-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-12-29
2023-12-23
Z prozą Macieja Siembiedy miałam dotychczas tylko raz przyjemność, gdy jakiś czas temu czytałam ,,Gambit". Już wtedy przykuło moją uwagę, że autor umiejętnie umie łączyć fikcję literacką z prawdziwymi wydarzeniami oraz dodatkowo bawi się gatunkami literackimi oferując rozrywkę na najwyższym poziomie.
Dokładnie tak też jest w przypadku pierwszego tomu serii o Jakubie Kanii ,,444". Tytułowa liczba odnosi się to tajemniczej przepowiedni mówiącej, że właśnie co 444 lat, począwszy od roku 1000, ma pojawić się wybraniec, który będzie w stanie zakupować topór wojenny pomiędzy islamem a chrześcijaństwem. Jednym z takich wybrańców miał być polski król Władysław Warneńczyk. Wieki po jego śmierci Jan Matejko namalował obraz, w którym miały być zakodowana ta przepowiednia oraz odpowiednie wskazówki. Ten tajemniczy obraz, który przez wieki pojawiał się i znikał, był kradziony oraz ukrywany oraz prawie nic o nim się nie mówi stał się osią powieści sensacyjnej Siembiedy. Jego poszukiwania rozpalą wyobraźnie prokuratora Jakuba Kani, który swoimi działaniami wywoła zamęt w szeregach starodawnej organizacji, która zrobi wszystko by nikt nie dowiedział się o przepowiedni ukrytej w ,,Chrzcie Warneńczyka".
,,444" to wciągająca powieść sensacyjno-historyczna. Siembieda po mistrzowsku wykorzystuje prawdę historyczną aby na jej podstawie stworzyć zaskakujący obraz dziejów. Prowadzi czytelnika od roku 1000 do współczesności, a nawet w przyszłość genialnie łącząc wątki i co rusz zaskakując. Nic nie jest tutaj oczywiste czy możliwe do przewidzenia. Bawi się historią, nadając jej nowe brzmienie oraz dopełniając ją fikcją, także powstaje spójna, interesująca oraz wciągająca całość. Nagle doskonale znane fakty nabierają nowego znaczenia oraz czytelnik dowiaduje się całkiem sporo o najbardziej tajemniczym z obrazów Jana Matejki. Oczywiście, jak na prawdziwą powieść sensacyjną przystało, gdzieś w cieniu musi czaić się tajemniczy wróg, który tylko czeka aż główny bohater zbliży się za bardzo do rozwiązania, aby zaatakować. I w tym przypadku autor mocno zaskoczył i zdecydowanie zbił z pantałyku, co liczę mu jako ogromny plus bo spodziewałam się standardowych rozwiązań.
,,Czwórki" to świetna powieść rozrywkowa łącząca umiejętnie przygodę, tajemnicę, prawdziwą historię oraz ciekawych, nietuzinkowych bohaterów. Można z nią doskonale spędzić czas. Jest z pewnością nietuzinkowa oraz zaskakująca ale czyta się jednym tchem. To powieść, która z pewnością usatysfakcjonuje każdego miłośnika tajemnic, szyfrów oraz pradawnych spisków sięgających ponad granice państw. Siembieda wykorzystał to wszystko ale równocześnie zachował realizm i polski koloryt. Jest naprawdę bardzo dobrze więc z pewnością będę kontynuować serię z Jakubem Kanią w przyszłości. Polecam!
Z prozą Macieja Siembiedy miałam dotychczas tylko raz przyjemność, gdy jakiś czas temu czytałam ,,Gambit". Już wtedy przykuło moją uwagę, że autor umiejętnie umie łączyć fikcję literacką z prawdziwymi wydarzeniami oraz dodatkowo bawi się gatunkami literackimi oferując rozrywkę na najwyższym poziomie.
Dokładnie tak też jest w przypadku pierwszego tomu serii o Jakubie Kanii...
2023-12-22
,,Złote pocałunki" to kolejny już w tym roku zbiór klasycznych opowiadań, który znalazłam na Legimi. Klasyczni mistrzowie pióra, żeby tylko wspomnieć o Guy de Maupassant czy Edgarze Allanie Poe, zabierają nas w świat niezwykłych opowieści. Trudno tutaj wskazać jeden motyw przewodni bo tematyka opowiadań jest bardzo różnorodna ale zdecydowanie przewijają się uczucia, namiętności, pasje. Jest trochę strasznie (czego najlepszym jest najbardziej znane opowiadanie czyli ,,Zdradzieckie serce" Poe), trochę ku przestrodze, trochę tragicznie czy trochę baśniowo. Są historie bardziej prawdopodobne, bardziej w stylu gawędy czy dzielenia się doświadczeniami ale są i piękne, baśniowe historie jak tytułowe ,,Złote pocałunki".
Urok zbiorku tkwi w jego różnorodności. Można przeczytać wszystkie opowiadania na raz, właściwie w jeden wieczór. Można czytać jako przerywniki pomiędzy książkami. Jedno jest pewne, każdy znajdzie w nich coś unikatowego i wyjątkowego. Wyróżniają się zdecydowanie stylem narracji, sposobem budowania napięcia, przedstawieniem świata i bohaterów. Dziś już tak się nie pisze, nie opowiada. A te opowiadania przywracają klimat przeszłości, odsłaniają świat gdzie prawie wszystko mogło być idealnym tematem do snucia opowieści w zimowe wieczory przy kominku, pokazują świat pełen niedopowiedzeń, tajemnic ale i ludzkich tragedii i dramatów, które są nadal bardzo uniwersalne i aktualne. Jeśli ktoś szuka, krótkiej odskoczni to polecam!
,,Złote pocałunki" to kolejny już w tym roku zbiór klasycznych opowiadań, który znalazłam na Legimi. Klasyczni mistrzowie pióra, żeby tylko wspomnieć o Guy de Maupassant czy Edgarze Allanie Poe, zabierają nas w świat niezwykłych opowieści. Trudno tutaj wskazać jeden motyw przewodni bo tematyka opowiadań jest bardzo różnorodna ale zdecydowanie przewijają się uczucia,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-16
XVI wiek. Czas gdy wszyscy fascynowali się alchemią. Kamienia filozoficznego szukał nawet sam król Polski, Zygmunt III Waza. Wtedy też żyje młoda kobieta, Weronika, której mąż był jednym z najbardziej znaczących alchemików. Od wielu lat szukał niezwykłej tynktury, która miała zapewnić nieśmiertelność. Dla poszukiwań opuścił żonę i dziecko, dziedziczną posiadłość i zaginął. Dopiero po kilku latach w progu pojawia się tajemniczy Michael - zarówno znajomy jak i główny rywal, który informuje młodą kobietę o śmierci męża w tajemniczych okolicznościach w zamku w Dreźnie. To właśnie ten moment będzie przełomowy w życiu wdowy. Zostanie wplątana w intrygę, która sięga pałacu cesarskiego w Pradze i dworu królewskiego na Wawelu. Losy Weroniki nigdy nie będą już takie same bo splotą się z Michaelem oraz podążającym za nią mężczyzną w złotej masce.
Styl pisania Pauliny Kuzawińskiej przypadł mi już do gustu gdy czytałam trylogię z Madeline Hunter. Tak samo jak wtedy, tutaj też autorka czaruje nas nastrojowym, klimatycznym, pięknym językiem. Zwykłe zdania, prozaiczne opisy nabierają wyjątkowości, poetyczności, budują tajemnicę i kuszą by odkryć co się za nimi chowa. I o ile w trylogii ,,Damy..." pasowało to do gotyckiego klimatu i zagadek kryminalnych bo je podkreślało, to tutaj czegoś zabrakło. Teoretycznie jest wszystko na swoim miejscu: okres historyczny przesycony niezwykłością, intrygujący bohaterowie, tajemnice i spiski oraz nastrojowe lokalizacje zamku Krawarz, pałacu w Pradze oraz zamku na Wawelu ale pomiędzy nimi brakuje puenty. Brakuje tej jednej wielkiej tajemnicy, która mogłaby pociągnąć całość. Powieść sprawia wrażenie rozbitej na kilka epizodów, które tych powierzchownie są ze sobą połączone i spójne. Także bohaterka jest mało przekonująca. Brak zdecydowania i wewnętrznej siły, która mogłaby udźwignąć całość.
Doczytałam do końca ,,Żonę alchemika" chyba tylko dlatego, że miałam nadzieję na jakieś spektakularne zaskoczenie w finale oraz ze względu na piękny styl pisarstwa autorki, ale niczego zaskakującego się nie doczekałam. Zakończenie było przerysowane i ... dziwne? Ale to nie zmienia faktu, że podziwiam nastrojowość i klimatyczność powieści. Paulina Kuzawińska doskonale operuje słowem i mam nadzieję, że następna jej powieść będzie umiała to wykorzystać w taki sposób, że nie porwie. Tutaj czegoś zabrakło a pozornie wydawało się, że temat to samograj. Ale cóż, czasem bywa i tak, dlatego liczę na pozytywne zaskoczenie przy kolejnej.
