-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać69
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2023-12-31
2023-12-01
2023-05-04
Powiem tak. Po średniej ocen oczekiwałem chłamu, a zamiast tego dostałem całkiem korpulentną intrygę z postaciami, które nie były mi obojętne, w dodatku autor zaserwował mi kilka fajnie rozpisanych momentów, gdzie może nie rozległ się śmiech, ale uśmiech miałem rozciągnięty od ucha do ucha.
Wieś Szurpiły, położona gdzieś niedaleko Suwałk będzie świadkiem niebywałych, czasami wręcz makabrycznych wydarzeń, jakie się już niedługo tu rozegrają. Główną bohaterką jest tu projektantka wnętrz, Magda Żaboklicka, która zajmuje się odrestaurowaniem tutejszego 'dworku', który ostał się po prawdopodobnie zamordowanym właścicielu. Szkopuł w tym, że coś się dzieje w okolicy zabudowań, a sama kobieta widzi 'coś' obok domu. Zdecydowanie coś chce się dostać do środka...
Na szczęście szybko pojawiają się inne postacie na które kobieta może liczyć bardziej niż na tutejsza władzę. Waldemar Mrocz, redaktor niszowego miesięcznika i entuzjasta kryptozoologii, podąża wszędzie tam, gdzie 'ktoś coś' widział i ma hopla na tematy niewyjaśnionych zjawisk. Mrocz to postać dosyć ciapciowata, ale ma jeden szczególnie ważny aspekt, który wręcz pokochałem. Ale o tym za moment. Bo jest jeszcze młody dzielnicowy, Piotr Nowicki, który choć mocno chętny do działania, tak jeszcze popełnia sporo błędów żółtodzioba. Mimo pewnych nieracjonalnych zachowań da się lubić otrzymując ode mnie status: swojego chłopa.
I jest frecia! Bodajże Kasia, ale wybaczcie - książkę czytałem z cztery miesiące temu i pozapominałem część rzeczy. Niemniej było w tym tyle dobra, że nawet po takim czasie w pamięć wyryły mi się co lepsze momenty. A tchórzofretka kradnie każdą stronę na której się znajduje! Serio, wręcz czekałem z niecierpliwością, kiedy to stworzonko coś odwali. Ciekawski futrzak nieraz przeważy szalę szczęścia na stronę bohaterów. Czyste złoto. FRECIA RZĄDZI!
Legendy legendami, a tu w okolicy mają być wilkołaki, więc przed naszym kwartetem nie lada zagadka kryminalna, bo tytuł Krzysztofa Jaszy to żaden horror, a intryga ze szczyptą grozy, która początkowo mocno mglista i nieco chaotyczna, okazuje się całkiem zgrabnie rozpisaną historią. W dodatku jest podlana sporą dokładką wątków obyczajowych, ale tu stanowi to tylko dodatek do całości.
Nie będę Wam wciskał kit, że to najlepsza książka tego roku, ale do pretendenta największego zaskoczenia to już aspiruje. Dostałem tu tyle dobra, choć zachowanie bohaterki względem posterunkowego po pewnym nocnym zajściu nakazało mi chwilę pomyśleć nad tematem kobiecego wyrachowania... Niemniej jest to okoliczność zgoła nad wyraz realna, bo takowe rzeczy się zdarzają, więc dobrze że ktoś to zamieścił w książce. Dobrze, że całość kończy się pozytywnie.
Czekam z nadzieją, że będzie coś dalej, bo tu aż się prosi o jeszcze coś więcej. A to wystarczy za rekomendację, skoro czytelnikowi jest 'mało". Za swojskie klimaty, z małą nutką thrillera, sporą dozą akcji i racjonalnym wyjaśnieniem intrygi, jaka oplotła okolicę, zwłaszcza kiedy do wagi problemu dołączył jeszcze pewien skarb. Złoto.
Powiem tak. Po średniej ocen oczekiwałem chłamu, a zamiast tego dostałem całkiem korpulentną intrygę z postaciami, które nie były mi obojętne, w dodatku autor zaserwował mi kilka fajnie rozpisanych momentów, gdzie może nie rozległ się śmiech, ale uśmiech miałem rozciągnięty od ucha do ucha.
