-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
2015-12-29
2015-12-25
Barbara Wood to jedna z tych autorek, które potrafią zaczarować i porwać czytelnika. W jej historiach mieszają się przeszłość z teraźniejszością, rzeczywistość i magia, prawdziwa historia z legendą. Umiejętnie sięga ona po podania pradawnych ludów budując na ich kanwie opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, przeszłości i znaczeniu zdarzeń.
Nie inaczej jest i w przypadku ,,Córki Słońca". Wood zabiera nas tym raz w podróż w przeszłość aby poznać losy wymarłego plemienia indiańskiego. Znajduje się ono w schyłkowej fazie swego rozwoju. Jedyną nadzieję pokładają w utalentowanej garncarce Hoszitiwie i jej dzbanie. Zanim jednak poznamy wszystkie tajemnice jakie skrywa magiczna olla (deszczowy dzban) spotkamy się z rodziną Hightowerów i to im będziemy towarzyszyć przez prawie 30 lat. Będziemy dzielić ich smutki, radości, cierpienie, nadzieje a przez to dążyć do okrycia jednej uniwersalnej prawdy.
Powieść ma swoje lepsze i gorsze momenty ale jednak w ostatecznym podsumowaniu wychodzi na plus. Historia czaruje, stopniowo odsłaniając swoje przesłanie. Może to i trochę takie czytadło na leniwe popołudnie ale jak zawsze umiejętnie ma nakreślone tło historyczne oraz ciekawie oparte jest na wierzeniach Indian z Południa Stanów Zjednoczonych. Zachęcam do lektury.
Barbara Wood to jedna z tych autorek, które potrafią zaczarować i porwać czytelnika. W jej historiach mieszają się przeszłość z teraźniejszością, rzeczywistość i magia, prawdziwa historia z legendą. Umiejętnie sięga ona po podania pradawnych ludów budując na ich kanwie opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, przeszłości i znaczeniu zdarzeń.
Nie inaczej jest i w...
2015-12-21
Mobutu, były dyktator Zairu był przekonany, że nigdy nie zostanie ,,byłym prezydentem". Miał sprawować urząd dożywotnio a po śmierci nadal cieszyć się niesłabnącą chwałą. Los jednak okazał się dla niego przewrotny. Obalony, musiał uciekać i umrzeć na wygnaniu. Podobne przeświadczenie z pewnością towarzyszyło każdemu z przywódców, których ostatnie chwile zebrane są w niniejszej antologii. Każdy miał być zawsze panować do końca swych dni, a narzucony porządek trwać wiecznie. Na szczęście tak się nie stało. Jedni ginęli z własnej ręki, inni umierali w wyniku choroby lub wykonywano na nich wyrok śmierci za popełnione zbrodnie. Były śmierci kuriozalne (jak choćby śmierć Stalina), były samosądy ale były też śmierci polityczne , pozbawiające tyrana władzy i odsuwające w cień. Każda inna ale w jakiś sposób podobne.
Para francuskich historyków przy pomocy grona specjalistów podjęła próbę przedstawienia sylwetek dyktatorów rządzących na przestrzeni ostatnich stu lat. Koncentrowała się przede wszystkim na ich ostatnich chwilach oraz zdarzeniach, które doprowadziły do akurat takiego ich końca.
Jest to fascynujący przekrój przez historię XX wieku. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż z tyloma dyktaturami mieliśmy do czynienie. O ile Stalin, Hitler, Mussolini, Franco nasuwają się od razu, to inni powoli znikają w mrokach dziejów. Z ogromną ciekawością poznawałam sylwetki Ortegi, Pol Pota, Mobutu, Papy Doca. Czasem tylko miałam poczucie, że trafiłam na ostatni tom jakiejś serii, który koncentruje się właśnie na śmierci ignorując zupełnie życie bo musiało ono zostać we wcześniejszych częściach. Brakowało mi trochę faktów aby wszystko zrozumieć. Chętnie więc sięgnę po inne publikacje aby dowiedzieć się więcej. Na szczęście do każdego rozdziału dołączona jest podstawowa bibliografia ułatwiająca poszukiwania. Zachęcam do sięgnięcia.
Mobutu, były dyktator Zairu był przekonany, że nigdy nie zostanie ,,byłym prezydentem". Miał sprawować urząd dożywotnio a po śmierci nadal cieszyć się niesłabnącą chwałą. Los jednak okazał się dla niego przewrotny. Obalony, musiał uciekać i umrzeć na wygnaniu. Podobne przeświadczenie z pewnością towarzyszyło każdemu z przywódców, których ostatnie chwile zebrane są w...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-20
Potrzebowałam koniecznie odmóżdżającej, lekkiej lektury. Czegoś co pozwoli mi się szybko zresetować. Padło przypadkowo na tomiki ,,Ucieczka do miłości". W prawdzie ostatnio zirytowało mnie wydawnictwo Amber bezsensownym dzieleniem powieści na pół ale postanowiłam dać im jeszcze szansę i przymknąć oko na ten dziwny zabieg. Niestety, tutaj było pod tym względem tylko gorzej.Tomiki mają dwóch różnych tłumaczy a redakcja śpi. Wiem, czepiam się ale strasznie nie trawię rażącego niechlujstwa. A z tym mamy tutaj do czynienia. Żaden z tłumaczy nie wykazał chęci dopasowania się do partnera. To co jeden tłumaczy, drugi zostawia w oryginale. Wygląda to koszmarnie. I w ogóle co to za słowo ,,Irol"?? To tutaj zostawiłabym oryginalne Irish.
