-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać9
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2018-07-28
2018-10-05
2018-06-20
2018-03-30
2017-12-08
2017-11-20
2017-11-25
2017-11-15
2017-10-27
2017-09-11
TA KSIĄŻKA...
Intrygowała mnie od chwili, gdy zobaczyłam ją w zagranicznych zapowiedziach. Miała w sobie coś, co przyciągała mnie od samego początku. Wprost nie mogłam się doczekać chwili, gdy będzie mi dane się w niej zaczytywać, a kiedy wreszcie wpadła w moje łapki od razu zabrałam się do czytania.
Historia zawarta w tej powieści intryguje już od samego początku. Dlaczego? Ponieważ jej tematem nie jest żaden romans, nie ma Merysójek, kłótni, zdrad, trudnej przeszłości, ani innych schematów, których w literaturze YA jest na pęczki i których nie raz człowiek ma już dość. Główny bohater jest po prostu zwyczajnym nastolatkiem, którego pewnego dnia dotknęła ciężka tragedia – stracił trójkę najlepszych przyjaciół i istnieje możliwość, że mógł przyczynić się do ich śmierci. Taka wiadomość nie wpływa dobrze na jego relacje z rówieśnikami ani też zdrowie psychiczne. Carver obwinia się o wszystko i ani trochę nie pomaga fakt, że obwiniają go również niektórzy bliscy ofiar. Grozi mu więzienie, a reszta znajomych odwróciła się od niego. Do tego chłopak zaczyna mieć początkowe objawy depresji...
NAJPIERW WAS PRZYGNĘBI...
Już na samym początku zostajemy niemal rzuceni w wir niesamowicie przygnębiających wydarzeń i przytłoczeni przez poczucie winy, jakie towarzyszy głównemu bohaterowi. Akcja książki rozpoczyna się na pogrzebie jednego z przyjaciół Carvera, gdzie zostaje wygłoszona mowa pożegnalna. Mamy tutaj pokazane to jak bardzo cierpi nasz bohater i jakie towarzyszą mu emocje. Jego żal i ból, złość i poczucie winy... To wszystko kumuluje się w bardzo nietypową mieszankę smutku ze współczuciem, która potrafi udzielić się także i nam. I będąc w tym punkcie muszę przyznać, że po przeczytaniu pierwszych kilkudziesięciu stron musiałam odłożyć lekturę, ponieważ te wszystkie emocje przeniosły się także na mnie. To JA poczułam się przygnębiona, to MNIE się chciało płakać, a to był dopiero początek...
Takie coś zdecydowanie jest bardzo trudne do osiągnięcia, zwłaszcza, gdy dopiero zaznajamiamy się z bohaterami i całą powieścią, bo nie jesteśmy jeszcze do nich przywiązywani, a autorowi udało się to od tak. Po prostu pstryk, a ja już chcę płakać.
Cóż więc mogę powiedzieć? Zdecydowanie było to wielkie zaskoczenie i sprawiło, że dalsza lektura stała się jeszcze większą przyjemnością. Oczywiście za to pan Zentner dostaje ode mnie wielki plus ;)
POTEM POCIESZY...
Co jeszcze, o czym warto wspomnieć? A no na pewno o stylu autora. Ma on w sobie on coś takiego, co sprawiało, że podczas lektury czułam się jakbym płynęła przez tekst. I to dosłownie. Kolejne strony mijały mi tak szybko, że nawet nie wiedziałam kiedy, ani jak to się stało, a ze strony setnej znalazłam się nagle na sto pięćdziesiątej, potem trzechsetnej, aż wreszcie dotarłam do końca i byłam niesamowicie zdziwiona tym faktem. Pochłonęłam tę książkę prawie jednym tchem... Ciężko jest mi wypowiadać się o stylu autora, kiedy przeczytałam tylko jedną jego pozycję, ale ta jedna konkretna książka została napisana w bardzo specyficzny sposób. Za razem lekka i pełna emocji. Opowiadająca o trudnych rzeczach w bardzo prosty, a jednocześnie kolorowy sposób. Z licznymi opisami, które jednak nie nużyły. Po prostu pozycja idealna dla kogoś, kto lubi gdy lektura idzie mu jak z płatka, jednocześnie będąc wyjątkowo zajmującą.
Na początku wspomniałam również o tym, że pierwsze wrażenie jest wyjątkowo ponure. Takie przygnębiające, lecz na pewno nie odpychające. I wiecie co? Im dalej w las, tym lepiej.
W miarę rozwoju akcji towarzyszyliśmy Carverowi w jego żałobie. Zostały tutaj pokazane rożne jej stadia i muszę powiedzieć, że wyszło to całkiem całkiem, a niestety dane mi było się już przekonać o tym, jak ciężko jest się pogodzić ze stratą bliskiej osoby i jak ciężko jest pozbyć się towarzyszącego temu bólu. To nie jest tak hop-siup i ból nie znika od tak. W takich chwilach potrzebne jest nam przede wszystkim wsparcie, a czasem także i wizyta u specjalisty, jak to było w wypadku Carvera. Do czego zmierzam? Otóż niesamowicie spodobał mi się sposób, w jaki zostało to wszystko przedstawione. Co dokładnie? No choćby to, jak autor pokazał, że czasami dobrze jest przyznać się do tego, że potrzebujemy pomocy, że to nie wstyd o nią poprosić. To, jak wsparcie innych ludzi jest dla nas ważne. I jak ich przyjaźń może pomóc nam w dojściu do siebie. Jak ważne są te relacje. I jak miłość może skomplikować te sprawy. Dla mnie ta przyjaźń, była też jednym z ciekawszych wątków, bo została tak fajnie opisana, że aż miło się to czytało. I była dobrą odmianą po tym ponurym początku. No po prostu mądra książka, a o młodzieżówkach czasami bardzo ciężko jest coś takiego powiedzieć...
A Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ ZMIENI
Mimo dość ciężkiego początku całość okazała się nie być aż tak depresyjna, jak to się zapowiadało. Autor pokazał nam powolną drogę do uzdrowienia po stracie bliskich osób, nie pomijając po drodze żadnych najwyraźniejszych punktów. Mieliśmy tutaj walkę z depresją, atakami paniki i poczuciem winy, a przede wszystkim walkę z samym sobą, by nie poddać się w drodze. Dostaliśmy wątek pięknej przyjaźni i miłości pomiędzy rodziną. Wątek wsparcia i nienawiści. Wątek konfliktu z prawem, odrzucenia przez otoczenie... Po prostu wszystko, co pojawia się w życiu młodego człowieka. Wszystko, co jest ważne.
Akcja nie leciała na łeb na szyję, a mimo to książkę czytało się bardzo szybko. Język jakim została napisana powieść był bardzo lekki a jednocześnie niebanalny. Ogólnie mogłabym powiedzieć, że książka sprawiła bardzo ciepłe wrażenie, zwłaszcza ta końcówka, która była doskonałym dopełnieniem dla początku i wprost ogrzewała serducho. No po prostu świetne wyważenie i tu już chyba nie można nic więcej dodać.
Może i recenzja nie bombarduje optymizmem, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że była to jedna z lepszych młodzieżówek, jakie czytałam i jeśli tylko nadarzy się okazja, z wielką chęcią sięgnę po kolejne książki tego autora.
Komu polecam? Każdemu. Jeśli lubisz młodzieżówki, to jest to pozycja właśnie dla Ciebie! Szukasz powiewu świeżości, czegoś nowego, niespotykanego? To właśnie ta książka! Bez obaw. Nie natkniesz się tutaj na schematy, główny bohater Cię nie zirytuje, ani też nie znajdziesz dziwnych nieścisłości. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i lektura tej książki może być tylko i wyłącznie przyjemnością, która chwyci Cię za serce. Nie wahaj się, tylko leć do księgarni, bo naprawdę warto! <3
Recenzja także na: https://ksiazki-bez-tajemnic.blogspot.com/
TA KSIĄŻKA...
Intrygowała mnie od chwili, gdy zobaczyłam ją w zagranicznych zapowiedziach. Miała w sobie coś, co przyciągała mnie od samego początku. Wprost nie mogłam się doczekać chwili, gdy będzie mi dane się w niej zaczytywać, a kiedy wreszcie wpadła w moje łapki od razu zabrałam się do czytania.
Historia zawarta w tej powieści intryguje już od samego początku....
2016-01-22
Niedawno skończyłam tę książkę (kilka godzin temu) i nie jestem w stanie sklecić zdania na jej temat...
Jeśli mam być szczera to nie oczekiwałam żadnych rewelacji kiedy ją zobaczyłam ale opis mnie zainteresował. Dawno nie czytałam typowych książek o miłości i po prostu chciałam się oderwać na chwilę od życia... Co prawda można by powiedzieć, że jest to zwykłe romansidło jakich wiele ale nie. Ta książka była dla mnie czymś więcej.
Gdzieś w tle, może nawet na drugim planie zostaje poruszony wątek dzisiejszego "podziału" między ludźmi. Osobiście uważam, że ta powieść dobrze to odzwierciedliła. Jest tu pokazany podział nie tylko na tych bogatych i biednych ale i na tych "białych i kolorowych" (bez obrazy dla kogokolwiek). Jak to się często zdarza w prawdziwym życiu są takie miejsca w których panuje powszechny brak tolerancji dla osób różnych stanem bądź też kolorem skóry. Tu jest to wszystko nakreślone i przewija się gdzieś przez te myśli i słowa a także czyny głównych bohaterów (Brittany i Alexa) ale nie stanowi głównego tematu. No bo w końcu czy można by wtedy nazwać tę książkę "powieścią o miłości"? Wątpię...
Brittany i Alex to dwoje ludzi pochodzących praktycznie z dwóch różnych światów. Ona - piękna, bogata, z dobrej rodziny, popularna, idealna (ale czy na pewno?). On - przystojny (ale raczej w stylu "badboya"), biedny, z ubogiej rodziny, jest odpowiedzialny za wszystko w domu pomimo młodego wieku, niezbyt popularny ale nie ma osoby, która by o nim nie słyszała ze względu na złą opinię, jest członkiem gangu, zdecydowanie pokazuje wiele wad (ale czy rzeczywiście taki jest?)... Mogłoby się wydawać, że dla tej dwójki nie ma żadnej przeszłości i rzeczywiście przez całą książkę zastanawiamy się: "czy oni będą w końcu razem?". Początkowo utrzymują, że nic do siebie nie czują ale jak wiadomo miłość nie wybiera. Miał to być zwykły projekt na chemię ale pomiędzy nimi rodzi się delikatne i zupełnie dla nich nowe uczucie. Czy dadzą mu szansę, aby się rozwinęło? Czy też zdławią je w zarodku i będą nadal żyć swoim życiem? Cóż, bezspoilerowo mogę powiedzieć, że dowiemy się tego czytając ten tom.
Moim zdaniem jest to jedna z najlepszych (o ile nie najlepsza) książek opowiadających o miłości. I to nie o zwykłym, sielankowym uczuciu. Lecz o czymś, co od początku jest skazane na katastrofę. No bo jak być razem skoro wszyscy, wszędzie są temu przeciwni? Uda się? Nie uda? Cóż... jedna odpowiedź: PRZECZYTAJ A SIĘ DOWIESZ.
Mogłabym napisać o wiele więcej ale tylko podsumuję ponieważ mam bardzo duży natłok myśli w głowie. Tak więc:
-kiedy sięgałam po tę książkę nie oczekiwałam od niej zbyt wiele, właściwie to zaczęłam ją czytać tylko z braku innych, które chciałabym przeczytać. A mimo to, skończyłam ją z głupkowatym uśmieszkiem, łzami w kącikach oczu i wielkim efektem "ŁAŁ"
-chłopak z okładki jest moim idealnym odzwierciedlaniem Alexa (to tak z innej beczki)
-czytając książkę było wiele momentów, w których myślałam: "SERIO?". Autorka potrafiła wywołać napięcie, które towarzyszyło nam przez olejne strony i nie opadało pomimo rozciągających się wydarzeń.
-dawno nie czytałam TAK DOBREJ książki o miłości. Nie ważne, czy o trudnej czy "łatwej". Po prostu...
