-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik1
-
ArtykułyTargi Książki i Mediów VIVELO już 16–19 maja w Warszawie. Jakie atrakcje czekają na odwiedzających?LubimyCzytać1
-
ArtykułyCzternaście książek na nowy tydzień. Silne emocje gwarantowane!LubimyCzytać2
-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant8
Biblioteczka
2021-03-22
2023-04-13
2023-12-30
2016-07-07
07.07.2016 r.
Wyobrażałam sobie ją nieco inaczej, jednak jestem mile zaskoczona.
Książka mi się bardzo podobała.
Cody jest niezwykle ciekawa. Ben także, on odbiega od moich wyobrażeń. Polubiłam też Harry'ego, ale szkoda, że jest go tak mało w książce.
27.12.2023 r.
Nie umiem zostawić tej książki bez słowa. Z przeczytaniem jej ponownie zwlekałam prawie 8 lat. Z każdym rokiem miałam więcej wątpliwości, bo przecież jest to historia dziewczyny, która szuka prawdy o samobójstwie swojej przyjaciółki. Tutaj wiele rzeczy mogło się okazać szkodliwych.
Okazuje się, że tak nie jest. Przynajmniej nie do końca. Mam wątpliwości dotyczące rozmów z forum, ale z drugiej strony bez nich ta książka nie byłaby taka. Nie wywarłaby tak dużego wrażenie.
Tej książki nie umiem określić mianem "smutnej". Jest mocna, uderza w czytelnika i w jego emocje, ale też składnia do myślenia i uświadamia. Niekiedy też przeraża.
W niektórych momentach czułam złość - nie na głównych bohaterów, ale na osoby z forum, na którym dzieje się najgorsze. Jedna rzecz jest taka, że jest tam ukazane podejście antynaukowe, które przekazywane dalej może doprowadzić do tragedii. W innym przypadku jest to po prostu podejście nieludzkie, które też może doprowadzić do tragedii.
To pewnego rodzaju ostrzeżenie przed ludźmi, których możemy spotkać w najgorszym momencie swojego życia.
07.07.2016 r.
Wyobrażałam sobie ją nieco inaczej, jednak jestem mile zaskoczona.
Książka mi się bardzo podobała.
Cody jest niezwykle ciekawa. Ben także, on odbiega od moich wyobrażeń. Polubiłam też Harry'ego, ale szkoda, że jest go tak mało w książce.
27.12.2023 r.
Nie umiem zostawić tej książki bez słowa. Z przeczytaniem jej ponownie zwlekałam prawie 8 lat. Z każdym...
2020-06-07
2020-06-06
2023-12-25
2023-12-23
2023-12-22
2023-12-20
2023-11-12
„El Roi” jest dla mnie ogromną niespodzianką. Po pierwsze nie spodziewałam się, że autorka w ogóle mnie wybierze, aby wrzucała swoją opinię [także piszę recenzję we współpracy z Beatą Skrzypczak]. Po drugie, nie czytam takiego gatunku na co dzień. Moje ostatnie spotkanie (świadome) z literaturą piękną było dwa lata temu i nie było zbyt udane – „spoko, ale nie czuję tego”. Teraz widzę, że po prostu tamta książka nie była dla mnie. Jeszcze mam jakiś dziwny paradygmat w głowie, że literatura piękna jest ciężka do czytania.
