-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant5
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz2
-
ArtykułySEXEDPL poleca: najlepsze audiobooki (nie tylko) o seksie w StorytelLubimyCzytać2
Biblioteczka
2017-11-19
2017-11-03
2017-10-28
Ogry, mnisi, wiedźmy, diabliki, demony, zjawy. Saksoni, Brytowie, Piktowie. Herosi, dowódcy, kozły ofiarne. Klasztorna twierdza, smoczyca odbiegająca od baśniowych stereotypów, samotny krzak głogu. Konstrukcja ułatwiająca wydziobywanie wnętrzności przez ptaki. Wątroba połyskująca w świetle kaganka.
Waleczni rycerze, nieokrzesany chłystek nagdryziony przez tajemniczą istotę, para wątłych staruszków pławiących się we wzajemnym szacunku, czułości, trosce, kurczowo trzymających się tego co tu i teraz.
Nienazwane lęki, "czarne cienie" przeszłości, "zapomniane i nieukarane" zło, „pokój zbudowany na rzezi i sztuczce magika”. Ziemia przesycona kośćmi, czekająca na wyrównanie rachunków, pielęgnowanie nienawiści, hodowanie mścicieli.
Wszystko spowite mgłą niepamięci, zapomnienia. Wszystko wątłe, iluzoryczne, tymczasowe, pozorne, niedopowiedziane, sztuczne, zawieszone w bliżej nieokreślonym letargu, błogostanie, nawiasie pomiędzy zemstą a wybaczeniem, ignorancją a świadomością. Cisza przed burzą…
Niespieszna wędrówka, efemeryczna akcja, enigmatyczne zakończenie.
Zaczęło się to dosyć przyjemnie, po ostatnich dwóch chybionych lekturach dawało poczucie relaksu, przyjemności, błogości. Na dłuższą metę stało się jednak nużące.
Przyznaję, zagadnienia związane z wspomnieniami, pamięcią, tożsamością zbiorową, indywidualną, narodową, religijną, plemienną, wypieraniem, wybiórczością, wymazywaniem, zbiorową amnezją są oczywiście ważne. W świetle bieżących wydarzeń geopolitycznych trudno nie zatrzymać się nad kwestiami typu:
"Kto wie, co się zdarzy, gdy ludzie o giętkich językach zrymują stare żale ze świeżym pragnieniem podboju?"
"To prawda, że nasze armie nie są zbyt liczne, nawet na nizinach. Przyjrzyj się jednak temu krajowi. W każdej dolinie, przy każdym zakolu rzeki odnajdziesz (...) wioski i we wszystkich jest wielu silnych mężczyzn i dorastających chłopców. To oni zasilą nasze szeregi, kiedy ruszymy na zachód."
Pytania stawiane przez Ishiguro wydają się aktualne bardziej niż zwykle (inny temat czy nie były tak samo aktualne przed każdym ludobójstwem, masakrą, pogromem zdarzającymi się na przestrzeni dziejów chyba w każdej szerokości geograficznej...) mam jednak wrażenie, że to mimo wszystko współczesny banał podrasowany konwencją średniowieczno-rycerskiego-fantasy, dla przydania szlachetności unurzany w pozornej w gruncie rzeczy czułości, szacunku, uprzejmości... Uporczywa fair-play przeciwników, „księżniczkowanie” bohatera na początku urocze, po jakimś czasie staje się przesłodzone i zaczyna mdlić.
Mnogość symboli, mnogość metafor, kontekstów, ale jakoś to wszystko przekombinowane. No chyba, że powieść ma być jedną wielką karykaturą wszystkiego czego dotyka, wówczas byłbym skłonny dodać jedną gwiazdkę. Sęk w tym, że utopiłem się w wodolejstwie autora. Czasu poświęconego na lekturę nie uważam za zmarnowany, ot, miła książka nie wymagająca większego zaangażowania, wydaje się jednak, że gdyby Ishiguro nie był absolwentem kursów creative writing "Olbrzym" byłby litościwie krótszy o połowę.
Lojalnie uprzedzam, że nie jestem miłośnikiem klimatów celtyckich, powieści fantasy, obyczajówek, w szczególności tych tasiemcowych.
Ogry, mnisi, wiedźmy, diabliki, demony, zjawy. Saksoni, Brytowie, Piktowie. Herosi, dowódcy, kozły ofiarne. Klasztorna twierdza, smoczyca odbiegająca od baśniowych stereotypów, samotny krzak głogu. Konstrukcja ułatwiająca wydziobywanie wnętrzności przez ptaki. Wątroba połyskująca w świetle kaganka.
Waleczni rycerze, nieokrzesany chłystek nagdryziony przez tajemniczą...
