-Helén Laestadius, powieść, która otworzy oczy wielu czytelnikom na problemy, o których pewnie wcześniej nawet nie słyszeli (ja się do nich zaliczam) ale również przeniesie nas choć na chwilkę w cudowny, zaśnieżony, owiany zorzami polarnymi świat Saamów, gdzie można jeszcze spotkać na drodze majestatyczne zwierzęta jakimi są renifery.
Surowy skandynawski krajobraz – zamarznięte jeziora, bujne lasy pokryte śnieżną pokrywą, wszechobecne zaspy śnieżne… Dziewiczy krajobraz północy jest nierozerwalnie związany z jego najstarszymi mieszkańcami, czyli Saamami.
Ich historia naznaczona jest piętnem wojny, powstawania państw, prześladowań i globalizacji. Mimo upływu czasu, burzliwych dziejów i nowych...
2024-01-27
Tylko kilka dni minęło odkąd rozstałam się z rodziną Kippów, która uzależnia i przyciąga do siebie niewidzialnym magnesem. Dlatego nie zwlekając dłużej, sięgnęłam po II tom.
Tym razem podążając za Janą i Brorem udałam się na północ do Kukkojarki. Rodzeństwo pojechało tam wraz z aatką, ale niestety aatka wróciła w trumnie, do swojej rodzinnej miejscowości. Takie było jej ostatnie życzenie przed śmiercią, które zostało opisane w pożegnalnym liście skierowanym do rodzeństwa.
W Kukkojarki rządzi pastor Silas i całkowicie podporządkowana mu wspólnota, a raczej sekta. Ludzie, którym nie wolno pić, palić, czytać książek, słuchać muzyki. Kobiety rodzą dzieci i troszczą się o swoich mężów, a raczej znoszą ich wszystkie humory i spełniają zachcianki. Mężczyźni pracują w większości w zawodzie cieśli, a po pracy często znęcają się nad swoimi żonami.
Kukkojaroki owiane licznymi tajemnicami, które kryją się w wielu zniszczonych domach, ale nie tylko bo również w rodzinach należących do sekty interesuje niesamowicie Janę. Brora natomiast uwodzi sekta, która swym pseudo ciepłym klimatem, poczuciem jedności i przynależności łapie mężczyznę w swoje sidła.
Druga część historii rodziny Kippów jest nieco inna, ale równie ciekawa. Skupia się głównie na postaci Jany. Akcja toczy się o wiele szybciej, a Jana powoli zaczyna otwierać swoje skruszone skrzydełka niczym okropnie poturbowany ptaszek.
Widać jakie piętno odcisnęło na jej życiu okropnie trudne dzieciństwo. Jej zahamowanie emocjonalne wpływa negatywnie na kolejne relacje z mężczyznami, powoduje napływ negatywnych wspomnień z dzieciństwa, oraz stres, który niczym tasiemiec zżera ją od środka. Ból, żal do matki, nienawiść do ojca, brak przebaczenia nie pozwalają jej normalnie funkcjonować, blokują ją na każdym kroku, powodują, że nie może znaleźć swojego miejsca, swej przystani życiowej.
W powieści jest wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji, a alkoholizm i przemoc domowa wyziera z każdego kąta, dosłownie aż trudno w to uwierzyć. Tętnicami, którymi powinna płynąć miłość, płynie alkohol. Dzieci skazane są na okrutne traktowanie przez rodziców, zwierzchnicy kościoła, albo pseudo kościoła to zboczeńcy i czasami czytając zastanawiałam się, czy to jest obraz prawdziwej Szwecji ?
Musiałam troszkę poszperać w przeglądarce internetowej i rzeczywiście wesoło to nie wygląda. Znalazłam między innymi artykuł, którego treść zaczyna się:
"Kraje skandynawskie nie mają z kim konkurować pod względem równości płci. Jednocześnie mają najwyższe wskaźniki przemocy wobec kobiet. To się nazywa nordycki paradoks"
Karin Smirnoff poprzez swoją emocjonującą powieść, w której opisuje dysfunkcyjne rodziny szwedzkie, próbuje zwrócić uwagę na problem z którym boryka się wiele państw. Na problemy, które często są przemilczane, o których nie chcemy lub boimy się mówić.
Jeśli oprócz pięknego, surowego klimatu, dzikiej natury, która łączy się z urokliwą ciszą i spokojem, w której idzie się zatracić, padającym często śniegiem i przeszywającą minusową temperaturą macie odwagę zmierzyć się z ogromem problemów i emocji, które wywołują dreszcze na ciele, to zapraszam sięgnijcie po sagę Karin Smirnoff i zatraćcie się w opowieści o rodzinie Kippów.
Tylko kilka dni minęło odkąd rozstałam się z rodziną Kippów, która uzależnia i przyciąga do siebie niewidzialnym magnesem. Dlatego nie zwlekając dłużej, sięgnęłam po II tom.
Tym razem podążając za Janą i Brorem udałam się na północ do Kukkojarki. Rodzeństwo pojechało tam wraz z aatką, ale niestety aatka wróciła w trumnie, do swojej rodzinnej miejscowości. Takie było jej...
2024-01-23
„To twoja siostra, musicie się kochać”, „Kiedy nas zabraknie, będziecie dla siebie najbliższą rodziną” często w dzieciństwie słyszy się podobne zdania.
To prawda, z rodzeństwem łączy nas najsilniejsza więź, geny. Relacja z bratem czy siostrą jest najważniejsza w stosunku do innych związków. To jak burza z piorunami – miłość, bliskość, poczucie totalnego zrozumienia przeplatają się z antypatią, złością i rywalizacją.
To relacja, która dostarcza silnych uczuć: zazdrości, bezradności, żądzy krwi i walki o swoje. Kuksańce, zaczepki, wyzwiska, kopanie, szczypanie, gryzienie, wyrywanie włosów, wrzaski i niekończące się awantury między dziećmi to rzeczywistość niejednego rodzica, który doświadcza trudów wychowania.
Niepozorna okładka książki przekazuje wszystko z czym za chwilę, po otwarciu pierwszych stron będzie zmagał się czytelnik.
Trzy pary rodzeństwa wrogo na siebie patrzące, z furią w oczach i zaciśniętymi ustami. Trzy historie, każda bolesna, smutna, przygnębiająca, ale jakże prawdziwa, mająca odzwierciedlenie tego, co dzieje się w niejednym domu.