O „El Roi” nie mogę tego powiedzieć. Ta książka poruszana takie tematy i wątki, że na początku byłam zaciekawiona kulturą żydowską – mój jedyny kontakt z tym to kilka wyjazdów do Kazimierza i książką na szafie o zabytkach architektury żydowskiej w Polsce, prezent od wujka „bo masz wiedzieć, aby nikt nigdy cię nie zagiął”. Spodziewałam się po tej książce skupienia się na tej sferze religijnej i szukanie przodków, ale jest to jeszcze. Jest nawiązanie do zbrodni. Pojawiają się wspomnienia o walkach, o morderstwach i zaginięciach. Wypływa obsesja, zmieniona postrzeganie rzeczywistości. Mimo że jest to fikcja i nie ma wiele wspólnego z true crime, to podczas czytania pojawiła się we mnie myśl, że może sięgnąć po książki o prawdziwych zbrodniach? Racjonalnie tego Wam nie wyjaśnię, ale
To książką, do której wracam myślami codziennie. Była dla mnie nowym doświadczeniem czytelniczym. Z pewnością wyjątkowym i bardzo udanym. Jest to książka fascynująca. Opisy są bogate, obrazowe i niesamowite po prostu. Urzekła mnie ich lekkość – dominują w tej książce nad dialogami, a nie męczą. Pojawiające się nawiązanie to portretu Clary Garcia de Zuniga dodaje tej historii jakiegoś dziwnego uroku. Dopóki nie sprawdziłam tego obrazu, to nie wierzyłam. Jak pół twarzy może być smutne, a pół złe? A jednak może. Później znacznie mocniej odczuwałam opisy tych kobiet. Józefa, Adela i Estera to trzy kobiety, z których każda niesie ze sobą złość i smutek, i każda ma własną tajemnicę.
„El Roi” jest dla mnie ogromną niespodzianką. Po pierwsze nie spodziewałam się, że autorka w ogóle mnie wybierze, aby wrzucała swoją opinię [także piszę recenzję we współpracy z Beatą Skrzypczak]. Po drugie, nie czytam takiego gatunku na co dzień. Moje ostatnie spotkanie (świadome) z literaturą piękną było dwa lata temu i nie było zbyt udane – „spoko, ale nie czuję tego”....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-20
Ciężko mi to pisać, ale Clare mnie zawiodła. Miałam duże oczekiwania do tej części. Jak mogło być inaczej? Przecież ta autorka zawsze miała rewelacyjne finały, które wbijały mnie w fotel i po przeczytaniu potrzebowałam chwili, aby dojść do siebie.
A tutaj? Jak dobrze, że to koniec! Co trochę boli, bo dwie poprzednie książki były cudowne - świetnie się bawiłam w trakcie czytania i wywołały we mnie wiele emocji.
Trudno mi określać tę książkę jako złą - wniosła coś do nowego do świata, lubiłam w większości bohaterów i nie czytało mi się jej źle. W jednych momentach trudno mi było ją odłożyć, a w innych zastanawiałam się, ile jeszcze?
Największy problem jest taki, że mamy tutaj 12 głównych postaci, które biorą udział w mniej-więcej 5 wątkach miłosnych. Jedne trwają od początku, inne pojawiły się z biegiem akcji, ale każdy z nich został rozwinięty. Niby okej, ale przez to ucierpiała fabuła i akcja. Niektóre sceny były przedstawione z perspektywy dwóch, a nawet trzech postaci.
Sama fabuła opiera się na dylematach i związkach młodych bohaterów, przez co to OGROMNE zagrożenie, które czyha na Londyn, wydaje się nie być niczym aż tak strasznym. Chyba wolałabym nie mieć tej obietnicy, że to takie straszne i niebezpieczne, bo ciężko mi było to odczuć. Zabrakło mi zwrotów akcji, które wywracają wszystko do góry nagami, a byłam do tego przyzwyczajona. Również wrogowie bohaterów nie są aż tak wyraźnie zarysowani - może to kwestia, że Tatiana jest marionetką rękach Beliala? Niby jest ich dwoje, ale właściwie to tylko jedno i to się tak rozmywa.
Po prostu liczyłam na coś więcej, ale nie dostałam tego. A szkoda...
Ciężko mi to pisać, ale Clare mnie zawiodła. Miałam duże oczekiwania do tej części. Jak mogło być inaczej? Przecież ta autorka zawsze miała rewelacyjne finały, które wbijały mnie w fotel i po przeczytaniu potrzebowałam chwili, aby dojść do siebie.
A tutaj? Jak dobrze, że to koniec! Co trochę boli, bo dwie poprzednie książki były cudowne - świetnie się bawiłam w trakcie...
2023-12-13
2023-11-26
"Revelle" to książka z ogromnym potencjałem, który został tak zmarnowany, że to aż boli. Niestety, widzę w tej historii więcej minusów niż plusów, a i jej zalety opierają się głównie o potencjał lub sam pomysł na wątki, których rozwinięcie koniec końców nie trafiło do mnie.