No więc moja ocena 10/10 ale spokojnie mogłabym dać 11, jeśli nie 12 :) Mogę polecić każdemu, kto szuka w miarę lekkiej historii o życiu i wyborach a także nie do końca różowej rzeczywistości. Ba, mogę polecić ją każdemu, kto lubi romanse i tego typu historie :)
Niedawno skończyłam tę książkę (kilka godzin temu) i nie jestem w stanie sklecić zdania na jej temat...
Jeśli mam być szczera to nie oczekiwałam żadnych rewelacji kiedy ją zobaczyłam ale opis mnie zainteresował. Dawno nie czytałam typowych książek o miłości i po prostu chciałam się oderwać na chwilę od życia... Co prawda można by powiedzieć, że jest to zwykłe romansidło...
2017-06-07
Sięgając po tę książkę nie liczyłam na zbyt wiele. Owszem, wydała mi się ciekawa, jednak nie spodziewałam się po niej żadnego efektu "wow", ani nic w tym stylu. Liczyłam po prostu na kilka przyjemnie spędzonych godzin... I zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona
Autorka stworzyła historię, od której nie sposób było się oderwać. Połączyła indiańską mitologię, motyw podróży w czasie i różnych rzeczywistości, dodała do tego nieco romansu... i powstała bardzo ciekawa mieszanka.
Już na samym początku okazuje się, że mity i legendy rdzennych amerykan będą stanowić ważną część tej historii. Jest to oczywiście bardzo miłym urozmaiceniem i swego rodzaju powiewem świeżości pośród wszystkich dostępnych na naszym rynku młodzieżówek. Sama główna bohaterka jest z pochodzenia w połowie Indianką, dzięki czemu przynajmniej wiemy, że te wszystkie opowieści nie wzięły się tak znikąd. Stanowią one nieodłączną część tej historii i dzięki nim czytelnik zaczyna się zastanawiać nad wieloma rzeczami. Szuka powiązań między nimi a fabułą, snuje hipotezy, stara się je zrozumieć... słowem: angażuje się w lekturę. Autorka wpadła na genialny pomysł dodając taki wątek i zrealizowała go na wysokim poziomie.
Kolejnym ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie w fabułę wątku różnych rzeczywistości, które "dzieją się" w tym samym czasie. Książka rzuca inne światło na samo zjawisko jakim jest "czas i jego miara" - pokazuje, że każda, nawet najmniejsza nasza decyzja może wywołać ciąg innych reakcji, które na zawsze zmienią przyszłość. Jest to oczywiście wielkie pole do popisu i autorka nie wykorzystała go w pełni, bo byłoby to bardzo trudne, jednak fragment, jaki otrzymujemy, wywiera bardzo pozytywne wrażenie.
Jeśli zaś chodzi o wątek romantyczny... było słodko. Nie tak, żeby "rzygać tęcza" (co niestety bardzo często zdarza się w wypadku literatury young adult) - raczej tak, że podczas lektury czytelnikowi robiło się ciepło na serduchu. Przyznaję: być może relacja między bohaterami rozwinęła się zbyt szybko, być może była z lekka tandetna... jednak urzekała swoim przesłaniem. Pani Henry pokazała, że miłość to nie tylko serduszka, kwiatki, misie, ale i poświęcenie, wsparcie, i wiele innych rzeczy. Całość została napisana bardzo subtelnie, przez co niejednokrotnie siedziałam i uśmiechałam się pod nosem jak głupia, ale na to już nie da się nic poradzić...
PODSUMOWUJĄC:
Książkę czyta się bardzo szybko, jeśli ktoś nie chce robić sobie przerw (a w moim wypadku po prostu nie dało się oderwać od lektury), to uda mu się ją pochłonąć w kilka godzin. Styl autorki jest lekki i całość czyta się bardzo dobrze. Tę historię można potraktować równie dobrze jako lekturę na odprężenie, jak i coś, co skłoni nas do refleksji nad naszymi decyzjami (lub teorii Einsteina o pojęciu, jakim jest czas...) i wszystkim dookoła. Całość wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i być może wrócę do niej w przyszłości a jak na razie chcę ją polecić każdemu miłośnikowi młodzieżówek i nie tylko ;)
Sięgając po tę książkę nie liczyłam na zbyt wiele. Owszem, wydała mi się ciekawa, jednak nie spodziewałam się po niej żadnego efektu "wow", ani nic w tym stylu. Liczyłam po prostu na kilka przyjemnie spędzonych godzin... I zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona
Autorka stworzyła historię, od której nie sposób było się oderwać. Połączyła indiańską mitologię, motyw podróży w...
2017-05-17
Od jakiegoś czasu, n rynku wydawniczym panuje moda na różnego rodzaju powieści, których bohaterowie borykają się z różnymi problemami zdrowotnymi. Czy to fizycznymi, czy też psychicznymi. Bardzo mnie ciągnie do tego typu książek, więc kiedy tylko nadarzyła się taka okazja, sięgnęłam po debiut literacki pana Lindstorma i ani trochę nie żałuję.
Początkowo miałam obawy, czy autor poradzi sobie z opisaniem świata i życia osoby niewidomej, jednak szybko okazało się, że nie były one słuszne.
Główna bohaterka ma dość ciężki charakter, przez co momentami mnie irytowała, jednak w ogólnym rozrachunku bardzo ją polubiłam. Co więcej: poczułam dla niej podziw. Parker jest niewidoma, jednak nie uznaje swojego kalectwa za koniec świata. Każdego dnia dzielnie idzie przez życie z podniesioną głową i daje dowody na to, że jest wyjątkowo silną osobą. Przeszła wiele. Dotknęły ją śmierć, zdrada i kalectwo, a mimo to wciąż zachowuje pogodę ducha i nie czeka na księcia na białym koniu, który pomoże jej przetrwać ten trudny czas. Nie. Dziewczyna doskonale sobie radzi, jest wyjątkowo inteligentna i zorganizowana. I zazwyczaj mówi to, co myśli, przez co właśnie może być ciężko ją polubić. Nie mniej jednak mi zaimponowała.