Kuba, Kubik, Jakub ma niecałe 7 lat i trzy lata starszego brata Martina, wielkiego sportowca. Kuba jest drobny, malutki, nie lubi jeść i nie lubi sportu. To wielki myśliciel i obserwator przyrody, cichy i spokojny miłośnik zwierząt, wspaniały rysownik. Kontrą dla niego jest wielbiony przez ojca sportowca, brat który ma podążać śladami taty. Tata nie lubi mazgajów. Według niego facet ma być silny i wysportowany bez względu na wiek. Kubik lubi chować się w ramionach mamy.
Vojta ma 11 lat i rudą czuprynę, która zdradza go na każdym kroku. Nawet za drzewem jest mu się ciężko ukryć, bo jego włosy połyskują na słońcu. Vojta jest za pan brat z nożyczkami i wszystkim co da się pociąć, nawet podręcznik do języka polskiego. Namiętnie wycina z papieru modele okrętów, bo przecież jego tata jest marynarzem...
Pokój dzieli z 16-letnią Pavlą, której pasją jest gotowanie. Pavla ma mnóstwo ekstra rzeczy, przede wszystkim ciuchów, bo jej tata jest w Ameryce i przysyła paczki.
Vojta ojca nie widział, tylko słyszał opowieści o nim. Vojta tęskni...
Helena starsza, Hanka kilka lat młodsza. Dorosłe kobiety, które od wielu lat nie utrzymują kontaktu ze sobą. Dopiero śmierć ojca/ojczyma powoduje, że Hanka nawiązuje kontakt z siostrą. W dodatku na strychu znajduje plik listów, korespondencję mamy z tatą, która wyjaśnia wiele rodzinnych tajemnic.
Petra Soukupova w swoich trzech prostych, banalnych historiach opowiada o dysfunkcyjnych rodzinach. Poprzez trudne relacje między rodzeństwem ukazuje błędy wychowawcze rodziców. Wszystkie nieprawidłowości w przystosowaniu społecznym bohaterów są wynikiem konfliktu między rodzicami, brakiem jednego rodzica, posiadaniem dwóch innych ojców, alkoholizmem rodziców. Pełna napięcia atmosfera wychowawcza rodziny wpływa niekorzystnie na rozwój osobowości dzieci.
W tej powieści aż kipi od emocji, z bólem serca czyta się o cierpieniu, wyobcowaniu, problemach małych istot, które potrzebują miłości wsparcia i zrozumienia. Z bólem patrzy się też na matki owych dzieci, które nie zawsze radzą sobie z zaistniałą w domu sytuacją. Tu roi się od wzajemnych konfliktów i to nie tylko na podłożu brat-brat, siostra-brat.
"Zniknąć" nie czyta się, tę powieść się połyka, chłonie i cierpi. Cierpi wraz z bohaterami. Przypominają się własne, trudne relacje w rodzinie, może dlatego tak powieść wciąga i pochłania? A może dlatego, że autorka to mistrzyni obserwacji i mistrzyni w przelewaniu emocji na papier ?
Temat trudny ale jakże wspaniale uchwycony!
Braterstwo i siostrzeństwo, te słowa budzą pozytywne skojarzenia, brzmią pięknie i dumnie, ale nie zawsze takie są.
Ważne aby rodzice byli świadomi swojego zachowania i starali się traktować wszystkie dzieci równo i sprawiedliwie.
Pamiętajmy, że okazywanie wsparcia i zainteresowanie potrzebami każdego dziecka przyczynia się do tworzenia zdrowych i pozytywnych relacji w rodzeństwie, do budowy zdrowszych i bardziej solidnych więzi między nimi, sprzyjając ich długotrwałym, jakże ważnym relacjom.
„To twoja siostra, musicie się kochać”, „Kiedy nas zabraknie, będziecie dla siebie najbliższą rodziną” często w dzieciństwie słyszy się podobne zdania.
To prawda, z rodzeństwem łączy nas najsilniejsza więź, geny. Relacja z bratem czy siostrą jest najważniejsza w stosunku do innych związków. To jak burza z piorunami – miłość, bliskość, poczucie totalnego zrozumienia...
2024-01-17
Nieukojone wspomnienia są wciąż tak wiecznie żywe. A i tyle spraw nierozwiązanych. Niektóre nie do rozwiązania.
Jana Kippo przyjeżdża w okolice Smalangeran, do brata Brora na Wielkanoc. Dom rodzinny Jany, jest zimny, brudny, owiany tragicznymi wspomnieniami, łzami, brakiem przebaczenia, smrodem alkoholu, którym Bror zapija przeszłość. Przeszłość, która rani go i nie daje spokoju. Telepie się po głowie i trzyma w swych ramionach.
Gęsta sieć dzieciństwa przyciąga Janę do do wspomnień, do domu i trzyma ją mocno, podobnie jak brata.
Wspomnienia bolą, nie dają spokoju, przywołują obraz N'erika oocca ( ojca) w roboczym kombinezonie z guzikami rozłażącymi się na brzuchu, wiecznie wrzeszczącego, okropnie agresywnego alkoholika i aatkę Siri (matkę), która udawała, że nic nie widzi a swój wzrok kierowała ku Bogu zatapiając myśli w modlitwie. Modlitwie, która była jej ucieczką w inny świat. Świat bez zła roztaczającego swe ramiona w domu. Wypierała prawdziwy obraz i to co inni próbowali jej przekazać, o jej mężu.
Mówią, że czas leczy ból. Kto jednak naprawdę i na dobre dostał się w objęcia bólu, wie, że nie jest to prawda. Dogłębny ból pozostaje. Nawet jeśli stracił swoją pierwotną siłę, tli się, a może nawet wije gdzieś w głębi serca.
Jana doskonale o tym wie. Jana czuje ten ból na okrągło, który niczym tasiemiec drąży jej wnętrze. A inni...
Inni tęsknią i czują ból po stracie tajemniczej Marii, która jak bogini a może zjawa pojawia się i znika w najprzeróżniejszych momentach książki i łączy kolejne wydarzenia i bohaterów powieści.
Nic już nie jest takie, jak kiedyś. Wszystko wokół pokrywa się jakąś gęstą, wilgotną szarzyzną skandynawską, śniegiem, zawieją, lodem, bardziej i bardziej, aż do zaniknięcia... To nic innego jak dzieło wspomnień. Ranią swoją ostrością miejsca, sytuacje, czas.
Śmierć zabiera kolejne osoby. Śmierć, która wzbudza smutek i żal, ale nie zawsze. Czasami jest ukojeniem i radością, bo przynosi uwolnienie od oprawcy.