[Materiał reklamowy — współpraca z wydawnictwem You&YA]
Zarówno świat, jak i pomysł na jego funkcjonowanie jest niezwykle ciekawy. Rodziny, które mają zdolności magicznie, mieszkają na wyspie, z daleka od stałego lądu, a mimo to prawo zwykłych ludzi ma na nich znaczny wpływ. Przez prohibicję rodzina Revelle nie może zarabiać — robią niesamowite pokazy, które przyciągają tłumy, a ludzie oddają im swoje klejnoty. Klejnoty dla Revelle to zapłata za magię. Ich zdolność pozwala manipulować emocjami, a to pozwala na manipulowanie człowiekiem. Co ma do tego alkohol? Pijany klient to hojny klient.
Luxe Revelle ma pomysł, jak temu zapobiec — uwiedzie Deweya Chronosa, członka rodu władającego wyspą, który zaczął się parać przemytem alkoholu. Jednak w wyniku pomyłki spotyka Jamisona Porta.
Cała fabuła brzmi i przebiega nieźle, dopóki człowiek nie zagłębi się w szczegóły.
Zaczynając od tego, że nie jest wyjaśnione, skąd się wzięła magia w tym świecie? Wiadomo tylko, jak te rody znalazły się na wyspie. Dalej to powoduje kolejne pytania, czy każdy Revelle jest ze sobą spokrewniony? Czy magia jest tak jakby genem dominującym? Podobnie nie ma dobrego wyjaśnienia, skąd się wzięła magia krwi. Wiadomo tylko, jak ta magia działa, ale to też nie do końca.
Nie tylko kwestie magii w świecie nie są rozwinięte, ale po prostu jego kreacja jest słaba. Akcja dzieje się w trakcie prohibicji w USA, czyli mniej więcej w latach 20 XX. Zupełnie nie czuć, że są inne czasy. Autorka praktycznie nie skupiła się na opisie ówczesnej poza magicznej codzienności. Nie było opisanych strojów bohaterów ani wyglądu ulic, które przypominałyby czytelnikowi, że akcja jest osadzona sto lat temu.
Pojawienie się wątku prohibicji wzbudziło we mnie mieszanie uczucia. Początkowo byłam odrzucona, bo w ciągu pierwszych kilkudziesięciu stron alkohol był naprawdę wszechobecny i miał ogromne znaczenie dla bohaterów, co gryzło mi się z oznaczeniem wiekowym. Jednocześnie sam pomysł, aby pokazać wpływ regulacji śmiertelników na magiczną społeczność, wydał mi się ciekawy, ale koniec końców i tak z biegiem akcji ten wątek stracił na znaczeniu, bo wątki romantyczne były ważniejsze.
Wątek Luxe i Deweya polubiłam, bo ja po prostu lubię udawane związki i ogólnie wątek pozorowanego małżeństwa. Szczególnie kiedy obie strony nie są w pełni uczciwe i szczere wobec siebie, a każdej z nich zależy na osiągnięciu swoich korzyści.
Sama historia Jamisona i to, jak on odkrywa swoją przeszłość, jest bardzo ciekawe! Jeszcze bardziej kiedy okazuje się, jak wszystko jest ze sobą powiązanie. Cudowne!
Ogromnym minusem tej historii jest relacja Luxe i Jamisona. Przede wszystkim jest to typowe instant love. Okej, ona rzuca na niego swój urok. Wszystko by było spoko, gdyby mu przeszło, ale nie... On nie wiadomo czemu leci na laskę, która nie jest dla niego miła. Ba, ona zaczyna interesować się typem, który ją wyraźnie irytuje. Ogólnie rozwój relacji nie ma sensu. Szczególnie nie rozumiem, dlaczego doszło do tak idiotycznej pomyłki — jakim cudem Luxe nie wiedziała, jak wygląda syn burmistrza (czyli Dewey), od którego zamierzała załatwić alkohol?