XVI wiek. Czas gdy wszyscy fascynowali się alchemią. Kamienia filozoficznego szukał nawet sam król Polski, Zygmunt III Waza. Wtedy też żyje młoda kobieta, Weronika, której mąż był jednym z najbardziej znaczących alchemików. Od wielu lat szukał niezwykłej tynktury, która miała zapewnić nieśmiertelność. Dla poszukiwań opuścił żonę i dziecko, dziedziczną posiadłość i zaginął....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-13
Wiedziałam, że tę książkę chcę przeczytać ale nie byłam pewna czy chcę ją mieć w domu. Dlatego w drugiej połowie lipca zapisałam się do kolejki w bibliotece. Wtedy byłam trzecia lub czwarta i teoretycznie gdzieś w okolicach przełomu listopada lub grudnia miała nadejść moja kolej. Nie tak źle. Zanim jednak doczekałam się, końcówką października świat obiegła informacja o śmierci Matthew Perry'ego. Zapanowała żałoba i smutek, mnie też dotknęła bo Chandler Bing to moja absolutnie ulubiona postać serialowa na równi z Deanem Winchesterem. Razem ze śmiercią Perry'ego skończyła się jakaś epoka. Mimo, że Chandler będzie żył wiecznie i wiecznie będzie nam poprawiał humor to obecnie zupełnie inaczej patrzy się na tę postać, szczególnie po lekturze autobiografii.
Historia Perry'ego to doskonały przykład jak bardzo może rozminąć się wyobrażenie z prawdę. Jak sam Matthew przyznał on i Chandler byli jednym i startowali dokładnie z tego samego punktu. Dwóch zakompleksionych, nieporadnych młodzieńców, którzy pokrywali swoje niedostatki humorem i sarkazmem. Tylko, że Chandler przez 10 sezonów serialu ewoluował, dojrzał, znalazł swoją drogę i swoje oparcie. A Matthew? U Matthew pojawiła się Ta Wielka Straszna Rzecz - uzależnienie. Tragiczna choroba, która stopniowo niszczyła mu życie bo to finalnie je zabrać. Tak, wszyscy byli zszokowani na wiadomość o jego śmierci ale chyba nikt nie był zaskoczony. Od lat portale plotkarskie snuły teorie ale dopiero teraz otwarcie wszyscy mogli stanąć twarzą w twarz z namiastkę tego co przeżył sam Perry. Mówi otwarcie o kolejnych stadiach popadania w alkoholizm i uzależnienie od leków i innych środków. Dobitnie opisuje stan w jakim się znajdował i całą gamę myśli i emocji jakie mu towarzyszyły. Miał wszystko ale nigdy nie czuł się wystarczający, zawsze czuł braki, niepokój, które próbował zagłuszyć przez alkohol i inne używki. Jego życie to opis walki, opis staczania się i chwiejnego powstawania. Krótkich chwil gdy był ,,czysty" by potem za chwilę znów trafić na kolejny odwyk. To straszna opowieść o tym jak bardzo człowiek nie jest w stanie panować nad swoimi myślami, zachowaniami i nic nie jest w stanie go z tego stanu wyrwać. Żadne pieniądze, kobiety, sława, rodzina. Gdy masz gen uzależnienia to jesteś na przegranej pozycji, możesz walczyć z całych sił ale jedna chwila słabości zrujnuje cały ciężko wypracowany efekt.
Pierwszą myślą po skończeniu autobiografii Matthew Perry'ego było, że jest to list pożegnalny, szczególnie ostatnie rozdziały tak brzmią. Podsumowuje swoje życie, rozlicza się z tym co było, wyraża żal, że nie ma żony i dzieci oraz dziękuje bliskim i przyjaciołom. Mówi w zawolalowany sposób ,,żegnajcie". Trudno powiedzieć czy miał świadomość, że jego zrujnowane ciało zbyt wiele już nie zniesie, czy miał jakiś plan. To już nie ważne. Otwarcie pokazał jak wygląda uzależnienie i pożegnał się. Mam nadzieję, że tam gdzie teraz jest znalazł spokój, którego całe życie nie miał. Jest to ogromna tragedia ale może jego otwartość, komuś pomoże i zatrzyma zanim popadnie w nałóg, z którego nie mam już odwrotu.
Wiedziałam, że tę książkę chcę przeczytać ale nie byłam pewna czy chcę ją mieć w domu. Dlatego w drugiej połowie lipca zapisałam się do kolejki w bibliotece. Wtedy byłam trzecia lub czwarta i teoretycznie gdzieś w okolicach przełomu listopada lub grudnia miała nadejść moja kolej. Nie tak źle. Zanim jednak doczekałam się, końcówką października świat obiegła informacja o...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-06
Właściwie chciałam przeczytać ,,Hacjendę" od momentu gdy tylko usłyszałam o niej na jednym z profili instagramowych. Wcześniej czytałam ,,Mexican Gothic" i byłam przekonana, że to pomieszanie grozy, kobiecości oraz meksykańskiej kultury to jest właśnie to czego zawsze szukałam w literaturze. Czy znalazłam?
,,Hacjenda" to opowieść o młodej kobiecie, Beatriz, która decyduje się na szybkie małżeństwo z mężczyzną, którego właściwie nie zna, po to tylko by zapewnić sobie i (kiedyś) matce, dom. Jej ojciec został stracony w trakcie rewolucji meksykańskiej a ona musiała znosić upokorzenia w domu ciotki. Zdaje sobie sprawę, że nie pasuje do kanonu piękna obowiązującego wśród elit. Ma ciemniejszą karnację, co, oraz losy ojca, dyskwalifikuje ją jako idealną kandydatkę na żonę. Więc gdy trafia się ktoś, kto chce ją poślubić, nie zadaje zbyt wielu pytań i trafia na oddaloną hacjendę San Isidro. To miejsce od początku jawi się jako dziwne. Zamieszkuje je władcza Juana, siostra męża a sąsiedzi ledwie pobąkują o poprzedniej żonie. Szybko Beatriz przekonuje się, że w domu nie jest sama. Zaczynają ją nękać wizje i głosy a potężny dom sprawia wrażenie, że nie jest zachwycony z pojawienia się nowej pani. Bojąca się coraz bardziej o swoje życie i zdrowie Beatriz prosi o pomoc lokalnego księdza, Andreasa, który jako jedyny zdaje się wiedzieć co naprawdę dzieje się w hacjendzie San Isidro.
,,Hacjenda" mimo, że osadzona fabularnie w podobnych czasach jak ,,Mexican Gothik" ma zdecydowanie inny klimat. Mimo, że przepełniona grozą iście gotycką to raczej budzi zaciekawienie, fascynację niż strach. Czuć wyraźnie, że zupełnie inaczej położone są akcenty. Strachy, duchy i wizje są bardziej namacalne, dosłowne. Autorka nie buduje napięcia przez niedopowiedzenia. Zamiast tego jej opowieść wnika głęboko w meksykański folklor, gdzie wszystko staje się bardziej oczywiste. Duchy nie są niedopowiedzeniem, tam one naprawdę żyją i ingerują w losy żyjących. Mogą odczuwać uczucia: złość, nienawiść, niepokój i pokazują to bardzo wyraźnie. Także miejsca nabierają głębi. Dom to nie tylko mury, to przestrzeń na której odciskają się lata emocji, konfliktów, radości, niepokojów. Dom to wszystko zbiera a potem oddaje. To wszystko widziane przez pryzmat meksykańskiego czarownika staje się żywe, prawdziwe, niebezpieczne nie tylko w przenośni ale też w rzeczywistości.
Jednak nie tylko gotycka groza dominuje w opowieści. Dużo miejsca poświęca się tutaj poszukiwaniu wolności. Beatriz wybiera małżeństwo bo tylko w nim widzi drogę do wolności i samostanowienia o sobie. Andreas wstępuje na ścieżkę kapłaństwa po to tylko by na widoku ukryć swoją prawdziwą naturę i zapewnić bezpieczeństwo innym. Wszyscy bohaterowie wiedzą, że krępują ich więzy konwenansów, czasów w których przyszło im żyć, nierówności społecznych ale i tak na swój własny sposób walczą by się wyrwać i znaleźć swoją drogę ku wolności.