Karin Smirnoff stworzyła niesamowitą powieść. Przemieszała przeszłość z przyszłością, pomieszała język na wszystkie strony. Zlepiła imiona z nazwiskami, w dodatku pisząc wszystko z małych liter. Pominęła przecinki, myślniki, zlepiła dialogi. Zlepiła i ulepiła dla mnie fantastyczną powieść o podróży w głąb siebie, w studnię bólu, żalu, braku przebaczenia innym i sobie. Zgarnęła wszystkie trudne tematy i umieściła w jednej małej wiosce, a przede wszystkim w rodzinie Kippów, zamieszkującej odległy kraniec świata.
Zdemaskowała pustkę tak wielu rzeczy, które dotąd wiele osób robiło w swoim życiu i ból, który rozdymał tę pustkę do monstrualnych rozmiarów.
Ręka ma zamknęła ostatnią stronę powieści i już powędrowała do drugiego pokoju po drugą część, aby ściągnąć ją z półki, a następnie na klawiaturę laptopa, aby zamówić trzecią część sagi.
Niebanalna, trudna, wyczerpująca psychicznie, kierująca myśli ku własnemu, trudnemu dzieciństwu, oplatająca myśli swoimi mackami, zapadająca w pamięć.
Polecam!
Nieukojone wspomnienia są wciąż tak wiecznie żywe. A i tyle spraw nierozwiązanych. Niektóre nie do rozwiązania.
Jana Kippo przyjeżdża w okolice Smalangeran, do brata Brora na Wielkanoc. Dom rodzinny Jany, jest zimny, brudny, owiany tragicznymi wspomnieniami, łzami, brakiem przebaczenia, smrodem alkoholu, którym Bror zapija przeszłość. Przeszłość, która rani go i nie daje...
2024-01-15
Podróż pociągiem to znacznie więcej niż zwykły przejazd między jednym a drugim miejscem. Podczas jazdy można poznać współpasażerów i zawrzeć nowe znajomości.
W czasie jazdy można oczywiście robić zdjęcia, kręcić filmiki, podziwiać widoki i odczuwać satysfakcję, że odwiedziło się zupełnie nowe miejsca. Dzięki takim eskapadom można zwiedzić bardzo wiele ciekawych miejsc i to nie tylko związanych z koleją, ale ogólnie, całą Europę.
Można napić się kawy na stacji, cos przekąsić, wyskoczyć na małe piwko w zupełnie nieznanym miejscu.
Pan Rudiś naprawdę z olbrzymią pasją, zaangażowaniem i miłością opowiada o swoim życiu związanym nieprzerwanie i nierozwiązywalnie z koleją. Dziadek, wujek kuzyn, maszynista, zwrotniczy, zawiadowca. Cała rodzina mniej lub więcej zaplątana w sieci kolejowe.
Sam autor bardzo chciał zostać maszynistą, ale jego wada wzroku wykluczyła go z grona kolejarzy i musiał zadowolić się tylko wiedzą teoretyczną.
Mapy na ścianie, rozkłady jazdy na stole, podłodze, książki związane z koleją, a nawet widok z okna prosto na tory !! Czyż tego nie można nazwać miłością. Do tego liczne i bardzo częste podróże, które autor postanowił dokładnie ze szczegółami opisać w swojej książce. Trzeba przyznać, że ma do tego serce i talent.
Przewijające się przez kolejne strony mijane stacje, nazwy i opisy lokomotyw, opisy połączeń były dla mnie zawikłane i mało zrozumiane. Wygląd kolejnych lokomotyw podglądałam w przeglądarce internetowej. Gorzej z trasami. Mapy nie rozkładałam i w tym momencie czasami się gubiłam.
Podziwiałam również wielką miłość autora do prozy Kafki, Haśka i Hrabala.
Ogólnie powieść bardzo precyzyjnie, z aptekarska dokładnością, starannie i wnikliwie opisana, tylko to nie mój temat, nie moja bajka. Ja bakcyla do podróży mam, ale do kolei niestety nie. I mimo, że dawno temu mieszkałam blisko torów i dźwięk jadących pociągów ogromnie lubiłam, mimo, że w pokoju wszystko na półkach drgało, to miłości do kolei w sobie nie odkryłam.
Jeśli chcecie wybrać się w daleką i długą podróż, poczytać o historiach, które opowiadają tory, dworce, pociągi i ludzie, jeśli chcecie otworzyć okno pędzącego pociągu i wpuścić do przedziału kolejne krajobrazy, barwy, zapachy, zgiełk i świeże powietrze to zapraszam Was w niesamowitą podróż z Panem Rudiśiem.
Podróż pociągiem to znacznie więcej niż zwykły przejazd między jednym a drugim miejscem. Podczas jazdy można poznać współpasażerów i zawrzeć nowe znajomości.
W czasie jazdy można oczywiście robić zdjęcia, kręcić filmiki, podziwiać widoki i odczuwać satysfakcję, że odwiedziło się zupełnie nowe miejsca. Dzięki takim eskapadom można zwiedzić bardzo wiele ciekawych miejsc i to...
2024-01-14
Cud nie jest fundamentem wiary, ale swoistą prowokacją, która ma nas skłonić do spojrzenia na rzeczywistość z innego punktu widzenia. Punktu wiary. W naszym życiu wydarza się wiele cudów, ale zazwyczaj uznajemy je za owoc przypadku.
A w życiu osoby wierzącej przypadków nie ma.
Jeszcze kilka dni temu Anna H. Niemczynow była mi zupełnie nieznaną osobą. Nigdy nie słyszałam, ba nawet nie natknęłam się na żadną z jej książek. Aż trudno w to uwierzyć!
Na powyższą powieść natrafiłam szukając dla siebie prezentu, który miałam dostać od syna na zbliżające się urodziny. Mój wzrok na jednym z portali, na którym można zakupić książkę, utkwił na ślicznej okładce, pełnej kwiatów okraszonych ciepłymi barwami.
Dodatkowo wiele pozytywnych komentarzy czytelników dotyczących owej powieści i już wiedziałam co chciałam otrzymać w prezencie.
Pani Ania to kobieta niezwykle ujmująca, ciepła, mająca prześliczny uśmiech na twarzy.
Z lekkością i dużą dawką humoru opowiada o swoim trudnym życiu.
O latach dzieciństwa, odrzuceniu przez ojca, braku ciepła ze strony mamy, problemach z tuszą, anoreksji, bulimii, trudnym małżeństwie, uzależnieniu od sportu, poczuciu niskiej wartości, romansie i drugim małżeństwie.
Jedne fakty są dość dokładnie opisane inne jedynie pobieżnie ze wskazaniem na inne książki autorki, w których owe problemy opisuje ze szczegółami.