Jak to w takich książkach bywa — ktoś musi być tym złym. Ja w trakcie czytania coś podejrzewałam, ale nie do końca. Później gdy przeczytałam, którąś recenzję, to wydawało się faktycznie oczywiste. Patrząc na budowę książki i podwójną narrację, faktycznie można wywnioskować, kto jest czarnym charakterem.
Kiedy się pozna czarny charakter, dowie się, jaka była jego motywacja, co on robił, aby osiągnąć swój cel, to wtedy dociera do czytelnika, jak bezsensowna jest to historia. Jeśli mamy bohatera, który może wszystko i wykorzystuje to do realizacji swojego planu, to dlaczego sam zainicjował TAKĄ SYTUACJĘ, które pchnęła akcję do przodu? No bez sensu.
"Revelle" to książka z ogromnym potencjałem, który został tak zmarnowany, że to aż boli. Niestety, widzę w tej historii więcej minusów niż plusów, a i jej zalety opierają się głównie o potencjał lub sam pomysł na wątki, których rozwinięcie koniec końców nie trafiło do mnie.
[Materiał reklamowy — współpraca z wydawnictwem You&YA]
Zarówno świat, jak i pomysł na jego...
2023-12-10
2023-12-02
2023-11-11
⭐5,5
Historia z potencjałem, tylko, kurcze... coś poszło nie tak.
Początek zapowiadałam się naprawdę świetnie — ciekawy świat, wyjaśnione wierzenia, które są powiązanie z systemem magicznym, i główna bohaterka, która umiera w ciągu pierwszych stron. Oczywiście jest też pełna żądzy zemsty i wściekłości - ten kto się nie załamie, ten się wścieknie, kiedy najbliżsi go zdradzą. Do tego, aby otrzymać pełnie mocy jako Nebris, musi zabić swoich morderców.
Jeszcze z plusów - styl autorki jest bardzo przyjemny! Słuchałam w audiobooku, ale i tak zauważyłam, że składnia była naprawdę niezła. Opisy przyjemne i nienużące.
I teraz ta mniej przyjemna część.
Przede wszystkim pierwsza połowa książki jest fajna, druga połowa książka jest fajna, ale razem do siebie nie pasują. No naprawdę, ja tego połączenia tak nie czułam, tak mi zgrzytało, jakbym w połowie zaczęła czytać inną książkę. Pierwszy połowa po prostu nie pasuje do drugiej, a druga do pierwszej. Łączą się w zakończeniu, ale to do mnie nie trafiło po prostu.
Jass jest tak irytującą postacią. Nie rozumiem w ogóle tej mody na bohaterów, którzy mają focha o coś, co w sumie nie jest samo w sobie tak istotne. Jest jak jest, stało się jak stało i na ch*j drążyć temat? Nie miał na to wpływu, więc powinien zacisnąć zęby i nie pozwolić, aby jego żale wpływały na obowiązki. Jednocześnie on i główna bohaterka niesamowicie pociągają się fizycznie, że nie potrafią utrzymać spodni na sobie... Przy jego ogromnej nienawiści do Val (której szczerze nie rozumiem, mimo że była wyjaśniona) jest nienaturalne i irytujące.
Kwestia druga pojawia się wątek Finna Val. Tutaj mam trochę zastrzeżeń, bo w tym wątku widzę kilka luk. Nie wiem, czy ja może nie wyłapałam czegoś, słuchając czy po prostu to faktycznie tak, jest napisane. Można do mnie napisać na priv i mi to wyjaśnić, bo nie czaję serio.
Z pozytywnych rzeczy - opisy uczuć naprawdę mi się podobają, przyjemnie się tego słuchało, ale miałam parę uwag. Przede wszystkim w nie wyłapałam wszystkiego w zakończeniu, przez co niezrozumiałe dla mnie było, dlaczego osoba, która towarzyszyła Val w trakcie porwania nie została zabita.
Dalej uważam, że rozwój uczuć Val do Finna był za szybki. Plusem tego były piękne opisy uczuć, jednak gryzie się to z warunkiem nieśmiertelności Val. I dlatego powinna umrzeć.
⭐5,5
Historia z potencjałem, tylko, kurcze... coś poszło nie tak.