,,Hacjenda" nie straszy, jeśli kogoś to interesuje ale i tak jest to pasjonująca opowieść, którą się pochłania. Jest tak wiele wątków, że każdy znajdzie coś interesującego. Autorka misternie konstruuje tło, dzięki czemu już od pierwszych stron wnikamy w gotycki klimat a potem zanurzamy się w opowieści o świecie mściwych duchów, nawiedzonych, odczuwających domów oraz ludzi targanych zakazanymi uczuciami wszystko w dusznym klimacie meksykańskiego folkloru. Ja czuje się kupiona!
Właściwie chciałam przeczytać ,,Hacjendę" od momentu gdy tylko usłyszałam o niej na jednym z profili instagramowych. Wcześniej czytałam ,,Mexican Gothic" i byłam przekonana, że to pomieszanie grozy, kobiecości oraz meksykańskiej kultury to jest właśnie to czego zawsze szukałam w literaturze. Czy znalazłam?
,,Hacjenda" to opowieść o młodej kobiecie, Beatriz, która decyduje...
2023-11-29
Kraków, przełomu wieków XIX i XX to miejsce niezwykłe. To właśnie tutaj przeszłość miesza się z podmuchami przyszłości. Duch tradycjonalizmu walczy z nowymi ideami. To miejsce, gdzie w restauracjach, melinach, knajpach można znaleźć Przybyszewskiego, Wyspiańskiego, Żeleńskiego. To miejsce gdzie zaułki i ciemne ulice przemierza brat Albert czy Rafał Kalinowski. To miejsce gdzie dzieją się rzeczy niezwykłe ale i te dużo bardziej niebezpieczne. To właśnie tam po szesnastoletniej nieobecności wraca Olgierd Korsak. Wraca na wezwanie przyjaciela z lat młodzieńczych Tadeusza Żeleńskiego (tak, tego Tadeusza Żeleńskiego) aby pomóc rozwikłać sprawę zaginięcia kolejnego z paczki przyjaciół, Edwarda Mohra. Korsak, wielbiciel Sherlocka Holmesa i metody dedukcji metodycznie podchodzi do zadania. Przemierza miasto i jego zaułki aby odkryć, że w Krakowie pojawił się niebezpieczny przeciwnik, którego macki sięgają daleko poza granice miasta a działalność może stanowić zagrożenie dla wielu osób, szczególnie, że zdaje się żywić personalną urazę dla Korsaka i jego przyjaciół.
Na wstępnie wyjaśnijmy sobie, że ,,Biały towar" nie jest kryminałem w typowym tego słowa znaczeniu. Zagadka kryminalna choć istotna dla fabuły, nie jest tutaj najważniejsza i w pewien sposób sama naturalnie się rozwiązuje. Natomiast zdecydowanie ,,Biały towar" to fascynująca powieść historyczna, dopieszczona w szczegóły, detaliczna i kronikarsko oddająca klimat Krakowa w 1900 roku. To powieść zabierająca czytelnika w wędrówkę po zakamarkach, ciemnych uliczkach, Republice Dziadowskiej, zaułkach Kazimierza. To podróż w czasie i misterne odtworzenie ducha tego okresu. Karty powieści zapełniają wielkie nazwiska tamtego okresu i wydarzenia jakimi żył wtedy Kraków. To powieść, która bardzo mocno oparta jest na faktach. Tak mocno, że gdy czytałam kończące powieść słowo od autora to zaskoczona byłam tym, które postacie okazały się być fikcją literacką a które żyły na prawdę.
,,Biały towar" nie rozpala emocji, nie gra na zmysłach, nawet nie angażuje jakoś mocno intelektu ale zdecydowanie jest wart zwrócenia na niego uwagi. To cudowna, klimatyczna opowieść o Krakowie, którego już nie ma. O jego barwnych mieszkańcach, zmianach jakie zaczęły zachodzić, o miejscach, które zniknęły. To też w pewien sposób, hołd oddany klasyczniej opowieści detektywistycznej spod pióra Arthura Conan Doyle'a. I mimo, że to nie zagadka kryminalna przykuwa uwagę, to i tak trudno się oderwać. Jak na tak potężną objętościowo książkę, pochłonęłam ją bardzo szybko, nie mogąc się oderwać. Z ogromną ciekawością poznawałam na nowo miasto, które wydawało mi się, że już doskonale znam. Mariusz Wollny jednak pokazuje jego zupełnie nowe oblicze i odsłania niebezpieczeństwo, które czaiło się za bramami kazimierzowskich kamienic. Jeśli tylko ktoś chce się zagubić w labiryncie uliczek Krakowa epoki fin de siecle, stanąć oko w oko z ulicznikami oraz królem Kazimierza to nie pozostaje mu nic innego niż sięgnąć po tę książkę. Polecam!
Kraków, przełomu wieków XIX i XX to miejsce niezwykłe. To właśnie tutaj przeszłość miesza się z podmuchami przyszłości. Duch tradycjonalizmu walczy z nowymi ideami. To miejsce, gdzie w restauracjach, melinach, knajpach można znaleźć Przybyszewskiego, Wyspiańskiego, Żeleńskiego. To miejsce gdzie zaułki i ciemne ulice przemierza brat Albert czy Rafał Kalinowski. To miejsce ...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-27
Moim tegorocznym odkryciem jest zdecydowanie Michał Śmielak. Absolutnie nie wiedziałam wcześniej, że jest w Polsce pisarz, który krąży na granicy kryminału, thrillera i horroru i robi to bardzo dobrze. Tak dobrze, że trudno się oderwać.
Końcówka 1978 roku. Do małej osady gdzieś w Karkonoszach wraca na święta podporucznik Janek Ryś, wtedy jeszcze świeżo upieczony milicjant. Chce spędzić Boże Narodzenie z rodziną zanim podejmie pracę w Jeleniej Górze. Spokojny okres zakłócą dwa wydarzenia. Zima stulecia, która się rozpęta oraz kolejne zabójstwa. Starsi ludzie zaczną pobąkiwać o Marze, widmie żądnym krwi, zabijającym gdy aura robi się bardziej zimowa. Janek jednak wie, że zabójca jest realny, chociaż bardzo sprytny i dużo może ujść mu płazem.
Równocześnie na drugim planie akcja rozgrywa się współcześnie, upalnym latem 2023. Nadkomisarz Jan Ryś, teraz już emerytowany zostaje wezwany przez specjalną jednostkę policji zajmująca się starymi, niewyjaśnionymi sprawami by jeszcze raz, teraz już bardziej obiektywnie, przyjrzeć się wydarzeniom z tej strasznej, morderczej zimy 1978 roku. Ryś pozornie otwarty na współpracę, chętnie pomaga młodszym kolegom ale równocześnie od początku czuć, że chowa jakiś sekret i to co wydarzyło się wtedy w Osadzie, nie jest dokładnie tym co znajduje się w policyjnych aktach.
,,Osada" to świetnie rozpisany thriller. Autor genialnie wykorzystuje wszystkie elementy aby zbudować narastające napięcie i potęgować poczucie zagrożenia oraz zbliżającego się niebezpieczeństwa. Mała, zamknięta społeczność, gdzie teoretycznie wszyscy wszystkich znają. Jednak gdy dochodzi do pierwszej zbrodni nagle okazuje się, że ktoś jednak nie jest tym za kogo chce uchodzić. Szaleństwo, poczucie zagrożenia potęguje jeszcze żywioł. Zima odcina Osadę, zamyka mieszkańców jak w klatce. Budzą się uśpione demony, do głosu zaczynają dochodzić pierwotne lęki a pomiędzy krąży morderca eliminujący kolejne niewygodne osoby. Śmielak nie sili się na jakieś spektakularne zagrania, raczej operuje znanymi motywami ale mimo wszystko wywołuje ciary na karku. Czuć mordercze odliczanie i pewnym jest, że finał nie zafunduje katharsis. Bawi się czytelnikiem podsuwając mu tropy, mieszając wątki i tylko jeszcze bardziej zaciemniając obraz. Dzięki temu czeka się na zakończenie, które jest zdecydowanie nieoczywiste.
,,Osada" to thriller, który wbija w fotel. Może trafia się na parę zgrzytów fabularnych ale generalnie jest bardzo dobrze. Budzi niepokój, wywołuje sprzeczne emocje i trzyma w napięciu do samego końca, elektryzuje oraz przeraża. Autor nie wchodzi w budowanie głębokich portretów psychologicznych postaci ale nie o to tutaj chodzi. To ma być czysta rozrywka na pograniczu thrillera i slashera i dokładnie taka jest. I jako taką polecam!
Moim tegorocznym odkryciem jest zdecydowanie Michał Śmielak. Absolutnie nie wiedziałam wcześniej, że jest w Polsce pisarz, który krąży na granicy kryminału, thrillera i horroru i robi to bardzo dobrze. Tak dobrze, że trudno się oderwać.
Końcówka 1978 roku. Do małej osady gdzieś w Karkonoszach wraca na święta podporucznik Janek Ryś, wtedy jeszcze świeżo upieczony milicjant....