Tak po za kwestiami technicznymi mamy do czynienia z bardzo stereotypową historyjką. Wytatuowany były zawodnik MMA i piękna kelnerka, która ucieka przed mafią. Coś Wam to mówi? Tak, dokładnie! Jeśli macie jakieś pomysły na fabułę to raczej na pewno je tu znajdziecie. Mimo to szybko i lekko się czyta. Gdyby nie denerwowało mnie aż tak bardzo tłumaczenie może nawet znalazłabym w tym więcej plusów.
Potrzebowałam koniecznie odmóżdżającej, lekkiej lektury. Czegoś co pozwoli mi się szybko zresetować. Padło przypadkowo na tomiki ,,Ucieczka do miłości". W prawdzie ostatnio zirytowało mnie wydawnictwo Amber bezsensownym dzieleniem powieści na pół ale postanowiłam dać im jeszcze szansę i przymknąć oko na ten dziwny zabieg. Niestety, tutaj było pod tym względem tylko...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-19
2015-12-16
Na początku XIX wieku do Teksasu przybyły trzy rodziny. Wspólnymi siłami założyły miasteczko Howbutker stając się jego podporą. Każda z rodzin poświęciła się innej działalności: Tolliverowie mieli plantację bawełny, Warwickowie rozwijali przemysł drzewny a DuMontowie prowadzili sklep. Ważną rolę odgrywały w ich życiu róże przywiezione z rodzinnej Anglii. Czerwona miała oznaczać prośbę o wybaczenie a biała - wybaczenie. Przez wiele lat żyli w harmonii obok siebie. Wszystko zmieniło się gdy Mary Tolliver i Percy Warwick zakochali się w sobie do szaleństwa. Od tego momentu nic nie było już takie jak wcześniej i nigdy nie miało wrócić na wcześniejsze tory. Szczególnie, że do głosu doszła też stara klątwa ciążąca nad plantacją Sommerset.
Leili Meacharn udało się stworzyć niezwykłą opowieść o twardych, dumnych, targanych namiętnościami, pełnokrwistych ludziach. Ollie'emu, Mary i Percy'emu los dotkliwie zagrał na nosie pozbawiając tego, czego pragnęli najbardziej a ich wnuki Rachel i Matt muszą zmierzyć się z konsekwencjami, jednocześnie próbując nie popełniać tych samych błędów. Jest to historia o uporze, wielkiej miłości zarówno do drugiego człowieka jak i ziemi, źle pojętym poczuciu obowiązku, lojalności, przyjaźni, cierpieniu, poświęceniu i wybaczeniu. Ma w sobie ona ogromne pokłady epickości, co może nasuwać skojarzenia z ,,Przeminęło z wiatrem".
,,Róże" to monumentalna saga, od której ciężko się oderwać. Z ogromną przyjemności sięgnę więc po ,,Plantację Sommerset" aby powrócić znów do Teksasu i doświadczyć jeszcze raz niezwyklej atmosfery Howbutker. Polecam.
Na początku XIX wieku do Teksasu przybyły trzy rodziny. Wspólnymi siłami założyły miasteczko Howbutker stając się jego podporą. Każda z rodzin poświęciła się innej działalności: Tolliverowie mieli plantację bawełny, Warwickowie rozwijali przemysł drzewny a DuMontowie prowadzili sklep. Ważną rolę odgrywały w ich życiu róże przywiezione z rodzinnej Anglii. Czerwona miała...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-15
Ostatnimi czasy nie mogę narzekać na brak polskich kryminałów. Tym razem postanowiłam zmierzyć się z Katarzyną Bondą, która została okrzyknięta nawet królową tego gatunku w Polsce. Trochę sceptycznie podeszłam do ,,Florystki" nie do końca wiedząc czego mogę się spodziewać. Dostałam za to mroczne, skomplikowane śledztwo.
Hubert Meyer to profiler policyjny. Jego zadaniem jest słuchanie, obserwowanie by w rezultacie stworzyć jak najlepszy profil psychologiczny sprawcy. Popełnia jednak błąd w pracy i sam postanawia odsunąć się od policji. Błogie lenistwo nie trwa długo. Zostaje wezwany gdy ginie dziewięcioletnia Zosia. Wkrótce dziewczynka zostaje znaleziona martwa a śledczy zaczynają wiązać ten przypadek z popełnionym kilka lat wcześniej zabójstwem jedenastoletniego Amadeusza.
O kryminałach ciężko pisać tak aby za wcześnie nie podsunąć uważnemu czytelnikowi żadnego tropu. Tutaj, gdzieś tak w połowie można domyślić się kto jest sprawcą ale nie umniejsza to wcale przyjemności z lektury. Intryga jest tak skonstruowana aby cały czas czymś zaskakiwać. Dodatkowym plusem jest genialnie nakreślone tło społeczne i psychologiczne. Obserwujemy tak różnych bohaterów i każdy z nich coś wnosi i buduje większy kontekst tak aby jak najlepiej zrozumieć finał.