2017-10-14
Zajawka na okładce zapobiegliwie przemilcza background zawodowo-edukacyjny autorki, za to szczegółowo informuje o jej charakterze, zainteresowaniach, w końcu o tym, że „zaczęła pisać z przekory i wpadła we własne sidła”. Ja wpadłem w sidła intrygującego tytułu, okładki, która jak na polskie wydania literatury masowej wydaje się całkiem interesująca i pobudek osobistych, na temat których nie będę się rozpisywać. Albo powiem w skrócie, że chciałem porównać jak literacka wersja zagadnienia przemocy domowej ma się do przypadków z życia wziętych. Po książkę sięgnąłem tym chętniej, że miała stanowić „doskonałe studium”.
Z nagłaśnianiem i piętnowaniem przemocy domowej na wszelkie możliwe sposoby zgadzam się w całej rozciągłości. Temat powinien być podejmowany w kółko i na okrągło, odmieniany przez wszelkie możliwe przypadki, by jak najwięcej kobiet mogło świadomie stanąć przed lustrem i uczciwie, powoli, krok po kroku najpierw przed sobą, a potem przed znajomymi (o ile jeszcze takich mają), przyznać, że ten odstręczający problem jest również ich problemem, że również ich dotyczy, by mogły wyzbyć się wstydu, znaleźć w sobie odwagę, dać sobie szansę na wyswobodzenie z tyranii "psychola", a dzieciom – na normalność.
Niezależnie od wagi tematu językowo, warsztatowo, literacko ta książka mocno kuleje, by nie powiedzieć leży i kwiczy. Rachityczne dialogi, ubóstwo językowe nad którym góruje poetyka w stylu „wyswobadzanie z odzienia” czy „toczenie nierównej walki z wirującym mieszkaniem”, zestaw złotych myśli dodatkowo pozłacanych kursywą. Rozumiem, że to zabieg celowy, że to wszystko ma być drukowanymi żeby nie dało się tego nie zauważyć, nie rozumiem jednak dlaczego autorka czuje się w obowiązku informować czytelnika, że zimą o godzinie 17tej jest już ciemno a drapanie parkietu drapakiem powoduje zadrapania tegoż… Nie mówiąc już o jednym z najbardziej oklepanych i mało realistycznych rozwiązań, które owszem może przynieść otuchę, ale raczej osobom, które "znają" temat ze słyszenia, bo rzeczywistym ofiarom dostarcza chyba tylko dodatkowej frustracji. Gdyby tak to wyglądało w realu statystyki przemocy skurczyłyby się pewnie o jakieś 75 procent, przynajmniej w polskiej rzeczywistości…
Przydzielam tytułowi cztery gwiazdki, ale zaznaczam uczciwie, że dwie z nich tylko i wyłącznie ze względu na pewną utylitarność. Wyobrażam sobie bowiem, że „Pozorność” może być skutecznym lustrem, pożyteczną inspiracją dla tych, którzy pewnych oczywistych rzeczy nie widzą i bez ingerencji osób trzecich nie zobaczą. Zakładam (jako laik), że dla psychologów, terapeutów, pracowników fundacji działających na rzecz kobiet, może stanowić pożyteczny „elementarz” do wręczania pacjentkom. W innym wypadku to produkt książkopodobny…
P.S.:
Mimo wszystko, gdzieś tam w tle kołaczą się przewrotnie pytania:
1. Czy aby pozorność dotyczyła tylko sytuacji po ślubie? Czy w momencie gdy ni stąd ni zowąd bohaterka porzuciła "ukochanego" najzwyczajniej w świecie nie wybrała grubszego portfela?
2. Czy to faktycznie możliwe by mieszkająca w sąsiednim pokoju matka przez kilka lat nie dostrzegała niczego niepokojącego? Może po prostu nie chciała otwierać "puszki z Pandorą"? A w rodzinie nigdy nie było rozwodów...
3. Czy bohaterka porzucając mężczyznę "idealnego" nie wybrała podświadomie tego, który dawał gwarancję realizowania podskórnie rozpoznawalnych wzorców? Wszak spokój w domu to nuda...
4. Czy istnieje facet który czeka kilka lat na przysłowiowego Godota ani nie podejmując zdecydowanych działań ani nie interesując się skutecznie innymi kobietami? Czy taki facet zostałby uznany we współczesnym świecie za rycerza na białym koniu czy raczej czubka, kandydatka na stalkera albo "co gorsza" geja?
5. Wreszcie, czy faktycznie najważniejsze jest "co ludzie powiedzą"? Czy zmiana priorytetów na odpowiednio wczesnym etapie nie ucięłaby w zarodku przynajmniej części z tego typu patologii?
...