Wieś Szurpiły, położona gdzieś niedaleko Suwałk będzie świadkiem niebywałych,...
2023-08-08
Interpretacja Makbeta i zagadnień około teatralnych w wykonaniu sir Pratchetta to istna, humorystyczna bomba, która jest dawką zalecaną na gorszy dzień. Praktycznie nie ma możliwości, aby humor nie uległ poprawie.
Król Verence dostaje kosę sztyletem i umiera, jak to mają w zwyczaju królowie w świecie Dysku. Staje się duchem nawiedzającym zamek, kiedy jego brat, książę Felmet, przejmuje władzę. Do pełni szczęścia trzeba tylko wyeliminować jeszcze jeden szczegół.
Dziecko, któremu pisana jest korona, ale życie małego jest zagrożone. Na szczęście malec trafia za kaprysem losu w ręce trzech specyficznych wiedźm, w tym jedna z nich to TA babcia Waetherwax, więc na pewno będzie śmiesznie. Do kanonu świetnych postaci dochodzą tu też niania Ogg i kot Greebo. Możecie też liczyć, że ikoniczny Śmierć też tu zaliczy występ gościnny.
Trzy wiedźmy mają plan na uratowanie królestwa, ale nie mogą się tak wprost zaangażować. Przynajmniej nie w sposób rzucający się w oczy. Zauważywszy wędrowny teatr zostawiają dziecko w rękach tutejszego dyrektora, a koronę chowają do skrzyni. Tak zaczyna się ta legenda, przy której miejscami można śmiać się do rozpuku.
Sir Terry to klasa sama w sobie. To unikat na skalę światową, w brytyjskim wydaniu. I przy tym jest uniwersalny, za każdym razem swoją opowieścią komentując jakąś materię. Postaci są zarysowane fantastycznie i nie mam żadnego punktu do którego mógłbym się przyczepić. Jedna z tych lektur, które wypada mieć na półce.
Interpretacja Makbeta i zagadnień około teatralnych w wykonaniu sir Pratchetta to istna, humorystyczna bomba, która jest dawką zalecaną na gorszy dzień. Praktycznie nie ma możliwości, aby humor nie uległ poprawie.
Król Verence dostaje kosę sztyletem i umiera, jak to mają w zwyczaju królowie w świecie Dysku. Staje się duchem nawiedzającym zamek, kiedy jego brat, książę...
2023-08-01
Kolejne spotkanie z nieudolnym czarodziejem, Rincewindem, który pokazuje jednak swoje duże serce i waleczność, nawet pomimo standardowej dawki kręcenia i prób ratowania swojego życia, po wpadce w bardzo poważne problemy, które tym razem wkraczają na wyższy poziom.
A zaczęło się od maga, który złamał zasady. Opuścił Niewidoczny Uniwersytet, ożenił się i spłodził dzieci. Jak wiemy już z "Równoumagicznienia" ósmy syn zwykłego niemagicznego człowieka zostaje magiem. Co się dzieje, gdy mag spłodzi osiem dzieci? Rodzi się czarodziciel. Istota, która jest magią. Która kreuje magię. Która zmieni cały dotychczasowy świat magiczny.
Tylko co na to magowie, którzy już przyzwyczaili się do pewnej maniery i roli społecznej. Teraz dostaną moce, które potrafią zawrócić w głowie. Cena: uznać przybyłe dziecko za rektora placówki. Nikt, nie jest w stanie powstrzymać chłopaka. Coin rządzi. W towarzystwie laski, która wydaje się żyć... Zaczyna się zamęt i kłopoty.
A tam gdzie kłopoty, tam i Rincewind, który wpada z rynny pod parapet. Aby uznać czarodziciela za rektora należy go "ukoronować". Szkopuł w tym, że kapelusz, jaki ma być użyty do tej ceremonii, ma własne plany. Nowa przygoda, nowe postacie, takie jak Conena, barbarzyńska fryzjerka czy Nijel Niszczyciel, który nadal nosi wełniane majty. No i jest Bagaż, który ma sugestywne spojrzenie (nie pytajcie).
Pratchett ma unikalny styl, którego próżno szukać gdziekolwiek. Żarty są świetne, choć historia jest w sumie prosta, ale być może to stanowi o sile dzieł zmarłego autora. Dla mnie to świetna okazja, aby poprawić sobie humor, bo książki na trudniejsze dni są jak panaceum na ból głowy.