2023-11-19
,,Ktoś mnie pokochał" to drugi tom bestselerowej serii Bridgertonowie. Serial, który powstał na podstawie tego właśnie tomu, oglądnęłam już jakiś czas temu ale mimo to byłam ciekawa co wydarzyło się w literackim pierwowzorze.
Anthony to najstarszy z rodzeństwa. Z jednej strony oddany rodzinie, rozsądny opiekun, podpora i głowa rodziny. Z drugiej najbardziej zatwardziały londyński kawaler i rozpustnik. Nie ma kobiety, która na jedno jego skinie nie padłaby u jego stóp. Jednak i na niego nadchodzi pora. Podejmuje najważniejszą w życiu decyzję i postanawia się ustatkować. Jednak to nie będzie takie łatwe bo na drodze do ręki idealnej wybranki stoi ... jej starsza siostra. Edwina jest idealną kandydatką na wicehrabinę. Miła, spokojna, dobrze wychowana i znająca etykietę. Tylko że to Kate spędza mu sen z powiek a każde ich spotkanie kończy się starciem na słowa. To Kate jest dla niego wyzwaniem , którego nigdy nie miał.
Drugi tom serii Bridgertonowie idealnie wpisuje się w konwencję romansu historycznego. Jednak Anthony i Kate są parą, która zdecydowanie budzi większą sympatię. Ich nieustanne potyczki są okraszone nie tylko ogromną dawką humoru ale także i inteligencji. Oboje są sprzecznymi żywiołami i każde zderzenie musi wywołać gwałtowną reakcję, która wyzwala ogrom emocji i pasji. Od początku czuć chemię między nimi, jest gorąco, intensywnie i od początku wiadomo, że to musi skończyć się nie dokładnie w ten sposób, jaki oczekują sami bohaterowie. Oni próbują być racjonalni i tłumić uczucia jednak z tak silnym przyciąganiem nie da się wygrać.
,,Ktoś mnie pokochał" dosłownie się pochłania, nawet jeśli zna się zakończenie. To idealne połączenie romantyzmu z ogromną dawką humoru, który gwarantuje rozrywkę na najwyższym poziomie. Polecam!
,,Ktoś mnie pokochał" to drugi tom bestselerowej serii Bridgertonowie. Serial, który powstał na podstawie tego właśnie tomu, oglądnęłam już jakiś czas temu ale mimo to byłam ciekawa co wydarzyło się w literackim pierwowzorze.
Anthony to najstarszy z rodzeństwa. Z jednej strony oddany rodzinie, rozsądny opiekun, podpora i głowa rodziny. Z drugiej najbardziej zatwardziały...
2023-11-18
Z ogromną przyjemnością po raz kolejny przenoszą się w świat Siedmiu Sióstr. Piąty tom to opowieść o Tiggy, najbardziej uduchowionej z sióstr. Dziewczyna od zawsze miała bliższy kontakt z naturą i swoim wnętrzem. Jej przeczucia i intuicja często z wyprzedzeniem informowała ją o tym co się może wydarzyć. Jednak śmierć Pa Salta była zaskoczeniem i trochę zaburzyła jej świat. Tak jak wcześniej jej siostry, ona także czuje się zagubiona i nie wie co powinna dalej robić. Na razie przyjmuję ofertę pracy w Szkocji. Tam ma doglądać hodowli szkockich kotów w posiadłości zubożałego szlachcica. Tam też spotyka sędziwego Roma, Chilly'ego. To pod jego wpływem decyduje się odkryć prawdę o sobie i swojej przeszłości. Tym bardziej, że w jej liście Pa Salt zostawił bardziej szczegółowe informacje, gdzie powinna szukać rodziny.
Pod wpływem nieoczekiwanych wydarzeń w posiadłości oraz impulsu, dziewczyna udaje się do Grenady by tam poznać niesamowitą historię swojej babci Lucii Albacyin - wybitnej romskiej tancerki flamenco.
Dla wiernych czytelników serii ,,Siostra Księżyca" nie jest zaskoczeniem. Powiela schematy, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Znów obserwujemy dwie historie, na dwóch różnych planach czasowych, które wzajemnie się przenikają i uzupełniają. Obie są pasjonujące i porywające. Jeden odkrywa fascynujący świat hiszpańskich romów z początku XX wieku. To pełna pasji opowieść o miłości do tańca, pokonywaniu przeszkód i stereotypów. Lucia przekroczyła granice jakie narzucał jej świat, by stać się kimś wyjątkowym. Dla tańca była w stanie znieść wszystko i pokonać wiele przeciwności. Ale nie tylko ona jest tutaj bohaterką, także jej matka Maria, która była w prawdzie typową romską żoną, która musiała znieść biedę,upokorzenie, śmierć bliskich i wojnę ale zawsze odnajdywała w sobie siłę do działania a po drodze łapała namiastki szczęścia. Tiggy jako spadkobierczyni tak silnych i wyjątkowych kobiet, musi znaleźć także w sobie tę siłę i odszukać własną drogę. Jej empatia, zrozumienie dla ludzi i zwierząt, bliski kontakt z naturą oraz wrażliwość, będą czynnikami, które otworzą ją na jej romską spuściznę i pomogą wybrać odpowiednią ścieżkę na przyszłość.
,,Siostra Księżyca" tak jak każdy poprzedni tom ma swój rytm, swoją nastrojowość, swój własny głos. Ale w pewien sposób wszystkie łączą się w spójną całość. Finał serii zaczyna być powoli odczuwalny, dlatego coraz wyraźniejsze stają się pytania, które przewijają się od początku. Kim właściwie był Pa Salt? Jakie tajemnice skrywał? Czy na prawdę odszedł? Jeszcze tego nie wiem. Jestem ogromnie ciekawa i z pewnością wrócę do serii by dowiedzieć się więcej. Polecam!
Z ogromną przyjemnością po raz kolejny przenoszą się w świat Siedmiu Sióstr. Piąty tom to opowieść o Tiggy, najbardziej uduchowionej z sióstr. Dziewczyna od zawsze miała bliższy kontakt z naturą i swoim wnętrzem. Jej przeczucia i intuicja często z wyprzedzeniem informowała ją o tym co się może wydarzyć. Jednak śmierć Pa Salta była zaskoczeniem i trochę zaburzyła jej świat....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-15
,,Rów Mariański" wyjątkowa powieść o podróży. Jednak nie takiej, jaka nasuwa się jako pierwsze skojarzenie, chociaż ta tradycyjna też się pojawia. To podróż z samego dna rozpaczy, głębokiego jak sam tytułowy Rów Mariański. Paula znalazła się tam po śmierci brata. Tim był sporo młodszy od niej ale łączyła ich wyjątkowa więź. Teraz gdy go zabrakło młoda kobieta nie umie sobie poradzić z życiem. Pogrąża się coraz bardziej w depresji i zaniedbuje studia doktoranckie. Przełomem okazuje się nieoczekiwanie nietypowe spotkanie w trakcie nocnej wyprawy na cmentarz. Tam spotyka sędziwego już Franka, który ... wykopuje urnę ze swoją byłą żoną. Jest to początek podróży, która na zawsze odmieni życie Pauli oraz pomoże jej odbić się od dna. Frank sporo przeżył, wiele razy upadał i się podnosił. Ma zgryźliwy charakter ale też wiele życiowej mądrości, którą dzieli się w dość nieszablonowy sposób. Dzięki niemu dziewczyna zacznie wyrywać się z marazmu, w którym się pogrążała i w końcu pozwoli sobie na przeżycie żałoby.
,,Rów Mariański" to opowieść o żałobie i rozpaczy ale opowiedziana z ogromną wrażliwością, delikatnością i humorem. Jasmin Schreiber porusza trudny temat i robi to bez patosu czy przerysowania. Z czułością i spokojem pokazuje jak można przejść przez ten bolesny proces. Rów Mariański staje się metaforą, która doskonale pokazuje jest daleko jest powierzchnia gdy znajdzie się na samym dnie. Ale stamtąd da się wyrwać, trzeba tylko trafić na odpowiedniego przewodnika oraz chcieć chwycić okazję. Paula początkowo działa odruchowo a Frank zupełnie nieoczekiwanie staje się jej przewodnikiem. Jego życiowe doświadczenia będą dla niej katalizatorem, który wyzwoli uczucia przed którymi tak długo się broniła. Pokaże, że żałoba nie jest jednoznaczna a wręcz ma wiele odcieni. Wychodzi się od najczarniejszej czerni by powoli łapać pierwsze promienie. To nie opowieść o smutku ale o poszukiwaniu drogi do optymizmu i życia.