Zajawka na okładce zapobiegliwie przemilcza background zawodowo-edukacyjny autorki, za to szczegółowo informuje o jej charakterze, zainteresowaniach, w końcu o tym, że „zaczęła pisać z przekory i wpadła we własne sidła”. Ja wpadłem w sidła intrygującego tytułu, okładki, która jak na polskie wydania literatury masowej wydaje się całkiem interesująca i pobudek osobistych, na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-27
2017-10-10
Fabularnie – bajeczka dla pensjonarek. Literacko – powiastka dla młodzieży szkolnej. Na swój sposób wciągająca (wszak doczytana do końca), na swój sposób dołująca. Dość przewidywalna, właściwie już od pierwszej strony wiadomo o co chodzi. Postaci mało wyraziste. Akcja, morał i mądrości poboczne rozpływają się w gadulstwie głównej bohaterki. Mam nieodparte wrażenie że treść może być pasjonująca/odkrywcza dla czytelników max do 25 roku życia i to ze sporą nawiązką. Taki „moralitet” w stylu Schmitta z tym, że okrutnie przegadany.
Dla mnie najciekawsza była warstwa okołopsychologiczna: "wypełnianie" bohaterów duszą, generowanie wyedukowanych społecznie, niby kulturalnych, niby czujących, niby indywidualnych ale jednak masowych trybików znających swoje miejsce w szeregu. Trochę drażniła obsesja głównej bohaterki na punkcie języka niewerbalnego.
No i ta sławetna przyjaźń między dziewczynami, kobietami… Wartościowy know-how dla młodzieży szkolnej. Im wcześniej zaczną się uczulać na niekoniecznie "słitaśne" ewentualności tym lepiej.
Temat przewodni niby z potencjałem, ale przedstawiony powierzchownie, w dziwacznie infantylny sposób. Jeśli ktoś chce się nad nim pozastanawiać na serio, chyba lepiej poświęcić czas na adekwatną literaturę faktu. Gwarantuję, że treść będzie bardziej wyrazista, dostarczy dużo mocniejszych wrażeń, dużo szerzej otworzy oczy, a co najważniejsze umysł. Mówię tu i o finalnym produkcie i o dehumanizacji, która tak wiele rzeczy ułatwia, w szczególności w dobie globalizacji... Lepiej pochylić się nad rzeczywistymi przypadkami niż zasłaniać bezpieczną szybą fikcyjnych antyutopii. Wystarczy zawitać w Egipcie, Chinach, Malezji, Indiach, Tajlandii. Nawet na Cyprze... To się wydarza niezależnie od tego jak bardzo cywilizacja zachodnia umywa od tego ręce. Mam żal do Ishiguro, że temat ledwie liznął i to w tak lukrowany sposób.
Podsumowując: treść idealna do pociągu, na plażę, do w miarę inteligentnego zabicia czasu. Na głęboki namysł i wspominanie po latach, nie mówiąc już o powrotach - niekoniecznie.
Po nadziejach związanych z tegorocznym noblistą – rozczarowanie. Jedno z tych większych. Nie obrażam się do końca na autora, spróbuję z jeszcze jednym tytułem, ale jeśli okaże się podobny do "Nie opuszczaj mnie" cisnę go w kąt i porzucę na amen.
Fabularnie – bajeczka dla pensjonarek. Literacko – powiastka dla młodzieży szkolnej. Na swój sposób wciągająca (wszak doczytana do końca), na swój sposób dołująca. Dość przewidywalna, właściwie już od pierwszej strony wiadomo o co chodzi. Postaci mało wyraziste. Akcja, morał i mądrości poboczne rozpływają się w gadulstwie głównej bohaterki. Mam nieodparte wrażenie że treść...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-01-13
„Gwiżdzę na promieniowanie,
Bo Ruskiemu zawsze stanie…”
„Śmieszna i smutna historia”. „Rzeczywistość fantastyczna, w której „koniec świata nałożył się na epokę kamienną”. Teatr absurdu. Tragedia. Groteska. Zagadka. Fizykochemiczna rozpusta. „Tysiące ton cezu, jodu, ołowiu, cyrkonu, kadmu, berylu, boru, nieznana ilość plutonu…” Śmiertelne dawki rentgenów. Bezcielesny wróg. Jakaś nowa śmierć. Wezwania z czerwonym paskiem. Celofanowe worki. Cynkowe trumny. Betonowe płyty przekładane ołowiem. Wojenne wychowanie. Wojenne myślenie. Wojenna miara. Strach. Niewiedza. Nadzwyczajne komisje. Prezydialne stoły. Śmigłowce bojowe. Wojskowe myśliwce. Policzek wymierzony jedności obozu socjalistycznego. Blokady. Wywrotki. Buldożery. Szabrownicy. Grabarze. Stare i nowe słowa. Bandyci. Męczennicy. Uciekinierzy. Dozymetryści. Piloci. Szeregowcy. Milicjanci. Likwidatorzy. Strażacy. Pielęgniarki. Uchodźcy. Dzieci. Obiekty