Kolejne spotkanie z nieudolnym czarodziejem, Rincewindem, który pokazuje jednak swoje duże serce i waleczność, nawet pomimo standardowej dawki kręcenia i prób ratowania swojego życia, po wpadce w bardzo poważne problemy, które tym razem wkraczają na wyższy poziom.
A zaczęło się od maga, który złamał zasady. Opuścił Niewidoczny Uniwersytet, ożenił się i spłodził dzieci. Jak...
2023-06-06
W "Równoumagicznieniu" czuć było, że Pratchett powoli, ale metodycznie rozbudowuje wykreowany świat i była to piekielnie dobra lektura, ale do klasyk gatunku jeszcze jej trochę brakło. Autor sięgnął po postać, która wydawał się humorystycznie najlepsza. Sam ŚMIERĆ. Ten. Powstało coś cudownego.
Świat Dysku. Mała wioska i rodzina, która chce wypchnąć chuderlawego, dojrzewającego syna na czyjegoś pomocnika (bo w domu jest zbyt dużo gęb do wykarmienia). Kłopot w tym, że tytułowy Mort ma dwie lewe ręce i nie za bardzo się do czegoś nadaje. Ale po chwili pojawia się ON. Rzuca propozycję i tak niepozorny chłopak staje się czeladnikiem samego śmierci.
Ach, ŚMIERĆ to świetny typ, który wykonuje swoje zadania sumiennie, ale też ma czasami chęć na odpoczynek. Teraz trafia się ku temu okazja, bo przecież nowy nie odwali nic groźnego. Jest jeszcze Ysabel, przybrana córka śmierci oraz Albert, ni to lokaj, ni to gospoś, który zarządza przybytkiem pana otchłani. Szkopuł w tym, że Mort ma za mocny kręgosłup moralny i słabość do pewnej księżniczki, którą poznaje... poprzez pracę. Niewykonanie swoich obowiązków skutkuje paroma rzeczami, być może o globalnych skutkach...
Tak się prezentuje część fabuły czwartej odsłony cyklu Świat Dysku i ociera się on o czysty geniusz. Rozważania Śmierci na temat życia czy próby poznawania jego aspektów to czysta poezja i wytwór wyobraźni tak bogatej w szczegóły, że potrafi przytłoczyć detalami. Mort to też pokaz specyficznego, brytyjskiego humoru autora, choć tu żarty wydają się mieć bardziej uniwersalny przekaz. Niemniej jest ich sporo i uśmiech pojawia się na twarzy nader często.
Świetne charaktery, interesujące interakcje między nimi, humor i serducho, które czuć z kartek. To coś co jest znakiem rozpoznawczym Pratchetta. Wplatanie przemyśleń, (w tym przypadku nad śmiercią) to coś z czego będzie się składał każdy następny tom i trzeba przyznać, że jest barwnie. I unikatowo. Dajcie się porwać tej przygodzie. Istnieje szansa, że Was wessie na wiele tomów, bo to fantastyczna zabawa dla każdego. Dla nastolatka, jak i dorosłego. I każdy coś z tego wyciągnie dla siebie.
W "Równoumagicznieniu" czuć było, że Pratchett powoli, ale metodycznie rozbudowuje wykreowany świat i była to piekielnie dobra lektura, ale do klasyk gatunku jeszcze jej trochę brakło. Autor sięgnął po postać, która wydawał się humorystycznie najlepsza. Sam ŚMIERĆ. Ten. Powstało coś cudownego.
Świat Dysku. Mała wioska i rodzina, która chce wypchnąć chuderlawego,...
2023-10-06
Mój kłopot z trzecią w kolejności książką śp. mistrza fantasy, w dodatku obleczoną w specyficzny humor jest taki, że jej lekturę z czasów jeszcze gimnazjum, zapamiętałem nieco inaczej niż postrzegam ją już jako bardziej świadomy czytelnik. Może dlatego więcej rzeczy wydaje mi się tu bardziej przyziemne niż zapamiętałem.