W książce zostaje poruszone wiele problemów i pojawiają się różne wątki poboczne. Nie jest ich wiele, dzięki czemu akcja nie pędzi na łeb, na szyję, więc możemy powoli delektować się lekturą. Bohaterowie drugoplanowi są niemal idealnym dopełnieniem całości, ich zachowanie sprawia, że są cudownymi przyjaciółmi, których można tylko pozazdrościć. Styl autora jest prosty, a język, jakim została napisana książka doskonale trafia do swojej grupy docelowej - młodzieży. I nie tylko. Podczas lektury odniosłam wrażenie, że każde z nas, niezależnie od tego, w jakim jest wieku, może wynieść z niej coś dla siebie. Warto wspomnieć, że nie ma tutaj większości stereotypów, jakich jest pełno w dzisiejszej literaturze Young Adult, przez co książka może być miłą odmianą. Nie ma wyidealizowanych postaci, mega przystojnych, napakowanych bad boyów... książka jest po prostu inna. Bardziej prawdziwa.
Jedynym, do czego mogę się doczepić, jest fakt, iż według opisu miał pojawić się tutaj sekret, który sprawi, że wszystko okaże się być inne, niż się spodziewaliśmy. Ja jednak tego tak nie odczułam, co więcej, rozczarowałam się nieco, gdyż odniosłam wrażenie, że autor poszedł na łatwiznę - sekret nie okazał się tak szokujący, jak można było się tego spodziewać.
PODSUMOWUJĄC:
Historia przedstawiona w tej powieści jest na swój sposób wyjątkowa. Autor pokazuje świat nastolatków od innej, bardziej realnej strony, a całość niejednokrotnie wzruszała i ściskała za gardło. Nie jest wymagająca, a może nauczyć nas bardziej doceniać to, co mamy. Bardzo udany debiut i jeśli tylko nadarzy się okazja, na pewno sięgnę po kolejne książki tego autora.
Od jakiegoś czasu, n rynku wydawniczym panuje moda na różnego rodzaju powieści, których bohaterowie borykają się z różnymi problemami zdrowotnymi. Czy to fizycznymi, czy też psychicznymi. Bardzo mnie ciągnie do tego typu książek, więc kiedy tylko nadarzyła się taka okazja, sięgnęłam po debiut literacki pana Lindstorma i ani trochę nie żałuję.
Początkowo miałam obawy, czy...
2017-01-27
2016-11-06
Jeśli jest jedna rzecz, którą na pewno można powiedzieć po przeczytaniu tej książki, to jest to, że skłania ona do myślenia.
Po "Moje serce i inne czarne dziury" sięgnęłam właściwie tylko dlatego, że udało mi się ją upolować w biedronce. Oczywiście wiedziałam o czym jest, jakie średnio są recenzje i ogólnie znałam tematykę wokół której się obracała. Niby mnie do niej nie ciągnęło, a jednak zdecydowałam się na jej kupno. Nie uważam tego za złą decyzję, jednak nie wydaje mi się, żeby wywołała we mnie jakieś większe emocje.
Zacznijmy od tego, że pomysł na fabułę jest oryginalny tak w pięćdziesięciu procentach. Dlaczego? Otóż temat samobójstw jest coraz to częściej poruszany w literaturze, nie tylko tej młodzieżowej. Wystarczy spojrzeć choćby na taką serię "Program", czy też "Playlist for the Dead", "Tease",a także inne dzieła tego pokroju. Nie jest to nic nowego, jednak moim zdaniem dobrze, że po prostu jest. Samobójstwo jest czymś, co może dotknąć każdego z nas. Nie mówię tutaj o "kontakcie" bezpośrednim, jednak to po prostu jest. Dookoła nas. I ludzie mają różne powody, aby chcieć je popełnić. Jedne są zupełnie błahe, gdzie w trakcie okazuje się, że w cale nie muszą prowadzić do śmierci, drugie są cięższe, albo w ogóle bez wyjścia. Dokładnie tak myśleli główni bohaterowie. Myśleli, że przytrafił im się ten drugi typ. I w tym momencie przerwę tą historię, by powiedzieć o tej ORYGINALNEJ części fabuły. Główna bohaterka - przebywając na jednej ze stron dla przyszłych samobójców i osób, które chciałyby takowy czyn popełnić, jednak coś je powstrzymuje - napotyka się na ogłoszenie, w którym to ktoś o pseudonimie FrozenRobot poszukuje partnera do samobójstwa. Wydawałoby się to śmieszne, jednak jeśli dobrze się przyjrzeć, jest to logiczne. Jeśli będziecie razem, powinno być Wam łatwiej, nakłonilibyście siebie nawzajem. Jednak co jeśli...? Nie będę już nic więcej zdradzać.
Moja przygoda z powieściami tego typu zaczęła się już dobry rok temu, kiedy to po raz pierwszy przeczytałam "Plagę samobójców", którą byłam wręcz zachwycona. Potem sięgnęłam po "Playlist for the Dead" i cały zachwyt gdzieś opadł. Zniechęciłam się i to na całego. Całość nagle wydała mi się zbyt przereklamowana i nudna. Po prostu stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie. Aż tu nagle napotkałam się na powieść pani Wargi w ciekawej cenie i stwierdziłam: czemu nie? Przecież każdej książce warto dać szansę. No więc dałam. I nie. Nie czuję się zawiedziona.
Mimo tego mam co do niej dość mieszane uczucia. Z jednej strony niejednokrotnie byłam nieco zła, zdezorientowana i bywały momenty kiedy książka naprawdę mnie wciągnęła... Jednak z drugiej nadal czegoś mi brak. Może to przez ten koniec, który co prawda było dobrym zwieńczeniem całości, jednak nie wywołał żadnego efektu "wow", na który liczyłam. A może po prostu zbyt wiele wymagam i już sama nie wiem, czego chcę, ale jednak... no nie wiem.
Może po prostu przejdę do podsumowania:
Moim zdaniem książki takie jak "Moje serce i inne czarne dziury", poruszające tematykę radzenia sobie z problemami, poruszające tematykę samobójstwa są potrzebne i to nawet bardzo. Dla wielu samobójstwo jest to temat tabu. O tym się nie mówi, to jest złe. Dla mnie, takie traktowanie jest błędem. O tym się powinno mówić. Ludzie powinni zdawać sobie sprawę z tego, jak naprawdę to wygląda. Albo nie, wróć. Nie koniecznie "jak to wygląda". Raczej powinni zdawać sobie sprawę, że taki czarny ślimak siedzi wewnątrz każdego z nas i tylko my decydujemy, czy pozwolimy mu na stałe zadomowić się w naszym wnętrzu i psychice. Naprawdę społeczeństwo powinno o tym mówić. To nie jest coś, czego nie ma. Może dotknąć każdego z nas, tylko, że wtedy, najczęściej jest już niestety za późno.