radioaktywne. Obiekty podlegające dezaktywacji. Bohaterstwo. Samobójstwo. Poczucie obowiązku. Dziecięcy poryw. Honorowy męski osąd. Miłość do ojczyzny. Groźba kulki w łeb. Rosjanie. Ukraińcy. Białorusini. Kazachowie. Ormianie. Czeczeni. Człowiek radziecki. Człowiek stalinowski. Człowiek czarnobylski. Dziwaczne ptasie gniazda. Cerkwie pełne ludzi. Eksterminacja zwierząt. Opieczętowane budynki. Mogilniki. Mistrzostwa świata w piłce nożnej. Kolumny z ewakuowanymi ludźmi. Morze samogonu. Zakopane domy. Zakopane lasy. Pogrzebana ziemia. Dziesiątki tysięcy przesiedleńców. Świat bez ptaków. Świat bez kobiet. Likwidacja dokumentacji medycznej. Podsłuchy. Sąd w trybie wojennym za szerzenie paniki. Rzadkie okazy. Aplazja odbytu. Aplazja pochwy. Czarnobylskie kalectwo. Czarnobylscy hibakuksza. Jodek potasu zapijany spirytusem. Przyśpiewki o ołowianych gaciach. Prawo dżungli. Krótkożyciowe izotopy. Senne, wiecznie zmęczone dzieci. Dwieście trzydzieści osiem półrozpadów. Nieśmiertelne „gorące cząstki”. Zapomniane stalinowskie słownictwo. Radziecka mentalność. Słowiańskie lenistwo. Słowiańska wstydliwość. Słowiańska antytechnologiczność. Tajemnica wojskowa. „Pragnienie cudu”. Dziesiątki tysięcy zielonych biorobotów. Przekleństwo kultury ofiarności i braku racjonalnego myślenia. Pomniki i muzealne rekwizyty. Zielone kałuże. Rude lasy. „Wywrotowa działalność” zachodnich wywiadów. „Wroga dywersja”. Zagłuszanie „wrogich rozgłośni”. „Cuda męstwa i heroizmu”. Radionuklidy. Cząstki alfa, beta, gamma. Radiobiologia. Promieniowanie jonizujące. Izotopy. Dozymetry fintifluszki. Tysiące niewyjaśnionych zgonów. Pola zasypane białym dolomitem. Odczyty „o heroizmie ludzi radzieckich, o symbolach wojennego męstwa, knowaniach zachodnich wywiadów…”. Trzydziestoletnie puszki z żywnością. Okno na świat. Fabryka marzeń. Pielęgnowanie mitów. Meldunki. Raporty. Podsłuchy. Partyjna dyscyplina. Piramida władzy. Matka Boska Czarnobylska. Przekleństwo. Bezradność. Bezbronność. Negacja. Nihilizm. Fatalizm. Niedoinformowanie. „Połączenie ciemnoty i myślenia korporacyjnego”. Poczucie wspólnoty. „Wszystko się pokręciło”. „Normalny rosyjski chaos”. „Radzieckie pogaństwo”. Wysadzenie imperium. Car „z diabelskim znamieniem”. „Katastrofa rosyjskiej mentalności”. „Mały człowiek ze swoimi małymi problemami”. Skażona ziemia. Skażona świadomość. Naturalne laboratorium. Metafora. Okno na Europę. Dysertacje. Monografie. Kilometry taśmy filmowej. Czarnobylscy stalkerzy. Sprzedawcy apokalipsy. Wehikuł czasu. Czarnobylski rezerwat.
Katalog impresji prezentujący w pełnej krasie zderzenie człowieka wychowywanego do wojny z człowiekiem bezładu upadku imperium radzieckiego, potrzebę łączenia starych i nowych pojęć, konieczność przedefiniowania pojęcia odczuwania przestrzeni. Wypadkowa delikatnej, efemerycznej materii wspomnień, wyższości zapomnienia nad pamiętaniem, wnętrz, pejzaży bez człowieka, upadania w koszmar wojny, wybijania się na stachanowca, życia zapisywanego na drzwiach, istnień, które „umarły na Czarnobyl”, Rosji, która „nigdy nie ratowała swoich ludzi”, utraty kilku ojczyzn za jednym zamachem, Kirgistanu dla Kirgizów, strachu przed człowiekiem z karabinem, zabiegania i próżności, proroctw ze świętych ksiąg, życia wśród ptaków i zwierząt, zagadnienia narodowości, wyrafinowania w złych uczynkach, zazdrosnego podpatrywania kobiet w ciąży, grzechu rodzenia dzieci, kufra ze starymi rękopisami, ucieczki w Kartezjusza, handlu strachem, tęsknoty za odgrywaniem roli, za sensem, bylejakości, wschodniej ciemnoty, świadomości łagrowej, kłamliwego poszukiwania Boga, kultu fizyki, człowieka „rozdeptan[ego] przez wielkie wydarzenia”, życia „w oddzieleniu”, zaprogramowania na nieszczęście, utraty poczucia wieczności, fizyki niepoddającej się rozkazom wojskowym ani partyjnym decyzjom, używanych dżinsów i zleżałej margaryny, braku wszelkich praw, potrzeby zbicia się w stado, tęsknoty za komunizmem, rządami silnej ręki, stalinowskim i wojennym porządkiem.