Nadal jest to unikatowe doświadczenie, bo książka daje wiele okazji do tego, żeby sobie prychnąć, kiedy leży się w kącie, co daje możliwość do nieświadomego kopiowania zachowania pewnej postaci z opowieści przez moją narzeczoną... (która próbuje się domyślić, co to spowodowało [nie daj Boże, ona] i świdruje mnie wzrokiem, myśląc że te głupkowate uśmiechy czegoś dowodzą, po czym zauważa, że coś czytam i się uspokaja [swoją drogą można cisnąc z kogoś bekę, trzymając książkę i ludzie pomyślą podobnie. Fantastyczne, zwłaszcza, że chroni przed `śliwką` pod okiem] - z drugiej strony bez książki taki uśmiech to broń obosieczna, zwłaszcza kiedy pojawi się wskutek zdarzenia sytuacyjnego, kiedy pamięć zadziała wreszcie jak należy i przywoła coś ze swoich głębin, taki fragment zapamiętanej opowieści i ludzie Ci się przyglądają, analizując czy ma się wszystkie klepki na miejscu...).
Pratchett miał dar ironicznego rozkładania wszelakich aspektów ludzkiego życia, takich jak funkcjonowanie społeczeństwa, mechanizmy psychologii, polityki, religii czy kultury (tu wstaw inną dowolną materię) na czynniki pierwsze, często obrazując je w nieco karykaturalny, odwrócony sposób. Ale funkcjonuje to tak, że dorosły czytelnik łatwo potrafi wyłapać takie niuanse, odniesienia, rozważania czy szpileczki wbite tu i ówdzie, pod w gruncie rzeczy uniwersalną historią, łatwą do przyswojenia nawet przez nieco młodszych czytelników. Problem jest tylko taki, że jest to subiektywne (jak każda twórczość, która coś wyraża) i nie zawsze trafia do każdego odbiorcy.
Esk od maleńkości pisano coś wielkiego. Jest ósma córką ósmego syna i zostaje wybrana przez umierającego maga, na jego następcę. Szkopuł w tym, że mag nie ma wyboru i dokonuje pewnego precedensu, przekazując swoją laskę kobiecie. Bo w tym świecie nie ma magów-kobiet. Są tylko faceci i ich skostniałe tradycje. Mamy zatem młodą, dojrzewającą dziewczynkę i jej cudaczną, ale cudowną opiekunkę, Babcie konta magiczny patriarchat. Plus wspomnianą magiczną laskę, która pełni rolę kufra z poprzednich dwóch historii z tego świata. Laska ma wywalone na nierówności w ramach płci i wspomaga wybraną w swoich dążeniach. Na różne sposoby.
W tle cały zalew absurdu oraz podbudowa świata na potrzeby dalszych historii. Dlatego też Równoumagicznienie traktuję jako udany produkt rzemieślniczy, który służy czemuś. Tu temat równouprawnienia płci, w tle zmieniając pewne uprzedzenia, wynikające z tradycji. Kozy. Ankh-Morpork. Magia. Czarownice. Niewidoczny Uniwersytet. Bibliotekarz-orangutan. Nieco więcej na temat prawideł rządzących światem Dysku. I ta lekkość pióra, której można tylko pozazdrościć. To też idealne miejsce na rozpoczęcie przygody z całą serią. A będzie tylko lepiej.
Mój kłopot z trzecią w kolejności książką śp. mistrza fantasy, w dodatku obleczoną w specyficzny humor jest taki, że jej lekturę z czasów jeszcze gimnazjum, zapamiętałem nieco inaczej niż postrzegam ją już jako bardziej świadomy czytelnik. Może dlatego więcej rzeczy wydaje mi się tu bardziej przyziemne niż zapamiętałem.
Nadal jest to unikatowe doświadczenie, bo książka...
2023-10-06
Może nie ma tu takiego miodu, jak przy "Trzech wiedźmach", ale to nadal stary, dobry Pratchett, który bierze na wokandę temat Starożytnego Egiptu, wierzeń czy obyczajów Egipcjan i przetrawia je w sobie znany sposób. I wychodzi to dobrze, aczkolwiek nie obyło się tu bez dłużyzn, nieco nudnych. Niemniej to nadal autor, który potrafi przykuć jednym absurdalnym motywem.