Młodzi ludzie też mają problemy. To nie jest tak, że kiedy jesteśmy "małolatami" nie mamy żadnych zmartwień. Każdy dorosły był kiedyś takim właśnie "małolatem" i miał problemy na swoją miarę. Szkoda tylko, że wielu z nich ten fakt ignoruje...
Książka porusza tematy psychologiczne, które ostatnio bardzo mnie interesują, więc oczywiście za to dostaje ode mnie plus, jednak ten punkt zależy raczej od gustu czytelnika.
Jeśli chodzi o osoby, którym ją polecam, są to raczej ludzie, którzy chcieliby przeczytać coś takiego, lub z taką tematyką się zapoznać, bo faktem jest to, że nie każdy ją lubi. Zdecydowanie jest to jedna z lepszych powieści tego typu, więc myślę, że nie będziecie zawiedzeni.
Jeśli jest jedna rzecz, którą na pewno można powiedzieć po przeczytaniu tej książki, to jest to, że skłania ona do myślenia.
Po "Moje serce i inne czarne dziury" sięgnęłam właściwie tylko dlatego, że udało mi się ją upolować w biedronce. Oczywiście wiedziałam o czym jest, jakie średnio są recenzje i ogólnie znałam tematykę wokół której się obracała. Niby mnie do niej nie...
2016-11-14
Moja pierwsza książka po angielsku, którą przeczytałam w całości. Nie jest ona tym, czego oczekiwałam, no ale przecież chodziło o to, żeby zrozumieć, co jest tam napisane... Czy aby na pewno?
"Beware of Bad Boy" już samym tytułem krzyczy: "romans! Romans niczym z Wattpada!". Nie zwracałam na to uwagi i nie wyszłam na tym za dobrze. No, ale bądźmy szczerzy - od czasu do czasu lubię przeczytać jakieś schematyczne romansidło "na odmóżdżenie". Jakoś lepiej mi jest potem zabierać się za fantastykę i inne książki zalegające mi na półce. Nie mniej jednak ten schemat, w tej książce był tak utarty, że już po dwóch pierwszych rozdziałach dokładnie wiedziałam jak się ona skończy. A najlepsze i zarazem najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie pomyliłam się ani trochę. Autorka od deski do deski zrobiła to dokładnie tak, jak można by się spodziewać po książce tego typu.
Swoją drogą, jeśli ktoś lubi DIMILY, może spróbować z tą książką, bo chodzi w niej prawie że o to samo...
Główna bohaterka była dziecinna i irytująca. Główny bohater był tytułowym "bad boy'em", który zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, nie pamiętał z iloma spał i oczywiście kiedy tylko zobaczył naszą Mery Su... przepraszam, główną bohaterkę - stwierdził, że nigdy nie widział tak gorącej dziewczyny (uwaga! Dopiero co wyszła z solarium, może parzyć!)... Nasza bohaterka miała na imię Gianna, choć nie miała włoskich korzeni, a jej rodzice nigdy w owym kraju nie byli. Do tego oczywiście jest blondynką, o dużych, błękitnych jak dwa szafiry oczach, niesamowicie ponętnym ciele i niezłym temperamencie (pomińmy fakt, że na pewno nikt nie zarzuci jej czegoś tak nadzwyczajnego jak "inteligencja"). Coś, komuś to przypomina? BUM! Typowa Maryśka Sue. Do tego w bonusie: jej rodzice są po rozwodzie, mają mega dużo kasy, jej przybrany ojciec jest oczywiście super facetem, dziewczyna ma swoje auto, jest cheerleaderką, każdy chłopak ze szkoły i w ogóle zewsząd, na nią leci, bo patrząc w jej błękitne jak dwa szafiry oczy widzi w nich niesamowitą głębię... To nie żadna głębia, po prostu przez te jej błękitne jak dwa szafiry oczy widać dziurę... dziurę, w której powinien być mózg, ale tak jakby go nie ma, bo nasza bohaterka jest umysłowo upośledzoną amebą...
Ale nie wyżywajmy się już na biednej Maryśce. Przecież nic nikomu nie zrobiła, a cały świat jest przeciwko niej!
Jeśli chodzi o poziom językowy tej książki, lub jak to ktoś kiedyś pięknie mi powiedział: "potrzebne zaawansowanie językowe do lektury powieści", to nie jest on jakiś wygórowany. Owszem, pasowałoby znać takie najważniejsze zwroty i słówka, ale nawet jeśli nie będzie się znać 3/4 z nich, to i tak można domyślić się, o co, w koło Macieju tutaj biega... Więc jeśli jest tutaj ktoś, kto chciałby przeczytać ową książkę (w co wątpię), to nie musi się martwić o to, że nic z niej nie zrozumie.
Nie potrafię ocenić stylu autorki, ponieważ jest to moja pierwsza książka w języku angielskim, ale mogę powiedzieć tyle, że nie jest on skomplikowany. Pióro na pewno jest lekkie i niezbyt bogate w różnorodne słownictwo, pomyślunek nad fabułą marny... Pewne sceny i dialogi w książce zamiast zachęcić do dalszego czytania (zapewne taki był zamysł) wywoływały we mnie czyste zażenowanie i sprawiały, że nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Więc można z tego sporo wywnioskować.
Podsumowując:
Zanim zacznę czytać nieco cięższą (oczywiście słownikowo) lekturę typu fantasy w języku angielskim, chcę poradzić sobie z kilkoma powieściami młodzieżowymi, romansami i ogólnie rzeczami lekkimi. Ta książka owszem, jest lekka, ale nie do końca spełnia wymagania. Jeśli ktoś ma ochotę po użerać się z tępą główną bohaterką - nada się idealnie. Fabuła jest przewidywalna, już na wstępie można przewidzieć co najmniej pięć ważniejszych punktów, które się tutaj wydarzą, jeśli ktoś umie dobrze spekulować - przewidzi całość od strony, do strony... Słowem: SCHEMAT SCHEMATEM SCHEMAT POGANIA.