Mimo, że jedna powieść nie przekonała mnie aby oddać palmę pierwszeństwa Bondzie muszę podkreślić jej niewątpliwy kunszt w budowaniu interesującej fabuły oraz znajomość środowisk śledczych. Dba o szczegóły, dlatego jej powieść nabiera cech realności. Z chęcią sięgnę także po inne jej kryminały.
Ostatnimi czasy nie mogę narzekać na brak polskich kryminałów. Tym razem postanowiłam zmierzyć się z Katarzyną Bondą, która została okrzyknięta nawet królową tego gatunku w Polsce. Trochę sceptycznie podeszłam do ,,Florystki" nie do końca wiedząc czego mogę się spodziewać. Dostałam za to mroczne, skomplikowane śledztwo.
Hubert Meyer to profiler policyjny. Jego zadaniem...
2015-12-14
Chyba przy okazji lektury cyklu Nory Roberts o braciach Quinn pisałam, że lubię właśnie takie serie: lekkie, pozytywne, zabawne i trochę wzruszające. A pierwszym tom serii ,,Marzenia" doskonale wpasowuje się w te ramy. Jest to opowieść o trzech kobietach, które wspólnie wychowały się w ogromnym domu na wybrzeżu Kalifornii. Każda z nich ma do opowiedzenia swoją własną opowieść, łączy je jednak wręcz siostrzane uczucie.
Cykl rozpoczyna Margo, córka gosposi, która wyruszyła w wielki świat w wieku 18 lat. Zdążyła przez lata zdobyć wielką popularność i majątek oraz w jednej chwili wszystko to stracić. Teraz wraca do domu aby tam leczyć rany oraz na nowo okryć swoje marzenia i drogę do ich realizacji.
Książki Nory Roberts mają to do siebie, że ciężko się od nich oderwać. Historie zawsze są świetnie opowiedziane a jej bohaterowie posiadają mnóstwo cech, dzięki którym łatwo ich jest polubić. Dramaty nigdy nie są aż tak straszne bo zawsze można znaleźć łatwy sposób do ich pokonania. Nie inaczej jest i tutaj. Znajdziemy to co lubimy: humor, wielkie uczucie, wzruszenia, mnóstwo optymizmu i szczyptę magii. Mimo to jakoś (przynajmniej w moim odczuciu) słabiej wypada otwarcie tego cyklu w porównaniu z innymi, pisanymi później. Zdecydowanie bardziej lubię braci Quinn, Kwartet Weselny czy trylogię Boonsboro.
Chyba przy okazji lektury cyklu Nory Roberts o braciach Quinn pisałam, że lubię właśnie takie serie: lekkie, pozytywne, zabawne i trochę wzruszające. A pierwszym tom serii ,,Marzenia" doskonale wpasowuje się w te ramy. Jest to opowieść o trzech kobietach, które wspólnie wychowały się w ogromnym domu na wybrzeżu Kalifornii. Każda z nich ma do opowiedzenia swoją własną...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-13
Od prawie dekady mieszkam w Krakowie, znam historię getta, byłam w muzeum Schindlera, ba mało tego, nawet w willi, w której mieszkał Amon Goeth. Nigdy nie traktowałam tego jednak zbyt emocjonalnie. Uważam, że jest to tragiczna część naszej historii, o której trzeba mówić, wspominać i nauczać kolejne pokolenia ale niekoniecznie roztrząsać na każdym kroku.
Jednak historia Jennifer Teege wstrząsa. Jako trzydziestoośmiolatka, żona i matka zupełnym przypadkiem dowiaduje się prawdy o swojej biologicznej rodzinie. Okazuje się, że jej dziadkiem był ,,rzeźnik z Krakowa" - sadystyczny komendant obozu w Płaszowie - Amon Goeth. Dla kobiety jest to ogromny szok. Szczególnie, że uosabia wszystko to co jej przodek zwalczał. Jest ciemnoskóra, studiowała w Izraelu, zna hebrajski i przyjaźni się Żydami. Ten wstrząs rozpoczyna drogę Jennifer do poznania prawdy o sobie, rodzinie (matce, babce, dziadku) oraz odnalezienie w tym przestrzeni dla siebie. Musi bardzo osobiście i emocjonalnie przepracować holokaust. Znaleźć własne odpowiedzi. Na początku jest to dla niej bardzo trudne, długo boi się opowiedzieć o swoim odkryciu przyjaciołom. Przeraża ją świadomość, że ona - potomek zbrodniarzy ma stanąć twarzą w twarz z potomkami ofiar. Książka stopniowo odsłania ścieżkę Jennifer. Od szoku, wyparcia aż po zrozumienie i w pewnym stopniu wybaczenie.
,,Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił" to ważna pozycja. Ważna bo pokazuje spojrzenie tej drugiej strony. Nie tylko ofiary i ich dzieci skazane są na cierpienie i nieustanną pamięć. Skrzywdzone także zostały dzieci i wnuki nazistów, które ciągle muszą mierzyć się z winą i zbrodnią dziadków. Nie, nie uważam że wszystko powinno zostać zapomniane i rozgrzeszone ale ważne jest aby umieć to przepracować, wytłumaczyć i znaleźć rozgraniczenie tak aby wspólnie nie dopuścić aby kiedykolwiek holokaust się powtórzył.