We wszystkim Pani Ania odnosi się do wiary i miłości do Boga. Mówi o zaufaniu Bogu, o przebaczeniu, o samoakceptacji. Porusza wiele trudnych problemów, z którymi pewnie wielu z nas nie radzi sobie na co dzień.
Mnie historia Pani Ani przypomina w wielu miejscach moje życie. Wiele jej problemów nie jest mi obca. Trudne dzieciństwo, anoreksja, bulimia, uzależnienie od sportu, samobójstwo męża... długo by wymieniać. I podobnie jak u Pani Ani dopiero Pan Bóg wskazał mnie wcześniej niewierzącej osobie, którędy wiedzie droga do szczęścia. Wskazywał poprzez inne osoby, wydarzenia, małe i duże cuda, które miały miejsce w moim życiu ! Wyciągnął ze wszystkich problemów i kłopotów.
Książkę przeczytałam w jeden dzień. Wspaniała, budująca, mądra, podnosząca na duchu. Opowieść, czasami ma się wrażenie, że duchowy poradnik, z którego bije dużo optymizmu i radości. Jedynie co mnie denerwowało w odbiorze to częste zwroty autorki typu "Przyjacielu, czy wiesz... " itp.
Do mnie akurat taki przekaz nie trafia, ale rozumiem, że autorka chciała poprzez te zwroty skierować swoje ciepło i otwartość do czytelnika.
Cuda umykają nam, bo jesteśmy zajęci praniem, gotowaniem, pracą, zakupami… Zmęczenie zamazuje nam obraz. Warto zobaczyć cuda nawet w chwili wyczerpania, nierzadko ze łzami w oczach. Każda dobra, mała rzecz to cudowny moment, który warto świętować.
Pięknie jest wierzyć w Boga i w cuda płynące od Niego !
Cud nie jest fundamentem wiary, ale swoistą prowokacją, która ma nas skłonić do spojrzenia na rzeczywistość z innego punktu widzenia. Punktu wiary. W naszym życiu wydarza się wiele cudów, ale zazwyczaj uznajemy je za owoc przypadku.
A w życiu osoby wierzącej przypadków nie ma.
Jeszcze kilka dni temu Anna H. Niemczynow była mi zupełnie nieznaną osobą. Nigdy nie słyszałam,...
2024-01-11
Czeskie Budziejowice leżą na południe od Pragi, niedaleko granicy niemieckiej. Powstały w połowie XIII wieku, jako miasto królewskie. Ponieważ znajdowało się na ważnym szlaku handlowym, szybko zyskało na znaczeniu. Dziś znane jest przede wszystkim miłośnikom piwa. To właśnie tu powstaje słynny na cały świat Budvar.
"Kolekcjoner śniegu" przenosi nas do Budziejowic w trzech różnych odsłonach czasowych.
Podróż zaczynamy w latach 50-tych XX wieku. Śmidovna przy ulicy Praźskiej, dawny szpital chorób zakaźnych przekształcony do zamieszkania przez rodziny czesko-niemieckie, upodlone przez wojnę, z którymi Komitet Narodowy nie wiedział co ma zrobić. Biedni, zaniedbani, bez pracy i środków do życia mają w Śmidovnie znaleźć swój życiowy azyl. Zapleśniałe pokoiki, lub namiastki pokoików z małymi okienkami, klepisko pokryte ludzkimi łzami mają stanowić ich dom.
Tutaj poznają się trzej główni bohaterowie powieści, Karel, mały, chudy Cygan, Adolf (Adi) , blondas nienawidzący swojego imienia, mający ojca Nazistę, oraz duch Josef, Czech, którego mama utopiła się w 1945 roku w Wełtawie, kiedy Czesi wyrzucili ją z gospodarstwa i chcieli wysłać do obozu.
Druga rama czasowa powieści to lata 30-te XX wieku. Czas Jenovefy i Frantiska Pumple rodzeństwa, które po śmierci rodziców musi radzić sobie i przeżyć w trudnych czasach.
Frantisek wpada na pomysł i zakłada zakład pogrzebowy.
Trzecia odsłona to współczesne lata, a dokładnie 2017 rok. Bohaterem jest Dominik z pochodzenia Cygan, pracownik firmy budowlanej, kolekcjoner śniegu, który przechowuje bałwanki ze śniegu w zamrażalniku, w woreczkach oznaczonych datami.
Dominik codziennie w nocy budzi się i widzi ducha chłopca, który stoi w rogach jego łózka.
Wszystkie trzy historie łączą się powoli ze sobą tworząc zrozumiałą całość, ale nie o to tylko w niej chodzi, żeby zachwycać się historią z duchem w tle. Autor chce zwrócić uwagę czytelnika na problem mniejszości niemieckiej zamieszkującej Budziszowice, na wykluczenie ze społeczeństwa innych narodowości, na prześladowanie Cyganów, na biedę i wyrzucenie ludzi, którzy w czasach powojennych nie byli nikomu potrzebni. Pochyla się nad rodzinami, w których dominuje przemoc, opisuje rodziny, w których kobiety utrzymują się z licznych związków z mężczyznami, nie storni również od opisu śmierci, samobójczej śmierci.
Nad tym wszystkim góruje jednak przyjaźń trzech chłopców.
Współcześnie autor ukazuje chłopaka, który szuka swojej tożsamości, nie umie pogodzić się ze swoim życiem, nie akceptuje do końca ojca, który w życiu miał więcej kobiet niż włosów na głowie, nie akceptuje tego, że matka go zostawiła. Swój ból topi w alkoholu i nieudanym związku z postrzeloną barmanką Renatą.
"Wspomnienia są jak wędrowne ptaki, regularnie wracają, a kiedy trzeba budują nowe gniazda"
Nie wszystkie wspomnienia są łatwe, niektóre potrafią kłaść się długim cieniem na całym życiu, bolą i nie pozwalają znaleźć ukojenia. Niektóre łagodnie głaszczą nas po włosach, inne wywołują uśmiech na twarzy.
Tak właśnie jest z "Kolekcjonerem śniegu" momentami łagodny, śmieszny, a następnie kłujący i wywołujący niepokój i ból. Trudny, ciekawy, zapadający w pamięć!
Czeskie Budziejowice leżą na południe od Pragi, niedaleko granicy niemieckiej. Powstały w połowie XIII wieku, jako miasto królewskie. Ponieważ znajdowało się na ważnym szlaku handlowym, szybko zyskało na znaczeniu. Dziś znane jest przede wszystkim miłośnikom piwa. To właśnie tu powstaje słynny na cały świat Budvar.
"Kolekcjoner śniegu" przenosi nas do Budziejowic w trzech...