Powieść Jasmin Schreiber ma coś w sobie. Uniwersalność i metaforyczność. Zupełnie nieoczekiwanie przemyca optymizm i pragnienie życia. Może jest i trochę naiwna oraz upraszczająca temat śmierci. Ale czasem to jest też potrzebne. Ta naiwność, absurdalny humor oraz uproszczenie bo tylko wtedy można zobaczyć coś więcej. Polecam!
,,Rów Mariański" wyjątkowa powieść o podróży. Jednak nie takiej, jaka nasuwa się jako pierwsze skojarzenie, chociaż ta tradycyjna też się pojawia. To podróż z samego dna rozpaczy, głębokiego jak sam tytułowy Rów Mariański. Paula znalazła się tam po śmierci brata. Tim był sporo młodszy od niej ale łączyła ich wyjątkowa więź. Teraz gdy go zabrakło młoda kobieta nie umie sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-12
,,Kurwa, kurwa, kurwa" to książka, którą ostatnio widzę wszędzie. W większości są to pozytywne reakcje, jednak ja mam dosyć mieszane uczucia po lekturze. Historia czterdziestokilkuletniej Britt to coś co zna prawie każdy. To maksymalne wk*rwienie, z którym w żaden sposób nie można sobie poradzić. To przygniecie obowiązkami, niezrozumieniem, presją społeczną i samym sobą. Wszystko się kumuluje by w finalnie doprowadzić do wybuchu. I właśnie w momencie wybuchu poznajemy bohaterkę. Nakrzyczała na męża i znajomych, z którymi spędza urlop i wybiega z domku letniskowego na plażę. Nie dowiemy się co było impulsem, który aktywował całą lawinę zdarzeń ale poznamy tło. Bo w Britt gniew i wk*rwienie narastało stopniowo. Zaczęło się gdy opuściła ją matka a potem ona sama zaczęła narzucać sobie coraz większą presję idealności. Przeciążona obowiązkami, tkwiąca w związku, który się wypalił, osamotniona coraz bardziej zanurza się w oceanie wk*rwienie.
Zaczynając książkę, po pierwszych kilku rozdzialikach była pod wrażeniem jak celnie autorka trafia w punkt i jak precyzyjnie formułuje to co prawie każda myśli. Wszystkie to znamy: stereotypy, presja, narzucone podziały, wyobrażenia jakie mamy o sobie i innych, ograniczenia. Wszystko to wkurza. Wszystko to obciąża. I powieść doskonale to oddaje. Początkowe sceny można odbierać jak manifest, bo takie właśnie są. Jest mocno, jest dobitnie, jest idealnie trafiające w punkt. Tylko, że mam wrażenie, że szybko się też to wypala. Wkurzenie niczym ogień, który szybko wybucha, gwałtownie się pali, potem wygasa i odsłania pustkę. I dokładnie tak samo jest tutaj. Początek daje do myślenia, zmusza do rozglądnięcia się po życiu, spojrzenia szerzej, obnaża wszystko to co na co dzień jest pomijane, zbywane machnięciem ręki, obok czego przechodzi się obojętnie a co cały czas się zbiera.
Powieść Linn Stromsborg jest poruszająca i z pewnością jest mocnym feministycznym głosem ale budzi sprzeczne emocje. Trudno czuć sympatię do bohaterów bo oni nie są pozytywnymi postaciami. Czuć od nich same negatywne emocje. I cała powieść jest nimi przesiąknięta. Co do samej Britt, to w pewnym momencie zaczyna się wydawać, że największym wrogiem i źródłem wkurwienie jest ona sama. Nie umie radzić sobie z samą sobą. Na siłę próbuje realizować swoje własne standardy co wpędza ją tylko w coraz większy gniew. Nie umie się komunikować z innymi, zawierać przyjaźni a gdy obserwuje innych staje się tylko coraz bardziej zgorzkniała. Jej gniew, który początkowo można odbierać jako coś bardziej uniwersalnego, ma źródło w niej samej.
Powieść mimo, że krótka i podzielona na krótkie sceny jest wymagająca. Absorbuje energię i zaburza spokój. Przechodzi od zachwytu do znudzenia i zniechęcenia. Bo im dalej idziemy tym bardziej mamy dość Britt i jej problemów. Chcemy by coś się zmieniło. Ten wybuch, który otwiera powieść ma być drogą do zmian i autorefleksji. Jest to powieść, po którą warto sięgnąć chociaż myślę, że każdy inaczej ją odbierze.
,,Kurwa, kurwa, kurwa" to książka, którą ostatnio widzę wszędzie. W większości są to pozytywne reakcje, jednak ja mam dosyć mieszane uczucia po lekturze. Historia czterdziestokilkuletniej Britt to coś co zna prawie każdy. To maksymalne wk*rwienie, z którym w żaden sposób nie można sobie poradzić. To przygniecie obowiązkami, niezrozumieniem, presją społeczną i samym sobą....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-10
Komisarz Gromosław Sidorowicz bo dosyć niefortunnym incydencie zostaje odesłany z Warszawy i trafia do małego komisariatu na Mazurach. Dzień jego przybycia zbiega się z zabójstwem rolnika. Człowiek ten nie cieszył się zbytnią popularnością. Znany był z awantur i okrucieństwa. Jednak okoliczności w jakich zginął są co najmniej dziwne. Ciało znaleziono na bagnach a w jego szyję wbita była antyczna szpila. Sidorowicz zaczyna niezwykłe śledztwo, które dosyć szybko schodzi na drugi plan. Zamiast tego do głosu dochodzą legendy, bajania i pierwotne wierzenie dawno wymarłych Prusów.
,,Tylko nie Mazury" to powieść lekka, łatwa, w miarę przyjemna ale z pewnością kryminałem czy powieścią sensacyjną nie jest. Od biedy można ją podciągnąć pod znany z obyczajówek nurt ,,ucieczki z wielkiego miasta i odkrywania samego siebie". Ma też w sobie elementy etnologii i antropologii ale do tego co znamy z prozy Kuźmińskich daleko. Ta powieść to literacki misz-masz. Wszystko jest tam upchnięte ale potraktowane powierzchownie. Dużo miejsca poświęca się na duchowość i opowieść o dawnych Prusach. To drugie mnie głównie interesowało i dlatego kontynuowałam lekturę. Bo tak poza tym nic więcej co mogłoby zainteresować nie ma. Autorka ma dużą wiedzę w temacie i widać jej pasję ale chyba na siłę wszystko chciała upchnąć. To sprawiło, że już na samym początku zgubił się wątek kryminalny i zagadka, która miała być osią powieści. Potem próbowała wprowadzić poszukiwania samego siebie, rozliczania się z dawnymi winami i wyrzutami sumienia ale też wyszło to jakoś nie szczególnie. Szybko się pojawiło i szybko znikło. Jak na tak krótką powieść (około 270 stron) jest tam za dużo tematów, które nie wiele wnoszą a odwracają uwagę.
Autorka bardzo ciekawie opowiada głównie o dawnych ludach zamieszkujących Mazury. O znaczeniu świata w którym żyli, o elementach ich kultury, wierzeniach, tajemnicach jakie skrywają Mazury. Jak dla mnie to absolutny motor napędowy tej powieści. Właściwie niepotrzebne inne wątki, to by wystarczyło. Wzięłam tę książkę z półki w bibliotece zaintrygowana zagadką kryminalną a dostałam zupełnie inne tajemnice, bardziej intrygujące i fascynujące. I chyba głównie dlatego będę zachęcać by zwrócić uwagę na tę powieść.
Komisarz Gromosław Sidorowicz bo dosyć niefortunnym incydencie zostaje odesłany z Warszawy i trafia do małego komisariatu na Mazurach. Dzień jego przybycia zbiega się z zabójstwem rolnika. Człowiek ten nie cieszył się zbytnią popularnością. Znany był z awantur i okrucieństwa. Jednak okoliczności w jakich zginął są co najmniej dziwne. Ciało znaleziono na bagnach a w jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-06
Czy ktoś tęsknił za Stephanie Plum? Ja tęskniłam i musiałam sprawdzić co słychać u niej i całej szalonej ferajny, która ją otacza. A dzieje się nie mało. Po pierwsze agencja windykacyjna kuzyna Vinniego ma obsuwę i Stephanie powinna szybciej łapać NSów, ewentualnie potrzebne jest wsparcie. Tylko Komandos nagle znika a zamiast tego koło Stephanie zaczyna krążyć kobieta, która twierdzi, że jest jego żoną. Stephanie nie byłaby sobą gdyby to zignorowała. Zamiast wyłapywać niestawiających się przestępców to ona zaczyna zastanawiać się o co chodzi z Komandosem, jego ,,żoną" i jeszcze kimś nowym. Wręcz prosta droga by wpakować się w samo centrum problemów, niebezpieczeństw i szalonych akcji. Ale jednego możemy być pewni, gdzieś obok panny Plum będzie wierna Lula oraz niezawodna i jedyna w swoim rodzaju Babcia Mazurowa. Tylko Morelli'ego szkoda bo on zdecydowanie będzie miał ogromny ból głowy wyciągając ją z kabały, w którą (oczywiście przypadkowo) się wpakowała.