Od prawie dekady mieszkam w Krakowie, znam historię getta, byłam w muzeum Schindlera, ba mało tego, nawet w willi, w której mieszkał Amon Goeth. Nigdy nie traktowałam tego jednak zbyt emocjonalnie. Uważam, że jest to tragiczna część naszej historii, o której trzeba mówić, wspominać i nauczać kolejne pokolenia ale niekoniecznie roztrząsać na każdym kroku.
Jednak historia...
2015-12-05
Zastanawia mnie czasami fenomen skandynawskich kryminałów. Nie zawsze mogę mogę zrozumieć dlaczego są aż tak popularne. Może o ich sukcesie decyduje specyficzna aura. Bo czy może być miejsce, które bardziej prosi się o popełnianie zbrodni niż ponura, mroczna, zimna, odosobniona i pokryta lasami pełnymi kryjówek Północ? Wszystko to wykorzystała debiutująca pisarka Ninni Schulman.
Tuż po Nowym Roku policja odbiera zgłoszenie o zaginięciu nastolatki. Wkrótce znajdują zwłoki innej dziewczyny w ziemiance w lesie. Pozornie nic nie łączy obu spraw, funkcjonariusze nie mają żadnego punktu zaczepienia. Tropy się plączą. Wsparciem dla policji nieoczekiwanie staje się powracająca po latach do rodzinnej miejscowości dziennikarka Magdalena Hansson.
Każdy kto już wcześniej zetknął się z jakimkolwiek skandynawskim kryminałem doskonale odnajdzie się w fabule. Raczej nie można nastawiać się na coś nowego. Cały czas towarzyszy nam mroczne, zimowe tło, zmęczeni policjanci ze skomplikowanym życiem osobistym, wścibska dziennikarka. Sama sprawa nie jest może zbytnio skomplikowana ale zaskakuje swoim rozwiązaniem. Cóż, nie jest to powieść, którą można postawić na równi z najlepszymi przedstawicielami gatunku. Nawet porównanie do prozy Camilli Laeckberg to trochę za dużo. Jednak czytało się przyjemnie. Idealna pozycja na weekendowy relaks.
Zastanawia mnie czasami fenomen skandynawskich kryminałów. Nie zawsze mogę mogę zrozumieć dlaczego są aż tak popularne. Może o ich sukcesie decyduje specyficzna aura. Bo czy może być miejsce, które bardziej prosi się o popełnianie zbrodni niż ponura, mroczna, zimna, odosobniona i pokryta lasami pełnymi kryjówek Północ? Wszystko to wykorzystała debiutująca pisarka Ninni...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-02
Na lata 60-te patrzymy dziś przez pryzmat czarno-białych zdjęć i filmów. Bohaterowie tamtego okresu to dziś dostojne osobowości, autorytety z dziedziny nauki, sztuki i polityki. Wręcz nieprawdopodobnym wydaje się, że byli oni młodzi i ... szaleni.
Andrzej Klim stworzył zbiorek anegdot, który zabiera nas w niezwykłą podróż w czasie. Ukazuje zupełnie inne oblicze szarego, siermiężnego PRLu. Oblicze pełne imprez, niezwykłej fantazji, szalonych romansów oraz przepełnione plotkami, za które, współcześnie, redaktorzy wszystkich portali plotkarskich daliby się pokroić. Opowiada o latach 60-tych lekko, zabawnie oraz barwnie. Postacie nabierają życia a anegdoty naprawdę budzą uśmiech.
Autor koncentruje się nie tylko na plotkach i zabawnych historiach. Przedstawia także okoliczności powstania niektórych znanych utworów, nakreśla kontekst dla wielu zjawisk i pokazuje jak ciekawie mogło być też w ,,epoce słusznie minionej". Rozczaruje się jednak kto spodziewa się bulwersujących faktów - tu ich nie znajdzie.
Na lata 60-te patrzymy dziś przez pryzmat czarno-białych zdjęć i filmów. Bohaterowie tamtego okresu to dziś dostojne osobowości, autorytety z dziedziny nauki, sztuki i polityki. Wręcz nieprawdopodobnym wydaje się, że byli oni młodzi i ... szaleni.
Andrzej Klim stworzył zbiorek anegdot, który zabiera nas w niezwykłą podróż w czasie. Ukazuje zupełnie inne oblicze szarego,...
2015-11-30
Pakować plecak i w drogę. Ruszamy na szlak dalej od Buenos. Pamiętajcie o ciepłych skarpetkach, kurtce z kapturem, kapeluszu a przede wszystkim zabierzcie dobry humor, pragnienie przygody i duuużo cierpliwości. Przed nami bowiem Argentyna, Chile i Boliwia.