Nie polecam.
Moja pierwsza książka po angielsku, którą przeczytałam w całości. Nie jest ona tym, czego oczekiwałam, no ale przecież chodziło o to, żeby zrozumieć, co jest tam napisane... Czy aby na pewno?
"Beware of Bad Boy" już samym tytułem krzyczy: "romans! Romans niczym z Wattpada!". Nie zwracałam na to uwagi i nie wyszłam na tym za dobrze. No, ale bądźmy szczerzy - od czasu do...
2016-02-11
Bardzo długo polowałam na tę książkę w oczekiwaniu na to kiedy wpadnie w moje ręce... Wszyscy bardzo ją wychwalali (przynajmniej większość) i po prostu uznałam, że muszę ją mieć... Ta...
Jeśli mam być szczera to trochę się na niej przejechałam. Jest to historia jakich pełno na Wattpadzie i innych stronach... Niby porusza motyw zakazanej miłości a tak naprawdę przez połowę książki nic się nie dzieje w tym kierunku... Oczekiwałam czegoś dobrego, nawet bardzo (może nawet czegoś tak fajnego jak "Idealna chemia"), zwłaszcza, że ludzie tak bardzo się nią zachwycali ale okazało się, że jest to historia jedna z wielu. Nie wiem czym ludzie się tak zachwycają. Nie poruszyła mnie, nie zachwyciła ani nie pozostanie na dłużej w moim sercu jak to ludzie twierdzili, że będzie... Po prostu nie znalazłam w niej "tego czegoś"
Jednak było coś, co sprawiało, że czyta ją się przyjemnie. Nie wiem jak dla reszty ale dla mnie jest to po prostu historia na "rozluźnienie". Coś lekkiego. Nic nadzwyczajnego ale pomimo to, czytało mi się ją nawet dobrze...
Bardzo długo polowałam na tę książkę w oczekiwaniu na to kiedy wpadnie w moje ręce... Wszyscy bardzo ją wychwalali (przynajmniej większość) i po prostu uznałam, że muszę ją mieć... Ta...
Jeśli mam być szczera to trochę się na niej przejechałam. Jest to historia jakich pełno na Wattpadzie i innych stronach... Niby porusza motyw zakazanej miłości a tak naprawdę przez połowę...
2016-03-23
Ostatnio postanowiłam czytać autorów, z którymi nie miałam jeszcze okazji się spotkać tak więc jak na razie sumiennie się tego trzymam - "19 razy Katherine" jest pierwszą książką Green'a jaką przeczytałam...
Nie wiem czego oczekiwałam po książce ale jednak się trochę zawiodłam. Wszyscy tak strasznie wychwalają styl pisania autora, jakie to wciągające, ciekawe, momentami śmieszne... No tak, mogę się z tym zgodzić ale tylko po części. Bywały takie momenty kiedy się nudziłam, zdarzały się takie kiedy nie chciałam się od niej oderwać, były też takie kiedy towarzyszył mi śmiech lub uczucie w stylu "nie ogarniam" - dokładnie tak miałam czytając wykresy i wzory Colina. Nie potrafiłam w ogóle zrozumieć o co chodzi (a może to dlatego, że nie jestem cudownym dzieckiem? Nie mam pojęcia). Nie mniej jednak nie mogę powiedzieć, że książka była zła...
Dalszy ciąg recenzji na:
http://ksiazki-bez-tajemnic.blogspot.com/2016/03/byc-cudownym-dzieckiem-19-razy-katherine.html#more
Ostatnio postanowiłam czytać autorów, z którymi nie miałam jeszcze okazji się spotkać tak więc jak na razie sumiennie się tego trzymam - "19 razy Katherine" jest pierwszą książką Green'a jaką przeczytałam...
Nie wiem czego oczekiwałam po książce ale jednak się trochę zawiodłam. Wszyscy tak strasznie wychwalają styl pisania autora, jakie to wciągające, ciekawe, momentami...
2016-06-20
Na początku podchodziłam do tej książki sceptycznie i z dużą rezerwą. Nie chciałam się na niej zawieść, więc tak właściwie nie oczekiwałam niczego.
Po jej zakończeniu nie mam bladego pojęcia co mogłabym powiedzieć czy też napisać. Wywołała we mnie mętlik (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i sprawiła, że zaczęłam zastanawiać się nad pewnymi rzeczami. Zdecydowanie ma w sobie zarówno przesłanie jak i potencjał. Skłania do refleksji nad swoim życiem, ale nie jest ciężka i nie przytłacza. No dobra, porusza dość ciężki temat (a nawet kilka) ale czytając ją ani razu nie miałam odczucia, że obciąża mnie swoją treścią.
Patrząc na to wszystko teraz, wiem, że moje odczucia jeszcze się zmienią w najbliższym czasie. Ale jedno nie zmieni się na pewno - złość na autorkę z powodu TAKIEGO zakończenia. Nie lubię otwartych zakończeń, a tutaj właśnie to dostałam. I teraz znowu nie mogłam spać, zastanawiając się nad dalszym życiem bohaterów. No bo przecież nie wszystkie książki kończą się szczęśliwie lub też nie. Ta była taka pomiędzy. Z jednej strony cieszyłam się, że wszystko zaczyna się jako tako układać, z drugiej jednak byłam zła na to, co działo się między bohaterami. Nie wiem jak to opisać. Po prostu książka wywołała we mnie bardzo różne emocje.
Główna bohaterka cierpi na pewną chorobę. Jej zachowanie czasami wydawało mi się takie, jakby nagle spadła z księżyca i w ogóle nadawała na innych falach. Zazwyczaj takie coś mnie strasznie denerwuje i nie jestem w stanie dalej brnąć przez książkę. Tym razem było inaczej, bardzo zżyłam się z główną bohaterką, którą siłą rzeczy powinnam chcieć zamordować za jej irracjonalne zachowanie. Tak się nie stało. Polubiłam Vivi i momentami naprawdę byłam "zła na los" za to, jaki dla niej był. To jest dla mnie zaskakujące, ponieważ zazwyczaj nie łączę się z bohaterami tak mocno i po prostu przyjmuję bieg wydarzeń. Tym razem miałam ochotę co chwilę krzyczeć "NIE MOŻE TAK BYĆ!" lub "TO NIESPRAWIEDLIWE!".