Teppic szkoli się w Ankh-Morpork na skrytobójcę, dzięki czemu możemy rzucić okiem na tę gildię. Ten motyw pojawi się w serii jeszcze nie raz. Niemniej przeznaczenie wzywa chłopaka do stolicy swojego kraju - Djelibeybi, bo jego ojciec-faraon umiera i ktoś musi przejąć schedę. Los wzywa chłopca, któremu trudno się dostosować do nowych realiów. Ale zawsze może liczyć na przybocznego najwyższego ambitnego kapłana, Diosa.
Konfrontacja z lokalnymi zwyczajami jest bardzo zabawna, a nauka protokołu królewskiego jest dla bohatera nader trudna. A kłopoty zaczną się piętrzyć, kiedy Teppic spotka się z Ptraci, niedawną podopieczną zmarłego ojca. To wyzwoli reakcję, która otrze się nie raz o śmierć czy zaburzenia czasoprzestrzenne. Dzieję się naprawdę dużo, tyle że miejscami.
Jest też wielbłąd Ty Draniu, który okazuje się mistrzem matematyki. Zmarły faraon nie chce spędzić wieczności we własnej piramidzie. Budowniczy piramid wykorzystujący zaburzenia czasowe, aby nieco wyzyskać podwykonawców. Sąd, gdzie wyrok władcy jest interpretowany przez kapłana zupełnie inaczej niż życzy sobie faraon. Absurdów jest tutaj sporo, ale nadzwyczaj często idealnie trafiało to w mój gust.
Jako minus (poza chwilowymi bardziej siermiężnymi kawałkami fabuły prawie na początku tytułu) można wziąć w gruncie rzeczy mocno standardowe/stereotypowe rozwiązania fabularne, ale liczba gagów, wtrętów humorystycznych jest tu ogromna. A sir Terry potrafi zaskoczyć, oj potrafi.
Może nie ma tu takiego miodu, jak przy "Trzech wiedźmach", ale to nadal stary, dobry Pratchett, który bierze na wokandę temat Starożytnego Egiptu, wierzeń czy obyczajów Egipcjan i przetrawia je w sobie znany sposób. I wychodzi to dobrze, aczkolwiek nie obyło się tu bez dłużyzn, nieco nudnych. Niemniej to nadal autor, który potrafi przykuć jednym absurdalnym motywem.
Teppic...
2023-02-03
Uwielbiam. I w zasadzie mogę na tym zakończyć.
Za humor, który trafia idealnie w moje gusta. Drzewa, Cohen, trolle, Octavo, Dwukwiat. I ŚMIERĆ. Wszelakie interakcje pomiędzy bohaterami. Dawno już się tak nie uśmiałem, a tytuł ten pamiętam jeszcze ze studiów. I mam pewność, że przejdę teraz przez całą serię.
Co do fabuły. Znów towarzyszymy Rincewindowi i Dwukwiatowi w ich podróży. Zdarzyło im się wypaść poza dysk świata, ale teraz wracają. Zaistniał jednak inny problem. Coś się zbliża do A'Tuina, gigantycznego żółwia, na którym tkwi ten świat i wydaje się, że dojdzie do zderzenia, w skutek czego, końca świata. Szkopuł w tym, że wypowiedzenie ośmiu zaklęć z antycznej księgi może temu zapobiec. Jedno z nich tkwi w umyśle naszego bohatera, który popada to w coraz to nowe tarapaty i ucieka od przeznaczenia. Tyle, że to za nim podąża, podając to coraz to nowy pretekst do sal śmiechu. Więcej nie zdradzę.
Kontynuacja "Koloru Magii" daje nam to samo co poprzednik plus dużo więcej. Przede wszystkim nie miałem wrażenia, że to debiut, ale "Blask..." nie jest pozbawiony wad. Mimo faktu, że jest to krótka historia, to autor nie zdołał uniknąć paru dłużyzn. No i fabuła przypomina zlepek historii typu "the best of", ale i tak polecam, bo jest tu czuć wielkie serducho. Aż żal, że ten rozdział został zakończony...
Uwielbiam. I w zasadzie mogę na tym zakończyć.
Za humor, który trafia idealnie w moje gusta. Drzewa, Cohen, trolle, Octavo, Dwukwiat. I ŚMIERĆ. Wszelakie interakcje pomiędzy bohaterami. Dawno już się tak nie uśmiałem, a tytuł ten pamiętam jeszcze ze studiów. I mam pewność, że przejdę teraz przez całą serię.