Doskonała opowieść „o świecie Czarnobyla”. Aleksijewicz umiejętnie pokazuje jak „człowiek przedczarnobylski zmieniał się w człowieka czarnobylskiego”. Oddaje głos świadkom i uczestnikom owego czasu: lekarzom, naukowcom, akademikom, chłopom, artystom, żonom zmarłych „ochotników”, likwidatorom, strażakom, politykom, nielegalnym mieszkańcom Strefy, dzieciom... Książka jest utkana z ich odczuć, ocen, emocji, spostrzeżeń, usprawiedliwień, oskarżeń, pytań. Zebrane w całość tworzą przejmujące studium absurdu, ignorancji, indolencji, wyparcia, analfabetyzmu, zastraszenia, rezygnacji, niemyślenia, „nieograniczonej władzy jednego człowieka nad drugim”. Warstwę odwiecznej "niezmienności ludzkiego cierpienia" oraz trącanie struny emocji emocji świadomie pomijam, ale skala kurewstwa władz wobec obywateli (zarówno cywilnych jak i wojskowych), wyzierająca niemal z każdej karty „Czarnobylskiej modlitwy” jest doprawdy porażająca.
„Gwiżdzę na promieniowanie,
Bo Ruskiemu zawsze stanie…”
„Śmieszna i smutna historia”. „Rzeczywistość fantastyczna, w której „koniec świata nałożył się na epokę kamienną”. Teatr absurdu. Tragedia. Groteska. Zagadka. Fizykochemiczna rozpusta. „Tysiące ton cezu, jodu, ołowiu, cyrkonu, kadmu, berylu, boru, nieznana ilość plutonu…” Śmiertelne dawki rentgenów. Bezcielesny...
2017-10-08
Kulisy plebanii, figle proboszcza, mit celibatu, hipokryzja kleru, wyglancowane sumienia zdeprawowanych owieczek, uwalniająca moc rozgrzeszenia, iluminacje młodego kleryka.
Żydostwo Bergsona, faszyzm Heideggera, aprioryzm Hegla, personalizm Wojtyły. „Ateistyczny kapitalizm”. „Odpustowy katolicyzm”.
Esbecja, komuna, donosicielstwo, esesmani z psami, chłopi z widłami, żądni krwi polscy patrioci. „Zażydzona” polska ziemia. Jedwabne, Kielce, Wołyń.
Alkoholizm, pedofilia, kazirodztwo, hipokryzja, antysemityzm, donosicielstwo.
Uporczywe taplanie się w mule historii.
Oswajanie z nową tożsamością.
Trwanie w kleszczach "pomiędzy".
Sobota czy niedziela? Poświęcenie czy wyrachowanie? Poczucie realnego zagrożenia czy tchórzostwo? Kaprys czy obowiązek? Rozdrapywanie ran czy współczesność? Niewdzięczność czy niezrozumienie? „Kochanie bez miłości” czy „miłość bez kochania się”? „Cudowne miasta zbudowane z piaskowca” czy „arabskie slumsy z antenami”?
Leonard Neuger w posłowiu był uprzejmy napisać: „zdarzenia napływają nie tylko i nie tyle z biografii postaci występujących w sztuce, ile z doświadczeń Polaków i Żydów, którym przyszło żyć w Polsce w czasie II wojny światowej i w czasach komunizmu.” Wygląda więc na to, że z doświadczeń Polaków i Żydów z czasu II wojny światowej i czasów komunizmu powszechnie wynika, że macki kleru są wszechwładne. Katoliccy księża dybią na żydowskie dzieci nawet w Ameryce Południowej. Z rozmysłem skazują je nie tylko na praktyki pedofilskie, ale na praktyki pedofilskie wyższego rzędu bo kazirodcze. Gwoli ścisłości – nie jacyś tam katoliccy księża, a księża polscy, którzy wabią ofiary w sposób szczególnie perfidny, bo na budzącą tak wiele ciepłych uczuć szarlotkę. Trudno nie zauważyć, że piętnowanie pedofilii jest tutaj dość wybiórcze. Mimo iż tekst wkracza do współczesnego Izraela, w czasy żydowskich feministek, religijnych kibuców, palestyńskich terrorystów i anten satelitarnych milczy na temat pedofilii (i jej tuszowania) w szkołach rabinackich, w środowiskach ortodoksyjnych żydów, a przecież izraelskie dzienniki od wielu lat donoszą, że Izrael staje się przystanią dla żydowskich pedofilów z całego świata. Autor nie wykorzystał również okazji do pooglądania w świetle jupiterów paradoksu alii, który z automatu odmawia obywatelstwa Żydom będącym wyznawcami innej religii, a jest nad wyraz pobłażliwy dla wszelkiej maści przestępców… (vide choćby Gąsiorowski & Bagsik).