Bywały takie momenty kiedy miałam wrażenie, że jeszcze kilka stron a zasnę. Jednak autorka bardzo dobrze wyważyła to wszystko co się tam działo. Sprawiła, że nie nudziłam się i nie chciałam odrywać się od lektury. Kiedy coś cichło, coś nowego pojawiało się na horyzoncie, a ja tylko czekałam aż ukaże wyraźniejsze kształty i dowiem się co to takiego.
Nie wiem co takiego ma w sobie styl pisania pani Lord, jednak bardzo mi się on spodobał mimo tego, że nie jest jakiś górnolotny. Z wielką chęcią sięgnę po jej kolejne książki kiedy tylko nadarzy się okazja. Książka bardzo mi się spodobała, pochłonęłam ją w kilka godzin i co najważniejsze - sprawiła, że po jej przeczytaniu chciałabym wnieść coś nowego do swojego życia, chciałabym się zmienić na lepsze.
Jedynymi minusami tej powieści było; to, że tok rozumowania głównej bohaterki był zagmatwany i czasami sama musiałam na chwilę przystawać aby za nim nadążyć. W ogóle aby nadążyć za tym, co się tam działo. To może nieco przeszkadzać, jeśli komuś spieszy się z lekturą, bo ciężko jest się odnaleźć. Jednak wystarczy dosłownie chwila, a już można czytać dalej, bo wszystko zaczyna się układać.
Kolejnym minusem jest wyżej przeze mnie wspomniane otwarte zakończenie. Nie wiem, może to ja jestem zbyt wymagająca, a może po prostu za bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że wszystko kończy się konkretnie, szczęśliwie, bądź też nie i wszyscy są zadowoleni, idą do domu, i pa, pa. Tuta tego nie było. Autorka zakończyła w takim miejscu, że ta książka aż prosi się o kontynuację. W takim miejscu, że to ja proszę o kontynuację.
Tak więc podsumowując i kończąc tą moją zbyt długą gonitwę myśli:
„Miłość nas zderzyła" jest naprawdę dobrą książką, skłaniającą do przemyśleń i prób dostrzegania tego, czego wcześniej nie zauważaliśmy. Autorka ma lekki, aczkolwiek nieco zagmatwany styl pisania (no chyba, że to tylko tok myślenia głównej bohaterki), a to sprawia, że jest on oryginalny i chce się czytać więcej. Nie wiem jak inni, którzy przeczytali bądź też przeczytają tą książkę, ale ja zamierzam do niej wrócić w przyszłości, nie wiem, może za kilka lat, po to, aby się przekonać jakie zmiany we mnie wywoła następnym razem. Z wielką chęcią sięgnę też po inne książki autorki kiedy tylko nadarzy się okazja. Uważam, że książka jest naprawdę dobra i przede wszystkim godna polecenia. Jeśli szukacie czegoś, co skłoni was do myślenia, bądź też pochłonie i oderwie od codzienności - ta powieść jest idealna.
Na początku podchodziłam do tej książki sceptycznie i z dużą rezerwą. Nie chciałam się na niej zawieść, więc tak właściwie nie oczekiwałam niczego.
Po jej zakończeniu nie mam bladego pojęcia co mogłabym powiedzieć czy też napisać. Wywołała we mnie mętlik (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i sprawiła, że zaczęłam zastanawiać się nad pewnymi rzeczami. Zdecydowanie ma w...
2016-07-06
Ostatnio czytałam samą fantastykę i potrzebowałam czegoś na tzw odmóżdżenie. Zazwyczaj takie coś znajduję w romansidłach dla młodzieży więc pomyślałam "czemu nie?".
Na początku wszystko szło pięknie, ładnie. Książka była lekka, zabawna, napisana w sam raz aby trafiać do młodzieży. Co się zmieniło? Otóż pod koniec coś się pokomplikowało, coś poszło nie tak jak trzeba. A ja, jak to ja, musiałam się wciągnąć i zacząć to przeżywać.
Muszę przyznać plus autorce za to, że potrafiła mnie wciągnąć, przeczytałam książkę w kilka godzin. Co prawda nie wciągnęła mnie na tyle abym zapamiętała jakieś cytaty, czy szczególne zdarzenia, jednak czas miło mi upłynął. Oczekiwałam czegoś lekkiego i to dostałam, choć nie do końca. Mam teraz taki mętlik w głowie, że nie wiem co mam napisać.
Książka zdecydowanie może nas czegoś nauczyć. Czego? Tego, że jedno, z pozoru niewinne kłamstwo może bardzo skomplikować nam życie, a nawet możemy przez nie stracić kogoś, na kim nam zależy. Uwielbiam książki, które czegoś uczą.
Główna bohaterka została porzucona przez chłopaka przed ważnym dla niej balem, gdzie miały poznać go jej przyjaciółki. Niby nic wielkiego by się nie stało, gdyby nie fakt, że jednak z nich chciała za wszelką cenę udowodnić, że chłopak głównej bohaterki nie istnieje. I tak oto w głowie Gii pojawił się pomysł. Na początku wydawał się on świetny, jednak potem nie było już tak różowo. I tutaj zaczęły się schody.
Kłamstwo ma krótkie nogi i najczęściej szybko wychodzi na jaw. W tej książce wszystko się pokomplikowało, podczas czytania nie raz odczuwałam frustrację zarówno przez zachowanie głównej bohaterki (która swoją drogą wydała mi się strasznie płytka) jak i tytułowego chłopaka na zastępstwo. No ludzie kochani. W ogóle nie mogłam się zorientować kiedy on udawał, a kiedy był sobą. Za ten mętlik przyznam autorce plusa, choć muszę powiedzieć, że nie raz miałam ochotę rzucić książką przez pokój.
