Polski pisarz, poeta, publicysta, eseista, dramaturg, wydawca.
Wydalony kolejno: z liceum ogólnokształcącego, technikum, zasadniczej szkoły zawodowej. We wczesnych latach 80. zaangażowany w działalność Ruchu Wolność i Pokój. Zdezerterował z wojska, za co półtora roku spędził w więzieniu. W 1987 roku wyjechał z Warszawy i zamieszkał w Wołowcu, w Beskidzie Niskim.
Jest laureatem nagrody Fundacji Kultury (1994),Fundacji im. Kościelskich (1995),im. S.B. Lindego (2002),kilkakrotnie nominowany do literackiej nagrody Nike. W 2005 roku otrzymał Nike za „Jadąc do Babadag”, a w 2007 nagrodę im. Arkadego Fiedlera - Bursztynowy Motyl za „Fado”. Autor wielu felietonów prasowych („Tygodnik Powszechny”, „Gazeta Wyborcza”, „Tytuł”, „OZON”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung” i inne). Jego książki zostały przetłumaczone na wiele języków m.in. na angielski, fiński, francuski, holenderski, niemiecki, rosyjski, norweski, ukraiński, węgierski, włoski, czeski i rumuński.
Wraz z żoną Moniką Sznajderman prowadzi wydawnictwo Czarne, specjalizujące się w literaturze środkowoeuropejskiej, szczególnie w reportażu.http://www.stasiuk.pl/
To piękna rzecz przepierdolić kawał życia. Tę jedną, jedyną rzecz, którą się dostało. Na to trzeba mieć gest. Nie można być ściubolem, co to...
To piękna rzecz przepierdolić kawał życia. Tę jedną, jedyną rzecz, którą się dostało. Na to trzeba mieć gest. Nie można być ściubolem, co to liczy każdą godzinę, że to trzeba tak, a to trzeba tak. Życie to w końcu strata jest.
Ocena obniżona z powodu rozdziału "Donbas". Nie pasuje mi tu, nijak się ma do rzeki dzieciństwa. Nie będę się wymądrzać po co został dodany, chociaż mam pewne wnioski. Ale każda osoba, która przeczytała/ przeczyta tę książkę sama wysunie wnioski. Albo i nie.
Stasiuk nadal w formie. Subiektywnie: nadal lubię go czytać. Nadal spostrzeżenia i wnioski autora przemawiają do mnie i zgadzam się z nimi.
Tylko nasuwa się pytanie, czy coś jeszcze napisze?
Otwieram kolejnego Stasiuka, przygotowana na skok. Wydaje mi się, że mam tu pełną kontrolę, jakąś czytelniczą wolę przeniknięcia do świata opisywanego, kiedy chcę. Mniej więcej gdzieś w połowie ten świat i jego bohaterowie gęstnieją jak samogon na mrozie i orientuję się, że znów mnie połknęło bez przeżuwania.
Autor, z namaszczeniem, swoim poetyckim pędzlem maluje powoli cały ten bajzel, ten smutek i biedę. Robi się zimno i ciemno, żadnego hałasu. Nie ma tak, że wstanie słońce w Beskidzie i znów będzie fajnie. Nie będzie. Czyżby?
Można domknąć dobry tekst we właściwym momencie, a wyjdzie w sam raz. Domknięcie stasiukowe wyrzuca drzwi z futryny, i to jak.