,,Parszywa dwunastka" ma lepsze i gorsze momenty. I niektóre żarty są tak żenujące że przewracamy oczami ale nadal to genialna, odprężająca seria. Niektóre postaci są gwarantem szczerego wybuchu śmiechu (w tym tomie rządzi zdecydowanie pewna starsza pani, która prowadzi sklep erotyczny oraz Tata Plum). Jak zawsze jest absurdalnie, śmiesznie i niebezpiecznie. Kłopoty czają się wszędzie, przestępcy nie mają wolnego a żeby jeszcze wszystko bardziej skomplikować to trójkąt Stephanie-Morrelli-Komandos nabiera rumieńców. I nic dziwnego, że robi się tylko większy galimatias.
Ta seria to kicz, absurd, szaleństwo i wybuchy podszyte rubasznym, zabarwionym erotycznie humorem. Ale dokładnie to jest w tym najlepsze zaraz bo jedynych i wyjątkowych postaciach, których wprost nie można nie kochać. Wiem, że zawsze obśmieję się jak fretka i dlatego jeszcze długo będę wracać do Grajdoła. Polecam!
Czy ktoś tęsknił za Stephanie Plum? Ja tęskniłam i musiałam sprawdzić co słychać u niej i całej szalonej ferajny, która ją otacza. A dzieje się nie mało. Po pierwsze agencja windykacyjna kuzyna Vinniego ma obsuwę i Stephanie powinna szybciej łapać NSów, ewentualnie potrzebne jest wsparcie. Tylko Komandos nagle znika a zamiast tego koło Stephanie zaczyna krążyć kobieta,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-04
,,Ziemia przeklęta" to epicka, napisana z rozmachem opowiadająca o Barcelonie ale nie tej, którą znamy współcześnie. Autor zabiera nas w podróż w mroki średniowiecza, do połowy IX wieku aby opowiedzieć o mieście, którego jeszcze nie ma, które jest rubieżami Cesarstwa Rzymskiego i które staje się areną brutalnych walk o władzę. Akcja rozpoczyna się gdy młody, ambitny biskup Frodoi zostaje mianowany biskupem Barcelony. Próbuje traktować tę nominację jako wyzwanie ale to nie zmienia faktu, że jest to swoiste zesłanie. W trakcie podróży wraz z osadnikami do miasta jego losy splatają się z losami młodego rycerza Isembarda, jego siostry Rotel oraz karczmarki Elisy. Wtedy jeszcze nie wiedzą, że znajdą się w centrum wydarzeń, które odcisną na nich swoje piętno. Walki o władzę, okrutne zemsty, brutalne porwania, zabójstwa, misterne intrygi oraz ciągłe zagrożenie z każdej strony. Tym właśnie jest Barcelona i tam trzeba nauczyć się żyć i lawirować aby przetrwać. Mroczne miejsce, porzucone i zapomniane ale gwarantujące przewagę temu kto je posiądzie. Młodzi bohaterowie nie wiedzą jeszcze jak wiele będą musieli znieść, ile poświęcić oraz ile przetrwać aby osiągnąć upragniony spokój, dlatego krótkie chwile radości są na wagę złota.
,,Ziemia przeklęta" to pasjonująca i wciągająca powieść historyczna. Z rozmachem przeprowadza czytelnika przez ponad dwadzieścia lat dziejów Barcelony. Okres mroczny, niebezpieczny, pełen zawirowań oraz wzlotów i upadków. Autor doskonale oddaje realia historyczne równocześnie tworząc pasjonująca powieść przygodową z elementami romansu i baśni. Jego bohaterowie to postaci z krwi i kości. Niejednoznaczni, nie dający się wtłoczyć w żadne reguły ale w pewien sposób mocno wpisani w realia epoki. Grzeszą, spiskują, zabijają ale stoi za nimi coś większego. Każde ich zachowanie podyktowane jest średniowiecznym etosem, prawami stanu do którego należą lub własnymi ambicjami. Tak jak całej opowieści nie da się ich jednoznacznie ocenić. Bo całość ma w sobie coś więcej. To tutaj mieszają się wątki chrześcijańskie, polityczne ale i pierwotne wierzenia, które jeszcze nie umarły a zaledwie się przyczaiły.
Powieść Ferrandiza, mimo, że jest spora objętościowa, czyta się z zapartym tchem. Wartka akcja, nieoczekiwane zwroty akcji oraz doskonale oddany duch czasów wczesnego średniowiecza gwarantują rozrywkę na najwyższym poziomie. Jeśli ktoś zachwycił się ,,Katedrą w Barcelonie" to teraz koniecznie musi poznać dopiero rodzące się miasto, które co rusz rozrywają na strzępy kolejne ataki i tragedie ale które potrafi się odrodzić i powstać silniejsze a zawdzięcza to ludziom, którzy wtedy żyli i którzy o nie walczyli. To opowieść o mieście i ludziach, o wielkiej polityce ale i podstępnym przejmowaniu władzy, o miłości, zemście, namiętności, ambicji, cierpieniu, poświęceniu. Ta powieść ma wszystko! Porywa i jest idealną lekturą na długie jesienne wieczory. Polecam!
,,Ziemia przeklęta" to epicka, napisana z rozmachem opowiadająca o Barcelonie ale nie tej, którą znamy współcześnie. Autor zabiera nas w podróż w mroki średniowiecza, do połowy IX wieku aby opowiedzieć o mieście, którego jeszcze nie ma, które jest rubieżami Cesarstwa Rzymskiego i które staje się areną brutalnych walk o władzę. Akcja rozpoczyna się gdy młody, ambitny biskup...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-30
Młody mężczyzna po kilkunastoletniej nieobecności wraca do rodzinnej miejscowości. Nie jest to radosny powrót. Raczej szukanie miejsca gdzie można lizać rany. Rozpadł się jego związek, stracił pracę. Jedyne co mu zostało to puste mieszkanie po rodzicach w miejscowości, która powoli pustoszeje. Jego powrót zbiega się w czasie z zaginięciem dziecka. Jest środek zimy, nadciąga fala mrozów i znów jak przed laty zaczynają znikać dzieci. Tego samego doświadczył on i jego przyjaciele przed laty. Teraz jeszcze raz dojdzie do głosu strach, który nigdy ich tak naprawdę nie opuścił.
,,Strach" Kariki to powieść, która ma mocne otwarcie. Po pierwszym rozdziale zastanawiałam się czy ja to inteligentna jestem czytając to będąc sama i w środku nocy. Może powinnam odłożyć to na moment gdy świeci słońce a obok ktoś jest (tak, ja mam już sporo lat :D ). Ta książka ma to coś, co na początku przykuło uwagę. Potem, wraz z rozwojem fabuły nastrój się trochę rozmywa ale do samego końca zaskakuje i trzyma w napięciu. Karika właściwie nie sili się na jakieś spektakularne zabiegi. I chyba tu tkwi jego moc. Jego thriller bardzo mocno zakorzeniony jest w codzienności. Opustoszałe osiedle, mroźne lutowe, dni i noce, zimowa ciemność i marazm spowodowany tym, że do wiosny daleko. Jego świat przedstawiony jest niby zwyczajny ale jakiś mocniej zamrożony, mroczniejszy, bardziej niebezpieczny. W takim świecie bez problemu możemy sobie wyobrazić, że coś gdzieś tam czyha i czeka tylko na swoją okazję. Tak właśnie jest w ,,Strachu". Budzi się przez lata uśpione zło, ci którzy o tym wiedzieli milczą albo próbują wyprzeć to z pamięci. Byli tacy co próbowali uciec ale to jest od nich silniejsze.
,,Strach" to nie ,,Szczelina". To zupełnie inny poziom, zupełnie inna opowieść. Może mniej straszna, może mniej przerażająca ale mimo wszystko oddziałująca na wyobraźnię. Bardzo mocno czerpie z rzeczywistości, przez co staje się bardziej bliższa, bardziej namacalna. Mróz, ciemność, zwątpienie, utrata złudzeń, osamotnienie - rzeczy które choć raz każdego dotknęły, są znajome a przez to strach za nimi się czający jest groźniejszy i dotykający znajomych komórek ciała. Sam motyw też jest znajomy, nie można przeoczyć, że od razu nasuwa się skojarzenie z ,,To" Stephana Kinga. Jednak u Kariki czuć europejskość, słowiańskość i finalnie idzie to w zupełnie nieoczekiwanym kierunku.
