-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant11
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać395
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2019-08-01
2019-08-20
2019-09-04
2019-08-11
2019-08-07
2019-03-22
2018-09-28
2018-09-02
2018-08-01
2018-07-04
2018-05-19
2017-11-19
2017-11-03
2017-01-13
„Gwiżdzę na promieniowanie,
Bo Ruskiemu zawsze stanie…”
„Śmieszna i smutna historia”. „Rzeczywistość fantastyczna, w której „koniec świata nałożył się na epokę kamienną”. Teatr absurdu. Tragedia. Groteska. Zagadka. Fizykochemiczna rozpusta. „Tysiące ton cezu, jodu, ołowiu, cyrkonu, kadmu, berylu, boru, nieznana ilość plutonu…” Śmiertelne dawki rentgenów. Bezcielesny wróg. Jakaś nowa śmierć. Wezwania z czerwonym paskiem. Celofanowe worki. Cynkowe trumny. Betonowe płyty przekładane ołowiem. Wojenne wychowanie. Wojenne myślenie. Wojenna miara. Strach. Niewiedza. Nadzwyczajne komisje. Prezydialne stoły. Śmigłowce bojowe. Wojskowe myśliwce. Policzek wymierzony jedności obozu socjalistycznego. Blokady. Wywrotki. Buldożery. Szabrownicy. Grabarze. Stare i nowe słowa. Bandyci. Męczennicy. Uciekinierzy. Dozymetryści. Piloci. Szeregowcy. Milicjanci. Likwidatorzy. Strażacy. Pielęgniarki. Uchodźcy. Dzieci. Obiekty radioaktywne. Obiekty podlegające dezaktywacji. Bohaterstwo. Samobójstwo. Poczucie obowiązku. Dziecięcy poryw. Honorowy męski osąd. Miłość do ojczyzny. Groźba kulki w łeb. Rosjanie. Ukraińcy. Białorusini. Kazachowie. Ormianie. Czeczeni. Człowiek radziecki. Człowiek stalinowski. Człowiek czarnobylski. Dziwaczne ptasie gniazda. Cerkwie pełne ludzi. Eksterminacja zwierząt. Opieczętowane budynki. Mogilniki. Mistrzostwa świata w piłce nożnej. Kolumny z ewakuowanymi ludźmi. Morze samogonu. Zakopane domy. Zakopane lasy. Pogrzebana ziemia. Dziesiątki tysięcy przesiedleńców. Świat bez ptaków. Świat bez kobiet. Likwidacja dokumentacji medycznej. Podsłuchy. Sąd w trybie wojennym za szerzenie paniki. Rzadkie okazy. Aplazja odbytu. Aplazja pochwy. Czarnobylskie kalectwo. Czarnobylscy hibakuksza. Jodek potasu zapijany spirytusem. Przyśpiewki o ołowianych gaciach. Prawo dżungli. Krótkożyciowe izotopy. Senne, wiecznie zmęczone dzieci. Dwieście trzydzieści osiem półrozpadów. Nieśmiertelne „gorące cząstki”. Zapomniane stalinowskie słownictwo. Radziecka mentalność. Słowiańskie lenistwo. Słowiańska wstydliwość. Słowiańska antytechnologiczność. Tajemnica wojskowa. „Pragnienie cudu”. Dziesiątki tysięcy zielonych biorobotów. Przekleństwo kultury ofiarności i braku racjonalnego myślenia. Pomniki i muzealne rekwizyty. Zielone kałuże. Rude lasy. „Wywrotowa działalność” zachodnich wywiadów. „Wroga dywersja”. Zagłuszanie „wrogich rozgłośni”. „Cuda męstwa i heroizmu”. Radionuklidy. Cząstki alfa, beta, gamma. Radiobiologia. Promieniowanie jonizujące. Izotopy. Dozymetry fintifluszki. Tysiące niewyjaśnionych zgonów. Pola zasypane białym dolomitem. Odczyty „o heroizmie ludzi radzieckich, o symbolach wojennego męstwa, knowaniach zachodnich wywiadów…”. Trzydziestoletnie puszki z żywnością. Okno na świat. Fabryka marzeń. Pielęgnowanie mitów. Meldunki. Raporty. Podsłuchy. Partyjna dyscyplina. Piramida władzy. Matka Boska Czarnobylska. Przekleństwo. Bezradność. Bezbronność. Negacja. Nihilizm. Fatalizm. Niedoinformowanie. „Połączenie ciemnoty i myślenia korporacyjnego”. Poczucie wspólnoty. „Wszystko się pokręciło”. „Normalny rosyjski chaos”. „Radzieckie pogaństwo”. Wysadzenie imperium. Car „z diabelskim znamieniem”. „Katastrofa rosyjskiej mentalności”. „Mały człowiek ze swoimi małymi problemami”. Skażona ziemia. Skażona świadomość. Naturalne laboratorium. Metafora. Okno na Europę. Dysertacje. Monografie. Kilometry taśmy filmowej. Czarnobylscy stalkerzy. Sprzedawcy apokalipsy. Wehikuł czasu. Czarnobylski rezerwat.
