Mechaniczny książę Cassandra Clare 8,4
ocenił(a) na 98 tyg. temu 🎻 W tym tomie trylogii pojawia się coś, co kiedyś kochałam, a co teraz nieco psuje mi frajdę z czytania... I tym czymś jest wątek romantyczny – jedyny dylemat na schemacie trójkąta miłosnego, który dla mnie był prawdziwym dylematem w całej mojej przygodzie z czytaniem. Niestety teraz patrzę na niego z zupełnie innej strony (na dalszych kafelkach jest sporo spoilerów z tego powodu).
🎻 Wciąż kocham tutejsze postacie, jednak dostrzegam, że mocno wypierałam z pamięci scenki, które pokazywały je w negatywnym świetle (i się sobie nie dziwię). Chyba najgorsze jest to, że oni mówią jedno, ale wszystko wygląda na co innego – najbardziej jest tak z miłością. Mówią, że się kochają, ale ich zachowanie pokazuje co innego…
🎻Najsłabszym ogniwem tej książki jest wątek romantyczny - a najsłabszym ogniwem związku romantycznego jest Tessa. Czy wiele lat temu kochałam ten “trójkąt” miłosny? Tak. A teraz? Wciąż go kocham, ale uważam, że najlepiej by wszystkim było, jakby go nie było. Z równania Will + Jem + Tessa, powinno się Tessę wyrzucić - najlepiej dla wszystkich by było, jakby Will i Jem wciąż byli szczęśliwymi parabatai i znaleźli sobie kobiety inne od Tessy, a Tessa mężczyzn innych od Willa i Jema.
Tam nikt nikogo nie kocha...
Tessa i Jem - brzmi jakby ona była z nim z litości,
Tessa i Will - szuka pocieszenia w jego parabatai,
Jem i Tessa - te oświadczyny nie brzmią jak Jem, który przecież ma świadomość, że niedługo umrze,
Jem i Will - podrywa kobietę, która od początku podobała się jego parabatai i sam mu to wytknął (!),Will i Tessa - jest chemia, ale to nie miłość... Will ją zna maksymalnie miesiąc (!),Will i Jem - to mnie najbardziej zabolało... “Jem zrozumie. Jem nam wybaczy, bo nas kocha” [Will sugeruje, żeby Tessa zerwała zaręczyny z Jemem i była z nim] - tak nie postępują parabatai!
Jem przy oświadczynach nie brzmi jak on, tylko jak Will. To William byłby w stanie coś takiego zrobić, ale nie Jem! On ma świadomość, że umiera i moim zdaniem, bardziej do jego postaci pasowałoby ciche przyglądanie się osobom, które kocha (choć nie wiem, czy by pokochał Tessę nie angażując się w relację między nimi) i kibicował im. A nie, że podrywa kobietę, która jawnie jest zainteresowana jego parabatai i to ze wzajemnością!
Między nim i Tessą nie widzę też tej chemii. W pierwszym tomie rozmawiają niemalże tylko o Willu (słabe to fundamenty pod miłość, nie ważne jak cudowny on by nie był),a w drugim od razu przeskakujemy do bliższej relacji - “przez dwa tygodnie bardzo się do siebie zbliżyliśmy”, czyli Jem i Tessa zaręczają się po +/- miesiącu znajomości..? To nie brzmi jak Jem!
Poza tym... W wieku trzynastu/czternastu lat nie chciał parabatai, bo “zmarnuje mu życie” (parabatai można mieć jednego w całym swoim życiu),a w wieku siedemnastu lat, kiedy często kaszle krwią (choć nie przy Tessie, bo wtedy czuje się lepiej~) postanawia też po części “zniszczyć jej życie” narzeczeństwem, a później małżeństwem..? (To jest XIX wiek, gdzie nieco inaczej podchodziło się do wdów niż teraz).
Dodatkowo, myślę, że Will i Jem jako parabatai, bracia z wyboru, po trzech latach bycia niemalże blisko porozmawialiby na ten temat... “Ej, bracie, podoba mi się Tessa... Serio? Mnie też! A jak świetnie całuje... Ciebie też całowała?! Wiesz co, dajmy sobie siana, ziomale ponad lale, a laska z nami dwoma pogrywa! Nie damy się tak, co nam jakaś kobieta znana od miesiąca będzie wchodzić w wieź trwającą lata?”