Początek zapowiadałam się naprawdę świetnie — ciekawy świat, wyjaśnione wierzenia, które są powiązanie z systemem magicznym, i główna bohaterka, która umiera w ciągu pierwszych stron. Oczywiście jest też pełna żądzy zemsty i wściekłości - ten kto się nie załamie, ten się wścieknie, kiedy najbliżsi go...
2023-11-10
2023-11-18
2023-11-14
"Darkfever" to książka, na której widnieje obietnica łamania schematów. Owszem, w 2006 roku, kiedy została wydana, faktycznie te schematy łamała. Teraz niekoniecznie. Mimo to druga połowa książka naprawdę mi się spodobała i czytałam ją z przyjemnością, co mnie samą zaskakuje, bo w tej książce jest widziałam wiele wad.
[Wspólpraca reklamowa z wydawnictwem You&YA]
Zaczynając od początku — pierwsza połowa książki jest po prostu nudna. Mac trafia do Dublina. Trochę chodzi po nim, trochę próbuje odszukać mordercę siostry, ale nie jest to opisane jakoś dokładnie. Dopiero gdy zaczyna się angażować w poszukiwania Sisar Dubh zaczyna się robić ciekawiej. Sama końcówka jest niesamowicie interesujące i chyba dzięki niej mam ochotę czytać to dalej.
Największa wada tej książki to bohaterowie. Zacznijmy od drugoplanowych, którzy są, ale nie mają żadnego charakteru. To takie pionki, które służą tylko, aby fabuła popędziła dalej.
Z kolei Mac, czyli główna bohaterka, jest na siłę wpychana przez autorkę do roli głupiej blondynki i jednocześnie na siłę z niej wyciągana. Wydaje mi się, że wzorcem miała być bohaterka "Legalnej Blondynki", ale tutaj nie to nie wyszło tak dobrze. Czytanie o tym, jak na siłę próbuje się zrobić z Mac głupią jest nieco irytujące.
Jericho Barrons zawiódł mnie swoją postacią. Widziałam nad nim zachwyty. Myślałam, że będzie jakiś szarmancki, a jest po prostu BUCEM. Jego podejście do kobiet, a przynajmniej tak, jak on mówi, jest słabe - traktuje Mac jak gorszą od siebie, bo nosi różowy. Cudownie, prawda?
Ogólnie w towarzystwie, w którym obraca się Jericho, kobiety mają tylko jedną funkcję — są dla zaspokajania potrzeb mężczyzn. Na szczęście Mac sprzeciwia się temu, chociaż ma małą siłę przebicia. Ten motyw najlepiej świadczy o tym, jak bardzo ta książka zatrzymała się w czasie. Nie czyta się tych momentów przyjemnie i wzbudzają najzwyklej w świecie irytację.
Bardzo ciekawie ukazane są fae - dzielą się Seelie i Unsellie. Te pierwsze obchodzą się nieco łagodniej z człowiekiem, są piękne i wzbudzają w nim pożądanie, jakie nigdy nie czuł. Te drugie z kolei — zabijają od razu, potrafią rzucić urok, aby być pięknym, lecz są odrażające. Znacznie lepiej opisana i ukazana została ta druga grupa fea. Seelie pojawiają się znacznie rzadziej, a ich pojawienie wpływ na Mac bardzo mocno. Tylko te sceny są... żenujące po prostu. Są pełne nagości, ale ich opisy wzbudzają zażenowanie i tu jest ten problem.
Druga połowa tej książki, a szczególnie zakończenie uratowała ją w moich oczach na tyle, że mimo frustracji, czułam przyjemność z czytania i byłam zaciekawiona, co będzie dalej.
"Darkfever" to książka, na której widnieje obietnica łamania schematów. Owszem, w 2006 roku, kiedy została wydana, faktycznie te schematy łamała. Teraz niekoniecznie. Mimo to druga połowa książka naprawdę mi się spodobała i czytałam ją z przyjemnością, co mnie samą zaskakuje, bo w tej książce jest widziałam wiele wad.
więcej Pokaż mimo to[Wspólpraca reklamowa z wydawnictwem...