Katalog impresji prezentujący w pełnej krasie zderzenie człowieka wychowywanego do wojny z człowiekiem bezładu upadku imperium radzieckiego, potrzebę łączenia starych i nowych pojęć, konieczność przedefiniowania pojęcia odczuwania przestrzeni. Wypadkowa delikatnej, efemerycznej materii wspomnień, wyższości zapomnienia nad pamiętaniem, wnętrz, pejzaży bez człowieka, upadania w koszmar wojny, wybijania się na stachanowca, życia zapisywanego na drzwiach, istnień, które „umarły na Czarnobyl”, Rosji, która „nigdy nie ratowała swoich ludzi”, utraty kilku ojczyzn za jednym zamachem, Kirgistanu dla Kirgizów, strachu przed człowiekiem z karabinem, zabiegania i próżności, proroctw ze świętych ksiąg, życia wśród ptaków i zwierząt, zagadnienia narodowości, wyrafinowania w złych uczynkach, zazdrosnego podpatrywania kobiet w ciąży, grzechu rodzenia dzieci, kufra ze starymi rękopisami, ucieczki w Kartezjusza, handlu strachem, tęsknoty za odgrywaniem roli, za sensem, bylejakości, wschodniej ciemnoty, świadomości łagrowej, kłamliwego poszukiwania Boga, kultu fizyki, człowieka „rozdeptan[ego] przez wielkie wydarzenia”, życia „w oddzieleniu”, zaprogramowania na nieszczęście, utraty poczucia wieczności, fizyki niepoddającej się rozkazom wojskowym ani partyjnym decyzjom, używanych dżinsów i zleżałej margaryny, braku wszelkich praw, potrzeby zbicia się w stado, tęsknoty za komunizmem, rządami silnej ręki, stalinowskim i wojennym porządkiem.
Doskonała opowieść „o świecie Czarnobyla”. Aleksijewicz umiejętnie pokazuje jak „człowiek przedczarnobylski zmieniał się w człowieka czarnobylskiego”. Oddaje głos świadkom i uczestnikom owego czasu: lekarzom, naukowcom, akademikom, chłopom, artystom, żonom zmarłych „ochotników”, likwidatorom, strażakom, politykom, nielegalnym mieszkańcom Strefy, dzieciom... Książka jest utkana z ich odczuć, ocen, emocji, spostrzeżeń, usprawiedliwień, oskarżeń, pytań. Zebrane w całość tworzą przejmujące studium absurdu, ignorancji, indolencji, wyparcia, analfabetyzmu, zastraszenia, rezygnacji, niemyślenia, „nieograniczonej władzy jednego człowieka nad drugim”. Warstwę odwiecznej "niezmienności ludzkiego cierpienia" oraz trącanie struny emocji emocji świadomie pomijam, ale skala kurewstwa władz wobec obywateli (zarówno cywilnych jak i wojskowych), wyzierająca niemal z każdej karty „Czarnobylskiej modlitwy” jest doprawdy porażająca.
„Gwiżdzę na promieniowanie,
Bo Ruskiemu zawsze stanie…”
„Śmieszna i smutna historia”. „Rzeczywistość fantastyczna, w której „koniec świata nałożył się na epokę kamienną”. Teatr absurdu. Tragedia. Groteska. Zagadka. Fizykochemiczna rozpusta. „Tysiące ton cezu, jodu, ołowiu, cyrkonu, kadmu, berylu, boru, nieznana ilość plutonu…” Śmiertelne dawki rentgenów. Bezcielesny...
