-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
"- Wyważ drzwi - wyszeptała - drzwi dziewictwa. Otwórz je, jestem na zawsze twoja."
"- Weź mnie, lordzie Rutherford - syknęła. - Zanurz swój sztylet w mą duszę."
Nie, to nie cytaty z kioskowego harlequinu za grosze. To cytaty z tej książki. Lubię styl Rice, lubię nawet jej natchnioną egzaltację, ale w "Mumii" i za dużo tego, i zwyczajnie taki język nie pasuje. To i wszechobecne miłosne afery zwyczajnie zabiły fabułę. A miała potencjał, i to jaki! Nieśmiertelne, potężne istoty, groza zderzenia nowoczesnego świata z mroczną magią starożytności, zakazana miłość, rodzinne machlojki... Niestety, z rozwojem opowieści dla autorki bardziej ważne staje się to, kto z kim się kochał i nawet powrót do cięższej atmosfery pod koniec książki nie jest w stanie zrekompensować niesmaku. Ramzes z Julie, Ramzes z Kleopatrą, Henry z kochankami, Kleopatra z Aleksem, Elliott z Henrym, Kleopatra z kim popadnie... - co z tego, że istnieje eliksir dający nieśmiertelność jak można się poseksić albo sekszenie się powspominać?
"- Wyważ drzwi - wyszeptała - drzwi dziewictwa. Otwórz je, jestem na zawsze twoja."
"- Weź mnie, lordzie Rutherford - syknęła. - Zanurz swój sztylet w mą duszę."
Nie, to nie cytaty z kioskowego harlequinu za grosze. To cytaty z tej książki. Lubię styl Rice, lubię nawet jej natchnioną egzaltację, ale w "Mumii" i za dużo tego, i zwyczajnie taki język nie pasuje. To i...
Mam problem z tą książką. Z jednej strony jest to jak dotąd moje ulubione - zaraz po Walhalli - dzieło tego autora. Z drugiej strony po prostu nie mogę dać mu wyższej oceny. Nie jest to typowy horror, nawet nie mastertonowski, bardziej dark fantasy. Pomysł, nawiązanie do średniowiecznej alchemii i kryptozoologii - bomba! Bohaterowie są schematyczni, ale budzą sympatię. Akcja trzyma odpowiednie tempo. Tylko to stężenie głupoty... Nie, nie wymagam od Mastertona, żeby sypał nauką z rękawa jak profesor biologii, w końcu to nawet nie science fiction, ale żeby wykładać się na rzeczach, do których nie trzeba mieć specjalistycznej wiedzy i wystarczy otworzyć Wikipedię albo skorzystać ze standardowej encyklopedii... Słowo bazyliszek pochodzi z greki, nie łaciny, i naprawdę, nie trzeba znać ani jednej, ani drugiej, żeby się połapać - wystarczy samo brzmienie słowa (swoją drogą, autorze, mały król po łacinie to "regulus"). Bazyliszek straszył nie w Krakowie, a w Warszawie i jest to na tyle znana w Polsce legenda, że żona Mastertona - Polka! - powinna o tym doskonale wiedzieć i go oświecić, a wtedy jeszcze żyła. Warszawa może nie taka malownicza jak Kraków, ale też znane i zabytkowe miasto. O realiach pracy naukowców wolę nie mówić, zwłaszcza tych Polskich. Książka naprawdę dużo by zyskała, gdyby redaktor po pierwsze nad nią przysiadł, a po drugie sprzedał Mastertonowi solidnego kopa za pociskanie takich głupot. Mimo to chcę mieć "Bazyliszka" na swojej półce, po pierwsze, żeby mi przypominał jak łatwo zabić kawał świetnej beletrystyki brakiem researchu i po drugie, dla czystej masochistycznej przyjemności.
Mam problem z tą książką. Z jednej strony jest to jak dotąd moje ulubione - zaraz po Walhalli - dzieło tego autora. Z drugiej strony po prostu nie mogę dać mu wyższej oceny. Nie jest to typowy horror, nawet nie mastertonowski, bardziej dark fantasy. Pomysł, nawiązanie do średniowiecznej alchemii i kryptozoologii - bomba! Bohaterowie są schematyczni, ale budzą sympatię....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
JKJP, dawno nie czytałam tak dennej książki. Domęczyłam ją do końca tylko prawem sesji, według którego odporność na gównianą literaturę jest wprost proporcjonalna do ilości materiału do nauki. Gdyby nie to, autentycznie wypieprzyłabym "Ostatniego wilkołaka" przez okno tramwaju gdzieś na wysokości 15 rozdziału. A jest ich ponad 50.
Tutaj wszystko jest złe, ale mówiąc złe, mam na myśli to zło, które spłodziło 50 Paszczy Greya i Śmierzch. "Ostatniego..." to zło nie tylko spłodziło, ale i zeżarło i wydaliło. Fabuła - w zamyśle autora sensacyjna, brutalna i pikantna - sprowadza się do: emowania głównego bohatera (75% zawartości), nudnego seksu opisanego wyrażeniami z "Potocznego Słownika Sebixa, wydanie dla ułomnych" (15% zawartości, za to z "chujami", "fiutami", "cipkami" i "odbytami" odmienianymi przez wszystkie przypadki i przeplatanymi z kiczowatymi wyrażeniami rodem z harlequinów), oklepanymi zwrotami akcji (5%, ale za to raz na 5 rozdziałów pada scena, która powinna być taka jak w filmach, ALE JEDNAK NIE JEST, wink, wink, taki jest autor sprytny, jeszcze się z Wami podzieli tą wiedzą, że nie walnął kliszy, jakbyście przegapili) i ogólnego debilizmu (pozostałe 5%). Mniej więcej w 1/3 zaczęłam się modlić, żeby głównego bohatera albo ktoś zastrzelił, albo podpalił, albo wyssał z cholernej krwi, COKOLWIEK. Niestety, wykitował dopiero pod koniec. Ale się, miurwa, zdążył rozmnożyć i przekazać głupotę dalej.
Autor wisi mi za zszargane nerwy i reputację. Dzięki fejspalmom jak nic stanę się legendą komunikacji miejskiej.
JKJP, dawno nie czytałam tak dennej książki. Domęczyłam ją do końca tylko prawem sesji, według którego odporność na gównianą literaturę jest wprost proporcjonalna do ilości materiału do nauki. Gdyby nie to, autentycznie wypieprzyłabym "Ostatniego wilkołaka" przez okno tramwaju gdzieś na wysokości 15 rozdziału. A jest ich ponad 50.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTutaj wszystko jest złe, ale mówiąc złe,...