Czy zatem (jak pisze Neuger w posłowiu) tekst rzeczywiście prezentuje symetrie czy może jednak dysproporcje, osobliwe tanato-współzawodnictwo, ugruntowywanie półprawd i stereotypów niech każdy oceni we własnym sumieniu.
Nagromadzenie tylu dyżurnych kalek, sensacji, uproszczeń, tematów niby ważnych, niby poruszających, zawsze nośnych, ale w sumie już oklepanych powoduje, że estetyka tekstu podąża raczej w kierunku przysłowiowej brazylijskiej telenoweli niż dramatu skłaniającego do głębszej refleksji.
Jeśli „Historia Jakuba” ma prowokować do pojedynku na narodowe traumy, prawość, nieskazitelność czynów i intencji, wałkowania dobrze znanych sloganów wciąż na nowo – ok, sprawdzi się w stu procentach choć w sumie nie wnosi nic odkrywczego. Jeśli czytelnik liczy na namysł nad rzeczywistą postacią, dylematami, decyzjami księdza Wekslera – trafi jak kulą w płot, bo Słobodzianek nietuzinkową biografię zamienia w parodię.
Po genialnej Naszej Klasie - spore rozczarowanie.
P.S. Choć może to zamierzona przewrotność. Może, jakby się głębiej zastanowić, to wszystko razem wzięte faktycznie jest śmieszno-żałosne…
Kulisy plebanii, figle proboszcza, mit celibatu, hipokryzja kleru, wyglancowane sumienia zdeprawowanych owieczek, uwalniająca moc rozgrzeszenia, iluminacje młodego kleryka.
Żydostwo Bergsona, faszyzm Heideggera, aprioryzm Hegla, personalizm Wojtyły. „Ateistyczny kapitalizm”. „Odpustowy katolicyzm”.
Esbecja, komuna, donosicielstwo, esesmani z psami, chłopi z widłami,...
2017-09-30
2017-05-10
"Polska odwraca oczy" to szesnaście migawek zaczerpniętych z biografii obywateli, którym przyszło zderzyć się ze światem (choć po lekturze ciśnie się na język określenie "półświatkiem") instytucjonalno-aministracyjno-urzędniczym.
Autorka przywołuje bulwersujące wydarzenia dobrze znane z nagłówków prasowych. Czytelnik staje się świadkiem wynaturzeń kolektywnie skrywanych za murami zakładów penitencjarnych, izb dziecka, szpitali psychiatrycznych, gabinetów urzędników, korporacyjnych open space'ów... Spotyka między innymi wychowanków zabrzańskiego ośrodka sióstr boromeuszek (z osławioną carycą Bernadettą), dzieci porzucone przez rodziców harujących w UK, żonę Trynkiewicza z jej nader osobliwym sposobem rozumowania, kobiety rutynowo gwałcone (oczywiście "na własne życzenie") na wyjazdach służbowych realizowanych w ramach projektu unijnego, urzędników karnie odprowadzających haracz przełożonemu.
Z jednej strony mamy tu całą feerię patologii toczących „bezosobowy” aparat państwowy. Prawo robione „na zamówienie”, przepisy osłaniające cwaniaków, ustawki prokuratury z policją, bagatelizowanie gwałtów, fikcję resocjalizacji, degrengoladę systemu sądownictwa, opóźnianie śledztw, grę na przedawnienie, dobrodziejstwo wyroków w zawieszeniu. Modelowanie statystyk. Tak niewyobrażalną, że aż wzruszającą niedrożność elementarnego przepływu informacji pomiędzy instytucjami państwowymi. Sankcjonowanie przemocy, błędne diagnozy, naginanie przepisów. Wyuczoną nieudolność, niekompetencję, by nie powiedzieć półanalfabetyzm funkcjonariuszy państwowych. Gorliwe kultywowanie filozofii spychotechniki, tumiwisizmu…
Z drugiej, ułomności te już całkiem ludzkie, indywidualne, "namacalne". Cynizm, prostactwo, bezczelność, hipokryzja, lokalne układziki i zmowy milczenia. Świadome przymykanie oczu na cudzą krzywdę, w imię kurczowego trzymania się posad (z i tak przecież głodowymi pensjami). Błędne koło patologii i upokorzeń. Pełzająca agresja, zawiść, pragnienie zemsty. Analfabetyzm emocjonalny. Spiętrzenie nieprzepracowanych traum, krzywd, kompleksów z dzieciństwa. Bezsilność, bezradność, brak alternatywy. Dojmujące poczucie krzywdy i niesprawiedliwości społecznej.