Przewodnika mamy dobrego, wytrwałego i potrafiącego zaciekawić nawet obszarem pustki. A jakie robi zdjęcia!! To Stefan Czerniecki - ,,kartograf, rozgadany wielbiciel yerby i komedii Szekspira." Wyruszył wraz z przyjaciółką Moniką na wędrówkę po Ameryce Południowej. Tłukł się autobusami, nocował w podrzędnych hostelach i na kempingach, przeprawiał się przez rzeki,wspinał i mierzył się z kleszczami i meszkami, podziwiał najpiękniejszą górę świata oraz park skalny, zetknął się z mentalnością latino, bawił się na fieści, jadł, pił, zwiedzał i podziwiał krajobrazy. Jeszcze Wam mało?
Można wymieniać i wymieniać o tym jest dokładnie ta książka. Ale po co? Po co kolejny raz mam opowiadać o podróży Czernieckiego skoro on robi to najlepiej - z ogromnym optymizmem, podziwem, wprost zaraża nas swoim entuzjazmem. Najstraszniejsze epizody z jego wyprawy nabierają kształtu anegdoty, z której śmieje się z przyjaciółmi. Aż chce się wyruszyć wraz z nim aby na własne oczy zobaczyć to co on. Dodatkowym atutem są niesamowite fotografie nadające klimat opowieści.
Pakować plecak i w drogę. Ruszamy na szlak dalej od Buenos. Pamiętajcie o ciepłych skarpetkach, kurtce z kapturem, kapeluszu a przede wszystkim zabierzcie dobry humor, pragnienie przygody i duuużo cierpliwości. Przed nami bowiem Argentyna, Chile i Boliwia.
Przewodnika mamy dobrego, wytrwałego i potrafiącego zaciekawić nawet obszarem pustki. A jakie robi zdjęcia!! To...
2015-11-29
,,Skrzydlata trumna" to moje czwarte spotkanie z komisarzem Zygmuntem Maciejewskim ale chyba pierwsze, które pochłonęło mnie bez reszty. Siedziałam i czytałam, czytałam aż w końcu, w rekordowym tempie dotarłam do końca.
Tym razem Marcin Wroński zaserwował nam nietypową opowieść. Obserwujemy Maciejewskiego na dwóch płaszczyznach: przedwojennej i tuż po zakończeniu II wojny światowej. Płaszczyzny połączone są osobą współwięźnia. Budzi on wspomnienie niedokończonej sprawy z 1936 roku, która rozpoczęła się od pozornie łatwego do wyjaśnienia samobójstwa stróża w fabryce samolotów. Instynkt nie pozwala jednak bohaterowi odłożyć tego na półkę. Zaczyna drążyć, pytać aby odsłonić zaskakujący finał.
Równocześnie jest to też historia Maciejewskiego-więźnia. Uwięziony na Zamku, przesłuchiwany, torturowany przez komunistycznego majora Grabarza w niczym nie przypomina postaci, którą poznaliśmy we wcześniejszych tomach. Jest wyniszczony, pozbawiony informacji o najbliższych, odarty z człowieczeństwa a mimo to nie gdzieś jeszcze kołacze się jego inteligencja i upór.
W ,,Skrzydlatej trumnie" dostajemy naprawdę mocną i momentami brutalną historię. Jednak w pewien sposób fascynującą. Znowu spotykamy ulubionych bohaterów - fakt, większość w retrospekcji z 1936. Jak zawsze są wyraziści i pełnokrwiści. Cóż, nie trzeba też powtarzać, że świetnie wtapiają się w dobrze znane nam już tło społeczne. Po raz kolejny Lublin staje się miastem złym, mrocznym oraz pełnym tajemnic nad którym, na szczęście, czuwa komisarz Maciejewski z Zielnym, Fałniewiczem i Kraftem.
Już nie mogę doczekać się kiedy sięgnę po kolejną część aby poznać losy bohaterów w trudnej powojennej rzeczywistości.
,,Skrzydlata trumna" to moje czwarte spotkanie z komisarzem Zygmuntem Maciejewskim ale chyba pierwsze, które pochłonęło mnie bez reszty. Siedziałam i czytałam, czytałam aż w końcu, w rekordowym tempie dotarłam do końca.
Tym razem Marcin Wroński zaserwował nam nietypową opowieść. Obserwujemy Maciejewskiego na dwóch płaszczyznach: przedwojennej i tuż po zakończeniu II wojny...
2015-11-25
Czy można jeszcze napisać książkę zaczynającą się od ucieczki na wieś i spróbować przekazać coś nowego? Zdaje się to być zadaniem wręcz karkołomnym. Bo i co tu powiedzieć? Wypalenie zawodowe? Było! Zmiana środowiska? Nuda. Ucieczka od współczesności? Banał.
Jednak to przeprowadzka na wieś stanowi punkt wyjścia dla powieści Małgorzaty Marii Borochowskiej ,,Złamane pióro". Jej bohaterka, Emily na przekór wszystkim postanawia porzucić miasto i zamieszkać w odziedziczonym domku na wsi. Tam ma zamiar zacząć pisać swoją pierwszą powieść. Gdzieś kołacze uparcie poczucie, że nie jest najważniejszy motyw jaki kieruje dziewczyną. Trzeba będzie cierpliwie poczekać do końca aby poznać tajemnicę i zrozumieć co kieruje postacią.