2024-01-11
Nie było takiej epoki w dziejach literatury polskiej , by w jej utworach nie znalazły odbicia, problemy wsi, jej kultura, przyroda, stosunki społeczne. Obraz wsi jest chyba najczęstszym tematem utworów literackich , zarówno w poezji jak i w prozie. Obrazy te są bardzo różne. Zależą od epoki w której dzieło powstało, od poglądów autora, który je pisał, jak też od intencji które mu przyświecały.
Wieś w książce pani Papużanki pachnie łąką, rzeką, szałwią, pierwiosnkiem, mydlnicą lekarską. Urzeka zapachami i kolorami, a z drugiej strony przygniata odwiecznymi problemami. Kłótnie o każdy skrawek ziemi pomiędzy sąsiadami, wyzysk i przymuszanie dzieci do pracy w gospodarstwie, zazdrość, zawiść, alkoholizm.
We wsi stoi domek pod orzechami, zbudowany przez dziadka Antoniego i jego syna. Tutaj każdego roku na wakacje zjeżdża cała rodzina, a właściwie trzy rodziny, które dusząc się na małej powierzchni, dusząc się swoim towarzystwem próbują spędzić wolny czas.
Mama, tata, 13-letnia narratorka i jej rodzeństwo Trutnie ( chłopiec i dziewczynka; 7 lat, 8 lat), babcia Marysia, dziadek Antoni, ciocia Janina z mężem i Dziubaskiem ( synem), a także ciocia Jadwiga. Oczywiście nie można zapomnieć o autku, pomarańczowym Oplu Kadet 1000 ! Oczku w głowie taty, któremu więcej czasu poświęca niż swojej rodzinie.
Dziadek Antoni stoi na straży całej rodziny. Surowy, milczący, a jak trzeba to rozkazujący. Okrutny wobec wszystkich, niekomunikatywny, okropny. A że jabłko pada niedaleko od jabłoni jego syn, właściciel Opla Kadeta 1000, niczym od niego się nie różni. Do tego kobiety obiegające swoich Panów, dzieci pokornie spuszczające głowę, uciekające przed wzrokiem Panów i mama w pięknej sukience w kwiaty piekąca najpyszniejsze ciasta na świecie. Misz masz !
Historia pewnie jakich wiele tylko język powieści i przekaz zdecydowanie inny. Język prosty, a zarazem zdumiewająco wykwintny. Ujmujący, urzekający. Liczne porównania, zlepki słów, niesamowity humor, ironia. Autorka żongluje słowami, bawi się nimi w niesłychany sposób, z ogromna lekkością. W satyryczny sposób opisuje małostkowość rodziny. Wyolbrzymienia, powtórzeni, które stosuje często służą do podkreślenia absurdów.
Narratorem jest nastolatka, która chłonie cały świat i wszystko co ją otacza swoimi małymi zmysłami. Chłonie, ale wielu rzeczy nie rozumie. Analizuje po swojemu. Śledzi zawiłe relacje w przeciętnej, polskiej rodzinie, gdzie babcia i jej mama są nikim wobec swoich mężów. Rodzinie, która jest razem ale każdy z nich pragnął, aby wszyscy inni zniknęli.
"w sznurach zależności, walczyli o niezależność"
Ciężka, duszna atmosfera panująca w powieści, oraz specyficzny język sprawia, że książkę czyta się dość wolno. Poza tym czytając nie chce się uronić ani kawałka słowa, ani kropelki treści. Powolutku można zachwycać się każdym padającym w tekście porównaniem.
Jedynie co mnie denerwowało w powieści to niektóre porównania odnoszące się do Pana Boga i treści biblijnych. Zaznaczam, że nie wszystkie, ale niektóre były niesmaczne i nie na miejscu.
"Kąkol" urzeka już samą okładką. Faktura okładki i rysunek tworzą wspaniałą całość. Treść banalna ukazana w niebanalny sposób. Pozwalająca przenieść się w moje czasy dzieciństwa i choć na wieś nie jeździłam, bo miałam miastowe babcie, to z chęcią odbyłam podróż z Panią Papużanką do wsi spowitej trującym kąkolem.
Nie było takiej epoki w dziejach literatury polskiej , by w jej utworach nie znalazły odbicia, problemy wsi, jej kultura, przyroda, stosunki społeczne. Obraz wsi jest chyba najczęstszym tematem utworów literackich , zarówno w poezji jak i w prozie. Obrazy te są bardzo różne. Zależą od epoki w której dzieło powstało, od poglądów autora, który je pisał, jak też od intencji...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-06
Albania to jeden z najbardziej fascynujących krajów Europy, przyciąga swoją naturalnością, różnorodnością i kulturą owianą nutką tajemnicy. Nie zawsze jednak tak było.
Komunistyczny przywódca Enver Hoxha przez 50 lat budował albański socjalizm. Podobnie jak Stalin – jedną ręką dawał dzieciom cukierki, a drugą dusił wrogów ludu.
Enver Hoxha zmarł w wyniku problemów z sercem. Jego miejsce zajął Ramiz Alia, uznawany za liberała wewnątrz Albańskiej Partii Pracy. Wkrótce jednak pogłębił się kryzys gospodarczy i pojawiły się trudności z zaopatrzeniem w jakiekolwiek podstawowe produkty. W 1990 r. rozpoczęły się strajki i protesty społeczne.
" Żyliśmy tam, gdzie czas nie sięgał , na ziemi pozbawionej wszelkiego znaczenia. Dokąd nie docierały głosy rozsądku. Śmietnik Europy, zadupie Europy, największe więzienie Europy"
Bujar miał w 1990 roku zaledwie 14 lat, starszą o kilka lat siostrę, ojca chorego na raka i kochającą matkę, oraz przyjaciela, sąsiada Agima.
Po śmierci ojca, zaginięciu siostry i załamaniu nerwowym mamy, patrząc na to co działo się w ojczystym kraju postanowił wraz z przyjacielem uciec z domu.
Tirana, Rzym, Madryt, Berlin, Nowy Jork a w końcu Finlandia, gdzie autor, który utożsamia się z głównym bohaterem osiadł na stałe. Tam odnalazł swoje miejsce na ziemi.
Wcześniej próbował odnaleźć się w różnych społecznościach, próbował zbudować nowe nadzieje, marzenia, odnaleźć odpowiednich ludzi, którzy zaakceptują go takim, jakim jest. A jest transseksualistą.