Co do fabuły. Znów towarzyszymy Rincewindowi i Dwukwiatowi w ich...
2023-02-01
Ostatnie zeszyty z masywnej serii, którą od początku do końca prowadziła legenda branży, czyli Bendis w okresie, kiedy mu się naprawdę chciało coś robić, a nie odcinać kupony (tak, paczę na Ciebie Supermanie!) od znanej marki. Jest coś w tej postaci, że zakorzeniła się bardzo głęboko w naszej kulturze i mimo masy historii, jakie na przełomie lat opowiadały o losie Pajączka, nadal hipnotyzuje.
Musiało do tego dojść. Przeszłość lubi o sobie przypominać i wszystko zmierzało do konfrontacji. Wraca Eddie Brock, a wraz z nim pasożyt zwany Venomem, który rozpaczliwie chce uzyskać dostęp do ciała Petera... Jednocześnie wraca osoba zza grobu i okazuje się być katalizatorem kolejnych wypadków. Niestety nie to jest jednak najgorsze. Do Nowego Jorku zmierza fala Ultimatum wywołana w skutek działań Magneto. Zginą miliony, w tym też bohaterowie...
Jak zwykle oprócz bitki mamy sporo relacji pomiędzy bohaterami, które tylko służą wzmocnieniu naszej więzi emocjonalnej z Pajączkiem i trzeba przyznać, że wychodzi to naprawdę dobrze. Jest tu kilka chwil, które sprawiają, że trzymamy kciuki, aby to co prezentuje nam Bendis, nie okazało się prawdą. Zaskakująco ciepły jest tutaj też wątek J. Jonah Jamesona, który przeżywa tu swoiste katharsis i wspomina kilka spraw Pajączka, a które nieco ubarwiał. Tu zobaczymy jak wyglądały rzeczywiście, bez ubarwienia.
Jest tutaj wiele występów gościnnych, które kończą się czasami w zaskakujący sposób. Co się stało z Dr. Strange'm? Ten minus, że część wydarzeń tu ukazanych ma miejsce w innym evencie i nasz Pajączek tylko liźnie je z wierzchu, co czuć, bo w pewnych momentach miałem luki fabularne i znaczące przeskoki. Zaskakująco sporo miejsca ma tu też... Hulk.
Seria o Pajączku ze świata Ultimate uważam za jedną z najlepszych, jaka jest dostępna na polskim rynku. To też dobry tytuł, aby zacząć swoją przygodę z komiksem w ogóle, bo jest pisana bardzo przyswajalnym style i wygląda bajecznie nawet po przeszło dwudziestu latach od premiery pierwszego zeszytu z serii. Dla mnie miód, cud i orzeszki. A to nie koniec, bo przed nami jeszcze dwa zbiorcze tomy.
Ostatnie zeszyty z masywnej serii, którą od początku do końca prowadziła legenda branży, czyli Bendis w okresie, kiedy mu się naprawdę chciało coś robić, a nie odcinać kupony (tak, paczę na Ciebie Supermanie!) od znanej marki. Jest coś w tej postaci, że zakorzeniła się bardzo głęboko w naszej kulturze i mimo masy historii, jakie na przełomie lat opowiadały o losie Pajączka,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-05
Niby nic odkrywczego i od samego początku można się domyślić, w jakim kierunku to zmierza, ale i tak bawi. Głównie za sprawą relacji pomiędzy bohaterami oraz za każdym razem, kiedy Lobdell prezentuje nam Bizzaro. Miód, bo klon Supermana kradnie tu każdy możliwy kadr.
Zastanawiające jak odbił się autor po fatalnych występach w ramach New 52, gdzie z kilkoma seriami mu "nie szło". Nie mogę mu jednak odjąć tego, że czuje postać Todda i spółki, dając nam tym razem nieco bardziej osobistą historię w kierunku przeszłości Artemis. Nie znaczy, że nie będzie tu lepszych akcji w wykonaniu samego Red Hooda, który w pewnym momencie będzie musiał się zmierzyć z własnym ja. I przeszłością, która odebrała mu życie. Nie ukrywam, że scena "odwetu" jest mocna.