Podsumowując:
Chłopak na zastępstwo jest młodzieżówką jakich wiele, może wciągnąć, ale może też zirytować. Główna bohaterka wydawała mi się płytka, a tytułowy chłopak zbyt dobrym aktorem by móc go rozszyfrować. Mimo wszystko dostałam od tej powieści to, czego szukałam - oderwania od rzeczywistości na kilka godzin i odmóżdżenia od fantastyki. Co prawda teraz mam mały mętlik, jednak spokojnie mogę czytać dalej, więc książka mnie wyleczyła :P Mogę polecić ją każdemu miłośnikowi młodzieżówek z romansem lub komuś, kto po prostu szuka chwili odpoczynku tak jak ja.
Ostatnio czytałam samą fantastykę i potrzebowałam czegoś na tzw odmóżdżenie. Zazwyczaj takie coś znajduję w romansidłach dla młodzieży więc pomyślałam "czemu nie?".
Na początku wszystko szło pięknie, ładnie. Książka była lekka, zabawna, napisana w sam raz aby trafiać do młodzieży. Co się zmieniło? Otóż pod koniec coś się pokomplikowało, coś poszło nie tak jak trzeba. A...
Od kilku lat na światowe rynki wydawnicze napływa masa powieści młodzieżowych, które starają się nieść ze sobą jakieś przesłanie, przekazać czytelnikowi coś ważnego. Jednym się to udaje, innym wręcz przeciwnie, nie mniej powieści, które opowiadają o trudnych rzeczach z życia codziennego jest pełno. Pozostaje więc pytanie dlaczego sięgnąć po tę, a nie inną pozycję? Dlaczego warto zwrócić na nią uwagę? Cóż, w tej krótkiej recenzji postaram się rozwiać wszelkie wątpliwości ;)
„Krzywda" to jedna z tych książek, którym nie jest potrzebna duża objętość by wywarły na czytelniku wielkie wrażenie. Ma mniej niż trzysta stron, a niesie ze sobą ważne przesłanie o tym, do czego może doprowadzić brak samoakceptacji i szczerych rozmów między nastolatkami. Porusza problemy, o których zazwyczaj się nie mówi, które bardzo często są przez nas pomijane lub też ignorowane... no bo po co mówić o czymś, co nas nie dotyka? Ale czy aby na pewno?
Samookaleczanie to temat, który w dzisiejszych czasach jest omijany szerokim łukiem. To temat, którego nie lubimy poruszać z rożnych powodów. Być może się go boimy, może czujemy się w nim niekomfortowo, być może wywołuje w nas negatywne emocje, czy też po prostu nie lubimy mówić o czymś, co bywa dla nas niewygodne. Albo najzwyczajniej w świecie nie jesteśmy w stanie tego pojąć. Bo nie jest to rzecz, z którą spotykamy się na co dzień, która jest dla nas normalna. Nie jest to rzecz, o której się rozmawia. To pewnego rodzaju tabu, a tak wcale nie powinno być. Rozmowy międzyludzkie, kontakt werbalny z drugim człowiekiem jest bardzo ważny. A „Historia moich blizn" pokazuje co może się stać, gdy ich zabraknie...
Historia zawarta w tej powieści opowiada o losach siedemnastoletniej Gabi, która została dotknięta problemem samookaleczania. Dziewczyna cierpi i nie wie, jak może sobie z tym poradzić. Boi się komukolwiek o tym powiedzieć, dlatego też stopniowo staje się złośliwa i zgorzkniała, truje się własnym bólem i poczuciem winy. Już na samym początku niezwykle łatwo jest odnieść wrażenie, że jest ona zwykłą, wredną nastolatką z burzą hormonów, że po prostu nie da się jej lubić. Warto jednak czytać dalej i zagłębić się w historię, a stopniowo zacznie okazywać się, że zarówno główna bohaterka jak i reszta postaci to niezwykle realne, dobrze przedstawione osoby, które da się lubić i z którymi łatwo można się utożsamić. Okazuje się, że wcale nie trzeba setki rozdziałów by dobrze przedstawić postaci. Podobnie z fabułą.
Akcja powieści nie jest szeroko rozbudowana, niewiele się w niej dzieje. Autorka raczej skupia się na odczuciach, emocjach i wspomnieniach głównej bohaterki, jednak nie przeszkadza jej to w stworzeniu historii, która wciąga już od pierwszych stron. Nie ma tutaj żadnych zdrad, pościgów, trójkątów miłosnych ani innych tego typu rzeczy, a jednak ta powieść ma w sobie coś, co nie pozwala się oderwać. Pani Aisworth ma niezwykle lekkie pióro, pisze prostym językiem, dzięki czemu książkę czyta się szybko i przyjemnie mimo jej ciężkiej tematyki. Nie trzeba się obawiać, że ta historia nas przytłoczy, bo jest ona wyjątkowo prosta i przyjemna w odbiorze.
Nie wiem jak autorka tego dokonała, jednak na niewielkiej ilości stron udało jej się stworzyć bohaterów, których naprawdę da się polubić, wąską, aczkolwiek ciekawą fabułę, problemy życia codziennego nastolatków, walkę z depresją i problem samookaleczania. A przy tym wszystkim ani razu nie odniosłam wrażenia przesytu, czy że czegokolwiek było za dużo. Wszystko to było świetnie skomponowane, dzięki czemu lektura książki była czystą przyjemnością i nawet nie zauważyłam kiedy dobrnęłam do końca. Pochłonęłam tę powieść jednym tchem i śmiało mogę powiedzieć, że jeśli tylko nadarzy się okazja, z wielką chęcią sięgnę po inne książki tej autorki. A tymczasem polecam ten tytuł wszystkim, którzy lubią od czasu do czasu poczytać coś innego niż zwykłe, przesłodzone romanse, kolorowe historyjki o niczym, czy po prostu szukają jakiejś odmiany. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie ;)
Od kilku lat na światowe rynki wydawnicze napływa masa powieści młodzieżowych, które starają się nieść ze sobą jakieś przesłanie, przekazać czytelnikowi coś ważnego. Jednym się to udaje, innym wręcz przeciwnie, nie mniej powieści, które opowiadają o trudnych rzeczach z życia codziennego jest pełno. Pozostaje więc pytanie dlaczego sięgnąć po tę, a nie inną pozycję? Dlaczego...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to