,,Strach" to idealna opowieść jeśli chcemy poczuć dreszcz niepewności, emocji w zimowe wieczory. Doskonale wpisuje się w aurę. Sprawia, że delikatnie skóra zjeży się na karku, poczujemy lodowy oddech strachu oraz zostaniemy sprowadzeni na manowce. Polecam!
Młody mężczyzna po kilkunastoletniej nieobecności wraca do rodzinnej miejscowości. Nie jest to radosny powrót. Raczej szukanie miejsca gdzie można lizać rany. Rozpadł się jego związek, stracił pracę. Jedyne co mu zostało to puste mieszkanie po rodzicach w miejscowości, która powoli pustoszeje. Jego powrót zbiega się w czasie z zaginięciem dziecka. Jest środek zimy, nadciąga...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-23
Bułgaria to kraj, który nadal kojarzy się z PRLowskimi wczasami. Nadmorski kurort, który miał być namiastką wielkiego świata. Obecnie też wiele osób wybiera urlop na plażach Słonecznego Brzegu ale czy właściwie wiemy cokolwiek o samej Bułgarii? Ja przyznaję, że nie wiedziałam nic. Gdzieś po głowie przebiegała mi myśl, że w kryminałach czasem pojawia się bułgarska mafia ale raczej nie jest to skojarzenie, z którym ten kraj chciałby być łączony w pierwszej kolejności. Dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po książkę Magdaleny Genow.
Dla Autorki Bułgaria to druga ojczyzna. Jako córka Polki i Bułgara na Bałkanach miała swoją rodzinę i swoje miejsce. I właśnie ta perspektywa wyznacza tor całej książce. Genow opowiada o babci, rodzinie, wakacjach spędzonych w okolicach Warny. Jest opowieść przesycona smakami dzieciństwa, obserwacją bliskich, szczególnie dziadków, oraz naturalnym zanurzeniem się w kulturze. Magdalena Genow pokazuje Bułgarię od środka by potem stopniowo wychodzić na zewnątrz i opowiadać o rzeczach, zjawiskach bardziej ogólnych. Opowiada o historii, kulturze, polityce. Pokazuje jak wielki wpływ miała ponad ośmiusetletnia turecka okupacja. Jej Bułgaria to miejsce styku, przenikania się kultur. Miejsce barwne, ciekawe, znacznie bardziej fascynujące i oferujące coś poza plażami i wakacyjnymi kurortami. Dużo miejsca w książce poświęca się też jedzeniu i piciu. Rakija zajmuje znaczące miejsce w bułgarskiej świadomości i oczywiście nie można jej pominąć. Autorka świetnie opowiada o bułgarskiej mentalności i bułgarskich zachowaniach.
,,Bułgaria. Złoto i rakija" to świetna opowieść wprowadzają w klimat Bułgarii, pokazująca jej trochę bardziej intymne oblicze. Autorka próbuje być obiektywna ale cały czas przebija jej miłość i tęsknota za dziadkami. W pewien sposób ta książka to bardziej pomnik ich życia, niż obraz całego kraju. Jednak nawet poprzez tę bardzo personalną perspektywę widać specyfikę, wyjątkowość i piękno Bułgarii. Jednak nostalgiczna atmosfera nie przysłania tej ciemniejszej, trudniejszej strony. Genow zwraca także uwagę na problemy i trudności w obliczu, których stanęła współczesna Bułgaria ale robi to na spokojnie, z troską i wyczuciem.
Z pewnością ,,Bułgaria. Złoto i rakija" zmienia spojrzenie oraz pokazuje kraj z zupełnie innej perspektywy. Zachęca do odwiedzenia, poszerzania wiedzy i do odkrywania kultury. To idealny wstęp, jeśli tak jak ja, nic wcześniej o Bułgarii nie wiedzieliście. Polecam!
Bułgaria to kraj, który nadal kojarzy się z PRLowskimi wczasami. Nadmorski kurort, który miał być namiastką wielkiego świata. Obecnie też wiele osób wybiera urlop na plażach Słonecznego Brzegu ale czy właściwie wiemy cokolwiek o samej Bułgarii? Ja przyznaję, że nie wiedziałam nic. Gdzieś po głowie przebiegała mi myśl, że w kryminałach czasem pojawia się bułgarska mafia ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-22
,,Dobre wychowanie" to powieść, na swój specyficzny sposób, zaskakująca. W prawdzie nie mam tam dramatycznych zwrotów akcji czy wielkich sekretów ale pokazuje jak w ciągu zaledwie roku może zmienić się życie kilku osób. Przypadkowe spotkanie w ostatnim dniu 1937 roku, będzie tym, które pchnie bohaterów w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. To właśnie wtedy spotykają się Kate Kontent i Tinker Grey. Dwoje młodych ludzi, pochodzących z zupełnie innych światów. Ona pracuje jako skromna sekretarka, on jest cenionym i zamożnym bankierem. Wydaje się, że mógłby to być początek bardziej współczesnej opowieści o Kopciuszku jednak autor tak kieruje losami bohaterów, że powstaje dużo bardziej złożony obraz.
,,Dobre wychowanie" to powieść przesycona specyficznym, unikatowym klimatem belle epoque. Czuje się nutki dekadencji, zachwytu nad światem, ma się wrażenie, że świat jest młody i czerpie garściami z tego co jest do zaoferowania. I właśnie w sam środek wpada młodziutka Kate, która próbuje się odnaleźć w zupełnie obcym środowisku a przy okazji odkryć siebie i znaleźć swoje miejsce. Co rusz spotyka Tinkera i to on jest dla niej motorem do działania. Ich relacja to specyficzny romans, o którym od pierwszych stron książki wiemy, że nie wypali. Jednak jego wspomnienie, jego urok odmieni życie obojga i pomoże podjąć właściwe decyzje.
To moja pierwsza powieść Amora Towlesa i od razu jestem kupiona. Z pewnością sięgnę po inne bo zachwycił mnie styl. Urok z jakim pisze o prostych sprawach, niepowtarzalny klimat, po mistrzowsku oddany nastrój Nowego Jorku końca lat 30tych. To powieść, która oddziałuje na wyobraźnię, budzi tęsknotę i z ogromnym wyczuciem i wrażliwością pokazuje zwyczajne historie zwykłych ludzi w sposób niezwykły. Ta opowieść ma w sobie lekkość, humor, nastrój ale równocześnie głębsze przesłanie. Wydawać by się mogło, że powieści o poszukiwaniu siebie, odkrywaniu marzeń i wyznaczaniu własnej drogi jest na pęczki ale tak klimatycznych trudno znaleźć. Ta ma zdecydowanie to coś. Polecam!
,,Dobre wychowanie" to powieść, na swój specyficzny sposób, zaskakująca. W prawdzie nie mam tam dramatycznych zwrotów akcji czy wielkich sekretów ale pokazuje jak w ciągu zaledwie roku może zmienić się życie kilku osób. Przypadkowe spotkanie w ostatnim dniu 1937 roku, będzie tym, które pchnie bohaterów w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. To właśnie wtedy spotykają się Kate...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-21
Przypadkowo rzucona uwaga podczas zakupów w piekarni na zawsze zmieni czyjeś życie. Pani March żyje sobie spokojnie w bańce komfortu jaką sobie sama stworzyła. Grzeje się w blasku sławy męża, cenionego powieściopisarza. Dopiero niewinna uwaga rzucona przez sprzedawczynię niszczy tą wizję. Kobieta sugeruje, że bohaterka najnowszej powieści jej męża - prostytutka Johanna jest inspirowana panią March. To stwierdzenie zburzy idealny świat pani March. Kobieta żyje w otoczeniu gdzie najbardziej liczą się pozory więc świadomość, że ktoś mógłby zestawiać ją z prostytutką jest dla niej czymś najgorszym ostatecznym. Napędzana własnymi obawami, presją społeczną, którą sama sobie narzuca, coraz bardziej popada w obsesję. Dopatruje się szczegółów, łączy różne fakty a te prowadzą ją do konkluzji, że jej mąż ma tajemnice i może być mordercą.
,,Pani March" to powieść specyficzna. Wprawdzie nigdzie w tekście nie jest dokładnie sprecyzowany okres w jakim się ona rozgrywa ale zastosowane zabiegi sugerują lata sześćdziesiąte. Idealna pani domu, piękny dom, szczęśliwe dziecko i odnoszący sukcesy dom. Wizja sukcesu. Ale to tylko piękny obrazem, pozory, które zachowuje się dla innych. Wewnątrz wszystko jest zupełnie inne. Gdy pojawia się szczelina, zaczyna się przez nią wylewać skrzętnie skrywany brud. To opowieść o narastającej obsesji, paranoi. Bohaterka stopniowo coraz bardziej daje się pochłonąć swoim podejrzeniom, lękom i zrobi wszystko w obronie porządku świata, który stworzyła w swojej głowie. Jej zachowanie jednak zamiast tuszować, tylko potęguje niepokój, jeszcze mocniej obnaża hipokryzję i obłudę oraz prowadzi do szokującego i makabrycznego finału.