Moje zarzuty są dwa. Przewidywalna historia i mocno nierówna kreska, która nieco odbiera z przyjemności płynącej z fabuły. Po prawdzie nie jest to coś dużego, ale czuć takie szczegóły, co dziwi, bo są tu rysownicy, którzy pracowali w poprzednim runie. Niemniej jest dobrze, ale mogło być lepiej.
Niby nic odkrywczego i od samego początku można się domyślić, w jakim kierunku to zmierza, ale i tak bawi. Głównie za sprawą relacji pomiędzy bohaterami oraz za każdym razem, kiedy Lobdell prezentuje nam Bizzaro. Miód, bo klon Supermana kradnie tu każdy możliwy kadr.
Zastanawiające jak odbił się autor po fatalnych występach w ramach New 52, gdzie z kilkoma seriami mu "nie...
2023-01-04
Nowe rozdanie przygód bohaterki o pakistańskich korzeniach, Kamali Kahn, która musi się odnaleźć w roli członkini Avengers i jednocześnie jakoś pogodzić to z życiem rodzinnym i szkołą. A wybitnie jej to nie idzie i dziewczyna zaczyna się nieco gubić, przez co popełnia błędy. W dodatku jej najbliższy przyjaciel znalazł sobie dziewczynę i Kamala nawet tego nie zanotowała.
A tu ktoś chce przejąć mieszkania w jej okolicy, stosując technologię nanobotów w złych celach. I jeszcze korzystając z wizerunku bohaterki, co źle wpływa na jej PR. A to nie koniec problemów, z którymi aby sobie poradzić, Kamala dosłownie się rozdwoi. Co w tym wszystkim robi Loki, Kapitan Marvel i Avengers?
Dzieło Wilson cechuje się absurdalnym humorem i stylem, który jest nie do podrobienia. Dlatego też całość czyta się tak dobrze, mimo że to nie jest jakaś oryginalna historia. Nawet przeciwnie, tylko płynie z tego dobry morał i można się pośmiać. Niemniej seria nadal ma to coś, co nie pozwala się od niej oderwać. I wygląda dużo atrakcyjniej.
Nowe rozdanie przygód bohaterki o pakistańskich korzeniach, Kamali Kahn, która musi się odnaleźć w roli członkini Avengers i jednocześnie jakoś pogodzić to z życiem rodzinnym i szkołą. A wybitnie jej to nie idzie i dziewczyna zaczyna się nieco gubić, przez co popełnia błędy. W dodatku jej najbliższy przyjaciel znalazł sobie dziewczynę i Kamala nawet tego nie zanotowała.
A...
2023-01-09
Pierwszy kontakt z twórczością sir Pratchetta miałem jeszcze w liceum, gdzie pochłonąłem naprawdę wiele tomów z serii wykreowanej przez tego autora. I jest to seria specyficzna, fantastyka z humorem, czasami tak absurdalnym, że czyta się to na poły z uśmiechem, jak i wybałuszonymi oczyma, gdyż dbałość o detale i niektóre dialogi zostają długo w głowie, niczym książkowe zaklęcie, które wśliznęło się do mózgu głównego bohatera ze stronic pewnej księgi.
Tak, Rincewind. Mag, który nie ukończył akademii, a wspomniane zaklęcie tkwi w jego głowie, uniemożliwiając mu nauki innych formuł. To także tchórz, który dba o swoje nędzne życie i próbuje przetrwać. Pewnego dnia na swojej drodze napotyka turystę z innego zakątka tego dziwnego świata. Świata, który ma kształt dysku, który to znajduje się na grzbietach czterech słoni. A te słonie z kolei stoją sobie na plecach ogromnego żółwia, który przemierza kosmos. Kreatywności sir Terry'emi za życia nikt nie mógł odmówić.
Dwukwiat, bo tak zowie się podróżnik-amator, chce poznać ten zakątek świata. Szkopuł w tym, że pojawienie się osoby, która szasta kasą na prawo i lewo łatwo ściąga uwagę wszelkich złodziei i innych męt. A na maga spada zadanie opiekowaniem się przybyszem (bądź utrzymania go przy życiu). Nie będzie ono łatwe. W dodatku za turystą podąża jego bagaż, który ma nogi i dosyć sporą inteligencję. Przygód jest tu co nie miara, ale Ankh-Morpork to dopiero pierwszy przystanek w tym świecie. Choć miasto ma sporo do zaoferowania, to historia powiedzie bohaterów w różne rejony Świata Dysku.