Sięgając po powieść zupełnie nie wiedziałam o czym traktuje jej treść. Zaburzenia osobowości, depresja Bujara, jego psychiczne udręczenia, wstyd i nienawiść do swoich bliskich, wywody zagubionego człowieka poszukującego swojego miejsca na ziemi to niestety nie dla mnie. Myślałam, że będzie to powieść o Albanii, trudnej sytuacji w tym kraju w latach 90-tych XX wieku, trochę o jej historii. Niestety oprócz wzmianek historycznych, które Bujarowi przekazuje ojciec przed swoją śmiercią nic więcej w tej powieści mnie nie urzekło.
Albania to jeden z najbardziej fascynujących krajów Europy, przyciąga swoją naturalnością, różnorodnością i kulturą owianą nutką tajemnicy. Nie zawsze jednak tak było.
Komunistyczny przywódca Enver Hoxha przez 50 lat budował albański socjalizm. Podobnie jak Stalin – jedną ręką dawał dzieciom cukierki, a drugą dusił wrogów ludu.
Enver Hoxha zmarł w wyniku problemów z...
2024-01-01
Półwysep Bałkański jest od XIX wieku miejscem licznych
konfliktów, a zróżnicowanie etnograficzno-kulturowe ludności zamieszkującej tę część Europy powoduje, że sytuacja geopolityczna nie została ustabilizowana do dnia dzisiejszego. Wojna w Bośni i Hercegowinie, w latach 1992–1995, ukazała, że stary kontynent po dwóch wojnach światowych nie jest miejscem wolnym od konfliktów, a okrucieństwa, jakich dopuszczali się żołnierze wszystkich stron uczestniczących w wojnie, wprawiły w zdumienie i przerażenie cały świat.
Ismet Prcić pochodzi z Tuzli. Wraz z bratem Mehmedem i rodzicami zamieszkiwał niewielkie mieszkanie w bloku. Od młodzieńczych lat interesował się aktorstwem. Po wielu burzliwych przeżyciach wylądował w końcu u wujka Irfana w Kalifornii, gdzie studiował teatrologię i pisarstwo w Los Angeles.
Powieść " Odłamki" to rodzaj zapisków, pamiętnika, który miał stanowić terapię dla samego autora. Miał być swego rodzaju podróżą w przeszłość, uzdrowieniem, a w rzeczywistości stał się jakby kłodą na drodze do uzdrowienia.
Odłamki, okruchy, wspomnienia. Mnóstwo rozsypanych życiowych faktów, które jak puzzle stanowią nie lada układankę, którą trzeba poskładać w całość, aby ujrzeć piękny, skrywany obraz.
Niestety życie autora składane powoli w całość bardziej przeraża i przygnębia niż ukazuje świetlany obrazek.
Dzieciństwo, liczne przygody, wojna, która spędzała sen z powiek, i sprawiała, że pot płynął po plecach, a przypływ adrenaliny był tak duży, że doprowadzał do omdlenia. Liczne burzliwe związki z kobietami. Misz masz dosłownie i w życiu autora i w powieści. Dla mnie chaos przez który ciężko przebrnąć. Aktor, który tak właściwie nie czuje się aktorem, chłopak, który chce stałego związku, ale nie potrafi w żadnym zapuścić korzeni, żołnierz, który nigdy nie był żołnierzem, mężczyzna, który tęskni za rodzinnym krajem, za matką a w rzeczywistości nie chce ich widzieć.
Bóle, żal wylewany przez autora na karty papieru, brak chronologii, przeskakiwanie w czasie i w miejscach wydarzeń doprowadzał mnie do szału. Dodatkowo nudne opowieści obejmujące fragmenty jego życia aktorskiego powodowały, że chciałam skończyć książkę jak najszybciej.
Rozumiem cierpienie autora, piętno jakie wojna pozostawiła w jego psychice, rozstanie z rodziną, choroba matki. To wszystko, ten ogrom emocji wypływa wręcz z powieści.
Niestety mnie specyficzny sposób przekazu i forma, bardziej przygniotły niż sprawiły, że powieść zapamiętam i będę innym polecała jako wspaniały kawałek literatury.
Półwysep Bałkański jest od XIX wieku miejscem licznych
konfliktów, a zróżnicowanie etnograficzno-kulturowe ludności zamieszkującej tę część Europy powoduje, że sytuacja geopolityczna nie została ustabilizowana do dnia dzisiejszego. Wojna w Bośni i Hercegowinie, w latach 1992–1995, ukazała, że stary kontynent po dwóch wojnach światowych nie jest miejscem wolnym od...
2023-12-25
"Wyspa diabła", "Złota wyspa" i "Ziemia przyobiecana" ,tak brzmią tytuły trzech islandzkich powieści Einara Kárasona, które tworzą nieformalny cykl społecznej sagi. Są to pozycje obecnie kultowe i niemal bezcenne dla literatury tego niewielkiego wyspiarskiego kraju. Szacuje się, że pierwszą część przeczytał co ósmy mieszkaniec. "Wyspa diabła" doczekała się również filmowych i teatralnych ekranizacji.
Akcja powieści zaczyna się w latach powojennych. Islandię niebawem mają opuścić amerykańskie wojska, które stacjonują na wyspie już kilka lat. Na przedmieściach stolicy po żołnierzach pozostały baraki, które zaczęły pełnić funkcję mieszkalną dla osób z marginesu. Dzielnicę z owymi barakami nazywano Thulecampem. Pośrodku niej stanął Stary Dom, który nie był w cale stary, ale taką otrzymał nazwę, a zamieszkiwała go rodzina Tomassonów.
Einara Kárason snuje swoją opowieść o rodzinie Tomassonów, ich znajomych oraz o pobliskich mieszkańcach. Opisuje ich codzienność, radości, smutki ich wady, dysfunkcje, rodzinne skandale, zdrady, namiętności, choroby. Bieda, alkohol, przemoc wyglądają tutaj zza każdego zaułka.
Opowiada dość specyficznym językiem, budowa zdań czasami jest dość trudna i męcząca w odbiorze. Spotkamy w tekście pełno onomatopei, przejęzyczeń, nieumiejętnych zapożyczeń z angielskiego, tanich sloganów i wulgaryzmów.
Dodatkowo mnogość obco brzmiących imion, przy których idzie dostać oczopląsu i można połamać sobie język, próbując przeczytać je na głos nie sprawia, że powieść czyta się szybko i łatwo. Oprócz tego, że imiona są trudne, to autor jeszcze podmienia je przezwiskami/ skrótami i wtedy wszystko może się pomylić. Czasami zastanawiałam się o kim ja w końcu czytam. Męczyło mnie to niemiłosiernie i odwracało uwagę od sensu powieści.