2017-09-30
2017-05-10
"Polska odwraca oczy" to szesnaście migawek zaczerpniętych z biografii obywateli, którym przyszło zderzyć się ze światem (choć po lekturze ciśnie się na język określenie "półświatkiem") instytucjonalno-aministracyjno-urzędniczym.
Autorka przywołuje bulwersujące wydarzenia dobrze znane z nagłówków prasowych. Czytelnik staje się świadkiem wynaturzeń kolektywnie skrywanych za murami zakładów penitencjarnych, izb dziecka, szpitali psychiatrycznych, gabinetów urzędników, korporacyjnych open space'ów... Spotyka między innymi wychowanków zabrzańskiego ośrodka sióstr boromeuszek (z osławioną carycą Bernadettą), dzieci porzucone przez rodziców harujących w UK, żonę Trynkiewicza z jej nader osobliwym sposobem rozumowania, kobiety rutynowo gwałcone (oczywiście "na własne życzenie") na wyjazdach służbowych realizowanych w ramach projektu unijnego, urzędników karnie odprowadzających haracz przełożonemu.
Z jednej strony mamy tu całą feerię patologii toczących „bezosobowy” aparat państwowy. Prawo robione „na zamówienie”, przepisy osłaniające cwaniaków, ustawki prokuratury z policją, bagatelizowanie gwałtów, fikcję resocjalizacji, degrengoladę systemu sądownictwa, opóźnianie śledztw, grę na przedawnienie, dobrodziejstwo wyroków w zawieszeniu. Modelowanie statystyk. Tak niewyobrażalną, że aż wzruszającą niedrożność elementarnego przepływu informacji pomiędzy instytucjami państwowymi. Sankcjonowanie przemocy, błędne diagnozy, naginanie przepisów. Wyuczoną nieudolność, niekompetencję, by nie powiedzieć półanalfabetyzm funkcjonariuszy państwowych. Gorliwe kultywowanie filozofii spychotechniki, tumiwisizmu…
Z drugiej, ułomności te już całkiem ludzkie, indywidualne, "namacalne". Cynizm, prostactwo, bezczelność, hipokryzja, lokalne układziki i zmowy milczenia. Świadome przymykanie oczu na cudzą krzywdę, w imię kurczowego trzymania się posad (z i tak przecież głodowymi pensjami). Błędne koło patologii i upokorzeń. Pełzająca agresja, zawiść, pragnienie zemsty. Analfabetyzm emocjonalny. Spiętrzenie nieprzepracowanych traum, krzywd, kompleksów z dzieciństwa. Bezsilność, bezradność, brak alternatywy. Dojmujące poczucie krzywdy i niesprawiedliwości społecznej.
Kopińska odmalowuje obraz dość ponury. Instytucje państwowe jawią się jako prywatne folwarki pańszczyźniane, poligony doświadczalne, wylęgarnie nadużyć. Ich zarządcy, pracownicy, osoby wykonujące zawody zaufania publicznego - jako wolni od wszelkiej odpowiedzialności psychopaci lub spolegliwe trybiki lokalnych układów. Urzędy, wciąż traktowane są jak dojne krowy. Wciąż króluje kolesiostwo i nepotyzm. Wciąż trzeba kombinować i „załatwiać”. Struktury funkcjonariuszy państwowych przypominają struktury mafijne.