A to raz stawimy czoła kultowi istoty rodem z Lovecraftowskich wierzeń (a całość będzie swoistą grą bóstw tego świata), a raz zawędrujemy do krainy, gdzie smoki są tworzone... ludzką myślą. Na sam koniec trafimy też na Kraniec. Dysku. Na różnorodności i absurd nie ma co narzekać, bo te są najwyżej próby. Tyle, że pierwszy tom bywa trudny w odbiorze i trzeba mieć tą świadomość - jest całkowicie odmienny od tego co autor zaprezentuje w dalszych tomach, choć humor pozostaje podobny. Wszystko poza bohaterami będzie jeszcze korygowane, więc 'Kolor magii' wypada uznać za pole testowe pisarza, choć naskrobane z jakością jakiej może pozazdrościć spore grono autorów.
Bohaterów da się lubić i trzeba im kibicować. Sam personalnie mam troszkę niedosyt, bo książka jest krótka, ale jest na to remedium. Prawie czterdzieści innych pozycji z cyklu, po które z pewnością sięgnę. I przy lwiej części będziecie bawić się wybornie i jestem pewny, że dam tu najwyższe noty. Bo tutaj mamy czystą fantastykę, potem sir Terry zacznie kpić w brytyjski sposób ze wszelakich spraw, wyszczególniając ludzkie słabostki, mnogie aspekty naszej aktualnej rzeczywistości, mieląc problemy świata, w sposób dowcipny. Nie sposób tego przedawkować, chce się więcej.
PS. Śmierć rządzi. Choć i on ulegnie małym poprawkom, co do charakteru. Tak, ON. I ten jego wisielczy humor...
Pierwszy kontakt z twórczością sir Pratchetta miałem jeszcze w liceum, gdzie pochłonąłem naprawdę wiele tomów z serii wykreowanej przez tego autora. I jest to seria specyficzna, fantastyka z humorem, czasami tak absurdalnym, że czyta się to na poły z uśmiechem, jak i wybałuszonymi oczyma, gdyż dbałość o detale i niektóre dialogi zostają długo w głowie, niczym książkowe...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Nowa" seria traktująca o przygodach Deadpoola w ramach polskiego wydania serii All New All Different Marvel aka Marvel 2.o to nareszcie krok we właściwym kierunku, gdyż narracja znów skupia się na głównym bohaterze, a nie serwuje na wy#ryw mało interesujących postaci, które funkcjonują obok bohatera.
Deadpool stracił już wiele razy głowę, co spowodowało luki w pamięci. Teraz jednak jego zwichrowany umysł miał odkryć prawdę. Za śmierć rodziców Wade ma odpowiadać nie kto inny jak Sabretooth. Szkopuł w tym, że przeciwnik zna całą prawdę, a że zmienił też podejście do życia (vide Original Sin) to postanawia zachować pewne fakty dla siebie, aby nie pognębić postać.
Jest to o tyle problematyczne, że prowadzi całość do serii efektownych bójek, ale też całkiem niezłych dialogów, które dają frajdę. Są tu oczywiście żarty typowe dla tej serii, ale są jakby stonowane i wybrane bardziej w punkt. Sprawia to, że mój odbiór historii jest pozytywny i średnia kontynuacja przygód Deadpoola w 2099 roku nie zaciera moich pozytywnych odczuć (to tylko jeden zeszyt).
Duggan bez Posehna jest zauważalnie słabszy w prowadzeniu kontynuacji przygód Wilsona, ale i jemu zdarzają się przebłyski. Tak jest tutaj. Nie jest to innowacja, nie przeszereguje to kanonu postaci, ale da frajdę.
"Nowa" seria traktująca o przygodach Deadpoola w ramach polskiego wydania serii All New All Different Marvel aka Marvel 2.o to nareszcie krok we właściwym kierunku, gdyż narracja znów skupia się na głównym bohaterze, a nie serwuje na wy#ryw mało interesujących postaci, które funkcjonują obok bohatera.
więcej Pokaż mimo toDeadpool stracił już wiele razy głowę, co spowodowało luki w pamięci....