Po przeczytaniu pierwszych kilku stron powieści miałam ogromne wątpliwości. Myśli, wrażenia, opisy są tak pięknie ubrane w słowa, że zastanawiałam się czy starczy tego do końca. Czy autorce uda się nie pogubić w natłoku misternych słownych konstrukcji i zbudować z tego interesującą fabułę? Moje obawy okazały się bezzasadne. Powstała opowieść zachwycająca, poruszająca, fascynująca. A właściwie nie jedna a trzy. Przeplatają się wzajemnie i uzupełniają. Razem tworzą rzeczywistość pełną magii. Z resztą cały czas czaruje nas baśniowy klimat ze swoją nie do końca sprecyzowaną przestrzenią. Jak na prawdziwą baśń przemycane są nam uniwersalne wartości o prawdzie, pięknie, odwadze, wybaczeniu i zrozumieniu.
Zazdroszczę autorce umiejętności operowania słowem i sprawiania, że każde zdanie ma pełną liryzmu i mocy wymowę. Sprawiła, że nie można oderwać się od lektury. Mam nadzieję, że nie jest to jej ostatnie słowo bo już nie mogę doczekać się kolejnej historii. Polecam!
Czy można jeszcze napisać książkę zaczynającą się od ucieczki na wieś i spróbować przekazać coś nowego? Zdaje się to być zadaniem wręcz karkołomnym. Bo i co tu powiedzieć? Wypalenie zawodowe? Było! Zmiana środowiska? Nuda. Ucieczka od współczesności? Banał.
Jednak to przeprowadzka na wieś stanowi punkt wyjścia dla powieści Małgorzaty Marii Borochowskiej ,,Złamane...
2015-11-24
Na wstępie muszę niestety trochę ponarzekać. Nie rozumiem totalnie absurdalnego, nielogicznego i zupełnie niczemu nie służącego pomysłu aby podzielić tę część cyklu o miasteczku Spindle Cove na dwa osobne tomy. Cieniutkie tomy!!! Czy zdaniem wydawnictwa czytelnik nie jest w stanie utrzymać w ręce ok. 400 stron? Zabieg ten, jak domyślam podyktowany był względami finansowymi. Niestety bardzo źle wpłynął na moją opinię o wydawnictwie. Jeśli wydawnictwo chce wydawać cieniutkie książeczki to proponuję żeby wypuścili na polski rynek połówkowe tomy serii np. ten poświęcony Dianie Highwood. Dobra, koniec narzekania!
,,Dama o północy" to już trzeci tom serii romansów historycznych rozgrywającym się w malowniczym miasteczku Spindle Cove. Przebywają tam młode damy o dosyć specyficznej opinii. Są to ekscentryczne, trochę szalone, pełne pasji i nie przejmujące się opinią innych kobiety. Zdarzają się wśród nich też przedstawicielki niższych warstw społecznych, czasem bardzo doświadczone przez los. Taka właśnie jest Kate Taylor. Kiedyś podrzutek a dziś nauczycielka muzyki. Jej los diametralnie odmieni się w ciągu zaledwie jednego dnia. Lata poszukiwań i marzeń o rodzinie wreszcie przyniosą efekty. W ciągu jednego popołudnia znajdzie krewnych i ... narzeczonego. A to dopiero początek.
Kto czytał wcześniejsze części wie czego może spodziewać się po autorce. Tessa Dare bawi się formą jaką jest romans historyczny serwując jej spore odświeżenie. Lekko i z humorem prowadzi swoich bohaterów przez najdziwniejsze koleje losu do oczywistego finału. Jej postacie nie podporządkowują się utartym schematom, podążają własnymi drogami, zaskakując i bawiąc. Tacy są także Kate i Thorne. Kontrast między nimi nakreślony na początku opowieści daje nadzieję na sporo akcji. I na szczęście nie rozczarowujemy się. Dużo się dzieje a czytelnik świetnie się bawi.
Sama nie mogę doczekać się kolejnej części. Mama nadzieję, że tym razem tradycyjnie w jednym tomie.
Na wstępie muszę niestety trochę ponarzekać. Nie rozumiem totalnie absurdalnego, nielogicznego i zupełnie niczemu nie służącego pomysłu aby podzielić tę część cyklu o miasteczku Spindle Cove na dwa osobne tomy. Cieniutkie tomy!!! Czy zdaniem wydawnictwa czytelnik nie jest w stanie utrzymać w ręce ok. 400 stron? Zabieg ten, jak domyślam podyktowany był względami finansowymi....
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-20
2015-11-19
,,-Sądzi pan, że będą trwały wiecznie?
- Góry? - upewnił się, jakby już nieraz słyszał to pytanie. - Rozpłyną się. Jak wszystko."
,,Ogród wieczornych mgieł" to powieść, która intryguje czytelnika już tytułem. Tajemniczym, romantycznym, rozbudzającym tęsknotę za czymś egzotycznym a zaraz nieuchwytnym, budzi zainteresowanie. Jakież jest więc zdziwienie, gdy zostaje się zderzonym z trudną, czasem bolesną historią opowiedzianą na tle przepięknych opisów ogrodu.