"Wyspa diabła" to trudna, ale ciekawa powieść. Nowe doświadczenie literackie, które przybliżyło mi klimat tak mało mi znanej Islandii.
"Wyspa diabła", "Złota wyspa" i "Ziemia przyobiecana" ,tak brzmią tytuły trzech islandzkich powieści Einara Kárasona, które tworzą nieformalny cykl społecznej sagi. Są to pozycje obecnie kultowe i niemal bezcenne dla literatury tego niewielkiego wyspiarskiego kraju. Szacuje się, że pierwszą część przeczytał co ósmy mieszkaniec. "Wyspa diabła" doczekała się również filmowych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-18
Od kilku lat dowiadujemy się z mediów o odkrywaniu zapomnianych przez dekady, nieoznaczonych grobów uczniów i wychowanków szkół z internatami, które od lat 80. XIX w. powstawały w Konfederacji Kanady. Obecnie mówi się najczęściej o tym kraju, choć warto pamiętać, że tego rodzaju placówki działały także w USA i Australii.
Po powstaniu w 1867 r. Konfederacji Kanady, wchodzącej w skład Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, kolejne rządy tego kraju dążyły do asymilacji i europeizacji zamieszkującej tam jeszcze przed przybyszami ze Starego Kontynentu ludności autochtonicznej. Jedną z metod tej polityki było odbieranie dzieci rodzicom i wychowywanie ich oraz edukacja w placówkach z internatami. Większość szkół była prowadzona przez Kościoły chrześcijańskie, głównie przez Kościół protestancki i anglikański, ale również i Oblatów, którzy należą do Kościoła rzymskokatolickiego.
W szkołach stosowano system kar, w tym cielesnych, zmuszano do pracy, wykorzystywano seksualnie, a ich podopieczni często nie mogli długimi latami zobaczyć się z rodziną.
Wówczas panował model rozwoju społeczeństwa przez edukację i dyscyplinę, który zakładał, że, posługując się tymi narzędziami, można narzucić całym narodom, a zwłaszcza dzieciom i młodzieży, nową, rzekomo lepszą i bardziej zaawansowaną kulturowo tożsamość.
Takiej niewłaściwej i nie humanistycznej filozofii wychowania i edukacji uległy przed wiekiem także Kościół katolicki i inne Kościoły chrześcijańskie. Podejmując działania ewangelizacyjne i misjonarskie, często z założenia traktowano dzieci rdzenne jako kulturowo gorsze, upośledzone społecznie i intelektualnie.
Autorka dociera do wielu poszkodowanych osób; Henry'ego Pitawanakwata, Mariusa Tungilika, Chany'ego Wenjacka i przede wszystkim Toby'ego Obeda., który "umierał" za każdym razem, kiedy ktoś wbijał mu ostrze w duszę, czyli 27 razy.
Dociera, słucha, notuje i opisuje straszne historie tych ludzi. Opisuje ich przeszłość, pochodzenie, ale i teraźniejsze życie bardziej lub mniej poskładane. Urodzeni w przemocowych domach, bici i poniżani trafiali do szkół z internatem, gdzie byli jeszcze gorzej traktowani. Wychowani w przemocy i braku miłości nie potrafili często odnaleźć swojej drogi życiowej.
Reportaż jest rzetelnie i ciekawie napisany, choć ilością opisywanych osób i trudnych faktów przytłacza. Wstrząsające sceny, ból opowiadających osób, ich żal do państwa, do kościoła, do całego świata przygnębia człowieka. Tak trzeba pisać o takich wydarzeniach, trzeba czytać i przekazywać informacje dalej ale ich ilość zawarta w tym reportażu i powtarzające się sceny, fakty przydusiły mnie okropnie.
Sama autorka pisze na końcu książki, że napisała ją jako" próbę zrozumienia, nie tylko tego, co się w Kanadzie wydarzyło-ale i tego, co przyszło potem. Jak działają mechanizmy pozwalające jednych krzywdzić, a rozgrzeszać drugich? Kto i z jakiej przyczyny czynił zło, a kto się na to milcząco godził?"
Tak, problem traktowania ludności autochtonicznej w Kanadzie, którego tragicznym przejawem jest los wychowanków szkół rezydencjalnych, musi być przedmiotem rachunku sumienia elit i społeczeństw Zachodu, mających w swojej historii karty kolonizacji i ujarzmiania innych narodów. Rachunku sumienia, żalu za grzechy i zadośćuczynienia muszą również dokonać Kościół rzymskokatolicki i inne Kościoły chrześcijańskie biorące udział w systemie edukacji i wychowania.
Niektórzy już przepraszają...Przepraszają, proszą o wybaczenie, spuszczają głowę, współczują i płaczą razem z poszkodowanymi, pokrzywdzonymi. Przeprasza rząd Kanady, Oblaci, Prezbiterianie, Kościół anglikański.
Nie można ignorować tych czarnych kart historii, ale nie można również robić teraz na złość Kościołowi katolickiemu
(dewastowanie i podpalanie kościołów, po odkryciu grobów w Kanadzie)
Błędne jest stosowanie w tej tragicznej i bolesnej kwestii odpowiedzialności zbiorowej. Zwłaszcza zaś kultywowanie stereotypu tzw. „grzechu pokoleniowego”. Współcześni katolicy i inni chrześcijanie, zarówno duchowni, jak i świeccy, nie są moralnie winni wydarzeniom w Kanadzie kilkadziesiąt lub sto lat temu. Nie mogą więc być z tego powodu obiektami agresji i zbiorowej nagonki. Tylko stanięcie w prawdzie i wzajemnym przebaczeniu, nie unikającym odpowiedzialności i zadośćuczynienia, może być drogą wyjścia z tej traumy. Traumy, która nigdy nie powinna się była wydarzyć.
Od kilku lat dowiadujemy się z mediów o odkrywaniu zapomnianych przez dekady, nieoznaczonych grobów uczniów i wychowanków szkół z internatami, które od lat 80. XIX w. powstawały w Konfederacji Kanady. Obecnie mówi się najczęściej o tym kraju, choć warto pamiętać, że tego rodzaju placówki działały także w USA i Australii.
Po powstaniu w 1867 r. Konfederacji Kanady,...
2023-12-16
Słowo granica wiele znaczeń ma. Granica przyjaźni, możliwości, cierpliwości, granica jako linia podziału, jako miara czegoś, ograniczony zasięg, granica rzeczywista lub wyimaginowana. Można by długo tak wypisywać.