,,Pani March" zaczyna się niepokojąco ale i bardzo leniwie. Długo trzeba się do tej, paradoksalnie krótkiej powieści, przekonywać. Jednak to połączenie powieści psychologicznej, thrillera i kryminału ma w sobie to coś, co nie pozwala definitywnie odrzucić jej na bok. Cały czas powraca poczucie niepokoju, obawy, że nieokreślona prawda wyjdzie na jaw, narastają irracjonalne zachowania bohaterki, które pchają ją w kierunku nieuniknionego dramatu. To powieść, która burzy iluzję sielskości, idealności, obnaża hipokryzję i niszczy mur pozorów. Z pewnością warta by na nią zwrócić uwagę.
Przypadkowo rzucona uwaga podczas zakupów w piekarni na zawsze zmieni czyjeś życie. Pani March żyje sobie spokojnie w bańce komfortu jaką sobie sama stworzyła. Grzeje się w blasku sławy męża, cenionego powieściopisarza. Dopiero niewinna uwaga rzucona przez sprzedawczynię niszczy tą wizję. Kobieta sugeruje, że bohaterka najnowszej powieści jej męża - prostytutka Johanna jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-14
Edward Rutherfurd dał się poznać jako autor monumentalnych, epickich powieści historycznych, które są swoistymi biografiami miast. By tylko wspomnieć na jego ,,Londyn", ,,Paryż" czy ,,Nowy Jork". Jak nikt potrafi połączyć wątki społeczne, historyczne z historiami zwykłych ludzi, którym przyszło wtedy żyć. Jego opowieści to fascynujące sagi, pełne dynamicznej akcji ale nie oderwane od zwyczajnych ludzkich rozterek. Tym razem Rutherfurd zabiera czytelnika w egzotyczną podróż na Daleki Wschód, do Chin by pokazać kraj w najbardziej znaczącym momencie - gdy doszło do zderzenia z kulturą Zachodu.
Początek XIX wieku. Chiny są nadal państwem zamkniętym, jednak zaczyna rozwijać się handel z Zachodem, szczególnie jeśli chodzi o importowane z Indii opium. Pośrednikiem w tym procederze są angielscy kupcy. Chińscy namiestnicy zaczynają dostrzegać zgubne działanie opium i próbują zakazać jego handlu. Właśnie te wydarzenia staną się punktem wyjścia do opowiedzenia prawie stu lat dynamicznej i fascynującej historii Chin. Konflikty na linii Zachód- Chiny, wewnętrzne niepokoje, walka o władzę na dworze cesarskim ale także opowieść o Anglikach, którym przyszło żyć w Państwie Środka. Ogrom wątków, ogrom wydarzeń i kilku bohaterów, którzy od wewnątrz obserwują zmieniającą się rzeczywistość. Z ich perspektywy czytelnik może obserwować wydarzenia od środka oraz poznawać bogactwo chińskiej kultury, niuanse zależności pomiędzy poszczególnymi warstwami, doświadczać bolesnych dylematów oraz kluczyć pomiędzy rodzącymi się intrygami.
,,Chiny" to monumentalna opowieść, która ani przez minutę nie nudzi. Rutherfurd po mistrzowsku łączy historię z powieścią obyczajową. Kreśli dynamiczny i bardzo wyrazisty obraz Chin w XIX wieku, gdy zmiany zachodziły co rusz. Kolejne wydarzenia jak powstanie tajpingów, blokada portów, zniszczenie pałacu czy finalnie powstanie bokserów pozwalają poznać i zrozumieć historię Państwa Środka. To kolejna opowieść, w której autor umiejętnie łączy prawdę historyczną z fikcją literacką. Opisy są tak żywe, tak plastyczne, że zaciera się granica i dzięki temu wszystko staje się prawdopodobne. To opowieść o zwykłych ludziach wystawionych przez los na próbę, szukają rozwiązań jednocześnie próbując być wierni tradycji, obyczajom oraz własnym przekonaniom. Z ich dziejów rodzi się jednak znacznie większy obraz, będący symbolem całego państwa.
,,Chiny" to powieść, po którą warto sięgnąć i dla której warto poświęcić kilka wieczorów. Pięknie napisana, epicka, poruszająca historia o Państwie ale przede wszystkim o ludziach, emocjonująca oraz co rusz zaskakująca. Przepełniona orientalnymi nutami Wschodu oraz odkrywająca bogactwo chińskiej kultury. Polecam!
Edward Rutherfurd dał się poznać jako autor monumentalnych, epickich powieści historycznych, które są swoistymi biografiami miast. By tylko wspomnieć na jego ,,Londyn", ,,Paryż" czy ,,Nowy Jork". Jak nikt potrafi połączyć wątki społeczne, historyczne z historiami zwykłych ludzi, którym przyszło wtedy żyć. Jego opowieści to fascynujące sagi, pełne dynamicznej akcji ale nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najpopularniejsza wizja polskiej szlachty, to chyba ta, którą zaserwował nam Sienkiewicz w Trylogii. Dzielni, szlachetni, oddani państwu, romantyczni. Aż dziwne, że w kraju gdzie są tacy obywatele mogło dojść do tak wielu katastrof, z finalnymi rozbiorami. Cóż, tą wersję spokojnie można włożyć między bajki. Tak, byli może przedstawiciele polskiej szlachty, którzy stawiali los kraju ponad siebie ale zdecydowana większość w pierwszej kolejności myślała o sobie i to siebie stawiała wyżej niż króla czy nawet Polskę.
Kamil Janicki kontynuuje prezentacje stanów społecznych Pierwszej Rzeczpospolitej. Po szokującej ,,Pańszczyźnie" przyszła kolej na ,,Warcholstwo" czyli pracę poświęconą szlachcie. Trzeba chyba zauważyć na wstępie, że jest to praca mniej szokująca, mniej kontrowersyjna i dużo bardziej stonowana. Jednak to nie oznacza, że jest lekka i radosna. To systematyczny przegląd stanu, który w XIV wieku osiągnął najwyższe możliwe prawa, dzięki kolejnym przywilejom a potem sukcesywnie dążył do osłabienia roli króla i państwa. Szacuje się, że stan szlachecki to zaledwie ok. 10 % ówczesnych mieszkańców Polski ale to oni stali się symbolem Polaka, to od nich wywodzimy tradycje i kulturę, to wśród nich szuka się przodków. Tylko w polskich realiach szlachta mogła urosnąć tak bardzo w prawa oraz się zamknąć i nie dopuszczać do nowych nadań tytułów czy herbów. Zresztą co zaskakujące polscy szlachcice, (w przeciwieństwie do tych z innych krajów) w większości nie posiadali typowych dla arystokracji tytułów, chociaż ambicje mieli i dlatego stworzyli szalone kombinacje tytułów urzędowych. Autor pokazuje pewien przekrój. Opowiada o kulturze, umysłowości, nastawieniu, podejściu do polityki, państwa, finansach czy przywarach. Skutecznie rozprawia się z wieloma mitami jak choćby Polaka-patrioty - wojownika. Tak, każdy szlachcic chciał uchodzić za obrońcę i zabijakę ale większość to tylko pycha i zadufanie.
,,Warcholstwo" jest smutnym obrazem kraju, którzy miał potencjał ale którzy został zagrabiony przez jedną tylko grupę społeczną, która wykorzystywała go jako swoją dojną krowę. Szlachta nie musiała słuchać króla - bo przecież ona go wybierała, więc był on od niej zależny. I tak sytuacja wyglądała od czasów Ludwika Andegaweńskiego. Szlachta nie płaciła podatków, nie wspierała rozwoju miast czy wsi, nie dbała o obronę kraju, nie myślała o nikim oprócz siebie, nie tworzyła praw. Próbowała nadrabiać pychą, pyszałkowatością, wyższością i tworzoną na własny użytek legendą o wyższym pochodzeniu. Polska szlachta to był rak, który toczył kraj i nie pozwalał mu się rozwijać co w rezultacie doprowadziło do rozbiorów. Po tej lekturze ma się tylko smutne refleksje i niestety widać zbyt wiele analogii we współczesności. Polecam!
Najpopularniejsza wizja polskiej szlachty, to chyba ta, którą zaserwował nam Sienkiewicz w Trylogii. Dzielni, szlachetni, oddani państwu, romantyczni. Aż dziwne, że w kraju gdzie są tacy obywatele mogło dojść do tak wielu katastrof, z finalnymi rozbiorami. Cóż, tą wersję spokojnie można włożyć między bajki. Tak, byli może przedstawiciele polskiej szlachty, którzy stawiali...
więcej Pokaż mimo to