Akcja ,,Ogrodu.." rozpoczyna się w momencie przejścia na emeryturę zasłużonej sędzi Teoh Yun Ling. Po ponad trzydziestu latach postanawia ona wrócić do miejsca gdzie rozegrały się jedne z ważniejszych wydarzeń jej życia. Podyktowane to nie jest tylko względami sentymentalnymi ale przede wszystkim chorobą - kobieta ma początkowe stadia afazji. Powrót do ogrody umieszczonego, gdzieś w górach Malezji budzi wspomnienia, zarówno te dobre jak i te bolesne. Pojawia się w nich też japoński ogrodnik, który znacząco zaważył na jej życiu.
,,Ogród.." to opowieść, gdzie współczesność miesza się z przeszłością. Pamięć i zapominanie odgrywają tutaj wielką rolę. To o czym chciałoby się zapomnieć, niechciane powraca, ponownie boli ale też wiele uczy. Z czasem zmienia się postrzeganie wielu rzeczy, więcej można zrozumieć. Jednak wiele istotnych elementów odchodzi, znika bezpowrotnie, pozostawiając po sobie puste miejsce, którego w żaden sposób nie da się zapełnić.
Jest to powieść gdzie kontrast odgrywa ogromną rolę. Z jednej strony piękne, stonowane opisy ogrodu: kamieni, roślin, wody. Jednak gdy tylko go opuścimy docierają do nas echa II wojny światowej i realiów świata wyłaniającego się po niej - bolesne doświadczenia obozów pracy, ataki komunistów, ciągłe zagrożenie. Mnóstwo jest niedopowiedziane, co tylko potęguje efekt.
Spokojne mogę polecić ,,Ogród wieczornych mgieł".
,,-Sądzi pan, że będą trwały wiecznie?
- Góry? - upewnił się, jakby już nieraz słyszał to pytanie. - Rozpłyną się. Jak wszystko."
,,Ogród wieczornych mgieł" to powieść, która intryguje czytelnika już tytułem. Tajemniczym, romantycznym, rozbudzającym tęsknotę za czymś egzotycznym a zaraz nieuchwytnym, budzi zainteresowanie. Jakież jest więc zdziwienie, gdy zostaje się...
2015-11-15
Czasem gdy jestem w domu u rodziców, mój szesnastoletni brat stwierdza, że powinien uświadomić mnie co w internetach się dzieje i serwuje mi całą serię filmików. Większość z nich jest tak absurdalna, bezsensowna, kiczowata i zahaczająca o głupotę, że w którymś momencie stają się śmieszne. Dlaczego o tym piszę? Bo to jest akurat moje pierwsze skojarzenie bo skończeniu ,,Trzewiczków Matki Boskiej".
Dorota jednego dnia dostaje ofertę pracy marzeń i dowiaduje się, że jest w ciąży - zagrożonej. Wracając od lekarza jest świadkiem potrącenia starszej pani. To nakręca fantazję naszej bohaterki, która uziemiona w domu nagle staje się domorosłym detektywem. A że ma jeszcze męża pracującego w zakładzie pogrzebowym i gosposię wszystkowiedzącą, więc kolejne tropy same pchają się do jej rąk.
Szczerze, nie umiem wyjaśnić sobie sensu powstania tej książki. Chyba w zamiarze miała to być parodia ale jakoś średnio to wyszło. Absurd goni absurd, mnóstwo dziwnych zachowań, główna bohaterka zupełnie bezbarwna, jej mąż też taki... bezpłciowy. W sumie przez całą książkę coś się dzieje ale nie do końca wiadomo co. Kto chodzi, mówi, robi. Ale po co? I jaki to ma mieć cel? Ja jakoś nie mogłam tego złapać.
W paru miejscach się uśmiechnęłam ale było to raczej z zażenowania i politowania niż prawdziwej zabawy.
Cóż, książka do mnie nie trafiła. Jak dla mnie brakło tutaj jakiegoś błysku, który byłby w stanie uciągnąć całość.
Czasem gdy jestem w domu u rodziców, mój szesnastoletni brat stwierdza, że powinien uświadomić mnie co w internetach się dzieje i serwuje mi całą serię filmików. Większość z nich jest tak absurdalna, bezsensowna, kiczowata i zahaczająca o głupotę, że w którymś momencie stają się śmieszne. Dlaczego o tym piszę? Bo to jest akurat moje pierwsze skojarzenie bo skończeniu...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-14
Latem 1924, w wiejskiej posiadłości Riverton, nad brzegiem jeziora popełnia samobójstwo młody poeta. Świadkami tego zdarzenia są dwie siostry, których koleje życia w tym momencie na zawsze się rozejdą. To tragiczne, tajemnicze wydarzenie budzi ciekawość także po latach. W 1999 młoda reżyserka postanawia odtworzyć historię i pokazać wszystko co doprowadziło to tak dramatycznego finału. W tym celu, zjawia się u domu spokojnej starości by spotkać się z Grace, która jako młoda dziewczyna służyła w Riverton. To spotkanie obudzi uśpione sekrety, przywoła bolesne i wstydliwe tajemnice oraz odsłoni głęboko skrywaną prawdę.