Tessa twierdzi, że kocha zarówno Willa, jak i Jema... Jednak kiedy dochodzi do jakiegokolwiek romantycznego zbliżenia między nią, a tym drugim, ciągle porównuje go do jego parabatai! “Nie miał mięśni jak Will, jego uroda była zupełnie inna od tej Willa”, no kurde, kobieto!
Albo przy oświadczynach. Nie mówi od razu “tak/nie/nie wiem/daj mi pomyśleć” tylko pozwala się przekonać Jemowi, a to nie tak powinno wyglądać.
Tak samo jak Will sugeruje jej zerwanie zaręczyn z Jemem - zamiast twardo powiedzieć “nie, powiedziałam, że za niego wyjdę i decyzji nie zmienię”, tak najpierw ma wizualizację, jakby to było oddać pierścionek zaręczynowy Jemowi i jak bardzo by to go złamało... Tu nie ma równowagi, Tessa nie kocha ich obu tak samo i to widać gołym okiem!
Za to Will... Nie pomyślałabym, że będzie chciał wejść między swojego parabatai i “miłość swojego życia”. Po pierwsze - on podobno bardzo miał go kochać, a zakładając (dość brutalnie),że Jem niedługo umrze, dałby mu się “nacieszyć” Tessą chwilę i szkody by mu to nie zrobiło. Po jego śmierci miałby Tessę całą dla siebie, a tak to próbował swojemu umierającemu przyjacielowi, który jest najbliżej jego serca, odbić już wtedy narzeczoną... Może to brutalne, ale jeśli zakładamy, że Tessa kocha ich obu po równo, a oni nie wiedzą o sobie nawzajem, to powinna być zastosowana zasada pierwszeństwa, choć najlepiej w ogóle tych roszad związkowych być nie powinno!
Dodatkowo - co zauważyłam dopiero po latach i kilku rereadach, mimo że Jem i Will są z charakterów zupełnymi przeciwieństwami, tak z upływem historii są niezwykle podobni. Oboje myśleli, że skrzywdzą Tessę będąc z nią.
Oboje (choć w różnym czasie) musieli patrzeć jak ich ukochana jest w związku (czy to narzeczeńskim, czy małżeńskim) z ich parabatai. I oboje musieli patrzeć jak ich parabatai umiera (ale to dopiero w trzecim tomie).
I kurcze, nie wydaje mi się, żeby tak to się wszystko potoczyło.
Jeśli zakładamy, że w tej trójce każdy każdego kocha tak, jak mówił/a, że kocha, tak:
1. Tessa nie wchodziłaby pomiędzy dwóch parabatai;
2. Jem nie podrywał by ukochanej swojego parabatai;
3. Will nie próbował by odbić Jemowi narzeczonej;
4. Tessa nie przeskakiwałaby tak radośnie ze związku do związku;
5. Will i Jem nie weszliby w związek z Tessą niemalże od razu po śmierci tego drugiego;
6. Will i Jem nie pozwoliliby sobie na to, że Tessa wprowadza między nich negatywne emocje, w tym zazdrość.
(proszę wybaczyć chaos moich myśli, ale ten wątek wywołuje u mnie, jako wielkiej fanki tej trylogii mnóstwo emocji)
🎻 Niestety romans też przyćmiewa całą fabułę, która jest naprawdę ciekawa, ale na której ciężko się skupić, kiedy Tessa wciąż ma w głowie pytanie „Will, czy Jem – który to przyjaźń, a który kochanie?”. Mimo wszystko uwielbiam to, co napisała Clare – automaty, Mistrz, historia powiązana z pewnymi Podziemnymi~ Jest to niezwykle ciekawe.
🎻 Mimo niewielkich minusików, „Diabelskie maszyny” wciąż mnie nie zawodzą, mimo czytania po latach. To jest ich wielka zaleta – jeśli kiedyś się je pokochało, wciąż się będzie je kochać, mimo że ta miłość dojrzeje i przekształci się z tej „ślepej” na tą „dojrzalszą” widząca nie tylko zalety, ale i wady.
(jeśli ktoś dotrwał do końca tej recenzji, to podziwiam! ^ ^)