Wydaje się, że „Polska…” jak w soczewce skupia skrzyżowanie mentalności homo sovieticusa z mechanizmami typowymi dla kraju postkolonialnego. Korporacyjne sitwy, nadużywanie władzy, sadyzm, zarządzanie przez chaos. Korupcja. Obfitość usprawiedliwień, codzienne kompromisy z własnym poczuciem przyzwoitości, uwalniająca moc wymówek (a to kredyt, a to praca, a to dzieci, a to przecież-wszyscy-tak-robią). Pozoranctwo, konformizm, kumoterstwo, kompensowanie deficytów przez gnębienie innych – podwładnych, słabszych, zależnych. Powszechna bierność, przyzwolenie. Stopniowe, dyskretne, konsekwentne, systematyczne przesuwanie granic. Postępująca znieczulica społeczeństwa „na dorobku”…
I choćby nie wiem jak bardzo człowiek chciał wierzgać i wrzeszczeć, że zaprezentowane wydarzenia to wyłuskane z pietyzmem, skrojone pod publiczkę, napompowane tanią sensacją, medialne "hiciory" rodem z faktoidu, nie da się zaprzeczyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, że to twarde fakty. W dodatku wydaje się, że Kopińska potraktowała je w sposób poważny, rzetelny. Dlatego, mimo próby zachowania zdrowego dystansu, książka jest dość frustrująca. Biorąc pod uwagę podobne tematy omawiane choćby w programach typu „Państwo w Państwie” trudno nie mieć poczucia, że pewne patologie to raczej wystudiowane „praktyki biznesowe” niż wypadki przy pracy… Lektura smutna tym bardziej, że przecież te rzeczy wydarzały się nie w obcym, abstrakcyjnym, łatwym do obśmiania PRLu, ale w rzeczywistości już po-transformacyjnej, a więc całkiem współczesnej, tej wymarzonej - "naszej".
Nie wiem, może dla równowagi psychicznej faktycznie lepiej odwrócić oczy i udać się na jogging czy ukręcić smoothie, przynajmniej człowiek podrasuje sobie poczucie kontroli i sprawstwa..
Na koniec dodam tylko, że tytuł jest jak najbardziej aktualny w kontekście politycznej bieżączki tudzież wyrabiania sobie stanowiska w kwestii "dobrej zmiany" / „rozwalania systemu" / utrzymania status quo (niepotrzebne skreślić).
"Polska odwraca oczy" to szesnaście migawek zaczerpniętych z biografii obywateli, którym przyszło zderzyć się ze światem (choć po lekturze ciśnie się na język określenie "półświatkiem") instytucjonalno-aministracyjno-urzędniczym.
Autorka przywołuje bulwersujące wydarzenia dobrze znane z nagłówków prasowych. Czytelnik staje się świadkiem wynaturzeń kolektywnie skrywanych...
2017-07-29
2016-02-02
„List do nienarodzonego dziecka” Oriany Fallaci to książka totalna. Wsysa. Wchłania. Wciąga. Oplata. Otula. Lęgnie się w mózgu pączkując w mnogość znaczeń, interpretacji, znaków zapytania. Wibruje ekstremalnymi, pozornie wykluczającymi się stanami emocjonalnymi. Z jednej strony przepełniona intymnością, bliskością. Z drugiej - przejmująca, wstrząsająca, racjonalna aż do bólu. Nie poucza, nie ocenia, nie daje przyzwolenia ale też nie zabrania. Można się w niej całkowicie zatracić. Można przeżyć swego rodzaju katharsis. Jedyne, czego nie da się z nią zrobić to zaszufladkować.
Nie spodziewałem się, że tak niepozorna fizycznie książeczka, ba, można by nawet rzec, broszura, może zawierać tak wielki ładunek emocjonalny. Aby się z niej otrząsnąć musiałem przeczytać ją jeszcze raz, następnego dnia. Minął już jakiś czas i ciągle we mnie rezonuje.
Bohaterka prowadzi monolog wewnętrzny z sobą, z otoczeniem, z nienarodzonym dzieckiem, z dogmatami, z cudem życia. Igra z przeznaczeniem, z przyszłością, z jutrem, w które to jutro, przez traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa, zupełnie nie wierzy. Roztrząsa czy owo jutro, a zatem przyszłość, zarówno jej jak i jej dziecka, powinna być efektem ślepego zdania się na wiarę, łut szczęścia czy też przemyślanej decyzji i wyboru świadomego do granic możliwości.
Dziecko traktuje jak równorzędnego partnera. Opisując mu świat robi to bez ściemy. Przedstawia go takim jak go postrzega, nie pozostawia więc miejsca na przemilczenia, iluzje czy ckliwe bajeczki. Książka uświadamia jak łatwo można człowiekowi wszczepić – w dobrej lub złej wierze, nieświadomie lub z pobudek całkiem egoistycznych – własne lęki i demony, jak łatwo można zainstalować schematy i kalki zachowań z którymi ów człowiek będzie borykał się do końca życia (a przynajmniej do momentu osiągnięcia własnej świadomości).