Lektura powieści Kate Morton zabiera nas w fascynującą podróż do zupełnie innego świata. Świata, w którym wyraźnie zaznaczona jest granica między państwem a służbą, świata konwenansów, tradycji, ustalonej hierarchii. Nasza podróż zaczyna się na początku XX wieku, gdy wydawało się, że świat jest młody, pełen nadziei i nowych możliwości. Obserwujemy wybuch I wojny światowej oraz to jak bardzo ugodził i zranił tę sielankową rzeczywistość. Zaraz potem jednak musimy się zmierzyć ze zmianami lat 20-tych. Świetna, nostalgiczna, pierwszoosobowa narracja doskonale to podkreśla.Buduje klimat i nakreśla szerokie tło społeczno-kulturowe, które znakomicie uzasadnia tragiczną wymowę finału. Akcja przebiega tak aby stopniować napięcie. Ale to nie tylko rewelacyjnie skonstruowana powieść historyczna, to także doskonała powieść obyczajowa. Ukazująca złożone relacje rodzinne, towarzyskie, międzyludzkie. Polecam!
Latem 1924, w wiejskiej posiadłości Riverton, nad brzegiem jeziora popełnia samobójstwo młody poeta. Świadkami tego zdarzenia są dwie siostry, których koleje życia w tym momencie na zawsze się rozejdą. To tragiczne, tajemnicze wydarzenie budzi ciekawość także po latach. W 1999 młoda reżyserka postanawia odtworzyć historię i pokazać wszystko co doprowadziło to tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-13
,,Zawołajcie położną" to fascynująca podróż do Anglii lat 50-tych XX wieku. Do dzielnic zamieszkanych przez biedniejszą ludność, dokerów, a nawet prostytutki. Ten niezwykły obraz odradzającego się po wojnie Londynu obserwujemy oczami młodej położnej. Pracuje ona w Domu Nonnata, fikcyjnej organizacji, która zrzesza świeckie i zakonne położne niosące pomoc ciężarnym i położnicom.
Jenny, nasza bohaterka, dopiero stawia pierwsze kroki w zawodzie. Od początku musi się mierzyć z trudami swojego powołania. Dostrzega, pomaga i towarzyszy ludziom w chwilach ogromnej radości, prawdziwego cierpienia, zmagań z losem, rozczarowań i radosnych zaskoczeń. Każda kobieta, której pomaga urodzić dziecko jest inna i inną opowiada historię. W tle przewija się też cała galeria barwnych, nietuzinkowych postaci, które znacznie ocieplają szarą powojenną rzeczywistość.
,,Zawołajcie położną" to opowieść do której będzie chciało się wracać. Ciepła, pozytywna, pokazująca, że w ludziach zawsze siedzi ogromna chęć życia i przetrwania. Dodatkowym atutem jest rzetelne, wręcz reporterskie odmalowanie Londynu lat 50-tych, jako przestrzeni już nie istniejącej. Polecam!
,,Zawołajcie położną" to fascynująca podróż do Anglii lat 50-tych XX wieku. Do dzielnic zamieszkanych przez biedniejszą ludność, dokerów, a nawet prostytutki. Ten niezwykły obraz odradzającego się po wojnie Londynu obserwujemy oczami młodej położnej. Pracuje ona w Domu Nonnata, fikcyjnej organizacji, która zrzesza świeckie i zakonne położne niosące pomoc ciężarnym i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na okładce można przeczytać: ,,Fenomenalna", ,,Powieść, za którą tęskni się po przeczytaniu ostatniej strony." Czytałam, czytałam i czytałam w poszukiwaniu tego czegoś i... no właśnie.
,,Lot motyla" to opowieść o Dellarobii, dwudziestokilkuletniej kobiecie mieszkającej w maleńkim miasteczku gdzieś w Appalachach. Przypadkowa ciąża i małżeństwo w bardzo młodym wieku sprawiło, że utknęła w życiu, którego nie lubi. Przypadkowo staje się świadkiem zadziwiającego zjawiska: stado motyli monarszych postanawia przezimować w pobliskim lesie. Od tego momentu te owady staną się najważniejszym wydarzeniem wpływającym na losy wielu osób, w tym przede wszystkim samej Dellarobii.
Niestety nie udało mi się odnaleźć owej wspomnianej fenomenalności w książce. A na prawdę próbowałam. Jak dla mnie jest to powieść przegadana. Za dużo w niej niepotrzebnym słów. Porusza może i istotne kwestie jak zmiana środowiska, ekologia oraz próba zmiany własnego życia ale wszystko opowiedziane jest tak sucho, że czasami można zasnąć. To co najistotniejsze ginie w natłoku banalnych, pustych opisów. W sumie może o to chodzi. Aby pokazać, że tak samo wygląda codzienność każdego. Walka o przetrwanie, zamartwianie się błahymi rzeczami i nadzieja, że pewnego dnia zdarzy się coś co zmieni to wszystko. Mnie bardzo to wszystko zmęczyło. Chyba jednak wolę szukać czegoś innego w książkach.
Na okładce można przeczytać: ,,Fenomenalna", ,,Powieść, za którą tęskni się po przeczytaniu ostatniej strony." Czytałam, czytałam i czytałam w poszukiwaniu tego czegoś i... no właśnie.
więcej Pokaż mimo to,,Lot motyla" to opowieść o Dellarobii, dwudziestokilkuletniej kobiecie mieszkającej w maleńkim miasteczku gdzieś w Appalachach. Przypadkowa ciąża i małżeństwo w bardzo młodym wieku...