Granica jest również linią demarkacyjną rozgraniczająca dwie przestrzenie, dwa różne państwa i na tym terminie głównie skupiła się autorka reportażu "Rubież"
Trójstyk granic; Litwa, Polska, Rosja- biegun zimna. Stąd pani Ewa rozpoczęła swoją podróż w kierunku Bieszczad, w kierunku innej granicy.
Ponad 1000 km. pieszo. Podziwiam!
Umęczenie, potknięcia, słabości, lepki pot, brud, niewygodne noclegi w namiocie, niejednokrotnie łzy, ale i na pewno ciekawe przeżycia, których zabrakło mi w tym reportażu.
Biorą książkę do ręki oczekiwałam zupełnie innej literatury.
Myślałam, że podążając za Panią Ewą przeżyję ekscytującą przygodę, poznam ciekawych ludzi itp.
Owszem parę wzmianek, kilka drobnych rozmów było i nic poza tym. W książce dużo jest wiadomości zaczerpniętych z różnych źródeł dotyczących znaczenia słowa granica, o przekraczaniu granicy, wyznaczaniu granic itd. Przytaczane są słowa np. geografa prof. Jerzego Bańskiego, Lorda G. Curzona, profesora F. Pietkiewicza itd.
Ciekawe nie powiem, ale nie tego oczekiwałam sięgając po tą pozycję.
Rozczarowana, troszkę znużona zakończyłam podróż z autorką wzdłuż wschodniej granicy Polski.
Słowo granica wiele znaczeń ma. Granica przyjaźni, możliwości, cierpliwości, granica jako linia podziału, jako miara czegoś, ograniczony zasięg, granica rzeczywista lub wyimaginowana. Można by długo tak wypisywać.
Granica jest również linią demarkacyjną rozgraniczająca dwie przestrzenie, dwa różne państwa i na tym terminie głównie skupiła się autorka reportażu...
2023-12-13
Słowenia jest jednym z najbardziej zamożnych i rozwiniętych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. To niewielki lecz bardzo interesujący i zróżnicowany kraj. Przepiękne góry, czyste jeziora, morze, senne, portowe miasteczka, jak i duże metropolie. Kraj, który ma bogatą, ale bardzo trudną historię. Ukochane miejsce Drago Jančara, który urodził się w Mariborze, w 1948 roku. Z powodu „szerzenia wrogiej propagandy” w 1974 roku został aresztowany. Poniżany, szykanowany, więziony, po uwolnieniu zdecydował przeprowadzić się do do Lublany, gdzie poznał wielu wpływowych artystów i intelektualistów, krytycznie nastawionych wobec restrykcyjnej polityki kulturalnej władz komunistycznych. Zajął się pisaniem scenariuszy, nowel, opowiadań.
"Spojrzenie anioła" to jedna z jego książek, w której podróżując po różnych zakątkach świata przedstawia historie życia różnych osób, z pochodzenia Słoweńców. Są to mniej lub bardziej znane postacie, ich dramaty i traumy. Każde opowiadanie ma inny charakter, ale każde utrzymane jest w bałkańskim klimacie. Smutne, trudne, czasami mrożące krew w żyłach, brutalne, ukazujące niesprawiedliwość i zło naszego świata, a przede wszystkim traktujące o śmierci.
Kolejne ciekawe spotkanie z literaturą bałkańską za mną. Troszkę inne bo formie opowiadań, a nie powieści, ale na pewno poznawcze i dość interesujące. Zmusiło mnie do pogrzebania w internecie i doczytania wielu faktów historycznych, o których wcześniej nie słyszałam. Ja tak lubię, to mój żywioł !
Słowenia jest jednym z najbardziej zamożnych i rozwiniętych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. To niewielki lecz bardzo interesujący i zróżnicowany kraj. Przepiękne góry, czyste jeziora, morze, senne, portowe miasteczka, jak i duże metropolie. Kraj, który ma bogatą, ale bardzo trudną historię. Ukochane miejsce Drago Jančara, który urodził się w Mariborze, w 1948 roku. Z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mało się mówi o heroicznej walce mieszkańców gór z okupantem. Bardziej na topie, lepiej sprzedają się sensacyjne informacje dotyczące zdrady, które mocno zakorzeniają się w pamięci, a prawdę, historię bohaterstwa trzeba odkrywać, bo często jest przemilczana.
"Kim jesteś, jeśli nie staniesz w obronie tego, w co wierzysz ?"
Kobiety. To kolejna, niezmiernie istotna i cenna część brakującej okupacyjnej panoramy, którą autorka chce uzupełnić.
Działaczki oświatowe i liderki w społecznościach lokalnych, jak Józefina Machay-Mikowa, krzewicielka polskości na Orawie, wybitne sportsmenki i mistrzynie narciarstwa – Helena Marusarzówna i Bronisława Staszel-Polakowa, Antonina Tatar, pierwsza kobieta, szefowa Związku Podhalan góralka sprawiedliwa Katarzyna Filipek, ale też skromna gospodyni, prowadząca gospodarstwo na plebanii, Ludwina Makuch.
Zwykłe często dziewczyny, piękne góralki, które dokonywały wiekopomnych czynów, nie wpisały się głośno w historię, nie doczekały za życia nagród i pochwał za swoje czyny. Niezłomne kobiety podziwiane a zarazem znienawidzone przez Niemców. Kobiety, które patriotyzm miały wyryty w sercu.
Ich historie symbolizują walkę tysięcy młodych odważnych Polek, które działały w ciszy i poświęcały młodość, zdrowie, życie dla dobra Polski.
Każda z opisywanych historii jest niezwykła, wstrząsająca, stawia pytanie o granice człowieczeństwa. Historie dokładnie przeanalizowane i opisane przez autorkę, która dotarła do wielu dokumentów, osób aby jak najdokładniej przedstawić, opisać piętnaście bohaterek.
Książki nie czyta się szybko. To trudny kawałek historii, a wiele dat i faktów może znużyć czytelnika. Jednak całokształt fascynuje, hipnotyzuje i absorbuje. Cieszy, że jest ktoś taki jak Pani Agata Puścikowska, która nie chce, aby prawda została utajniona. Dąży do tego, aby historię o dzielnych góralkach poznało, przeczytało jak najwięcej osób!
Mało się mówi o heroicznej walce mieszkańców gór z okupantem. Bardziej na topie, lepiej sprzedają się sensacyjne informacje dotyczące zdrady, które mocno zakorzeniają się w pamięci, a prawdę, historię bohaterstwa trzeba odkrywać, bo często jest przemilczana.
więcej Pokaż mimo to"Kim jesteś, jeśli nie staniesz w obronie tego, w co wierzysz ?"
Kobiety. To kolejna, niezmiernie istotna i cenna...