Książka wydaje się być apoteozą życia, ale również apoteozą zwątpienia, apoteozą prawa do zadawania pytań, apoteozą poczucia sprawstwa i odpowiedzialności, odpowiedzialności za kogoś, ale też i za siebie, apoteozą dokonywania świadomego wyboru nie poddającego się dogmatom, otoczeniu, kulturze, religii.
Uważam, że każdy powinien mieć swój osobisty egzemplarz tej książki, na wyłączność, by móc sięgać do niego w chwili słabości i zwątpienia; matki, ojcowie, synowie, córki, wnukowie, dziadkowie, szefowie, dziewczyny, kobiety, mężczyźni. Jeśli w szkołach jest wciąż godzina wychowawcza to ta książka powinna być na niej lekturą obowiązkową. Idealnie byłoby ją przeczytać nie za wcześnie (by nie przerazić) ale i nie za późno, żeby nie było „za późno”.
„List do nienarodzonego dziecka” Oriany Fallaci to książka totalna. Wsysa. Wchłania. Wciąga. Oplata. Otula. Lęgnie się w mózgu pączkując w mnogość znaczeń, interpretacji, znaków zapytania. Wibruje ekstremalnymi, pozornie wykluczającymi się stanami emocjonalnymi. Z jednej strony przepełniona intymnością, bliskością. Z drugiej - przejmująca, wstrząsająca, racjonalna aż do...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-23
2017-07-14
Narodziny, pogrzeby, zabawy na torach, zakupy w Kauflandzie, czarne pociągi. Płonąca stodoła, ksiądz po kolędzie, pierwszy dzień szkoły, karmienie królików. Wiejskie potańcówki, zapach papierosów, sobotnie świniobicie, Harry Potter, po bójkowe "o jezujapierdolę". Mniej lub bardziej przypadkowe ciąże. Grypy, kolczyki po mamie, okupacja, przesiedlenia, ledwo muśnięte młyny historii, kaprysy, lęki, nadzieje, zapach szamponu pokrzywowego, odrzucanie wielkich szans i wielkiej przyszłości. Wakacje w Bułgarii, denominacja, niepiękne dzieci, akceptacja faktu, że "nie wszystko o sobie można wiedzieć". Drżenie szyn, wczołgiwanie się w czyiś cień, premiera "Dnia Świra", finał "Idola". "Dzieciństwo, młodość, pierwsze przygody, pierwsze randki."
Małecki i jego dobrze rozpoznawalne klimaty. Przeszłość, współczesność, tygiel pokoleniowy, czas wojny, czas pokoju. Śmieszno, strasznie, swojsko, nostalgicznie, zwięźle, ciepło, dramatycznie, emocjonalnie. W punkt. Ale już powtarzalnie, już schematycznie, już całkiem nie zaskakująco.
Czytelnikom, którzy do tej chwili uchowali się przed lekturą Małeckiego, zdecydowanie nie odradzam. Prawdopodobnie będą mieli z lektury wiele przyjemności. Ot, po prostu po poprzednich tytułach, które zdecydowanie przypadły mi do gustu, tutaj nie znalazłem niczego odkrywczego. Choć może ma to związek z tym, że robię się bardziej cyniczny, a dodatkowo, z ostatniego braku czasu poczytywałem Rdzę w metrze, więc może trudno było wczuć mi się w klimat, który w Dygocie i Śladach tak smakował ...
Narodziny, pogrzeby, zabawy na torach, zakupy w Kauflandzie, czarne pociągi. Płonąca stodoła, ksiądz po kolędzie, pierwszy dzień szkoły, karmienie królików. Wiejskie potańcówki, zapach papierosów, sobotnie świniobicie, Harry Potter, po bójkowe "o jezujapierdolę". Mniej lub bardziej przypadkowe ciąże. Grypy, kolczyki po mamie, okupacja, przesiedlenia, ledwo muśnięte młyny...
więcej Pokaż mimo to