Kopińska odmalowuje obraz dość ponury. Instytucje państwowe jawią się jako prywatne folwarki pańszczyźniane, poligony doświadczalne, wylęgarnie nadużyć. Ich zarządcy, pracownicy, osoby wykonujące zawody zaufania publicznego - jako wolni od wszelkiej odpowiedzialności psychopaci lub spolegliwe trybiki lokalnych układów. Urzędy, wciąż traktowane są jak dojne krowy. Wciąż króluje kolesiostwo i nepotyzm. Wciąż trzeba kombinować i „załatwiać”. Struktury funkcjonariuszy państwowych przypominają struktury mafijne.
Wydaje się, że „Polska…” jak w soczewce skupia skrzyżowanie mentalności homo sovieticusa z mechanizmami typowymi dla kraju postkolonialnego. Korporacyjne sitwy, nadużywanie władzy, sadyzm, zarządzanie przez chaos. Korupcja. Obfitość usprawiedliwień, codzienne kompromisy z własnym poczuciem przyzwoitości, uwalniająca moc wymówek (a to kredyt, a to praca, a to dzieci, a to przecież-wszyscy-tak-robią). Pozoranctwo, konformizm, kumoterstwo, kompensowanie deficytów przez gnębienie innych – podwładnych, słabszych, zależnych. Powszechna bierność, przyzwolenie. Stopniowe, dyskretne, konsekwentne, systematyczne przesuwanie granic. Postępująca znieczulica społeczeństwa „na dorobku”…
I choćby nie wiem jak bardzo człowiek chciał wierzgać i wrzeszczeć, że zaprezentowane wydarzenia to wyłuskane z pietyzmem, skrojone pod publiczkę, napompowane tanią sensacją, medialne "hiciory" rodem z faktoidu, nie da się zaprzeczyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, że to twarde fakty. W dodatku wydaje się, że Kopińska potraktowała je w sposób poważny, rzetelny. Dlatego, mimo próby zachowania zdrowego dystansu, książka jest dość frustrująca. Biorąc pod uwagę podobne tematy omawiane choćby w programach typu „Państwo w Państwie” trudno nie mieć poczucia, że pewne patologie to raczej wystudiowane „praktyki biznesowe” niż wypadki przy pracy… Lektura smutna tym bardziej, że przecież te rzeczy wydarzały się nie w obcym, abstrakcyjnym, łatwym do obśmiania PRLu, ale w rzeczywistości już po-transformacyjnej, a więc całkiem współczesnej, tej wymarzonej - "naszej".
Nie wiem, może dla równowagi psychicznej faktycznie lepiej odwrócić oczy i udać się na jogging czy ukręcić smoothie, przynajmniej człowiek podrasuje sobie poczucie kontroli i sprawstwa..
Na koniec dodam tylko, że tytuł jest jak najbardziej aktualny w kontekście politycznej bieżączki tudzież wyrabiania sobie stanowiska w kwestii "dobrej zmiany" / „rozwalania systemu" / utrzymania status quo (niepotrzebne skreślić).
"Polska odwraca oczy" to szesnaście migawek zaczerpniętych z biografii obywateli, którym przyszło zderzyć się ze światem (choć po lekturze ciśnie się na język określenie "półświatkiem") instytucjonalno-aministracyjno-urzędniczym.
Autorka przywołuje bulwersujące wydarzenia dobrze znane z nagłówków prasowych. Czytelnik staje się świadkiem wynaturzeń kolektywnie skrywanych...
2017-07-29
2017-07-23
2017-07-14
2017-07-03
2017-06-08
2017-06-05
2017-05-24
2017-04-21
"Listy do młodego poety" to zbiór 10 listów skierowanych przez Rilkego do niejakiego Franza Kappusa (wówczas dziewiętnastolatka, studenta akademii wojskowej), który to Kappus zasłynął w zasadzie tylko i wyłącznie tym, że Rilke był mu uprzejmy odpisać, a on wpadł na pomysł by te listy opublikować (taktownie pominąwszy swoją część korespondencji).
Fizycznie tomik jest zupełnym chuderlaczkiem. Cieniutki, kościsty, niepozorny. Tyciusieńki. Łatwo ominąć go wzrokiem lub zapodziać między szpargałami. Treść przedstawia się jednak całkiem odmiennie. Rilke dotyka w swych listach tematów zacnych i ważnych. Wewnętrzna uczciwość, pokora, spokój, korzenie procesu twórczego, skarbiec dzieciństwa, poszukiwanie „głębi rzeczy”, zaufanie do twórczej, budującej przestrzeni samotności, doświadczanie ciężaru płci, obrastanie w konwencje, zadawanie pytań i cierpliwe dochodzenie do odpowiedzi, rozkosze cielesne, gromadzenie słodyczy, umiejętność wydobycia się z „wyczerpującej, gadającej i trajkoczącej wielości”, zmaganie z życiem, aktywne uczestnictwo, osadzenie w teraźniejszości, „stawanie się”, przemiana, wyciszenie, pogarda, miłość, zwątpienie, religia. Do wyboru do koloru, nic tylko czerpać garściami.
Dywagacje literaturoznawcze pozostawiam specjalistom. Jako prosty czytelnik wspomnę tylko, że lektura "Listów..." to plaster na współczesną nadprodukcję bodźców. W pamięć zapadają szczególnie treści dotyczące doświadczania smutku i samotności. Zachęca do wyciszenia, namysłu. Tekst wart dziesiątek posiadówek na kozetce...
Duńczyk mógłby pewnie klasnąć w ręce i zakrzyknąć „Hygge!”. Mnie pozostaje wyrazić opinię, że obcowanie z tak szlachetnym, rozumnym, esencjonalnym tekstem to czysta przyjemność. W dzisiejszym zabieganym, rozgdakanym świecie niektóre treści brzmią wręcz prowokacyjnie.
"Listy do młodego poety" to zbiór 10 listów skierowanych przez Rilkego do niejakiego Franza Kappusa (wówczas dziewiętnastolatka, studenta akademii wojskowej), który to Kappus zasłynął w zasadzie tylko i wyłącznie tym, że Rilke był mu uprzejmy odpisać, a on wpadł na pomysł by te listy opublikować (taktownie pominąwszy swoją część korespondencji).
Fizycznie tomik jest...
2017-05-05
2017-05-02
Narodziny, pogrzeby, zabawy na torach, zakupy w Kauflandzie, czarne pociągi. Płonąca stodoła, ksiądz po kolędzie, pierwszy dzień szkoły, karmienie królików. Wiejskie potańcówki, zapach papierosów, sobotnie świniobicie, Harry Potter, po bójkowe "o jezujapierdolę". Mniej lub bardziej przypadkowe ciąże. Grypy, kolczyki po mamie, okupacja, przesiedlenia, ledwo muśnięte młyny historii, kaprysy, lęki, nadzieje, zapach szamponu pokrzywowego, odrzucanie wielkich szans i wielkiej przyszłości. Wakacje w Bułgarii, denominacja, niepiękne dzieci, akceptacja faktu, że "nie wszystko o sobie można wiedzieć". Drżenie szyn, wczołgiwanie się w czyiś cień, premiera "Dnia Świra", finał "Idola". "Dzieciństwo, młodość, pierwsze przygody, pierwsze randki."
Małecki i jego dobrze rozpoznawalne klimaty. Przeszłość, współczesność, tygiel pokoleniowy, czas wojny, czas pokoju. Śmieszno, strasznie, swojsko, nostalgicznie, zwięźle, ciepło, dramatycznie, emocjonalnie. W punkt. Ale już powtarzalnie, już schematycznie, już całkiem nie zaskakująco.
Czytelnikom, którzy do tej chwili uchowali się przed lekturą Małeckiego, zdecydowanie nie odradzam. Prawdopodobnie będą mieli z lektury wiele przyjemności. Ot, po prostu po poprzednich tytułach, które zdecydowanie przypadły mi do gustu, tutaj nie znalazłem niczego odkrywczego. Choć może ma to związek z tym, że robię się bardziej cyniczny, a dodatkowo, z ostatniego braku czasu poczytywałem Rdzę w metrze, więc może trudno było wczuć mi się w klimat, który w Dygocie i Śladach tak smakował ...
Narodziny, pogrzeby, zabawy na torach, zakupy w Kauflandzie, czarne pociągi. Płonąca stodoła, ksiądz po kolędzie, pierwszy dzień szkoły, karmienie królików. Wiejskie potańcówki, zapach papierosów, sobotnie świniobicie, Harry Potter, po bójkowe "o jezujapierdolę". Mniej lub bardziej przypadkowe ciąże. Grypy, kolczyki po mamie, okupacja, przesiedlenia, ledwo muśnięte młyny...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to